wtorek, 21 czerwca 2016

Rozdział 41: Wyluzuj Shawty

Justin POV’

Od 3 godzin niestety byłem już na nogach, przedstawiając chłopakom kilka zmian w planie, który przemyślałem jeszcze raz w nocy. Wszystko musiało być wymyślone i wykonane w jak najbardziej idealny sposób. Pomimo że wszyscy byli zaspani, ponieważ dochodziła dopiero 7 a ja ściągnąłem ich już z łóżek o godzinie 4, starali się dokładnie wszystko zapamiętać, od czasu do czasu rzucając kilka swoich pytań oraz pomysłów.
-Dobra, mamy to. Widzimy się o 9, przygotujcie wszystko co będzie nam potrzebne.-pożegnałem się z każdym męskim uściskiem i ruszyłem na górę, aby obudzić Kate, która jeszcze smacznie spała.
Wszedłem do swojego pokoju a mój wzrok od razu skierował się na drobną dziewczynę zwiniętą w kłębek na moim łóżku. Położyłem się obok niej i szturchnąłem lekko a następnie pochyliłem się w jej stronę i przygryzłem płatek jej ucha. Kathe mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem i wtuliła się w moją klatkę piersiową.
Zaśmiałem się cicho i objąłem ją w tali.
-No dalej Shawty, musisz wstać jeśli chcesz zdążyć na zajęcia.-oznajmiłem szturchając ją lekko.
Dziewczyna z jękiem niezadowolenia otworzyła powoli oczy i od razu przeniosła spojrzenie swoich ciemnych tęczówek na mnie.
-Która godzina?- zapytała cichutko lekko zachrypniętym głosem od snu.
Wyglądała niesamowicie uroczo a jej głos sprawiał, że miałem ochotę przetrzymać ją jeszcze trochę w łóżku, ale niestety nie mogłem, ponieważ dzisiejszego dnia wszystko powinno dziać się tak jak to sobie zaplanowałem a jakiekolwiek spóźnienia mogą spowodować problemy.
-7:15. Wstawaj śpiochu, musimy jeszcze podjechać pod twój dom.-dziewczyna przytaknęła kiwnięciem głowy i z ledwo otwartymi oczami podniosła się z łóżka. Koszulka którą pożyczyłem dziewczynie podwinęła się do góry, ukazując całą długość szczupłych nóg. Niestety nie mogłem nacieszyć się zbyt długo widokiem, ponieważ koszulka opadła na dół od razu gdy dziewczyna stanęła prosto na zimnej podłodze. Kathe szybkim krokiem ruszyła do łazienki a kilka sekund później można było usłyszeć dźwięk zamka w drzwiach.
Byłem już całkowicie ubrany od kilku godzin, więc spokojnie mogłem ruszyć na dół i tam poczekać na dziewczynę.
Zszedłem do salonu w którym świeciło kompletnymi pustkami. Podejrzewałem że chłopcy próbują przespać się jeszcze godzinę, którą ja przeznaczę na bezpieczne odwiezienie mojej dziewczyny pod drzwi domu jak i szkoły. Nie było mowy abym pozwolił się jej samej pałętać po Los Angeles, wiedząc że każdy nasz krok jest dokładnie śledzony przez kolesia który najwyraźniej próbuje nas wystraszyć. Niestety dla niego, to nie pierwszy raz kiedy mamy doczynienia z tak dziecinnymi zagrywkami i nie martwił bym się tym tak, ponieważ każdego można zniszczyć, gdyby nie Kathe. Facet uprowadził ją już raz z pod mojego nosa i za nic kurwa w świecie nie pozwolę aby doszło do tego ponownie.
Otworzyłem drzwi prowadzące na taras i wyszedłem na zewnątrz wyjmując z kieszeni paczkę oraz zapalniczkę. Odpaliłem papierosa i zaciągnąłem się mocno nikotyną a następnie oparłem się o ścianę znajdującą się obok mnie.
Zagryzłem wargę studiując jeszcze raz w głowie list który wczoraj otrzymaliśmy.
Do niedawna jeszcze żywy Hamilton kilkukrotnie próbował uderzyć w nasz czuły punkt, tyle tylko że nigdy go nie znalazł. Walkerowi najwyraźniej się to udało i postanowił uświadomić nas że Kate jest jego nowym celem, przez który dostanie się do nas. Jonhson przez samą znajomość ze mną przeżyła dość sporo trudnych momentów i patrząc pod względem naszej przyszłości i mojej „pracy” będzie zawsze w centrum uwagi moich wrogów, więc muszę kurewsko mocno dbać o to aby za każdym razem zgasić problem w zarodku, gdy tylko taki się pojawi.
Zgniotłem papierosa i wyrzuciłem go przed siebie, kiedy usłyszałem nawoływanie mojego imienia.
Wślizgnąłem się z powrotem do domu i zamknąłem za sobą drzwi balkonowe. Dziewczyna stanęła przede mną w swoich wczorajszych ubraniach i uśmiechnęła się.
-Jestem gotowa, możemy jechać.- oznajmiła i obróciła się na pięcie z zamiarem odejścia, ale powstrzymałem ją.
-Zdaję się, że o czymś zapomniałaś, mała.-mruknąłem spoglądając na nią z góry. Dziewczyna była prawie o głowę ode mnie niższa, co można było zauważyć na pierwszy rzut oka.
-Nie rozumiem o co Ci chodzi.-zmarszczyła nos, patrząc na mnie.
Westchnąłem i zmniejszyłem dystans oddzielający nas od siebie. Złapałem za kark brunetki i pochyliłem się w jej stronę, przyciskając swoje usta do jej. Z pomiędzy warg Kathe wydostał się cichy jęk a po chwili ręce dziewczyny znajdowały się już w moich włosach. Jonhson oddawała pocałunek z takim samym zapałem z jakim ja jej go dawałem.
Odsunąłem się w końcu od miękkich ust dziewczyny i posłałem jej szelmowski uśmiech.
Podszedłem do drzwi frontowych i zamknąłem je na klucz od środka, ponieważ nie chciałem aby ktoś dostał się do domu podczas mojej nieobecności, kiedy chłopcy będą jeszcze spali. Ruszyłem z dziewczyną w kierunku drzwi prowadzących do garażu i również te drzwi zamknąłem za sobą. Chłopcy mają swoje komplety kluczy, więc nie będą mieli żadnego problemu z wydostaniem się z domu, jeśli tego będą potrzebowali.
Odtworzyłem pilotem drzwi garażowe i podszedłem do mojego szarego Ferrari. Nacisnąłem guzik odblokowujący na pilocie i wsiedliśmy do środka. Zaczekałem aż dziewczyna obok mnie zajmie swoje miejsce, zapnie pasy i dopiero wtedy wyjechałem z garażu, nie zapominając nacisnąć jeszcze raz guziku zamykającego drzwi garażu.
-Dlaczego nie zapiąłeś pasów?- usłyszałem pytanie Kathe, kiedy wyjechaliśmy już na jedną z głównych ulic LA.
-Nie lubię ich.-wzruszyłem ramionami skupiając się na drodze przede mną.
-Justin, rozumiem że mogą być nie wygodne, ale naprawdę wolałabym gdybyś je jednak zapiął.- dosłyszalna pewność w głosie dziewczyny, spowodowała że spojrzałem na nią na kilka sekund.
- Nie musisz się bać, jestem świetnym kierowcą kochanie.-powiedziałem z lekkim uśmiechem, kątem oka rejestrując skierowane na moją osobę spojrzenie brunetki.
-Justin do cholery, nie udawaj idioty w porządku? Naprawdę poczułabym się lepiej jeśli zapiął być te głupie pasy. Wiem, że ty możesz być świetnym kierowcą, ale nie każdy mieszkaniec Los Angeles potrafi panować nad kierownicą. Są tysiące różnych wypadków i każdy może dziać się z innego powodu, więc proszę Cię bardzo przeciągnij ten pas przez swoje ciało i się zapnij.- podniosłem do góry brwi uśmiechając się jeszcze szerzej chodź z pewnością dziewczynie siedzącej obok mnie do śmiechu nie było.
-Martwisz się o mnie?- zapytałem chodź z góry znałem odpowiedź.
-Tak do cholery, dlatego proszę zapnij ten pas!- podniosła głos.
-Wyluzuj Shawty, jeśli to Cię uspokoi, to nie ma sprawy.-sięgnąłem po pas i tak jak prosiła dziewczyna zapiąłem go pod drugiej stronie mojego ciała.
Jakkolwiek cholernie dziwnie to zabrzmi z ust kogoś takiego jak ja to, całkiem miłe uczucie wiedzieć, że masz obok siebie kogoś kto naprawdę przejmuje się twoim bezpieczeństwem i próbuje o Ciebie dbać, chodź jesteś samowystarczalny.
Widząc, że pod domem dziewczyny jest zaparkowany samochód jej rodziców, zatrzymałem się kawałek dalej.
-Poczekam tu na Ciebie.- oznajmiłem i wyłączyłem silnik mojego Ferrari.
-Dobrze.-dziewczyna pocałowała mnie w policzek i wysiadła z samochodu idąc w kierunku swojego domu.


Kilkanaście minut później Kate pojawiła się ponownie, ubrana w ciemne jeansy, podarte lekko na udach, białą koszulkę z niedużym rysunkiem słońca w okularach, czarną kurtkę oraz czarne trampki. Włosy dziewczyny były upięte w kucyka a na twarzy znajdował się delikatny makijaż. Z ramienia brunetki zwisała czarna torba, w której najprawdopodobniej znajdywały się potrzebne jej książki.
Zawiozłem Kathe pod budynek szkoły i nastawiłem głowę czekając na jakieś pożegnanie, które będzie potrafiło chodź w małym stopniu poprawić mi dzisiejszy dzień.
-Ty nie idziesz?- zapytała zaskoczona dziewczyna pokazując palcem budynek za nią.
-Nie, dzisiaj kochanie będziesz musiała przetrwać te kilka godzin beze mnie, bo mam coś do załatwienia. Poproś Emilly, aby odwiozła Cię do domu i nie wychodzić nigdzie sama, dobrze?
-W porządku.-wymusiła uśmiech i cmoknęła mnie w usta.
-Co to niby do cholery na być, mała? -zmarszczyłem brwi spoglądając na nią.- Tak nie żegna się dziewczyna ze swoim chłopakiem, wiedząc że prawdopodobnie nie zobaczy go już w ogóle dzisiejszego dnia.
-A od kiedy to nastawiłeś się z takim pozytywnym nastawieniem na związki, co Panie Bieber? -Kathe oparła się o drzwi znajdujące się za nią i spoglądała na mnie z rozbawieniem.
-Od kiedy sam znalazłem się w jednym, więc nie narzekaj Jonhson, tylko pożegnaj się z tatusiem.-dziewczyna zaśmiała się na określenie jakim się nazwałem i nic już nie mówiąc, przycisnęła swoje malinowe wargi do moich. Bez namysłu oddałem pocałunek i na dodatek przejechałem swoim językiem po miękkich wargach dziewczyny.
Oderwaliśmy się od siebie kiedy zaczęło brakować nam powietrza. Kate cmoknęła mnie jeszcze raz w usta i wysiadła z samochodu z szerokim uśmiechem.
- Pa tatusiu.-zaśmiała się jeszcze przed zamknięciem drzwi samochodu i pognała w kierunku szkoły, gdzie przy drzwiach czekała już na nią Emilly.
Odpaliłem samochód i wyjechałem z parkingu na ulicę, udając się w drogę powrotną do domu.


Zaparkowałem Ferrari w garażu, abym nie musiał robić tego później i wszedłem do środka domu, uprzednio otwierając kluczami drzwi. Chłopcy siedzieli już w salonie ubrani w czarne stroje, wiedziałem, że również muszę się przebrać, ponieważ nie zrobiłem tego wcześniej aby nie wzbudzać podejrzeń mojej dziewczyny.
-Za chwilę jestem z powrotem.- Zabrałem ze stolika kluczę i zniknąłem w ciemnym korytarzu.
Nacisnąłem na panel i poczekałem aż ten się otworzy. Otworzyłem drzwi znajdujące się za nim i zbiegłem po kilku schodkach na dół, uprzednio włączając sobie światło. Kolejne drzwi również otworzyłem i zapaliłem kolejny promień światła. Podszedłem do drewnianej szafy znajdującej się na końcu pomieszczenia i z dna drewnianego mebla wyjąłem czarną torbę, która należała do mnie. Zdjąłem z siebie wcześniejsze ubrania i wyjąłem z torby czarne buty, czarne spodnie, czarną koszulkę oraz czarną kominiarkę. Musieliśmy nawet takie niby normalne rzeczy trzymać w tym oto pomieszczeniu, ponieważ gdyby policja postanowiła wbić nam do domu i zrobić niesamowity burdel podczas przeszukiwania, co mają w zwyczaju i co niestety zdarzało się już kilka razy. Jeśli w czyjejś szafie Policja znalazłaby ubrania w które ubrani byliśmy podczas niektórych naszych akcji, to tak jakbyśmy w pewny sposób sami wpakowali się pod nogi glin.
Chwyciłem swoje wcześniejsze ubrania, zamknąłem drzwi, światła oraz panel i wróciłem do salonu, gdzie czekali już na mnie chłopcy. Odłożyłem na jedną z kanap moje wcześniejsze ubrania i schowałem do obecnych spodni telefon.
-Wszyscy gotowi?- zapytałem kucając i zawiązując mocniej sznurówki moich butów.
-Jak najbardziej. Kate jest bezpieczna?
Podniosłem wzrok i popatrzyłem chwilę na Chrisa aż w końcu kiwnąłem głową.
- Jest w szkole, więc raczej nikt jej tam nie zaatakuje.-dokończyłem wiązanie mojego drugiego buta i wyprostowałem się. –Spakowaliście to o co was prosiłem?
-Tak, wszystko jest już w autach.-przytaknął Luke
-Świetnie, więc możemy jechać.-chwyciłem w dłoń czarną kominiarkę oraz kluczyki od jednego z Bentleya i ruszyłem w kierunku drzwi prowadzących do garażu.
-Ja zamykam.- oznajmił Max i zniknął zanim ktokolwiek by zauważył.
Zająłem miejsce kierowcy w jednym z aut, schowałem kominiarkę do schowka i otworzyłem garaż pilotem, który znajdował się w każdym z samochodów. Wyjechałem na podjazd a kilka sekund później obok mnie zaparkował drugi Bentley. Szyby obydwóch samochodów były przyciemniane, wiec nie mogłem zobaczyć kto siedzi za kółkiem drugiego pojazdu. Uchyliłem szybę od swojej strony mając nadzieje że kierowca zrobi to samo. Szyba od strony pasażera opuściła się ukazując twarz Luka.
Kiwnąłem mu głową i wyjąłem z kurki prawie już pustą paczkę papierosów. Wyjąłem jednego i zapaliłem wsuwając filtr między usta i zaciągając się dymem, a resztę schowałem z powrotem do kieszeni.
Chłopcy powoli zaczęli wsiadając do samochodów aż w końcu brakowało tylko Maxa.
Chłopak w końcu pojawił się i wsiadł do samochodu Luka. Przytrzymałem papierosa w ustach i wyjechałem na ulicę, dociskając pedał gazu.
Obok mnie siedział Ryan, natomiast z tyłu Chris, który gwizdał pod nosem jakąś piosenkę. Sięgnąłem dłonią do radia i włączyłem je, chcąc zagłuszyć gwizdanie kumpla.



Godzinę później, przez korki w mieście zaparkowaliśmy samochody pod domem Kevina. Położenie na podjeździe jednej nogi przez Chrisa wystarczyło aby cały system alarmowy chłopaka włączył się a jego dom stał się jeszcze bardziej niedostępną fortecą, teraz otoczoną parzącymi laserami.
-Chris do samochodu i niech żaden nie waży się wysiadać!- wrzasnąłem przez wciąż otwarte okno z mojej strony.
Kevin uwielbiał bawić się technologią i był naprawdę świetnym informatykiem. Większość zabezpieczeń w naszym domu oraz magazynach pochodzi właśnie z jego produkcji. Lasery są czymś czego jeszcze u niego nie spotkałem i już zaczynał podobać mi się ten pomysł. Wybrałem numer chłopaka czekając aż odbierze. Kiedy pierwszym razem mi się nie udało, spróbowałem ponownie.
-Halo.-warknął chłopak do słuchawki na co podniosłem do góry brwi.
-Mi też Cię miło słyszeć Kelvin.- mruknąłem znudzony.
-Ohh…um szefie, tak się składa że nie mogę teraz gadać, bo mam pewien problem. Oddzwonię później, dobra?- w głosie chłopaka wyrażanie można było usłyszeć podenerwowanie.
-Kevin do cholery, masz pięć jebanych minut aby wyłączyć te gówna tak abyśmy mogli w spokoju dostać się do środka, albo sam zlikwiduje te pieprzone lasery, a potem dotrę do Ciebie i żadne twoje zabezpieczenia mnie nie powstrzymają, jasne?- warknąłem zaciskając wolną dłoń na kierownicy.
- Cholera, już się robi. Przepraszam.-kilka sekund później piszczący alarm ucichł a lasery wyłączyły się.
-Otwórz drzwi.- rozłączyłem się, zamknąłem szybę i wysiadłem zabierając ze sobą kluczyki od samochodu i zamykając auto. Całą szóstką ruszyliśmy w stronę otwartych drzwi w których stał już chłopak.



wtorek, 14 czerwca 2016

Rozdział 40: Jesteś bezpieczna

Kathe POV’

Siedziałam właśnie w domu chłopaków a konkretnie w ich kuchni popijając ciepłą herbatę i słuchając przy tym krzyków Justina dobiegających z salonu.
Nie wiedziałam co się dzieje, oprócz tego że chłopak który zaczepił mnie na parkingu, wcale nie tak dawno temu, znów pojawił się w mieście. Podejrzewałam, że znalazłabym kilka odpowiedzi na kłębiące się w mojej głowie pytania w liście który niedawno został dostarczony do tego domu, ale bardzo dobrze wiedziałam że żaden z przebywających w tym domu mężczyzn, nie da mi go przeczytać, a nie miałam zamiaru podkradać się i ukradkiem szukać listu, ponieważ nie chce sprowadzać na siebie kłopotów. Każdy w tym domu ma oczy dookoła głowy i zapewne zostałabym przyłapana już przy pierwszej okazji.
Skrzywiłam się kiedy do moich uszu któryś raz z kolei dotarło przeklinanie całego Świata przez nikogo innego jak Justina.
Dopiłam herbatę, umyłam po sobie kubek a następnie szybko przemknęłam przez salon podążając w kierunku holu. Najwyraźniej nikt nie miał zamiaru mnie powstrzymać, ponieważ wszyscy wysłuchiwali spokojniejszego już głosu Biebera, lecz w dalszym ciągu podenerwowanego. Chłopak z zaciśniętą szczęką zawzięcie coś tłumaczył, stojąc do mnie plecami, więc spokojnie mogłam iść po swoją torebkę. Podniosłam czarą torbę z książkami którą zostawiłam niedaleko drzwi frontowych, kiedy przyjechałam tutaj z Justinem.
Chciałam zawrócić do salonu i pożegnać się ze wszystkimi ale sama nie wiedziałam czy powinnam. Wzruszyłam ramionami po chwili postanawiając w niczym im nie przeszkadzać. Napiszę później Sms Justinowi, aby się nie martwił. Miałam wielką nadzieje że po wyjściu uda mi się złapać jakąś taksówkę ponieważ nie miałam czym wrócić do domu. Ewentualnie ściągnę z domu moją przyjaciółkę, która „wyjechała z rodzicami” a tak naprawdę na pewno wyleguje się w domu.
Nacisnęłam klamkę i wyszłam na zewnątrz zamykając za sobą po cichu drzwi. Ruszyłam w kierunku ulicy i nawet nie zdążyłam przejść całej długości ich podjazdu, kiedy drzwi z hukiem ponownie się otworzyły a w nich stanęła cała sześciu osobowa grupa. Przełknęłam ślinę kiedy zobaczyłam broń w ręce Justina, Chaza oraz Luka wycelowaną prosto we mnie. Moje nogi zaczęły niebezpiecznie drzeć, jak większość mojego ciała.
Kiedy chłopcy w końcu zauważali do kogo mierzą, opuścili broń, a jako pierwszy na zewnątrz wysunął się Justin.
-Co ty do kurwy nędzy wprawiasz, Kate?- wysyczał idąc w moją stronę.
Oblizałam usta, które nagle stały się niesamowicie suche.
-Chciałam wrócić do domu.- mruknęłam opuszczając głowę na dół.
-Nie mogłaś mi do cholery powiedzieć, że chcesz abym cię odwiózł?! Tak po prostu sobie wyszłaś, wiedząc do cholery że ten sukinsyn może kryć się w każdym pierdolonym miejscu czekając na każdą pieprzoną okazje!- krzyknął a ja mimowolnie się skrzywiłam.
Naprawdę nie pomyślałam o tym, że ten cały Walker, może czekać gdzieś w pobliżu. Powinnam pomyśleć o tym wcześniej, skoro na własne oczy widziałam swoje zdjęcie oraz chłopców, zrobione przez tego świra.
-Przepraszam.- westchnęłam i zagryzłam dolną wargę w dalszym ciągu wpatrując się w swoje buty.
Usłyszałam jakiś szmer, przez co lekko podniosłam głowę do góry. Justin schował broń za pasek swoich spodni i podszedł do mnie szybkim krokiem. Powinnam być przerażona widząc go z bronią, jak i resztę ale o dziwo nie bałam się, ponieważ duża cześć mnie wiedziała, że nie zrobią mi krzywdy.
-Chodź. Musimy pogadać.-złapał mnie za ramię i zaczął ciągnąć w kierunku domu.
Jęknęłam z powodu bólu, ponieważ jego ręka owinęła ciasno moje ramie, zbyt ciasno.
-To boli.-skrzywiłam się.
Justin momentalnie zatrzymał się, zabrał rękę i obrócił się w moją stronę. Westchnął głośno, a następnie złapał delikatnie moją dłoń i pociągnął za nią lekko, dając mi tym znać, abym ruszyła za nim.
Gdy tylko ponownie znaleźliśmy się wewnątrz domu, Justin zamknął za nami drzwi na dwie zasuwki które były zamocowane w drzwiach i przekręcił zamki kluczem, który wyciągnął z kieszeni.
-Żebyś znowu mi nie uciekła.-wyjaśnił i zaprowadził mnie do salonu, gdzie czekali już na nas chłopcy.
Usiadłam na jedynej wolnej kanapie, a raczej zostałam na niej posadzona siłą przez Biebera, który zajął swoje miejsce zaraz obok mnie. Puścił moją dłoń, oparł łokcie na kolanach i na kilka sekund schował swoją twarz w dłoniach a następnie przeczesał swoje włosy, prostując się.
-Zacznijmy od tego…-zaczął Chris. –Że lepiej będzie jeśli dzisiejszą noc spędzisz tutaj.
Podniosłam do góry brwi, zaskoczona.
-Ale ja muszę wrócić do domu. Rodzice będą się martwić, a poza tym jutro mam zajęcia.
-W porządku, jeśli tak bardzo chcesz znaleźć się jutro w szkole odwiozę cię rano do domu, abyś mogła zabrać co chcesz. Rodzicom możesz wcisnąć jakiś kit o zapomnianym projekcie.- wtrącił Justin a następnie oparł plecy o oparcie kanapy.
-To konieczne?- zapytałam przeskakują wzrokiem po każdej twarzy w pomieszczeniu.
-Tak byłoby najlepiej.-wzruszył ramionami Luke i uśmiechnął się do mnie lekko.
Popatrzyłam na szklany stolik przede mną i kiedy zauważyłam prawie wszystkie telefony leżące na stoliku, zrozumiałam dlaczego wszyscy tak nagle znaleźli się na zewnątrz, kiedy wyszłam z domu. Całkowicie zapomniałam o tych całych czujnikach ruchu.
-Powiecie mi co się dzieje?- zapytałam niepewnie podnosząc w górę głowę.
-Kathe, naprawdę będzie dla wszystkich łatwiej, jeśli nie będziesz próbowała czegokolwiek się dowiadywać. My się wszystkim zajmiemy, dlatego proszę abyś tą jedną noc została tutaj, okay?- Chaz spojrzał dość dziwnym wzrokiem na Justina i dopiero wtedy przeniósł swoje spojrzenie na mnie.
Westchnęłam niezadowolona z tonu chłopaka. Nie chciałam aby mówili do mnie jak do małej dziewczynki, która jest za młoda aby zrozumieć problemy dorosłych, ponieważ nie ukrywajmy byli ode mnie starsi tylko o kilka lat i to nawet nie wszyscy. Próbowałam po prostu dowiedzieć się czegoś konkretnego, no ale jeśli nie chcą niczego mówić, nie mam zamiaru ich zmuszać.
- W porządku.- pokiwałam głową, zgadzając się.
Nawet gdybym próbowała upierać się zawzięcie o mój powrót do domu prawdopodobnie i tak wymyśliliby coś, co przekonałoby mnie wystarczająco mocno, abym tutaj jednak została.
-Świetnie. Jeśli chcesz możesz iść już na górę do mojego pokoju, zaraz do Ciebie przyjdę, tylko pogadam jeszcze chwilę z chłopakami.
Kiwnęłam głową na słowa Justina i  podniosłam się z kanapy. Pożegnałam się zwykłym „Dobranoc” z chłopcami i ruszyłam na górę. Miałam już serdecznie dość dzisiejszego dnia, więc jak najbardziej odpowiadało mi położę się do łóżka.
Dotarłam pod drzwi pokoju Biebera, więc weszłam do środka i zapaliłam światło. Usiadłam na łóżku szatyna i wyciągnęłam z kieszeni telefon. Odszukałam w kontaktach numer mamy i przez chwilę zastanawiałam się co mam napisać, aż w końcu zdecydowałam się na to co zaproponował mój chłopak kilka minut wcześniej.

Do: Mama
Kompletnie zapomniałam o Projekcie z Literatury, który robię z koleżanką.
Zostało nam jeszcze trochę pracy, więc nie wrócę już dzisiaj do domu.
Nie martw się pojawię się jutro w szkole na czas. :)
Kocham Was.

Kliknęłam „Wyślij” i opadłam na łóżko za mną. Nigdy nie lubiłam kogoś okłamywać, a już zwłaszcza moich rodziców, ponieważ zawsze potem mam wyrzuty sumienia, ale nie mogłam napisać :
„Cześć Mamuś, muszę zostać u mojego chłopaka i jego kolegów na noc, ponieważ chłopcy najprawdopodobniej boją się, że coś może mi się stać. Jak na razie nie martw się, jest w porządku. Zadbają o mnie ponieważ tak naprawdę są gangsterami i najprawdopodobniej mają mnóstwo broni w domu, więc zabiją wszystkich, którzy nas zaatakują.”

Nie, zdecydowanie nie. Chce aby moi rodzice pożyli jeszcze dobrych kilka lat w zdrowiu, a nie wylądowali w szpitalu z powodu zawału serca.
Kątem oka widziałam jak do pokoju wszedł Justin a kilka sekund później położył się obok mnie.
Telefon obok mnie zawibrował, więc sięgnęłam po niego i odczytałam wiadomość.

Od: Mama
Dobrze. Do zobaczenia jutro.
My też Cię kochamy.

Uśmiechnęłam się lekko i zablokowałam telefon odkładając go na szafkę nocną chłopaka.
-Wiem, że nie chcesz tu zostać z nami… ze mną, ale uwierz to dla twojego bezpieczeństwa. Nie chce żeby ten skurwiel, coś ci zrobił.-ostatnie zdanie wyszło z ust chłopaka niczym warknięcie.
-Jest okay, Justin. Tu nie chodzi o to, że nie chce z wami zostać. Bardzo chce, zwłaszcza z tobą, ale dziwnie się czuje wiedząc że gdzieś tam…na zewnątrz ten facet naprawdę może się ukrywać i czekać tylko na okazje, aby zaatakować kogoś z nas. No i poza tym, dziwnie się czuje kiedy nocuje poza domem, ale myślę że razem z tobą będzie inaczej. –obróciłam twarz w jego stronę i uśmiechnęłam się.
-Ze mną jesteś bezpieczna, Shawty.- objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej siebie.
Leżeliśmy tak kilka minut aż z jęknięciem w końcu wstałam.
-Dobra, myślę że powinnam wziąć prysznic.
Justin pokiwał głową rozumiejąc i sam lekko się poniósł, siadając na łóżku.
-Chcesz moją koszulkę?
-Jakbyś mógł.
Chłopak podszedł do swojej szafy i wyciągnął z niej szarą koszulkę na krótki rękaw a następnie mi ją podał.
-Dziękuje.-pocałowałam go w policzek i zniknęłam za drzwiami łazienki. Zapaliłam światło i na wszelki wypadek, gdyby nagle Justinowi zachciało się wejść do pomieszczenia, przekręciłam drzwi na klucz. Odkręciłam wodę w kabinie i zdjęłam z siebie ubrania. Umyłam się żelem chłopaka i z łatwością mogę stwierdzić że naprawdę uwielbiam zapach, którym pachnę. Wytarłam ciało w biały ręcznik, założyłam bieliznę i koszulkę Justina, która sięgała mi do kolan. Tak to jest, kiedy jest się niskim.
Wytarłam spod oczu rozmazany makijaż, poprawiłam włosy, złożyłam swoje ubrania w kostkę i pozostawiłam je obok szafki i dopiero wtedy opuściłam łazienkę.
Od razu po wejściu do pokoju moje jeszcze gorące po prysznicu ciało owiało zimne powietrze. Gęsia skórka od razu wkroczyła na moją skórę, a ja zatrzęsłam się z zimna. Na bosaka podbiegłam do łóżka i szybko wskoczyłam pod kołdrę aby się ogrzać. Justin najwyraźniej musiał usłyszeć tupot moich stóp odbijających się o panele na podłodze, ponieważ pojawił od razu w progu otwartych drzwi balkonowych z papierosem w ustach. Zaśmiał się kiedy zobaczył mnie obtuloną kołdrą pod samą brodę.
Zgniótł papierosa pomiędzy dwoma palcami, wyrzucił niedopałem za siebie i zamknął za sobą drzwi. Podszedł do łóżka, cmoknął mnie w czoło, przez co od razu na moich policzkach wykwitł czerwony rumieniec. Zabrał z szafy świeże bokserki i tak jak ja kilka minut temu zniknął w łazience.

Już prawie zasypiałam kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Podniosłam ciężkie powieki do góry i obróciłam głowę w stronę łazienki. Chłopak w samych bokserkach szedł w moją stronę z uśmiechem na ustach.  Zgasił światło i wsunął się na wolne miejsce obok mnie a następnie objął mnie w tali i przyciągnął blisko siebie. Westchnęłam zadowolona kiedy poczułam zapach jego żelu pod prysznic i wtuliłam głowę w jego jeszcze wilgotną klatkę piersiową.
-Dobranoc Mała.

-Dobranoc Duży.- mruknęłam cicho. Ostatnie co usłyszałam to jego cichy śmiech, ponieważ chwilę później odpłynęłam.


__________________________________

  Wiem, że prawdopodobnie spodziewaliście się dużo więcej w tym rozdziale, no ale niestety, to jeszcze nie to. Rozdział 41 będzie tym w którym zdecydowanie, więcej będzie się działo.

Po drugie chciała bym przeprosić za moją nieobecność ale od początku Czerwca jestem tak zabiegana, że chyba bardziej się nie da. Sami wiecie... poprawy w szkolę, próby do balu gimnazjalnego aż w końcu sam bal. W każdym razie obiecuje poprawę i mam nadzieje, że zrozumiecie moją nieobecność. :)