sobota, 21 stycznia 2017

Rozdział 72: Świadek.



Kathe POV’

Byłam cholernie zmęczona po moim wczorajszym, a raczej dzisiejszym wymknięciu z domu, więc wcale nie zdziwiłam się kiedy obudziłam się o 15. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w czarne legginsy i bordowy T-shirt, następnie schodząc na dół, gdzie rodzice w salonie oglądali jakiś film.
- Cześć.- przywitałam się.
Oboje obrócili się w moją stronę, skanując moją twarz wzrokiem.
- Już myślałem, że zapadłaś w zimowy sen.- oznajmił tata, uśmiechając się głupio w moją stronę.
- Jasne, po prostu głowa mnie bolała i nie miałam siły wstać.- mruknęłam i wycofałam się do kuchni, aby nalać sobie do szklanki soku.
Zajrzałam do jednego z garnków, znajdujących się na kuchence i nie zauważając nic dobrego do zjedzenia, postanowiłam zrobić sobie kanapkę. Wyciągnęłam z lodówki potrzebne składniki oraz pieczywo z chlebaka i zabrałam się za przygotowanie jedzenia.


Po zjedzonym „obiedzie”, pobiegłam do góry po swój telefon i po chwili wróciłam do salonu, zajmując wolne miejsce na fotelu. Podwinęłam nogi pod tyłek i oparłam się wygodnie o oparcie, odblokowując telefon i wchodząc po kolei na wszystkie portale społecznościowe, ponieważ ostatnio jakoś nie miałam na to czasu. Odpisałam na parę wiadomości i polubiłam kilka zdjęć.
Spojrzałam kątem oka na telewizor, próbując domyślić się o czym jest film, lecz od razu stwierdziłam, że nie należy on do mojego ulubionego gatunku.
Kliknęłam na ikonkę gier i wybrałam pierwszą lepszą, która na ironię okazała się wyścigami samochodowymi. Wzruszyłam lekko ramionami i obróciłam telefon poziomo, aby lepiej mi się grało.


Oderwałam się od telefonu w momencie, kiedy w salonie rozbrzmiał głos dziennikarki.
- Przerywamy program, aby nadać ważną wiadomość dla mieszkańców Los Angeles.- oznajmiła młoda brunetka. – W godzinach rannych został zatrzymany Justin Bieber. Mężczyzna został oskarżony o zabójstwo Jack’a Walker’a, którego ciało zostało odnalezione być możne nawet kilkanaście dni po dokonanej zbrodni.- telefon wysunął mi się z ręki, lecz szybko go podniosłam, chcąc zachować pozory, że wszystko jest okay, lecz sama już czułam drżenie mojego ciała i łzy napływające do moich oczu. – Miejmy nadzieję, że to koniec panowania Bieber’a i jego gangu nad naszym miastem. – Wciągnęłam gwałtownie powietrze do płuc i mój telefon ponownie upadł na podłogę, kiedy na ekranie ukazało się zdjęcie mojego chłopaka.
- Co do cholery?!- krzyknął tata, podnosząc się gwałtownie z kanapy.- Kate masz nam coś do powiedzenia?!- wrzasnął.
Przetarłam dłonią policzki i nabrałam powietrza do płuc aby być na siłach zmierzyć się z rodzicami.
- Ja…on…- zaczęłam lecz tym razem głos zabrała mama.
- Pozwoliłaś przebywać kryminaliście pod naszym dachem?! Co ty sobie myślałaś?
Zacisnęłam wargi i również wstałam z fotela, podnosząc telefon z podłogi.
- Owszem, pozwoliłam.- wymamrotałam, zagryzając dolną wargę, kiedy poczułam, że ta niebezpiecznie drży.
- Spotykałaś się z kryminalistą! Potworem, który zabija ludzi, a jakby tego wszystkiego było mało kłamałaś nam prosto w oczy!- krzyczał ojciec.
- A co miałam zrobić?! Przyjść i powiedzieć „Cześć Mamo i Tato, to Justin Bieber mój chłopak, którego nienawidzi całe miasto!” to sprawiłoby, że byłoby lepiej?!- również podniosłam głos. – Byłoby jeszcze gorzej! Wy nawet przez chwilę nie pomyślicie o mnie! Nie pomyślicie o tym jak ja się aktualnie czuje, bo w tej chwili najważniejsze dla was jest to, aby wrzeszczeć! Justin robi co robi, ale nie jesteście w stanie porozmawiać ze mną na spokojnie, bo przecież najgorsze co może być, to to, że przebywał pod waszym dachem! Nie obchodzi was to, że zachowuje się jak normalny chłopak w jego wieku! Macie gdzieś to, że o mnie dba! Interesuje was tylko to co słyszeliście na ulicy od kompletnie obcych ludzi i te brednie, które słuchacie w głupich wiadomościach, a tak naprawdę oni nie mają pojęcia o niczym! Może Justin, został zmuszony przez życie, aby robić to co robi, pomyśleliście o tym?! Może to był jedyny sposób, aby miał za co jeść! I wiecie co wam powiem? Jesteście gównianymi rodzicami, bo nie obchodzi was to, że ja jestem szczęśliwa, lecz to co powiedzą ludzie! – uciekłam na górę ignorując nawoływania rodziców, abym wróciła, bo nie skończyliśmy rozmowy.
Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i rozmazanym wzrokiem pobiegłam go garderoby. Wyciągnęłam jedną z kilku małych torb podręcznych i spakowałam do niej trzy pary spodni, ciepłą bluzę i kilka par bluzek. Wepchnęłam również kilka par bielizny i zasunęłam torbę, kładąc ją na łóżko. Wróciłam do garderoby i założyłam na nogi białe adidasy.
Rozejrzałam się po pokoju i postanowiłam również zabrać ładowarkę do telefonu, którą spakowałam do mojej torebki, w której przebywały zeszyty szkolne.
Nie miałam zamiaru rozmawiać z rodzicami i myślę, że najlepszym pomysłem będzie, jeśli zatrzymam się na trochę u chłopców i dowiem co się dzieje.
Wbiegłam jeszcze do łazienki, zabierając najpotrzebniejsze kosmetyki, szczotkę i szczoteczkę do zębów, wpychając również i te rzeczy do torby.
Zarzuciłam torebkę na ramię, a torbę wzięłam w dłoń. Z komody zabrałam kluczyki od samochodu i ściskając je w dłoni wraz z telefonem zbiegłam na dół. Rodzice słysząc hałas wyszli na korytarz. Mama zmarszczyła brwi na mój widok a ojciec skrzyżował ramiona na piersi.
- Jeśli teraz wyjdziesz, możesz już nie wracać.- oznajmił, przez co przez chwilę zatrzymałam się w miejscu.
- Skoro tego chcesz, tatusiu.- zaśmiałam się przez łzy i wyszłam z domu trzaskając za sobą drzwiami, najbardziej jak tylko mogłam.


Odblokowałam samochód i wrzuciłam wszystko na miejsce pasażera. Wsunęłam kluczyki do stacyjki i zanim odpaliłam samochód, nabrałam powietrza do płuc i przetarłam oczy, chcąc chociaż przez kilka minut pozbyć się z nich łez, lecz to nie pomogło.


20 minut zajęło mi dojechanie pod dom chłopców. Wysiadłam z samochodu, zabierając ze sobą jedynie kluczyki i zamykając samochód. Wbiegłam do domu, nie kłopocząc się z pukaniem.
- Co się, do cholery, dzieje?!- krzyknęłam na wstępie, wbiegając zapłakana do salonu.
W pomieszczeniu przebywał tylko Luke z Max’em.
- Policja zabrała go rano.- oznajmił Max, wzdychając głośno.
- Wiem o tym! Ale coś musiało się stać, przecież nie zabrali go od tak sobie!- krzyknęłam i upadłam na kolana, mając gdzieś że właśnie wyglądam jak kompletna idiotka, zanosząc się głośnym płaczem.
Max podbiegł do mnie i pomógł mi wstać, a następnie mocno przytulił.
- Chłopcy próbują dowiedzieć się o co chodzi. Jeśli to tylko oskarżenie i nie mają dowodów, to nie mogą go tam trzymać dłużej niż 24 godziny.- wymamrotał, pocierając moje plecy w geście pocieszenia, lecz to wcale nie pomagało. – Wyciągniemy go z tego, zobaczysz.- wyszeptał.
- Ja…- zacisnęłam powieki i wzięłam drżący oddech.- Po-pokłóciłam się z rodzi-rodzicami iii…
- Nie musisz nas pytać, czy możesz tutaj zostać. To również twój dom.- przerwał mi i mocniej przytulił do swojego torsu. – Zobaczysz, wszystko się ułoży.
Do domu wpadł Chris i widząc mnie w uścisku chłopaka, zatrzymał się w miejscu.
Max odsunął się ode mnie i spojrzał na przyjaciela.
- Wiesz coś?- zaczął Luke.
- Nie. Chaz z Ryan’em próbują się do niego dostać, ale to trochę potrwa, bo muszą otrzymać to pieprzone potwierdzenie.
Objęłam się ramionami i zaczęłam stukać nerwowo nogą.
- Usiądź.- zwrócił się do mnie Luke i wskazał na kanapę. Posłuchałam chłopaka i usiadłam na jednej z trzech wolnych kanap.
Oparłam łokcie o kolana i schowałam twarz w dłoniach.
- Chce pomóc.- wymamrotałam i spojrzałam w kierunku Luka.
Chłopak uśmiechnął się lekko i usiadł obok mnie.
- Wiem, że chcesz, ale robimy już wszystko co w naszej mocy, aby go stamtąd wyciągnąć. - Zaczniemy działać bardziej, kiedy Ryan z Chaz’em przywiozą jakieś informacje.
- Mam siedzieć i czekać na rozwój sytuacji?- zapytałam, pociągając nosem.
- Tak na razie, będzie najlepiej.- Luke potarł moje ramie i wstał idąc w kierunku Chris’a i po chwili znikając gdzieś z nim.


Musiałam czekać 4 godziny, 4 głupie godziny aż chłopcy w końcu zjawią się w domu. Wstałam gwałtownie z kanapy, z której nie ruszyłam się nawet przez chwilę, przez te 4 potworne godziny.
Ryan uśmiechnął się smutno na mój widok, więc od razu domyśliłam się, że jest gorzej niż wszyscy myślą. W moich oczach po raz kolejny wezbrały łzy, które po chwili ciurkiem popłynęły po moich policzkach. Usiadłam zrezygnowana na kanapie i zwinęłam się w kulkę, płacząc.
- Hej.- usłyszałam głos Ryan’a obok swojego ucha, a po chwili poczułam jak ramiona chłopaka przyciągają mnie do uścisku.
- Chce pomóc, Ry. Zrobię wszystko co będę musiała, aby mu pomóc. Obiecuje, że przestanę ryczeć i zbiorę się do kupy.- oznajmiłam.
- Owszem, przestań płakać, bo nie mogę na to patrzeć. Doceniam, że chcesz pomóc, lecz nie możesz tego zrobić.
- Dlaczego?!- podniosłam gwałtownie głowę do góry, przypatrując się chłopakowi.
- Justin nie chce, aby Cię w to wszystko wplątywać. Tu nie chodzi tylko o oskarżenie.- wymamrotał.
- Więc o co?- zmarszczyłam brwi.
- Jest świadek, który doniósł na Justin’a. To wszystko może potrwać nieco dużej, niż się wszyscy spodziewaliśmy.

4 komentarze: