Kathe POV'
Dochodziła 11 rano, kiedy do domu wreszcie wrócili chłopcy. Odetchnęłam z
ulgą i uśmiechnięta powędrowałam do korytarza, aby się z nimi przywitać. Mój
uśmiech gwałtownie zniknął, kiedy przyjrzałam się ostatniemu chłopakowi.
Szybkim krokiem ominęłam chłopców i delikatnie, uważając aby nie zrobić
szatynowi krzywdy objęłam jego twarz dłońmi.
- Co się stało?
- Nic.- burknął chłopak, unikając mojego wzroku i patrząc gdzieś zza mnie.
- Gówno prawda, przecież widzę.- stanęłam na palcach, próbując dorównać
chodź trochę do wzrostu Justin'a.
Skrzywiłam się, przypatrując się dokładnie poobijanej twarzy.
Pocałowałam delikatnie jego podpuchnięte oko i siniaka na policzku.
Nie musiałam czekać długo aż ramiona Bieber'a objęły mnie w tali.
– Co się stało?- ponowiłam pytanie.
- Miałem niespodziewane starcie, z takim jednym skurwielem.- oznajmił.
Westchnęłam, zdając sobie sprawę, że nie wyciągnę żadnych informacji od
chłopaka.
Zarzuciłam ręce na kark Justin'a, wtulając się w jego szyję.
Zarzuciłam ręce na kark Justin'a, wtulając się w jego szyję.
- Cokolwiek robisz, lub masz zamiar zrobić, masz na siebie uważać.-
wymamrotałam w jego szyje, a następnie odsunęłam się, ciągnąc chłopaka za sobą
do salonu.
Naprawdę nie chciałam aby komukolwiek z nich stała się krzywda, a już
zwłaszcza Justin'owi, ponieważ to co wydarzyło się w ciągu kilku ostatnich
tygodni, przerażało mnie wystarczająco bardzo i sama nie wiem czy poradziła bym
sobie z kolejnymi tragicznymi wydarzeniami.
Wiem, że chłopcy zrobią wszystko co w ich mocy, aby dorwać tych, którzy
stanęli im na drodze.
- Dowiedzieliście się czegoś nowego?- zapytałam, wchodząc do salonu. Justin
usiadł jako pierwszy na kanapie i pociągnął mnie na swoje kolana, obejmując
mnie w tali.
Chłopcy pokręcili głowami, a mi w tym samym czasie przypomniała się rozmowa,
którą słyszałam u siebie w domu, o której rozmyślałam już wcześniej, dochodząc
do wniosku, że może być przydatna dla nich.
- Tak właściwie... Słyszałam kawałek rozmowy, kiedy siedziałam w
garderobie.- zaczęłam. Nie dane było mi dokończyć, ponieważ Luke mi przerwał.
- Co słyszałaś?
- Właśnie mam zamiar powiedzieć. Spokojnie, Luke. – mruknęłam, starając
przypomnieć sobie nazwisko. – Wydaje mi się że jakiś Thomas obserwował mój dom
i chyba stąd wiedzieli że jestem sama, potem jeden z nich powiedział, że muszą
mnie znaleźć inaczej Rogers zabije ich, jeśli nie przywiozą mnie.
W salonie zapanowała kompletna cisza. Wszyscy spoglądali na siebie bez
słowa.
- Jesteś pewna, że powiedzieli Rogers?- zapytał Max, robiąc przy tym dziwną
minę. Pokiwałam głową.
- Kurwa, tego bym się w życiu nie spodziewał.- oznajmił Chaz i złapał się za
głowę.
Widziałam jak chłopcy przenoszą wzrok z Justin'a na Ryan'a.
- Wiecie kto to, prawda?- zapytałam. Justin zsunął mnie delikatnie ze swoich
kolan i wstał. Wyciągnął z kieszeni papierosy i zapalniczkę, kilka sekund
później zaciągając się odpalonym papierosem i wychodząc przez drzwi tarasowe na
zewnątrz. Za Bieber'em ruszył Ryan.
Westchnęłam i wyciągnęłam telefon z kieszeni aby sprawdzić godzinę, ponieważ
o 13, musiałam zjawić się w galerii.
- To może chociaż spróbujecie mi pomóc?- zagryzłam wargę rozglądając się po
pozostałej czwórce.
- Jasne, o co chodzi?- zapytał Max.
- Muszę przed 13 być w tej dużej galerii koło centrum. Pojechała bym tam
sama, ale nie mam samochodu. Mógłby któryś z was, mnie tam zawieść? Byłabym
ogromnie wdzięczna.- spróbowałam zrobić oczka szczeniaczka, przez co chłopcy
się zaśmiali.
- Dobra, zawiozę Cię.- oznajmił Chaz.
- Dziękuje.- wstałam i przytuliłam krótko chłopaka, co ten odwzajemnił – Idę
na górę.
- Dobra. Po 12 zejdź gotowa na dół.- pokiwałam głową i wybiegłam z salonu.
Wzięłam prysznic, związałam włosy w luźnego warkocza i zrobiłam lekki
makijaż z kosmetyków, które na szybko zabrałam z domu. Ubrałam się w świeże
ubrania, bo jak do tej pory chodziłam w tych, które ubrałam wieczorem w moim
domu. Wyświetlacz w moim telefonie wskazywał godzinę 11:58, więc zdecydowałam
się zejść już na dół i poczekać na Chaz'a.
- Gdzie się wybierasz?- zapytał Justin w chwili kiedy przekroczyłam próg
salonu. Szatyn z trzaskiem zamknął laptopa i sięgnął po otwarte piwo, stojące
na szklanym stoliku. Nie odrywając ode mnie wzroku, pociągnął kilka łyków.
Wpatrywałam się w niego, wiedząc już, że chłopak jest zdecydowanie w złym
humorze, ponieważ jego oczy nie miały naturalnego koloru.
- Pytałem, gdzie się wybierasz?- ponowił pytanie, tym razem o wiele ostrzej.
- Chce... coś załatwić.
- Niby co?- prychnął i ponownie przechylił butelkę z piwem.
- Daj jej spokój, chłopie.- obok mnie pojawił się Chaz.
- A ty co, jesteś jej pieprzonym adwokatem?- zapytał odstawiając butelkę z
hukiem na stolik i wstał, idąc szybkim krokiem w naszą stronę. – Ona jest
moja.- warknął wskazując palcem na mnie. – Więc się odpierdol i nie wpierdalaj
nosa w nieswoje sprawy.- wysyczał.
Westchnęłam i przewróciłam oczami, następnie stanęłam przed chłopakiem i
wtuliłam się w niego, zanim zdążył zareagować w inny sposób.
- Oczywiście, że jestem twoja. Nie masz powodu, aby się denerwować.-
mruknęłam w jego klatkę piersiową i oparłam policzek o jego pierś, starając się
uspokoić chłopaka.
Bieber, mimo swoich zmian nastrojów i czasami przerażających zachowań, nadal
był dla mnie tym samym Justin'em, którego kochałam najbardziej na świecie i nie
wyobrażałam sobie jakby to było bez niego. Nawet nie chciałam o tym myśleć.
Sprawy z dnia na dzień komplikowały się coraz bardziej i czasami zastanawiałam
się czy taki sam natłok problemów mieli, zanim pojawiłam się w ich życiu.
- Poczekam na zewnątrz.- odezwał się Chaz, sprawiając tym, że ocknęłam się z
zamyślenia i wróciłam na Ziemię.
Odchyliłam lekko głowę do tyłu i popatrzyłam na Justin'a.
- Wszystko w porządku?
- Gdzie jedziesz?- przechylił głowę na bok, ignorując moje pytanie.
- Muszę coś odebrać, ale niedługo wrócę.- pociągnęłam go lekko za koszulkę i
cmoknęłam w usta. Cofnęłam się z zamiarem wyjścia, lecz chłopak przyciągnął
mnie ponownie do swojej klatki piersiowej, wpijając się w moje usta. Mruknęłam
zaskoczona i zarzuciłam ręce na szyję Bieber'a, odwzajemniając pocałunek.
Justin przygryzł delikatnie moją dolną wargę i oblizał ją, następnie odsunął
się i schylił, opierając swoje czoło o moje. Spojrzałam na chłopaka, zauważając
że ma zamknięte oczy.
- Muszę iść.- mruknęłam, niechętnie przerywając przyjemną ciszę panującą
między nami.
Bieber otworzył oczy i odsunął się. Zdziwiłam się, ponieważ jego oczy w
dalszym ciągu miały ten przerażający kolor.
- Uważaj na siebie.- oznajmił i obrócił się na pięcie, wracając do miejsca,
na którym siedział wcześniej. Zanim usiadł spojrzał na mnie jeszcze raz, więc
obróciłam się w na pięcie i wyszłam z domu.
Na zewnątrz stał zaparkowany Bentey, więc zgaduje, że to nim pojedziemy.
Wsiadłam do samochodu i zapięłam pas.
-Nie rozbił niczego przez te 5 minut?- zapytał chłopak, odpalając silnik i
wyjeżdżając na ulicę.
- Nie, wydaje mi się, że trochę go uspokoiłam.
- Wcale się nie dziwię.- oznajmił, na co podniosłam brwi do góry. – Nie
ważne, nie słuchaj mnie.- machnął ręką.
Wsiadłam do samochodu z szerokim uśmiechem na ustach i zapięłam pas,
uważając przy tym aby nie zgnieść pudełeczka, które miałam w dłoni.
- No więc, co kupiłaś naszemu awanturnikowi na urodziny?- zapytał Chaz,
wyjeżdżając z miejsca parkingowego.
- Skąd wiesz, że to dla niego?
- A co innego możesz robić w galerii o wyznaczonej godzinie, skoro
informujesz mnie, że wrócisz za 5 minut, a raczej nie wydaje mi się żebyś miała
ochotę na zakupy, jeśli wokół dzieje się tak dużo.- oznajmił i posłał mi lekki
uśmiech.
- Taaa, no faktycznie.- oddałam uśmiech.
- No więc co mu kupiłaś? Obiecuje, że nie pisnę nawet słówka.- zagryzłam
dolną wargę i po kilku minutach zastanowienia schowałam niewielki pakunek do
kieszeni kurtki, którą miałam na sobie.
- Zegarek z grawerem.
- Postarałaś się.- mrugnął do mnie i sięgnął dłonią do włącznika radia.
- Chce, żeby był zadowolony. To jego pierwsze urodziny, które spędza ze mną.
- I z pewnością nie ostatnie.
- Mam nadzieje.
Byliśmy jakieś 5 minut od domu, kiedy Chaz wyłączył radio i co chwilę zerkał
w lusterko wsteczne, więc obejrzałam się do tyłu.
- Nie oglądaj się.- mruknął chłopak, więc grzecznie go posłuchałam.
- Co się dzieje?
- Nic, spokojnie.- oznajmił i sekundę później skręcił gwałtownie w prawo.
- Jesteś pewien, Chaz?- spojrzałam w lusterko boczne i oblizałam
zdenerwowana usta, kiedy zobaczyłam dwa motocykle jadące za nami. – Śledzą nas?
- Na to wygląda.- westchnął chłopak.- Przejdź to tyłu.
Odpięłam pas i wykonałam polecenie chłopaka, już miałam zapytać, co robić
dalej, lecz chłopak mnie wyprzedził.
- Pociągnij w swoją stronę środkowy fotel i wyjmij z bagażnika granatową
torbę.- zrobiłam tak jak kazał i rozpięłam ją.
Wciągnęłam powietrze do płuc, kiedy zobaczyłam taką samą broń jaką widziałam
w nocy, w dłoni Justin'a.
- Co to?
- Broń z tłumikiem. Dzięki temu, nie będzie słychać strzałów. Weź ją i
przesiądź się na przód.- zahaczyłam o coś nogą podczas przechodzenia, przez co
upadłam głową na deskę rozdzielczą.
- Cholera, wszystko okay?- spanikował i jedną dłonią pomógł mi usiąść.
- Tak, jest okay.
- Przecięłaś wargę.- westchnął i odebrał ode mnie broń. – Dasz radę zamienić
się ze mną miejscem i poprowadzić?
- Chyba tak.- pokiwałam niepewnie głową.
- Dobra, trzymaj kierownicę i usiądź mi na kolanach, mam nadzieje że Bieber
nie wybije mi za to zębów.- mimowolnie zaśmiałam się i z lekką niechęcią
spełniłam jego prośbę. -Zabieram nogę z gazu, więc szybko podłóż swoją i
podnieść tyłek do góry. – Chłopak wysunął się z miejsca kierowcy i usiadł na
miejscu pasażera.
- Nic nam się niestanie?
- Nie powinno. Szyby są kuloodporne, ale jednak lepiej ich się pozbyć,
zwłaszcza teraz.- spojrzałam w lusterko wsteczne i wciągnęłam powietrze do płuc
kiedy zobaczyłam dwa motory zbliżające się do nas coraz bardziej, a w ręku
jednego z kierowców dostrzegłam broń. – Pilnuj tylko drogi, tak żeby nas nie
zabić.- powiedział Chaz i otworzył szybę od swojej strony, wycelowując w
naszych przeciwników.
Na całe szczęście ruch o tej godzinie był mały a my jechaliśmy niezbyt
często używanymi drogami, ponieważ wydłużały one zazwyczaj miejsce dojazdu.
Podskoczyłam kiedy usłyszałam dźwięk wystrzału gdzieś za nami, lecz nie
miałam odwagi aby tam spojrzeć.
Bardzo ciche i dziwne odgłosy dochodzące od strony Chaz'a informowały mnie o
tym, że chłopak również strzela.
Kilka minut później chłopak wsunął się całkowicie na swoje miejsce, zamknął
okno i odetchnął z ulgą.
- Ja pierdole.- mruknął. – Skręć w lewo i jedź
cały czas prosto.
Zatrzymałam samochód pod domem chłopaków i zgasiłam silnik.
- Świetnie sobie poradziłaś.- pochwalił mnie chłopak i wysiadł z samochodu,
co również uczyniłam. Na trzęsących się nogach ruszyłam w kierunku domu i z
trzaskiem otworzyłam je. Za mną wszedł Chaz i już w korytarzu krzyknął, aby
wszyscy zeszli na dół.
Weszłam do salonu i jako pierwszy zauważył mnie Chris.
- Kurwa, co Ci się stało?
Justin obrócił się gwałtownie w stronę wejścia i zerwał się na równe nogi,
szybkim krokiem podchodząc do mnie i dotykając mojej wargi.
- Co ty jej, kurwa, zrobiłeś, złamasie?!- krzyknął na Chaz'a.
- To nie on.- mruknęłam i przetarłam dłonią krew. Skrzywiłam się kiedy moja
ręka pokryła się dość sporą ilością czerwonej substancji.
Justin przytulił mnie mocno do swojego torsu nie zwracając uwagi na jego
biały T-shirt, który plamiłam krwią.
Reszta zeszła na dół i kątem oka mogłam widzieć, jak przyglądając się z
zainteresowaniem mnie i Justin'owi, który lekko nas kołysał.
Chaz zaczął opowiadać wszystko ze szczegółami, lecz nie słuchałam go,
skupiając się na biciu serca Justin'a i jego zapachu, starając się całkowicie
uspokoić.
Drgnęłam kiedy do moich uszu dotarło jedno zdanie i wyswobodziłam się z
uścisku Justin'a.
- Co powiedziałeś?- spojrzałam na Ryan'a i oblizałam dolną wargę, krzywiąc
się z powodu metalicznego posmaku krwi.
Chłopak westchnął, poprawił się na kanapie, a potem spojrzał na Justin'a.
Również przeniosłam wzrok na szatyna. Chłopak kiwnął głową, więc Ryan odezwał
się ponownie.
- Rogers jest moim przyrodnim bratem. Moi rodzice go zaadoptowali kiedy
miałem 6 lat. Jesteśmy w tym samym wieku. Wychowywał się razem ze mną i
Justin'em, lecz nie oszukujmy się, ten dzieciak był dziwny. Jedyną osobą,
której się bał był Justin. Odnosiłem wrażenie jakby miał do niego respekt.
Potem próbował zachowywać się nawet tak jak on. W wieku 15 lat, miesiąc przed
tym jak nasi rodzice wyjebali nas z domów, Rogers jakimś cudem dowiedział się
co robimy i poszedł z tym do rodziców Justin'a jak i moich. Nikt mu nie
uwierzył. Oby dwoje byliśmy wkurwieni po tym co zrobił, więc lekko oberwał, bo
jednak, kurwa, to był mój brat. W dzień kiedy zjawiła się u nas policja,
okazało się, że również mój kochany braciszek, poinformował policje o swoich
podejrzeniach co do naszej roboty. W chwili kiedy wyrzucali mnie z domu powiedział,
że kiedyś to on będzie rządził, to on będzie silniejszy i to on wygra i chyba
właśnie próbuje zrealizować swój plan.
- Więc skoro już wiecie kto za tym stoi, to co dalej?- zapytałam, od czasu
do czasu przecierając krwawiące usta.
- Dopadniemy go szybciej niż myśli.- oznajmił Luke.
Oooo mega! Tylko kiedy ona odbierze ten zegarek? :p
OdpowiedzUsuńDo nasteonegi byle szybko!
Nie moge się już doczekac rozdziału kiedy Justin będzie mial urodziny :D *-*
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział ♡♡
OdpowiedzUsuń