piątek, 27 stycznia 2017

Rozdział 76: Zabierz go stąd.



Kathe POV’

Siedziałam w pokoju Justin’a, przyglądając się swojej torbie, leżącej w kącie pokoju. Zdawałam sobie sprawę, że nie mogę tutaj zostać na wieki i prędzej niż później, będę musiała wrócić do domu, pomimo że tego nie chcę. W każdym razie… czuje się lepiej kiedy to rodzice mnie utrzymują, a nie Justin.
Westchnęłam i wyszłam z pokoju, kierując się na dół.
Nalałam sobie w kuchni soku do szklanki i wypiłam go praktycznie duszkiem.
W domu panowała kompletna cisza, ponieważ chłopcy pojechali załatwić sprawę z przybranym bratem Ryan’a. Wyjęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na godzinę. 00:26.
Oparłam się o wyspę kuchenną i weszłam w wiadomości postanawiając napisać wiadomość do Emilly.

Do: EM :*
Co powiesz na małe zakupy? Ty i Ja. Galeria w Centrum.

Przez ostatni czas nie miałam dla dziewczyny za dużo czasu, przez co czułam się jak najgorsza przyjaciółka na świecie. Emilly nie miała żadnej innej przyjaciółki po naszym starciu z Lilly, a z Ryan’em od jakiegoś czasu nie utrzymywała w ogóle kontaktu, ponieważ wspólnie stwierdzili, że to się nie uda.
Telefon w mojej dłoni zawibrował, wiec szybko kliknęłam na nową wiadomość.

Od: EM :*
Jasne! O 13?

Odpisałam krótkie „Jesteśmy umówione” i zablokowałam telefon.
Skierowałam się w stronę schodów z zamiarem pójścia spać, lecz kiedy znalazłam się na korytarzu usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Z chwilą z którą drzwi się otworzyły po domu rozniósł się ten sam, nieznośny dźwięk alarmu.
Max szybko wyłączył alarm, przez co odetchnęłam z ulgą.
Do środka wszedł jeszcze Luke z Chazem, przez co zmarszczyłam brwi.
- Gdzie reszta?- zmrużyłam oczy, przypatrując się Chaz’owi.
Chłopak podrapał się po karku i westchnął.
- Lepiej jeśli powiedz mi od razu prawdę.- wymamrotałam, przygotowując się na najgorsze.
- To nic okropnego.- wtrącił się Luke.
- Więc o co chodzi?
- Justin razem z Ryan’em zostali trochę pokiereszowani, jeśli można to tak nazwać.
- Chaz, do cholery, mów co się stało, bo zwariuje.
- Och no dobra. Poszedł na tyły budynku sam z Ryan’em i chyba nikt się nie spodziewał, że w budynku będzie tyle ludzi. W sumie chyba z jakiś 10-ciu ludzi się na nich rzuciło. Ryan jest w trochę gorszym stanie niż Justin, ale to tylko kilka siniaków tu czy tam, pobite oko, rozwalony łuk brwiowy albo warga, tak jak mówił Luke nic poważnego, ale wszystko skończyło się tak jak tego chcieliśmy.- wytłumaczył.
- Więc gdzie oni do cholery są?- oparłam prawą dłoń na biodrze.
- Bieber chciał się napić, Ryan jak najbardziej się zgodził a Chris ich zawiózł.- odpowiedział Max.
Pokiwałam głową i wciągnęłam powietrze do płuc, po chwili je wypuszczając.
- Bieber będzie miał kłopoty!- krzyknął Luke, zanim zwiał na górę.
Chaz uśmiechnął się lekko, lecz nie skomentował zachowania przyjaciela.
- Okay, dzięki.- pokiwałam głową i cofnęłam się do salonu. Usiadłam na jednej z wolnych kanap i wyszukałam w telefonie numeru do Chris’a, po chwili przystawiając telefon do ucha.
Po trzech sygnałach w urządzeniu rozbrzmiał głos chłopaka.
- Halo.
- Cześć, gdzie jesteście?
- Chłopcy Ci powiedzieli?
- Owszem. Więc gdzie jesteście?- ponowiłam pytanie, będąc lekko zdenerwowaną.
- W barze. Myślę, że niedługo ich przywiozę. Spokojnie, przy mnie są bezpieczni.- oznajmił i zaśmiał się cicho.
- Po prostu… nie ważne. Przywieź ich nie upitych jak kompletne świnie.- rozłączyłam się.


Czekałam do pieprzonej 3 w nocy, aż Ci debile się zjawią i przysięgam, że w tej chwili miałam wielką ochotę pożyczyć od chłopców jeden z ich pistoletów i przestrzelić tym debilom głowy.
Postukałam palcami w udo, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i głośne śmiechy.
- Zamknijcie Się.- warknął Chris, wprowadzając ich do salonu.
- Kathe!- krzyknął Justin zauważać mnie i idąc chwiejnym krokiem w moją stronę.
- Ile oni do cholery wypili?- spojrzałam na Chris’a i podniosłam się z kanapy, oddalając się od Bieber’a.
- Więcej niż bym chciał. W cholerę więcej.- odpowiedział.
Przyjrzałam się Justin’owi i westchnęłam widząc krew na jego wardze, siny policzek i rozwalony łuk brwiowy.
- Poszliście w takim stanie do baru?- rozszerzyłam oczy.
- Ciężko do nich dotrzeć. Zajmiesz się Justin’em a ja Ryan’em, w porządku?- pokiwałam głowa, więc chłopak pomógł Ryan’owi dostać się na górę.
- Nie przywitasz się ze swoim chłopakiem?- wybełkotał szatyn, więc w końcu na niego spojrzałam.
­- Nie.
- Och, zamknij się kobieto i się ładniutko przywitaj.-przewrócił oczami.
- Prawdopodobnie zrobiłabym to gdybyś był trzeźwy i bardziej miły.
- No i co z tego?- chłopak wzruszył ramionami. – Wy kobiety jedyne co potraficie to marudzić. Skoro do cholery chce żebyś mnie pocałowała, to dlaczego nie możesz, do kurwy, tego zrobić, tylko pierdolisz jakieś bezsensy?!- poniósł głos.
Zamrugałam powiekami, przyglądając mu się.
- Nie patrz się tak na mnie!- warknął.
- Teraz nawet to będzie Ci przeszkadzać?- zaplotłam ramiona na piersi.
- A co mi zrobisz? Pobijesz mnie?- zaśmiał się szyderczo, przez co westchnęłam.
Nienawidzę takiego zachowania u Justin’a.
- Uspokój się.- wymamrotałam, zaciskając po chwili wargi.
- Nie mów mi kurwa co mam robić, jasne?!- krzyknął i ruszył powolnym krokiem w moją stronę, więc szybko się cofnęłam.
- Dobrze wiedzieć jakie masz do mnie podejście po pijaku.- oznajmiłam.
Chłopak zatrzymał się nagle i przechylił na bok głowę przyglądając mi się.
- I po co było mi bawić się w jakieś popieprzone związki.- wymamrotał cicho, lecz wystarczająco abym usłyszała.
Wciągnęłam powietrze do płuc i sama pokonałam przestrzeń dzielącą nasze ciała.
- Skoro tak Ci źle, to to zakończ.- warknęłam, czując łzy napływające do oczu.
- Nie zrobię tego.- uśmiechnął się nagle i chciał mnie dotknąć, lecz w porę się odsunęłam.
- W porządku. Myślę że świetnie sobie poradzisz sam, dupku. Mam nadzieje, że będziesz miał cholernego kaca.- obróciłam się na pięcie i zostawiając chłopaka w salonie, skierowałam się na górę. Zabrałam z pokoju szare spodenki, białą zwykłą koszulkę oraz świeżą bieliznę i weszłam do łazienki.
Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w bieliznę i już miałam zakładać na siebie ubranie, kiedy usłyszałam jakiś hałas z pokoju. Pisnęłam kiedy drzwi od łazienki otworzyły się gwałtownie.
- Zwariowałeś, debilu?!
Justin wyszczerzył się na mój widok i podszedł bliżej, obejmując mnie ramionami w tali. Zmarszczyłam nos, czując zapach alkoholu.
- Puść mnie.
- Wiesz, że Cię kocham najbardziej na świecie.- wymamrotał chłopak, przez co spojrzałam na niego zaskoczona. – Cholernie, cię kocham.- złożył lekki pocałunek na moim czole i lekko się zakołysał, więc szybko złapałam dłonią jego koszulkę, aby się nie wywrócił. – Jesteś całym moim światem.- ścisnął mnie ramionami.
- Chodź.- westchnęłam lekko ułagodzona i ignorując fakt, że jestem w samej bieliźnie, odprowadziłam chłopaka do pokoju.
- Justin!- skarciłam chłopaka, kiedy podczas kładzenia go do łóżka, pociągnął mnie za sobą i zaśmiał się cicho.
Wstałam szybko i zdjęłam buty z jego nóg, a następnie to samo zrobiłam z jego ubraniami, pozostawiając go w samych bokserkach. Ubrałam się w łazience w przygotowane wcześniej ubrania i wyjęłam z szafki płatki kosmetyczne, następnie namaczając dwa z nich wodą z kranu, a trzeci wodą utlenioną Wróciłam do pokoju i usiadłam na brzegu łóżka, przecierając zakrwawione miejsca na  twarzy Justin'a, a następnie oczyściłam je z bakterii. Szatyn syknął cicho kiedy woda utleniona zetknęła się z jego ranami, lecz nic nie powiedział i przymknął oczy, które do tej pory wpatrywały się we mnie.
- Kochasz mnie?- wymamrotał nie otwierając oczu.
Uśmiechnęłam się lekko i ścisnęłam w dłoni wszystkie zużyte płatki.
- Kocham.- odpowiedziałam, przyglądając się twarzy chłopaka.
- Mimo, że czasami jestem dupkiem?- uchylił lekko oczy i spojrzał na mnie.
- Mimo że czasami jesteś dupkiem, a teraz spróbuj zasnąć.- nachyliłam się całując jego czoło i uciekłam do łazienki, pozbywając się płatków z moje dłoni i sprzątając łazienkę po moim prysznicu.
Po powrocie do pokoju chłopak już spał, więc ułożyłam się powoli obok niego i przykryłam nas kołdrą.



Obudziłam się jako pierwsza, więc odblokowałam telefon leżący na szafce nocnej i wstałam, aby zacząć przygotowywać się do spotkania z Em, ponieważ była już godzina 11:20.
Zabrałam ze swojej toby jasne jeansy i koszulkę w kolorze ciemnej zieleni, a następnie zamknęłam się w łazience.

Nawet po moim wyjściu z łazienki chłopak w dalszym ciągu spał. Pokręciłam lekko głową, zabrałam telefon z szafki wrzucając go do torebki, założyłam buty i zeszłam na dół. Uśmiechnęłam się lekko, kiedy okazało się, że drzwi frontowe są już otwarte, co było lekko dziwne, ponieważ jak do tej pory nie natknęłam się na żadnego z chłopców.
Wyszłam na zewnątrz i odblokowałam samochód, wsiadając do środka. Torbę odłożyłam na siedzenie pasażera, włożyłam kluczyk do stacyjki odpalając samochód i kilka sekund później wyjeżdżając na drogę.


Na miejscu zatrzymałam się 6 minut po godzinie 13, lecz wiedziałam, że Emilly nie będzie zła. Wysiadłam z auta, zablokowałam go, wrzuciłam kluczyki do torebki i ruszyłam w stronę wejścia do galerii.
Em czekała na mnie przy drzwiach i kiedy tylko mnie zauważyła uśmiechnęła się i ruszyła w moim kierunku.
- Cześć.- przytuliła mnie co odwzajemniłam.
- Hej.- odpowiedziałam i po chwili odsunęłam się.
- Chodźmy do środka.- przyjaciółka złapała moją dłoń i pociągnęła za sobą.


Siedziałam z Emilly w galerii od dobrych 4 godzin, a od prawie pół godziny znajdowałyśmy się w kawiarni w centrum budynku, popijając nasze kawy.
- Boże, dziewczyno nie masz pojęcia jak wszyscy się o Ciebie martwiliśmy.- poskoczyłam wystraszona, kiedy przy naszym stoliku nagle pojawił się Ryan.
Zamrugałam powiekami i popatrzyłam na chłopaka.
- Dlaczego niby?
- Justin próbuje dodzwonić się do Ciebie od prawie dwóch godzin, a ty nie odebrałaś żadnego połączenia.
Wyjęłam telefon z torebki i odblokowałam go. Moje oczy rozszerzyły się gwałtownie, kiedy zauważyłam 48 nieodebranych połączeń i 12 nowych wiadomości.
- O cholera.- wymamrotałam. – Nie słyszałam wibracji, wiesz że tutaj jest głośno.- próbowałam się bronić.
- To nie mi będziesz się tłumaczyć, mała. Gdyby nie to, że cię namierzyliśmy, prawdopodobnie Justin mordowałby właśnie pół Los Angele’s żeby Cię znaleźć.
- Gdzie on teraz jest?- zagryzłam wargę i popatrzyłam kątem oka, na przyjaciółkę, która wpatrywała się we mnie powstrzymując uśmiech. – To nie jest zabawne.- skarciłam ją, przez co ta uśmiechnęła się, tym razem już się nie hamując.
Przewróciłam oczami i przeniosłam wzrok na Butler’a.
- Rozdzieliśmy się aby szybciej Cię znaleźć, ale napisałem mu wiadomość kiedy tutaj szedłem, żeby poczekał przy aucie… także chyba pora, żebyście się już pożegnały.- pokiwałam głową i wstałam z krzesła, co Em również uczyniła.
- Dzięki, że chciałaś się spotkać.- wymamrotałam, przytulając przyjaciółkę.
- Nie dziękuj. Bawiłam się świetnie.- odwzajemniła uścisk i po chwili odsunęła się uśmiechając lekko.- Powodzenia z Justin’em. – mrugnęła okiem i zabrała swoją torebkę z krzesła, co również zrobiłam.
- Dobra, chodźmy zanim Bieber zeświruje całkowicie.- chłopak rozejrzał się po galerii. Przeniósł spojrzenia na mnie, lecz zmarszczył brwi i ponownie spojrzał w swoje lewo.
- To są chyba, kurwa, jakieś jaja.- wymamrotał sam do siebie. Chwycił moją jedyną torbę z zakupami opartą o moje krzesło i złapał mnie za łokieć.
- My musimy już lecieć, cześć Emilly.- oznajmił Ryan i obrócił się ponownie w lewo.
Spojrzałam w stronę w którą patrzył chłopak i zmarszczyłam brwi przyglądając się mężczyźnie i kobiecie, będących jakieś 5 metrów od nas, którzy w tej samej chwili złapali kontakt wzrokowy z nami.
- Ryan?!- krzyknęła kobieta i szybkim krokiem ruszyła w stronę chłopaka, a za nią mężczyzna.
- Kurwa.- warknął chłopak i zaczął ciągnąć mnie za sobą, praktycznie biegnąc po galerii.
- Kto to jest?- zapytałam, normując tępo z chłopakiem.
- Dowiesz się wszystkiego później. Musimy iść.- w ekspresowym tempie znaleźliśmy się na zewnątrz. Samochód Justin’a stał zaparkowany kilkanaście metrów przed wejściem, na co przewróciłam oczami, ponieważ to nie było odpowiednie miejsce na zaparkowanie auta. Bieber stał oparty o swoje Ferrari, paląc papierosa. Oblizał usta, zauważając mnie i Ryan’a, a następnie zmarszczył brwi, przyglądając się nam. Przeniósł wzrok za nasze plecy, przez co gwałtownie się wyprostował i mimo że dzieliło nas jeszcze kilka metrów już wiedziałam, że chłopak jest o wiele bardziej wściekły niż się tego spodziewałam.
- Daj mi kluczyki od swojego Audi.- oznajmił Ryan co wykonałam z chwilą kiedy znaleźliśmy się obok Justin’a. Zmarszczyłam brwi, kiedy zauważyłam że chłopak nie patrzy na mnie, lecz w stronę wejścia. Oddałam Ryan’owi kluczyki i wskazałam ręką w stronę mojego samochodu.
- Zabierz go stąd.- wymamrotał i oddalił się w kierunku mojego auta.
Spojrzałam w stronę wejścia i ponownie zmarszczyłam brwi widząc tych samych ludzi co w galerii, którzy w tej chwili stali w lekkim szoku, zawzięcie nam się przyglądając.
- Justin…- wymamrotałam chcąc zwrócić na siebie uwagę chłopaka. Oparłam dłoń na jego ramieniu i skrzywiłam się czując jak bardzo jest napięte. – Hej, co się dzieje?- spojrzałam tym razem na zaciśniętą szczękę szatyna.
Chłopak przeniósł spojrzenie na mnie, a następnie chwycił moją koszulkę i przyciągnął mnie za nią do siebie, przechylając mnie lekko do tyłu i gwałtownie całując.
Sapnęłam zaskoczona, lecz oddałam pocałunek, wplatając palce we włosy chłopaka.
Odetchnęłam kiedy chłopak się ode mnie odsunął i spojrzał na mnie prawie czarnymi tęczówkami, co mnie przeraziło.
- Wsiądź do samochodu, teraz.- wysyczał.
Od razu wykonałam polecenia chłopaka, przełykając nerwowo ślinę i zapinając pas, a następnie upewniając się czy aby na pewno zrobiłam to dobrze, ponieważ wiedziałam że Justin podczas jazdy do domu będzie łamał wszystkie możliwe przepisy.
Przez szybę spojrzałam na Justin’a, który ostatni raz spojrzał na kobietę i mężczyznę i zajął miejsce obok mnie. Włożył kluczyk do stacyjki i odpalił samochód, wyjeżdżając z parkingu z piskiem opon.
Oblizałam nerwowo usta i zacisnęłam dłoń na moim kolanie.
- Kim byli Ci ludzie?- zapytałam niepewnie.
W samochodzie panowała całkowita cisza, przerywana jedynie szybkim oddechem Justin’a, spowodowanym wściekłością buzującą w jego ciele. Myślałam, że chłopak mi nie odpowie, lecz po chwili otrzymałam odpowiedź, która kompletnie mnie zaskoczyła.
- Moimi, kurwa, pieprzonymi, rodzicami.

środa, 25 stycznia 2017

Rozdział 75: To nie to samo.



Kathe POV’



Uśmiechnęłam się szeroko kiedy Justin zaczął jeździć swoim nosem po mojej szyj. Leżeliśmy na łóżku chłopaka i byłam pewna, że dzisiaj nic nie da rady mnie od niego odciągnąć.

Szatyn westchnął głęboko i zaczął składać leciutkie pocałunki na mojej szyj, kierując się z nimi w stronę ust. Odwzajemnił pocałunek od razu kiedy usta chłopaka złączyły się z moimi. Dłoń Justin’a wsunęła się pod mój tyłek i ścisnęła go, przez co cicho jęknęłam.

Bieber po chwili odsunął się ode mnie i chwycił moją koszulkę, ściągając ją ze mnie.

- Chyba nie…- przerwałam swoją wypowiedź, kiedy poczułam usta chłopaka na moim brzuchu.

- Jesteś moją dziewczyną, stęskniłem się za tobą i gówno mnie obchodzi co pomyślą sobie chłopcy.- szatyn rozpiął swoje spodnie i pozbył się ich razem z koszulką, a następnie wstał na chwile i podszedł do komody, na której leżał jego portfel. Wyciągnął ze środka prezerwatywę i wrócił do mnie, odkładając opakowanie obok mnie i zabierając się za ściąganie reszty moich ubrań.

Zarumieniłam się lekko i zagryzłam wargę, kiedy przeszywający wzrok chłopaka spoczął na moim ciele, odzianym w samą bieliznę. Justin nachylił się nad moją piersią i zaczął ssać skórę na niej. Wygięłam się do przodu z czego chłopak od razu skorzystał i wsunął dłoń pod moje plecy, aby rozpiąć mój stanik i rzucić go po chwili gdzieś obok łóżka. Po kilku minutach to samo zrobił z naszymi dolnymi częściami bielizny.

Odsunął głowę od mojego uda, które zaczął całować i uśmiechnął się do mnie szelmowsko.

- A co jeśli ktoś wejdzie?- wysapałam

 Szatyn uśmiechnął się do mnie szeroko i sięgnął dłonią po kołdrę, następnie kładąc się między moimi nogami i przykrywając nakryciem swoje ciało.

- Co ty wyprawiasz, głupku?!- zaśmiałam się.

- Leż cicho.- wymamrotał spod kołdry. Wzdrygnęłam się kiedy poczułam usta chłopaka na mojej kobiecości.

Chwyciłam poduszkę leżącą obok mnie, zacisnęłam na niej zęby i przymknęłam oczy, sapiąc cicho.

- O cholera.- wymamrotałam w poduszkę czując język chłopaka na najwrażliwszej części mojego ciała.




Odetchnęłam lekko, kiedy chłopak po kilku minutach zaprzestał wykonywania wcześniejszej czynności i  podniósł się do góry, odkrywając swoją głowę. Zaśmiałam się cicho zauważając jego zmierzwione włosy.

Justin sięgnął po paczuszkę leżącą obok nas i rozerwał ją zębami, następnie zakładając jej zawartość na swojego penisa. Uśmiechnął się w moją stronę i pochylił się nade mną, opierając swoje ramiona po obydwóch stronach mojego ciała. Zarzuciłam jedną nogę na biodro chłopaka i przyciągnęłam go bliżej siebie.

Odchyliłam głowę do tyłu kiedy poczułam penisa chłopaka, wbijającego się w moje wejście.

- Jesteś tak niesamowicie ciasna.- wymamrotał chłopak i od razu zaczął się poruszać.

Jedną dłoń wplotłam we włosy chłopaka, a drugą oparłam o jego plecy, od czasu do czasu wbijając w nie swoje paznokcie.

Jęknęłam kiedy chłopak wykonał okrągły ruch biodrami i zatrzymał się nagle, wysuwając i opadając obok mnie.

- Usiądź na mnie.- uśmiechnął się i podał mi swoją dłoń.

Zamrugałam powiekami i spojrzałam w kierunku drzwi.

- Jesteśmy dorośli, więc jeśli ktoś wejdzie nic się niestanie. Poza tym z reguły starają się pukać.-oznajmił, próbując mnie uspokoić.

Niepewnie wykonałam polecenie chłopaka i na nim usiadłam. Szatyn jęknął kiedy nasunęłam się na jego długość i przeniósł swoje dłonie na moje pośladki, ściskając je.

- Poruszaj się w górę i w dół. – poinstruował mnie, co zaczęłam wykonywać.

- O Boże!- Jęknęłam, kiedy poczułam jeszcze lepiej penisa chłopaka.

- Właśnie tak, malutka.- wywarczał chłopak.



Sama nie wiem ile czasu minęło, ale odetchnęłam zmęczona kiedy kilka sekund po wspólnie przeżytym orgazmie, upadłam na chłopaka.

Justin zsunął mnie delikatnie z siebie. Zdjął prezerwatywę i rzucił ją obok łózka przez co trochę się skrzywiłam, ale wzruszyłam ramionami i przytuliłam się bardziej do szatyna, który przykrył nas kołdrą.

Oparłam głowę na piersi Justin’a i przymknęłam oczy wsłuchując się w bicie jego serca.

- Kathe…- zaczął chłopak, przez co wymamrotałam coś pod nosem, pokazując tym, ze go słucham.

- Jak zareagowali twoi rodzice?- otworzyłam gwałtownie oczy i podniosłam głowę do góry, patrząc na chłopaka.

-Skąd o tym wiesz?

- Chaz mi powiedział. Wiem, że wywalili Cię z domu.- oznajmił ostro.

- W zasadzie już się pogodziliśmy.- wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się lekko. – I jest coś jeszcze.- uśmiechnęłam się szerzej.

Justin oblizał wargi, czekając aż będę kontynuować.

- Rozmawiałam z nimi chwilę i mimo, że o wszystkim wiedzą, tata powiedział, że cię polubił i chcą dać Ci drugą szansę, więc mamy spotkać się z nimi ponownie i pogadać tym razem bez żadnych kłamstw.- z ust Justin’a wydobyło się westchnięcie.

- Co jest?- zmarszczyłam brwi, opierając się wygodnie o klatkę piersiową chłopaka i wpatrując się w jego twarz.

- Cieszę się, że twoi rodzice nas akceptują mimo tego wszystkiego, ale ja po prostu nienawidzę tych całych spotkań. Wiesz dobrze, że mimo iż niby o wszystkim wiedzą, to ja i tak nie będę mógł czuć się tam swobodnie. Muszę pozostać przemiłych chłopakiem, a obydwoje wiemy, że to gówno prawda.- wymamrotał.

- Zdarzają Ci się ataki agresji Justin, ale względem mnie jesteś przeważnie miłym, kochanym chłopakiem którego uwielbiam, tak samo jak tego aroganckiego dupka. Kocham Cię całego i wiem, że kiedy zachowujesz się tak jak teraz, nie udajesz nikogo. Po prostu jest w tobie taka cześć która potrafi być urocza, więc nie mogę się z tobą zgodzić, że musisz udawać, wystarczy że będziesz taki jak teraz.- uśmiechnęłam się.

- Inaczej traktuje Ciebie, a inaczej innych ludzi. To nie to samo.

- Spędziłeś z moimi rodzicami kilka godzin i zawsze rozmowa z nimi szła Ci świetnie, więc i tym razem tak będzie. Jeśli nie dasz rady zachowywać się swobodnie, rób to co robiłeś dotychczas i będzie świetnie.- szatyn westchnął i objął mnie ramieniem.

- Musimy jeszcze zająć się tą popieprzoną sprawą z Rogers'em.

- Tylko proszę, cokolwiek zrobicie, uważajcie, dobra?

- Wiesz, że zawsze jestem ostrożny, a to co że mnie zapuszkowali nie było winą żadnego z nas. Po prostu ten sukinsyn, nie wiedział w jakie gówno się pakuje.- warknął.

- Okay, rozumiem. Nie denerwuj się.- pochyliłam się i złożyłam lekkiego całusa na klatce piersiowej chłopaka.





Sama nie wiem kiedy zasnęliśmy, ale po otworzeniu oczu na zewnątrz panowała już całkowita ciemność. Uniosłam głowę do góry i spojrzałam na Justin’a. Szatyn spał z lekko uchylonymi ustami, przez co się uśmiechnęłam, bo rzadko kiedy mam okazje popatrzeć na śpiącego szatyna.

Nie chciałam obudzić chłopaka, więc pozostałam w swojej pozycji, czyli z głową na jego klatce piersiowej i zaczęłam przyglądać się wszystkim jego tatuażom, które byłam w stanie zauważyć z tej pozycji.

Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, lecz nie odpowiedziałam, aby nie obudzić chłopaka. Obróciłam się twarzą do drzwi, przykryłam dokładnie swoje ciało kołdrą i w tej samej chwili drzwi otworzyły się. Zza framugi wychyliła się głowa Max’a.

- Obudziłem Cię?- pokręciłam delikatnie głową, zaprzeczając.

- Mam pizze, więc jak chcesz to zejdź i obudź Justin’a, albo i nie.- mruknął okiem i zniknął, zamykając za sobą drzwi.

Podniosłam się powoli z łóżka, założyłam moją rozrzuconą bieliznę po pokoju, mając szczerą nadzieje, że Max tego nie zauważył. Ubrałam czarne legginsy oraz szary T-shirt, przeczesałam dłonią włosy i zeszłam na dół.

- Justin zejdzie?- zapytał Luke, od razu po moim wejściu do salonu.

- Nie, nie budziłam go, niech trochę pośpi. Nie sądzę aby mieli wygodne łóżka, tam gdzie był.- chłopcy zgodnie pokiwali głową.

Usiadłam obok Ryan’a, a pod moją twarz od razu została podsunięta pizza z pieczarkami, kurczakiem i serem. Wzięłam jeden kawałek i wgryzłam się w jedzenie.





Chłopcy zamówili 7 pizz, więc mimo to i tak jestem zdziwiona, że jedna z nich została nie tknięta, ponieważ mimo wszystko, postanowili zostawić ją Justin’owi.

To dopiero nazywa się poświęcenie dla przyjaciela.

Aktualnie siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy jakiś film o opętanym dziecku, który chyba należał do gatunku horrorów, lecz nie był jakoś przeraźliwie straszny.

Krzyknęłam kiedy ktoś nagle zasłonił mi oczy. Chłopcy zaczęli się śmiać, a dłonie zostały zabrane z mojej twarzy. Obróciłam się do tyłu i zmrużyłam oczy patrząc na Justin’a.

- Nie patrz na mnie tym śmiercionośnym wzrokiem, kochanie.- uśmiechnął się i obszedł kanapę, pociągając mnie do góry i zajmując moje miejscu tylko po to abym siedziała na jego kolanach, mimo że w pomieszczeniu było jeszcze kilka wolnych miejsc. Szatyn wsunął dłoń pod moją koszulkę i pozostawił ją na moim brzuchu. Oparłam się wygodnie o tors chłopaka i kontynuowałam oglądanie filmu.





Ziewnęłam w połowie następnego filmu, przez co najbliżej siedzące mnie osoby, popatrzyły na mnie.

- Ktoś tu jest zmęczony.- oznajmił Chris i uśmiechnął się lekko.

Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć chłopakowi, już znajdowałam się w ramionach Justin’a, wisząc nad kanapą.

- Postaw mnie.- mruknęłam, rumieniąc się lekko przez natarczywy wzrok chłopców.

- Nie. Jesteś zmęczona, więc idziemy spać.- oznajmił Justin i nie żegnając się z chłopakami, zaczął wynosić mnie z salonu.

- Dobranoc!- krzyknęłam. Wszyscy zgodnie odkrzyknęli mi odpowiedź, przez co się uśmiechnęłam i przytuliłam bardziej do mojego chłopaka.

To było naprawdę słodkie jak Justin o mnie dbał.

- Kocham Cię.- wymamrotałam i przymknęłam na chwilę oczy.

Po dotarciu do pokoju, chłopak od razu położył mnie na łóżku i zdjął ze mnie ubrania, pozostawiając mnie w samej bieliźnie. Sam rozebrał się do bokserek i obszedł łóżko, kładąc się obok mnie, przykrywając nas kołdrą i od razu przyciągając mnie do swojej klatki piersiowej.

- Ja też Cię kocham.- oznajmił, składając pocałunek na mojej głowie.

Nerwowo przełknęłam ślinę, zdając sobie sprawę, że bardzo mało brakowało abym straciła to wszystko nawet na kilka lat. Zdecydowanie nie poradziłabym sobie, jeśli okazałoby się, że chłopcom nie uda się wyciągnąć Justin’a z więzienia.

Westchnęłam cicho, co zwróciło uwagę szatyna.

- O czym myślisz?

- O twoim aresztowaniu.- przyznałam szczerze.

- To już przeszłość, nie zamęczaj się tym.­ – mocniej objął mnie ramieniem.

- Nie chce aby kiedykolwiek to się powtórzyło. Nawet nie chce sobie wyobrazić, co stałoby się ze mną jeśli musiałbyś tam zostać.

- Nic by się z tobą nie stało, bo nigdy nic takiego nie będzie miało miejsca.

- Skąd masz taką pewność?- zmrużyłam oczy, mimo że chłopak nie był w stanie tego zauważyć.

- Bo po pierwsze nigdy nie będą mieli na mnie wystarczających dowodów, a po drugie ktoś musi się tobą opiekować.- moje usta mimowolnie drgnęły w uśmiechu.

- Boże, tak cholernie mocno Cię kocham.- wymamrotałam, przyciskając się do ciała chłopaka. – I że niby ty nie potrafisz być słodki.

- Nie jestem słodki.- oburzył się, przez co zachichotałam.

- No przecież oczywiście, że nie.- przewróciłam oczami.

- Cokolwiek pomoże spać Ci spokojnie. – wymamrotał i obróciłam nas na lewą stronę, wtulając się w moje plecy.

                                          ___________________________________________

Trzeba było w końcu napisać jakiś słodki rozdział, który pokazałby jak nasi główni bohaterowi się kochają i jak wygląda więź między nimi. :)

Mam nadzieję, że nie zwymiotowaliście tęczą i w dalszym ciągu macie się dobrze. :)

Miłego ! x

niedziela, 22 stycznia 2017

Rozdział 74: Zwariowałam.



Justin POV’



Jęknąłem kiedy po raz kolejny z mojego ciała wydobyło się nieprzyjemne chrupnięcie, spowodowane spaniem na cholernie twardym materacu. Wsunąłem ręce po kark i rozejrzałem się po pustych białych ścianach. Nie najfajniej wyglądają izolatki.

Kiedy zamykają cię w tej betonowej puszcze, czujesz się jak zwierze, które nie ma prawa do niczego. Możesz godzinami wpatrywać się w białe ściany, biały sufit i białą podłogę, które sprawiają, że masz ochotę podbiec do tych cholernych metalowych drzwi i porządnie w nie uderzyć.

Ale to do kurwy, nie sprawi, ze jakimś magicznym sposobem nagle wyjdę z tych popierdolonych murów, na wolność.

Przymknąłem oczy zastanawiając się co robi Kathe. Z tego co zdążył powiedzieć mi Chaz,  dziewczyna przebywa w moim domu, ponieważ jej popieprzeni rodzice wyrzucili ją z jej własnego, kiedy poznali prawdę.

Minęło pięć dni, pięć pieprzonych dni odkąd widziałem ją ostatni raz i może to dziwne, ale cholernie za nią tęskniłem.

To trochę przerażające jak człowiek, może przyzwyczaić się do drugiej osoby, a ja gniłem w tym wszystkim już tak głęboko, że byłem w stanie poświęcić własne życie, aby ona była szczęśliwa. Kochałem ją całym sobą i nawet jeśli czasami sprawiałem jej przykrość nie byłem w stanie jej zostawić.

Była częścią mnie. Częścią która sprawia, że czułem się lepiej.

Pełniła cholernie ważną rolę w moim życiu i nie wyobrażałem sobie mojego dalszego życia bez niej.



- Wstawaj, Bieber.- za drzwiami rozbrzmiał głos jednego ze strażników. – Podejdź do drzwi, stań do nich tyłem i skrzyżuj ręce za plecami, podsuwając je pod klapkę.- oznajmił co od razu wykonałem, ponieważ jak najszybciej chciałem wydostać się z tej cholernej nory.

Facet założył na moje ręce te pieprzone, metalowe kajdanki a następnie otworzył drzwi, wypuszczając mnie na korytarz.

Przeprowadził mnie przez cały blok, tylko po to aby wepchnąć mnie do tego cholernego pokoju, w którym przez ostatnie pięć dni, znajdowałem się wyjątkowo często.

Strażnik odpiął jedną z moich dłoni i przypiął mnie do krzesła, na co przewróciłem oczami.

Po chwili do pomieszczenia wszedł Thompson z cholernie, fioletowym okiem, przez co uśmiechnąłem się zadowolony.

Zdecydowanie warto było trafić za to do izolatki.

- Jak tam oczko?- zapytałem z sarkazmem.

- Nie pomagasz sobie Bieber, w żaden sposób. Myślę, że twoja dziewczyna, nie będzie zadowolona z twojego zachowania.- uśmiechnął się zadowolony, kiedy z mojej twarzy zniknął uśmiech i zacisnąłem zęby.

- Gówno powinna obchodzić Cię moja dziewczyna. To ja tutaj jestem, nie ona.­ – warknąłem.

- Racja.- westchnął i zajął krzesło naprzeciwko mnie.

- Nie mam pojęcia jakim cudem to zrobiliście, ale świadek wycofał zeznania.- uderzył swoim śmiesznym notesikiem o blat stołu.

Oparłem się wygodnie o krzesło i uśmiechnąłem zadowolony.

- Wiesz, że i tak niedałbyś rady mi tego udowodnić, prawda?- zapytałem, przechylając głowę w bok.

- Przekonalibyśmy się.

- Nie okłamuj się, Thompson. Ktokolwiek mnie zgłosił nie miał żadnych dowodów po za swoimi słowami. To pic na wodę, a wy chwytacie się wszystkiego co mogłoby mnie pogrążyć, tyle że to nigdy wam się nie uda. Przypieprzyliście się do nieodpowiedniego człowieka, żeby zakończyć jakąś sprawę z powodzeniem.- oblizałem usta.

- Rozkuj go.- oznajmił Thompson a gościu, który cały czas znajdował się za moimi plecami odpiął moje ręce, przez co od razu potarłem nadgarstki.

- Zaraz dostaniesz swoje ubrania. Ubierzesz się i odbierzesz swoje rzeczy przy wyjściu. To tyle. Do zobaczenia, Bieber.- podniósł się gwałtownie z krzesła i wyszedł trzaskają drzwiami.

Zaśmiałem się i oparłem łokcie o stół, czekając na moje ubrania, które po kilku minutach przyniósł Garson. Rzucił je na stół i również wyszedł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami.

- Co wy wszyscy tacy podenerwowani?- zapytałem, zwracając się do kolesia, który stał za mną, lecz po chwili i on się ulotnił.

Przebrałem się i wyszedłem na korytarz, kierując się w stronę wyjścia. Podszedłem do dużego biurka i nachyliłem się nad nim.

- Chce swoje rzeczy.- oznajmiłem, przez co starsza kobieta, zwróciła na mnie swoją uwagę.

- Imię i Nazwisko.

- Justin Bieber.- oznajmiłem ze zwycięskim uśmiechem, kiedy spojrzała na mnie krzywiąc się.

Poczekałem chwilę aż odzyskam swój telefon i zegarek, a następnie wyszedłem z budynku.

Uśmiechnąłem się na widok Ryan’a, Chaz’a i Luka, którzy na mnie czekali.

- Cześć, stary.- każdy z nich poklepał mnie po plecach, co odwzajemniłem.

- Gdzie Kathe?- zapytałem, ponieważ do cholery byłem pewny, że tutaj będzie i będę w końcu mógł przytulić moją, małą myszkę.

- W szkolę. Stara się opuszczać jak najmniej zajęć, żeby jej nie wywalili. Jeszcze nie wie, że Cię wypuścili. To trochę taka niespodzianka. – wzruszył ramionami Luke.

- W sumie, to może nawet lepiej. Wezmę prysznic i podwieziecie mnie pod szkołę.- poklepałem Ryan’a po plecach i wsiadłem do auta, na miejsce pasażera.





- Jesteś cholernym szczęściarzem.- oznajmił Chaz w drodze do domu.

Obróciłem głowę do tyłu i spojrzałem na niego mrużąc oczy.

- Co masz na myśli, stary?

- Chodzi mi o to, że nie mogłeś trafić lepiej poznając Kathe. Wszyscy przez te kilka dni obserwowaliśmy jak bardzo się przejmowała i jak bardzo starała się nie płakać, ale nie okłamujmy się - nie wychodziło jej. Ciągle powtarzała jak bardzo Cię kocha i jak bardzo chce Cię zobaczyć. Nie chciała nic jeść, przez co trochę zmizerniała, ale ostatnio Ryan’owi udało się w nią wmusić kawałek pizzy. Ta dziewczyna zdecydowanie, jest w stanie zrobić dla Ciebie dużo i myślę, że gdyby nie ona, prawdopodobnie nadal tkwił byś w pudle.

- Jaśniej.- wymamrotałem, wyjmując paczkę papierosów ze schowka.

- To ona wpadła na to, że za tym wszystkim może stać mój kochany braciszek.- odezwał się Ryan.

- Rogers drugi, pieprzony raz doniósł na mnie glinom?!- krzyknąłem, ściskając deskę rozdzielczą.

- Tak i doskonale wiem gdzie go teraz szukać.- oznajmił Butler i skręcił w uliczkę prowadzącą do naszego domu.

Wyjąłem jednego papierosa z paczki i opaliłem go zapalniczką.

- Przestrzelę mu łeb najlepszą możliwą kulą, upewniając się że przeleci na drugą stronę.- wysyczałem zaciągając się papierosem.

- Na razie to ty się zajmij Kathe.- wtrącił się Luke, przez co otrzymał ode mnie piorunujące spojrzenie.

- Nie musisz się o to martwić.- wypuściłem dym z płuc i uchyliłem lekko szybę.



Auto zatrzymało się pod domem więc zamknąłem szybę i wysiadłem kierując się od razu w kierunku drzwi.

- Bieber!- krzyknął Chris, dostrzegając mnie.

- Cześć.- odsunąłem papierosa od ust, nie chcąc go poparzyć, kiedy przytulił mnie w męskim uścisku.

- Dobrze Cię widzieć, stary!- Max poklepał mnie po ramieniu.

- Was też.- kiwnąłem głową. – Pójdę pod prysznic, bo czuje na kilometr jak ode mnie jebie.

Chłopcy zaśmiali się, a ja pobiegłem do swojego pokoju.

Uśmiechnąłem się dostrzegając rzeczy Kathe, porozrzucane po pokoju.

Wyszedłem na balkon, aby dokończyć papierosa a następnie zabrałem z szafy świeże ubrania i bokserki, a następnie wziąłem szybki prysznic.

Po wyjściu z łazienki od razu spojrzałem na zegarek dostrzegając, że mam równą godzinę do zakończenia zajęć Kathe. Ubrałem się, schowałem telefon do kieszeni i zbiegłem na dół.

- Dobra, więc kto zawiezie mnie do szkoły?







Kathe POV’

Oparłam się o metalową szafkę, czekając aż Em wrzuci wszystkie niepotrzebne książki do swojej szafki, co ja zrobiłam dwie minuty temu.

Przetarłam dłonią zmęczone oczy, mając gdzieś czy się rozmaże czy też nie.

Dostrzegłam dwie dziewczyny stojące naprzeciwko mnie przy swoich szafkach, zawzięcie o czym dyskutując. Nie interesowało mnie to zbytnio, ale mówiły na tyle głośno, że niektóre słowa byłam w stanie usłyszeć bez przysłuchiwania się.

- Ciekawe jak mu się to udało.- oznajmiła jedna z nich.

- Też jestem ciekawa. Może uciekł.- stwierdziła druga.

W pewnym momencie dziewczyny zatrzasnęły swoje szafki i obróciły się. Dostrzegając mnie, posłały sobie porozumiewawcze spojrzenia i odeszły.

- Ludzie są dziwni.- mruknęłam pod nosem i spojrzałam na przyjaciółkę. – Skończyłaś już?

- Tak.- Em trzasnęła drzwiczkami tuż przy mojej głowie, przez co się skrzywiłam.- Przepraszam.

- W porządku. Chodź stąd, zanim zwariuje.- pociągnęłam dziewczynę w stronę wyjścia.

- Jak się czujesz?- zapytała po chwili.

- W dalszym ciągu tak samo kiepsko.- wzruszyłam ramionami, przechodząc przez drzwi prowadzące na zewnątrz. Następnie skierowałyśmy się na parking a ja już zaczęłam szukać kluczyków w swojej torbie, ponieważ przez kilka ostatnich dni, niektóre rzeczy jak na złość lubiły się przede mną ukrywać.

- Mam.- mruknęłam zwycięsko i wyciągnęłam kluczyki z torebki, ściskając je w dłoni.

- Cholera, chyba zwariowałam.- oznajmiła nagle Em, zatrzymując się gwałtownie w miejscu.

- O czym mówisz?- spojrzałam na przyjaciółkę i wyciągnęłam bardziej szyję, aby dokładnie jej się przyjrzeć.

- Ty lepiej spójrz tam.- dziewczyna wskazała palcem za mnie, więc obróciłam się i rozejrzałam się po parkingu.

Zmrużyłam oczy dostrzegając jakiegoś chłopaka w okularach przeciwsłonecznych, opartego o mój samochód. Zeskanowałam go wzrokiem i dopiero po chwili zorientowałam się na kogo patrzę.

- O mój Boże!- krzyknęłam i zerwałam się biegiem w kierunku chłopaka, słysząc za sobą śmiech Emilly.

Szatyn dostrzegając że biegnę w jego kierunku schylił się lekko, rozstawiając swoje ramiona i czekając tylko aż w nie wpadnę. Kiedy to już nastąpiło Justin podniósł mnie do góry i okręcił wokół własnej osi.

Przytuliłam się do szatyna najmocniej jak potrafiłam i sama nie wiem kiedy zaczęłam płakać.

- Csiii, malutka. Jestem tutaj.- Chłopak oparł się o maskę mojego auta i jeszcze bardziej przycisnął do swojego torsu.- Cholernie za tobą tęskniłem.- wymamrotał w moje włosy.

Nie byłam w stanie nawet odpowiedzieć, po prostu wtuliłam się w chłopaka najmocniej jak potrafiłam i miałam nadzieje, że nie potrzebne w tym wypadku są żadne słowa.

-Cześć, Justin.- głos mojej przyjaciółki sprawił, że trochę rozluźniłam swój uścisk.

- Cześć, Emilly.- Bieber odpowiedział dziewczynie, a ja odetchnęłam głęboko kiedy poczułam wibracje jego klatki piersiowej. Zaciągnęłam się zapachem chłopaka i w końcu z niego zeskoczyłam. Bieber od razu przysunął mnie do swojego boku.

- Fajnie Cię znowu widzieć.- stwierdziła Em i spojrzała na mnie. – Trzymaj się.- uśmiechnęła się do mnie i poszła w kierunku swojego auta.

Zrobiłam jeden krok do przodu, podnosząc z ziemie moją torbę i kluczyki, które upuściłam, wskakując na chłopaka.

- Daj mi kluczyki.- szatyn uśmiechnął się szeroko i wyciągnął w moją stronę dłoń, lecz niepotrzebnie, ponieważ w tej chwili nie byłam w stanie odmówić mu niczego. Podałam chłopakowi kluczyki i odwzajemniłam jego uśmiech. Justin odblokował samochód i pomógł mi wsiąść na miejsce pasażera, a następnie sam zajął miejsce kierowcy.