Kathe POV’
Usiadłam na kanapie w
salonie, przyglądając się przez chwilę włączonemu telewizorowi. Na moje nieszczęście ten tydzień minął naprawdę szybko i właśnie dzisiaj nadszedł dzień
kolacji.
Rodzinka miała zjechać
się godzinę wcześniej, niż była zaplanowana kolacja, ponieważ wszyscy
stwierdzili, że będą mieli więcej czasu aby porozmawiać, co mnie zbytnio nie
cieszyło, gdyż oznaczało to godzinę dłużej w towarzystwie Ashley, chyba że
dziewczyna się nie zjawi, w co szczerze wątpię. Ta suka skorzysta, z każdej
okazji, aby mnie powkurzać i wiem że dzisiejszego wieczoru, będzie miała do
tego świetną okazje.
- Przyjechali!- krzyknął tata, przez co z jękiem podniosłam się z kanapy i praktycznie ciągnąc po podłodze swoje nogi, ruszyłam w kierunku drzwi frontowych.
Jedynym plusem był
Cody. Cholernie się za nim stęskniłam.
Moja mama jak zwykle
przez kilka minut tuliła w uścisku swoją siostrę, więc ja bez wahania ruszyłam
w kierunku chłopaka, który widząc mnie rozstawił swoje ramiona, aby mnie
przytulić.
- Cześć.- mruknęłam,
obejmując chłopaka w tali.
- Hej, siostrzyczko.
Odsunęłam się po
chwili od Cody’ego i podeszłam do ciotki i wujka, witając się z nimi krótkimi
uściskami. Złapałam rękaw koszuli chłopaka i zaciągnęłam go do domu, kompletnie
nie zwracając uwagi na blondynkę, która w dalszym ciągu stałą przy samochodzie,
nie zostając jeszcze przez nikogo powitana.
Naprawdę mi przykro.-
pomyślałam.
Wbiegłam z Cody’m po
schodach do mojego pokoju i zamknęłam za nami drzwi.
- Uwielbiam to, jak
reagujesz na moją siostrę.- zaśmiał się i rzucił na moje łóżko.
- Daj spokój, mam
wrażenie, że dzisiaj ją rozszarpie.
- Okres?- Cody
poniósł do góry głowę, szczerząc się.
- Nie, to nie to.
- No dobra, czyli to
po prostu efekt blond łba Ashley.- wzruszył ramionami, ponownie kładąc się całkowicie
na łóżku.
Zaśmiałam się,
ponieważ fajnie było wiedzieć, że nie jestem jedyną osobą która nie znosi Ashley, mimo że Cody to jej brat.
Siedzieliśmy prawie
godzinę w moim pokoju, rozmawiając o kompletnym bzdurach, aż w końcu w całym
domu rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi.
Nabrałam powietrza do
płuc i wypuściłam je. Nie musiałam czekać długo, aż do moich uszu dotarł krzyk
mamy, z którą trochę się ostatnio pokłóciłam.
- Kathe, Justin
przyszedł!
- Chodź, przedstawie
Ci kogoś.- uśmiechnęłam się do Cody'ego i wyszłam z pokoju, zbiegając po schodach.
Uśmiechnęłam się
szeroko na widok szatyna, stojącego w korytarzu.
Bieber widząc mnie uśmiechnął się szeroko i kiedy znalazłam się w wystarczającej odległości od
niego, przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
- Cześć, mała.- nie
przestawał się uśmiechać.
- Już ćwiczysz
sztuczny uśmiech?- podniosłam do góry brew, przyglądając mu się. – Pamiętaj,
jedno twoje spojrzenie w jej stronę, które mi się nie spodoba i masz kłopoty,
Panie Bieber.- szepnęłam.
- Grozisz mi?- Justin
zachichotał i przechylił na bok głowę przyglądając mi się. – Oh, kochanie, myślę że nie powinnaś tego robić.- uśmiechnął się lekko i zagryzł dolną wargę.
Wzrok szatyna przeniósł się zza moje plecy.
Obróciłam się
przypominając sobie o Cody’m, lecz mój uśmiech gwałtownie zniknął dostrzegając zszokowaną
minę chłopaka.
- Kathe, chyba musimy
pogadać.- chłopak uciekł z powrotem na górę.
- Myślę, że mnie rozpoznał.-
mruknął szatyn.
Pokiwałam głową i
złapałam dłoń Bieber’a, ciągnąc go za sobą.
Wkroczyłam z Justin’em do pokoju, przez co
Cody zrobił niezadowoloną minę.
- Chciałem pogadać z
tobą w cztery oczy.- oznajmił zdenerwowany.
- Spokojnie, możesz
mówić.- pokiwałam głową.
- Wiesz kim on jest?- pokiwałam głową i ścisnęłam mocniej dłoń szatyna.
- Nie wydaje mi się.
To gangster Kathe, nie mam pojęcia jakie brednie Ci poopowiadał, ale do cholery
to Justin Bieber, cholernie groźny koleś. – puściłam dłoń szatyna i podeszłam
bliżej Cody’ego.
- Wiem o tym, Cody.
- Jak to wiesz?!-
krzyknął, przez co się skrzywiłam.
- Nie krzycz, proszę.
Wiem kim jest Justin. Wiem, że to może być dla Ciebie szok, bo w sumie nie
sądziłam, że będziesz wiedział kim jest, ale skoro wiesz… Bieber jest moim
chłopakiem, wiem o wszystkim co robi i mimo to, bardzo go kocham.
- Jesteście parą?-
Cody przypatrywał się raz mi, a raz Justin’owi, niedowierzając.
- Owszem, już prawie
pół roku.- odezwał się mój chłopak.
Cody upadł całym
ciałem na łóżko, ciężko wzdychając.
- Twoi rodzice o tym
wiedzą?
- Nie i błagam nie
mów o tym nikomu. Ciotka z wujem i Ashley rozpoznają go?- zagryzłam wargę,
denerwując się.
Jak mogłam wcześniej
o tym nie pomyśleć?
- Nie wydaje mi się.-
burknął chłopak.
- Więc na dole jestem
Justin’em Mallette.
Tyle wiesz, jasne?- Justin podszedł do mnie i objął mnie w
tali. – Lepiej będzie dla Ciebie, jeśli będziesz trzymać gębę na kłódkę.
- Justin!- skarciłam
go. –Przestań. Szantażowanie go w niczym Ci nie pomoże.
- Po prostu nie chce
stracić Cię, przez jakiegoś chłoptasia.- Bieber cmoknął mnie w szyję.
- Ja w dalszym ciągu
tutaj jestem.- Cody podniósł się z łóżka i stanął naprzeciwko nas.- Nie musicie
się martwić, nic nikomu nie powiem. Chce żebyś była szczęśliwa Kathe i jeśli on
daje Ci to szczęście to okay, ale będę was wspierał dopóki on- wskazał palcem na
Justin’a – nie zrobi nic głupiego. Jeśli Cię skrzywdzi, wynajmę całe wojsko,
aby go zabili.- oznajmił z całkowitą powagą.
Justin zaśmiał się i
mocniej objął mnie w tali, tuląc do swojego torsu.
- Nie musisz się tym
przejmować, koleś. Kathe jest całym moim światem, ale doceniam że się o nią martwisz i chcesz ją chronić
Cody przechylił głowę
w bok przyglądając nam się chwilę.
- Okay, powiem
szczerze, że wydajesz się okay. Więc… teraz mogę na spokojnie wracać do domu, kompletnie
pijany przez cholernie ciemne uliczki, bez obawy, że napotkam któregoś z was i
mnie zabijecie?- zażartował Cody.
- To tylko plotki.
Tak naprawdę nie czaimy się na nikogo w nocy, żeby zabić bez powodu. W tym
mieście zdarzają się jeszcze inne problemy, które potrafią zabijać.
- Ale za każdym razem
dobieracie im się do tyłków i prędzej czy później i tak przejmujecie całkowitą
władzę nad miastem, prawda?
- I tutaj masz rację,
więc powiedzmy że masz immunitet.- Nie musiałam się obracać, aby wiedzieć, że
Bieber się uśmiecha.
- Więc co, możemy już
zejść na dół?- zapytałam
Cody pokiwał głową,
więc złapałam jedną dłoń Justin’a spoczywającą na mojej tali i całą trójką
zeszliśmy na dół.
Albo mi się wydawało,
albo oczy Ashley, aż zaświeciły na widok Justin’a. Ciocia z wujem wstali,
widząc Bieber’a przy moim boku, a następnie podeszli, aby się przywitać, co
Ashley z wielką chęcią, również uczyniła.
- To Justin, mój
chłopak.- przedstawiłam szatyna.
Ciotka z wujkiem
również się przedstawili. Justin był zmuszony aby uścisnąć dłoń ojca Cody'ego,
lecz po wyrazie jego twarzy nie było widać, że coś jest nie tak.
- Cześć jestem,
Ashley.- blondynka przytuliła chłopaka, na co ten cały się spiął i zacisnął
zęby.
Odepchnęłam
dziewczynę od szatyna, ciągnąc za jej ramie i piorunując ją wzrokiem.
Mój tata wszedł do
salonu i uśmiechnął się na widok Bieber’a, następnie podchodząc do nas aby
również uścisnąć sobie dłoń z chłopakiem.
- Miło Cię ponownie
widzieć.
- Wzajemnie, proszę
Pana.
- Siadajcie.-
oznajmiła mama, przynosząc do stołu ostatnie danie.
Telefon Justin’a
wydał z siebie dźwięk. Chłopak odczytał wiadomość i schował urządzenie do
kieszeni, następnie siadając do stołu.
Usiadłam po prawej
stronie Justin’a, a po mojej prawej usiadł Cody. Na moje nieszczęście miejsce
naprzeciwko szatyna zajęła Ashley.
Obróciłam się do
kuzyna i posłałam mu lekki uśmiech, co chłopak odwzajemnił.
- Więc ile już
jesteście razem?- zapytała siostra mojej mamy.
- Prawie pół roku.-
oznajmiłam, nalewając sok do swojej i Justin’a szklanki.
- To już całkiem
długo.
- Jak dla mnie za
krótko.- mruknął pod nosem Justin, przez co się uśmiechnęłam.
Każdy zaczął nakładać
na swój talerz jedzenie, a następnie je konsumować.
Po skończonej kolacji
pomogłam mamie, roznieść talerze i pokroić szarlotkę, którą zrobiła na deser.
Podczas mycia noża zacięłam się przez co krzyknęłam i upuściłam ostrze.
- Pokaż to.- mruknęła
mama, lecz zanim zdążyła wykonać jakikolwiek ruch w moją stronę, przy moim boku
stał już Justin, przyglądając się mojej krwawiącej dłoni.
- Ma Pani apteczkę?-
zwrócił się do mojej mamy. Kobieta pokiwała głową i wyszła z kuchni po
wspomnianą rzecz.
Justin pocałował moje
czoło i ponownie spojrzał na rękę, podkładając ją pod kran i oczyszczając z
krwi.
- Boli?- zapytał.
- Trochę.- pokiwałam
głową.
Rodzicielka wróciła z
apteczką i otworzyła ją podając Justin’owi wodę utlenioną.
Chłopak odsunął moją
dłoń z pod kranu i otworzył wodę, polewając nią moją ranę. Syknęłam czując szczypanie.
- Wytrzymasz, to w
końcu tylko woda.- spojrzał na mnie nie podnosząc głowy do góry i uśmiechnął
się lekko.
Chłopak oderwał od
mamy plaster i przykleił go na moją ranę, a następnie pocałował plasterek i przytulił
mnie, całując w czoło.
Objęłam chłopaka i
spojrzałam na mamę, stojącą za Bieber’em, która uśmiechała się szeroko,
przyglądając się nam.
- To ja zaniosę tą
szarlotkę.- oznajmiła i wyszła z kuchni.
Justin tak jakby
tylko na to czekał od razu po wyjściu mamy, zaczął całować moją szyję i zjechał rękoma na moje pośladki.
- Jak sobie radzę?-
mruknął, składając lekkie pocałunki.
- Naprawdę dobrze. Myślę, ze wszyscy Cię lubią, a już zwłaszcza Ashley.
- Mam to gdzieś,
skarbie.- szatyn złożył ostatni pocałunek na mojej szyj i złapał moją zdrową
dłoń. – A teraz chodź, zanim zjedzą mi całą szarlotkę, którą swoją drogą
uwielbiam.- wyszczerzył się i pociągnął mnie w kierunku salonu.
Prawa dłoń Bieber’a
cały czas leżała na moim kolanie, co jakiś czas głaszcząc je, lub lekko
szczypiąc.
Justin w pewnym
momencie chwycił brzeg mojego krzesła i przysunął mnie bliżej siebie, następnie
chwycił moją nogę i jednym ruchem ułożył ją na swoim kolanie.
Spróbowałam zabrać
nogę, lecz szatyn wbił palce w moje udo, powstrzymując mnie.
Fakt, że miałam na
sobie spódniczkę sprawiał, że czułam się niesamowicie niekomfortowo siedząc w
tak dużym rozkroku. W pewnym momencie poczułam jak coś dotyka mojej piszczeli, więc
spojrzałam w dół i przysięgam myślałam, że zaraz wybuchnę kiedy zauważyłam
damską nogę, odzianą w czarne rajstopy. Spojrzałam w kierunku Ashley, która
przypatrywała się Justin’owi z zalotnym uśmieszkiem, mimo że chłopak na nią nie
patrzył.
Zacisnęłam zęby i
oparłam lewą dłoń o prawe udo Justin’a, ściskają je lekko. Bieber spojrzał w
dół i chyba sam zauważył poczynania dziewczyny, ponieważ mocniej ścisnął moją
nogę.
Odchrząknęłam
zwracając tym uwagę wszystkich przy stole.
- Ashley, moja
najukochańsza kuzynko – zaczęłam z sarkazmem. – Czy mogłabyś łaskawie zabrać
swoją nogę zbliżającą się do mojego chłopaka?- warknęłam.
Rodzice Ashley
spojrzeli na nią, posyłając jej karcące spojrzenie.
Dziewczyna poprawiła
się na krześle i zabrała nogę, posyłając mi wredny uśmiech.
Udało mi się wyrwać
swoją nogę z uścisku chłopaka, więc oparłam ją o podłogę i chwyciłam dłoń
Bieber’a ściskając ją, a następnie głaszcząc kciukiem.
Zegarek w salonie
wskazywał już godzinę 22, lecz mimo to wszyscy w dalszym ciągu siedzieliśmy
przy stole. Co jakiś czas rozmawiałam z Cody’m, a raz z Justin’em, lecz po
jakimś czasie udało mi się sprawić, że chłopcy zaczęli rozmawiać między sobą i całkiem nieźle im to wychodziło. Rozejrzałam się po pozostałych i dziwna
pozycja Ashley zaciekawiła mnie na tyle, że spojrzałam w kierunku Justin’a,
który właśnie sięgnął lewą dłonią po nogę dziewczyny, która dotykała jego
kolana. Wciągnęłam gwałtownie powietrze do płuc, przez co Justin spojrzał w
moją stronę i mrugnął okiem, ściskając moją dłoń, która w dalszym ciągu tkwiła
w uścisku jego lewej ręki. Spojrzałam na blondynkę, która uśmiechnęła się dumna
z siebie i dosłownie sekundę później spadła prosto pod stół, piszcząc.
Cody zakrztusił się
sokiem, który właśnie pił, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
Spojrzałam w kierunku
Justin’a kiedy wszyscy oprócz naszej trójki zerwali się aby pomóc dziewczynie.
Bieber uśmiechnął się zadowolony z siebie i oparł się wygodnie o krzesło.
- Tak jak już
mówiłem, obchodzisz mnie tylko Ty.- nachylił się w moją stronę i cmoknął moje
czoło.
Spojrzałam na
Cody’ego który w dalszym ciągu prawie dusił się ze śmiechu.
-Co ty wyprawiasz?!-
wrzasnęła blondynka, podchodząc szybkim krokiem do Justin’a, kiedy już
podniosła się z podłogi.
Bieber przechylił
głowę w lewą stronę, przez co jego kark wydał chrupnięcie, co zabrzmiało
okropnie.
- Prawdopodobnie
gdybyś nie zbliżała swojej nogi do mojego krocza, nadal siedziałabyś
bezpiecznie na swoim miejscu.- oznajmił dziwnym tonem, nawet nie
spoglądając w jej stronę, przez co wiedziałam, że szatyn próbuje się
kontrolować.
- Kim ty myślisz, że
jesteś mogąc robić coś takiego?! Poza tym, mi się nie odmawia! Jestem o wiele
lepsza od mojej parszywej kuzynki, która siedzi przy twoim boku!- przy stole
zapanowała cisza, dosłownie przez kilka sekund, ponieważ Justin szybkim ruchem wstał
i stanął naprzeciwko Ashley.
- Może zechcesz
powtórzyć to jeszcze raz.- warknął.
- Ashley, wystarczy na
dzisiaj! Jak ty się zachowujesz?! Nie tak Cię wychowywałam!- wrzasnęła jej
matka. - Przepraszam Cię Justin i Kathe za jej zachowanie, myślę że na nas już
pora.- dodała po chwili.
Również wstałam,
zanim mój chłopak wykonałby jakiś ruch, którego potem mógłby żałować i stanęłam
przed szatynem, zaplatając jego ramiona na mojej tali.
- Jak widzisz, nie
każdy facet jest zainteresowany blond solarami z największą tapetą w okolicy, a
teraz zejdź mi z oczu, zanim ośmieszysz się jeszcze bardziej, a ja zrobię coś,
co może Cię naprawdę zaboleć.- wysyczałam, nie przejmując się, że wszyscy na
nas patrzą.
Ashley wyszła z
pomieszczenia a następnie z domu, trzaskając drzwiami.
- Naprawdę Cię za nią
przepraszam, złotko.- ciocia podeszła do mnie uśmiechając się lekko.- Nie
jestem w stanie zapanować nad jej nieodpowiednim zachowaniem.
- W porządku.-
pokiwałam głową.
- Naprawdę miło było
Cię poznać, Justin.- kiwnęła do chłopaka i poszła za swoją córką. Następnie
pożegnał się z nami wujek i jako ostatni podszedł Cody.
- Polubiłem Cię-
oznajmił na wstępie, wpatrując się w Bieber’a. – Mam nadzieję, że będzie wam
się układać jak najlepiej i pamiętajcie, że cokolwiek będzie się działo, będę
po waszej stronię, póki wy będziecie trzymać się razem.- uśmiechnął się, złożył
lekkiego całusa na moim policzku i zniknął za drzwiami.
Rodzice wyszli za
gośćmi na dwór, natomiast ja obróciłam się w stronę chłopaka.
- To dobry moment,
żeby uciec do góry i nie musieć pomagać im w sprzątaniu.- oznajmiłam, przez co
chłopak się zaśmiał i złapał moją dłoń, ruszając w kierunku schodów.
Bieber od razu po
wejściu do mojego pokoju skierował się w stronę balkonu, po drodze wyciągając z
kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę.
Wyjęłam z garderoby
ciepłą bluzę i zarzuciłam ją na swoje ramiona, dołączając na balkonie do
chłopaka, który zaciągał się już dymem papierosowym, wzdychając z ulgą.
- Miałem cholerą
ochotę, wbić nóż w sam środek jej cholernej klatki piersiowej.- oznajmił po
chwili, odwracając się w moją stronę. – Na twoim miejscu, już dawno bym ją
zabił i zakopał w cholerę głęboko.
- Od jakiegoś czasu,
też mam takie myśli, ale i tak nie byłabym w stanie tego zrobić.- wzruszyłam
ramionami, uśmiechając się lekko.
- Cóż… ja nie miałbym
z tym żadnego problemu.- zaciągnął się papierosem i oparł o barierkę. – Kiedyś
obiecałaś mi że przyjdziesz na mój następny wyścig, pamiętasz?- zmienił temat,
przez co zmarszczyłam brwi.
- Pamiętam.-
pokiwałam niepewnie głowa. Chłopak zaciągnął się papierosem i spojrzał na mnie,
odchylając na chwilę głowę do tyłu i wypuszczając dym.
- Dzisiaj jest jeden
i chce wziąć w nim udział.-oznajmił, oblizując usta.
Wciągnęłam powietrze
do płuc, zagryzając nerwowo wargi.
- Musisz to robić?- mruknęłam niezadowolona.
- Już o tym rozmawialiśmy,
a ty obiecałaś przyjść.- zgasił papierosa o barierkę, a następnie wyrzucił go za siebie.
- W porządku. O
której jest ten wyścig?- poddałam się.
- Północ. Przyjadę po
Ciebie w pół do.- pokiwałam głową i wróciłam do pokoju, co uczynił również
Bieber.
Ułożyłam się wygodnie
na łóżku i przymknęłam oczy, nie ciesząc się zbytnio faktem, że będę zmuszona
oglądać wygłupy Justin’a. Nawet nie chce myśleć, co się stanie jeśli policja
ponownie zainteresuje się wyścigiem.
- Nie myśl o tym, na
razie.- Szatyn ułożył się obok mnie i objął ramieniem. – Będę się zbierać.-
mruknął i wtulił głowę w moją szyję, następnie składając na niej lekki
pocałunek.
- W porządku.-
wstałam wraz z chłopakiem i odprowadziłam go do drzwi.
Po raz 10 upewniłam
się czy aby na pewno rodzice znajdują się już w swoim pokoju i po raz kolejny w
ciągu kilku minut spojrzałam na zegarem w moim telefonie, który wskazywał
godzinę 23:24.
Zabrałam kluczę z
komody w moim pokoju, zgasiłam światło i na palcach wyszłam na korytarz,
oświetlając sobie drogę telefonem. Kiedy dotarłam do drzwi, poczułam wibracje w
kieszeni, więc stwierdziłam, że Bieber musiał właśnie przyjechać. Otworzyłam po
cichu drzwi i zamknęłam je za sobą, przebiegając przez podjazd i ulicę, następnie
wsiadając do samochodu Justin’a.
- Gotowa?- zapytał
chłopak kiedy zajęłam miejsce pasażera.
- Nie.- mruknęłam i zapięłam pasy.
Bieber od razu po
ruszeniu, położył dłoń na moim udzie i lekko je pogłaskał.
- Nie masz czym się
przejmować, zobaczysz że Ci się spodoba.- spojrzał na mnie katem oka i
uśmiechnął się lekko.
Przełknęłam nerwowo
ślinę, nie będąc pewna jego słów.
Wjechaliśmy na dziwny
teren, oświetlony mnóstwem świateł samochodowych. Skądsiś wydobywała się głośna muzyka, którą słyszałam całkiem dobrze, mimo krzyków wszystkich
osób, których swoją drogą było tu całkiem sporo. Przez moją głowę przebiegła myśl, czy Ci ludzi naprawdę wolą o północy przyciągnąć swoje tyłki na jakiś głupi
wyścig, niż się wyspać.
Justin zatrzymał
samochód kilka metrów przed prowizoryczną linią startu, oznaczoną przez dwa
kije wbite w ziemię z przyczepionymi do nich chorągiewkami z napisem
„START/META”.
Nabrałam powietrza do
płuc i po chwili je wypuściłam, próbując uspokoić swoje nerwy.
- Wszystko dobrze?-
Bieber obrócił moją twarz w jego stronę i przyjrzał mi się dokładnie.- Nie masz
czym się przejmować, malutka.- pocałował moje usta, co odwzajemniłam.
Oderwaliśmy się po
chwili od siebie i wysiedliśmy z samochodu.
Ludzie zaczeli
piszczeć i gwizdać na widok Justin’a, niektórzy wykrzykiwali nawet jego imię.
Szatyn podszedł do mnie i objął mnie ramieniem, przyciągając do swojego boku i
kierując nas w prawo.
Spojrzenia wszystkim
były skierowane w naszą stronę i przez kilka minut nawet cieszyłam się, że
postanowiłam jechać z chłopakiem, widząc spojrzenia wszystkich kobiet, które pożerały go wzrokiem.
Wyprostowałam się
bardziej i odetchnęłam z ulgą dostrzegając chłopców.
- Masz szczęście, że
nie zostawiasz mnie tutaj samej.- powiedziałam prosto do ucha chłopaka, chcąc
aby usłyszał mnie doskonale, mimo tego całego szaleństwa dookoła.
- Nawet przez chwilę bym tego nie zrobił.
Odsunęłam się od
Bieber’a podchodząc do reszty chłopców i przytulając każdego z nich.
- Nie wierze, że się
zgodziłaś.- oznajmił Chris, kręcąc przy tym niedowierzająco głowo.
- Niestety, ale mu
obiecałam.- zrobiłam niezadowoloną minę, przez co chłopak się zaśmiał.
- Wszystkich
zawodników biorących udział, proszę o podejście do Lindi’ego.- wykrzyknął jakiś
chłopak stając na środku.
Spojrzałam na
Justin’a, który uśmiechnął się do mnie i pocałował mocno moje usta.
- Będziesz mnie
dopingować?- zapytał, nie przestając się uśmiechać.
- Myślę, że sam już
znasz odpowiedzieć na to pytanie.- odwzajemniłam uśmiech.
Chłopak mrugnął do
mnie okiem i obrócił się w stronę chłopaków.
- Macie nie spuszczać
z niej wzroku, jeśli spadnie jej chociaż włos z głowy, cholernie tego
pożałujecie i gówno będzie mnie obchodzić, że się przyjaźnimy.- oznajmił z
całkowitą powagą i odszedł.
- Kim jest Lindi?-
zapytałam, odwracając się w stronę Luka.
- To gościu, który to
wszystko organizuje. Uczestnicy, płacą teraz po 500 dolców, kto wygra zgarnia
wszystko.- pokiwałam głową, rozumiejąc.
- Jakieś tragiczne
wydarzenia, miały tutaj już miejsce?- zagryzłam wargę, modląc się o przeczącą
odpowiedź, lecz widząc spojrzenia chłopców, wiedziałam, że takiej nie otrzymam.
- Owszem, kilka nawet
śmiertelnych. Kiedy zacznie się wyścig, stracimy auta z zasięgu wzroku. Muszą
dojechać do końca, gdzie zazwyczaj zawsze czeka jakaś pułapka. Zawracają na
końcu i wracają.- wytłumaczył Chris, przez co otrzymał uderzenie w tył głowy od
Chaz’a.
- Nie musiałeś jej
tego mówić. Będzie się martwiła.- wysyczał.
- Lepiej ją okłamać,
aby myślała, że to całkowicie bezpieczne, bez żadnych śmiertelnych niespodzianek?-
sarkazm w głosie Luka był doskonale słyszalny.
- Jest w porządku.-
przerwałam ich małą kłótnie i obserwowałam jak każdy z zawodników, zbliża się
do swojego auta. Odnalazłam wzrokiem Justin’a i w myślach wymówiłam modlitwę o jego
bezpieczny powrót.
Szatyn wsiadł do
samochodu i podjechał do linii mety, tak jak inne auta.
Na środek wyszła
dziewczyna w króciutkich, różowych spodenkach i czarnych sportowym staniku,
trzymając w ręce jakiś kawałek materiału.
- Jak jej, do cholery,
nie jest zimno?- wymamrotałam. Ryan wraz z Luke'm zaśmiali się cicho.
- Są w stanie się
poświęcić, jeśli nabiorą na to jakiegoś zdesperowanego frajera.- oznajmił Ryan,
zaplatając ramiona na piersi.
Spojrzałam w kierunku
aut, kiedy usłyszałam pisk opon i krzyki ludzi naokoło mnie.
Samochody ruszyły, a
ja już nie byłam w stanie zobaczyć kto prowadzi, przez mój wzrost. Stanęłam na
palcach, co za wiele nie pomogło.
- Chodź.- Ryan złapał
za moje ramie i przepchnął się na sam przód z niesamowitą lekkością. Reszta
ruszyła za nami.
- Hej, znajdź swoje
miejsce i nie pchaj się!- warknął jakiś chłopak i obrócił się twarzą w stronę
Butler’a, piorunując go wzrokiem.
Zaśmiałam się cicho,
kiedy wokół mnie stanęła reszta chłopców, mierząc chłopaka niezbyt fajnym
spojrzeniem.
Blondyn, wciągnął
powietrze do płuc, przypatrując się każdemu po kolei.
- Umm… wy jesteście
Dragons Death?- wymamrotał chłopak.
- Spierdalaj
chłopcze, jeśli nie chcesz problemów.- wysyczał Max. Chłopak grzecznie się
ulotnił.
- Jesteście tacy
niedobrzy.- wymamrotałam i byłam pewna, że chłopcy słyszą mnie dokładnie,
ponieważ wokół nas zapanowała dziwna cisza wyczekiwania. Każdy wpatrywał się w
horyzont, wypatrując zwycięzcy.
- Nie mów, że tego
nie lubisz. Z jakiegoś powodu, musiałaś zakochać się w Bieber’ze, a dusza
aniołka, raczej nie jest tym czymś.
- Wygrałeś.-
wymamrotałam, przyznając Chris’owi racje.
- Wracają!- krzyknął
jakiś chłopak.
Skierowałam
spojrzenie w kierunku Mety i zacisnęłam kciuki, modląc się aby pośród wracających
znajdował się Justin.
- No dalej.-
wymamrotałam pod nosem.
Jak się okazało po
kilku chwilach to właśnie auto mojego chłopaka, przekroczyło metę jako
pierwsze.
Krzyknęłam głośno,
ciesząc się jak dziecko wraz z tłumem nastolatków.
- Biegnij do niego,
będzie zadowolony jeszcze bardziej.- posłuchałam rady Ryan’a i pobiegłam w
stronę auta chłopaka, które zdążyło już zostać okrążone przez krzyczące
dziewczyny i kilku chłopaków.
Jakimś cudem udało mi
się przedostać na sam przód i wskoczyć na plecy Bieber’a. Szatyn zakołysał się
przez chwilę, lecz szybko odzyskał równowagę i dłońmi podtrzymał moje nogi.
- Gratulacje,
kochanie.- wyszeptałam prosto w ucho Justin’a.
- Rozluźni ręce i
nogi.- rozkazał chłopak i sekundę później przerzucił moje ciało na przód, więc jego
twarz znajdowała się teraz na równi z moją. Justin nie czekając dłużej złączył
swoje usta z moimi i wsunął jedną dłoń pod mój tyłek, podtrzymując mnie.
Super,czekam na następny rozdział ��
OdpowiedzUsuńKiedy następny?��:)
OdpowiedzUsuńMega!
OdpowiedzUsuń