niedziela, 31 lipca 2016

Rozdział 45: Obsesja

Kathe POV’

Justin’owi nie śpieszyło się do szkoły, więc został jeszcze przy swoim samochodzie aby zapalić papierosa, natomiast ja jak najszybciej popędziłam na zajęcia. Wbiegłam do szkoły, szybkim krokiem podążając na drugie piętro do klasy Pani Lanter.
Zapukałam i przeprosiłam, tłumacząc się zaspaniem. Nauczycielka na moje szczęście nie postanowiła zastosować żadnej kary, ponieważ było to moje pierwsze spóźnienie. Zajęłam swoje miejsce obok Emilly i wypakowałam książkę od języka Hiszpańskiego.
Zajęcia z Panią Lanter były moją drugą lekcją co oznaczało, że nie pojawiłam się na pierwszej lekcji, jaką była Fizyka.
Byłam ciekawa czy Justin zrezygnuje z dzisiejszego dnia edukacji i postanowi wrócić do domu, czy też poświęci się i zostanie.
Pokręciłam głową starając się nie myśleć o chłopaku. Westchnęłam a następnie przeniosłam swoje spojrzenie na nauczycielkę, starając się udawać że naprawdę jej słucham.


Piątkowe zajęcia jak zwykle niesamowicie się dłużyły, więc już po piątej lekcji wszyscy wyglądali jakby spędzili tutaj conajmniej kilkanaście dobrych godzin.
Razem z Emilly skierowałyśmy się do stołówki, ponieważ była już pora lunchu. Po zejściu na pierwsze piętro można było usłyszeć przeróżne krzyki, dobiegające z końca korytarza. Popatrzyłam na przyjaciółkę pytającym wzrokiem, na co ta wzruszyła ramionami.
-Chodź, zobaczymy co się dzieje.- pociągnęła mnie za ramię w kierunku hałasu.
Po pokonaniu zakrętu zobaczyliśmy tłum uczniów, dopingujących jak się domyślam bójce.
W takich momentach zastanawiałam się, gdzie do cholery podziewają się nauczyciele. Nie dziwiłam się że kamery nie wychwytają bójki, ponieważ miejsce zostało wybrane tak, że żadna kamera nie docierała do tego zakątka i chyba było to jedyne takie miejsce w całej szkole.
Podeszłyśmy bliżej i przepchałyśmy się przez tłum, aby zobaczyć więcej.
Otworzyłam usta i zamrugałam powiekami zauważając dobrze znaną mi sylwetkę okładającą pięściami jakiegoś chłopaka. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Ryana, ale nigdzie go nie zauważyłam. Przełknęłam ślinę i sama postanowiłam coś z tym zrobić zanim ktoś zauważy co się dzieje. Odepchnęłam lekko chłopaka stojącego obok mnie, abym mogła przejść i dostać się do Justina.
Stanęłam obok Biebera i pociągnęłam go za ramię starając się odciągnąć go od lezącego pod nim chłopaka.
-Justin uspokój się. Proszę Cię przestań, zrobisz mu krzywdę.- całą swoją siłą pociągnęłam za koszulkę chłopaka, ale mimo wszystko Justin nawet nie drgnął.
-Bieber do cholery! Przestań, zanim ktoś tu przyjdzie i będziesz miał kłopoty!- krzyknęłam starając się przekrzyczeć wrzeszczący tłum.
Zdawałam sobie sprawę, że za pewnie wyglądało to dość dziwnie, zwłaszcza kiedy nikt z tej szkoły nie wiedział iż ja i Bieber, jesteśmy w związku.
Justin uderzył ostatni raz w twarz chłopaka, a następnie wstał ocierając z krwi rozciętą wargę. Spojrzał wściekłym wzrokiem na chłopaka a następnie obrócił się w moją stronę.
-Przestań do cholery się wtrącać! Czy ty nie możesz dać mi pieprzonych pięciu minut spokoju?! –krzyknął
Nastała kompletna cisza, cała uwaga z zakrwawionego chłopaka przeniosła się na nas. Przełknęłam pojawiającą się kule w gardle i popatrzyłam na Justina, marszcząc brwi a następnie mrugając aby powstrzymać napływające do oczu łzy.
Popatrzyłam na swoje buty, starając się uspokoić. Nie mogę płakać, nie mogę do cholery!
Obróciłam się na pięcie i przepychając przez tłum gapiów szybkim krokiem skierowałam się do toalety. Zamknęłam się w kabinie i usiadłam na zamkniętym sedesie, pozwalając wypłynąć łzą.
Zacisnęłam na sekundę oczy kiedy drzwi od toalety otworzyły się. Do środka weszło kilka dziewczyn co mogłam stwierdzić po roześmianych damskich głosach.
-To było takie żałosne. -westchnęła jedna z nich, a ja mimowolnie zaczęłam przysłuchiwać się rozmówię, mając dziwne wrażenie że rozmowa tyczy się mnie.
-Od zawsze wiedziałam że ten chłopak ma niesamowite powodzenie, no ale co się dziwić jest niesamowicie seksowny, ale to już przesada. Ta dziewczyna musi mieć jakąś obsesje.- oznajmiła następna swoim wysokim głosem.
Starałam się dopasować głosy do twarzy, ale niestety nie udało mi się.
-Słyszałyście jak krzyknął. Musiał być naprawdę zdenerwowany jej osobą. Z resztą czy ta dziewczyna jest mądra? Wygląda na biedną, i naprawdę nie dziwiłabym się jeśli nie miałaby lustra w domu. Jej ciało, twarz i styl to jakaś porażka. Przecież to oczywiste, taki chłopak jak Justin nigdy nie spojrzy na taką dziewczynę jak ona. Najwidoczniej jest tak bardzo zawzięta, że go prześladuje, aż dziwne że niestała jej się jeszcze krzywda, patrząc na to z kim zadziera. Przecież nikt nie tęskniłby za jej żałosną osobą.- Zaśmiały się swoimi piskliwymi śmiechami i wyszły z toalety, zatrzaskując za sobą drzwi.
Wbiłam paznokcie w moje uda, nie starając się powstrzymać wypływających łez.
Popatrzyłam na swoje ubranie i skrzywiłam się. Co jeśli te dziewczyny miały racje? Istnieją o wiele piękniejsze dziewczyny ode mnie, a ja niestety nie należę do żadnej grupy modelek. Nie zdziwiłabym się jeśli po prostu znudziłabym mu się przez bycie przeciętną.
Ktoś ponownie wszedł do toalety, a następnie zaczął otwierać wszystkie kabiny po kolej, aż dotarł to tej, w której znajdowałam się ja.
Usłyszałam ciche pukanie, więc zacisnęłam wargi starając się uspokoić swój szloch.
-Kathe, kochanie wiem, że tam jesteś. Otwórz proszę drzwi.- Emilly ponownie zapukała.
Odkluczyłam zamek i rzuciłam się na dziewczynę, mocno się do niej przytulając.
-Shhh… nie płacz. Chodź, zerwiemy się i pojedziemy do domu, dobrze?- zapytała, pocierając lekko moje plecy w kojącym geście.
-Ja…chcia-chciałam do-dobrze, ma-martiłam się, nie-nie chciałam, że-żeby miał kło-kłopty. Je-jestem ża-żałosna. One…mia-miały rację.- szlochałam prosto w jej szyje.
-Myślę, że Justin, sam jeszcze nie jest świadomy, co takiego zrobił. Wiesz co się dzieje kiedy jest zdenerwowany. O kim mówisz skarbie? Jakie one?- odciągnęła mnie lekko od siebie i popatrzyła w moje oczy. – Zresztą teraz jest to nieważne. Porozmawiamy w domu. Chodź.-wytarła dłonią moje łzy, a następnie zarzuciła mi na głowę kaptur mojej bluzy i pociągnęła w kierunku wyjścia. To nic że trwała jeszcze przerwa, większość nastolatków zapewnie siedzi właśnie na stołówce i śmieją się z sytuacji z przed kilkunastu minut.
Wyszłyśmy ze szkoły, nie przejmując się kilkoma zaciekawionymi spojrzeniami.
Wsiadłam do samochodu przyjaciółki i zapiekłam pas, trzęsącymi się dłońmi. Minutę później byłyśmy już w drodze do mojego domu.


Rzuciłam torbę w kąt mojego pokoju, nie patrząc nawet gdzie konkretnie wyląduje a następnie rzuciłam się na łóżko zaczynając od nowa płakać. Przez całą drogę tutaj, wpatrywałam się tępo w szybę, starając się powstrzymać łzy, ale teraz kiedy byłam we własnym domu, we własnym pokoju, wiedziałam że mogę ryczeć ile tylko chce. Poczułam jak materac po mojej prawej stronie ugina się a następnie dłoń przyjaciółki zaczęła gładzić moje włosy.
-O kim wcześniej mówiłaś? Jakie one? Ktoś Ci coś powiedział?- pytała nie przestając pocierać moim pleców.
Pociągnęłam nosem i podniosłam się na łokciach lekko do góry. Przetarłam mokre policzki i obróciłam się w stronę Emilly.
Chciałam opowiedzieć na jej pytania nie szlochając co jeden wyraz, dlatego nabrałam powietrze do płuc i wypuściłam je po kilku sekundach wstrzymywania go.
-Po tym jak wbiegłam do toalety, zjawiło się tam kilka dziewczyn. Zaczęły mnie obrażać, no wiesz… że jestem żałosna i mam obsesje na punkcie Justina. Wyśmiewały się , że wyglądam na biedną i nie mam lustra w domu ponieważ chyba nie widzę swojego odbicia. Ktoś taki jak Justin nie mógł by być z kimś takim jak ja, kimś brzydkim, mającym okropne ciało i brak stylu. Dziwiły się że będąc tym kim jest jeszcze mnie nie zabił za naprzykrzanie się mu, bo przecież nikt nie jest w stanie tęsknić za kimś takim jak ja.-spuściłam głowę wzdychając i wydymając usta.
-I chyba nie myślisz, że to prawda, tak?
Wzruszyłam ramionami.
-Kathe kochanie, jestem pewna że jesteś jego oczkiem w głowie, tylko dzisiaj jego agresja przekroczyła pewny poziom i wyżył się na tobie. Jestem przekonana, że za kilka godzin pojawi się tutaj przepraszając. Obydwie wiemy, że Justin jest agresywnym chłopakiem, być może przez to czym się zajmuje, ale jestem pewna, że gdyby Cię stracił, byłoby z nim jeszcze gorzej.- objęła mnie ramieniem i przytuliła. – Nie pozwól dotrzeć słowom tych głupich zdzir do twojej głowy, jasne? Masz świetne ciało, którego jestem pewna, że po prostu Ci zazdroszczą. No bo spójrz… jesteś szczupła ale mimo to masz super zajebiste cycki i tyłek, czym one nie mogą się pochwalić. Jedyne co im zostaje to operacje plastyczne. Twoja twarz… cóż gustuje bardziej w męskim wyglądzie ale mimo to mogę z łatwością powiedzieć że gdybym nagle zmieniła orientacje z pewnością bym na ciebie poleciała. Jesteś śliczną dziewczyną, nie potrzebującą tony tapety, aby dobrze wyglądać. Twój styl jest jak najbardziej w porządku, ty się po prostu szanujesz i ubierasz to co lubisz a nie krótkie spódniczki, ledwo  zakrywające tyłek. One wolą te bardziej zdzirowate ubrania ty bardziej te typowe dla nastolatek w naszym wieku, które i ja noszę. Bzdurą kompletną jest to, że jesteś biedna, wszystko co usłyszałaś od nich jest kompletną bzdurą.- odsunęła się i posłała mi uśmiech.
-Dziękuje, Em.-przytuliłam ją mocno na kilka sekund a następnie puściłam, siadając wygodnie.
Poczułam wibracje w kieszeni, więc wyjęłam  telefon aby sprawdzić, kto próbuje się ze mną skontaktować. Westchnęłam kiedy zobaczyłam zdjęcie Justina na wyświetlaczu.
-A nie mówiłam? Chyba dzisiejszy dzień zaczął do niego docierać.-oznajmiła Emilly i usiadła wygodnie obok mnie.
Telefon zgasł tylko po to aby po kilku sekundach zaświecić się ponownie ukazując tą samą osobę, próbującą się ze mną skontaktować.
-Nie odbierzesz?- zapytała patrząc raz na mnie a raz na dzwoniący telefon.
- Jak na razie nie mam na to ochoty. Ośmieszył mnie przed połową szkoły, więc myślę że dobrze będzie jeśli przemyśli to jeszcze dogłębniej zanim z nim pogadam.-wzruszyłam ramionami i odrzuciłam trzecie nadchodzące połączenie. Wyłączyłam telefon i odłożyłam go na szafkę nocną.
- Mam nadzieję, że dogadacie się szybciej niż później, bo pomimo tych waszych kilku kłótni jesteście świetną para i jestem pewna, że jedno za drugim wskoczyło by w ogień, jeśli by musiało.- uśmiechnęła się
Skrzywiłam się kiedy w mojej głowie mimowolnie powstało kilka nieprzyjemnych myśli, w których Justin na poważne kłopoty. Potrząsnęłam głową, próbując w ten sposób odgonić złe wyobrażenia. Zgadzałam się całkowicie ze słowami Emilly, jeśli byłaby potrzeba ratowania Justina, zagrażając tym własnemu życiu, mimo wszystko i tak spróbowałabym i nie zawahała się mu pomóc.
Z jednej strony chciałam aby między nami wszystko było już w porządku, lecz z drugiej byłam zawiedziona jego zachodniej. Zraniło mnie to co powiedział. Nie chodziło tu już o to całe przedstawienie i ośmieszenie mnie na oczach innych, lecz o to że wyparł się mnie przy wszystkich. Tak jakby nigdy nie miał ze mną nic wspólnego, tak jakbyśmy się nieznani a ja byłam tylko dziewczyną która go prześladuje, będąc krok w krok za nim, nie dając mu w ten sposób nawet pięciu minut spokoju.
W pokoju rozbrzmiał telefon Emilly. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, kiedy tylko zobaczyła kto dzwoni. Byłam pewna, że jest to Ryan.
Dziewczyna z ogromnym uśmiechem na ustach przesunęła palcem po wyświetlaczu i przyłożyła telefon do ucha.
-Cześć Ry.- przywitała się
Przez kilka minut rozmawiali, aż w końcu Emilly odsunęła telefon od ucha, włączając tryb głośnomówiący.
-Możesz mówić Ryan. Słyszy Cię.-oznajmiła wprost do telefonu.
Zmarszczyłam brwi patrząc na nią pytającym wzrokiem.
-Cześć Kathe. Słyszałem o tym co się dzisiaj wydarzyło i tak jakby…przepraszam, że mnie tak nie było i nie mogłem Ci pomóc.
-Jest w porządku Ryan. To nie twoja wina.-powiedziałam, krzyżując nogi i siadając po turecku.
-Okay, więc…wiem, że to nie moja sprawa, ale chce wam pomóc. Kathe, Justin próbował się z tobą skontaktować po tym wszystkim i naprawdę nie odebrałaś od niego?- jego głos nie wyrażał żadnego zdenerwowania czy też niezadowolenia, po prostu zapytał miłym tonem.
-Tak, nie odebrałam. Nie chce z nim gadać.
-Uhh…tak jakby…nie wiem mogłabyś to zrobić, bo naprawdę zaczynam się obawiać, że Justin za kilka chwil zniszczy nasz cały dom.-mruknął do słuchawki.
Podniosłam do góry brwi, nie mając pojęcia o czym mówi.
-Zniszczy? Co masz na myśli?- oblizałam usta i spojrzałam na przyjaciółkę, której wyraz twarzy wyrażał czyste zaciekawienie.
-Wrócić do domu i już na wejściu trzasną drzwiami… wiesz, jak to on kiedy jest zdenerwowany. Zapytaliśmy co się stało, więc odpowiedział, że się z tobą pokłócił oraz że jest idiotą, bo odtrącił Cię kiedy chciałaś tylko mu pomóc. Pogadaliśmy chwilę, a potem tak po prostu wstał i ruszył do kuchni. Zanim tam dotarł zdążył uderzyć wszystko po drodze i potłuc każdą możliwą szklaną rzecz. Wydłubał skądś butelkę wódki i teraz wydziera się na dole i tłucze wszystko, upijając się. Zresztą sama posłuchaj.-westchnął.
Można było usłyszeć szuranie a następnie kroki. Ryan jak się domyślam musiał wyjść na korytarz i zbliżać się w kierunku Justina, ponieważ jego krzyki były coraz wyraźniejsze.
-Jestem takim pierdolonym idiotą! Jeśli stracę ją przez własną pieprzoną głupotę, przysięgam że się zabije! Kurwa Mać!- wzdrygnęłam się kiedy usłyszałam głośny huk i dźwięk tłuczonego szkła.
-Więc jak sama słyszysz, potrzebujemy twojej pomocy Kathe, bo za chwilę nie będziemy mieli gdzie mieszkać.
-Z kim rozmawiasz?!- wrzasną Justin, najwyraźniej zauważając gdzieś w okolicy swojego przyjaciela.
- Nie ważne. Po prostu uspokój się zanim zrobić coś przez co wylądujesz w szpitalu i zostaw do cholery tą wódkę.-warknął na niego.
-Nie mów mi kutasie co mam robić! To nie ty spierdoliłeś sprawę ze swoją dziewczyną w taki sposób, że nie chce nawet z tobą gadać, więc mam pieprzone prawo być na siebie wkurwiony, jasne?- sam jego ton głosu był groźny.
-Więc jak sama słyszysz, twój pieprzony chłopak wpadł w pieprzony szał i wyżywa się za własne idiotyzmy na nas.-powiedział wprost do telefonu.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć cokolwiek usłyszałam szmery i niewyraźny głos a następnie dyszenie wprost do słuchawki.
-Kate, kochanie to ty?- ton jego głosu wydawał się nagle o dziwo bardziej spokojniejszy.
Zagryzłam wargę nie wiedząc co odpowiedzieć.
-Proszę kochanie odezwij się, to mnie zabija.-mruknął
-Ona Cię słyszy Justin.- wtrąciła się Em przez co posłałam jej wkurzone spojrzenie, na co wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się niewinnie.
-Dzięki Emilly. Skarbie wiem jestem kutasem, cholernym dupkiem. Tak cholernie przepraszam, nie wiem co mnie napadło, znaczy wiem… to przez tego pieprzonego dzieciaka, ale nie powinienem odreagowywać na tobie. Chce cię zobaczyć, więc przyjadę.
-Nie możesz, piłeś.-odezwałam się nie mogąc pozwolić aby wsiadł za kierownice pod wpływem alkoholu.
-To nic, nie jestem pijany. Chce cię zobaczyć i przeprosić tak jak powinienem.-jęknął niezadowolony do słuchawki.
-Nie dzisiaj, Justin.
-Kurwa kochanie, ale ja muszę Cię zobaczyć, rozumiesz? Jeśli tak bardzo Ci na tym zależy, nie wsiądę za kółko, ale nic nie zmieni faktu że za 15 minut jestem u Ciebie.- i tak po prostu się rozłączył.
Westchnęłam i opadłam na poduszki za mną.
-No cóż, będziesz musiała pogadać z nim o wiele szybciej niż tego chciałaś, tylko proszę nie rób żadnych głupot, których potem będziesz żałowała, okay?- ostrzegła mnie Emilly.
-To znaczy?- podniosłam się na jednym łokciu i popatrzyłam na nią.
-Po prostu nie staraj się ukarać za jego błąd całego waszego związku jak i was samych.


niedziela, 17 lipca 2016

Rozdział 44: Nie chcemy kłopotów.

ROZDZIAŁ ZAWIERA SCENY +18, CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ ! 


Kathe POV’

Wyglądało na to, że w domu wszyscy już śpią, więc bez większego kłopotu, otworzyłam drzwi frontowe kluczami, które zabrałam ze sobą i na palcach dostałam się do swojego pokoju. Justin użył drogi przez balkon, nie chcąc sprawiać mi większych kłopotów, w razie gdyby któryś z rodziców obudził się. Zamknęłam drzwi na klucz i zapaliłam światło obracając się twarzą w stronę łóżka, po to aby zobaczyć siedzącego na nim chłopaka.
-Będzie Ci przeszkadzać, jeśli zostanę na noc? –zapytał bawiąc się kluczykami od samochodu, który zaparkował kawałek dalej, aby nie wzbudzać podejrzeń moich rodziców, dziś rano.
-Nie, możesz zostać.-wzruszyłam ramionami, a następnie ruszyłam w kierunku garderoby, aby zabrać stamtąd jakąś piżamę.
Zdjęłam kurtkę oraz buty odkładając je na stałe miejsca.
Nie miałam zamiaru odpuścić mu wyjaśnień, które z całą pewnością chciałam usłyszeć. Justin nie należał do głupich chłopaków, więc wiedziałam że prawdopodobnie sam o tym wie.
-Wezmę szybki prysznic i pogadamy.-oznajmiłam kiedy wyszłam z garderoby. Zabrałam z komody bieliznę, chowając ją przed wzrokiem chłopaka, pośród szarych spodenek oraz białej koszulki.
Po drodze odłożyłam na szafkę nocną telefon oraz klucze, które cały czas znajdowały się w jednej z moich rąk a następnie weszłam do łazienki, zamykając się w niej.
Odłożyłam piżamę na kosz, odkręciłam wodę w kabinie i zdjęłam z siebie ubrania. Wzięłam szybki prysznic, tak jak obiecałam chłopakowi, wytarłam ciało w biały puchaty ręcznik i ubrałam się. Zmyłam rozmazany makijaż i wróciłam do pokoju.
Justin leżał na łóżku, przeglądając coś w swoim telefonie. Usiadłam obok niego, więc chłopak zablokował telefon i schował go do kieszeni jeansów.
-Dlaczego to robisz?- wpatrywałam się w jego twarz, czekając na odpowiedz.
Bieber westchnął i przysunął się bliżej mnie, kładąc dłonie na moich odkrytych kolanach.
-To naprawdę nie jest nic strasznego, oczywiście zdarzają się wpadki, takie jak dzisiaj, ale za każdym razem udaje nam się uciec, wiec to nie jest problem. Ty postrzegasz to nieco inaczej, ponieważ  rodzice od zawsze wpajali do twojej ślicznej główki, że jest to coś złego, coś co może spowodować kłopoty, bo łamie się prawo. Jasne, zgadzam się to nie jest coś w 100 % bezpiecznego i legalnego ale ja lubię wyzwania, lubię czuć ten dreszczyk, a branie udziału w wyścigach gwarantuje mi to. To cholernie dobre uczucie, docisnął pedał gazu do podłogi i przez kilka minut, zapomnieć o całym otaczającym cię świecie, o problemach, które towarzyszą Ci każdego dnia. Nie zamierzam Cię do tego namawiać, broń Boże. Oszalał bym widząc Cię za kierownicą auta, pędzącego kilka setek km/h. Możesz myśleć, że jestem pierdolonym idiotą, robiąc to, a nie pozwalając spróbować tobie, ale ty masz rodzinę, przyjaciół, wspaniałą przyszłość przed sobą oraz mnie, pierdolniętego bandytę, który szybciej rzuciłby się pod koła pędzącego auta, niż sam pchał cię w kłopoty. –oblizał usta, a jego kciuk lewej ręki zaczął gładzić moje prawe kolano.
-Ty też masz przyjaciół i przyszłość przed sobą i mnie, martwiącą się za każdym razem kiedy robisz coś nielegalnego, ale mimo wszystko nie mogę Cię powstrzymać. Masz pojęcie jakie to cholerne dziwne uczucie, wiedzieć że w każdej chwili mogę otrzymać telefon z informacją, że coś się stało, że zrobiłeś coś, co spowodowało że nigdy więcej Cię nie zobaczę? –zagryzłam wargę, wzdychając i starając się zatrzymać łzy cisnące się do moich oczu.
-Kochanie, jasne mam chłopaków, mam Ciebie ale moja przyszłość jest już raczej oczywista. Biorąc pod uwagę to czym się zajmuje, będę gnił w tym gównie do końca życia, a ty decydując się na związek ze mną również pakujesz się w tarapaty, ale ty masz jeszcze szanse. Wystarczy że powiesz kilka prostych słów i wydostaniesz się z tego wszystkiego, wydostaniesz się ode mnie, znów będziesz wolna. Będziesz mogła cieszyć się swoją młodością, bawić się a nie myśleć czy nikt znowu nie sprawi czy krzywdy. Będziesz mogła iść do przodu, nie oglądając się za siebie.
Rzuciłam się na niego, wywracając nas oboje na łóżko. Usiadłam okrakiem na jego brzuchu i przybliżyłam swoją twarz do niego.
-Jeśli myślisz, że twoje słowa zmienią moje zdanie i postanowię z tobą zerwać, jesteś w okropnym będzie, ponieważ nigdzie się nie wybieram. Wiesz…ludzie mają wrodzony talent do wybierania tego, co dla nich najgorsze, a ja nie mogę pozwolić na to, aby było tak również w twoim przypadku. Żyjesz dla swojej przyszłości i tylko ty możesz ją zmienić, jeśli poddasz się teraz, nigdy nie będziesz szczęśliwy, a ja chce tylko tego. Chce żebyś wiedział, że masz przy sobie kogoś kto zawsze się o Ciebie martwi i troszczy, kogoś kto będzie wpadał w szał za każdym razem kiedy będziesz robił coś złego i uspakajał się dopiero kiedy będzie wiedział że jesteś cały i zdrowy. Tym kimś chce być Ja, chce abyś był szczęśliwy i nie pozwolę, abyś mnie od siebie odsuwał, rozumiesz?- otarłam lewą ręką pierwszą łzę płynącą po moim policzku i wtuliłam twarz w szyję Justina, wdychając jego niesamowity zapach.
Bieber objął dłońmi moją talie i pociągnął mnie na dół, tak że leżałam całkowicie na jego torsie.
-Nie mam pojęcia, co zrobiłem dobrego, że ktoś postanowił postawić Cię na mojej drodze.-wyszeptał w moje włosy, wzmacniając uścisk na mojej tali.
-Może ten ktoś, po prostu wiedział, że w twoim życiu było wystarczająco dużo zła i pora abyś dostał swoje szczęście, i oto jestem ja.-podniosłam głowę i uśmiechnęłam się lekko.
-Chcesz mi powiedzieć, że jesteś moim aniołkiem?- zapytał uśmiechając się.
Kiwnęłam głowa, całując jego brodę.
Justin zrzucił mnie ze swojego ciało i sekundę później znalazł się nade mną.
- Myślę, że nasza teoria jest błędna, ponieważ bliżej Ci do diablicy.-oblizał wargi, a następnie rozszerzył moje nogi, klękając pomiędzy nimi.
Zdecydowanie porzuciliśmy smutne tematy a teraz pora na te o wiele weselsze.
- Niby dlaczego?- uniosłam brwi, patrząc na niego.
- Anioł, nie mógłby mieć takiego ciała.-zachichotał podpierając się na swoich rękach, znajdujących się po obu stronach mojej głowy.
-To znaczy, jakiego?
-Gorącego, seksownego.-mruknął do mojego ucha a następnie przycisnął swoje biodra do mojego krocza.
Z mojego gardła mimowolnie wydostał się jęk.
-Cicho księżniczko, chyba nie chcesz obudzić swoich rodziców, racja?- pocałował moją szyje, a następnie wykonał kolejny ruch bioder. Wbiłam zęby w dolną wargę, tłumiąc mój jęk.
-Chcesz czegoś spróbować, kochanie?- zapytał podnosząc do góry głowę i patrząc w moje oczy.
-Justin… ja jeszcze nie…
-Spokojnie, nie mam zamiaru uprawiać z tobą seksu… Jeszcze nie. Ufasz mi? -przerwał mi zanim zdążyłam dokończyć zdanie.
Pokiwałam lekko głową, ale chłopak zmarszczył brwi, pokazując mi tym, że chce usłyszeć moją odpowiedz.
-Tak, ufam Ci Justin.
-Wspaniale.-mruknął okiem i podniósł się na chwile, aby rozpiąć swoje spodnie i zsunąć je do kolan. Zaczerwieniłam się kiedy zobaczyłam wyrażane wybrzuszenie w jego bokserkach, więc wróciłam wzrokiem do jego twarzy.
-Aww…kochanie, rumienisz się.
-Zamknij się. -burknęłam jeszcze bardziej się czerwieniąc.
Justin zaśmiał się i chwycił moje dłonie kładąc je po obu stronach mojej głowy, a następnie pochylił się splatając ze sobą nasze palce.
-Staraj się nie jęczeć zbyt głośno, kochanie. Nie chcemy mieć kłopotów.-ugryzł płatek mojego ucha i po raz kolejny dzisiejszego wieczoru przycisnął swoje biodra do moich.
Zacisnęłam wargi, hamując swój jęk.
Justin zaczął ocierać się wolno o moje krocze, powodując dziwne ale przyjemne uczucie w dole brzucha.
-Jesteś tak cholernie seksowna.-westchnął do mojego ucha, przyśpieszając ruchy swoich bioder.
Nie mogłam nic poradzić, ale kilka jęków wydostało się z pomiędzy moich warg.
Justin przez cały czas koncentrował się na moich oczach, nawet na sekundę nie odwracając od nich swojego wzroku, dlatego kiedy zamknęłam na sekundę oczy z powodu odczuwalnej przyjemności, od razu kazał mi je otworzyć.
-Chce widzieć każdy centymetr twoje twarzy, kiedy będziesz dochodzić, skarbie.- wyszeptał w moje usta a następnie złączył nasze wargi na kilka sekund.
Zwiększył jeszcze bardziej tępo swoich bioder, dociskając się bardziej do mojego krocza.
Uczucie w dole brzucha było coraz silniejsze, a ja miałam wrażenie jakbym w każdej sekundzie miała wybuchnąć.
Westchnięcia oraz jęki coraz częściej opuszczały moje gardło, więc Justin uciszył mnie, całując mnie mocno.
Odsunął się po jakieś minucie nawet na sekundę nie zwalniając.
-Czujesz to kochanie? To jest takie dobre.-westchnął w moje usta.
Mogłam zauważyć małe kropelki potu na jego czole i byłam pewna że nie dużo brakuje abym przeżyła pierwszy w moim życiu orgazm.
-Dojdź dla mnie, shawty. No dalej…-mruknął, jeszcze mocniej dociskając swój twardy penis do mojego krocza i to wystarczyło abym wybuchła. Przyjemne ciepło rozlało się w dole mojego brzucha. Jęknęłam przeciągle, odchylając lekko głowę do tyłu.
Justin poruszył się jeszcze kilka razy a następnie zamarł jęcząc pod nosem kilka przekleństw.
-Kurwa, kochanie to było kurewsko dobre.- puścił moje dłonie i stoczył się z mojego ciała, a następnie zaczął całować moją szyje.- Podobało Ci się?- zapytał odsuwając się i spoglądając na moją twarz.
-To było… cudowne.- westchnęłam odwracając głowę w jego stronę.
Justin wyszczerzył się i cmoknął mnie w usta.
-Pójdę do łazienki, uporządkować się…wiesz.-mruknął okiem i wstał, znikając za białymi drzwiami.
Zdecydowanie nie żałowałam, tego co się stało a nawet w pewnym stopniu cieszyłam się, że mogłam sprawić przyjemność Justinowi, chociaż w taki sposób.
Wiedziałam przecież, że przed związkiem ze mną, był dość aktywny seksualnie, a wiążąc się ze mną tak jakby… odebrałam mu to.
Usiadłam na łóżku i spojrzałam na zegarek znajdujący się na mojej szafce nocnej.
Dochodziła godzina pierwsza w nocy i nie byłam pewna czy będę w stanie podnieść swój tyłek na jutrzejsze zajęcia.
Drzwi od łazienki otworzyły się a w nich stanął szatyn. Uśmiechnął się a następnie zdjął bluzę którą miał na sobie a następnie koszulkę.
Mój wzrok padł na jego wysportowany brzuch, gdzie widniał wyraźny 8-pak.
Pokręciłam głową i podniosłam się z łóżka, również zamierzając skorzystać z łazienki.
Doprowadziłam się do porządku i wróciłam do pokoju gdzie w łóżku pod kołdrą, leżał już chłopak. Jego prawie ramie spoczywało pod głową a chłopak wpatrywał się w sufit, póki nie weszłam do pokoju.
Zgasiłam światło i uważając aby nie wpaść na nic po drodze, zajęłam lewą stronę łóżka.
Przysunęłam się do Justina i oparłam głowę o jego obojczyk. Chłopak objął mnie lewą ręką w tali i cmoknął moje czoło.
-Kathe…-zaczął
-hmmm?
- Przyjdziesz na kolejny wyścig?
Zmarszczyłam brwi i podniosłam do góry głowę, mimo że nie widziałam dokładnie jego twarzy, tylko kontury, oświetlane przez światło księżyca.
-Po co?- zapytałam kładąc swoją dłoń na jego nagim brzuchu.
-Chciałbym żebyś tam była, żebyś mogła zobaczyć jak to wszystko wygląda i oczywiście żebym mógł usłyszeć twój krzyk, kiedy będziesz mnie dopingować.
Westchnęłam zastanawiając się nad tym chwilę.
-Dobrze, jeśli chcesz, przyjdę.
-Super. A teraz, dobranoc diablico.-zaśmiał się
-Dobranoc.-odpowiedziałam i ponownie się w niego wtuliłam.



wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział 43: Jestem tutaj z tobą.

Kathe POV’

Czwartkowe zajęcia w szkole były naprawdę męczące a powrót do domu był moim zbawieniem na które czekałam cały dzisiejszy dzień. Aktualnie leżałam w swoim cieplutkim łóżeczku słuchając muzyki przez słuchawki. Dopiero suche usta oraz gardło spowodowały, że postanowiłam w końcu wstać i zejść na dół po coś do picia. Odłożyłam słuchawki wraz z telefonem na stolik nocny i wyszłam z pokoju następnie zbiegając po schodach.
Rodzice wrócili dzisiejszego dnia o wiele wcześniej z pracy, więc nie zdziwiłam się widząc ich w salonie oglądających jakiś program. Bez spowodowania jakiegoś większego hałasu dostałam się do kuchni i nalałam sobie do szklanki soku pomarańczowego i od razu przechyliłam szklankę do ust, biorąc kilka łyków. Spojrzałam na zegar kuchenny i zdziwiłam się kiedy zobaczyłam godzinę 22:43.
No, trochę się zasiedziałam.
Dopiłam resztę soku i umyłam szklankę wstawiając ją do szafki.
Postanowiłam iść do salonu i posiedzieć kilka minut z rodzicami, ponieważ nie sądzę abym miała do tego okazję przez kilka kolejnych dni.
Usiadłam na fotelu oddalonym od kanapy jakieś pół metra.
Głowy obojga rodziców zwróciły się w moją stronę, więc posłałam im lekki uśmiech.
-Nie śpisz jeszcze?- zapytała mama.
-Chciało mi się pić, więc…-wzruszyłam ramionami a następnie przeniosłam swój wzrok na ekran telewizora.- Co oglądacie?
-Nic ciekawego, właściwie właśnie mam zamiar przełączyć to gówno.-oznajmił tata i sięgnął ręką po pilot leżący na stoliku nocnym.
Kiwnęłam głową i podniosłam się z kanapy chcąc iść do łazienki póki tata szuka czegoś ciekawego.
-Zaraz wracam.-oznajmiłam i zniknęłam na schodach.
Załatwiłam się szybko w łazience znajdującej się w moim pokoju i po drodze zabrałam telefon z mojej szafki nocnej.
Z powrotem zajęłam moje wcześniejsze miejsce w salonie i skrzywiłam się lekko kiedy zdałam sobie sprawę że tata przełączył na jakiś film dokumentalny, ale postanowiłam tego nie komentować, ponieważ i tak nie zostanę tutaj długo.
-Jak w pracy?- zapytałam chcąc rozpocząć rozmowę.
-W porządku, dużo pracy tak jak zwykle. Jutro mamy w firmę konferencja w której nie musimy brać udziału i niczego przygotowywać, więc skorzystaliśmy z okazji i wróciliśmy szybciej do domu. A jak w szkole?- mama zdawała się być jakoś mało zainteresowana dokumentem opowiadającym o piłce nożnej, nie to co tata, który zdecydowanie całą swoją uwagę przekazał ekranowi znajdującemu się przed nim.
-Ciężko, wiesz… nauczyciele nie odpuszczają nam nawet odrobinkę, a fakt że materiał który właśnie przerabiamy nie należy do najlżejszych, w niczym nie pomaga.- zrobiłam niezadowoloną minę i westchnęłam opierając się o oparcie fotela.
-Jesteś bystra, więc sobie poradzisz. A jak twoje towarzystwo? Poznałaś kogoś nowego?
-Tak, jest kilka nowych osób, które są całkiem fajne.- odpowiedziałam.
Oczywiście miałam na myśli tylko i wyłącznie chłopaków, z którymi dogadywałam się całkiem dobrze. To nic, że połowa z nich nie chodzi do mojej szkoły.
Przypomnienie sobie o chłopcach, spowodowało że w mojej głowie od razu pojawiły się myśli o Justinie. Zastanawiałam się co właśnie robi i jak minął mu dzień, ponieważ nie miałam z nim kontaktu odkąd pożegnaliśmy się pod szkołą, a ja już za nim tęskniłam. Miałam ogromną nadzieje, że jutro nie będzie miał żadnej ‘rzeczy’ którą będzie musiał zrobić i pojawi się na zajęciach.
-To świetnie. Cieszę się że się zaaklimatyzowałaś.- z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos mamy, a ja posłałam jej tylko uśmiech i pokiwałam głową.
-A co u Emilly? Nadal trzymacie się razem?- mama zadała kolejne pytanie z uśmiechem na ustach.
-Tak, nadal jesteśmy nierozłączne. –odwzajemniłam jej uśmiech.
-Dobrze mieć kogoś znajomego w nowej szkole, a tym lepiej jeśli jest to przyj…-mama nie zdążyła dokończyć ponieważ przerwało jej przekleństwo taty.
Obydwie obróciłyśmy głowę w jego stronę, aby zobaczyć jego zmarszczone brwi i wzrok nadal przyklejony do telewizora. Również spojrzałam na ekran i zmarszczyłam brwi kiedy zobaczyłam duży niebieski pasek w dole ekranu, zakrywający kawałek widoku na ruchliwą ulicę Los Angeles, która była pokazana z góry.
Zamrugałam powiekami kiedy po raz kolejny przeczytałam napis w dole telewizora.
„POLICJA ZAWIADOMIONA O NIELEGALNYCH WYŚCIGACH.”
- Około 30 minut temu, policja otrzymała zgłoszenie o nielegalnych wyścigach odbywających się przy ulicach Flovera oraz Greenlight. Uczestnicy całego zdarzenia, niestety zdążyli uciec z miejsca w stronę głównej ulicy Los Angeles, co utrudnia pracę policji ze względu na inne pojazdy. Wiemy, że jak na chwilę obecną policjantom nie udało się zatrzymać żadnego z uczestników. Mamy obraz z naszego helikoptera, który przypatruje się bliżej sytuacji.-głos kobiety ucichł, a ja wpatrywałam się w obraz ruchliwej ulicy. Zdecydowanie dało się zauważyć kilkanaście czerwono niebieskich świateł oraz tysiące innych samochodów. Można było też zobaczyć pojazdy, które za wszelką cenne próbowały wyprzedzić inne samochody i byłam pewna, że ich kierowcy zdecydowanie próbują uciec przed schwytaniem.
-Dlaczego nie dziwi mnie to że policja nie może ich złapać? Czy oni kiedykolwiek wykonali coś całkowicie idealnie, tak aby mieszkańcy byli z nich zadowoleni? Nie wydaje mi się.-marudził mój tata
Helikopter najwyraźniej zniżył się odrobinę na dół, ponieważ samochody były wyraźniejsze i zdecydowanie większe.
Dopiero po kilku minutach mój wzrok przykuło coś dziwnego. Pokręciłam głową ponieważ zdecydowanie to nie może być to o czym myślę, przecież LA jest dużym miastem, mającym kilkadziesiąt milionów mieszkańców, więc nie powinnam przejmować się każdym szarym Ferrari. Zrelaksowałam się i dalej przyglądałam się pościgowi.
Mlasnęłam niezadowolona kiedy zobaczyłam znajome Lamborghini podjeżdżające do szarego Ferrari.
Zdecydowanie, coś tu kurna nie gra.
Sięgnęłam po swój telefon, który leżał na fotelu obok mnie i wyszukałam w kontaktach numer do Emilly.
Mruknęłam ciche ‘dobranoc’ do rodziców i wyszłam z salonu, następnie biegnąc na górę, do swojego pokoju.
Wybrałam numer przyjaciółki i wyszłam na balkon, stukając palcami w balustradę. Mruknęłam zadowolona kiedy usłyszałam głos przyjaciółki po drugiej stronie.
-Obudziłam Cię?- zapytałam zagryzając swoją dolną wargę.
-Nie, właśnie skończyłam brać prysznic. Co tam?
-Więc nie ma z tobą Ryana?- zapytałam prostując się.
-Nie, nie ma. Nie miałam z nim dzisiaj kontaktu, a czemu pytasz?- mogłam usłyszeć po tonie jej głosu, że zaczynała się denerwować. Wróciłam do pokoju, zamykając za sobą wolną ręką balkon i włączyłam telewizor przełączając na odpowiedni kanał.
-Włącz telewizje.- mruknęłam siadając na swoim łóżku.
-No dobra i co dalej?
Podałam Em kanał na który ma przełączyć a następnie kazałam dokładnie wpatrywać jej się w pojazdy uciekające przed policją.
-Nie widzę tutaj niczego Kathe. Mogłabyś mi powiedzieć co się dzieje, proszę?- dziewczyna westchnęła do słuchawki.
-Przypatrz się dobrze i powiedź czy nie oszalałam. Ty też widzisz Ferrari i Lamborghini, które są identyczne niczym te Justin’a i Ryan’a?- postukałam w swoje kolano i wzięłam drżący oddech.
-Nie, nic nie wi… czekaj, czekaj. Widzę to! Cholera. Myślisz, że to mogą być oni?
-Nie mam pojęcia Emilly, ale jeśli tak to cholernie się na nich zawiodłam. Wiem że Justin kiedyś brał w tym udział ale od dłuższego czasu nikt z nich o tym nie wspominał.
-Może powinniśmy to sprawdzić? Zadzwonię do Ryana, co ty na to?
-Jasne, myślę że to Okey. Zadzwonię za chwilę.
-Nie! Pożyczę telefon mamy, nie rozłączaj się.- usłyszałam szum w słuchawce a następnie ciche stukanie.- Wezmę Cię na głośnik, w porządku?
Przytaknęłam a chwile później usłyszałam głośny sygnał, jak myślę wydobywający się z drugiego telefonu, co oznaczało że Em dzwoni do Ryana z głośnika.
-Przepraszam Cię kochanie, ale nie mogę rozmawiać, oddzwonię niedługo, w porządku? -chłopak najwyraźniej chciał się rozłączyć ale Emilly powstrzymała go.
-A co takiego robisz, że nie możesz rozmawiać, kochanie?- zdecydowanie mogłam usłyszeć że ton jej głosu stał się nieco ostrzejszy.
-Umm…naprawdę to nie jest odpowiednia chwila. Pogadamy później, obiecuje.
-Cóż… mówisz, że rozmowa przez telefon kiedy prowadzi się samochód uciekając przed policją, jest aż tak trudne?!- warknęła.
Wyjęłam z garderoby czarne adidasy oraz granatową kurtkę i założyłam ją na siebie.
-Kurwa Em, cholera wytłumaczę Ci to później, jeśli nie chcesz odwiedzać mnie w pierdlu.
Wsłuchiwałam się w ich rozmowę, nie odzywając się ani słowem.
-Jasne. Chce Ci tylko powiedzieć, że z tego co widzę za jakieś 300 metrów po waszej prawej będzie zjazd którym możecie dojechać na moją ulice. Cześć.-  powiedziała i rozłączyła się następnie chwytając telefon przez który rozmawiała ze mną i przełączyła na normalny tryb.
-Oni to do cholery, naprawdę zrobili.- mruknęła wkurzona.
-Wiem. Myślę, że skorzystają z twojego pomysłu, więc jeśli Ci to nie przeszkadza, mogę do Ciebie wpaść na kilka minut?
-Wpadaj. Zdecydowanie będzie mi raźniej się na nich wściekać, razem z tobą. Wiesz… może i nie jesteśmy jeszcze razem, ale jestem cholernie wkurzona. Czasami jest takim idiotą.-wydała z siebie poirytowany jęk.
- Będę u Ciebie za jakieś 5 do 7 minut. Do zobaczenia.-rozłączyłam się nie czekając na jej odpowiedź.
Zabrałam z mojej torby kluczę od domu, które mogą mi się później przydać i zgasiłam światło w pokoju. Otworzyłam drugi raz dzisiejszego dnia drzwi balkonowe, które przymknęłam zaraz za mną i schowałam telefon oraz klucze do kieszeni kurtki. Z westchnięciem przerzuciłam nogi za balustradę. Podeszłam bliżej gałęzi i skoczyłam, mając nadzieję, że przy tym się nie zabije. Na całe szczęście chwyciłam dłońmi najbliższą gałąź, zwisając nogami na dół. Od ziemi dzieliła mnie jeszcze spora odległość, więc zeskoczenie na dół, zdecydowanie odpadało. Drugą dłonią chwyciłam się kolejnej gałęzi i zeszłam po drzewie odrobinę na dół, powtórzyłam moją czynność jeszcze kilka razy aż w końcu udało mi się bezpiecznie wylądować na ziemi. Schodzenie po drzewie, zdecydowanie nie było łatwą rzeczą, więc naprawdę dziwiłam się że Justinowi udaje się to z taką łatwością.
Biegiem ruszyłam w stronę domu Emilly, który nie był jakoś specjalnie daleko.


Zdyszana zatrzymałam się pod domem przyjaciółki i oparłam dłonie na kolanach. Nigdzie nie widziałam sportowych samochodów, więc pewnie chłopcy nie zdążyli jeszcze przyjechać. Wyjęłam telefon z kurtki i napisałam sms do Emilly.

Do: EM :*
Jestem pod twoim domem. X

Minutę później Emilly wyszła ze swojego domu ubrana w grubą bluzę.
-Myślisz że tu przyjadą?- zapytała dziewczyna wzdychając.
-Mam nadzieje, że tak. To była całkiem prosta droga, aby udało im się uciec, więc myślę że z niej skorzystają. Zastanawiam się co powinnam powiedzieć Justinowi, bo jestem pewna, że to on się ścigał, czy też miał zamiar to robić.-potarłam swoje czoło a następnie jęknęłam kucając.- Co mu to daje, że wsiądzie w samochód i dociśnie pedał do podłogi? Wiadomo, że pieniądze nie są czymś, czego potrzebuje, ponieważ ma ich wystarczająco, przez to czym się zajmują, no ale na Boga…przecież to niebezpieczne.
-Będziemy miały okazje dowiedzieć się tego za minutę.- mruknęła
Podniosłam na nią głowę, aby zobaczyć że kiwa w kierunku ulicy. Również tam spojrzałam w tamtym kierunku aby zobaczyć trzy pary oddalonych świateł.
-Twoi rodzice są w domu?- zapytałam wstając.
-Tak, śpią.
-Może odsuniemy się bardziej z pod twojego domu, aby ich nie obudzić, co?- zaproponowałam.
Emilly zgodziła się i pociągnęła mnie za ramię w lewą stroną oddalając nas tym samym od jej domu.
Zatrzymałyśmy się kawałek dalej a samochody, zwolniły obok nas, po chwili całkowicie się zatrzymując.
Nie zdziwiłam się kiedy zobaczyłam również Maxa, Luka, Chaza i Chrisa wysiadających z trzeciego samochodu.
Całkowity komplecik.
Ryan oraz Luke byli pierwszymi którzy wysiedli z samochodów a po chwili zrobiła to cała reszta.
-Kurwa.-nie musiałam się wysilać aby usłyszeć przekleństwo wydobywające się z ust Justin’a, kiedy mnie zobaczył.
- Tak mi też miło Cię widzieć, kochanie. -warknęłam.
-Czemu po nią zadzwoniłaś?- zignorował moje słowa i zwrócił się do Emilly.
Przysięgam, że przez kilka sekund miałam ochotę do niego podejść i go uderzyć.
Co to do cholery miało znaczyć?!
-Dla twojej wiadomości Bieber, to twoja dziewczyna zadzwoniła do mnie. Gdybyś nie wiedział, wasze dwa cudowne autka, było całkiem nieźle widać z kamer helikoptera, które pewnie nadal nagrywają dla telewizji.- obroniła się mrużąc oczy a następnie obróciła się do Ryana.
Wzrok wszystkich padł na mnie z wyjątkiem Emilly, która nadal wpatrywała się uporczywie w Ryana, który starał się udawać, że tego nie widzi aż w końcu westchnął i obrócił się twarzą do dziewczyny a następnie do niej podszedł.
Justin również ruszył w moją stronę ale zrobiłam kilka kroków do tyłu. Szatyn zatrzymał się marszcząc brwi.
-Nie chce z tobą rozmawiać, przyszłam tylko i wyłącznie aby uświadomić Ci że jesteś idiotą, który kurwa myśli, że jest kotem mającym siedem głupich żyć! Cześć Em.- burknęłam i odwróciłam się na pięcie idąc w kierunku domu.
Zrobiłam dosłownie 5 kroków, kiedy poczułam uchwyt na ramieniu. Justin stanął przede mną z gniewnym wyrazem twarzy. Otworzył usta aby coś powiedzieć, ale powstrzymałam go.
-Nie waż się na mnie krzyczeć, czy prawić mi morałów jak mam się zachowywać w stosunku do Ciebie, ponieważ mam to gdzieś. Mogę się założyć, że biorąc udział w wyścigu, nie pomyślałeś nawet przez sekundę o tym co by się stało, jeśli coś by nie wypaliło, co jeśli roztrzaskał byś się Bóg wie gdzie i na czym, co jeśli zgarnęła by Cię policja. Nie pomyślałeś o tym co ja bym czuła, kiedy bym Cię straciła!- krzyknęłam nie zwracając uwagi na to że łzy płyną po moich policzkach. –Jesteś idiotą, a teraz możesz mnie puścić.- spróbowałam wyszarpać swoje ramie z jego uścisku ale nic z tego.
-Nie, nie mogę.-warknął a następnie przytulił mnie mocno, blokując moje ręce, które utknęły pod jego ramionami.
-Puść mnie Justin, mówię całkowicie serio.- pociągnęłam nosem i zacisnęłam powieki, powstrzymując się w ten sposób aby mu nie ulec.
-Oczywiście, że o tobie pomyślałem. Jesteś w mojej głowie w każdej minucie. Wyścigi są czymś, co mnie odstresowuje, kochanie. Robię to już dość długo i nigdy nic się nie wydarzyło, plus jestem dobrym kierowcą a ty o tym wiesz. Jestem tutaj z tobą, cały i tylko twój, a teraz nie płacz.-mruknął do mojego ucha i pochylił się aby pocałować moje czoło.- Nikt nigdy się o mnie nie martwił, a wiem że ty właśnie to robisz i to jest cholernie dobre uczucie, ale obiecuje że nic mi się nie stanie, ponieważ muszę być całkowicie żywy, aby się tobą opiekować.
Westchnęłam i oparłam moją głowę o jego klatkę piersiową.
Odsunął się lekko i podniósł kciukiem oraz palcem wskazującym mój podbródek do góry, tak abym mógł widzieć moją twarz.
- Cholernie nie lubię tego, kiedy płaczesz.- pochylił się i musnął moje wargi, swoimi.-Troszkę się stęskniłem.-wyszeptał prosto do mojego ucha.
-Troszkę?- zapytałam oblizując zaschnięte wargi i wciąż pociągając nosem.
-Troszkę bardzo, kochanie. –po raz drugi musnął moje wargi.- Chodź, pożegnany się i wrócimy do Ciebie, żeby pogadać, dobra?
Pokiwałam głową i odsunęłam się od niego.
Justin złapał moją dłoń i przyciągnął bliżej swojego boku a następnie ruszył w kierunku grupy oddalonej od nas o kilka kroków.



niedziela, 3 lipca 2016

Rozdział 42: Przekonasz się.

Justin POV'
- Z jaką sprawą do mnie przychodzicie panowie? - zapytał Kevin idąc w kierunku pokoju, w którym znajdował się cały jego sprzęt.
- Sprawdź nam Jack’a Walker’a.- burknął Chaz
-Już się robi.- chłopak usiadł na skórzanym fotelu i wstukał coś w komputer sprawiając, że laptop uruchomił się ze stanu uśpienia, razem ze wszystkimi innymi urządzeniami. - Dobrze więc... facet jest Amerykaninem? -przytaknąłem opierając się o biurko obok mnie.
-Przedział wiekowy?
- od 18 do 22 lat. -oznajmił Max
-Okey, będziecie w stanie stwierdzić jak wygląda człowiek, którego szukacie? -chłopak obrócił się w naszą stronę, dosłownie na kilka sekund.
- O to nie musisz się martwić. Wiemy doskonale jak wygląda, tyle tylko, że potrzebujemy szerszej wiedzy na jego temat. Wiesz... jego aktualne miejsce zamieszkania, ostatnie miejsca w których był widziany, z kim trzyma. Jesteś bystrym chłopakiem, więc jestem pewien, że jesteś w stanie to dla nas sprawdzić, prawda? - oblizałem usta skanując sylwetkę chłopaka.
Jego zgarbiona postawa, oraz napięta szczęka sugerowały, że nie czuł się 100%owo komfortowo w naszym towarzystwie, pomimo że jak domyślam się, wiedział że pomagając nam i będąc po naszej stronie nie zrobimy mu krzywdy.
- Poza tym jesteś najszybszym sposobem zdobycia informacji. Inne źródła mogłyby być nie trafne i co najgorsze czekalibyśmy na nie o wiele więcej czasu, a aktualnie mamy go bardzo mało. - klepnąłem chłopaka po plecach, przez co ten się wzdrygnął.
-Spokojnie Kevin, jesteś w porządku i póki jesteś po naszej stronie nic Ci nie grozi, więc możesz wyluzować. -zaśmiałem się.
- Okey, powiedźcie mi który to.- chłopak odsunął się od komputera, pozwalając nam zobaczyć kilka zdjęć profilowych wyświetlonych na ekranie.
- Zdecydowanie drugi rząd, trzecie zdjęcie od prawej, co nie chłopaki? - przytaknąłem na słowa Luka.
-Zgadza się, to na pewno on. -Potwierdził jeszcze raz Chris.
- Dobrze, więc... aktualne miejsce zamieszkania: Los Angeles, Wiek: 20 lat, Dom rodzinny:   Los Angeles ( wschodnie wybrzeże), Rodzice: Geogry Walker, Patricia Walker, Rodzeństwo: Sylvia Walker. Chcecie szczegółowe miejsca w których przebywał? - kiwnąłem głową

Kevin uruchomił drugi laptop znajdujący się obok niego, wpisał hasło a następnie włączył potrzebną mu aplikacje, podobną do mapki GPS. Zdjęcie Walkera zamieniło się w kod, który sekundę później chłopak wpisał w aplikacje. Wstukał kilka potrzebnych danych takich jak imię, nazwisko i obszar wyszukiwania i klikną 'SZUKAJ'.
- Ten program jest podłączony do kamer Los Angeles jak i najważniejszych miast w naszym stanie. Wyszuka faceta na wszystkich możliwych kamerach po jego rysach twarzy i zrobi dla nas zdjęcie z najlepszego momentu, kiedy to jego twarz będzie najlepiej widoczna. Jak wiecie w Los Angeles roi się od kamer, więc może to trochę potrwać, a wyników może być całkiem sporo.- wytłumaczył Kevin opierając się o oparcie za nim.
- Jasne, rób co musisz. - mruknął Chaz stając obok mnie.
-Tak zmieniając temat, kiedy przerzuciłeś się na lasery? - zapytałem z czystej ciekawości.
Kevin obrócił się twarzą do mnie i lekko uśmiechnął.
- Ostatnio miałem kilku nie proszonych gości. Kilku kolesi kręciło się ciągle dookoła, więc zainwestowałem w kilka lepszych laserów parzących.- wzruszył ramionami uśmiechając się.
- Nie boisz się, no nie wiem... że ktoś ze swoich, nie wiedząc na co może się tu natknąć, zostanie poszkodowany? - Zapytał Ryan
- Myślałem o tym, więc moi przyjaciele jak najbardziej wiedzą, że muszą mnie najpierw poinformować o swoim przybyciu i to samo jest z moją rodziną. Tyle tylko że moja rodzinka usłyszała nieco inny powód niż wszyscy. Głupio z mojej strony... bo kompletnie zapomniałem o was. Sorry szefie.
 Uwielbiałem kiedy ludzie darzyli mnie szacunkiem, a Kevin jak najbardziej to robił, przez co miał zawsze u mnie wielkiego plusa i gdyby miał jakiekolwiek problemy, bez zastanowienia pomógłbym mu. Może to i dziwne, ponieważ jesteśmy prawie w tym samym wieku a on jak i większość ludzi zachowują się w stosunku do nas, jakbyśmy mieli co najmniej z 40 lat, no ale cóż, szczerość, szacunek i lojalność zawsze popłaca zwłaszcza kiedy jest się w dobrych układach z takimi ludźmi jak my.
Kilka lat temu jeszcze zastanawiało mnie co sądzą o tym chłopcy, no bo spójrzmy prawdzie w oczy, nie każdemu mogłoby pasować że zawsze jest się wysuniętym na drugi plan a to ja jestem postrzegany jako ten najlepszy i najgroźniejszy zarazem. Chłopcy upewnili mnie już kilka razy, że nie maja nic przeciwko, ponieważ sam zapracowałem sobie na taką opinie oraz że jesteśmy drużyną, a w drużynie nie warto kłócić się o takie gówna. Z biegiem czasu to ja zacząłem organizować większość akcji, które zawsze kończyły się powodzeniem, więc chłopcy jednogłośnie stwierdzili abym został kimś w rodzaju szefa pod warunkiem że oni również będą mieli prawo do głosu. I tak zostało do dzisiaj, jesteśmy świetną drużyną i świetnymi przyjaciółmi pomijając kilka popieprzonych sytuacji, które jak najbardziej się zdarzały i zdarzają nadal. No ale nikt nie jest idealny.
- Jest już okay. Nie przejmuj się, co nie chłopaki? - nie musiałem wcale rozglądać się po pomieszczeniu aby wiedzieć że wszyscy mi przytaknęli, ponieważ można było stwierdzić to po ich pomrukach.
- Zobaczmy co my tu mamy.- powiedział Luke wskazując ręką na ekran urządzenia znajdującego się przed nami.
Tak jak mówił Kevin na ekranie pojawiła się duża ilość centymetrowych miniatur, które po kliknięciu powiększały się.
Kevin nacisnął jeszcze kilka guziczków i na ekranie pojawiło się drugie okienko przedstawiające mapę Los Angeles i kilkanaście czerwonych punktów, zaznaczonych na niej. Nie trzeba być jakoś super mądrym aby wiedzieć że czerwone kropki są to miejsca w których uchwyciły go kamery.
- Wygląda na to że koleś przez jakiś czas nie opuszczał LA na krok. - zauważył Max
Kiwnąłem głową i zwróciłem się do chłopaka siedzącego przede mną.
- Pokaż nam te zdjęcia.
Kevin grzecznie zminimalizował mapę i kliknął na pierwsze zdjęcie, które przedstawiało Walkera idącego w kierunku jakiegoś budynku. Było jeszcze kilkanaście innych zdjęć przedstawiających go przed podobnymi budynkami, siedzącego w samochodzie w samotności lub z jakimiś podejrzanymi typkami, ale zdecydowanie najczęściej pojawiającym się zdjęciem było to kiedy facet jechał autem w kierunku obrzeży.
- Spróbuj sprawdzić tych kolesi z którymi jest na zdjęciach i sprawdź gdzie konkretnie jedzie po zrobieniu tych zdjęć.- postukałem palcem w ekran, wskazując na zdjęcia.
-Chwila.-mruknął a następnie wpisał kod w pole poleceń. Na ekranie pojawiły się wszystkie zdjęcia na których Walker rozmawiał z nieznanymi dla nad osobami. Komputer zaznaczył na twarzy każdego  kilka czerwonych punktów łącząc je cienkimi kreskami. Kevin podłączył pod laptopa biały kabel USB który drugą końcówką był podłączony z innym laptopem.
- Nie jestem w stanie wam zagwarantować że odnajdę wszystkich. -powiedział nie przestając stukać w klawiaturę komputera.
- Ilu znajdziesz, tylu będzie.- wzruszyłem ramionami, prostując się.


Dwie godziny później musieliśmy wrócić do domu po mały detonator którego chłopcy niestety zapomnieli zabrać, a nie miałem zamiaru próbować niczego wysadzać ręcznie. Jeszcze mnie nie popierdoliło. Siedziałem w aucie, jak i reszta czekając na Chaza który pobiegł po zapomniany przedmiot. Wydrukowane kartki które otrzymaliśmy od Kevina, jeszcze raz znalazły się w moich rękach abym mógł w spokoju ponownie przeczytać co się na nich znajduje.
-Jestem. - krzyknął Chaz wsiadając do obok zaparkowanego samochodu.
Rzuciłem kartki na siedzenie obok, gdzie obecnie siedział Ryan.
-Trzymaj stary.-mruknąłem odpalając silnik i wyjeżdżając z podjazdu.
Z tego co znalazł Kevin, wiemy że Walker niestety nie działa sam. Znalazł już kilku chętnych, którzy z pewnością zgodzili mu się pomóc w zniszczeniu nas. Tylko cholera, zastanawiałem się jaki problem mają do nas kompletnie obcy ludzie. Nigdy przedtem nie widziałem ich twarzy aż do dzisiaj, chyba że całej naszej szóstce nagle padło na pamięć, a cała jego zgraja ma jakiś powód aby działać z naszym wrogiem który ma świra na punkcie naszego gangu. Jeszcze dziś rano byliśmy pewni że jeśli działa sam nie będzie większego problemu aby go zlikwidować, a tutaj sprawa niestety się nieco komplikuje.
- Więc co... jedziemy tam, tak w biały dzień? - zapytał siedzący z tyłu Max.
-Tak. Żaden z nich prawdopodobnie nie spodziewał się że znajdziemy ich kryjówkę, a tym bardziej że zaatakujemy podczas dnia. Pewnie większość z nich siedzi jeszcze w swoich domach, nie mając zamiaru ruszyć swoich dupsk na obrzeża przez kilka kolejnych godzin. -wyjaśniłem, w między czasie przyspieszając o kilka km/h.
-Będą nieźle zaskoczeni kiedy przyjeżdżając tam natknął się na płonące resztki. Szczerze mówiąc, chciałbym zobaczyć ich reakcje z bliska.- zaśmiał się Ryan.
- Uwierz mi stary ja też, ale niestety szkoda mi czasu na takich skurwieli. Mam lepsze rzeczy do roboty.- mruknąłem wkładając wolną dłoń do kieszeni w poszukiwaniu paczki z tytoniem.
- Tak zdecydowanie Kathe nie może czekać . - zaśmiał się Max.
Spojrzałem na chłopaka we wstecznym lusterku i zmrużyłem oczy, kiedy dostrzegłem że nadal się chichra.
- Radze Ci zamknij się stary, albo przejdziesz się na nogach.- warknąłem przenosząc ponownie wzrok na jezdnie przed nami.
Wyjąłem paczkę z kieszeni a z niej papierosa, który po sekundzie znalazł się pomiędzy moimi wargami. Przypaliłem fajkę zapalniczką i zaciągnąłem się dymem po kilku sekundach wypuszczając go na świeże powietrze. Rzuciłem zapalniczkę oraz resztę papierosów na deskę rozdzielczą i uchyliłem okno po mojej stronie. Nie miałem zamiaru częstować żadnego z chłopaków, ponieważ byłem pewny że każdy z nich ma przy sobie własne papierosy, a nawet jeśli nie, to mają usta, aby się odezwać.

Po prawie godzinnej jeździe dotarliśmy do kompletnego zadupia obrośniętego różnego rodzaju drzewami oraz krzakami. Zaparkowaliśmy samochody pomiędzy drzewami, kilkanaście metrów od niedużego budynku, starając się ukryć najbardziej jak to możliwe w razie jakiś nie planowanych gości. Każdy z nas miał ze sobą czarną kominiarkę i pomimo że słońce było najwyżej na niebie jak to możliwe musieliśmy je założyć, dla własnego bezpieczeństwa. Ludzie mają różne pomysły, ktoś mógłby wybrać się na nieprzemyślany spacer i nas zauważyć, lub któryś z ludzi Walkera idąc prostą drogą do zlikwidowania nas, mógłby zrobić nam kilka zdjęcie i po prostu iść z tym na policje.
- Dobra chłopcy, tak jak się umawialiśmy. Ryan i Luke idą sprawdzić czy budynek jest pusty. Reszta wchodzi od razu kiedy chłopcy dadzą znak w postaci krótkofalówek które mają już przy sobie. Zabijamy wszystkich, bez wyjątku. Wybuch dopiero po sprawdzeniu czy w środku nie ma żadnych rzeczy lub papierów, które mogłyby nam w jakiś sposób kiedyś pomóc. Do dzieła chłopcy.- oblizałem wargi przypominając jeszcze raz najważniejszą cześć planu.
Przyglądałem się przez chwilę dwóm oddalającym się sylwetką, do czasu póki nie zniknęły nam z oczu. Spojrzałem jeszcze raz na krótkofalówkę, którą w ręce trzymał Chaz. Wszyscy czekaliśmy na sygnał, który pozwoliłby nam ruszyć.
Krótkofalówka zaszumiała przez kilka sekund a następnie rozbrzmiał z niej głos Ryana.
- Wygląda na to że teren jest pusty, ale mimo wszystko uważajcie.
-Dobra, dzięki.-mruknął Chaz do metalowego urządzenia, które trzymał w ręce.
- No to zaczynamy, panowie.- oznajmiłem i przeładowałem pistolet , który znajdował się w mojej dłoni.
Dosłownie 5 minut zajęło nam dostanie się do wnętrza zamkniętego budynku. Każdy starał się znaleźć coś pożytecznego w przeciągu 10 minut, aby potem wziąć udział w wysadzaniu.
Budynek był kompletnie pusty, więc mogliśmy poruszać się po nim absolutnie spokojnie. Otwierałem każde możliwe szafki oraz drzwi, ale nie znalazłem nic interesującego oprócz kilku teczek, które oczywiście zabrałem ze sobą i wydostałem się na zewnątrz, gdzie czekał już Chris, Ryan i Luke. Luke pobiegł do samochodu po ładunek wybuchowy oraz detonator aby być już przygotowanym do zdarzenia które nastąpi za kilka minut. Po niedługim czasie na zewnątrz wyszła reszta chłopaków z niedużą skrzynką w rękach oraz torbą.
- Możecie zaczynać.- stwierdził Chaz taszcząc skrzynkę w kierunku samochodów.
Uśmiechnąłem się zadowolony i potarłem ręce biorąc się do pracy.
Odebrałem metalową skrzynkę od  Luka i pobiegłem z nią wgłąb budynku, ustawiając ją mniej więcej w głównym pomieszczeniu.  Uruchomiłem bombę małym czarnym przyciskiem i wróciłem do chłopaków.
-Który chce mieć tą przyjemność z wysadzenia tej meliny? - zapytałem spoglądając na wszystkich po kolei.
- Luke chyba byłby najbardziej uszczęśliwiony, więc możesz dać mu to zrobić, bo inaczej zaraz wydrepcze pod nam dziurę.- przewrócił oczami Max.
- Wiesz co robić.- powiedziałem i cofnąłem się do tyłu najdalej jak to możliwe, co reszta również uczyniła.
-Gotowi? - zapytał Luke bawiąc się małym pilocikiem w swoich rękach.
- Naciskaj to stary.- mruknął Chaz wpatrując się w budynek oddalony od niego o kilkanaście dobrych metrów.
Huk oraz wybuch jaki nastąpił kilka sekund później był dość mocny. Byliśmy raczej przyzwyczajeni do dźwięków które towarzyszyły wybuchom i po jakimś czasie nie sprawiało nam to jakiegoś większego kłopoty, ale ten spowodował grymas na twarzy każdej obecnej tu osoby
- Ja pierdole! To było w chuj mocne! - krzyknął Chris.
- Dobra chłopcy, zbierany się stąd, zanim ktoś się zainteresuje! - oznajmiłem i obróciłem się plecami do płonącego budynku a następnie szybkim krokiem wróciłem do auta. Poczekaliśmy aż każdy zajmie swoje miejsca i dopiero wtedy odjechaliśmy w kierunku  naszego magazynu oddalonego o kilkanaście dobrych kilometrów.

Na miejscu wysiadłem jako pierwszy i idąc w kierunku głównych drzwi po drodze przywitałem się z  Simonem a następnie wpisałem hasło w panelu wyłączając tym alarm. Podszedłem do drzwi i wpisałem drugi kod dzięki któremu odłączyły się wszystkie czujniki a zamki odblokowały. Wszedłem do środka budynku i zapaliłem światło. Chłopcy wnieśli zaraz za mną wszystkie rzeczy jakie udało nam się wyciągnąć z magazynu Walkera.
Chris postawił skrzynkę na stole i przyjrzał jej się przez chwilę.
- Czym to otworzyły chłopaki? - zapytał bawiąc się zamkiem na cyfry.
- Kwas? - zaproponował Max
- Można spróbować.- kiwnąłem głową i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Podszedłem do metalowej szafy i odebrałem klucze od Ryana, które pozwalały zajrzeć do wnętrza metalowej puszki.
Wyjąłem najgroźniejszy kwas i założyłem specjalne rękawiczki, które leżały obok nie dużego pojemnika. Zdjąłem nakrętkę i podszedłem do skrzynki leżącej na stole. Polałem kłódkę kwasem, uważając przy tym na skrzynkę i jej ukryte wnętrze. Schowałem kwas na jego wcześniejsze miejsce i zdjąłem rękawice. Zamknąłem szafę i oddałem klucze Ryan’owi. Przyglądałem się jak kwas przeżera metal aż w końcu kłódka pękła. Użyłem noża leżącego niedaleko do całkowitego zdjęcia kłódki, tak aby nie poparzyć sobie dłoni. Zrzuciłem uszkodzony metal na ziemie i odłożyłem lekko wygięty nóż. Otworzyłem pokrywę skrzynki i zmarszczyłem brwi, kiedy zobaczyłem co znajduje się wewnątrz. Sięgnąłem po pierwszą fotografie przedstawiający Luka i Maxa, druga okazała się być zdjęciem moim i Kate pod budynkiem szkoły. Była cała masa różnych zdjęć, ale te które sprawiły że moja krew zawrzała, leżały prawie że na samym spodzie. Zdjęcia przedstawiały Kate podczas przebierania się, oraz spania. Te ostatnie najprawdopodobniej były robione z jej balkonu. Wrzuciłem zdjęcia do środka skrzyni i z trzaskiem ją zamknąłem.
-  Zabije go, kurwa! - warknąłem zabierając ze ściany najmocniejszy karabin maszynowy z największą ilością naboi.
- Justin uspokój się. Co niby masz zamiar zrobić z tym psycholem? - zapytał Chaz
- Przekonasz się.- uśmiechnąłem się wrednie i szybkim krokiem wyszedłem z magazynu idąc w kierunku samochodu. Wsiadłem do środka, odłożyłem broń na siedzenie obok i zablokowałem wszystkie drzwi, widząc podążających w moim kierunku chłopaków.
- Bieber, nie rozliczaj się z nim na własną rękę! Przemyślimy wszystko razem i razem pozbędziemy się jego żałosnej dupy! - krzyknął Luke
Zignorowałem jego słowa i odpaliłem samochód z piskiem wyjeżdżając na drogę.
Sprawdziłem adres Walkera z kartek które dostałem od Kevina i bez zastanowienia ruszyłem w kierunku jego domu.

Droga minęła szybko, ponieważ wskazówki licznika starały się nie zniżać z prędkością do 120 km/h. Kawałek dalej zawróciłem samochodem i założyłem na twarz kominiarkę. Nie musiałem się martwić, że ktoś spisze numery auta lub zrobi ich zdjęcie, ponieważ tablice akurat w tych samochodach były fałszywe a próba zrobienia zdjęcia, kończyła się na rozmazanych numerach rejestracyjnych. Otworzyłem całkowicie szybę po mojej stronie i zwalniając do najmniejszej prędkości, włączyłem autopilota. Sięgnąłem po broń i wystawiłem karabin przez okno nawet przez sekundę nie wahając się przed strzałem. Kula za kulą opuszczała magazynek. Starałem się kierować broń we wszystkie możliwe miejsca domu, a zwłaszcza w stronę potłuczonych już okien. Kiedy magazynek opustoszał, rzuciłem broń na puste miejsce obok mnie i dodałem gazy wyłączając od razu autopilota. Odetchnąłem głęboko mając nadzieje że to ścierwo poruszało się gdzieś blisko drzwi frontowych co stwierdzałem po zapalonych świetle w domu, a nawet jeśli go nie trafiłem, to ta kupa gówna szybciej niż później i tak pożałuje że się urodziła.

Kiedy wróciłem do domu, wszyscy juz na mnie czekali.
- Co zrobiłeś? - zapytał na wstępie Chris
- Nic takiego.- wzruszyłem ramionami zaciskając szczękę.
- Nie kłam. Rozumiemy dlaczego jesteś wściekły, dlatego mów co zrobiłeś, zanim dowiemy się tego z innego źródła..- dopytywał Luke.
- Tak jakby... rozstrzelałem mu dom.- warknąłem.
- O stary!- zagwizdał Max
- Musisz wyluzować, a ja chyba wiem w jaki sposób- spojrzałem na Luka podnosząc do góry brwi.
- Co znów wymyśliłeś? I nawet nie waż się czepiać Kate, bo skopie Ci dupę.- wysyczałem.
- Nie. Mam coś innego, na pewno wolałbyś aby to ona Cię uspokoiła w wasz własny sposób, ale to też powinno pomóc, jak na razie. Dawno nie brałeś udziału w wyścigach, co powiesz, na dzisiejszy wieczór? - uśmiechnął się i o oparł łokcie na kolanach, spoglądając na mnie.