środa, 30 grudnia 2015

Rozdział 22: Sprawdzę to.

Kathe POV'

Po tym jak porozmawiałam z Justinem, zeszliśmy na dół i obejrzeliśmy z chłopakami film.
Około 15 zebrałam się do domu i aktualnie siedzę właśnie przed telewizorem w salonie i oglądam powtórkę jakiegoś serialu, który nie powiem, trochę mnie zaciekawił.

Zmarszczyłam brwi kiedy usłyszałam dźwięk silnika. Sięgnęłam po pilota i wyciszyłam telewizor nasłuchując kolejnych dźwięków.
Przełknęłam nerwowo ślinę kiedy usłyszałam trzaśnięcie drzwi samochodowych.
Podniosłam się powoli z kanapy i po cichu ruszyłam do przedpokoju.
Stanęłam kilka kroków od drzwi frontowych i przyglądałam się klamce. Podskoczyłam kiedy klamka poruszyła się a moje serce przyśpieszyło rytm.
Usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku i rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś do obrony. Zanim zdążyłam się ruszyć, drzwi otworzyły się ukazując w progu moich rodziców.
Odetchnęłam z ulgą i oparłam się o ścianę wzdychając.
-Co ty dziecko, taka wystraszona?-zapytała mama podchodząc do mnie bliżej.
-Po prostu, nie spodziewałam się was tutaj tak wcześnie.-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się nerwowo.
-I co myślałaś, że ktoś wkrada się do domu?-zapytała kręcąc głową.
-A nawet jeśli byłaby to prawda, to stałaś tutaj aby powitać ich z otwartymi ramionami?-zapytał tata odkładając swój płaszcz na wieszak.
-Nie wiem.-odpowiedziałam zagryzając wnętrze policzka.

Jeśli zamiast moich rodziców weszliby tu, na przykład ci kolesie z pod mojej szkoły, raczej miałabym małe szanse na ucieczkę.
Zmarszczyłam brwi, sama zastanawiając się dlaczego nie zareagowałam wcześniej, tylko wpatrywałam się w drzwi?
Podkręciłam kłową, prychając w głąb siebie na moje głupie zachowanie.
Tata wszedł do salonu a mama poszła w stronę kuchni, ruszyłam za nią i usiadłam na drewnianym krzesełku i oparłam łokcie o blat.
-Jak tam w szkole?-zapytała mama obracając się w moją stronę i uśmiechając lekko.
-Właściwie wróciłam dzisiaj wcześniej, bo strasznie rozbolała mnie głowa.-odpowiedziałam.
-Rozumiem. Tylko pamiętaj nadrobić, materiał.
-Wiem, mamo.-jęknęłam.-Tak właściwie, dlaczego wróciliście tak wcześnie?
-Jutro rano przyjeżdża Ciocia Amy z Codym, więc chciałam przygotować coś dobrego.-uśmiechnęła się.
Ciocia Amy, jest siostrą mojej mamy i moją ulubioną ciocią. Ciocia nie odwiedza nas zbyt często,mimo że mieszkamy w tym samym mieście, ale jest to spowodowane jest pracą. Pracuje w szpitalu jako pielęgniarka, ale równocześnie jest ich przełożoną, dlatego jest tam potrzebna praktycznie cały czas.
Amy ma męża, którego również bardzo lubię i syna o 2 lata starszego ode mnie, i odkąd pamiętam, zawsze miałam z tym chłopakiem świetny kontakt.
-To świetnie.-odwzajemniłam uśmiech.-Pomóc Ci w czymś?
-Nie dziękuje, kochanie. Poradzę sobie.
Kiwnęłam głową i zeskoczyłam z krzesła.
Wbiegłam po schodach do mojego pokoju i od razu po przekroczeniu progu, rozejrzałam się.
Nie mam jakiegoś ogromnego bałaganu, ale jeśli trochę tutaj ogarnę, to nic się niestanie.
Zamknęłam drzwi i podeszłam do krzesełka przy biurku zabierając z niego czarną bluzę.

Po 10 minutach pokój był całkowicie czysty.
Podeszłam do mojej szafki, na której znajdowało się kilka książek i sięgnęłam po moją ulubioną.
Położyłam się na łóżku i zabrałam się za czytanie.

Ziewnęłam i odłożyłam książkę na szafkę nocną, ponieważ zaczynały boleć mnie już oczy.
Zsunęłam nogi z łóżka i postanowiłam zejść na dół, aby zobaczyć jak idzie mamie.
Wyszłam na korytarz i w tym samym momencie rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu.
Wyjęłam urządzenie z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz na którym znajdowało się imię mojej przyjaciółki i jej zdjęcie.
Wróciłam do pokoju i odebrałam połączenie a następnie ponownie położyłam się na łóżku.
-Cześć.-przywitałam się.
-Hej. Jak się czujesz?
-Lepiej, dzięki. A co u Ciebie? Działo się coś ciekawego w szkole?
-Nie i może ty mi powiesz co tak właściwie stało się rano. Ryan nic mi nie chce powiedzieć.
Westchnęłam cicho.
-Sama nie wiem za wiele.
-Na pewno coś ci powiedzieli. Po prostu się o ciebie martwię. Nie chce żeby coś ci się stało.-mruknęła
Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam w sufit.
-Chłopcy mają jakieś problemy, ale spokojnie nic mi się niestanie.-oblizałam usta
Sama nie byłam w stu procentach pewna drugiej części zdania, ale miałam nadzieje że Justin coś z tym zrobi i naprawdę nic mi się niestanie.
-Oby.-odpowiedziała
-Mam do ciebie prośbę. Pożyczyłabyś mi zeszyty z dzisiaj?-zmieniłam temat.
-Jasne. Mogę Ci je podrzucić jutro jeśli chcesz.
-Okay, jesteś kochana. Dziękuje. Będziesz miała okazję przywitać się z Codym.-zaśmiałam się cicho.
Emilly oczywiście zna mojego kuzyna i to całkiem dobrze, ponieważ kilka lat temu spędzał u mnie wakacje, a że Em jest moją przyjaciółką widywali się dość często.
Dziewczyna nawet się w nim zakochała, ale niestety nic z tego nie wyszło, bo chłopak wrócił do domu.
-Codym? Jakim Cod... O Mój Boże! Tylko nie mów, że przyjeżdża Cody!-krzyknęła
Przewróciłam oczami
-A co właśnie powiedziałam?
Po drugiej stronie zapanowała cisza.
-Myślisz, że pamięta to jak próbowałam go pocałować?-zapytała
Zachichotałam
-Nie wiem. Przekonamy się jutro. Pa- pożegnałam się i rozłączyłam
Spojrzałam na zegarem na szafce nocnej. 21:20. Pora szykować się do snu.
Odłożyłam telefon na szafkę i podniosłam się z łóżka.
Z garderoby wyciągnęłam krótkie spodenki i koszulkę a z komody bieliznę i zamknęłam się w łazience.
Zdjęłam z siebie ubrania i wskoczyłam pod prysznic.
Umyłam ciało brzoskwiniowym żelem pod prysznic, włosy szamponem o tym samym zapachu i spłukałam pianę.
Wyszłam z kabiny, wytarłam ciało w ręcznik i założyłam na siebie bieliznę i ubrania, które służyły mi za moją piżamę.
Zmyłam z twarzy makijaż i wróciłam do pokoju.
Zgasiłam światło, wsunęłam się pod kołdrę i przytuliłam głowę do poduszki.



-Wstawaj Kathe, no dalej.-usłyszałam nad głową głos mamy.
Mruknęłam coś pod nosem i wtuliłam się jeszcze bardziej w poduszkę.
-Wstawaj, za godzinę przyjeżdża ciocia.
-Daj mi jeszcze 10 minut.-mruknęłam
-O nie, nie. To samo mówiłaś parę minut wcześniej.-zsunęła ze mnie okrycie a ja cała zadrżałam kiedy z moim ciałem zetknęło się zimne powietrze.
-No już.-westchnęłam i podniosłam się na łokciach do góry i powoli wstałam.
Mama widząc to uśmiechnęła się i rzuciła kołdrę na łóżko obok mnie i wyszła.
Oblizałam zaschnięte usta i podreptałam do łazienki.
Przemyłam twarz zimną wodą i wytarłam się w puchaty ręcznik.
Wyszłam z łazienki i podeszłam do okna, sprawdzając pogodę.
Wiatr i zachmurzone niebo.
Nie cierpię takiej pogodę. W takich dniach mam jeszcze większą ochotę zatopić się w ciepłym łóżeczku i nie wychodzić z niego przez cały dzień.
Weszłam do garderoby i wyjęłam z niej czarne rurki z lekkimi przetarciami na kolanach i koszulę w czerwoną-czarną kratę na długi rękaw.
Zsunęłam z siebie piżamę i założyłam ubrania i skarpetki.
Piżamę odłożyłam na bok i z powrotem wróciłam do łazienki.
Rozczesałam włosy i postanowiłam je wyprostować.
Po zakończonej czynności, zrobiłam na powiekach cienkie kreski eyelinerem, wytuszowałam rzęsy a na usta nałożyłam bezbarwną pomadkę o truskawkowym smaku i pryskałam szyje moimi ulubionymi perfumami.
Z pokoju zabrałam telefon i zeszłam na dół.
-Dzień Dobry.-przywitałam się
-Cześć.-odkrzyknął tata z salonu.
-No nareszcie.-powiedziała mama wychodząc z kuchni i niosąc coś na duży stół, który był już nakryty.
Przewróciłam oczami, ale nie skomentowałam tego.
-Pomóc ci w czymś?-zapytałam
-Tak. Pomóż mi to wszystko poprzynosić tutaj.
Weszłam do kuchni i chwyciłam szklany dzbanek z sokiem pomarańczowym i zaniosłam go na stół stawiając go na środku.

Jakieś 5 minut później wszystko było gotowe, brakuje tylko gości.
-Za ile będą?-zapytałam mamy.
Kobieta spojrzała na zegarek a potem na mnie.
-Za kilka minut.-odpowiedziała.-W tym czasie możesz wynieść śmieci.-wskazała na szafkę w której znajdował się kosz.
Podeszłam do wyznaczonego miejsca i wyjęłam ze środka napełniony worek.
W przedpokoju założyłam na nogi czarno-białe Nike i wyszłam na zewnątrz.
Otworzyłam niewielki kontener przed moim domem i wrzuciłam do niego śmieci.
Rozejrzałam się po ulicy, a moje nogi ugięły się kiedy zobaczyłam czarnego Bentleya, zaparkowanego niedaleko.
Zaczęłam oddychać szybciej i na trzęsących się nogach wróciłam do domu.
-Kathe, zobacz czy postawiłam na stole serwetki!-krzyknęła mama z kuchni.
-Muszę iść do łazienki, poczekaj chwilę!-odkrzyknęłam i wbiegłam po schodach do swojego pokoju.
Wyjęłam z kieszeni telefon i zmarszczyłam brwi kiedy zobaczyłam jedną nieprzeczytaną wiadomość.
Nawet nie słyszałam kiedy ją dostałam.
Kliknęłam na kopertę.

Od: EM :*
Będę około 11. Całusy x

Odpisałam zwykłe "OKAY" i spojrzałam na zegarek.
10:20
Nabrałam powietrza do płuc i podeszłam z telefonem w ręku do okna.
Spojrzałam jeszcze raz na ulicę upewniając się czy czarny samochód, na pewno tak jest. I był.
Mam dzwonić w dziwnych sytuacjach, tak? Ta chyba należy do dziwnych, skoro wiem że jakiś psychopata lub gangster, ktokolwiek to jest, mnie obserwuje.
Wyszukałam w kontaktach Justina i wybrałam numer.
Przystawiłam telefon do ucha i czekałam.
Jeden sygnał...Drugi...Trzeci...Czwarty.
Już myślałam że nie odbierze, aż w końcu usłyszałam szelest i jego zachrypnięty głos.
Zignorowałam gęsią skórkę na ramionach i spojrzałam ponownie na samochód.
-Hej. Mówiłeś że mam dzwonić jeśli coś się będzie działo.-zaczęłam
-Kathe? Um...tak, tak. Co jest?-zapytał i odchrząknął
-Ktoś znowu mnie obserwuje.-mruknęłam i oparłam się o ścianę.
-Jesteś pewna?
-Tak to ten sam Bentley, w którym widzieliśmy tego chłopaka wczoraj.
-Widziałaś go już wieczorem, czy dopiero teraz?
Usłyszałam jakieś hałasy, co chyba oznaczało że chłopak coś robi.
-Dopiero teraz.-odpowiedziałam
-Sprawdzę to. Nigdzie nie wychodź, okay?
-Okay.-przytaknęłam
-Super. Cześć.-rozłączył się
Zeszłam na dół i podeszłam sprawdzić czy na stole są te serwetki, o które pytała mama.
-Serwetki na stole!-krzyknęłam żeby mama mnie usłyszała.
-Wiem, zdążyłam sprawdzić sama.
Weszłam do salonu i usiadłam obok taty, który oglądał powtórkę meczu piłki nożnej.
Oparłam głowę o kanapę i westchnęłam.
Zapowiada się ciekawy dzień.


________________________________
Cześć!
Chciałabym życzyć wam szczęśliwego, nowego roku mimo że Sylwester mamy dopiero jutro, ale raczej nie będę miała już czasu aby tu zajrzeć.
Bardzo wam dziękuje za wszystkie wyświetlenia i komentarze. :)
Udanego Sylwestra kochani :)

KONTAKT:
ASK.FM: @allyoursbabyx
TWITTER: @allyoursbabyx
HASHTAG NA TT: #onelifeff

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ! 

niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział 21: Nie jesteś zabawny

Kathe POV'

Wyłączyłam budzik i przetarłam oczy, uważając przy tym aby nie rozmazać makijażu.
Wyplątałam nogi z ciepłej kołdry i stanęłam na zimnej podłodze.
Ziewnęłam i ukucnęłam aby założyć buty.
Sięgnęłam po telefon i odblokowałam go aby sprawdzić godzinę, a następnie schowałam go do kieszeni.
Podeszłam powoli do drzwi i nacisnęłam na klamkę.
Wyszłam na korytarz i powędrowałam w kierunku schodów.
Zeszłam na dół i zatrzymałam się przed wejściem do salonu, przyglądając się chłopakom którzy byli zajęci rozmową i nie zauważyli mnie.
-Wiesz dobrze, że i tak musimy jej wszystko wyjaśnić.-mruknął Max
-Nic nie musimy. To nie jest jej sprawa.-odpowiedział Justin i oparł się o kanapę.
Wycofałam się do tyłu kiedy zdałam sobie sprawę, że mówią o mnie.
Oparłam się o ścianę obok salonu i objęłam się ramionami, ponieważ było mi zimno i zaczęłam przysłuchiwać się rozmowie.
Wiem, że nie powinnam tego robić, ale możliwe że właśnie dzięki temu czegoś się dowiem.
-Stary sam wiesz że to nie jest prawda. Jest w to zamieszana tak samo jak my wszyscy.-odezwał się Chaz
-Od kiedy nagle obchodzi was jakaś tam dziewczyna, co?!-warknął Justin
-To ty ją tu przyprowadziłeś Bieber. Nie jest niczego winna, to ty wpakowałeś ją w to gówno, zbliżając się do niej, więc ty ją z tego wyciągniesz.-odwarknął Chaz
-I że kurwa niby to jest teraz moja wina, tak?! Nie biegałem za nią cały czas jak jakiś pierdolony piesek, sama prosiła się o kłopoty widząc jak zabijam Edwardsa.-podskoczyłam lekko do góry kiedy usłyszałam huk.
-Uspokój się stary. Myślisz, że szła ulicą i mruczała sobie pod nosem "Zajebiście by było gdyby teraz ktoś mnie porwał, o o o ...albo chce zobaczyć morderstwo. Potrzebuje trochę problemów i kilku gangsterów w swoim życiu."-powiedział Luke piskliwym głosem "niby" podobnym do mojego.
Westchnęłam cicho. Czułam się dziwnie i chyba nie muszę mówić, że w pewnym stopniu było mi przykro słuchając tego. Wiem, że Luke z Chazem próbują mnie bronić, ale robią to w dość dziwny sposób.
-Nie jesteś zabawny frajerze.-mruknął Justin
-Wiesz, że w pewnym sensie zależy ci na tej dziewczynie.-dodał Max
Po salonie rozniósł się śmiech Justina.
-Powiedz mi coś co jest prawdą, stary.
-Tak, bo codziennie przyprowadzasz "jakieś tam" laski do swojego pokoju i pozwalasz im spać w swoim łóżku, mimo że traktujesz to pomieszczenie jak jakieś cholerne królestwo i nawet nam nie pozwalasz tam wchodzić. Swoje panienki zawsze wyrzucasz za drzwi zaraz po tym jak je zaliczysz. Do tej pory nie mogę zrozumieć, po jaką cholerę ta pusta blond laska znalazła się przy naszym stole, kiedy były tu dziewczyny. Ale i tak nadal będziesz upierać się przy swoim i powtarzać, że nie obchodzi cię Kathe.-podsumował Max
-Odpierdolcie się ode mnie!-krzyknął Justin
Oblizałam zaschnięte usta.
Postanowiłam wyjść zza ściany i zakończyć ich pogawędkę na mój temat i dowiedzieć się coś w sprawie, dzięki której się tutaj znalazłam.
Weszłam powoli do salonu i odchrząknęłam kiedy nikt mnie nie zauważył.
Wszystkie głowy jak na zawołanie obróciły się w moją stronę, wpatrując się we mnie dokładnie, jakbym była jakimś dziwnym zjawiskiem.
-Umm...cześć.-mruknęłam
-Cześć.-odpowiedzieli chórem.
Nie wiedziałam czy mam usiąść na wolnej kanapie czy stać w miejscu i wpatrywać się w nich a oni we mnie.
Wybrałam pierwszą opcje i usiadłam na kanapie o prawej stronie.
Naprałam powietrza do płuc, układając sobie w głowie jak mam zacząć rozmowę.
-Więc...powie mi ktoś, co dokładnie wydarzyło się przed moją szkołą?
-Justin ci to wytłumaczy.-odpowiedział Chris
Spojrzałam na chłopaka, który zmarszczył brwi.
-Dlaczego do cholery, niby ja?-zacisnął szczękę
-Ponieważ nas tam nie było?-zapytał retorycznie Chaz i przewrócił oczami.
Justin mruknął coś pod nosem i wstał idąc w kierunku schodów.
Machnął dłonią, żebym szła za nim co grzecznie zrobiłam.
Kiedy znaleźliśmy się w pokoju zamknęłam za nami drzwi i stanęłam przed chłopakiem, który siedział na łóżku.
-Siadaj.-mruknął
Usiadłam obok niego, zostawiając między nami parę centymetrów przerwy.
-Dobra...więc co chcesz wiedzieć?-zapytał
-Wszystko, zaczynając od dnia kiedy ten blond chłopak zaczepił mnie przed szkołą.
-Okay...Nie powiedziałem ci całej prawdy wtedy u ciebie. Ktoś naprawdę cię obserwował z polecenia faceta, którego widzieliśmy dzisiaj. Ten blondasek pracuje dla niego. Próbują zemścić się na mnie, ale najwidoczniej musieli cię widzieć gdzieś ze mną i teraz stałaś się ich celem, przez który myślą że dostaną się do mnie.
Przełknęłam ślinę, a mój oddech przyśpieszył z nerwów.
-Będą próbowali mnie za-zabić?-zapytałam cicho
-Spokojnie, nic ci nie zrobią.-odpowiedział wzruszając ramionami.
-Wiem, że masz mnie dosyć, więc skorzystasz z każdej okazji aby się mnie pozbyć. A ta sytuacja jest idealna, żeby mieć mnie z głowy raz na zawsze i nie mieć z tego powodu problemów, bo to nie ty mnie zabijesz.-schowałam twarz w dłonie, kręcąc głową na boki z niedowierzania.
Może i uwierzyłabym w słowa Justina, gdyby nie rozmowa którą odbył z chłopakami parę minut wcześniej. Nie obchodzę tego chłopaka, zupełnie i nie mam prawa być zdziwiona, ponieważ nie jestem dla niego nikim ważnym.
Zginę w wieku 17 lat. Cudownie.
Poczułam jak moje oczy pieką.
Cholera, to naprawdę nie jest odpowiedni moment, żeby płakać, ale łzy same cisną się do oczu kiedy wyobrażam sobie mamę i tatę szlochających na moim pogrzebie.
W co ja się wpakowałam?
-O czym ty mówisz?-zapytał Justin
Nie odpowiedziałam, ani nie spojrzałam na niego. Cały czas miałam głowę spuszczoną w dół.
-Kathee...-zaczął ale nadal miałam to gdzieś.
Poczułam jego dłonie na moich, które powoli odsuwały moje ręce od twarzy.
Spojrzałam na Justina, który marszczył brwi patrząc na mnie.
-O czym ty mówisz?-powtórzył
-Słyszałam waszą rozmowę w salonie. Wiem, że mnie nie cierpisz.-mruknęłam
Westchnął i położył się na łóżku.
-Jesteś w porządku. Przeważnie laski zawsze czegoś ode mnie chcą, lub srają na mój widok ze strachu dlatego mam do nich specyficzne nastawienie. Gdybym cię nie cierpiał, uwierz pojawiłabyś się tutaj raz i na pewno nie po to aby poznać moich kumpli. Jeśli wiesz o czym mówię.-spojrzał na mnie na co pokiwałam lekko głową.
Złapał mój sweterek i pociągnął za niego tak, że wylądowałam na jego klatce piersiowej.
-Poza tym nie ładnie tak, podsłuchiwać.-zmrużył oczy.
Zaczerwieniłam się i spojrzałam na sufit.
Spróbowałam podnieść się z chłopaka i położyć obok niego, ale ten w odpowiedzi objął mnie w tali.
-Wiem-wydęłam usta.
Chłopaka zachichotał, ale już po chwili uspokoił się.
-Mam do ciebie prośbę.
-Mhm.-mruknęłam, pokazując tym że go słucham
-Jeśli zauważysz coś dziwnego kiedy będziesz sama, masz bez zastanowienia, dzwonić do mnie lub do któregoś z chłopaków, jak wolisz. Rozumiesz?
Przytaknęłam.
Wzdrygnęłam się lekko i usłyszałam śmiech Justina.
-Zimno Ci?-zapytał
-Trochę, ale nie jest źle.
Justin przecisnął mnie jeszcze mocniej do siebie, co mnie zaskoczyło, ale nie narzekam.
-Słyszałaś wszystko o czym rozmawialiśmy?-zaczął po kilku minutach ciszy.
-Od momentu kiedy Max powiedział, że musicie mi wszystko wyjaśnić. -odpowiedziałam -Luke raczej nie zostanie aktorem, kiepsko mu to idzie.- dodałam uśmiechając się lekko.
-Racja.-przyznał i zachichotał.

Jeszcze parę dni wcześniej i dziś rano miałam go dość, a teraz tule się do niego, w jego domu, w jego pokoju.

Gdyby ktoś powiedział mi to parę godzin wcześniej jestem pewna, że wyśmiałabym go.


_______________________________________
Witam was po Świętach, kochani!
Rozdział krótki i pisany na szybko więc mogą pojawiać się jakieś niedoskonałości.
Może wiać trochę nudą, ale dużo osób pisze do mnie aby coś w końcu zaczęło się między nimi dziać, więc ta dam. xd

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ !

KONTAKT:
ASK.FM: @allyoursbabyx
TWITTER: @allyoursbabyx
HASHTAG NA TWITTERZE: #onelifeff

niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział 20: Możesz zawrócić

Kathe POV'

Wysiadłam z samochodu i westchnęłam rozglądając się.
Zaczęłam odnosić dziwne wrażenie, że naprawdę ktoś może mnie obserwować ponieważ przez całą drogę do szkoły jechał za mną czarny Bentley.
Nie mam pojęcia czy zaczynam wariować przez Justina, czy może faktycznie jest coś na rzeczy i Justin nie powiedział mi prawdy.
Ale niby dlaczego miałby kłamać?
Może naprawdę przesadzam.
Zamknęłam samochód i ruszyłam w kierunku szkoły.
Na dworze zaczynało robić się coraz zimniej, ale czego ja się spodziewam, mamy w końcu końcówkę Października, prawda?
Przekroczyłam próg szkoły i skręciłam w kierunku mojej szafki.
Wyjęłam z niej kilka książek które były mi potrzebne na dzisiejszy dzień.
Zatrzasnęłam szafkę i ruszyłam w kierunku klasy.
Normalnie zaczekałabym na Emilly, albo chociaż zainteresowała się gdzie jest moja przyjaciółka, ale nie miałam dzisiaj na nic ochoty.
Bolała mnie głowa, ponieważ w nocy nie spałam prawie wcale. Przewracałam się z boku na bok i rozmyślałam o co konkretnie chodziło Justinowi.
Weszłam do klasy i zajęłam ławkę, w której zawsze siadam z Em.
Byłam jedyną osoba w pomieszczeniu więc mogłam sobie pozwolić aby oprzeć głowę o ławkę, co dokładnie zrobiłam.
Odetchnęłam z ulgą kiedy poczułam zimne drewno na moim czole, co przez sekundę zmniejszyło ból.
Dzień dopiero co się zaczął a ja już chciałam jak najszybciej opuścić teren szkoły i wrócić do domu.
Na całe szczęście dzisiaj jest już piątek.
Przymknęłam na chwilę oczy i otworzyłam je kiedy usłyszałam dźwięk syren. Automatycznie przypomniałam sobie wczorajsze zamieszanie jakie powstało na mojej ulicy, a ja zupełnie nie miałam pojęcia o co w tym chodziło.
Nie chciałam wychodzić z domu i wypytywać się co się stało, ponieważ nie ciekawiło mnie to aż tak bardzo.
Poczułam wibracje w kieszeni i powoli wyciągnęłam telefon z kieszeni.
Przesunęłam palcem po ekranie na którym sekundę później pojawiła się wiadomość.

Od: EM :*
Będziesz dzisiaj?

Do: EM :*
Właściwie...to już czekam w klasie.

Odpowiedz dostałam natychmiastowo.

Od: EM :*
W porządku. Zaraz będę. :)

Schowałam telefon i wróciłam do mojej wcześniejszej pozycji – z głową na ławce.
Drzwi zaskrzypiały lekko ale ja nie podniosłam głowy, bo wiedziałam że to Emilly.
-Coś się stało?-chwilę później usłyszałam jej zaniepokojony głos.
Podniosłam lekko głowę do góry i wymusiłam lekki uśmiech.
-Nie, po prostu boli mnie głowa.
-W takim razie mogłaś nie przychodzić do szkoły.
-Rano nie było tak źle, a teraz jest o wiele gorzej.
-Może w takim razie jedź do domu. Lekcje jeszcze się nie zaczęły, a w razie czego powiem że źle się poczułaś i pojechałaś do domu.-położyła dłoń na moim ramieniu i uśmiechnęła się.
-Myślisz?-zapytałam
Pokiwała głową i podniosła się z krzesła.
-Odprowadzę cię do samochodu.
Skinęłam głowa, wstałam zabierając torbę i wyszłyśmy z klasy.
Podeszłam do mojej szafki na korytarzu i wrzuciłam do niej książki.
Wyszłyśmy ze szkoły kierując się w stronę parkingu gdzie znajdował się mój samochód.
Usłyszałam donośny głos, który wołam imię mojej przyjaciółki.
Skrzywiłam się lekko odczuwając mocniejszy ból w skroni i z małym grymasem na ustach obróciłam się do tyłu.
W naszą stronę szedł Ryan a obok niego Justin.
Westchnęłam i obróciłam się do przyjaciółki.
-Dzięki, dalej poradzę sobie sama.-mruknęłam
-Daj spokój, chce mieć pewność że bezpiecznie dotrzesz do samochodu i nie zemdlejesz po drodze. Chociaż... może powinnam poprosić któregoś z chłopaków, żeby podwiózł cię do domu.-położyła palec na podbródku i zmrużyła lekko oczy jakby się mocno nad tym zastanawiała.
-Poradzę sobie, jestem dużą dziewczynką, ale dzięki.
-Zrywacie się?-zapytał Ryan kiedy już znalazł się obok nas.
-Nie po prostu odprowadzam Kathe do samochodu. Źle się czuje i chce jechać do domu.-odpowiedziała i uśmiechnęła się do niego.
Kiwnęłam głową na potwierdzenie jej słów, ale od razu jęknęłam, żałując tego ruchu.
Przymknęłam na chwilę oczy i przyłożyłam dłoń do czoła.
-Tak faktycznie, chyba nie jest najlepiej.-skomentował Ryan.
Ruszyłam powoli w stronę mojego samochodu, a wszyscy za mną.
Emilly wyrównała ze mną kroku i złapała mnie pod ramie.
Wyjęłam kluczyki z torebki kiedy znaleźliśmy się obok mojego auta.
Kliknęłam na mały guziczek a samochód odblokował się.
Podniosłam głowę do góry aby rozejrzeć się.
Mój wzrok zawiesił się na takim samym Bentleyu który jechał za mną do szkoły.
Szyba od strony kierowcy była odsunięta odsłaniając tym samym chłopaka z papierosem w ustach, uśmiechającego się złośliwie w naszą stronę.
Obróciłam się w stronę przyjaciółki i zauważyłam że Justin patrzy w tę samą stronę gdzie ja sekundę wcześniej. Jego szczęka zacisnęła się a oczy pociemniały, jak zawsze kiedy jest zdenerwowany lub wściekły.
-Może lepiej będzie jeśli Kathe nie pojedzie do domu.-stwierdził Ryan drapiąc się po karku i spoglądając na Justina.
-Co? Dlaczego?-zapytałam zdziwiona.
-Pojedziesz za mną.-warknął Justin nie spuszczając wzroku z Bentleya.
-Wiecie kto to jest?-zapytałam zmieszana
-Wytłumaczymy ci to później, okay? To trochę skomplikowane.-odpowiedział Ryan
-Chce wiedzieć teraz. Wiesz... nie codziennie mnie śledzą w drodze do szkoły. Mam prawo wiedzieć co się dzieje.
-Co?!-warknął Justin obracając się w moją stronę.-Nie mów mi że widziałaś tego kutasa wcześniej!-krzyknął a ja podskoczyłam.
-Noo... widziałam taki sam samochód który jechał za mną cały czas od domu do szkoły.-powiedziałam cicho.
-Dlaczego do kurwy mi nie powiedziałaś?-wysyczał Justin robiąc krok w moją stronę a ja automatycznie cofnęłam się do tyłu.
Bałam się go takiego i to cholernie mocno.
-Bo nie wiedziałam, że powinnam. Poza tym nie jesteś dla mnie nikim ważnym, więc dlaczego mam ci cokolwiek mówić?-zagryzłam wargę.
-Od dzisiaj już wiesz. Wsiadasz do tego samochodu i grzecznie jedziesz za mną, rozumiesz?-zapytał trochę łagodniej kiedy zauważył że praktycznie przykleiłam się plecami do drzwi mojego samochodu.
Pokiwałam lekko głową, bojąc się zapytać o cokolwiek. Mam nadzieje, że naprawdę wyjaśnią mi później chodzi.
Przytuliłam szybko przyjaciółkę, która przyglądała się wszystkiemu z podniesionymi brwiami i zgaduje że nie wiedziała jak ma się zachować oraz co powiedzieć, jak ja.
Wsiadłam do samochodu i przyglądałam się Justinowi który przeszedł na drugą stronę do niedaleko zaparkowanego Ferrari.
Spojrzałam w miejsce gdzie jeszcze chwilę temu stał Bentley, ale w tej chwili już go tam nie było.
Zamrugałam zaskoczona powiekami. Nawet nie widziałam kiedy tej samochód odjechał.
Odpaliłam silnik i czekałam na Justina, który chwilę później wycofał swój samochód i wyjechał a ja zaraz za nim.


Justin jechał dużo przede mną ponieważ przekraczał prędkość o kilkanaście km/h.
Ja wolałam nieryzykowań, że spowoduje jakiś wypadek lub dostanę mandat, więc starałam się jechać z przyzwoitą prędkością.
Nie obchodziło mnie czy zgubie Justina czy nie. To on chciał żebym za nim jechała, więc to jemu powinno zależeć żeby mnie nie zgubić, a jak na razie widzę że jego to nie za bardzo obchodziło.
Telefon zawibrował w mojej kieszeni, postanowiłam to zignorować myśląc że to sms, ale kiedy poczułam wibracje ponownie wiedziałam, że to połączenie.
Nie spuszczając wzroku z jezdni wyjęłam telefon. Jęknęłam kiedy zobaczyłam, że dzwoni Justin, ale wolałam odebrać.
Przejechałam palcem po wyświetlaczu, włączyłam tryb głośno mówiący i położyłam telefon obok, na siedzenie pasażera a sekundę później w samochodzie rozbrzmiał jego głos.
-Nie możesz trochę przyśpieszyć?-przewróciłam oczami.
-Nie, mam zamiar jeszcze trochę pożyć.
-Daj spokój. Nie zabijesz się od razu.-po jego głosie mogłam stwierdzić, że jest rozbawiony a mi naprawdę do śmiechu nie było.
-Gdzie my tak w ogóle jedziemy?- wiem, że powinnam zapytać o to zanim wsiadłam do samochodu, ale tak jakby... wyleciało mi to z głowy.
Głupia Ja.
-Do mnie.- burknął.
-Co? Po co? Nie mogę po prostu jechać do własnego domu?-zmarszczyłam brwi
-Chcesz mieć na karku psychicznego skurwiela? Nie ma sprawy. Możesz zawrócić.-syknął.
Przełknęłam ślinę.
Miałam ochotę zasłonić twarz dłońmi i krzyknąć, ale wiedziałam że nie mogę tego zrobić, ponieważ prowadzę.
-Nie.-odpowiedziałam.
-Super, w takim razie zamknij się i jedź.-syknął i rozłączył się.
Zły Justin powrócił, a przecież nie powiedziałam nic takiego.
Samochód Justina zaczął oddalać się jeszcze bardziej, co oznaczało że przyśpieszył jeszcze bardzie.
Westchnęłam. Dobrze, że chociaż wiem gdzie mam jechać.

Po jakichś 10 minutach znalazłam się pod domem chłopaków i zaparkowałam samochód.
Bieber opierał się o swoje auto, dopalając papierosa.
Oczywiście musiałam go zgubić po drodze, nie było innej opcji.
Zgasiłam sinik i wysiałam z Audi zabierając ze sobą kluczyki oraz telefon i zablokowałam drzwi.
Justin rzucił papierosa na ziemie i przydepnął go butem a następnie ruszył w kierunku drzwi frontowych, nie odzywając się ani słowem.
Weszłam do środka i zamknęłam drzwi.
Zagryzłam wargę zastanawiając się czy iść na górę za wchodzącym po schodach Justinem czy udać się do salonu skąd dochodziły śmiechy.
Jak na zawołanie szatyn obrócił się w moją stronę.
-Idziesz?-zapytał a ja tylko kiwnęłam lekko głową i ruszyłam za nim.
Kiedy znaleźliśmy się na piętrze Justin podszedł do drzwi na końcu korytarza i otworzył je czekając aż wejdę do środka.
Zrobiłam co chciał i znalazłam się w dużym pokoju.
Przekręciłam głowę w bok i rozejrzałam się po pokoju.
Wszystkie ściany były pomalowane na ciemny kolor, na środku pokoju niedaleko balkonu stało ogromne łóżko. Po jego prawej stronie znajdowała się mała szafka nocna z małą lampką i zegarkiem, a nad nim duża panorama ukazująca Los Angeles nocą.
Po drugiej stronie pokoju znajdowały się czarne meble z dopełnieniami z bieli oraz takiego samego koloru duża szafa. Wszystko razem wyglądało naprawdę ładnie.
Na tej samej ścianie były jeszcze drzwi, które pewnie prowadziły do łazienki.
Spojrzałam na Justina, który przyglądał mi się od początku kiedy znalazłam się w środku.
-Ładnie.-skomentowałam posyłając mu lekki uśmiech.
-Dzięki-mruknął.- Możesz się tutaj przespać, jeśli tak bardzo boli cię głowa. Dobranoc.-dodał i tak po prostu wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Nie mam pojęcia co jest z tym chłopakiem nie tak. Raz jest naprawdę miłym chłopakiem a raz zachowuje się jak totalny dupek.
Ale czego ja się spodziewam?
Przecież to gangster.
Postanowiłam skorzystać z propozycji, bo sen naprawdę dobrze mi zrobi.
Ustawiłam w telefonie budzik, który miał zadzwonić za dwie godziny.
Muszę pamiętać, aby zjawić się w domu w godzinach w których zazwyczaj kończę szkołę, bo inaczej będę miała przechlapane.
Odłożyłam telefon na szafkę nocną i zdjęłam buty.
Położyłam się na łóżku i przykryłam kołdrą, która pachniała męskim zapachem.
To łóżko było tak bardzo wygodne, że mogłabym przespać tutaj resztę mojego życia.
Wtuliłam się w poduszkę i przymknęłam oczy.


___________________________

DO NASTĘPNEGO X

KONTAKT: 
ASK.FM: @allyoursbabyx
TWITTER: @allyoursbabyx

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ ! :)








poniedziałek, 14 grudnia 2015

Rozdział 19: Boisz się?

Justin POV'

Wyszedłem z domu Kathe i wsiadłem do mojego Ferrari. Wyjąłem jednego papierosa z paczki włożyłem go do ust a następnie podpaliłem zapalniczką.
Zaciągnąłem się dymem i uchyliłem lekko okno, aby dym mógł opuścić samochód.
Byłem cholernie zdenerwowany chociaż przy Kate, próbowałem w jakiś sposób się uspokoić.
Wiem że to co jej powiedziałem mogło zabrzmieć tak jakbym martwił się tylko i wyłącznie o swój cholerny tyłek, ale kurwa tak nie jest!
Przysięgam że jeśli pieprzony Jack Walker zbliży się do niej ponownie urwę temu małemu chujowi jaja.
Dobra może i faktycznie nie powiedziałem Kate całej prawdy a być może powinienem, ale cholera wiem że jeśli dowiedziałaby się nie wiedziałaby co ma robić, wiecznie obracała by się za siebie i w ten sposób sprowadziłaby na siebie jeszcze większe kłopoty.
Za każdym razem kiedy przypominam sobie rozmowę z tym kutasem mam ochotę znaleźć go i strzelić mu w łeb.


FLASHBACK
-Nie skurwielu. Tym razem cie zabije!-wysyczałem i zacisnąłem palce na broni.
Zauważyłem jak blondyn co chwilę spogląda do tyłu i wtedy przypomniałem sobie, że dziewczyna stoi za mną.
-Kate jedź do domu.-rozkazałem.
Miałem nadzieje, że grzecznie mnie posłucha i po prostu stąd pójdzie, jak oczywiście się nie stało.
-Ale...-zaczęła, lecz szybko jej przerwałem coraz bardziej się wkurwiając.
-Nie ma żadnego ALE! Po prostu idź do tego jebanego samochodu i odjedź stąd!-przerwałem jej krzycząc.
Nadal wyczuwałem że stoi za mną a kiedy nie zauważyłem żadnego ruchu byłem przekonany, że mam racje.
Obróciłem się w jej kierunku nie opuszczając broni wycelowanej w blondyna. Kątem oka nadal obserwowałem chłopaka, w razie gdyby spróbował uciec.
Zacisnąłem szczękę kiedy popatrzyłem na dziewczynę.
Czy naprawdę aż tak dużo oczekuje?! Tak trudno jest stąd odejść?!
-JUŻ!-krzyknąłem ponownie.
Podskoczyła lekko do góry i szybko obróciła się na pięcie i poszła w kierunku auta.
Nareszcie kurwa!
Z powrotem obróciłem się całym ciałem w kierunku Walkera i przysunąłem się bliżej niego przyciskając broń do jego głowy.
Zauważyłem jak przełyka nerwowo ślinę i miałem ochotę się zaśmiać. Niby taki odważny gangster, a kiedy sytuacja obraca się przeciwko niemu staje się zwykłą ciotą.
Myślałem że Hamilton wybiera lepszych ludzi do swojego pieprzonego gangu.
Zacisnąłem dłoń zwisającą swobodnie wzdłuż mojego ciała, w pieść.
-I co kutasie? Gdzie podziała się twoja odwaga?-wysyczałem
-P-pieprz się Bieber.-mruknął.
Zaśmiałem się z faktu że chłopak się zająkał i wybuchnąłem jeszcze głośniejszym śmiechem kiedy zauważyłem gęsią skórkę na jego odkrytych ramionach.
-Co? Boisz się?- zapytałem oschle.
Kiedy nie uzyskałem żadnej odpowiedzi przycisnąłem jeszcze mocniej broń do jego głowy.
Strasznie mnie wkurwia jak ktoś mnie lekceważy.
-ODPOWIEDZ!
-Szef cie zabije.-mruknął
Zachichotałem.
-Wiesz co może mi zrobić twój szef? Possać mi.-odpowiedziałem zanim miałby jakąkolwiek szanse by się odezwać. - Jeśli jeszcze raz zobaczę cię gdzieś w okolicy, dorwę cię skurwielu i wtedy twój pieprzony szef nie będzie miał z ciebie żadnego pożytku, chyba że zechce zostawić sobie twoje martwe ciało na pamiątkę. Rozumiemy się?
Blondyn pokiwał głową.
-Świetnie a teraz spierdalaj.-zabrałem broń i popchnąłem go lekko do tyłu.
Zakołysał się ale szybko odzyskał równowagę, obrócił się na pięcie i odszedł jak myślę, w stronę swojego auta.
Kiedy znalazł się już przy drzwiach swojego samochodu odbezpieczył go i obrócił się w moją stronę.
Podniosłem do góry brwi czekając na jego kolejny ruch.
-Jeszcze jedno Bieber! Twoja dziewczynka ma całkiem niezłe ciałko, nawet nie masz pojęcia kto aktualnie może mieć na nią oko!-krzyknął, szybko wsiadł do auta i odjechał.
Pieprzony kutas!
Dlaczego do cholery go nie zabiłem?
Może dlatego że jesteś na publicznym terenie durniu.- odezwał się głos w mojej głowie.
Przewróciłem oczami i szybkim krokiem udałem się do mojego samochodu.
Odblokowałem auto i wsiadłem do niego zatrzaskując za sobą drzwi.
Włożyłem kluczyk do stacyjki i odpaliłem silnik wyjeżdżając z piskiem opon z parkingu i kierując się w stronę domu dziewczyny.

FLASHBACK 



Miałem właśnie odpalić silnik i wreszcie wyjechać z pod domu Kate kiedy moją uwagę przykuła czarna terenówka zaparkowana parę domów dalej po drugiej stronie ulicy.
Oparłem plecy o siedzenie i wyrzuciłem peta za okno a następnie zamknąłem je.
Przypatrywałem się autu parę minut, ponieważ coś mi w nim nie pasowało a mianowicie to że auto miało blachy z zupełnie innego kraju.
Może i pomyślałbym że do kogoś z sąsiadów Kate przyjechał ktoś z zagranicy gdyby nie to że auto miało przyciemniane szyby.
Takimi autami nie jeżdżą dobrzy obywatele Ameryki.
Wybrałem na moim Iphonie numer starego znajomego i przystawiłem telefon do ucha, czekając aż odbierze.
-Halo.-usłyszałem zaspany głos po drugiej stronie słuchawki i przewróciłem oczami.
-Nie śpi. Jesteś mi potrzebny.-powiedziałem prosto z mostu.
-Justin?-zapytał zdziwiony a ton jego głosu nabrał normalnego dźwięku.
-Dokładnie. Pomożesz mi Kevin czy muszę załatwić to po swojemu?-zapytałem niecierpliwiąc się.
-Jasne. Co mogę dla ciebie zrobić?- usłyszałem lekkie skrzypienie, więc wywnioskowałem że podniósł właśnie swój tyłek.
-Sprawdź mi pewne tablice.
-Już się robi szefie. Poczekaj chwile.
Nie odpowiedziałem tylko zacząłem stukać wolną ręką o kierownice.
Wyobraziłem sobie jak włącza główny komputer w tym swoim królestwie elektroniki i siada na fotelu czekając aż wszystko się załaduje.
Chłopak naprawdę ma talent i potrafi włamać się gdzie tylko zechce a jego dom jest zabezpieczony w taki sposób, że nikt nie potrafiłby się tam dostać, bez włączenia co najmniej jednego czujnika lub alarmu.
-Dobra. Jestem gotowy.
Podyktowałem mu numery i czekałem na jakiś rezultat.
-Blachy są fałszywe. Żadne auto na świecie nie jest zarejestrowane na takie numery.-odpowiedział a ja pokiwałem sam do siebie głową.
-Dzięki stary. Teraz możesz iść spać, nie będziesz mi już potrzeby.-uśmiechnąłem się lekko.
-Nie ma sprawy. Cześć.
Rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni a następnie odpaliłem samochód i powoli ruszyłem.
Miałem nadzieje że za kierownicą terenówki siedzi jakiś gówniarz i nie zdąży mi spierdolić.
Kiedy moje auto przejeżdżało dokładnie obok czarnego Bentleya z piskiem opon zatrzymałem samochód i wyskoczyłem z auta chwytając za klamkę drugiego samochodu. W tej samej chwili kierowca odpalił silnik ale zanim zdążył wrzucić bieg wyciągnąłem go na jezdnie i usiadłem na nim okrakiem.
Wyciągnąłem broń zza koszulki, przeładowałem ją i przystawiłem lufę do jego skroni.
Miałem nadzieje, że samochody zasłaniają nas wystarczająco, aby nie było widać tego co dokładnie się dzieje.
W razie czegoś zarzuciłem na głowę kaptur, aby ludzie nie mogli mnie rozpoznać.
-Kim jesteś?-zapytałem i przyjrzałem się chłopakowi.
Mógł mieć około 19 lat nie więcej.
Miał małą bliznę pod prawym okiem, którą mógł otrzymać podczas jakiejś bójki.
Chłopak zaczął się szarpać i spróbował zrzucić mnie w jakiś sposób ze swojego ciała ale kiedy zauważył że nie da rady zaczął kierować rękę za swoje plecy.
Pokręciłem niezadowolony głową i odepchnąłem szybko jego dłoń i zabrałem niedużą broń zza paska jego spodni. Przeładowałem magazynek i przyłożyłem broń po drugiej stronie jego głowy.
-Drgnij a cię zastrzelę.-warknąłem
Szatyn przymknął na chwile oczy i spojrzał na mnie nie szarpiąc się już.
-Powtórzę pytanie. Kim jesteś?-syknąłem
Westchnąłem kiedy nie uzyskałem odpowiedzi.
-Skoro nie chcesz po dobroci.-przewróciłem oczami i spojrzałem na sekundę gdzieś w bok a już po chwili mój pistolet zderzył się z jego okiem.
Krzyknął i spróbował dotknąć bolącego miejsca ręką ale przycisnąłem jego dłoń kolanem.
-Byłem miły, do czasu. A teraz zapytam ostatni raz. KIM JESTEŚ?!-zagryzłem wargę powstrzymując się przed naciśnięciem spustu.
-Ashton Edwards.-mruknął chłopak
-Co tu robisz?-zsunąłem jedną broń i przycisnąłem ją pod jego brodę.
-Wypełniam zadanie.
-Jaśniej albo wydłubie ci oczy kutasie.-warknąłem.
Nie miałem całego dnia, żeby użerać się z jakimiś pieprzonymi skurwielami, a ten zaczął irytować mnie wyjątkowo bardzo.
-Hamilton wysłał mnie abym obserwował nie jaką Katherin Jonhson.-odpowiedział szybko
Zacisnąłem szczękę.
-Przekażesz swojemu szefowi, że jeśli spotkam na swojej drodze jeszcze kogokolwiek z jego ludzi tam gdzie nie powinno ich być, osobiście go odwiedzę. -wysyczałem prosto w jego twarz.
Podniosłem do góry głowę kiedy usłyszałem dźwięk syren.
Co do kurwy?
Dźwięk wydawał się zbliżać coraz bardziej. Naprawdę, ktoś kurwa wezwał pieprzone gliny.
Cóż... pora się zbierać.
Podniosłem się z chłopaka i stanąłem nad nim.
-Radze ci spierdalaj stąd i więcej się tu nie pokazuj.-odwróciłem się i już chciałem wsiąść do samochodu kiedy przypomniałem sobie coś.
Obróciłem się ponownie w stronę chłopaka który leżał na ulicy trzymając się za bolące oko.
Kopnąłem go w brzuch a chłopak podwinął nogi, jęcząc z bólu.
-To za to, że w ogóle przyjąłeś to zadanie i że tak długo musiałem się z tobą pieprzyć. Jeśli nie pozbierasz się do przyjazdu glin, twoja sprawa, ale mnie w to nie mieszaj. Mnie tu nie widziałeś, jasne?-oczekiwałem odpowiedzi ale jej nie otrzymałem.
Czy ten chłopak czegokolwiek się nauczył?
Kopnąłem go ponownie.
-Pytałem czy JASNE?!-uniosłem głos.
Pokiwał głową i złapał się za brzuch.
-Świetnie. Mam nadzieje, że nie do zobaczenia i pamiętaj nie było mnie tu.
Wsiadłem do auta i położyłem bronie na siedzeniu pasażera.
Wrzuciłem bieg i ruszyłem.
Kiedy zauważyłem czerwono-niebieskie światła spiąłem się, ale spokojnie minąłem się z radiowozem.
Nie musiałem się martwić, że zauważą moją twarz ponieważ każda szybka mojego Ferrari z zewnętrznej strony była zupełnie czarna.
Spojrzałem w lusterko wstecznie i nie zauważyłem w oddali żadnego samochodu na poboczu, co oznaczało że chłopak jako tako się pozbierał i odjechał.
Lepiej dla niego.
Skręciłem w inną ulice jadąc w kierunku domu.


_________________________________

Od następnego rozdziały zacznie się więcej dziać i obiecuje, że pojawi się więcej Justina i Kathe. :)
Do Następnego Ludzie :D

KONTAKT:
ASK.FM: @allyoursbabyx
TWITTER: @allyoursbabyx

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ !