sobota, 8 kwietnia 2017

EPILOG!



2 LATA PÓŹNIEJ



Justin POV’

Westchnąłem cicho, ciesząc się ciepłem wody spływającej po moim ciele. Przetarłem dłońmi twarz i otworzyłem oczy z chwilą, kiedy poczułem fakturę metalu na mojej twarzy. Oblizałem usta, przypatrując się złotej obrączce spoczywającej na moim serdecznym palcu, już nieco ponad miesiąc.
Zamrugałem powiekami powracając myślami do dnia, kiedy Katherin Jonhson, oficjalnie stała się Panią Bieber, moją najwspanialszą żoną.



* * * * * *

”- Jesteś gotów, stary?- podniosłem do góry głowę, zerkając na Ryan’a, stojącego w drzwiach.
Rozejrzałem się po twarzach piątki moich przyjaciół, wzdychając cicho i przeczesując palcami włosy.
- Jesteś pewny, że chcesz to zrobić? Nie uciekniesz jej z przed ołtarza? Wyglądasz na cholernie, zdenerwowanego.- dokuczał mi Chris.
- Jestem pewny. Stary to Kathe, kobieta która jest dla mnie całym światem i która mnie kocha, więc dlaczego do cholery mam uciekać?
- No właśnie, to Kathe. I nadal nie rozumiem, co ona w tobie widzi.- zmrużyłem lekko oczy, krzywiąc się w stronę Max’a. – No dobrze, ale muszę przyznać, że wygląda niesamowicie.
Zaskoczony, zamrugałem powiekami i przechyliłem głowę na bok.
- Widziałeś ją?- zmarszczyłem brwi, ponieważ, cholera… Choćbym nie wiem ile razy próbował, ktoś zawsze wszedł mi w drogę, nie pozwalając dzisiejszego dnia chodź na sekundę, zobaczyć mojej przyszłej żony, przez co byłem szczerze wkurwiony!
- Chcieliśmy z nią pogadać przez chwilę. Ja i Ryan.- spojrzałem gniewnie na przyjaciela, który w dalszym ciągu stał w drzwiach.
- Dlaczego, kurwa, mnie okłamałeś, kiedy pytałem czy miałeś z nią jakiś kontakt?- Ryan wzruszył ramionami, śmiejąc się.
- Nie chciałem mówić nic, co sprawiłoby że wyrwałbyś się nam i uciekł na swoich zajebistych skrzydłach miłości, prosto w jej ramiona. – przewróciłem oczami, zirytowany.
- Pieprz się, Butler.
- Chciałbym, ale myślę że z naszej dwójki, to ty będziesz tym, któremu się poszczęści. Prawdopodobnie już niedługo, kilkadziesiąt kilometrów nad ziemią.- błysnąłem uśmiechem, poprawiając krawat zawiązany na mojej szyji i jeszcze raz przejrzałem się w lustrze.
- Jeszcze jedno…- obróciłem się na pięcie ponownie stając przodem do całej piątki.- Dzięki za wszystko, chłopcy.
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami i podeszli, aby poklepać mnie po plecach.
Cholera, to nie był żaden pieprzony żart. Pod wpływem wesela, człowiek naprawdę staje się cholernie ckliwy.”



”Zniecierpliwiony przyglądałem się wszystkim ludziom, mając nadzieje, że nagle wśród tłumu wypatrzę Kathe.
Myślę, że mogłem stać tu już jakieś 5-10 minut, lecz dla mnie było to jak cała wieczność, której nie mogłem znieść.
Tak, zdecydowanie byłem cholernie zniecierpliwiony.
- Wyluzuj, nie sądzę aby te kilka minut coś zmieniło, z perspektywy wieczności spędzonej razem.- pokręciłem głową przenosząc wzrok na mojego drużbę.
- Masz racje, ale cholera… kurewsko się denerwuje.- mruknąłem.
Ryan uśmiechnął się szeroko, klepiąc po raz kolejny dzisiejszego dnia, moje plecy.
- Chyba naprawdę jesteś kłębkiem nerwów, bo po raz pierwszy słyszę abyś nie ukrywał się ze swoimi uczuciami i szczerze o nich mówił. Tak trzymaj, a być może wasz związek będzie tym, w którym nie będzie aż tyle tych cholernych kłótni, w co szczerze wątpię biorąc pod uwagę wasze urocze charakterki.
- Zamknij się.-warknąłem, wciągając powietrze do płuc i po raz kolejny rozglądając się po sali.
- Ach no i pamiętaj aby kończyć każdą kłótnie słowami „kochanie, tak oczywiście masz racje”, nawet jeśli jej nie ma, a jeśli ci się poszczęści może zakończycie dzień gorącym pieprzeniem.- Ryan poruszył brwiami w górę i w dół.
- Do pewnego czasu, a potem dostanie tylko raz w roku, w rocznicę.- przewróciłem oczami dostrzegając Chaz’a. Mimo wszystko starałem stłumić śmiech, cisnący mi się na usta.
- Mówi to dwójka facetów, których najdłuższe związki nie trwały dłużej niż miesiąc.-zripostowałem, śmiejąc się cicho.
Uśmiechy obojga, wyrażanie zbladły.
Przełknąłem ślinę, kiedy do moich uszu dotarła typowa weselna melodyjka.
Ryan mrugnął do mnie okiem i odsunął się na swoje miejsce, natomiast Chaz odszedł aby zająć swoje, w pierwszym rzędzie.
Wszyscy wstali, a ja uparcie wpatrywałem się na koniec pomieszczenia, wypatrując Kathe.
Zaciąłem usta, mając ochotę krzyknąć aby wszyscy usiedli i pozwolili mi ją zobaczyć.
Wyciągnąłem się lekko w górę i przysięgał że na sekundę cały mój świat się zatrzymał.
Widzę tylko biel i te cudowne oczy, które uparcie się we mnie wpatrują, a ja w nie.
Moja Kathe. Moja mała dziewczynka, która postawiła mnie na nogi. Mój cały, pieprzony świat.
Dziewczyna wpatruje się we mnie ze łzami w oczach i lekkim, nieśmiałym uśmiechem na ustach.
Starałem się pohamować chęć podbiegnięcia do niej.
Cholera, co mi się stało? Nigdy przedtem nie byłem tak rozemocjonowany.
Potrząsam dłonią jej ojca, kiedy oboje stanęli przede mną. Kiwnąłem głową na kilka jego słów, a następnie przeniosłem spojrzenie na Kathe i chwytam jej dłoń.
- Chce aby ten dzień, był naszym lepszym dniem. Od wszystkich które w naszym życiu były podłe.
Cala reszta przebiega jak typowy ślub. Przysięga, obrączki, gratulacje i kilkugodzinne wesele, dla najbliższych nam osób, a następnie wyjazd do pieprzonej Hiszpanii, do miejsca które wiem, że moja żona chciała cholernie, bardzo zobaczyć.”

* * * * * *


Potrząsam głową wracając do teraźniejszości.
Dopiero dwa tygodnie temu wróciliśmy z naszego miesięcznego wyjazdu do Hiszpanii i cholera… to był jedna z najlepszych chwil w moim życiu.
Już jakiś czas temu zdałem sobie sprawę jak bardzo moje życie polepszyło się, kiedy wtargnęła do niego mała, pyskata kobieta.
Dopiero teraz czułem że naprawdę oddycham, ponieważ wcześniej miałem wrażenie jakbym się dusił, lecz jakimś cudem jeszcze funkcjonowałem jak normalny człowiek. Z każdą moją akcją, miałem nadzieje, że w końcu komuś podwinie się noga i dostanę kulkę prosto w serce. Chciałem jak najszybciej zniknąć z powierzchni ziemi, ponieważ nie oszukujmy się… nic mnie tutaj nie trzymało.
Byłem dzieciakiem którego wyrzekła się rodzina i być może przed zabiciem samego siebie powstrzymywała mnie piątka facetów, którzy starali się wspierać mnie na każdym kroku.
Teraz miałem dla kogo żyć, miałem o kogo walczyć i wiedziałem że za każdym razem kiedy wrócę do domu, ona będzie na mnie czekać.
Jej oczy były kluczem do mojej duszy, jej dłonie za każdym razem koiły mój ból.

Kathe była dla mnie wszystkim co sprawiało, że ten nastolatek wgłąb mnie był znów kompletny.
Po raz kolejny przetarłem dłońmi twarz i sięgnąłem po gąbkę aby umyć ciało i wrócić do pokoju, gdzie czekała na mnie Kathe.
Mój cały Świat.



PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ

Kathe POV’
”Związek idealny, nie przychodzi ot tak sobie. Związek idealny wymaga czasu, cierpliwości i dwojga ludzi, którzy przechodzą przez trudne chwile razem, a mimo to wciąż chcą być ze sobą.”
To jeden z cytatów, który uwielbiam, ponieważ odnoszę wrażenie że idealnie pasuje do mnie i Justin’a.
Pomimo burz które stoczyliśmy razem, czy też osobno nasz związek przetrwał dzięki cierpliwości, zaangażowaniu i przede wszystkim dzięki naszej miłości, bo przecież jeśli oboje poddalibyśmy się, nigdy nie bylibyśmy w miejscu w którym właśnie się znajdowaliśmy.
Byłam najszczęśliwszą kobietą, żoną przy boku swojego najwspanialszego męża, bez którego nie wyobrażałam swojego życia.
Westchnęłam cicho i odgarnęłam kosmyk włosów z czoła szatyna, a następnie przejechałam delikatnie opuszkami palców po wytatuowanym ramieniu.
To cholernie dobre uczucie, kiedy budzisz się przygnieciona ciałem swojego mężczyzny i objęta silnymi ramionami, tak mocno, jakbyś była najcenniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek trzymał.
Zamknęłam oczy, starając się zapaść w kilkuminutowy sen, dzięki któremu nie będę musiała budzić Bieber’a.


Kiedy obudziłam się ponownie, łóżko po mojej prawej było już puste.
Ziewnęłam cicho i wysunęłam się spod kołdry, rozglądając się za jakąś koszulką, aby móc zakryć moje ciało, odziane jedyne w bieliznę.
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z jej wnętrza czarną koszulkę Justin’a, wiedząc doskonale, że nie potrzebuje zakładać do niej nic więcej, ponieważ koszulka jest wystarczająco długa.
Zeszłam na dół i nie zdziwiłam się dostrzegając pusty salon.
Nie musiałam się domyślać gdzie znowu zniknęli chłopcy, ponieważ od chwili naszego powrotu na okrągło załatwiają jakieś „ważne sprawy”.
Zrobiłam więc sobie śniadanie, składające się z kanapek z pomidorem i ogórkiem, a następnie wróciłam na górę.
Ułożyłam się wygodnie na łóżku i sięgnęłam ręką po pilot leżący na szafce nocnej. Włączyłam jakiś show i sięgnęłam po pierwszą kanapkę.


Pisnęłam kiedy drzwi od pokoju otworzyły się gwałtownie, sprawiając że moje serce wzmocniło swój rytm.
- Hej, spokojnie! To tylko ja.- Justin zaśmiał się, zatrzaskując za sobą drzwi.
Zdjął przez głowę koszulkę, w chwili kiedy ja leżałam na łóżku trzymając się za miejsce, gdzie znajdowało się moje serce.
- Nie słyszałam kiedy wróciliście.- wyjaśniłam, próbując wytłumaczyć swoje zachowanie.
- W porządku, domyśliłem się, skarbie.- Justin podszedł do łóżka i nachylił się nad moim ciałem, składając delikatny pocałunek w zagłębieniu mojej szyi.
- Idę wziąć prysznic. Chcesz iść ze mną?- wymamrotał.
- Może kiedy indziej.- uśmiechnęłam się i odepchnęłam od siebie szatyna.
Justin posłał mi niezadowoloną minę i westchnął teatralnie, a następnie zeskoczył z łóżka i złapał za moją nogę, ciągnąc mnie na krawędź materaca.
Koszulka którą miałam na sobie, podwinęła się do połowy brzucha, odkrywając moje majtki.
- Całkiem niezłe widoki.- wymamrotał, a następnie chwycił za moje ręce podciągając mnie do góry i przerzucając przez swoje ramie.
- Co ty wyprawiasz?- zapytałam, śmiejąc się cicho.
Justin w odpowiedzi klepnął mnie mocno w odkryty pośladek, przez co pisnęłam.
- Mnie się nie odmawia.

- Zdążyłam zauważyć.- odpowiedziałam, pozwalając zaprowadzić się do łazienki.


- Kathe!- krzyknęła mama, ściskając mnie mocno, kiedy pojawiłam się w progu jej drzwi. – Boże, dziecko jak ja się za tobą stęskniłam! Kathe przyjechała!- wrzasnęła na cały dom, prawdopodobnie próbując zwabić do korytarza, tatę.
- Gdzie mój zięć?- zapytała mama, odklejając się od mojego ciała.
- Miał coś jeszcze do załatwienia, ale chłopcy mają go tutaj przewieź zaraz po tym jak coś załatwią.- rodzicielka pokiwała głową i wpuściła mnie do domu.
- Widzę że małżeństwo Ci służy.- oznajmiła, przyglądając mi się jeszcze raz w salonie. – Wyglądasz na taką szczęśliwą i wypoczętą.
Uśmiechnęłam się i wzruszyłam ramionami, nie wiedząc za bardzo co na to odpowiedzieć.
Tata wszedł do salonu, więc wstałam aby go przytulić.
- Moja córeczka.- wymamrotał, a następnie potargał moje włosy. – A gdzie koleś który zabrał mi z pod dachu, moją małą księżniczkę?
Zmarszczyłam brwi, a następnie wybuchnęłam śmiechem.
- Tato, czy ty coś piłeś?
- Nie, jeszcze nie, ale mam zamiar gdy tylko pojawi się tu mój zięć.- przewróciłam oczami i odsunęłam się od taty ponownie siadając na kanapie.



Godzinę po moim przyjeździe, pojawił się również Justin i obecnie od prawie dwóch godzin siedział z moim ojcem w salonie popijając już chyba 3 butelkę whisky.
Od naszego ślubu nie miałam jeszcze okazji mieć styczności z pijanym Justin’em, więc z jednej strony jestem ciekawa jego zachowania względem mnie, a z drugiej lekko się boję, ponieważ wiem że chłopak ma wybuchowy charakter i mam wrażenie że może powiedzieć coś, co szczerze mnie zrani.
Z herbatą w dłoni wkroczyłam do salonu, zatrzymując się przez chwilę i przyglądając się chłopakowi.
Zaśmiałam się cicho dostrzegając jego małe oczka, co zdecydowanie świadczyło o jego zmęczeniu.
- Myślę, że na dzisiaj wam wystarczy.- oznajmiłam, przez co panowie obrócili się w moją stronę.
- Jeśli chcecie możecie zatrzymać się tutaj, twój pokój jest w nie tkniętym stanie, Kathe. Jest już dość późno i nie chcę abyście spowodowali jakiś wypadek.- oznajmiła zza moich pleców mama.
Spojrzałam na szatyna i podniosłam do góry lewą brew.
- Co o tym sądzisz?
- Jest okay.- wymamrotał, dokładnie wymawiając każdą literkę.
Uśmiechnęłam się i upiłam łyk herbaty.
- W takim razie pójdę zmienić wam pościel.- oznajmiła mama, wyraźnie szczęśliwsza.
Podeszłam do kanapy i westchnęłam cicho widząc potłuczony telefon chłopaka, leżący na podłodze. Coś czuje, że jutro będzie trochę na siebie zły.
Podniosłam urządzenie z ziemi i odblokowałam ekran, chcąc sprawdzić czy nie ma na nim żadnych wiadomości.
Odchrząknęłam zaskoczona, dostrzegając na tapecie śpiącą mnie z roztrzepanymi włosami i lekko uchylonymi ustami.
Sądząc po łóżku, kołdrze i jasności panującej w pokoju, zdjęcie musiało zostać wykonane w Hiszpanii.
Zarumieniłam się i schowałam urządzenie do kieszeni spodni.
- Już wystarczy, tato. Będziecie mieli mnóstwo okazji aby się jeszcze napić.
- Tak, myślę że następną okazją, może być zapłodnienie przez tego małego gnojka mojej córki. – ojciec poklepał po plecach Justin’a i zaśmiał się.
Jęknęłam zażenowana.

- W porządku, tato. Naprawdę już Ci wystarczy. Wam obu.- oznajmiłam kiedy Justin również zaczął śmiać, a następnie stuknął ostatni raz w jego szklankę.
Przez chwilę wyobraziłam sobie naszą dwójkę z maleńkim dzieckiem.

W sumie… nawet nie wiem czy chłopak jest gotów na taki krok, czy może jak na razie wystarczam mu tylko ja.
Westchnęłam i ułożyłam dłoń na ramieniu szatyna.
- Chodź już.
- Okay, idziemy robić Ci wnuka, teściu.- zaśmiał się i chwycił moją dłoń.

- Lub wnuczkę!- krzyknął za nami tata.
Przewróciłam oczami, nie komentując ich zachowania i pomogłam wdrapać się chłopakowi po schodach.
Po przekroczeniu progu mojego pokoju, do mojej głowy powróciły wszystkie wspomnienia związane z tym miejscem. Wspomnienia przez które mimowolnie się uśmiechałam.
Mama właśnie kończyła zmieniać pościel. Poprawiła jeszcze kołdrę i obróciła się w naszą stronę.
- Ręczniki macie w łazience i myślę że gdybyś potrzebowała w garderobie powinny zostać jeszcze jakieś twoje ubrania.
- Dzięki, mamuś.
- Dobranoc wam.- mama uśmiechnęła się i wyszła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
Podprowadziłam Justin’a do łóżka i położyłam go na nich.

Chłopak jęknął i zasłonił ramieniem twarz przed jasnym światłem jarzeniówki.
Zdjęłam z nóg szatyna buty, skarpetki oraz spodnie a następnie to samo zrobiłam z jego koszulką. Jakimś cudem udało mi się wsunąć go pod kołdrę, a sama odsunęłam się z zamiarem wzięcia szybkiego prysznica.
- Gdzie idziesz?- wymamrotał nagle chłopak, kiedy wycofałam się w stronę garderoby.
- Nigdzie, spokojnie. Śpi.- Justin odsunął rękę z twarzy i zmrużył śmiesznie oczy.
- W takim razie… chodź tutaj.- wydął wargi.

- Za chwilę.- uśmiechnęłam się i zniknęłam w garderobie.


Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w czarne bokserki oraz w czerwoną koszulkę. Wróciłam do pokoju gdzie na łóżku już cicho pochrapywał mój mąż.
Odłożyłam nasze telefony na szafkę nocną, wcześniej wysyłając wiadomość Ryan’owi z informacją o naszym pobycie, aby chłopcy się nie martwili.
Zgasiłam światło i wsunęłam się na wolne miejsce obok chłopaka.
Cmoknęłam policzek Bieber’a i przytuliłam głowę do jego rozgrzanej klatki piersiowej.

”Miłość to wspaniała rzecz. Dzięki niej życie jest coś warte, a kochać kogoś i być kochanym to najcenniejsza rzecz na świecie.”
Kiedyś marzyłam o wyjątkowym życiu, dzisiaj jestem szczęśliwa dzieląc z Justin’em moją codzienność .
Przymknęłam oczy przypominając sobie słowa, które już na zawsze pozostaną ze mną, głęboko w moim sercu.

” Chce śnić o tym co ty.
Iść, tam gdzie idziesz.
Mam jedynie jedno życie

I chce je przeżyć z Tobą.

Chce spać, tam gdzie ty.

Złączyć się z twoją duszą.

Jedyna rzecz, którą chce w życiu to z Tobą…
Chce je tylko przeżyć z Tobą. „

_____________________________________
 
Moi kochani czytelnicy!
Chciałabym podziękować wam za wspieranie mnie i za czytanie oraz komentowanie moich wytworów wyobraźni.
Dziękuje również za wszystkie wyświetlenie których na chwilę obecną jest 300 tysięcy! :)
Jak wiecie każde opowiadanie ma swój początek i koniec i dzisiejszego dnia "ONE LIFE" dobiega końca.
Dziękuje wam za to że wytrwaliście w historii Justin'a i Kathe do samego końca.
Prawdopodobnie kiedyś dodam jakiś dodatkowy rozdział, ale to "kiedyś". 
Jeszcze raz dziękuje wam wszystkim i każdemu z osobna!
 
Gdyby był ktoś zainteresowany moją inną pracą i posiadał wattpada, to zapraszam na moje konto @_lovxcam_ i opowiadanie "BOKSER".
Serdecznie zapraszam! :)

sobota, 1 kwietnia 2017

Rozdział 84: Miliony innych.



2 LATA PÓŹNIEJ

Kathe POV’

Wzdrygnęłam się kiedy do moich uszu dotarł dźwięk grzmotu. Otworzyłam niechętnie oczy i spojrzałam na puste miejsce obok mnie, co oznaczało że chłopcy nie wrócili jeszcze z akcji.
Spojrzałam na szafkę nocną, gdzie znajdował się zegarek elektroniczny, który w tym momencie wskazywał godzinę 3:07.
Westchnęłam cicho i podniosłam się z wygodnego materaca, na bosaka schodząc na dół. W kuchni nalałam do szklanki wody i wypiłam ją prawie duszkiem, zachłystując się raz, z powodu głośnego grzmotu.
Przymknęłam oczy, ostawiłam szklankę do zlewu i wróciłam do pokoju.
Zrobiłam kilka kroków w stronę okna, lecz nie podeszłam całkowicie do szklanej powierzchni. Z odległości metra przyglądałam się strużce deszczu spływającej po szybie od zewnątrz. Wzdrygnęłam się, kiedy ciemne niebo rozświetliła błyskawica, a kilka sekund później do uszu dotarł mocny grzmot, który sprawił że moje ciało pokryła gęsia skórka.
Przez moją głowę przemknęły wydarzenia kilku ostatnich dni i mimowolnie skrzywiłam się lekko, kiedy przypomniałam sobie niespodziewane spotkanie rodziców Justin’a.
W ostatnim czasie dość często odwiedzaliśmy ciocię i wujka Justin’a, więc nic dziwnego że zrobiliśmy to również w sobotę, aby zjeść pyszne śniadanie w Denny’s, lecz nikt nie spodziewał się, że po dwóch latach po raz kolejny natkniemy się w Los Angeles na rodziców Justin’a.
Matka chłopaka rozpoznała go od razu i zanim zdążyliśmy się wycofać dopadła do nas w bardzo szybkim tempie, nie dając nam wystarczająco czasu aby się wycofać.
Kobieta cieszyła się widząc swoje pierwsze dziecko, lecz Justin był zdecydowanie jej przeciwieństwem. Na widok matki jego postura wyraźnie się zgarbiła, a rysy szczęki zaostrzyły.
Kobieta nalegała na kilka minut rozmowy, lecz szatyn zdecydowanie odmówił, tłumacząc że swoje kilka minut rozmowy straciła 6 lat temu, kiedy to pozwoliła tak po prostu, bez słowa wyrzucić go z domu. Do rozmowy wtrącił się również ojciec chłopaka, upominając go, aby nie zwracał się tak do kokiety, która go urodziła i wychowała, i sądzę że to przechyliło szalę która kontrolowała Justin’a.
Chłopak przez dobre kilka minut krzyczał tłumacząc, że nie mają prawa nazywać się jego rodzicami, ponieważ przestali nimi być w chwili kiedy pozbyli się go ze swojego życia.
Pojawiło się też kilka zdań na temat ufności oraz prawdziwej miłości.
W momencie kiedy ojciec Justin’a stwierdził że na zaufanie i miłość liczą dzieci, których rodzina nie musi się wstydzić, dostrzegłam jak ramiona Justin’a lekko się zgarbiły, lecz w szybkim tempie wrócił do swojej wcześniejszej pozy i podszedł do ojca popychając go do tyłu, mówiąc słowa, które doskonale zapamiętałam:” Niby rodziców trzeba szanować, tak? Szczerze? Mam na to cholernie wyjebane. Dla mnie nie istniejecie. Nie mam i nie miałem, dzięki wam, nic, oprócz codziennych frustracji i nerwic, że nie jestem w stanie podołać waszym oczekiwaną, bo przecież cokolwiek zrobiłem, to zawsze było nieodpowiednie, lub niewystarczająco dobre, więc przestałem się starać. Doprowadziliście do tego, że wasze dziecko nie chce z wami rozmawiać i możecie winić o to tylko i wyłącznie siebie. Kiedy jest już za późno, ty i tak ojcze, jedyne co potrafisz to mówić co jest źle. Szczerze mówiąc, to dobrze że pozostawiliście mnie na pastwę losu, bo zastąpiłem fałszywą rodzinę prawdziwą, składającą się z osób którym mogę zaufać i mimo wszystkich cholernych rzeczy, poznałem kogoś kto potrafi mnie docenić i kochać, mimo bycia cholernym zerem.”
Wydawało mi się że jego słowa zabolały jego matkę, lecz mimo krótkiego ukłucia współczucia, byłam po stronie Justin’a, ponieważ który normalny rodzic postępuję właśnie w taki sposób? Pozbywając się swojego dziecka, mając gdzieś jak poradzi sobie w dalszym życiu, czy umrze z głodu, czy może sam podda się i pozwoli aby pokonało go życie.
Ostatni raz spojrzałam na ciemne niebo i spływające po oknie krople deszczu, a następnie wróciłam do łóżka i nakryłam się szczelnie kołdrą, chcąc stłumić dźwięki burzy, nie zdałam sobie nawet sprawy kiedy ponownie zasnęłam.



Uchyliłam lekko powieki, kiedy poczułam uginanie się materaca. W pokoju było wystarczająco jasno, abym mogła dostrzec osobę znajdującą się w pokoju.
- Hej.- mruknęłam uśmiechając się lekko.
- Nie chciałem Cię obudzić.- mruknął chłopak, kładąc się obok mnie i obejmując mnie w tali.
- Jest w porządku. Wszystko dobrze?- przejechałam po ciele chłopaka zaspanym wzrokiem szukając jakichkolwiek obrażeń, lecz na szczęście niczego nie dostrzegłam. Sięgnęłam po kołdrę i przykryłam szczelnie nasze ciała, mocniej wtulając się w klatkę piersiową szatyna.
Od niecałych sześciu miesięcy dzieliłam dom wraz z całą szóstką i byłam szczęśliwa mogąc czuć się częścią tego domu.
Cieszyłam się również, że pomimo wzlotów i upadków w naszym związku, przez te 3 lata które byliśmy razem, nasza miłość wydawała się być silniejsza niż kiedykolwiek przedtem i mimo że wydawało się to wręcz niemożliwe, niektóre sytuacje zbliżyły nas do siebie jeszcze bardziej. Jak w każdym związku pojawiały się kłótnie, ale to dobrze że pojawiają się między nami odmienne zdania, ponieważ jeśli dogadywalibyśmy się w każdej sprawie, nasz związek mógłby wygasnąć o wiele szybciej niż mogłabym zdać sobie sprawę, co się dzieje.
Połączenie naszych charakterów utworzyło coś niesamowitego, co miałam nadzieję przetrwa długo, bardzo długo.
Westchnęłam cicho i pocałowałam nagą klatkę piersiową chłopaka.
W odpowiedzi Justin wzmocnił uścisk na mojej tali i dodatkowo objął moje ciało drugą ręką, pocałował moje czoło i ułożył wygodnie głowę na miękkiej poduszce.



Po porannym przebudzeniu, wzięciu krótkiego prysznica i ubraniu się zeszłam na dół.
Zmarszczyłam brwi, kiedy okazało się że parter domu jest kompletnie pusty, co zdarzało się naprawdę rzadko, a było wręcz niemożliwe biorąc pod uwagę godzinę 11. Zazwyczaj chociaż jeden członek tego domu wstawał wcześniej, spędzając ranek na dole, ale najwyraźniej nie dzisiaj.
Po obudzeniu się, przy moim boku ponownie nie było Justin’a i zamierzałam dowiedzieć się gdzie tym razem zniknął szatyn, lecz najpierw miałam zamiar zjeść śniadanie.
Powędrowałam do kuchni i przygotowałam dla siebie płatki czekoladowe, starając się nie zwracać uwagi na bałagan panujący w zlewie oraz na blacie kuchennym. Zdecydowanie nie mam zamiaru tego sprzątać.
Usiadłam przy wysepce kuchennej, zajadając się przygotowanym przeze mnie śniadaniem, a kiedy już skończyłam umyłam miseczkę wkładając ją na odpowiednie miejsce i postanowiłam jeszcze raz rozejrzeć się po domu.
Jak się okazało 5 minut później, dom był kompletnie pusty, nie licząc mnie. Warknęłam pod nosem zirytowana i wróciłam do salonu siadając wygodnie przed telewizorem.
Mogli powiadomić mnie chociaż gdzie się wybierając abym nie musiała się nie martwić, ale przecież po co?
Miałam zamiar odwiedzić dzisiaj wraz z Justin’em moich rodziców, ale skoro chłopaka nie ma, zrobię to sama.
Pobiegłam na górę po moją torebkę, kluczyki i telefon. Napisałam krótką wiadomość do chłopaka informując go gdzie wychodzę, aby nie dostał zawału, kiedy nagle zniknę.
Wstukałam kod zabezpieczający, który znałam od jakiegoś czasu i wyszłam na zewnątrz zamykając za sobą drzwi.
Wsiadłam do mojego Audi zaparkowanego przed domem i wyjechałam na ulicę.
Moją głowę w bardzo szybkim tempie nawiedziły myśli związane z Justin’em.
Od tygodnia widywałam się z Bieber’em o wiele rzadziej niż dotychczas i myśląc tak o tym teraz, zaczynało mnie to lekko przerażać.
A co jeśli zbyt szybko wychwaliłam nasz związek? Byłam święcie przekonana że jest lepiej niż kiedykolwiek, a być może pominęłam bardzo dużo istotnych szczegółów, które wskazywały mi, że Justin jest już mną znudzony, tylko po prostu nie dałam rady niczego zauważyć.
Zamrugałam powiekami kiedy moje oczy zaczęły piec i nabrałam większą ilość powietrza do płuc, nie chcąc spowodować wypadku.
To dziwne jak w ciągu kilku minut mój pogląd na pewne rzeczy nagle się zmienił, a moje ciało było przepełnione strachem, strachem który był napędzany możliwością utraty Justin’a.



- Gdzie Justin?- zapytała na wstępie mama, widząc mnie w drzwiach.
-Cześć mamusiu, tak ja też się za tobą stęskniłam i też się cieszę że Cię widzę.- przewróciłam oczami i poprawiłam torebkę na moim ramieniu.
Mama zmarszczyła brwi, spojrzała za moje plecy, wzruszyła ramionami i w końcu podeszła bliżej, aby mnie przytulić.
- Oczywiście że tęskniłam i cieszę się że przyjechałaś, tylko po prostu byłam pewna, że wpadniecie z Justin’em.- wytłumaczyła.
- Ja też tak myślałam.- wymamrotałam w ramię rodzicielki, odsuwając się od niej po chwili.
Wiedziałam doskonale że moi rodzice polubili mojego chłopaka chyba aż za bardzo, ponieważ czasami odnosiłam wrażenie jakby to jego bardziej chcieli oglądać niż mnie, co było zaskakujące biorąc pod uwagę początek ich znajomości i fakt czym tak naprawdę zajmuje się Justin i kim jest.
Może, po prostu jestem przewrażliwiona.
- Co masz na myśli?- zapytała mama, łapiąc moją dłoń i wciągając mnie do wnętrza domu.
- Po prostu zniknął na kilka godzin, więc postanowiłam przyjechać sama.- wzruszyłam ramionami i weszłam za mamą do salonu, który przez dwa lata, nie zmienić się nawet w najmniejszym stopniu.
- Napijesz się czegoś?- zapytała mama, więc w odpowiedzi pokręciłam przecząco głową. – Skoro tak. Co u was słychać? Jak sobie radzicie? Nie jesteśmy przyzwyczajeni z ojcem do tego że mamy dom tylko dla siebie, pusto tu bez Ciebie.- uśmiech mamy nieco przygasł.
- Przecież nie wyjechałam na drugi koniec kraju, to wciąż to samo miasto, mamo i obiecałam że będę was odwiedzać, a wy możecie odwiedzać nas. Chłopcy was bardzo lubią.- uśmiechnęłam się, próbując pocieszyć rodzicielkę.
- Ja też ich lubię. To fajni faceci.­- pokiwałam głową. – No dobrze, więc wróćmy do Ciebie. Co słychać?




            Po opowiedzeniu mamie kilku najważniejszych rzeczy które wydarzyły się od naszego ostatniego spotkania, wróciłam do mojego nowego domu. Drzwi były otwarte i już po pierwszym kroku do środka dało się usłyszeć krzyk Chris’a, który wrzeszczał na Luke’a, ponieważ z tego co wywnioskowałam chłopak coś zepsuł.
Zajrzałam do salonu gdzie Ryan z Max’em oglądali coś w telewizji.
- Hej.- przywitałam się i uśmiechnęłam lekko, kiedy ta dwójka obróciła się w moją stronę.
- Cześć.- odpowiedzieli równo, przez co na mojej twarzy pojawił się szerszy uśmiech. – Gdzie byłaś?
- U rodziców. Zaniosę torebkę i wracam.- oznajmiłam i zauważyłam spojrzenie jakie Ryan posyła Max’owi.
Oblizałam usta i wycofałam się z salonu, następnie wbiegając po schodach na górę, a potem do pokoju mojego i Justin’a.
Zatrzymałam się gwałtownie w drzwiach i sapnęłam zaskoczona, przyglądając się rozłożonym w pokoju świeczką oraz rozsypanym płatkom róż.
Na środku pokoju znajdował się duży napis „ I ♥ YOU” utworzony z malutkich świeczek.
Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi, mrugając kilka razy. Uszczypnęłam się w ramię, nie będąc pewna, czy dzisiejszy dzień mi się nie śni, lecz jedyne co poczułam to ukłucie bólu spowodowane uszczypnięciem skóry na moim ramieniu.
Rozejrzałam się po pokoju z szerokim uśmiechem, lecz uśmiech zbladł kiedy okazało się, że w pokoju nie ma nikogo oprócz mnie.
Podrapałam się po karku i odłożyłam torebkę na fotel, znajdujący się niedaleko drzwi.
Ominęłam świeczki i podeszłam do szafy, wyjmując z niej różowe spodenki, szary T-shirt i świeżą bieliznę.
Przeżyłam kolejny szok, kiedy przekroczyłam próg łazienki. Pomieszczenie również oświetlone było świeczkami, w wannie pływały płatki róż, lecz tym razem łazienka nie była całkowicie pusta.
Przy wannie siedział Justin, jedynie w samych bokserkach.
- To wszystko jest piękne, ale… po co to wszystko?
- Kobiety lubią takie rzeczy, więc chodź raz postanowiłem zrobić coś podobnego. Chce żebyś była szczęśliwa i przepraszam, że przez ostatni czas tak rzadko bywałem w domu.- chłopak wstał i podszedł do mnie, obierając ode mnie moje ubrania i rzucając je na szafkę nocną.
- Jesteś kochany.- zarzuciłam ręce na szyję chłopaka i mocno go przytuliłam.
Szatyn odwzajemnił uścisk, lecz po chwili poczułam dłonie Bieber’a pod moją koszulką.
- Zdejmij ją.- wymamrotał, odsuwając się trochę do tyłu.
Wykonałam polecenie chłopaka, a następnie zdjęłam resztę ubrań i bieliznę.
Justin skanował każdy centymetr mojego ciała, a następnie sam pozbył się swoich bokserek.
Złapał moją dłoń i poprowadził nas do wanny. Usiadłam pomiędzy udami chłopaka i oparłam się o jego klatkę piersiową wzdychając z zadowoleniem.
Ułożyłam dłoń na udzie chłopaka, delikatnie je głaszcząc. Szatyn objął mnie w pasie i nachylił się do mojej szyi składając na niej lekkie pocałunki.
- Tak bardzo Cię kocham.- wymamrotał, skubiąc moje ucho.



Po wzajemnym umyciu naszych ciał, wyszliśmy z wanny i wytarliśmy się w miękki ręcznik. Nie zdążyłam ubrać mojej piżamy, ponieważ chłopak chwycił mnie w ramiona i zaniósł do pokoju, kładąc na łóżku.
- Co Cię dzisiaj napadło?­ – zaśmiałam się przypatrując się poważnej twarzy chłopaka.
Szatyn nie odpowiedział, lecz nachylił się zaczynając całować i ssać moją szyję, schodzić z pocałunkami w dół.
Przymknęłam oczy, sycąc się wspaniałym uczuciem jego ust na moim ciele.
Całował, ssał i przygryzał praktycznie każdy centymetr mojego ciała przez kilka dobrych minut, aż w końcu podniósł głowę w górę i spojrzał na moją twarz.
- Muszę w Ciebie wejść.­ – wymamrotał, składając delikatny pocałunek na moich ustach.
Otworzyłam oczy, przypatrując się jak chłopak sięga do szafki nocnej, wyciągając z wnętrza prezerwatywę. Rozerwał zębami opakowanie i założyłam zawartość opakowania na swoje przyrodzenie.
- Gotowa?- pokiwałam lekko głową.
Jęknęłam, czując lekki ból w dolnej partii ciała. Justin nachylił się nad moim ciałem i splótł palce obu rąk z moimi, wpatrując się prosto w moje oczy.
Jego ruchy były powolne i dokładne, przez co każdy jego centymetr był cholernie dobrze odczuwalny. Cholera, to było naprawdę niesamowite uczucie.
Jęknęłam, odchylając głowę do tyłu i przymykając lekko oczy.
- Patrz na mnie.- skarcił mnie chłopak.
Przeniosłam wzrok z sufitu z powrotem na jego przystojną twarz, nie mogąc powstrzymać się od jęków. Dostrzegłam na twarzy chłopaka, lekko zwilżone czoło i zmarszczone brwi.
- Kocham Cię.- wysapałam, wyginając lekko plecy do przodu.
- Ja też Cię kocham, malutka.- Szatyn schował głowę w mojej szyi, posapując.
Kilka minut później naszymi ciałami wstrząsnęły przyjemne dreszcze.
Justin upadł na mnie całym swoim ciałem, pozostając w dalszym ciągu w głąb mnie. Pogłaskałam lekkie jego plecy, przysłuchując się naszym przyśpieszonym oddechom.
- Wyjdź za mnie.- wstrzymałam powietrze, kiedy do moich uszu dotarł nie wyraźny szept.
Byłam święcie przekonana, że po prostu to sobie wyobraziłam, lecz kiedy głowa chłopaka z powrotem uniosła się w górę, a jego oczy spotkały się z moimi, już nie byłam taka pewna.
- Wyjdź za mnie, Kathe. Chce moc czcić Cię w ten sposób i w miliony innych do końca moich dni. Chce stać przy twoim boku i chronić Cię, chce żebyś była całkowicie moja, chce abyś nosiła moje nazwisko, chce abyś była moją żoną, chcesz być moją żoną?- zamrugałam powiekami, nie mogąc powstrzymać napływających do oczu łez.
Justin odsunął się lekko i po raz kolejny sięgnął do szafki nocnej, wyciągając z jej wnętrza małe, czerwone pudełeczko.
Otworzył je i wyjął z wnętrza złoty pierścionek ze średniej wielkości diamencikiem.
- Więc… wyjdziesz za mnie?- na czole szatyna, pojawiła się lekka zmarszczka.
Z łzami spływającymi po policzkach, lekko pokiwałam głowa.
- Tak?- zapytał Justin, przypatrując mi się z nadzieją.
- Tak.- przytaknęłam, wyciągając moją prawą dłoń w kierunku pierścionka.
Bieber wsunął pierścionek na mój palec i mocno pocałował moje usta.
- Nie mogę się doczekać, przyszła Pani Bieber.