środa, 30 marca 2016

Rozdział 31: Szlaban

Kathe POV'

Kiedy przekroczyłam próg domu, do moich uszu dobiegł głos mamy.
-Dziecko drogie, dlaczego nie odbierałaś telefonów? Wiesz jak martwiliśmy się z ojcem? Kto normalny, wychodzi w środku nocy i na dodatek nie odbiera telefonów?!-krzyknęła, wyrzucając ręce w powietrze.
Nie musiałam czekać długo, aż do mamy dołączył tata z surowym wyrazem twarzy.
-Musimy porozmawiać młoda damo.-mruknął zaplatając ramiona na piersi.
Westchnęłam, kiwając głową.
Obróciłam głowę w stronę salonu, nie mogąc znieść przeszywającego spojrzenia taty. Modliłam się, aby żadne z rodziców, nie zobaczyło sinego policzka.
-Co ty tak właściwie masz na sobie Katherine?-zapytała mama, opierając rękę na biodrze.
Powstrzymałam odruch krzyknięcia. Zacisnęłam wargi i spojrzałam na mamę.
-Było mi zimo i brat Emilly, pożyczył mi kurtkę. A nie odbierałam bo telefon mi się rozładował.
W pewnym sensie nie kłamałam, bo telefon naprawdę był rozładowany, ale i tak wiedziałam, że pójdę do piekła za te wszystkie kłamstwa.
Rodzice wpatrywali się we mnie przez chwilę, jakby nie wierzyli całkowicie w moje słowa.
-W porządku. Weź prysznic i zejdź do nas. Choć nie wiem jak bardzo będziesz się starać, nie unikniesz rozmowy.-powiedział tata i sekundę później zniknął w salonie a zaraz za nim mama.
Powoli weszłam po schodach do swojego pokoju i usiadłam na łóżku.
Miałam ochotę wtulić się w poduszkę i płakać, ale wiedziałam że nie mogę, bo groziło to interwencją rodziców, a nie chciałam im się dodatkowo tłumaczyć.
Powolnym krokiem podeszłam do szafy i wyjęłam z niej luźną czarną bluzę, aby zakryć bandaż i przetarcia na nadgarstkach, do tego czarne legginsy i bielizna. Weszłam do łazienki i odłożyłam wybrane ubrania na małą szafeczkę. Zamknęłam drzwi na klucz i podeszłam do lustra przyglądając się swojej twarzy. Po makijażu nie było prawie śladu, co mnie nie dziwi przy takiej ilości płaczu. Wiedziałam, że po kąpieli moja twarz będzie potrzebowała dużą ilość fluidu aby zakryć podkrążone oczy i siny policzek. Powoli zdjęłam z siebie ubrania, sycząc przy tym parę razy z bólu.
Napuściłam wody do wanny, prawie że po sam brzeg, związałam włosy i powoli zanurzyłam się w ciepłej cieczy. Zacisnęłam zęby kiedy skóra zaczęła mnie piec od temperatury wody, ale starałam się to ignorować.
Przejechałam pod wodą ręką po moich sinych biodrach. Moja dolna warga zaczęła niebezpiecznie drżeć i wiedziałam, że szybciej niż później i tak się rozpłacze.
Spojrzałam następnie na moje nadgarstki i to wystarczyło, aby rozpłakać się całkowicie.
Podciągnęłam kolana pod samą brodę, starając w ten sposób dodać sobie otuchy.
Po kilku minutach mój szloch ucichł a ja w końcu zabrałam się do mycia.
Spłukałam pianę z mojego ciała, wypuściłam wodę i wyszłam z wanny.
Sięgnęłam po duży biały ręcznik i owinęłam się nim.
Ociągałam się jak najbardziej mogłam aby rozmowę z rodzicami odbyć jak najpóźniej.
Wytarłam twarz i ciało w ręcznik a następnie ubrałam się. Rozczesałam włosy i związałam je w mały koczek.
Z szafki wyjęłam fluid i zaczęłam rozsmarowywać go na twarzy. Nie używałam zbyt często tego kosmetyku, bo według mnie kiedy go używałam wyglądałam jak plastikowa lala. Najczęściej posługiwałam się korektorem, aby zlikwidować jakieś niedoskonałości.
Popryskałam się moimi ulubionymi perfumami, wcześniejsze ubrania oprócz kurtki Justina wrzuciłam do kosza na brudy i wróciłam do pokoju. Z kieszeni skórzanej kurtki wyjęłam telefon i podłączyłam go do ładowarki. Kurtkę odłożyłam na moje łóżko i włączyłam telefon. Nie musiałam czekać długo na pierwsze wiadomości i powiadomienia.
Miałam 15 nieodebranych połączeń od rodziców, 2 wiadomości od Emilly, która prosiła żebym do niej zadzwoniła kiedy będę miała wystarczająco siły, aby z nią pogadać. Wyglądało na to że chłopcy zdążyli ją już poinformować o moim powrocie, co mnie cieszyło bo nie chciałam aby kolejna osoba odchodziła od zmysłów, przeze mnie. Była jeszcze jedna wiadomość od Justina.

Od: SEXOWNY ^^
Napisz kiedy będziesz w domu.

Uśmiechnęłam się lekko i kliknęłam na "odpowiedz".

Do: SEXOWNY ^^
Wróciłam, cała i zdrowa.
Jeszcze raz dziękuje, za wszystko.

Zablokowałam telefon, odłożyłam go na szafkę i nabrałam powietrza do płuc.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je wychodząc na korytarz.
Zeszłam do salonu i stanęłam za kanapą gdzie siedzieli rodzice cicho o czymś rozmawiając.
Odchrząknęłam dając im znać, że jestem już w pokoju, chociaż miałam ochotę stąd uciec.
-Siadaj.-mruknął tata wskazując fotel obok kanapy.
Podeszłam do wyznaczonego miejsca a następnie usiadłam.
-Zachowałaś się nieodpowiedzialnie Kathe i mam nadzieje, że wiesz o tym.-zaczął tata, ściszając pilotem telewizor.
Pokiwałam głową a następnie westchnęłam.
-Sama dobrze wiesz, że rzadko kiedy dostajesz kary, ale razem z mamą stwierdziliśmy, że tym razem na to zasłużyłaś. Zniknęłaś w środku nocy i nie było cię przez prawie cały dzień. Dodatkowo nie mogliśmy się do ciebie dodzwonić, co jak wiesz wcale nie wpływa dobrze na twoją sytuacje. Przez tydzień chcemy abyś od razu po szkole, wracała do domu i żadnych wyjść w środku nocy do przyjaciółki, chodź nie wiem jak bardzo ważne to by się okazało. Dalej będziesz chodzić do szkoły, a jak dobrze wiemy po Los Angeles kręcą się jacyś kryminaliści, dlatego telefon zostaje w twoim posiadaniu ze względów bezpieczeństwa, ale laptop oddajesz nam. Rozumiemy się?-tata przechylił głowę na bok czekając na jakąś reakcje z mojej strony.
Spojrzałam na mamę, która w ciszy siedziała koło mojego ojca i również się we mnie wpatrywała. Jej oczy były czerwone i podkrążone co oznaczało, że płakała.
Ponownie westchnęłam.
-Tak rozumiem, tato.
-Świetnie. Mam nadzieje, że to więcej się nie powtórzy. Musisz zrozumieć kochanie, że wyjście w środku nocy było ogromnym niebezpieczeństwem i bardzo nieodpowiedzialne z twojej strony. Wszyscy teraz mówią o tym gangu, który panuje w naszym mieście. Wystarczyłoby abyś znalazła się w jakimś nieodpowiednim miejscu i mogliby cię zabić albo porwać. A tego z twoją matką byśmy sobie nie wybaczyli.
Miałam ochotę pokręcić głową i zaśmiać się histerycznie na jego słowa. Jeśli kogoś mam się obawiać to na pewno nie gangu Justina. Prawdopodobnie gdyby nie ten chłopak, właśnie wąchałabym kwiatki od spodu.
-Rozumiem tato i obiecuje, że nic takiego więcej się nie wydarzy i przepraszam.-mruknęłam spuszczając głowę na dół i wpatrując się w moje nogi.
-Okay. Idź do siebie.
Wstałam posłusznie z fotela i skierowałam się do swojego pokoju. Byłam już na połowie schodów, kiedy zatrzymał mnie krzyk mojego ojca.
-Nie zapomnij przynieść nam laptopa!-krzyknął
Przewróciłam oczami i wbiegłam do swojego pokoju.
Upewniłam się czy aby na pewno mój laptop pojada hasło i zaniosłam go do salonu, gdzie na kanapie dalej siedzieli rodzice. Położyłam urządzenie na szklanym stoliku i wróciłam do swojego pokoju.
Rzuciłam się na łóżko i od razu tego pożałowałam ponieważ zranione ramie dało o sobie znać.
Syknęłam cicho i podniosłam się do pozycji siedzącej.
Nie miałam na nic siły, a samo myślenie o tym że jutro jest poniedziałek i muszę iść do szkoły, przyprawiało mnie o ból głowy.
Spojrzałam na zegarek na szafce nocnej. 18:27.
Sięgnęłam po swój telefon i wybrałam numer Emilly.
Sprawdziłam czy ładowarka nadal jest podłączona do telefonu i przyłożyłam telefon do ucha.
Po dwóch sygnałach mogłam usłyszeć przerażony głos mojej przyjaciółki.
-O Mój Boże! Nic ci nie jest? Jak się czujesz? Nie masz pojęcia jak się o ciebie bałam! Ten dupek obiecał, że zadzwonią kiedy tylko cię uratują, ale gdyby nie Ryan nie miałabym o niczym pojęcia!-krzyczała prosto do słuchawki, przez co musiałam odsunąć telefon na kilka centymetrów od mojego ucha.
-Uspokój się Em. Czuje się dobrze i jestem już w domu.
Mogłam usłyszeć jej westchnięcie po drugiej stronie słuchawki.
-Przepraszam. Ja po prostu, strasznie się o ciebie bałam. Jesteś moją najlepsza przyjaciółką i kiedy widziałam jak jakiś koleś cię wyprowadza a ty nie zareagowałaś na moje krzyki, strasznie się wystraszyłam. A potem wszystko działo się tak szybko. Justin stwierdził, że jestem pijana i kompletnie mnie olał i prawdopodobnie gdybym nie dopadła Maxa i gdyby nie on prawdopodobnie Bieber nadal twierdziłby, że oszalałam.
Zmarszczyłam brwi a kilka części układanki wskoczyło na swoje miejsce. Teraz rozumiałam o czym mówił Justin, kiedy wyrzucał sobie, że gdyby zareagował szybciej może coś dałby radę jeszcze zrobić. Ale nie miałam do niego o to pretensji ani do nikogo innego. Wiem, że kiedy Emilly coś przerazi lub jest podekscytowana zachowuje się jak obłąkana psychicznie. Pamiętam nawet jak kiedyś w mieście miał odbyć się koncert jej ulubionego zespołu a ona wpadła do mojego domu, ledwo łapiąc powietrze i gestykulując rękami jakby świat właśnie się kończył.
Dla mnie najważniejsze było to, że Justin wraz z chłopakami w ogóle postanowili mnie uratować. Przecież nie byłam nikim ważnym i mogli po prostu pozostawić mnie na pastwę losu.
-Jest w porządku Emilly. Dostałam szlaban od rodziców na tydzień, ale myślę że całkowicie na to zasłużyłam. Gdybym była na ich miejscu prawdopodobnie umarłabym z przejęcia. Faktycznie, wszystko mogło skończyć się bardziej dramatycznie, ale na moje szczęście nic takiego się nie stało. Chłopcy mnie uratowali, za co będę im wdzięczna do końca życia. A teraz ty się uspokój i nie myśl o wczorajszej nocy, okay? Jestem cała i zdrowa.
-Może i masz racje. Muszę się uspokoić bo inaczej moi rodzice zamkną mnie w psychiatryku. Już pewnie myślą że zwariowałam. Widzimy się jutro w szkole?
Zachichotałam cicho.
-Tak, widzimy się w szkole. Cześć.-rozłączyłam się i odłożyłam telefon na szafkę nocną.
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu mojej torby ze szkoły. Kiedy w końcu odnalazłam ją wzrokiem, leżącą na fotelu, podniosłam się z łóżka i podeszłam do niej. Wyjęłam z niej książki i zeszyty, aby odrobić zadane prace domowe i rozłożyłam się ponownie na łóżku, zabierając się do pracy.


Około 21 wreszcie mogłam w spokoju położyć się spać. Odłożyłam torbę z spakowanymi już książkami i odłożyłam ją na jej wcześniejsze miejsce. Wybieram z garderoby leginsy do kolan i luźną bluzkę na długi rękaw. Wiem, że prawdopodobnie będzie mi gorąco, ale nie mogłam ryzykować, że mogę się zapomnieć i któryś z rodziców zobaczy bandaż na mojej ręce.
Przebrałam się w wybrane ubrania i weszłam do łazienki. Zmyłam makijaż i wróciłam do pokoju. Zgasiłam światło i położyłam się do łóżka.



Otworzyłam powoli oczy czując coś zimnego na swoim ramieniu, spojrzałam w tamtym kierunku i z przerażeniem stwierdziłam, że po moim lewym ramieniu przemieszcza się srebrny nóż. Podniosłam głowę do góry, aby ponownie zobaczyć obrzydliwą twarz Hamiltona. Mężczyzna usiadł na mnie okrakiem i zaczął zrywać ze mnie bluzkę. Zaczęłam płakać z przerażenia. Nie to nie może dziać się jeszcze raz. Nie może! Chwile później zostaje w samym staniku a David zaczyna całować moją szyje, z każdym moim szarpnięciem czuje jak ostrze noża wbija się z sekundy na sekundę bardziej w moje już obolałe ciało. Zaczynam krzyczeć aż w końcu z mojego gardła wydobywa się wrzask. Ostrze noża wbija się całkowicie w moje ramie a ja czuje ogromny ból w lewej ręce. Nie mogę nią poruszyć, ani nie mogę tam spojrzeć, ponieważ Hamilton przytrzymuje swoją ręką moją brodę. Przesuwa nóż w stronę mojego gardła a ja kwilę cicho prosząc, aby tego nie robił.

Budzę się gwałtownie rozglądając się po pokoju. Wzdycham z ulgą, kiedy zdaje sobie sprawę, że jestem w swoim domu, w swoim pokoju. Przejeżdżam ręką po mokrym czole a po moim policzku spływa pierwsza łza. Kręcę głową, a następnie zasłaniam twarz dłońmi. Koszmar, to był tylko koszmar. Muszę się uspokoić. Spoglądam przez palce na budzik znajdujący się na szafce nocnej. Pozostało 20 minut do budzika, więc raczej nie opłaca mi się już zasypiać. Wyłączam budzik już teraz aby nie musieć tego robić za 20 minut i wstaje z łóżka.
Wchodzę do garderoby i wyciągam z niej jasne jeansy z lekkimi przetarciami na kolanach, do tego szarą bluzę z naszywką na piersi w kształcie kosmity. Z komody zabieram bieliznę i idę do łazienki.
Biorę szybki prysznic, uważając przy tym aby za bardzo nie zmoczyć bandażu, ponieważ nie chce aby przesiąknął przez ubranie, a sama nie dam rady zrobić świeżego.
Zakrywam podkładem siny policzek, maluje rzęsy, pryskam szyje moimi ulubionymi perfumami i wychodzę z łazienki. Na nogi zakładam skarpetki i czarno-białe Nike. Z komody zabieram jeszcze telefon, który chowam do kieszeni jeansów. Biorę torbę i wychodzę z pokoju.
W kuchni czeka już na mnie śniadanie, które przygotowała mama. Naleśniki z owocami i herbata.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu rodzicielki, ale nigdzie jej nie widzę. Pewnie pojechała już do pracy razem z tatą.Wzruszam ramionami, siadam na jednym ze stołków, a torbę kładę na ziemi obok moich nóg.
Po zjedzonym śniadaniu, zabieram torbę z książkami zakładam czarną kurtkę, zabieram kluczę od auta oraz domu i wychodzę na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi na klucz.
W garażu nie ma już samochodu rodziców, co utwierdza mnie w przekonaniu, że pojechali już do pracy. Wsiadam do swojego audi i wyjeżdżam z garażu. Poczekałam chwilę, aż drzwi garażu zamknął się za mną całkowicie, poprzez naciśnięcie jednego z guzików w moim samochodzie i wyjechałam na ulicę.

20 minut później zaparkowałam samochód na parkingu przed szkołą.
Zabrałam kluczyk ze stacyjki i wysiadłam z samochodu. Skrzywiłam się lekko, kiedy poczułam zimny wiatr na swoim ciele i zarzuciłam na głowę kaptur. Zablokowałam samochód i obróciłam się w kierunku szkoły. Podskoczyłam i krzyknęłam kiedy dosłownie 5 centymetrów przed moją twarzą zobaczyłam moją przyjaciółkę. Przymknęłam oczy i nabrałam powietrza do płuc, chcąc uspokoić szybkie bicie serca.
-O Boże! Przepraszam! Nie chciałam cię wystraszyć. Wszystko dobrze?-złapała mnie za ramie, a ja szybko odskoczyłam krzywiąc się.
Emilly zmarszczyła brwi, przyglądając mi się. Nie chciałam jej martwić, moim rozwalonym ramieniem.
-Jest okay. Tylko proszę nie skradaj się tak na drugi raz. Idziemy?
Dziewczyna pokiwała głową i ruszyła razem ze mną w kierunku szkoły.
Od razu po przekroczeniu progu, zauważyłam Justina i Ryana stojących opartych o ścianę razem z kilkoma kumplami ze szkoły.
Uśmiechnęłam się lekko do Justina, kiedy na mnie spojrzał, ale chłopak szybko odwrócił wzrok i powiedział coś do Ryana.
Skrzywiłam się lekko ignorując dziwne uczucie w klatce piersiowej.
Wczoraj przecież było wszystko dobrze, a nawet lepiej niż dobrze a dzisiaj postanowił mnie zlewać, jakby nic z rzeczy które wczoraj powiedział nie miały miejsca?


Ruszyłam się z miejsca kiedy Emilly szturchnęła mnie w ramie. Razem podeszłyśmy do mojej szafki aby zabrać resztę potrzebnych mi książek na dzisiejszy dzień i poszłyśmy na lekcje historii.

niedziela, 20 marca 2016

Rozdział 30: Porozmawiajmy

Kathe POV'

Jęknęłam kiedy do moich uszu dotarły jakieś krzyki. Powoli otworzyła powieki i rozejrzałam się po pokoju. Kilka sekund zajęło mi zlokalizowanie gdzie się znajduje. Pokój Justina. Uśmiechnęłam się lekko, zsunęłam nogi z łóżka i wstałam. Zadrżałam z powodu zimna jakie otoczyło moje ciało. Spojrzałam w dół i zmarszczyłam brwi kiedy zauważyłam że jestem w samym staniku. Rozejrzałam się po pokoju aż w końcu mój wzrok spoczął na czarnej skórzanej kurtce, którą miałam na sobie wcześniej. Chwyciłam ją i zaczęłam zakładać. Syknęłam kiedy przeciągnęłam lewą rękę przez rękaw. Zmarszczyłam brwi kiedy zobaczyłam bandaż, ale postanowiłam na razie o tym nie myśleć. Kiedy usłyszałam ponowne krzyki powoli podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Nie obchodziło mnie, że mogę wyglądać strasznie, lub być może idąc tam wtykam nos w nie swoje sprawy. Może coś się stało i faktycznie powinnam tam zejść, więc też tak zrobiłam. Robiąc małe kroczki zaczęłam zbliżać się w stronę schodów i w takim samym tempie z nich zeszłam. Rozejrzałam się dookoła aż w końcu zlokalizowałam miejsce z którego dobiegała głośna rozmowa. Zatrzymałam się na dźwięk swojego imienia i mimowolnie zaczęłam się przysłuchiwać.
-Ktoś musi jej wyjaśnić, co tak właściwie się stało, nie uważasz? Jest w to wplątana tak samo jak i my i nie mówimy ci o tym pierwszy raz. Ostatnim razem, również miałeś coś z tym zrobić, ale jak widać nie wystarczająco, bo ta dziewczyna przeżyła przez nas piekło tylko dlatego że kręci się w naszym towarzystwie i jacyś popieprzeni gangsterzy postanowili ją porwać, aby zemścić się na nas. Powinna wiedzieć, co się dzieje, chodź w jakimś stopniu. Ktoś powinien z nią porozmawiać a potem odwieźć do domu.
Zmarszczyłam brwi, ale podzielałam słowa Maxa. Chciałabym chodź w małym stopniu wiedzieć, dlaczego tak właściwie zostałam porwana. Co takiego chciał osiągnąć Hamilton porywając mnie? Przecież nie wiedziałam nic przydatnego i nie byłam również kimś ważnym ani kimś kto w jakimś mocny sposób był powiązany z chłopakami aby mu pomóc. Przerwałam swoje rozmyślanie kiedy usłyszałam podniesiony głos Justina.
-Więc co? To wszystko moja wina, tak? To ja wpakowałem ją do tego samochodu i to ja zaplanowałem jej porwanie?! Nikt jej nie kazał kręcić się w naszym towarzystwie, sama się w to wpakowała tylko i wyłącznie ze swojej winy. Gdyby była mądrzejsza, wiedziałaby że z nami nie warto trzymać. Nie jesteśmy towarzystwem z którym wyjdzie do kina jakby cała policja Los Angeles, nie czekała na nasze potknięcie! Nie kręciła by się dookoła nas, gdybyście nie przyjęli ją z otwartymi ramionami, jak nigdy. Co, chcecie ją przelecieć?! Na to czekacie?! W takim razie droga wolna, jest tam na górze i czeka na was!
Wpatrywałam się w swoje nogi myśląc nad słowami Justina. Naprawdę tak bardzo mnie nienawidził? Powinnam chyba wyjść stąd i jeśli naprawdę tak bardzo tego pragnie, wrócić do domu i już nigdy nie kręcić się gdzieś blisko nich. Polubiłam ich. Mimo że Justin bywał dupkiem, potrafił być też miły i uroczy. W moich oczach zebrała się słona woda a już po chwili poczułam jak pierwsza łza spływa po moim policzku. To raczej normalne że mi smutno, skoro właśnie dowiedziałam się że tak jakby jestem niepotrzebna w ich życiu. Nie mam pojęcia dlaczego, ale te słowa wychodzące z ust Justina zabolały mocniej niż usłyszane z ust kogoś innego. Jak w ogóle mógł zasugerować że są mili tylko dlatego że chcą ode mnie czegoś "więcej". Nie jestem takim typem dziewczyny i nigdy w życiu nie dopuściłabym aby coś takiego się stało, zwłaszcza po dzisiejszych wydarzeniach.
-Zamknij się Justin! Nikt nie chce jej przelecieć, więc się ogarnij! Co ci strzeliło do głowy, co?! Udajesz, że wina leży po naszej stronie, a ja bardzo dobrze wiem, że teraz plujesz sobie w twarz, bo sądzisz że to twoja wina. Zależy ci na niej stary i nie pierdol, jasne?! Gdybyś miał ją w dupie, nie robił byś wszystkiego co w twojej mocy aby ją odnaleźć, nie zaniósł byś jej do swojego pokoju, w którym nie przebywa nikt oprócz ciebie i na pewno nie bandażował byś jej zraniono ramienia! Wszyscy wiemy jaki jest Justin Bieber i jeśli ta dziewczyna naprawdę nic by dla ciebie nie znaczyła zostawił byś ją tam na pastwę losu, nawet byś się nie przejął że ktokolwiek został porwany, ponieważ tłumaczyłbyś się że to nie twój problem a nawet gdybyś mógł pozbyłbyś się jej własnoręcznie. Dobra, jesteś skryty i nieprzewidywalny i bardzo często nie wiadomo co ci wpadnie do głowy ale stary, znamy cię długo, nie uważasz? Sam fakt że ją tutaj przyprowadziłeś, był znakiem że coś się dzieje, mimo że zarzekałeś się tak bardzo, że jej nienawidzisz! Tyle razy powtarzałeś że nie warto dopuszczać do siebie kogoś tak blisko, ale może w końcu czas to zmienić, co?! Przemyśl to sobie Justin i zastanów się czego ty tak naprawdę chcesz, i daj jej znać, bo myślę że ta dziewczyna powinna wiedzieć na czym stoi. Ja na jej miejscu chciałbym wiedzieć czy ktoś traktuje mnie mnie jak kobietę czy jak zabawkę.
Otworzyłam buzie i obróciłam się twarzą do salonu. Widziałam dokładnie wszystkich, ale najwidoczniej nikt nie zauważył mnie. Czy to możliwe że Justin coś do mnie czuje? Nie, nie sądzę. Jestem strasznie głupia, że w ogóle o tym pomyślałam.
Bieber wpatrywał się chwilę w coś przed sobą , a następnie obrócił głowę w moją stronę.
Przełknęłam ślinę i spuściłam głowę. Nie powinno mnie tu być. Szybko pokonałam odległość dzielącą mnie z korytarza do drzwi i wyszłam na zewnątrz. Westchnęłam i już miałam zamykać za sobą drzwi kiedy usłyszałam głos wołający moje imię. Szybko zamknęłam drzwi, kiedy zdałam sobie sprawę, że głos należy do nikogo innego niż do Justina.
Zanim zdążyłam się odsunąć, drzwi otworzyły się ponownie ukazując Justina.
-Gdzie idziesz?-zapytał marszcząc brwi.
-Do domu. Kurtkę przekaże Emilly albo Ryanowi aby ci oddali. Dzięki za wszystko. Cześć.-westchnęłam i obróciłam się twarzą w stronę ulicy.
Syknęłam głośno kiedy poczułam dłoń na moim zabandażowanym ramieniu.
-Sorrki.-mruknął Justin natychmiastowo puszczając moje ramie i stając przede mną.-Musimy porozmawiać.
-Nie sądzę aby to był dobry pomysł, Justin. Wyraziłeś już swoje zdanie i jeśli chcesz abym zniknęła z twojego życia, w porządku.-spuściłam głowę
-Nie...cholera, Kate. Porozmawiajmy, okay? Odwiozę cię potem do domu.
Podniosłam do góry głowę i spojrzałam na niego. Przeczesał dłonią włosy.
-No chodź.-złapał mnie za dłoń i wciągnął do domu. Nie oglądając się za siebie zaprowadził mnie do swojego pokoju, zamknął za nami drzwi na klucz i posadził mnie na swoim łóżku a sam stanął przede mną.
-Nie miałaś tego usłyszeć.-mruknął
Zamrugałam zaskoczona.
-Ohhh... przepraszam, że usłyszałam to co tak naprawdę sądzisz na mój temat. Nie wiem czy chciałeś to przede mną ukryć, ale mogłeś powiedzieć mi to prosto w twarz Justin, że masz mnie dość. Pozbyłbyś się mnie o wiele szybciej.
-Kurwa mać... to nie tak. Ja pierdole! Wcale tak o tobie nie myślę. Po prostu... chłopaki zawalili pewną sprawę i przez to się wkurwiłem. Potem zaczęli twój temat i mówiłem wszystko co mi ślina na język przyniesie.-podrapał się po karku
-Podobno człowiek pijany i zdenerwowany mówi tak naprawdę co myśli.-mruknęłam
-Kłamałem, jasne?! Powiedziałem wiele kłamstw, tam na dole! Nie chce żebyś przestała się kręcić wokół nas... a zwłaszcza mnie.
Rozszerzyłam oczy zaskoczona. Nie mam pojęcia czy odebrałam to tak jak powinnam, ale jeśli się nie mylę, to Justin Bieber właśnie powiedział że nie chce abym go zostawiła... tak na moje rozumowanie.
Zamrugałam parę razy przyswajając jego słowa. Bieber usiadł na łóżku obok mnie a sama jego pochylona głowa, mogła zaszokować. Zazwyczaj jest taki denerwujący, wymądrzający się i pewny siebie. A teraz. Proszę...
-To wszystko moja wina Kathe, jeśli wtedy zareagował bym wystarczająco szybko, kiedy Emilly zaczęła panikować i nie spławiłbym jej, może nic z tych rzeczy by się nie stało. Wróciłabym bezpiecznie do domu i żaden facet nie próbował by cię zgwałcić. -ostatnie zdanie wyszło z jego ust o wiele ostrzej niż poprzednie.
-To nie twoja...
-Oczywiście, że moja wina! Nie rozumiesz Kathe, jeśli coś by ci się stało, jeśli nie zdążyłbym cie uratować na czas, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Odkąd pamiętam nikogo nie dopuszczałem do siebie wystarczająco blisko, zwłaszcza dziewczyn. Nigdy nie wierzyłem w pieprzoną miłość czy jakieś inne gówna. Życie zmusiło mnie do wielu złych rzeczy i prawdopodobnie twoja piękna główka nigdy nie domyśliłaby się nawet tej najprostszej. Każda laska, która przewinęła się przez moje życie była tylko i wyłącznie w jednym celu, żadnych uczuć, żadnych serduszek, żadnych randek. Nigdy, przenigdy żadna kobieta nie przekroczyła chodź na krok tego pokoju a ty tutaj jesteś iii...nie przeszkadza mi to, wręcz przeciwnie. Nasza znajomość zaczęła się w najgorszy z możliwych sposobów, a jednak siedzisz tu...razem ze mną. I nie żałuje tego. Wiesz...nigdy nie byłem dobry w takich gadkach i nigdy nie musiałem ich wymawiać, więc...
-W porządku, rozumiem.-przerwałam mu i lekko się uśmiechnęłam
-To ja sprowadziłem na ciebie te wszystkie problemy. Chciałem żebyś trzymała się ode mnie jak najdalej...ale po prostu nie mogę. Jestem pieprzonym dupkiem myślącym tylko o sobie, bo mimo wszystko nie mogę pozbyć się Ciebie z mojej głowy. Myśl sobie co chcesz, ale nie pozwolę abyś tak po prostu przekroczyła próg tego domu i już więcej tu nie wróciła, jasne?! Cholera, nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Czuje się jak pieprzona cipa.-mruknął pod nosem ostatnie dwa zdania, ale mimo wszystko i tak go usłyszałam.
Zachichotałam. Zaczynałam się już obawiać zachowania Justina, ale ostatnie zdania jak najbardziej wskazywały na to, że nadal jest tym samym Justinem Bieber, być może w moim towarzystwie trochę bardziej miękkim, ale to nadal ten sam człowiek. Nie miałam zamiaru narzekać, ponieważ podobało mi się to. Podobało mi się cholernie bardzo że ożywiłam jakiekolwiek uczucia w zimnym i okropnym jak do tej pory człowieku, który budził postrach w każdym mieszkańcu Los Angeles.
Chłopak opadł plecami na łóżko i westchnął głęboko, pocierając dłońmi twarz.
Dopiero teraz zauważyłam jego podpuchnięte oczy i zmęczenie widoczne na twarzy. Zmarszczyłam brwi, oblizując suche wargi.
-Spałeś dzisiaj chodź chwilę?-zapytałam cicho
Jedna ręka odkryła połowę jego twarzy. Pokręcił głową, wzdychając.
-Kiedy tylko dowiedziałem się co się stało, próbowałem odnaleźć cię jak najszybciej.-mruknął
Położyłam się obok niego i niepewnie przytuliłam się do niego. Chłopak nie odepchnął mnie, wręcz przeciwnie. Obią mnie jedną ręką w tali i przyciągnął jeszcze bliżej siebie.
-Dziękuje.-wyszeptałam na tyle głośno, aby mógł mnie usłyszeć.-Odpocznij a ja wrócę do domu, okay?-odsunęłam się od niego a następnie wstałam.
-Odwiozę cię.-odpowiedział, szybko wstając.
-Nie, dziękuje. Naprawdę sobie poradzę.-uśmiechnęłam się do niego lekko. Nie chciałam aby zasnął za kierownicą i spowodował jakiś wypadek. Byłam w stanie dotrzeć sama do domu, i myślę że dzisiaj nie przytrafi mi się już nic niedobrego.
-Skoro nie chcesz, żebym cię odwiózł poproszę któregoś z chłopaków.-ominął mnie i wyszedł przez drzwi.
Szybko go dogoniłam, ciągnąć za ramię, aby się zatrzymał.
-Co?-mruknął
-Nie o to chodzi, Justin. Najlepiej jeśli wszyscy zostaniecie w domu i odpoczniecie. Mieliście ciężką noc. Nie chce żebyś spowodował wypadek i coś ci się stało.-zaczerwieniłam się lekko wypowiadając swoje myśli na głos.
Chłopak przechylił głowę na bok, przyglądając mi się dokładnie, co z kolej zaowocowało pogłębieniem się rumieńców na moich policzkach.
-Martwisz się o mnie.-nie usłyszałam w jego głosie niezadowolenia, więc mentalnie odetchnęłam z ulgą.
-Możesz zostać tutaj. Wszyscy się prześpimy, a potem ktoś odwiezie cię do domu. Nie chce abyś wracała sama.-wzruszył lekko ramionami a następnie podrapał się po karku.
Przysięgam, że nie rozpoznaje dzisiaj tego chłopaka. Jeszcze wczoraj jakoś nie za specjalnie go obchodziłam, a dzisiaj najwyraźniej zależy mu na moim bezpieczeństwie.
-Dzięki, ale naprawdę muszę wracać do domu. Nie było mnie całą noc.-zagryzłam wargę wyobrażając sobie w jaki poziom zdenerwowania mogli wpaść moi rodzice.
-Kazałem Emilly, napisać do nich sms, że potrzebowała twojej pomocy czy coś takiego i zostałaś u niej na noc.
Zamrugałam zaskoczona. Dobrze, że chociaż teraz się o tym dowiaduje, bo kiedy dotarłabym do domu, sama mogłabym palnąć coś głupiego i wpakować się w niezłe kłopoty.
W sumie, z jednej strony chciałam zostać tutaj jeszcze trochę, ale nie chciałam już zawracać im głowy. Mieli swoje życie i swoje problemy.
Justin najwyraźniej widząc, że nie ulegnę, mruknął coś pod nosem.
-W porządku. Zamówię ci chociaż taksówkę.-wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer. Zamówił taksówkę na nazwisko McCann, co mnie zdziwiło i podał adres.
Rozłączył się i schował telefon a następnie z drugiej kieszeni wyjął znajomego mi iPhona.
Uśmiechnęłam się kiedy chłopak wyciągnął w moją stronę rękę z telefonem.
-Dziękuje.
Kiwnął głową
-Widzimy się w szkole?-zapytał a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.
Skinęłam głową i podeszłam do niego całując go w policzek. Jeszcze raz podziękowałam za wszystko i wyminęłam go.
Nie zrobiłam nawet dwóch kroków, kiedy zostałam przyciśnięta do ściany a ciepłe, miękkie usta docisnęły się do moich warg.
Mruknęłam i oddałam pocałunek. Justin polizał moją dolną wargę i zassał ją lekko a następnie odsunął się.
Moje gardło nagle stało się naprawdę suche, więc przełknęłam ślinę.
Justin wyjął z kieszeni portfel i wyjął z niego 2 banknoty, podając mi je.
Zauważając moje niezrozumiałe spojrzenie, wyjaśnił że to pieniądze na taksówkę. Nie chętnie je przyjęłam i podziękowałam.
-Kathe...
Obróciłam się w jego stronę, czekając aż dokończy.
-Wiem, że bywam okrutny...ale tylko dlatego, że nie wiem kim innym mógłbym być, ale nie rezygnuj ze mnie, okay?
Zamrugałam parę razy, powstrzymując łzy. Miałam ochotę rzucić mu się na szyje, ale w ostatniej chwili powstrzymałam się.
-Dobrze, Justin. Nie zrezygnuje.-uśmiechnęłam się lekko
Odkleiłam się od ściany i pożegnałam się jeszcze raz z chłopakiem.
Schowałam telefon do kieszeni jeszcze lekko wilgotnych jeansów, i wyszłam na zewnątrz. Nie musiałam długo czekać na taksówkę, którą skierowałam się w kierunku domu.


__________________________________

Dzisiaj trochę taki awww *.* Ale nic co dobre nie trwa wiecznie. :) 
Miłego Czytania, Misiaki. :)

KONTAKT:
ASK.FM: @allyoursbabyx
TWITTER: @allyoursbabyx
TWITTER HASHTAG: #onelifeff


niedziela, 13 marca 2016

Rozdział 29: Zamknji się

Justin POV'

Wpatrywałem się w siny policzek Kate z zaciśniętymi wargami. Bardzo dobrze wiedziałem, że to wszystko tylko i wyłącznie moja wina. Kiedy zobaczyłem ją na łóżku praktycznie że rozebraną do naga i przywiązaną, miałem ochotę od razu wpieprzyć Hamiltonowi kulkę w łeb i zabrać ją stamtąd, ale chciałem żeby jego śmierć była bolesna i żeby to bardzo kurwa dobrze czuł. Każdy kto ma zamiar grać ze mną w jakąś jebaną grę, powinien wiedzieć, że to i tak nie zakończy się dla niego jakimś pieprzonym happy endem.
Samochód zatrzymał się powoli przed domem, a ja czekałem aż chłopaki wysiądą i odsuną dla mnie fotel. Złapałem Kathe pod kolanami oraz w pasie i ostrożnie uważając, aby jej nie obudzić i o nic nie uderzyć wyniosłem ją z samochodu. Poczekałem aż chłopcy otworzą drzwi i wpiszą alarm a następnie wszedłem do środka kierując się od razu po schodach do mojego pokoju. Położyłem ją na łóżku i rozpiąłem kurtkę powoli ją z niej zdejmując i kładąc obok. Zacisnąłem szczękę kiedy powyżej jeansów, zobaczyłem kawałek siniaka o prawie bordowym kolorze.Widziałem również ranę na jej ramieniu i wiedziałem że muszę spróbować ją opatrzyć, nie budząc jej przy tym. Wszedłem do łazienki i ukucnąłem pod umywalką wyciągając z niej małą apteczkę a z szafki obok lustra wodę utlenioną. Wróciłem do pokoju i uklęknąłem obok łóżka otwierając apteczkę. Na szczęście rana nie była na tyle głęboka aby ją szyć, więc zwykły bandaż powinien wystarczyć. Polałem ranę wodą utlenioną. Dziewczyna poruszyła się a jej brwi lekko się zgięły. Odkaziłem ranę ponownie i wyjąłem z apteczki wacik który również polałem wodą. Usłyszałem ciche pukanie ale zignorowałem je. Chwilę później drzwi otworzyły się a ja nawet nie obróciłem się aby sprawdzić kto to. Chciałem skończyć jak najszybciej to co zacząłem i dać jej odpocząć. Chociaż tyle mogłem zrobić, przez to co przeze mnie przeszła, chociaż to kurwa do mnie strasznie nie podobne. Docisnąłem lekko wacik do jej rany i zacząłem owijać wokół jej ramienia bandaż, następnie zapiąłem go, oczyściłem rany na nadgarstkach i schowałem wszystko z powrotem do apteczki. Obróciłem się w kierunku drzwi i zobaczyłem stojącego w drzwiach Chrisa z wymalowanym na twarzy lekkim zaskoczeniem. Nie przekroczył progu pokoju, bo dobrze wiedział, że nie cierpię gdy ktoś to robi, nawet oni. Zazwyczaj gdy uda mi się dotrzeć z jakąś laską do tego domu, co jest dość rzadkie, ale jeśli już się wydarzy lądujemy w pokoju gościnnym, który zawsze stoi pusty. Nigdy tutaj. Ale zabawne w tym wszystkim było to że Kate jest tu nie pierwszy raz i mi to nie przeszkadza. Popieprzone.
-Umm..wszystko w porządku?-zapytał Chris patrząc raz na mnie raz na Kathe
-OK.-odpowiedziałem zwięźle i podniosłem się z podłogi. Zabrałem apteczkę do łazienki wraz z wodą i schowałem wszystko na swoje wcześniejsze miejsca.
Wróciłem do pokoju a mój wzrok zatrzymał się na Chrisie nadal stojącym w drzwiach i patrzącym na śpiącą Kate. Podszedłem do niej i przykryłem ją kołdrą, a następnie obróciłem się i zrobiłem kilka kroków w jego stronę, czekając aż mnie przepuści. Wycofał się do tyłu a ja zamknąłem za sobą drzwi i skierowałem się na dół.
Wszyscy siedzieli na kanapach zawzięcie o czym mówiąc.
Odchrząknąłem zwracając tym ich uwagę.
Wszyscy obrócili się w moją stronę a Chris pojawił się obok mnie.
-Co z nią?-zapytał Max opierając się łokciami o kolana.
-Śpi.-mruknąłem i poszedłem do kuchni po piwo. Wróciłem do salonu i usiadłem obok Luka. Otworzyłem piwo z cichym syknięciem.
-To chyba należy do Kate.-powiedział Ryan
Podniosłem głowę zaciekawiony i spojrzałem na jego wyciągniętą rękę na której leżał iPhone dziewczyny.
Zabrałem telefon i schowałem do kieszeni.
-Oddam jej.-pociągnąłem łyk piwa i rozejrzałem się zirytowany kiedy zauważyłem że wszyscy się we mnie wpatrują.
-Czego?-warknąłem
-Wszystko ok? Wyglądasz dość... dziwnie.-zasugerował Luke
Spiorunowałem go wzrokiem.
-Nie musisz się martwić, mamo.-syknąłem pociągając kilka łyków z puszki.-Lepiej powiedzcie jak wam poszło z resztą grupy Hamiltona, a mną się nie interesujcie.
-Cóż... tak jakby...-odchrząknął Max powodując tym że mój wzrok od razu spoczął na nim.-jeden spieprzył.-dokończył a moja pieść zacisnęła się na puszce zgniatając ją w taki sposób że alkohol wypłynął z niej na podłogę.
-Co kurwa zrobił?!-syknąłem wstając
-Musiał się wymknąć jakimś innym wyjściem, bo chłopcy byli gotowi przed budynkiem, ale nikt nie wychodził.-powiedział Chaz krzywiąc się lekko
-O kim mówimy?-zacisnąłem szczękę wpatrując się w każdego po kolej.
-Walker-odpowiedział Chris zaciskając usta.
-Ja pierdole! Jak mogliście nie zauważyć że ten skurwiel się wymyka, co?! Pieprzona prawa ręka Hamiltona, spierdoliła nam dosłownie z przed nosa!-krzyknąłem upuszczając puszkę na podłogę, robiąc przy tym hałas.
-Uspokój się Justin, obudzisz Kathe.-mruknął Luke
Zmarszczyłem brwi a następnie zmrużyłem oczy patrząc na niego. Byłem wkurwiony na Walkera, na chłopaków...na siebie.
-Nie mów mi kurwa co mam robić, jasne?! Skoro tak bardzo cię obchodzi to może pójdziesz sprawdzić, czy księżniczka się nie obudziła, co?!
-Stary, daj spokój. Naprawdę przesadzasz.-westchnął Max opierając się o kanapę za nim.
-Posłuchaj mnie, uważnie!-krzyknąłem podchodząc do niego bliżej.-Jestem pewien że wasze żałosne dupy nie chcą mieć starcia z tą "uwielbianą stroną mnie", wiec nie wkurwiajcie mnie!-krzyknąłem.
Nienawidziłem kiedy ktoś mówił mi co mam robić, a oni bardzo kurwa dobrze o tym wiedzą. W tej chwili moim najmniejszym problemem była śpiąca na górze Kate.
Podniosłem do góry brew kiedy zauważyłem jak Chris i Max szepczą o czymś.
-Chcielibyście się z nami czymś podzielić, przyjaciele?-zapytałem podirytowany.
-Justin nie zachowuj się jakby mrówki wlazły ci do tyłka.
Obróciłem się w stronę Chaza mrużąc oczy.
-Zamknij się!
-Gadaliśmy o Kathe, jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć. Ktoś musi jej wyjaśnić, co tak właściwie się stało, nie uważasz? Jest w to wplątana tak samo jak i my i nie mówimy ci o tym pierwszy raz. Ostatnim razem, również miałeś coś z tym zrobić, ale jak widać nie wystarczająco, bo ta dziewczyna przeżyła przez nas piekło tylko dlatego że kręci się w naszym towarzystwie i jacyś popieprzeni gangsterzy postanowili ją porwać, aby zemścić się na nas. Powinna wiedzieć, co się dzieje, chodź w jakimś stopniu. Ktoś powinien z nią porozmawiać a potem odwieźć do domu.-Max wpatrywał się we mnie. Kiedy zauważyłem że chce coś jeszcze dodać, postanowiłem się odezwać.
-Więc co? To wszystko moja wina, tak? To ja wpakowałem ją do tego samochodu i to ja zaplanowałem jej porwanie?! Nikt jej nie kazał kręcić się w naszym towarzystwie, sama się w to wpakowała tylko i wyłącznie ze swojej winy. Gdyby była mądrzejsza, wiedziałaby że z nami nie warto trzymać. Nie jesteśmy towarzystwem z którym wyjdzie do kina jakby cała policja Los Angeles, nie czekała na nasze potknięcie! Nie kręciła by się dookoła nas, gdybyście nie przyjęli ją z otwartymi ramionami, jak nigdy! Co chcecie ją przelecieć?! Na to czekacie?! W takim razie droga wolna, jest tak na górze i czeka na was!
-Zamknij się Justin! Nikt nie chce jej przelecieć więc się ogarnij! Co ci strzeliło do głowy, co?! Udajesz, że wina leży po naszej stronie, a ja bardzo dobrze wiem, że teraz plujesz sobie w twarz, bo sądzisz że to twoja wina. Zależy ci na niej stary i nie pierdol, jasne?! Gdybyś miał ją w dupie, nie robił byś wszystkiego co w twojej mocy aby ją odnaleźć, nie zaniósł byś ją do swojego pokoju, w którym nie przebywa nikt oprócz ciebie i na pewno nie bandażował byś jej zranionego ramienia! Wszyscy wiemy jaki jest Justin Bieber i jeśli ta dziewczyna naprawdę nic by dla ciebie nie znaczyła zostawił byś ją tam na pastwę losu, nawet byś się nie przejął że ktokolwiek został porwany, ponieważ tłumaczyłbyś się że to nie twój problem a nawet gdybyś mógł pozbyłbyś się jej własnoręcznie. Dobra, jesteś skryty i nieprzewidywalny i bardzo często nie wiadomo co ci wpadnie do głowy ale stary znamy cię długo, nie uważasz? Sam fakt że ją tutaj przyprowadziłeś, był znakiem że coś się dzieje, mimo że zarzekałeś się tak bardzo, że jej nienawidzisz! Tyle razy powtarzałeś że nie warto dopuszczać do siebie kogoś tak blisko, ale może w końcu czas to zmienić, co?! Przemyśl to sobie Justin i zastanów się czego ty tak naprawdę chcesz, i daj jej znać bo myślę że ta dziewczyna powinna wiedzieć na czym stoi. Ja na jej miejscu chciałbym wiedzieć czy ktoś traktuje mnie mnie jak kobietę czy jak zabawkę.
Wpatrywałem się w Chrisa a on we mnie. Oblizałem wargi i rozejrzałem się, każdy wpatrywał się we mnie nic nie mówiąc, tak jakby dokładnie zgadzali się ze słowami Maxa i Chrisa.
Przeniosłem wzrok na korytarz i zamarłem kiedy zobaczyłem smutną Kathe stojącą w mojej kurtce.


piątek, 11 marca 2016

Rozdział 28: Strzelaj...

Kathe POV'

Moje ciało trzęsło się i sama nie wiedziałam dokładnie dlaczego. Możliwe że przez to iż moje ubrania były kompletnie przemoczone i było mi zimno lub po prostu mój strach osiągnął wyższy poziom, co było o wiele bardziej prawdopodobne.
Oddychałam nierówno czując zimne ostrze na swojej szyj, a ciężar ciała który na mnie spoczywał w niczym nie pomagał.
-Jeśli będziesz grzeczną dziewczynką i nie będziesz się stawiać, nic się nie stanie.-syknął wpatrując się w moje piersi osłonięte tylko stanikiem a następnie oblizał dolną wargę.
Przełknęłam powoli ślinę, bojąc się że mój najmniejszy ruch, może spowodować przecięcie skóry. Po moich policzkach uparcie płynęły łzy i nie mogłam ich w żaden sposób powstrzymać.
Położył dłoń na moim brzuchu a w moim gardle pojawił się nieprzyjemny smak. Drzwi od pokoju otworzyły się. Nie mogłam spojrzeć kto wszedł do pokoju, ponieważ groziłoby to dociśnięciem noża do mojej tętnicy.
-Czego?-warknął Hamilton.
-Umm...szefie...można cię na chwilę prosić? Mamy problem z Sid'em.-rozpoznałam głos i w tym momencie mimo że nienawidziłam Watsona za to że mnie porwał byłam mu wdzięczna że przyszedł tutaj i przerwał zamiary Hamiltona.
-Ja pierdole...-mruknął David i zszedł ze mnie zabierając ze sobą nóż.
Odetchnęłam z ulgą i przymknęłam na sekundę oczy.
Kiedy je otworzył zobaczyłam okropny uśmiech na twarzy Hamiltona.
-Wrócimy do tego szybciej niż myślisz, więc radzę ci się przygotować. Kiedy tu wrócę, nic mnie nie zatrzyma przed wzięciem tego co zechce.-mruknął a następnie wyszedł z pokoju razem z Watsonem zamykając za sobą drzwi.
Zaczęłam się szarpać mając nadzieje, że któreś z wiązań poluzuje się.
Syknęłam kiedy sznury wbiły i otarły się o moje nadgarstki powodując na tyle mocne przetarcia, że krew zaczęła farbować włókna sznura.
Z mojego gardła wydostał się szloch i opadłam na poduszkę wpatrując się w krople krwi spływającą po mojej ręce w dół.
Nigdy nie pomyślałam o tym że umrę w wieku 18 lat i prawdopodobnie stracę to co dla mnie niesamowicie ważne z jakimś obcym, okropnym facetem który również mnie zabije.
Skupiłam wzrok na suficie, poddając się. Cokolwiek spróbowałabym zrobić w niczym mi to nie pomoże.
Leżałam tak zastanawiając się nad moim krótkim życiem. Myślałam o Mamie, Tacie, Emilly oraz o Cody'm. Pomyślałam nawet o Justinie i jego przyjaciołach. Przypomniały mi się wszystkie nasze starcia w szkole i po za nią. Było to nawet zabawne, bo mimo że był wrednym aroganckim dupkiem, lubiłam go. Lubiłam go całkiem bardzo. Zmarszczyłam brwi kiedy to sobie uświadomiłam. Sam początek naszej znajomości był dość dziwny. Bo kto by pomyślał że człowiek który widział morderstwo oraz jego sprawdzę, po wszystkim będzie jeszcze spędzał czas w jego towarzystwie? Mieliśmy swoje okropne momenty ale pojawiały się również te które były w porządku. W mojej głowie mimowolnie pojawił się obraz z dnia kiedy Justin przyszedł zraniony do mojego domu w środku nocy. Jego sposób podziękowania był dość dziwny ale nie ma co kłamać, podobał mi się. Kiedy jego miękkie usta spotykały się z moimi, wariowałam. Nigdy, przenigdy nie pozwoliłam zbliżyć się do siebie chłopakowi w takim stopniu, a jemu to się udało. Prawdopodobnie teraz pozostały mi tylko wspomnienia, ponieważ jutro będę już martwa.
Pociągnęłam nosem i wciągnęłam powietrze do płuc.
Nie mam pojęcia ile tak leżałam, ale z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk kroków. Przełknęłam ślinę i zacisnęłam powieki, przygotowując się do tego co miało nadejść. Po moim policzku ponownie spłynęło kilka łez.
Drzwi otworzyły się a moje ciało mimowolnie zadrżało z przerażenia.
-A więc...na czym to skończyliśmy?-zaśmiał się podchodząc do mnie.
Otworzyłam oczy, aby zobaczyć tą twarz której tak nienawidziłam.
Hamilton oparł prawe kolano po lewej stronie mojego ciała i pochylił się nade mną.
Przechylił głowę na prawą stronę i zlustrował moje ciało aż do jeansów, które miałam na sobie.
-Myślę, że powinniśmy się tego pozbyć.-wydął wargi niezadowolony i wyprostował się siadając na moich nogach.
Krzyknęłam szarpiąc się kiedy sięgnął do guzika moich spodni i zaczął go rozpinać. Pociągnął za jeansy i zsunął je do moich kolan.
Zaczęłam krzyczeć i płakać.
Zachłysnęłam się powietrzem które wdychałam kiedy po pokoju rozniósł się głośny plask a mój policzek zaczął piec jeszcze mocniej niż wcześniej.
-Ciężko cię czegokolwiek nauczyć mało dziwko, ale to nic co jest w stanie mnie powstrzymać, więc zamknij kurwa mordę.-warknął ściskając jedną ręką mój podbródek.
Zamknęłam oczy kiedy kątem oka zauważyłam jak wyjmuje składany nożyk z kieszeni.
Otworzyłam ponownie oczy na dźwięk pstryknięcia. Ostrze noża było rozłożone i przesuwało się wraz z jego dłonią w moim kierunku.
-Może jednak nauczyć się co ci wolno, a czego nie.-mruknął i zanim zdążyłam zauważyć co zamierza zrobić ostrze przesunęło się po moim ramieniu.
Krzyknęłam czując ogromny ból w lewej ręce.Spojrzałam w tamtym kierunku przez łzy które rozmazywały mój obraz. Zauważyłam ranę na około 6 cm z której płynęła krew kapiąc na materac pode mną.
Hamilton ponownie zaczął zsuwać moje spodnie aż dotarły do końca, moich nóg. Liny na moich kostkach nie pozwalały na całkowicie zdjęcie spodni, więc zostawił je tam.
Położył jedną dłoń na mojej piersi i zaczął ją mocno ugniatać. Nóż który jeszcze sekundę temu trzymał w ręce teraz spoczywał na materacu obok mnie. Drugą wolną rękę oparł na moim biodrze i zacisnął ją mocno kiedy zaczęłam się szarpać. Syknęłam kiedy jego paznokcie wbiły się w moją skórę.
Głośny huk na dole spowodował że Hamilton poluzował na chwilę uścisk, ale po chwili ponownie ścisnął moje biodro.
Strzał pistoletu spowodował że głowa Davida podniosła się do góry.
-Co do cholery oni odpieprzają.-mruknął i podniósł się kierując się w stronę drzwi.
Odetchnęłam ponownie, cicho szlochając.
Chłopak otworzył drzwi i zatrzymał się gwałtownie. Spojrzałam w tamtym kierunku i zauważyłam wycelowaną broń w stronę Hamiltona. Mój wzrok przesunął się na jej właściciela i przysięgam że miałam ochotę krzyczeć ze szczęścia.
Wzrok Justina skrzyżował się z moim. Szatyn przejechał wzrokiem po moim ciele a następnie skierował spojrzenie na Hamiltona, zaciskając mocno szczękę.
Rysy miał tak wyostrzone, że skóra na kościach policzkowych i na szczęce wydawała się aż napięta. Pomimo odległości jaka nas dzieliła mogłam zobaczyć jego powiększone i pociemniałe źrenice, które sprawiały wrażenia czarnych.
Sama jego postura wskazywała na to, że był niesamowicie wściekły. Przez moją głowę przebiegła myśl czy aby na pewno nie mam się już czego bać. Justin był w swoim żywiole a jego wygląd przerażał mnie.-Witaj skurwielu.-warknął Justin przyciskając broń do jego czoła.
Hamilton prawdopodobnie nie miał ze sobą żadnego narzędzia którym mógłby się obronić, oprócz noża, który spoczywał obok mnie na łóżku.
-Skąd ty tu...-mruknął David marszcząc brwi.
-Jak widać nie zrobiłeś tego wystarczająco idealnie abym cię nie znalazł. Jeśli myślałeś że zabierając ją tutaj nie będę mógł jej odnaleźć to jak widać kurewsko się myliłeś.-każde słowo Justina przesiąknięte było jadem.
-Spierdalaj Bieber.-wysyczał Brunet
Pisnęłam kiedy pistolet wystrzelił.
Przymknęłam na chwilę oczy a kiedy je otworzyłam Hamilton stał oparty o ścianę przeklinając pod nosem i trzymając się za ranę na ramieniu.
Justin przesunął się w jego stronę.
-Zła odpowiedź.-mruknął.
Oczy Biebera były szeroko otwarte i ciężko było zauważyć, żeby mrugał. Zauważyłam kątem oka jakiś ruch, więc obróciłam się w tamtą stronę.
Chłopak który wyprowadził mnie z imprezy kierował się z bronią w kierunku Justina. Zanim zdążyłam zamrugać Justin stał już obrócony w jego stronę wycelowując bronią w jego klatkę piersiową, a po chwili w jego drugiej ręce pojawiła się kolejna broń, wycelowana w Hamiltona.
-Strzelaj...-mruknął David
Pistolet wystrzelił a ja obróciłam szybko głowę, bojąc się tego co mogę zobaczyć.
Usłyszałam głośne plaśnięcie a po chwili dziwne dźwięki.
Przełknęłam ślinę i powoli obróciłam głowę. Odetchnęłam z ulgą kiedy zobaczyłam chłopaka z bronią leżącego bez ruchu na podłodze. Może było to z mojej strony okropne, ale wolałam żeby to on zginął niż Bieber. Z Justinem miałam jakieś szansy na przeżycie. Pewna cząstka mnie cholernie mocno cieszyła się że mnie odnalazł.
Przeniosłam wzrok na dwójkę chłopaków, bijących się przez chwilę i z przerażeniem stwierdziłam że to David siedzi na Justinie wycelowując w niego jego klatkę piersiową bronią.
-Nie masz pojęcia jak długo czekałem na tą okazje. Jakieś ostatnie słowo?-zaśmiał się Hamilton.
Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, podskoczyłam lekko na łóżku kiedy usłyszałam strzał. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie że dźwięk pochodził z jakiegoś innego pomieszczenia. Jeśli nie umrę z rąk któryś z tych potworów, to stanie się to przez zawał serca. Dobijało mnie to, że leżałam na tym łóżku i w żaden sposób nie mogłam pomóc Justinowi.
Spojrzałam na chłopaka leżącego na podłodze. Miał przechyloną głowę na prawą stronę uśmiechając się kpiącą, tak jakby on wiedział coś czego nie wiedział nikt
-Bolesnej śmierci, śmieciu.-mruknął Justin nie przestając się uśmiechać.
Co jest z nim nie tak?!
-Justin!-krzyknęłam ale chłopak nie zwrócił na mnie uwagi, cały czas wpatrywał się w Davida górującego nad jego ciałem.
Ręce Justina leżały po bokach jego ciała. Widziałam jak powoli sięga ręką do broni oddalonej od niego o kilka centymetrów.
Zacisnęłam palce, modląc się aby zdążył.
-Z przyjemnością to dla ciebie zrobię.-odpowiedział Hamilton oblizując usta i ściskając pistolet.
Zanim chłopak zdążył nacisnąć spust, ręka Justina zacisnęła się na pistolecie i skierowała się w kierunku Davida.
Justin nacisnął spust, a chłopak jęcząc opuścił broń wprost na podłogę. Szatyn zepchnął z siebie jeszcze żywego Hamiltona, a ja przyglądałam się wszystkiemu z rozszerzonymi powiekami.
Bieber sięgnął ręką do broni leżącej na ziemi i schował ją za pasek spodni. Podniósł się z podłogi i skierował się w moim kierunku z ręką zaciskającą się na czarnej broni.
Przełknęłam ślinę, wpatrując się w jego czerwoną twarz a następnie w ciemne oczy i zmarszczone czoło.
Wciągnął powietrze wpatrując się w spodnie na moim kostkach. Sięgnął po nie i wciągnął je na moje biodra. Następnie zabrał nóż z materaca obok mnie i jedną ręką przeciął liny unieruchamiające moje nogi i ręce.
Podniosłam się szybko z łóżka i zakryłam rękoma moją klatkę piersiową. Nie zdawałam sobie sprawy że się trzęsę puki nie poczułam na sobie rąk Justina. Wzdrygnęłam się i spuściłam głowę.
-Już w porządku. Jesteś bezpieczna.-mruknął i podszedł do mnie przytulając mnie.
Wtuliłam głowę w jego szyje i rozpłakałam się jak małe dziecko.
Justin odsunął się na chwilę i zdjął z siebie czarną skórzaną kurtkę i założył ją na moje ramiona a następnie zapiął.-Ciii...nie płacz.-mruknął
Schował broń za pasek spodni gdzie miejsce zajmowała już jeden czarny pistolet.
Pochylił się lekko w moim kierunku i cmoknął mnie w czoło. Zaszlochałam wpatrując się w niego. Wcisnął jedną rękę pod moje kolana a drugą oplótł mnie w tali. Podniósł mnie i stanął prosto a następnie ruszył w kierunku drzwi.
Wtuliłam się w niego a moje łzy moczyły jego koszulkę. Słyszałam czyjeś głosy, przez co wtuliłam się jeszcze mocniej w chłopaka i oplotłam go rękoma za szyje. Justin odpowiedział coś komuś, ale ja zbytnio się tym nie interesowałam. Z zamkniętymi oczyma przyciskałam głowę do jego szyj. Nie mam pojęcia dlaczego, ale przy nim czułam się bezpieczna. Zadrżałam kiedy poczułam zimne powietrze i nie musiałam otwierać oczu aby wiedzieć że jesteśmy na dworze. Wciągnęłam powietrze do płuc a następnie wypuściłam je, ciesząc się że jest już po wszystkim.
Poczułam jak moje nogi dotykają ziemi, co zmusiło mnie do otwarcia oczu i puszczenia jego szyj.
Justin wyjął coś z kieszeni i rzucił tym na drugą stronę samochodu przy którym staliśmy.
-Prowadzisz.-mruknął do kogoś stojącego po drugiej stronie.
Obróciłam głowę i zobaczyłam Chrisa.
Uśmiechnął się lekko i odblokował samochód wsiadając na miejsce kierowcy. Dopiero teraz zauważyłam że przy nas stała reszta chłopaków. Popatrzyłam na każdego. Chaz wraz z Maxem wpatrywał się we mnie z zmarszczonymi brwiami a Luke z Ryanem uśmiechali się lekko, podobnie jak Chris.
Justin objął mnie ponownie w tali i otworzył tylne drzwi. Odsunął fotel czekając aż wsiądę na dwa ostatnie miejsca na samym tyle. Wsiadłam zajmując swoje miejsce a obok mnie od razu pojawił się szatyn. Przyciągnął mnie do siebie, tak że siedziałam opierając się o jego klatkę piersiową a jego ramie obejmowało mnie w tali. Zamknęłam oczy, przełykając ślinę.
-Już po wszystkim. Prześpi się jeśli chcesz. Wracamy do domu.-wyszeptał do mojego ucha.

Pokiwałam lekko głową, zgadzając się i przycisnęłam głowę jeszcze bardziej do jego klatki piersiowej.