Justin POV’
Jęknąłem kiedy po raz
kolejny z mojego ciała wydobyło się nieprzyjemne chrupnięcie, spowodowane
spaniem na cholernie twardym materacu. Wsunąłem ręce po kark i rozejrzałem się
po pustych białych ścianach. Nie najfajniej wyglądają izolatki.
Kiedy zamykają cię w
tej betonowej puszcze, czujesz się jak zwierze, które nie ma prawa do niczego.
Możesz godzinami wpatrywać się w białe ściany, biały sufit i białą podłogę,
które sprawiają, że masz ochotę podbiec do tych cholernych metalowych drzwi i
porządnie w nie uderzyć.
Ale to do kurwy, nie
sprawi, ze jakimś magicznym sposobem nagle wyjdę z tych popierdolonych murów,
na wolność.
Przymknąłem oczy
zastanawiając się co robi Kathe. Z tego co zdążył powiedzieć mi Chaz, dziewczyna przebywa w moim domu, ponieważ jej
popieprzeni rodzice wyrzucili ją z jej własnego, kiedy poznali prawdę.
Minęło pięć dni, pięć
pieprzonych dni odkąd widziałem ją ostatni raz i może to dziwne, ale cholernie
za nią tęskniłem.
To trochę
przerażające jak człowiek, może przyzwyczaić się do drugiej osoby, a ja gniłem
w tym wszystkim już tak głęboko, że byłem w stanie poświęcić własne życie, aby
ona była szczęśliwa. Kochałem ją całym sobą i nawet jeśli czasami sprawiałem
jej przykrość nie byłem w stanie jej zostawić.
Była częścią mnie. Częścią
która sprawia, że czułem się lepiej.
Pełniła cholernie
ważną rolę w moim życiu i nie wyobrażałem sobie mojego dalszego życia bez niej.
- Wstawaj, Bieber.- za
drzwiami rozbrzmiał głos jednego ze strażników. – Podejdź do drzwi, stań do
nich tyłem i skrzyżuj ręce za plecami, podsuwając je pod klapkę.- oznajmił co od
razu wykonałem, ponieważ jak najszybciej chciałem wydostać się z tej cholernej
nory.
Facet założył na moje
ręce te pieprzone, metalowe kajdanki a następnie otworzył drzwi, wypuszczając
mnie na korytarz.
Przeprowadził mnie
przez cały blok, tylko po to aby wepchnąć mnie do tego cholernego pokoju, w
którym przez ostatnie pięć dni, znajdowałem się wyjątkowo często.
Strażnik odpiął jedną
z moich dłoni i przypiął mnie do krzesła, na co przewróciłem oczami.
Po chwili do
pomieszczenia wszedł Thompson z cholernie, fioletowym okiem, przez co
uśmiechnąłem się zadowolony.
Zdecydowanie warto
było trafić za to do izolatki.
- Jak tam oczko?-
zapytałem z sarkazmem.
- Nie pomagasz sobie
Bieber, w żaden sposób. Myślę, że twoja dziewczyna, nie będzie zadowolona z
twojego zachowania.- uśmiechnął się zadowolony, kiedy z mojej twarzy zniknął
uśmiech i zacisnąłem zęby.
- Gówno powinna
obchodzić Cię moja dziewczyna. To ja tutaj jestem, nie ona. – warknąłem.
- Racja.- westchnął i
zajął krzesło naprzeciwko mnie.
- Nie mam pojęcia
jakim cudem to zrobiliście, ale świadek wycofał zeznania.- uderzył swoim
śmiesznym notesikiem o blat stołu.
Oparłem się wygodnie
o krzesło i uśmiechnąłem zadowolony.
- Wiesz, że i tak
niedałbyś rady mi tego udowodnić, prawda?- zapytałem, przechylając głowę w bok.
- Przekonalibyśmy
się.
- Nie okłamuj się,
Thompson. Ktokolwiek mnie zgłosił nie miał żadnych dowodów po za swoimi
słowami. To pic na wodę, a wy chwytacie się wszystkiego co mogłoby mnie
pogrążyć, tyle że to nigdy wam się nie uda. Przypieprzyliście się do
nieodpowiedniego człowieka, żeby zakończyć jakąś sprawę z powodzeniem.-
oblizałem usta.
- Rozkuj go.-
oznajmił Thompson a gościu, który cały czas znajdował się za moimi plecami
odpiął moje ręce, przez co od razu potarłem nadgarstki.
- Zaraz dostaniesz
swoje ubrania. Ubierzesz się i odbierzesz swoje rzeczy przy wyjściu. To tyle.
Do zobaczenia, Bieber.- podniósł się gwałtownie z krzesła i wyszedł trzaskają
drzwiami.
Zaśmiałem się i oparłem
łokcie o stół, czekając na moje ubrania, które po kilku minutach przyniósł Garson.
Rzucił je na stół i również wyszedł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami.
- Co wy wszyscy tacy
podenerwowani?- zapytałem, zwracając się do kolesia, który stał za mną, lecz po
chwili i on się ulotnił.
Przebrałem się i
wyszedłem na korytarz, kierując się w stronę wyjścia. Podszedłem do dużego
biurka i nachyliłem się nad nim.
- Chce swoje rzeczy.-
oznajmiłem, przez co starsza kobieta, zwróciła na mnie swoją uwagę.
- Imię i Nazwisko.
- Justin Bieber.-
oznajmiłem ze zwycięskim uśmiechem, kiedy spojrzała na mnie krzywiąc się.
Poczekałem chwilę aż
odzyskam swój telefon i zegarek, a następnie wyszedłem z budynku.
Uśmiechnąłem się na
widok Ryan’a, Chaz’a i Luka, którzy na mnie czekali.
- Cześć, stary.-
każdy z nich poklepał mnie po plecach, co odwzajemniłem.
- Gdzie Kathe?-
zapytałem, ponieważ do cholery byłem pewny, że tutaj będzie i będę w końcu mógł
przytulić moją, małą myszkę.
- W szkolę. Stara się
opuszczać jak najmniej zajęć, żeby jej nie wywalili. Jeszcze nie wie, że Cię
wypuścili. To trochę taka niespodzianka. – wzruszył ramionami Luke.
- W sumie, to może
nawet lepiej. Wezmę prysznic i podwieziecie mnie pod szkołę.- poklepałem Ryan’a
po plecach i wsiadłem do auta, na miejsce pasażera.
- Jesteś cholernym
szczęściarzem.- oznajmił Chaz w drodze do domu.
Obróciłem głowę do
tyłu i spojrzałem na niego mrużąc oczy.
- Co masz na myśli,
stary?
- Chodzi mi o to, że
nie mogłeś trafić lepiej poznając Kathe. Wszyscy przez te kilka dni obserwowaliśmy
jak bardzo się przejmowała i jak bardzo starała się nie płakać, ale nie
okłamujmy się - nie wychodziło jej. Ciągle powtarzała jak bardzo Cię kocha i
jak bardzo chce Cię zobaczyć. Nie chciała nic jeść, przez co trochę
zmizerniała, ale ostatnio Ryan’owi udało się w nią wmusić kawałek pizzy. Ta
dziewczyna zdecydowanie, jest w stanie zrobić dla Ciebie dużo i myślę, że gdyby
nie ona, prawdopodobnie nadal tkwił byś w pudle.
- Jaśniej.-
wymamrotałem, wyjmując paczkę papierosów ze schowka.
- To ona wpadła na
to, że za tym wszystkim może stać mój kochany braciszek.- odezwał się Ryan.
- Rogers drugi,
pieprzony raz doniósł na mnie glinom?!- krzyknąłem, ściskając deskę
rozdzielczą.
- Tak i doskonale
wiem gdzie go teraz szukać.- oznajmił Butler i skręcił w uliczkę prowadzącą do
naszego domu.
Wyjąłem jednego
papierosa z paczki i opaliłem go zapalniczką.
- Przestrzelę mu łeb najlepszą
możliwą kulą, upewniając się że przeleci na drugą stronę.- wysyczałem
zaciągając się papierosem.
- Na razie to ty się zajmij
Kathe.- wtrącił się Luke, przez co otrzymał ode mnie piorunujące spojrzenie.
- Nie musisz się o to
martwić.- wypuściłem dym z płuc i uchyliłem lekko szybę.
Auto zatrzymało się
pod domem więc zamknąłem szybę i wysiadłem kierując się od razu w kierunku
drzwi.
- Bieber!- krzyknął
Chris, dostrzegając mnie.
- Cześć.- odsunąłem
papierosa od ust, nie chcąc go poparzyć, kiedy przytulił mnie w męskim uścisku.
- Dobrze Cię widzieć,
stary!- Max poklepał mnie po ramieniu.
- Was też.- kiwnąłem
głową. – Pójdę pod prysznic, bo czuje na kilometr jak ode mnie jebie.
Chłopcy zaśmiali się,
a ja pobiegłem do swojego pokoju.
Uśmiechnąłem się dostrzegając
rzeczy Kathe, porozrzucane po pokoju.
Wyszedłem na balkon,
aby dokończyć papierosa a następnie zabrałem z szafy świeże ubrania i bokserki,
a następnie wziąłem szybki prysznic.
Po wyjściu z łazienki
od razu spojrzałem na zegarek dostrzegając, że mam równą godzinę do zakończenia
zajęć Kathe. Ubrałem się, schowałem telefon do kieszeni i zbiegłem na dół.
- Dobra, więc kto
zawiezie mnie do szkoły?
Kathe POV’
Oparłam się o
metalową szafkę, czekając aż Em wrzuci wszystkie niepotrzebne książki do swojej
szafki, co ja zrobiłam dwie minuty temu.
Przetarłam dłonią
zmęczone oczy, mając gdzieś czy się rozmaże czy też nie.
Dostrzegłam dwie
dziewczyny stojące naprzeciwko mnie przy swoich szafkach, zawzięcie o czym
dyskutując. Nie interesowało mnie to zbytnio, ale mówiły na tyle głośno, że
niektóre słowa byłam w stanie usłyszeć bez przysłuchiwania się.
- Ciekawe jak mu się
to udało.- oznajmiła jedna z nich.
- Też jestem ciekawa.
Może uciekł.- stwierdziła druga.
W pewnym momencie
dziewczyny zatrzasnęły swoje szafki i obróciły się. Dostrzegając mnie, posłały
sobie porozumiewawcze spojrzenia i odeszły.
- Ludzie są dziwni.-
mruknęłam pod nosem i spojrzałam na przyjaciółkę. – Skończyłaś już?
- Tak.- Em trzasnęła drzwiczkami
tuż przy mojej głowie, przez co się skrzywiłam.- Przepraszam.
- W porządku. Chodź
stąd, zanim zwariuje.- pociągnęłam dziewczynę w stronę wyjścia.
- Jak się czujesz?- zapytała
po chwili.
- W dalszym ciągu tak
samo kiepsko.- wzruszyłam ramionami, przechodząc przez drzwi prowadzące na
zewnątrz. Następnie skierowałyśmy się na parking a ja już zaczęłam szukać
kluczyków w swojej torbie, ponieważ przez kilka ostatnich dni, niektóre rzeczy
jak na złość lubiły się przede mną ukrywać.
- Mam.- mruknęłam zwycięsko
i wyciągnęłam kluczyki z torebki, ściskając je w dłoni.
- Cholera, chyba
zwariowałam.- oznajmiła nagle Em, zatrzymując się gwałtownie w miejscu.
- O czym mówisz?-
spojrzałam na przyjaciółkę i wyciągnęłam bardziej szyję, aby dokładnie jej się
przyjrzeć.
- Ty lepiej spójrz
tam.- dziewczyna wskazała palcem za mnie, więc obróciłam się i rozejrzałam się
po parkingu.
Zmrużyłam oczy
dostrzegając jakiegoś chłopaka w okularach przeciwsłonecznych, opartego o mój
samochód. Zeskanowałam go wzrokiem i dopiero po chwili zorientowałam się na
kogo patrzę.
- O mój Boże!-
krzyknęłam i zerwałam się biegiem w kierunku chłopaka, słysząc za sobą śmiech
Emilly.
Szatyn dostrzegając
że biegnę w jego kierunku schylił się lekko, rozstawiając swoje ramiona i
czekając tylko aż w nie wpadnę. Kiedy to już nastąpiło Justin podniósł mnie do
góry i okręcił wokół własnej osi.
Przytuliłam się do
szatyna najmocniej jak potrafiłam i sama nie wiem kiedy zaczęłam płakać.
- Csiii, malutka.
Jestem tutaj.- Chłopak oparł się o maskę mojego auta i jeszcze bardziej
przycisnął do swojego torsu.- Cholernie za tobą tęskniłem.- wymamrotał w moje
włosy.
Nie byłam w stanie
nawet odpowiedzieć, po prostu wtuliłam się w chłopaka najmocniej jak potrafiłam
i miałam nadzieje, że nie potrzebne w tym wypadku są żadne słowa.
-Cześć, Justin.- głos
mojej przyjaciółki sprawił, że trochę rozluźniłam swój uścisk.
- Cześć, Emilly.-
Bieber odpowiedział dziewczynie, a ja odetchnęłam głęboko kiedy poczułam
wibracje jego klatki piersiowej. Zaciągnęłam się zapachem chłopaka i w końcu z
niego zeskoczyłam. Bieber od razu przysunął mnie do swojego boku.
- Fajnie Cię znowu
widzieć.- stwierdziła Em i spojrzała na mnie. – Trzymaj się.- uśmiechnęła się
do mnie i poszła w kierunku swojego auta.
Zrobiłam jeden krok
do przodu, podnosząc z ziemie moją torbę i kluczyki, które upuściłam, wskakując
na chłopaka.
- Daj mi kluczyki.-
szatyn uśmiechnął się szeroko i wyciągnął w moją stronę dłoń, lecz niepotrzebnie,
ponieważ w tej chwili nie byłam w stanie odmówić mu niczego. Podałam chłopakowi
kluczyki i odwzajemniłam jego uśmiech. Justin odblokował samochód i pomógł mi
wsiąść na miejsce pasażera, a następnie sam zajął miejsce kierowcy.
O ja aaa ale się ciesze ze go wypuścili! Ostatnio tak często pojawiają się rozdziały i jestem tym zachwycona! ❤❤❤❤❤ nie mogę się doczekać nasteonego!!!
OdpowiedzUsuńW koncu go wypuscili ♡♡ Kochany ten rozdział *-*
OdpowiedzUsuńMogę to czytać cały czas ,będzie dzisiaj następny??♡♡
OdpowiedzUsuńBędzie dzisiaj następny ???plisss
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Chyba się uzależniłam od twoich wpisów, bo mogę je czytać bez przerwy. Będzie dzisiaj następny rozdział? Są cudne, proosze *_*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) czekam na kolejne
OdpowiedzUsuńRewelacja! Cały czas byłam tak ciekawa tego jak wyjaśni się ta sprawa ,że nawet nie zostawiłam komentarzy przy innych wpisach xd
OdpowiedzUsuńBędzie dzisiaj Nowy rozdział??:)
OdpowiedzUsuńPlisss napisz ten Nowy rodziła bo jestem tak ciekawa że co chwilę sprawdzam ��
OdpowiedzUsuń