piątek, 20 stycznia 2017

Rozdział 71: Gratulacje.



Kathe POV’

Usiadłam na kanapie w salonie, przyglądając się przez chwilę włączonemu telewizorowi. Na moje nieszczęście ten tydzień minął naprawdę szybko i właśnie dzisiaj nadszedł dzień kolacji.
Rodzinka miała zjechać się godzinę wcześniej, niż była zaplanowana kolacja, ponieważ wszyscy stwierdzili, że będą mieli więcej czasu aby porozmawiać, co mnie zbytnio nie cieszyło, gdyż oznaczało to godzinę dłużej w towarzystwie Ashley, chyba że dziewczyna się nie zjawi, w co szczerze wątpię. Ta suka skorzysta, z każdej okazji, aby mnie powkurzać i wiem że dzisiejszego wieczoru, będzie miała do tego świetną okazje.
- Przyjechali!- krzyknął tata, przez co z jękiem podniosłam się z kanapy i praktycznie ciągnąc po podłodze swoje nogi, ruszyłam w kierunku drzwi frontowych.
Jedynym plusem był Cody. Cholernie się za nim stęskniłam.
Moja mama jak zwykle przez kilka minut tuliła w uścisku swoją siostrę, więc ja bez wahania ruszyłam w kierunku chłopaka, który widząc mnie rozstawił swoje ramiona, aby mnie przytulić.
- Cześć.- mruknęłam, obejmując chłopaka w tali.
- Hej, siostrzyczko.
Odsunęłam się po chwili od Cody’ego i podeszłam do ciotki i wujka, witając się z nimi krótkimi uściskami. Złapałam rękaw koszuli chłopaka i zaciągnęłam go do domu, kompletnie nie zwracając uwagi na blondynkę, która w dalszym ciągu stałą przy samochodzie, nie zostając jeszcze przez nikogo powitana.
Naprawdę mi przykro.- pomyślałam.
Wbiegłam z Cody’m po schodach do mojego pokoju i zamknęłam za nami drzwi.
- Uwielbiam to, jak reagujesz na moją siostrę.- zaśmiał się i rzucił na moje łóżko.
- Daj spokój, mam wrażenie, że dzisiaj ją rozszarpie.
- Okres?- Cody poniósł do góry głowę, szczerząc się.
- Nie, to nie to.
- No dobra, czyli to po prostu efekt blond łba Ashley.- wzruszył ramionami, ponownie kładąc się całkowicie na łóżku.
Zaśmiałam się, ponieważ fajnie było wiedzieć, że nie jestem jedyną osobą która nie znosi Ashley, mimo że Cody to jej brat.



Siedzieliśmy prawie godzinę w moim pokoju, rozmawiając o kompletnym bzdurach, aż w końcu w całym domu rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi.
Nabrałam powietrza do płuc i wypuściłam je. Nie musiałam czekać długo, aż do moich uszu dotarł krzyk mamy, z którą trochę się ostatnio pokłóciłam.
- Kathe, Justin przyszedł!
- Chodź, przedstawie Ci kogoś.- uśmiechnęłam się do Cody'ego i wyszłam z pokoju, zbiegając po schodach.
Uśmiechnęłam się szeroko na widok szatyna, stojącego w korytarzu.
Bieber widząc mnie uśmiechnął się szeroko i kiedy znalazłam się w wystarczającej odległości od niego, przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
- Cześć, mała.- nie przestawał się uśmiechać.
- Już ćwiczysz sztuczny uśmiech?- podniosłam do góry brew, przyglądając mu się. – Pamiętaj, jedno twoje spojrzenie w jej stronę, które mi się nie spodoba i masz kłopoty, Panie Bieber.- szepnęłam.
- Grozisz mi?- Justin zachichotał i przechylił na bok głowę przyglądając mi się. – Oh, kochanie, myślę że nie powinnaś tego robić.- uśmiechnął się lekko i zagryzł dolną wargę. Wzrok szatyna przeniósł się zza moje plecy.
Obróciłam się przypominając sobie o Cody’m, lecz mój uśmiech gwałtownie zniknął dostrzegając zszokowaną minę chłopaka.
- Kathe, chyba musimy pogadać.- chłopak uciekł z powrotem na górę.
- Myślę, że mnie rozpoznał.- mruknął szatyn.
Pokiwałam głową i złapałam dłoń Bieber’a, ciągnąc go za sobą.
 Wkroczyłam z Justin’em do pokoju, przez co Cody zrobił niezadowoloną minę.
- Chciałem pogadać z tobą w cztery oczy.- oznajmił zdenerwowany.
- Spokojnie, możesz mówić.- pokiwałam głową.
- Wiesz kim on jest?- pokiwałam głową i ścisnęłam mocniej dłoń szatyna.
- Nie wydaje mi się. To gangster Kathe, nie mam pojęcia jakie brednie Ci poopowiadał, ale do cholery to Justin Bieber, cholernie groźny koleś. – puściłam dłoń szatyna i podeszłam bliżej Cody’ego.
- Wiem o tym, Cody.
- Jak to wiesz?!- krzyknął, przez co się skrzywiłam.
- Nie krzycz, proszę. Wiem kim jest Justin. Wiem, że to może być dla Ciebie szok, bo w sumie nie sądziłam, że będziesz wiedział kim jest, ale skoro wiesz… Bieber jest moim chłopakiem, wiem o wszystkim co robi i mimo to, bardzo go kocham.
- Jesteście parą?- Cody przypatrywał się raz mi, a raz Justin’owi, niedowierzając.
- Owszem, już prawie pół roku.- odezwał się mój chłopak.
Cody upadł całym ciałem na łóżko, ciężko wzdychając.
- Twoi rodzice o tym wiedzą?
- Nie i błagam nie mów o tym nikomu. Ciotka z wujem i Ashley rozpoznają go?- zagryzłam wargę, denerwując się.
Jak mogłam wcześniej o tym nie pomyśleć?
- Nie wydaje mi się.- burknął chłopak.
- Więc na dole jestem Justin’em Mallette. Tyle wiesz, jasne?- Justin podszedł do mnie i objął mnie w tali. – Lepiej będzie dla Ciebie, jeśli będziesz trzymać gębę na kłódkę.
- Justin!- skarciłam go. –Przestań. Szantażowanie go w niczym Ci nie pomoże.
- Po prostu nie chce stracić Cię, przez jakiegoś chłoptasia.- Bieber cmoknął mnie w szyję.
- Ja w dalszym ciągu tutaj jestem.- Cody podniósł się z łóżka i stanął naprzeciwko nas.- Nie musicie się martwić, nic nikomu nie powiem. Chce żebyś była szczęśliwa Kathe i jeśli on daje Ci to szczęście to okay, ale będę was wspierał dopóki on- wskazał palcem na Justin’a – nie zrobi nic głupiego. Jeśli Cię skrzywdzi, wynajmę całe wojsko, aby go zabili.- oznajmił z całkowitą powagą.
Justin zaśmiał się i mocniej objął mnie w tali, tuląc do swojego torsu.
- Nie musisz się tym przejmować, koleś. Kathe jest całym moim światem, ale doceniam że się o nią martwisz i chcesz ją chronić
Cody przechylił głowę w bok przyglądając nam się chwilę.
- Okay, powiem szczerze, że wydajesz się okay. Więc… teraz mogę na spokojnie wracać do domu, kompletnie pijany przez cholernie ciemne uliczki, bez obawy, że napotkam któregoś z was i mnie zabijecie?- zażartował Cody.
- To tylko plotki. Tak naprawdę nie czaimy się na nikogo w nocy, żeby zabić bez powodu. W tym mieście zdarzają się jeszcze inne problemy, które potrafią zabijać.
- Ale za każdym razem dobieracie im się do tyłków i prędzej czy później i tak przejmujecie całkowitą władzę nad miastem, prawda?
- I tutaj masz rację, więc powiedzmy że masz immunitet.- Nie musiałam się obracać, aby wiedzieć, że Bieber się uśmiecha.
- Więc co, możemy już zejść na dół?- zapytałam
Cody pokiwał głową, więc złapałam jedną dłoń Justin’a spoczywającą na mojej tali i całą trójką zeszliśmy na dół.


Albo mi się wydawało, albo oczy Ashley, aż zaświeciły na widok Justin’a. Ciocia z wujem wstali, widząc Bieber’a przy moim boku, a następnie podeszli, aby się przywitać, co Ashley z wielką chęcią, również uczyniła.
- To Justin, mój chłopak.- przedstawiłam szatyna.
Ciotka z wujkiem również się przedstawili. Justin był zmuszony aby uścisnąć dłoń ojca Cody'ego, lecz po wyrazie jego twarzy nie było widać, że coś jest nie tak.
- Cześć jestem, Ashley.- blondynka przytuliła chłopaka, na co ten cały się spiął i zacisnął zęby.
Odepchnęłam dziewczynę od szatyna, ciągnąc za jej ramie i piorunując ją wzrokiem.
Mój tata wszedł do salonu i uśmiechnął się na widok Bieber’a, następnie podchodząc do nas aby również uścisnąć sobie dłoń z chłopakiem.
- Miło Cię ponownie widzieć.
- Wzajemnie, proszę Pana.­
- Siadajcie.- oznajmiła mama, przynosząc do stołu ostatnie danie.
Telefon Justin’a wydał z siebie dźwięk. Chłopak odczytał wiadomość i schował urządzenie do kieszeni, następnie siadając do stołu.
Usiadłam po prawej stronie Justin’a, a po mojej prawej usiadł Cody. Na moje nieszczęście miejsce naprzeciwko szatyna zajęła Ashley.
Obróciłam się do kuzyna i posłałam mu lekki uśmiech, co chłopak odwzajemnił.
- Więc ile już jesteście razem?- zapytała siostra mojej mamy.
- Prawie pół roku.- oznajmiłam, nalewając sok do swojej i Justin’a szklanki.
- To już całkiem długo.
- Jak dla mnie za krótko.- mruknął pod nosem Justin, przez co się uśmiechnęłam.
Każdy zaczął nakładać na swój talerz jedzenie, a następnie je konsumować.



Po skończonej kolacji pomogłam mamie, roznieść talerze i pokroić szarlotkę, którą zrobiła na deser. Podczas mycia noża zacięłam się przez co krzyknęłam i upuściłam ostrze.
- Pokaż to.- mruknęła mama, lecz zanim zdążyła wykonać jakikolwiek ruch w moją stronę, przy moim boku stał już Justin, przyglądając się mojej krwawiącej dłoni.
- Ma Pani apteczkę?- zwrócił się do mojej mamy. Kobieta pokiwała głową i wyszła z kuchni po wspomnianą rzecz.
Justin pocałował moje czoło i ponownie spojrzał na rękę, podkładając ją pod kran i oczyszczając z krwi.
- Boli?- zapytał.
- Trochę.- pokiwałam głową.
Rodzicielka wróciła z apteczką i otworzyła ją podając Justin’owi wodę utlenioną.
Chłopak odsunął moją dłoń z pod kranu i otworzył wodę, polewając nią moją ranę. Syknęłam  czując szczypanie.
- Wytrzymasz, to w końcu tylko woda.- spojrzał na mnie nie podnosząc głowy do góry i uśmiechnął się lekko.
Chłopak oderwał od mamy plaster i przykleił go na moją ranę, a następnie pocałował plasterek i przytulił mnie, całując w czoło.
Objęłam chłopaka i spojrzałam na mamę, stojącą za Bieber’em, która uśmiechała się szeroko, przyglądając się nam.
- To ja zaniosę tą szarlotkę.- oznajmiła i wyszła z kuchni.
Justin tak jakby tylko na to czekał od razu po wyjściu mamy, zaczął całować moją szyję i zjechał rękoma na moje pośladki.
- Jak sobie radzę?- mruknął, składając lekkie pocałunki.
- Naprawdę dobrze. Myślę, ze wszyscy Cię lubią, a już zwłaszcza Ashley.
- Mam to gdzieś, skarbie.- szatyn złożył ostatni pocałunek na mojej szyj i złapał moją zdrową dłoń. – A teraz chodź, zanim zjedzą mi całą szarlotkę, którą swoją drogą uwielbiam.- wyszczerzył się i pociągnął mnie w kierunku salonu.



Prawa dłoń Bieber’a cały czas leżała na moim kolanie, co jakiś czas głaszcząc je, lub lekko szczypiąc.
Justin w pewnym momencie chwycił brzeg mojego krzesła i przysunął mnie bliżej siebie, następnie chwycił moją nogę i jednym ruchem ułożył ją na swoim kolanie.
Spróbowałam zabrać nogę, lecz szatyn wbił palce w moje udo, powstrzymując mnie.
Fakt, że miałam na sobie spódniczkę sprawiał, że czułam się niesamowicie niekomfortowo siedząc w tak dużym rozkroku. W pewnym momencie poczułam jak coś dotyka mojej piszczeli, więc spojrzałam w dół i przysięgam myślałam, że zaraz wybuchnę kiedy zauważyłam damską nogę, odzianą w czarne rajstopy. Spojrzałam w kierunku Ashley, która przypatrywała się Justin’owi z zalotnym uśmieszkiem, mimo że chłopak na nią nie patrzył.
Zacisnęłam zęby i oparłam lewą dłoń o prawe udo Justin’a, ściskają je lekko. Bieber spojrzał w dół i chyba sam zauważył poczynania dziewczyny, ponieważ mocniej ścisnął moją nogę.
Odchrząknęłam zwracając tym uwagę wszystkich przy stole.
- Ashley, moja najukochańsza kuzynko – zaczęłam z sarkazmem. – Czy mogłabyś łaskawie zabrać swoją nogę zbliżającą się do mojego chłopaka?- warknęłam.
Rodzice Ashley spojrzeli na nią, posyłając jej karcące spojrzenie.
Dziewczyna poprawiła się na krześle i zabrała nogę, posyłając mi wredny uśmiech.
Udało mi się wyrwać swoją nogę z uścisku chłopaka, więc oparłam ją o podłogę i chwyciłam dłoń Bieber’a ściskając ją, a następnie głaszcząc kciukiem.


Zegarek w salonie wskazywał już godzinę 22, lecz mimo to wszyscy w dalszym ciągu siedzieliśmy przy stole. Co jakiś czas rozmawiałam z Cody’m, a raz z Justin’em, lecz po jakimś czasie udało mi się sprawić, że chłopcy zaczęli rozmawiać między sobą i całkiem nieźle im to wychodziło. Rozejrzałam się po pozostałych i dziwna pozycja Ashley zaciekawiła mnie na tyle, że spojrzałam w kierunku Justin’a, który właśnie sięgnął lewą dłonią po nogę dziewczyny, która dotykała jego kolana. Wciągnęłam gwałtownie powietrze do płuc, przez co Justin spojrzał w moją stronę i mrugnął okiem, ściskając moją dłoń, która w dalszym ciągu tkwiła w uścisku jego lewej ręki. Spojrzałam na blondynkę, która uśmiechnęła się dumna z siebie i dosłownie sekundę później spadła prosto pod stół, piszcząc.
Cody zakrztusił się sokiem, który właśnie pił, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
Spojrzałam w kierunku Justin’a kiedy wszyscy oprócz naszej trójki zerwali się aby pomóc dziewczynie. Bieber uśmiechnął się zadowolony z siebie i oparł się wygodnie o krzesło.
- Tak jak już mówiłem, obchodzisz mnie tylko Ty.- nachylił się w moją stronę i cmoknął moje czoło.
Spojrzałam na Cody’ego który w dalszym ciągu prawie dusił się ze śmiechu.
-Co ty wyprawiasz?!- wrzasnęła blondynka, podchodząc szybkim krokiem do Justin’a, kiedy już podniosła się z podłogi.
Bieber przechylił głowę w lewą stronę, przez co jego kark wydał chrupnięcie, co zabrzmiało okropnie.
- Prawdopodobnie gdybyś nie zbliżała swojej nogi do mojego krocza, nadal siedziałabyś bezpiecznie na swoim miejscu.- oznajmił dziwnym tonem, nawet nie spoglądając w jej stronę, przez co wiedziałam, że szatyn próbuje się kontrolować.
- Kim ty myślisz, że jesteś mogąc robić coś takiego?! Poza tym, mi się nie odmawia! Jestem o wiele lepsza od mojej parszywej kuzynki, która siedzi przy twoim boku!- przy stole zapanowała cisza, dosłownie przez kilka sekund, ponieważ Justin szybkim ruchem wstał i stanął naprzeciwko Ashley.
- Może zechcesz powtórzyć to jeszcze raz.- warknął.
- Ashley, wystarczy na dzisiaj! Jak ty się zachowujesz?! Nie tak Cię wychowywałam!- wrzasnęła jej matka. - Przepraszam Cię Justin i Kathe za jej zachowanie, myślę że na nas już pora.- dodała po chwili.
Również wstałam, zanim mój chłopak wykonałby jakiś ruch, którego potem mógłby żałować i stanęłam przed szatynem, zaplatając jego ramiona na mojej tali.
- Jak widzisz, nie każdy facet jest zainteresowany blond solarami z największą tapetą w okolicy, a teraz zejdź mi z oczu, zanim ośmieszysz się jeszcze bardziej, a ja zrobię coś, co może Cię naprawdę zaboleć.- wysyczałam, nie przejmując się, że wszyscy na nas patrzą.
Ashley wyszła z pomieszczenia a następnie z domu, trzaskając drzwiami.
- Naprawdę Cię za nią przepraszam, złotko.- ciocia podeszła do mnie uśmiechając się lekko.- Nie jestem w stanie zapanować nad jej nieodpowiednim zachowaniem.
- W porządku.- pokiwałam głową.
- Naprawdę miło było Cię poznać, Justin.- kiwnęła do chłopaka i poszła za swoją córką. Następnie pożegnał się z nami wujek i jako ostatni podszedł Cody.
- Polubiłem Cię- oznajmił na wstępie, wpatrując się w Bieber’a. – Mam nadzieję, że będzie wam się układać jak najlepiej i pamiętajcie, że cokolwiek będzie się działo, będę po waszej stronię, póki wy będziecie trzymać się razem.- uśmiechnął się, złożył lekkiego całusa na moim policzku i zniknął za drzwiami.
Rodzice wyszli za gośćmi na dwór, natomiast ja obróciłam się w stronę chłopaka.
- To dobry moment, żeby uciec do góry i nie musieć pomagać im w sprzątaniu.- oznajmiłam, przez co chłopak się zaśmiał i złapał moją dłoń, ruszając w kierunku schodów.


Bieber od razu po wejściu do mojego pokoju skierował się w stronę balkonu, po drodze wyciągając z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę.
Wyjęłam z garderoby ciepłą bluzę i zarzuciłam ją na swoje ramiona, dołączając na balkonie do chłopaka, który zaciągał się już dymem papierosowym, wzdychając z ulgą.
- Miałem cholerą ochotę, wbić nóż w sam środek jej cholernej klatki piersiowej.- oznajmił po chwili, odwracając się w moją stronę. – Na twoim miejscu, już dawno bym ją zabił i zakopał w cholerę głęboko.
- Od jakiegoś czasu, też mam takie myśli, ale i tak nie byłabym w stanie tego zrobić.- wzruszyłam ramionami, uśmiechając się lekko.
- Cóż… ja nie miałbym z tym żadnego problemu.- zaciągnął się papierosem i oparł o barierkę. – Kiedyś obiecałaś mi że przyjdziesz na mój następny wyścig, pamiętasz?- zmienił temat, przez co zmarszczyłam brwi.
- Pamiętam.- pokiwałam niepewnie głowa. Chłopak zaciągnął się papierosem i spojrzał na mnie, odchylając na chwilę głowę do tyłu i wypuszczając dym.
- Dzisiaj jest jeden i chce wziąć w nim udział.-oznajmił, oblizując usta.
Wciągnęłam powietrze do płuc, zagryzając nerwowo wargi.
- Musisz to robić?- mruknęłam niezadowolona.
- Już o tym rozmawialiśmy, a ty obiecałaś przyjść.- zgasił papierosa o barierkę, a następnie wyrzucił go za siebie.
- W porządku. O której jest ten wyścig?- poddałam się.
- Północ. Przyjadę po Ciebie w pół do.- pokiwałam głową i wróciłam do pokoju, co uczynił również Bieber.
Ułożyłam się wygodnie na łóżku i przymknęłam oczy, nie ciesząc się zbytnio faktem, że będę zmuszona oglądać wygłupy Justin’a. Nawet nie chce myśleć, co się stanie jeśli policja ponownie zainteresuje się wyścigiem.
- Nie myśl o tym, na razie.- Szatyn ułożył się obok mnie i objął ramieniem. – Będę się zbierać.- mruknął i wtulił głowę w moją szyję, następnie składając na niej lekki pocałunek.
- W porządku.- wstałam wraz z chłopakiem i odprowadziłam go do drzwi.



Po raz 10 upewniłam się czy aby na pewno rodzice znajdują się już w swoim pokoju i po raz kolejny w ciągu kilku minut spojrzałam na zegarem w moim telefonie, który wskazywał godzinę 23:24.
Zabrałam kluczę z komody w moim pokoju, zgasiłam światło i na palcach wyszłam na korytarz, oświetlając sobie drogę telefonem. Kiedy dotarłam do drzwi, poczułam wibracje w kieszeni, więc stwierdziłam, że Bieber musiał właśnie przyjechać. Otworzyłam po cichu drzwi i zamknęłam je za sobą, przebiegając przez podjazd i ulicę, następnie wsiadając do samochodu Justin’a.
- Gotowa?- zapytał chłopak kiedy zajęłam miejsce pasażera.
- Nie.- mruknęłam i zapięłam pasy.
Bieber od razu po ruszeniu, położył dłoń na moim udzie i lekko je pogłaskał.
- Nie masz czym się przejmować, zobaczysz że Ci się spodoba.- spojrzał na mnie katem oka i uśmiechnął się lekko.
Przełknęłam nerwowo ślinę, nie będąc pewna jego słów.


Wjechaliśmy na dziwny teren, oświetlony mnóstwem świateł samochodowych. Skądsiś wydobywała się głośna muzyka, którą słyszałam całkiem dobrze, mimo krzyków wszystkich osób, których swoją drogą było tu całkiem sporo. Przez moją głowę przebiegła myśl, czy Ci ludzi naprawdę wolą o północy przyciągnąć swoje tyłki na jakiś głupi wyścig, niż się wyspać.
Justin zatrzymał samochód kilka metrów przed prowizoryczną linią startu, oznaczoną przez dwa kije wbite w ziemię z przyczepionymi do nich chorągiewkami z napisem „START/META”.
Nabrałam powietrza do płuc i po chwili je wypuściłam, próbując uspokoić swoje nerwy.
- Wszystko dobrze?- Bieber obrócił moją twarz w jego stronę i przyjrzał mi się dokładnie.- Nie masz czym się przejmować, malutka.- pocałował moje usta, co odwzajemniłam.
Oderwaliśmy się po chwili od siebie i wysiedliśmy z samochodu.
Ludzie zaczeli piszczeć i gwizdać na widok Justin’a, niektórzy wykrzykiwali nawet jego imię. Szatyn podszedł do mnie i objął mnie ramieniem, przyciągając do swojego boku i kierując nas w prawo.
Spojrzenia wszystkim były skierowane w naszą stronę i przez kilka minut nawet cieszyłam się, że postanowiłam jechać z chłopakiem, widząc spojrzenia wszystkich kobiet, które pożerały go wzrokiem.
Wyprostowałam się bardziej i odetchnęłam z ulgą dostrzegając chłopców.
- Masz szczęście, że nie zostawiasz mnie tutaj samej.- powiedziałam prosto do ucha chłopaka, chcąc aby usłyszał mnie doskonale, mimo tego całego szaleństwa dookoła.
- Nawet przez chwilę bym tego nie zrobił.
Odsunęłam się od Bieber’a podchodząc do reszty chłopców i przytulając każdego z nich.
- Nie wierze, że się zgodziłaś.- oznajmił Chris, kręcąc przy tym niedowierzająco głowo.
- Niestety, ale mu obiecałam.- zrobiłam niezadowoloną minę, przez co chłopak się zaśmiał.
- Wszystkich zawodników biorących udział, proszę o podejście do Lindi’ego.- wykrzyknął jakiś chłopak stając na środku.
Spojrzałam na Justin’a, który uśmiechnął się do mnie i pocałował mocno moje usta.
- Będziesz mnie dopingować?- zapytał, nie przestając się uśmiechać.
- Myślę, że sam już znasz odpowiedzieć na to pytanie.- odwzajemniłam uśmiech.
Chłopak mrugnął do mnie okiem i obrócił się w stronę chłopaków.
- Macie nie spuszczać z niej wzroku, jeśli spadnie jej chociaż włos z głowy, cholernie tego pożałujecie i gówno będzie mnie obchodzić, że się przyjaźnimy.- oznajmił z całkowitą powagą i odszedł.
- Kim jest Lindi?- zapytałam, odwracając się w stronę Luka.
- To gościu, który to wszystko organizuje. Uczestnicy, płacą teraz po 500 dolców, kto wygra zgarnia wszystko.- pokiwałam głową, rozumiejąc.
- Jakieś tragiczne wydarzenia, miały tutaj już miejsce?- zagryzłam wargę, modląc się o przeczącą odpowiedź, lecz widząc spojrzenia chłopców, wiedziałam, że takiej nie otrzymam.
- Owszem, kilka nawet śmiertelnych. Kiedy zacznie się wyścig, stracimy auta z zasięgu wzroku. Muszą dojechać do końca, gdzie zazwyczaj zawsze czeka jakaś pułapka. Zawracają na końcu i wracają.- wytłumaczył Chris, przez co otrzymał uderzenie w tył głowy od Chaz’a.
- Nie musiałeś jej tego mówić. Będzie się martwiła.- wysyczał.
- Lepiej ją okłamać, aby myślała, że to całkowicie bezpieczne, bez żadnych śmiertelnych niespodzianek?- sarkazm w głosie Luka był doskonale słyszalny.
- Jest w porządku.- przerwałam ich małą kłótnie i obserwowałam jak każdy z zawodników, zbliża się do swojego auta. Odnalazłam wzrokiem Justin’a i w myślach wymówiłam modlitwę o jego bezpieczny powrót.
Szatyn wsiadł do samochodu i podjechał do linii mety, tak jak inne auta.
Na środek wyszła dziewczyna w króciutkich, różowych spodenkach i czarnych sportowym staniku, trzymając w ręce jakiś kawałek materiału.
- Jak jej, do cholery, nie jest zimno?- wymamrotałam. Ryan wraz z Luke'm zaśmiali się cicho.
- Są w stanie się poświęcić, jeśli nabiorą na to jakiegoś zdesperowanego frajera.- oznajmił Ryan, zaplatając ramiona na piersi.
Spojrzałam w kierunku aut, kiedy usłyszałam pisk opon i krzyki ludzi naokoło mnie.
Samochody ruszyły, a ja już nie byłam w stanie zobaczyć kto prowadzi, przez mój wzrost. Stanęłam na palcach, co za wiele nie pomogło.
- Chodź.- Ryan złapał za moje ramie i przepchnął się na sam przód z niesamowitą lekkością. Reszta ruszyła za nami.
- Hej, znajdź swoje miejsce i nie pchaj się!- warknął jakiś chłopak i obrócił się twarzą w stronę Butler’a, piorunując go wzrokiem.
Zaśmiałam się cicho, kiedy wokół mnie stanęła reszta chłopców, mierząc chłopaka niezbyt fajnym spojrzeniem.
Blondyn, wciągnął powietrze do płuc, przypatrując się każdemu po kolei.
- Umm… wy jesteście Dragons Death?- wymamrotał chłopak.
- Spierdalaj chłopcze, jeśli nie chcesz problemów.- wysyczał Max. Chłopak grzecznie się ulotnił.
- Jesteście tacy niedobrzy.- wymamrotałam i byłam pewna, że chłopcy słyszą mnie dokładnie, ponieważ wokół nas zapanowała dziwna cisza wyczekiwania. Każdy wpatrywał się w horyzont, wypatrując zwycięzcy.
- Nie mów, że tego nie lubisz. Z jakiegoś powodu, musiałaś zakochać się w Bieber’ze, a dusza aniołka, raczej nie jest tym czymś.
- Wygrałeś.- wymamrotałam, przyznając Chris’owi racje.
- Wracają!- krzyknął jakiś chłopak.
Skierowałam spojrzenie w kierunku Mety i zacisnęłam kciuki, modląc się aby pośród wracających znajdował się Justin.
- No dalej.- wymamrotałam pod nosem.
Jak się okazało po kilku chwilach to właśnie auto mojego chłopaka, przekroczyło metę jako pierwsze.
Krzyknęłam głośno, ciesząc się jak dziecko wraz z tłumem nastolatków.
- Biegnij do niego, będzie zadowolony jeszcze bardziej.- posłuchałam rady Ryan’a i pobiegłam w stronę auta chłopaka, które zdążyło już zostać okrążone przez krzyczące dziewczyny i kilku chłopaków.
Jakimś cudem udało mi się przedostać na sam przód i wskoczyć na plecy Bieber’a. Szatyn zakołysał się przez chwilę, lecz szybko odzyskał równowagę i dłońmi podtrzymał moje nogi.
- Gratulacje, kochanie.- wyszeptałam prosto w ucho Justin’a.
- Rozluźni ręce i nogi.- rozkazał chłopak i sekundę później przerzucił moje ciało na przód, więc jego twarz znajdowała się teraz na równi z moją. Justin nie czekając dłużej złączył swoje usta z moimi i wsunął jedną dłoń pod mój tyłek, podtrzymując mnie.


3 komentarze: