niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział 35: Zwariowałaś idiotko?!

Kathe POV'

Mruknęłam nie zadowolona kiedy do moich uszu dotarł irytujący dźwięk budzika. Wciągnęłam kołdrę po samą głowę, chcąc zmniejszyć natężenie dźwięku, który docierał do moich uszu, ale niestety nic to nie dało.
Z jęknięciem zdjęłam z siebie kołdrę i otworzyłam powoli oczy. Wyłączyłam budzik i rozejrzałam się po pokoju. Miejsce obok mnie było puste i zimne, co oznaczało że Justin wyszedł z mojego domu już dość dawno.
Przeciągnęłam się i zamrugałam parę razy.
Z niechęcią opuściłam moje cieplutkie łóżko i podreptałam do garderoby. Stałam tam chwilę, rozglądając się za odpowiednim ubraniem na dziś. Dni stawały się coraz zimniejsze, co oznaczało, że Zimna zaczyna zbliżać się coraz bardziej i pora przerzucić się na cieplejsze ubrania. Owszem czwarta pora roku była piękna. Biały puch pokrywał wszystko dookoła i naprawdę wyglądało to cudownie gdyby nie te kilkanaście stopni w dół, przez które wychodząc na zewnątrz masz wrażenie jakbyś zamknął się w zamrażarce.
W końcu zdecydowałam się na czarne rurki i bordowy sweter. Z szafki na samym dole wyjęłam czarne botki na lekkim obcasie, a z wieszaka czarny płaszcz do kolan, który odłożyłam na łóżku w pokoju. Zabrałam jeszcze świeżą bieliznę i zamknęłam się w łazience.
Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam moje ciało i ubrałam się.
Zrobiłam makijaż składający się z eyelinera, tuszu do rzęs i bezbarwnej pomadki ochronnej.
Rozczesałam moje dość długie włosy i wyprostowałam je, zostawiając rozpuszczone.
Spryskałam się jeszcze moimi ulubionymi perfumami i wróciłem do pokoju aby zabrać torebkę z książkami, telefon i płaszcz.
Zbiegłam na dół i zjadłam śniadanie. Spojrzałam na zegarek kuchenny i zakrztusiłam się herbatą, którą właśnie piłam, ponieważ miałam dokładnie 15 minut na dotarcie do szkoły, a poranne korki w niczym mi nie pomogą. Odstawiłam szklankę na stół i pobiegłam w kierunku korytarza po drodze ubierając płaszcz. Przeklinając pod nosem wróciłam do kuchni i z krzesełka zabrałam torbę. Z małego wieszaka zabrałam klucze i wyszłam zamykając za sobą dom.
Wsiadłam do mojego samochodu i wyjechałam na ulicę dociskając pedał gazu trochę bardziej, niż powinnam.

O 9:04 zaparkowałam samochód na pustym parkingu szkolnym, wysiadłam z samochodu zabierając ze sobą torbę i zablokowałam samochód wrzucając kluczyki do torby.
Byłam już spóźniona 4 minuty na matematykę z moją wychowawczynią.
Biegiem ruszyłam w kierunku mojej szafki, szybko wymieniłam swoje książki na te których dzisiaj potrzebowałam i popędziłam pod klasę 76. Zatrzymałam się dopiero pod drzwiami i wciągnęłam powietrze do płuc, próbując unormować w ten sposób mój przyśpieszony oddech.
Pociągnęłam za klamkę a wszystkie twarze zwróciły się w moim kierunku. Uhh... nie cierpię tego.
-Dzień Dobry i przepraszam za spóźnienie.-powiedziałam i ignorując spojrzenia wszystkich usiadłam na wolnym miejscu obok mojej przyjaciółki.
-Hej.-przywitałam się i wypakowałam z torby potrzebną książkę i zeszyt.
-Cześć. Co się stało, że się spóźniłaś?-mruknęła cicho Emilly tak aby nauczycielka jej nie usłyszała.
-Korki, sama wiesz.
Dziewczyna pokiwała głową rozumiejąc i zaczęła przepisywać wzór, który pojawił się na tablicy, co również uczyniłam.

Po zakończonej pierwszej lekcji ruszyłyśmy w kierunku sali gimnastycznej, gdzie zaraz miała się odbyć nasza druga lekcja czyli wychowanie fizyczne.
Przekroczyliśmy drzwi oddzielające korytarz główny od tego prowadzącego do szatni, siłowni oraz sali i weszłyśmy do pomieszczenia przeznaczonego dla dziewczyn aby się przebrać.
Wyjęłam czysty strój z mojej torby i jęknęłam kiedy poczułam ból w przedramieniu. Podniosłam do góry głowę aby zobaczyć sprawdzę i przysięgam że miałam ochotę krzyknąć i kopnąć dziewczynę stojącą przede mną i tak po prostu opuścił szatnie.
Rozmasowałam bolące miejsce i z wkurzonym wyrazem twarzy wpatrywałam się w Vanesse.
-Czego chcesz?-mruknęłam niezadowolona.
-Pogadać. Chodź.-uśmiechnęła się sztucznie i wyszła przez drzwi prowadzące na korytarz.
Przez chwilę zastanawiałam się czy faktycznie za nią iść, ale ciekawość zwyciężyła. Chciałam wiedzieć, o co chodzi tej dziewczynie tym razem. Nie chętnie opuściłam pomieszczenie i stanęłam obok Vanessy.
-A więc o co chodzi?
-Masz odczepić się od Justina ty mała suko.-warknęła niezadowolona krzyżując swoje ramiona na klatce piersiowej.
-Wo wo wo! Chwila! Daruj sobie wyzywanie mnie, bo jedyną suką jaką tu widzę, jesteś ty. I nie mam cholernego pojęcia o co ci konkretnie chodzi.
Blondynka zmrużyła oczy i mlasnęła niezadowolona ustami, na co się skrzywiłam.
-Nie udawaj głupiutkiej. Bieber jest Mój, a ty trzymaj swoje cholerne łapy jak najdalej od niego! Nie masz u niego żadnych szans, to mnie pragnie!-zarzuciła swoimi blond włosami, przez co musiałam cofnąć się o krok dalej aby nie oberwać nimi w twarz.
Zamrugałam a następnie zacisnęłam usta powstrzymując mój śmiech.
-Co tym razem ubzdurałaś sobie w tym swoim małym móżdżku?-oparłam się o ścianę czekając na jej reakcje.
-Widziałam jak wczoraj opuszczałaś z nim szkołę, więc nie kłam! On należy do mnie i to ja jestem dla niego najważniejsza, więc odwal się od niego karaluchu!-podniosła głos i zaczęła wymachiwać swoimi wypiłowanymi paznokciami pomalowanymi na krwisto czerwony kolor.
-Vanessa, daj spokój. Justin jest dorosły i to jego decyzja z kim się zadaje a z kim nie i myślę, że nie będzie zadowolony, kiedy dowie się że próbujesz układać mu życie, a oby dwie wiemy że potrafi być wybuchowy i porywczy, więc nie wiadomo jak zareaguje.- Ominęłam ją i już chciałam łapać za klamkę od szatni i dokończyć przebieranie się, kiedy poczułam szarpnięcie za włosy do tyłu. Zachwiałam się i upadłam uderzając głową o ścianę. Syknęłam z powodu odczuwalnego bólu tyłka i głowy.
-Zwariowałaś idiotko?!-krzyknęłam próbując się podnieść.
-Powtórzę ostatni raz. Justy jest mój.-kopnęła mnie w łydkę przez co krzyknęłam.
Obie szatnie otworzyły się a ludzie wyszli na korytarz zobaczyć co się dzieje. Nie zauważyłam nawet kiedy ponownie siedziałam na podłodze trzymając się za bolące miejsce, a obok mnie natychmiastowo pojawił się Ryan i Emilly.
Zmarszczyłam lekko brwi widząc chłopaka, ponieważ sądziłam, że skoro Justin ma coś do załatwienia, to pewnie Ryana również nie będzie, ale najwidoczniej się pomyliłam.
Postanowiłam zapytać o to później, ponieważ odczuwalny ból nogi, nie pomagał mi w myśleniu.
-Czy cię do reszty pojebało, kretynko?! Co ty sobie do cholery jasnej wyobrażasz?!-Ryan staną przed Vanessą.
Emilly pomogła mi się podnieść i objęła mnie w tali podtrzymując.
-Nie pozwolę aby taka suka kręciła się wokół mojego Justina! On jest Mój!-zatupała nogą w miejscu jak obrażona dziewczynka.
-Chyba coś ci się kurwa pomyliło! Justin nie jest twój, nigdy nie był i nie będzie! Spójrz na siebie zanim zaczniesz wyzywać kogoś od suk, ponieważ to ty masz opinie najbardziej puszczalskiej. Zgaduje, że mój kumpel spróbował twoich usług, ale to tyle! Żadnych związków, miłości, czy jakiegoś innego gówna, które wymyśliłaś w tej swojej cholernej główce! Czekaj tylko jak Justin dowie się co odpierdalasz, a masz przejebane!- Ryan nie przestawał krzyczeć, przez co mój ból głowy nasilił się jeszcze bardziej.
-To ze mną spędził wczorajszy wieczór, więc nie sądzę abym była mu obojętna.-odpyskowała i uśmiechnęła się złośliwie kiedy zauważyła że Ryan zamilkł a na korytarzu zapanowała cisza. Spojrzała na mnie wypinając dumnie piersi do przodu a ja miło bólu głowy i nogi zaśmiałam się.
Emilly popatrzyła na mnie jakoś dziwnie.
-Wiesz... nie cierpię kłamców, a że cię nienawidzę, sądzę że niczego to nie zmieni, mimo wszystko nie ładnie jest kłamać Vanessa.- oblizałam usta wpatrując się na zmianę w plecy Ryana a twarz Vanessy.
-Nie kłamie.-odpowiedziała pewnie, mimo wszystko byłam pewna w 100% że mnie okłamuje.
-W takim razie. Kiedy dokładnie widziałaś się z Justinem?-przechyliłam głowę na bok przyglądając się blondynce.
Na kilka sekund przeniosła wzrok na ścianę, oblizała wargę i ponownie spojrzała na mnie.
-Około 19.
-To ciekawe, bardzo ciekawe. Ryan czy Justin ma brata bliźniaka?-Chłopak obrócił się w moją stronę marszcząc brwi.
-Nie, nie ma.
-Czyli w takim razie kłamiesz Vanessa, ponieważ Justin był wczoraj ze mną praktycznie cały dzień.-Blondynka otworzyła usta aby coś powiedzieć, ale jej przerwałam.-Nah... i zanim coś powiesz, w nocy też cię nie odwiedził ponieważ z nim rozmawiałam.
Blondynka wkurzona upuściła korytarz a zaraz za nią reszta gapiów. Zostałam tylko ja, Emilly i Ryan.
-Cholera.-mruknął Ryan
-Co się stało?-zapytałam opierając jedną dłoń o ścianę aby utrzymać równowagę.
-Po prostu... Chris wpakował się w cholerne gówno.
-Wiem Ryan i sądzę, że powinien go przeprosić. Justin naprawdę był wkurzony.
-Wiedziałem, cholera, wiedziałem że Justin nie ma nic wspólnego z bzdurami które wygadywał Chris, ale ten frajer uparł się że ma racje. Poruszył tematy którym nie powinien i doskonale wiedział co spowoduje i myślę że gdyby nas tam nie było Justin nie miałby jakichkolwiek pohamowań.-zielonooki przeczesał palcami włosy a następnie spojrzał na mnie.-Jak się czujesz?
-Bywało lepiej. Jestem poobijana i cholernie boli mnie głowa i noga.
-Powie mi ktoś w końcu o co chodzi?-zapytała Emilly nadal mnie przytrzymując.
-Później, w porządku? Najpierw zaprowadźmy ją do pielęgniarki.-Ryan objął mnie z drugiej strony i ruszyliśmy.

niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 34: O co ci chodzi?

Kathe POV'

Około 22 wróciliśmy do miasta. Pożegnałam się z Justinem buziakiem w policzek, zabrałam moją torbę zza siedzenia i wysiadłam z samochodu. W domu było całkowicie ciemno co oznaczało, że rodziców jeszcze nie ma, z czego ogromnie się cieszyłam, ponieważ tak jakby zapomniałam o swoim nadal trwającym szlabanie.
Justin odjechał z piskiem opon a ja podeszłam do drzwi i otworzyłam je, wcześniej wyciągając z torebki klucz.
Zapaliłam światło w salonie i pobiegłam na górę.
Weszłam do swojego pokoju, rzuciłam na fotel torbę a następnie położyłam się na łóżku. Uśmiechnęłam się szeroko, zadowolona z zakończenia dzisiejszego dnia. Wkroczyłam z Justinem na wyższy poziom naszej znajomości z czego byłam niesamowicie zadowolona.
Podniosłam się niechętnie z łóżka kiedy uświadomiłam sobie, że muszę wziąć prysznic, mimo że nic mi się nie chciało i miałam ochotę zakopać się w moim kochanym łóżeczku. Weszłam do garderoby, zabrałam stamtąd szare spodenki oraz białą bluzkę na ramiączkach a z komody świeżą bieliznę i zamknęłam się w łazience.

Justin POV'

Zaparkowałem samochód przed domem i zgasiłem silnik. Przeczesałem dłonią włosy i wysiadłem z samochodu, zamykając go.
Wszedłem do domu trzaskając drzwiami. Wszyscy siedzieli w salonie, oglądając jakiś film.
-Witamy księżniczkę.-warknął Chris nawet na mnie nie spoglądając.
Przechyliłem na bok głowę i zmrużyłem oczy wpatrując się w plecy chłopaka.
-O co ci kurwa chodzi?-wysyczałem zaciskając pięści.
-Domyśl się. Przecież to ty tutaj rządzisz, więc nie powinieneś mieć problemów z używaniem mózgu.
Nabrałem powietrza do płuc, czując jak adrenalina zaczyna podsycać mój gniew.
-Odwróć się i powiedz mi to w twarz, śmieciu.-warknąłem podchodząc do kanapy na której siedział. Chłopcy nic się nie odzywali, ponieważ doskonale wiedzieli że Chris zbliża się do cholernie cienkiej granicy, której przekroczenie może skończyć się źle dla każdego w tym pokoju.
Chłopak podniósł się i stanął naprzeciwko mnie. No prawie, ponieważ dzieliła nas kanapa.
-Pora abyś zaczął myśleć mózgiem a nie pieprzonym chujem, Bieber!-krzyknął
Poczułem niesamowite gorąco rozchodzące się po mojej twarzy i klatce piersiowej. Zacisnąłem szczękę i szybkim krokiem ominąłem kanapę.
Popchnąłem chłopaka na ścianę obok telewizora i złapałem dłonią szyje bruneta, dociskając go bardziej do ściany.
Mimo pulsowania jakie słyszałem w uszach udało mi się usłyszeć skrzypienie kanap, co oznaczało, że chłopcy wstali.
-O co ci kurwa chodzi?-wysyczałem w jego twarz, powtarzając pytanie.
-Tak cholernie bardzo podoba ci się mieszanie w cudzej głowie?-zapytał wkurzony.
Wszyscy w tym pokoju wiedzieli, że najmniejsza rzecz może posłużyć jako mój zapalnik, a ten frajer umyślnie mnie prowokował, chociaż zapewne sam wiedział, że nie wyjdzie stąd nie tknięty.
-Nie bawimy się w jebane domysły, skurwielu.-przysunąłem swoją twarz bliżej jego i zacisnąłem mocnej dłoń na jego szyi.
Chris poczerwieniał lekko na twarzy i spróbował mnie odepchnął, co poskutkowało mocniejszym chwytem mojej dłoni.
Czułem jak ktoś próbuje mnie od niego odciągnąć, ale niestety nie udało mu się to.
Sam grzecznie się odsunąłem puszczając jego szyje. Chłopak nabrał powietrza do płuc i zaczął kaszleć. Spojrzał na mnie z byka, a ja zaśmiałem się głośno, strzelając palcami moich dłoni.
-Zacząłeś coś więc to skończ. Mój czas na użeranie się z twoją żałosną dupą, właśnie się kończy.-oblizałem wargi, nie spuszczając z niego wzroku.
-To nie ja robię pieprzoną nadzieje lasce, a potem pieprzę się z jakimiś dziwkami! Satysfakcjonuje cię to co robisz? Dodaje ci to jakiś pieprzonych skrzydeł?!-krzyknął
-Masz coś konkretnego na myśli?-uśmiechnąłem się złośliwie.
Bardzo dobrze wiedziałem co ten frajer wymyślił w swojej pieprzonej główce, ale chciałem to usłyszeć. Chciałem usłyszeć jak oskarża mnie o rżnięcie jakiś dziwek, w czasie kiedy tak naprawdę spędzałem czas z Kate.
-Miałeś jej kurwa wszystko wytłumaczyć! Miałeś z nią pogadać, a ty tymczasem zachowujesz się jak pieprzony debil i unikasz ją, po tym wszystkim co przeszła. Spojrzy prawdzie w oczy, to wszystko twoja wina stary, to przez ciebie została porwana i przez ciebie przeżywa piekło. Powinna wyrzucić cię ze swojego życia już dawno, powinna pozbyć się Ciebie jak twoja pieprzona rodzina, ponieważ niszczysz wszystko i wszystkich których napotkasz na swojej drodze. Tylko twoi rodzice byli wystarczająco mądrzy, aby zorientować się z jakim cholernym potworem mają do czynienia i się go pozbyć!
W salonie zapanowała cisza, a moje mięśnie napięły się na całym ciele. Zrobiłem jeden krok w jego stronę i uderzyłem lewą pięścią prosto w jego szczękę a następnie nos. Chris spluną krwią na podłogę, ale nie zwróciłem na to żadnej uwagi i biłem go dalej. Wiedział jak kurwa bardzo nienawidziłem swojej rodziny, wiedział jak nienawidziłem o niej mówić i o niej słyszeć ale ten sukinsyn odważył się to zrobić.
Chłopcy odciągnęli mnie od niego, przez co wylądowałem na podłodze. Podniosłem się szybko i wyszedłem na zewnątrz. Wsiadłem do samochodu i z piskie opon wyjechałem na ulice. Przez pierwsze kilka minut miałem zamiar jeździć bez konkretnego celu, później pomyślałem o wyścigach, ponieważ ostatnio dawno nie brałem w nich udziału, ale ostatecznie postanowiłem jechać do Kate. Było już kilka minut po 23, ale miałem nadzieje, że mnie nie wywali. Byłem zbyt wściekły, żeby brać udział w wyścigach, co mogłoby skończyć się dla mnie nie zbyt fajnie, a jej towarzystwo działa na mnie jak pieprzony paracetamol. Wyciągnąłem z kurtki papierosy i odpaliłem jednego. Otworzyłem szybę i nacisnąłem bardziej na pedał tak, że licznik wskazywał 210km/h.


Kathe POV'

Wtuliłam twarz w poduszkę kiedy usłyszałam dziwne odgłosy. Byłam pewna, że rodzice wrócili do domu, ale kiedy poczułam lekki wiatr, otworzyłam oczy, ale nie miałam odwagi się podnieść. Okna w pokoju były na sto procent zamknięte, więc nie miałam pojęcia skąd ten powiew. Usłyszałam kroki, a łóżko po drugiej stronie zagięło się. Rozszerzyłam oczy i przełknęłam wystraszona ślinę. Moje ręce zaczęły drżeć. Pociągnęłam nosem i zmarszczyłam brwi, kiedy poczułam znajomy zapach perfum. Przez chwilę nie mogłam ich zidentyfikować, aż w końcu mi się udało. Odetchnęłam lekko i zrelaksowałam się.
Obróciłam się przodem do Justina i spojrzałam na chłopaka, który uparcie mi się przypatrywał.
-Wystraszyłeś mnie.-mruknęłam
Chłopak nie odpowiedział tylko dalej na mnie patrzył.
Przez światło księżyca, mogłam zauważyć jego zaciśniętą szczękę i surowy wyraz twarzy, oczy były ciemne, co oznaczało że musiało stać się coś, co wyprowadziło go z równowagi.
Podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Co się stało?-złapałam jego dłoń zaciśniętą w pięść i rozprostowałam palce. To samo zrobiłam z drugą ręką i przysunęłam się do niego bliżej.
-Heej, co jest?-chwyciłam obie jego dłonie.
-Miałem małą... sprzeczkę z Chrisem.-warknął
-Chcesz mi powiedzieć, co się stało?-zapytałam niepewnie.
Chłopak westchnął i obrócił głowę w kierunku balkonu, przez który wszedł. Muszę pamiętać, aby zapytać się go kiedyś, jak to zrobił.
Podeszłam na kolanach bliżej do niego i oparłam głowę na jego klatce piersiowej. Był cały spięty, a ja nie wiedziałam jak mogę mu pomóc.
-Jestem pewna, że wszystko sobie wyjaśnicie i będzie okay.-mruknęłam
Justin wyrwał ręce i odsunął się.
Zrobiło mi się przykro, ale zignorowałam to.
-Nie rozumiesz Kate. Tym razem przesadził. Oskarżył mnie o coś czego nie zrobiłem, co w sumie mnie najmniej obchodzi, ale zaczynanie tematu mojej cholernej rodziny to już przegięcie.-wysyczał
-Przepraszam.-zagryzłam wargę i podrapałam się po szyi.
Chłopak westchnął i spojrzał na mnie.
-Nie masz za co przepraszać, nic nie zrobiłaś. Kładź się.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale. Po prostu to zrób.-rozkazał.
Położyłam się tak jak kazał i obserwowałam jego ruchy. Szatyn wstał i ruszył w stronę drzwi balkonowych, chciałam już go zatrzymać, aby nie wychodził, kiedy chłopak zamknął drzwi balkonowe i to samo zrobił z tymi od pokoju. Stanął ponownie koło łóżka i zdjął z siebie kurtkę. To samo zrobił z koszulką, butami, spodniami i skarpetkami aż w końcu został w bokserkach. Zaczerwieniłam się i obróciłam głowę w stronę drzwi.
Justin wślizgnął się na wolne miejsce obok mnie i objął mnie ramionami. Z jednej strony byłam zakłopotana, ponieważ chłopak leżał obok mnie w samych bokserkach a z drugiej byłam szczęśliwa, ponieważ cieszyłam się jego obecnością. Szczęście zdecydowanie przeważało nad zakłopotaniem, więc przestałam przejmować się nagością chłopaka.
Obróciłam się twarzą do szatyna i leżeliśmy tak chwilę w ciszy.
-Dlaczego tu przyszedłeś?-odezwałam się w końcu, ale zmarszczyłam brwi ponieważ zabrzmiało to tak jakbym go tu nie chciało, co byłoby ogromnym kłamstwem.
-Przeszkadza ci to?-spojrzał na mnie
Pokręciłam głową zaprzeczając.
-Wolałem być tu, niż kompletnie wkurwiony na wyścigach.
-Ścigasz się?-zapytałam zaskoczona.
-Zdarza się.-mruknął
Nie byłam zbytnio tym zadowolona, ponieważ jest to niebezpieczne, ale jego życie również było niebezpieczne i podejrzewam że w pracy którą wykonuje większym zagrożeniem jest jego własne życie niż wyścigi, dlatego nic się nie odezwałam, ale to nie oznaczało, że to popierałam.
-Więc co się stało kiedy wróciłeś do domu?-nie chciałam na niego naciskać, ale wiedziałam że poczuje się lepiej kiedy wyrzuci z siebie wszystko.
-Na wstępie zostałem oskarżony, że nie było mnie tak długo ponieważ pieprzyłem się z jakąś laską, kompletnie nie przejmując się twoimi uczuciami.-odpowiedział z nutką złości w głosie.
Z jednej strony to było miłe ze strony Chrisa, że stanął po mojej stronie, ale z drugiej oskarżył Justina tak naprawdę o niczym nie wiedząc.
Mruknęłam krótkie "mhm" dając mu znać, że go słucham.
-Zaczęliśmy się obrażać, zirytowałem się i trochę go poddusiłem.-wzruszył ramionami jakby to było zupełnie normalne zachowanie.
-Potem poruszył temat twój i mojej rodziny. Oskarżył mnie że to całkowicie moja wina, że zostałaś porwana i  moi rodzice wykonali kawał dobrej roboty pozbywając się cholernego potwora z pod swojego dachu!.-warknął i przytulił mnie mocniej.
Położyłam jedną rękę nad jego głową i zaczęłam bawić się jego włosami.
-Nie obwiniam cię o to co stało się tamtego wieczoru na imprezie Justin i nigdy nie obwiniałam. Tak jak mówiłam, gdyby nie ty prawdopodobnie by mnie tutaj, teraz nie było, za co jestem ci wdzięczna. Nie wiem co stało się między tobą a twoją rodziną, ale wiem jedno. Nie jesteś potworem, jesteś człowiekiem który może trochę się pogubił, człowiekiem który wie czego chce i robi to co robi, ponieważ zmusiło go do tego życie. -przygładziłam lekko jego włosy a następnie ponownie wtopiłam w nie dłoń.
Spojrzałam na chłopaka i zaczerwieniłam się kiedy zdałam sobie sprawę, że mi się przygląda.
Skanował moją twarz, aż w końcu zatrzymał się na moich ustach.
Przybliżył swoją twarz do mojej a moje serce zaczęło bić mocniej i szybciej niż do tej pory.
Przymknęłam oczy i mruknęłam zadowolona kiedy jego usta zetknęły się z moimi. Justin uśmiechnął się nie przestając mnie całować. Zjechał dłońmi na dół moich pleców a następnie poczułam jego dłonie na moich pośladkach.
Pisnęłam cicho kiedy przekręcił mnie tak, że siedziałam okrakiem na jego udach. Odsunął się kiedy zaczęło brakować nam powietrza i zaczął całować moja szyję. Jęknęłam cicho kiedy jego usta spotkały się z moim czułym punktem niedaleko ucha. Justin zaczął ssać, przygryzać i lizać tamto miejsce a z moich ust wydobywały się westchnięcia zadowolenia.
Odsunął się i wyszczerzył w moją stronę. Oparł głowę na poduszce a swoje dłonie przeniósł na moje biodra.
-Chyba pora iść spać. Masz jutro szkołę.-mruknął uśmiechając się.
Wiedziałam, że nie chciał rozmawiać o swojej rodzinie a to był jego sposób na uniknięcie tematu. Ale nie chciałam na niego naciskać.
Kiwnęłam głową ale szybko zmarszczyłam brwi, kiedy przemyślałam słowa chłopaka.
-A ty? Chodzimy przecież do tej samej szkoły.
-Wiem. Po prostu, jutro mnie nie będzie. Mam coś do załatwienia.-wyjaśnił
Kiwnęłam głową i zeszłam z niego. Położyłam się na wolnym miejscu, a chłopak objął mnie ponownie w tali i przysunął do swojej klatki piersiowej.
Sięgnęłam po kołdrę i okryłam nas nią.
-Dobranoc.-mruknęłam
-Dobranoc Shawty.


sobota, 9 kwietnia 2016

Rozdział 33: Nie znasz mnie.

Kathe POV'

Siedziałam właśnie w samochodzie Justina i z każdym przejechanym kilometrem zastanawiałam się gdzie jedziemy. Jakieś dwie minuty temu wyjechaliśmy z miasta a ja byłam już lekko poddenerwowana, ponieważ Justin mimo wszystko nie chciał mi powiedzieć gdzie nas wywozi.
Zacisnęłam palce na kolanach i wlepiłam wzrok w szybę, przypatrując się rozmazanym drzewom.
-Relax. Przecież cię nie zabije.- stwierdził szatyn
Obróciłam głowę w jego stronę i oblizałam suche wargi.
-Nie myślę, że to zrobisz, po prostu...-zacięłam się szukając w głowie odpowiedniego wytłumaczenia.
Czy ja faktycznie obawiałam się Justina? Nie sądzę.
Wiem, że jest porywczym człowiekiem, jego zachowanie potrafi ulec zmianie w dosłownie kilka sekund, jest silny i nie zapominajmy o najważniejszym – należy do gangu, ale mimo wszystko nie sądzę, aby chciał mi zrobić coś złego.
Spojrzałam jeszcze raz na moje zaciśnięte palce i westchnęłam. Nie bałam się jego, lecz rozmowy która była przed nami. Wiedziałam, że z minuty na minute jesteśmy coraz bliżej celu który wybrał sobie Justin, a ja nadal nie miałam pojęcia co dokładnie mam mu powiedzieć.
Chciałam dowiedzieć się więcej o tak wielu rzeczach, ale byłam przekonana że kiedy nadejdzie chwila rozmowy, w mojej głowie nastąpi całkowita pustka.
Tak cholernie bardzo boję się, że powiem coś nieodpowiedniego i to może spowodować, że już nigdy go nie zobaczę.
Lubiłam go i to bardzo. Może i jeszcze nie potrafiłam dokładnie określić o jakie konkretnie uczucia chodzi, ale wiedziałam, że czuje coś więcej niż sympatie do znajomego czy kolegi.
Jeszcze kilka miesięcy temu nie pomyślałabym, że pewnej nocy spotkam niebezpiecznego gangstera, który na moich oczach kogoś zabije i od tego wydarzenia, tak naprawdę moje dotychczasowe życie zacznie się zmieniać. I jakby było mi mało człowiek który okazał się kryminalistą stanie się jednym z najważniejszych mężczyzn w moim życiu.
Uratował mnie i to nie jeden raz, za co jestem mu ogromnie wdzięczna i podejrzewam, że gdyby jemu coś się stało, nie przyjęłabym tego zbyt dobrze.
Zależy mi na nim, mimo jakim człowiekiem jest i jak postrzega go reszta świata.
-Cokolwiek wymyślisz i tak ci nie uwierzę.-odezwał się ponownie z nutką rozbawienia w głosie.
Dopiero teraz zauważyłam, że zawiesiłam się na dłuższą chwilę a samochód w którym się znajdowaliśmy jechał właśnie po jakieś bocznej dróżce, która znajdowała się po środku lasu.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Justina, który ze skupieniem prowadził samochód.
Na dworze było już o wiele ciemniej i podejrzewałam że za jakieś dwie godziny nastanie całkowita noc.
Justin wjechał na jakąś polane i zatrzymał samochód. Zgasił silnik i obrócił się w moją stronę.
-Chodź.-mruknął i wysiadł z samochodu.
Odpięłam pas i również wysiadłam z szarego Ferrari chłopaka.
Justin stanął obok mnie i złapał mnie za rękę ciągnąc w nieznanym mi kierunku.
Rozejrzałam się w dookoła. Szliśmy przez dużą lekko zarośniętą polane, otoczoną dookoła drzewami. Dopiero teraz zauważyłam że Bieber prowadzi mnie w kierunku małej, wąskiej ścieżki, która znajduje się po drugiej stronie polany, pomiędzy drzewami.
-Gdzie idziemy?-zapytałam spoglądając kątem oka na chłopaka.
-Za chwilę wszystkiego się dowiesz.-odpowiedział i obrócił głowę w moją stronę, uśmiechając się lekko.
Skinęłam głową i nie odzywałam się już więcej.
Szliśmy tak jeszcze kilka minut, aż w końcu Justin się zatrzymał.
-Zamknij oczy.-powiedział oblizując usta
-Co? A-ale...
-Ufasz mi?-przerwał mi szybko
Skinęłam głową.
-Więc zamknij oczy, Shawty.
Westchnęłam i przymknęłam powieki.
-Nie otwieraj puki ci nie pozwolę, rozumiesz?-szepną do mojego ucha
Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.
-Okay.-odpowiedziałam cicho.
Poczułam jak ramiona chłopaka obejmują mnie w tali, a jego umięśniony brzuch dociska się do moich pleców. Następnie popchnął mnie lekko, każąc mi w ten sposób ruszyć do przodu.
Zacisnęłam mocniej powieki, modląc się w duchu abym nie potknęła się o żadną gałąź i nie wylądowała na twarzy.
Jego ramiona objęły mnie jeszcze ciaśniej w tali a ja uśmiechnęłam się zadowolona.
Przeszliśmy kilka metrów aż poczułam że się zatrzymujemy.
-Otwórz oczy.-szepnął ale nie odsunął się ode mnie nawet na centymetr.
Otworzyłam powoli powieki i wciągnęłam powietrze do płuc.
Zamrugałam szybko i rozchyliłam lekko usta.
Staliśmy na piasku a przed nami znajdowało się całkiem sporych rozmiarów jezioro. Zachodzące słońce rzucało na tafle wody złoto-pomarańczowe cienie, co wyglądało niesamowicie pięknie.
Rozejrzałam się dookoła i niedaleko nas zauważyłam nieduży drewniany pomost, który wychodził na środek jeziora.
Wodę otaczała wysoka trawa a drzewa rosnące dookoła zapewniały całkowitą prywatność.
-Podoba ci się?-zapytał
Pokiwałam entuzjastycznie głową.
-Jest pięknie.
-Chodź usiądziemy. Wydaje mi się, że musimy porozmawiać.-mruknął i odsunął się ode mnie.
Miałam ochotę jęknąć z niezadowolenia i krzyknąć "Wracaj tutaj!" ale w ostatniej chwili powstrzymałam się.
Chłopak zaczął iść w kierunku pomostu a ja ruszyłam za nim.
Zapięłam kurtkę pod samą szyje, abym niezmarzła zbyt szybko i zaplotłam ramiona na klatce piersiowej.
Usiedliśmy na końcu pomostu, obok siebie.
Justin wpatrywał się w tafle wody a ja w chowające się już słońce.
Otworzyłam usta aby zacząć rozmowę, ale tak jak bardzo chciałam to zrobić, tak bardzo nie mogłam. Z moich ust nie wydostał się żaden dźwięk, natomiast usta stały się nieznośnie suche.
Przełknęłam ślinę i oblizałam usta.
-Dlaczego mnie ignorowałeś?-odezwałam się cicho.
Justin odchylił się na do tyłu i oparł na łokciach, nadal na mnie nie patrząc.
-Dla twojego bezpieczeństwa.-odpowiedział
-To znaczy?-zagryzłam wargę przypatrując się jego profilowi.
-To proste. Czym częściej, będziesz widywana w moim towarzystwie, tym na większe bezpieczeństwo będziesz narażona. Dlatego lepiej będzie jeśli publicznie będziemy się omijać.-
Powiedział to z taką prostotą, jakby dla niego to nie była wcale żadna różnica, czy będziemy się widywać czy też nie. Zignorowałam dziwne ukłucie w klatce piersiowej i pokiwałam głową.
Nie wiedziałam czy mówi szczerze, czy po prostu to pretekst aby się mnie pozbyć. Pozostało mi tylko wierzyć mu na słowo. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, aż w końcu coś mi się przypomniało.
-Dlaczego w takim razie podszedłeś do nas na stołówce?
Justin na ułamek sekundy spojrzał w moją stronę a następnie z powrotem przeniósł wzrok przed siebie.
-Byłem wystarczająco blisko, aby słyszeć wszystko co ta dziewczyna mówiła. Wyglądałyście jakbyście chciały się jej stamtąd pozbyć jak najszybciej, więc wykorzystałem fakt, że się mnie boi i podszedłem.-wyjaśnił.
-Dziękuje za to, że się za nami wstawiłeś, ale przecież podchodząc do nas zwróciłeś na nas uwagę, a przecież jeszcze rano nie chciałeś tego robić. Nie rozumiem.-podrapałam się po policzku i zmarszczyłam lekko brwi.
-Wiem. Po prostu zrobiłem to.-mruknął a ja westchnęłam ponieważ wiedziałam, że nie powie mi niczego więcej, a ja naprawdę chciałam wiedzieć, dlaczego to zrobił.
-Justin...ja...po prostu...po prostu już się w tym wszystkim pogubiłam. Nie mam pojęcia co dzieje się w moim życiu. Raz jest okay, a sekundę później wszystko się plącze.-spuściłam głowę i zaczęłam bawić się swoimi palcami.
-Witaj w moim świecie.-mruknął a w jego głowie usłyszałam coś dziwnego. Coś jakby złość i smutek?
-Chciałam...Chciałabym chociaż wiedzieć co się dzieje... między nami.-pomimo zimnego powietrza poczułam ciepło na moich policzkach.
Dziwiłam się sama sobie, że w ogóle wydostało się coś takiego z moich ust.
-Myślałem że wyjaśniliśmy sobie wszystko u mnie w domu. No ale w porządku. Postaram się wyjaśnić ci wszystko co mogę i co potrafię. Co jest między nami? Cholera, będąc szczerym sam nie mam bladego pojęcia, ale wiem że jesteś dla mnie ważna. W sumie pierwszy raz spotykam się z czymś takim, nigdy nie spotykałem się z jedną i tą samą dziewczyną więcej niż dwa razy, a jednak z tobą jest inaczej. Wtedy kiedy na mnie wpadłaś taka drobna iii...pyskata, miałem ochotę cię zabić, ale jakaś cześć mnie nie pozwalała mi na to. Od dawna nikt mi się nie sprzeciwił i nie odważył się powiedzieć do mnie czegokolwiek, a ty nie wyglądałaś jakbyś się mnie bała. Irytowało mnie to i ciekawiło. Po prostu...wiem, że pozwoliłem Ci się zbliżyć do mnie bardziej niż powinienem i nie wiem czy to było dobrą decyzją.
Rozszerzyłam oczy na jego ostatnie słowa. Zamrugałam powiekami kiedy poczułam, że moje oczy stają się bardziej mokre niż powinny. Szybko doprowadziłam się do normalności i spojrzałam na niego.
-To znaczy...że żałujesz? Nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, prawda?
-To trudne Kate, cholernie trudne kiedy przez całe swoje życie separujesz się od ludzi, aż w końcu w twoim życiu pojawia się ktoś, kto wywraca wszystko czego do tej pory się trzymałeś do góry nogami. Życie którym żyje to nie bajka, jest trudniejsze niż może się wydawać, dlatego lepiej trzymać ludzi na których nam zależy od niego jak najdalej. Ja zrobiłem ten błąd i nie zatrzymałem cię w odpowiednim momencie.
Każde wypowiedziane słowo bolało, ale nie mogłam zmuszać go do czegoś, czego on sam nie chce, nawet jeśli chciałabym to zrobić, nic z tego by nie wyszło, ponieważ Justin jest mądrym, upartym facetem i jeśli nie pozwoli mi się do siebie zbliżyć nic tego nie zmieni.
-Nie mogę zapanować nad wszystkim, co dzieje się w moim życiu i nie mogę przewidzieć co stanie się za dzień czy miesiąc. Wszystko jest spontaniczne i niebezpieczne. Jestem złym człowiekiem i nie ważne co, nie zrezygnuje z tego co robię, to cześć mojego życia a ty nie powinnaś mnie nigdy poznać.-wzruszył ramionami i wzdychając rozejrzał się dookoła.
-Masz swoje powody aby robić to co robisz, to niesprania, że w środku jesteś złym człowiekiem Justin.-chłopak gwałtownie obrócił głowę w moją stronę.
-Nie znasz mnie Kate. Tak naprawdę, nic o mnie nie wiesz. Nie masz pojęcia ile ludzi zabiłem i ile złego zrobiłem. To nie jest żadna pieprzona gra, lecz moje pieprzone życie, z którego nie da się wycofać. Zawsze znajdzie się ktoś, kto ma do ciebie jakiś pieprzony żal i postanawia cię zlikwidować. Nie jestem dobry i nigdy nie byłem. To że ciebie staram się traktować dobrze, nie oznacza że jestem jakimś cholernym aniołkiem. -warknął
Westchnęłam. Zdając sobie sprawę, że on ma racje. Co ja tak naprawdę o nim wiem, o jego życiu? To kilka podstawowych informacji, które pewnie zna każdy mieszkaniec Los Angeles.
Zauważyłam zbliżającą się dłoń w moją stronę a następnie poczułam dwa palce pod moją brodą. Justin poniósł moja głowę do góry. Nawet nie zauważyłam kiedy chłopak usiadł naprzeciwko mnie.
Jego druga dłoń starła jedną samotną łzę, która wydostała się z lewego oka.
-Naprawdę chcesz narazić się na niebezpieczeństwo, tylko dla znajomości ze mną? Nie jestem nikim specjalnym. Jestem kryminalistą, Kathe.-przesunął kciukiem po moim policzku.
-Jesteś wspaniałą kobietą i pewnie gdybym był normalnym chłopakiem, wszystko potoczyłoby się inaczej, ale ja nie chce aby coś ci się stało i to przeze mnie, rozumiesz? Nigdy nie byłem w stałym związku, a wiem że właśnie tego chcesz. Ja...ja ranie ludzi i wiem, że ciebie też skrzywdzę, chodź nie wiem jak cholernie mocno nie będę chciał tego zrobić.
-A co z Ryanem i Emilly? Ona nie jest w niebezpieczeństwie?-zapytałam cicho.
-Jest ale chyba on nie zdał sobie jeszcze z tego sprawy.-odpowiedział
-Albo mimo wszystko chce spróbować.-mruknęłam
Justin odsunął się ode mnie i zmarszczył brwi.
-To cholernie kurwa trudne, nie masz pieprzonego pojęcia jak bardzo. Jasne, mam ludzkie odruchy i jak każdy normalny człowiek chciałbym wiedzieć, że jestem dla kogoś ważny, że istnieje ktoś oprócz chłopaków kto będzie ze mną na dobre i na złe, kto będzie przejmował się tym jak się czuje i czy jestem bezpieczny. Ale spójrzmy prawdzie w oczy. Nie da się pokochać potwora!-jego oddech przyśpieszył a oczy stały się ciemniejsze.
Wiedziałam, że prawdopodobnie będę żałować tego co teraz powiem, ale muszę, muszę spróbować nim będzie za późno.
-Dla mnie jesteś ważny.-mruknęłam wpatrując się w twarz chłopaka.
Widziałam po jego minie, że zdziwiłam go tym wyznaniem, ale za dosłownie chwilę mogłoby być za późno, jeśli już nie jest.
-Wiem, że za kilka minut pozbędziesz się mnie całkowicie ze swojego życia, ale chce żebyś wiedział, że wiem iż twoje życie nie należy do tych bezpiecznych, wiem czym się zajmujesz i wiem co robiłam kiedy przekroczyłam próg twojego domu. Ale teraz czas abyś to ty zawalczył o swoje szczęście Justin. Chociaż ten jeden, jedyny raz. Zawalcz tak jak walczy Ryan, każdego dnia. On przynajmniej próbuje sobie poradzić z tym wszystkim, próbuje być szczęśliwy i najwyraźniej udaje mu się to przy Emilly. Przemyśl to, proszę
Szatyn podniósł się do góry i założył ręce na kark, spoglądając na ciemne już niebo na którym zaczęły pojawiać się już gwiazdy.
-Naprawdę kurwa Ci na mnie zależy.-mruknął cicho. Chciałam, żeby to do niego dotarło i czym szybciej to się stało tym lepiej.
Obrócił się w moją stronę i uklęknął przede mną.
Złapał w swoje dłonie moją twarz i pocałował mnie.
Przymknęłam oczy i przestałam na chwilę oddychać. Zaczęłam oddawać pocałunek. Justin owinął swoje ramiona wokół mojej tali i pociągnął mnie na siebie, tak że sekundę później obydwoje leżeliśmy na twardych deskach pomostu, tyle tylko że ja leżałam na ciepłym i umięśnionym ciele szatyna. Wplątałam swoje dłonie w jego włosy i przez przypadek pociągnęłam za kilka kosmyków, z ust chłopaka wyrwało się ciche jęknięcie.
Oderwaliśmy się od siebie, kiedy zaczęło brakować nam powietrza.
-W porządku. Ale jeśli coś ci się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę.-mruknął i jeszcze raz cmoknął mnie w usta.
Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc o co mu chodzi.
-Ummm...możesz troszeczkę jaśniej?

-Spróbuje Kathe, spróbuje dla Ciebie.

_____________________________

Kaaa-bum! 
W końcu trzeba rozkręcić to towarzystwo! Co sądzicie o nowym rozdziale, kochani? :) 

niedziela, 3 kwietnia 2016

Rozdział 32: Karma to suka

Kathe POV'

Siedziałam właśnie na stołówce razem z Emilly i grzebałam w swojej sałatce. Podniosłam lekko do góry głowę i spojrzałam na okno, po którym spływały krople deszczu. Obróciłam głowę w prawo kiedy zobaczyłam jakiś ruch i podniosłam brwi zaskoczona, kiedy zauważyłam Lilly.
Spojrzałam na Emilly, która wydała się równie zaskoczona co ja.
Minęło dość sporo czasu kiedy ostatnio rozmawiałam z Lilly i wydawało mi się, że dziewczyna raczej się zbytnio tym nie przejmowała. Rozumiem, że miała swoich znajomych ale wystarczyło by mi głupie "Cześć" na korytarzu, a ona naprawdę czasami zachowywała się tak jakby kompletnie nas nie znała, dlatego chyba mam prawo się dziwić, że dzisiaj tak po prostu się do nas dosiadła.
-Cześć dziewczyny.-uśmiechnęła się lekko i podparła głowę na łokciu, który ułożyła na stoliku.
-Umm...my się znamy?-rzuciła Emilly sarkastycznie i odłożyła kartonik z sokiem który piła na stolik.
-No jasne, że tak. O co ci chodzi Em?-zapytała Lilly marszcząc brwi.
Emilly zmrużyła oczy patrząc na swoją kuzynkę.
-Jaja sobie ze mnie robisz?! Omijasz mnie szerokim łukiem, a kiedy spróbowałam do Ciebie zagadać, aby dowiedzieć się czy coś się stało, zbyłaś mnie machnięciem ręki. A teraz siedzisz tutaj jakby nic się nie stało. Myślałam że może masz ze mną jakiś problem, ale Kate również traktujesz jak powietrze. Tak nie zachowuje się przyjaciółka Lilly. Wystarczyłoby nam głowie "Cześć. Fajnie was widzieć, ale nie mam czasu bo moje psiapsiółki czekają abym dołączyła do ich blond teamu" ale nie. Ty wolisz traktować nas jakbyś nigdy nas nie znała.-Emilly wpatrywała się w swoją kuzynkę z kamiennym wyrazem twarzy.
Wiem, że nie przywitałyśmy Lilly zbyt gorąco, ale całkowicie zgadzałam się ze słowami Em. Według mnie tak nie powinna zachowywać się twoja przyjaciółka, którą znasz od kilku lat. Traktowała nas całkowicie jakby nigdy nas nie znała, a ja nie miałam pojęcia dlaczego.
-Co? O czym ty mówisz? Stęskniłam się za wami. Jesteśmy przecież przyjaciółmi.-mruknęła Lilly wykrzywiając swoje usta.
-Chcesz mi powiedzieć, że to iż tutaj jesteś nie ma nic wspólnego, z tym że twoich przyjaciółek nie ma dzisiaj w szkole? Nie miałaś co ze sobą zrobić, więc postanowiłaś do nas przyjść, jakby gdyby nigdy nic? Jakbyś wcale nie olała nas już w pierwszych tygodniach szkoły?-powiedziałam wpatrując się w swoją sałatkę.
-Ty też? Dajcie spokój. To nie ja mam całkowicie przejebane, lecz wy.-warknęła Lilly zaplatając ramiona na swojej klatce piersiowej.
Spojrzałam na Emilly, która tak jak ja zmarszczyła brwi zastanawiając się nad słowami dziewczyny.
-O czym ty mówisz?-zapytała Em
-Nie udawaj. Tyle razy ostrzegałam was, abyście trzymały się od Biebera i jego przyjaciół jak najdalej, ale nie. Same wpieprzyłyście się w to gówno. Bieber jest najgroźniejszym gangsterem w tym mieście i to nie moja wina, że macie go na karku.-wysyczała
Zaśmiałam się głośno nie dowierzając w to co usłyszałam. Zignorowałam kilka zaciekawionych spojrzeć i pokręciłam zrezygnowana głową.
-Próbujesz mi powiedzieć, że całkowicie nas olałaś, tyko dlatego że usłyszałaś od dzieciaków z tej szkoły kilka plotek?! Co to ma do cholery znaczyć?! Tak nie zachowują się przyjaciele Lilly!- krzyknęłam wpatrując się w dziewczynę siedzącą obok mnie.
Byłam wkurzona i zdezorientowana. Nigdy bym nie pomyślała, że jedna z moich dwóch najlepszych przyjaciółek zachowa się w taki sposób. Powinna przyjść do nas i chociaż spróbować z nami porozmawiać, a ona tak po prostu usunęła nas ze swojego życia.
-I co jeszcze?! Może powinnam podciąć sobie gardło zanim on by to zrobił, co? Nie miałam zamiaru czekać aż dobierze się i do mnie. Bieber kocha zemstę i choć nie wiem jak cholernie bardzo małe gówno mu wywinęłyście, nie uwolnicie się od tego. Nie pomoże wam w niczym fakt, że jesteście kobietami. Możecie być księżniczkami tego pieprzonego stanu, ale on i tak dobierze się do waszych tyłków. Nie uciekniecie przed nim choć nie wiem jak bardzo tego będziecie chciały. Znajdzie wam i to kwestia czasu aż pewnego dnia znikniecie i nikt nie będzie wiedział co się z wami stało. Nie mam zamiaru sama wpychać mu się pod nogi, trzymając się blisko was. Wydałyście na siebie wyrok a ja nie będę brać w tym nawet najmniejszego udziału. Trzymając się od was jak najdalej, jestem chociaż pewna że będę żyć. Możecie sobie myśleć co chcecie i próbować wszystkich metod tego świata ale jest już za późno. Bieber nie odpuści póki nie załatwi was z własnej ręki.-wstała z krzesła i obróciła się do nas przodem.
Wpatrywałam się w nią, nie mając pojęcia co mam odpowiedzieć, ale wiedziałam że gdyby wzrok zabijał, leżałaby już trupem. Zastanawiałam się, jak człowiek może się zmienić w tak krótkim czasie? Nie chciałam mieć z nią nic wspólnego i wściekła mina Emilly oznaczało prawdopodobnie to samo. Nigdy na nikim nie zawiodłam się jeszcze tak bardzo. Prawdziwy przyjaciel powinien nas wspierać, chodź nie wiem w jak trudnej sytuacji byśmy się znaleźli. Ja bym tak zrobiła.
Lilly nie miała o niczym bladego pojęcia i pozbyła się nas ze swojego życia, nawet nie wiedząc o tym, że Bieber nie ma zamiaru nas zabić, a przynajmniej tam mi się wydawało, do wczoraj. Po jego dzisiejszym dziwnym zachowaniu nie wiadomo czy nie zmienił zdania. W każdym razie, powiedziała co myśli i wyraźnie nam pokazała, że w razie problemów, nie mamy na nią co liczyć.
-Nie wierze, że jesteś tak fałszywą suką i myślisz tylko o sobie. W porządku, pokazałaś nam, że nie warto na ciebie liczyć, nawet jeśli Justin nie planuje naszej śmierci. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego i mam nadzieje, że nie będziemy widywać się zbyt często na rodzinnych obiadkach.-warknęła Emilly wpatrując się w dziewczynę.
Lilly wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się. Następnie obróciła się i stanęła w pół kroku. Przeniosłam wzrok w miejsce gdzie i ona patrzyła i podniosłam do góry brwi.
Cudownie-pomyślałam zadowolona.
Przechyliłam głowę na bok i wpatrywałam się w zgarbioną sylwetkę Justina. Jego szczęka była o wiele bardziej wyrazista niż zazwyczaj, a oczy ciemniejsze, co oznaczało że musiał być poddenerwowany, nawet bardzo.
Rozejrzałam się po sali i zagryzłam wargę, zauważając że wszyscy nam się przypatrują z czystą ciekawością.
Obok Justina pojawił się Ryan. Butler od razu podszedł do Emilly i stanął obok niej całując ją w policzek. Lilly rozchyliła usta nie wiedząc co powiedzieć.
Wstałam ze swojego miejsca i stanęłam obok Justina.
-Jak widzisz na własne oczy, nikt nie próbuje nas zabić. Uwierzyłaś w plotki i straciłaś kogoś, kto zawsze był przy tobie w trudnych momentach. Zawsze cię wspierałyśmy, nie ważne która była godzina. Cokolwiek się działo, zawsze wiedziałaś, że możesz na nas liczyć, ale jak widać bez wzajemności. Szkoda, bo odkąd pamiętam traktowałam się jak siostrę.-westchnęłam wpatrując się w dziewczynę przede mną. Nie zauważyłam ani odrobiny żalu, cierpienia, czy czegokolwiek oprócz strachu. O tak Lilly była wystraszona, nawet bardzo. Obecność Justina najwyraźniej nie działo na nią odpowiednio, ale wiedziałam że to jeszcze nie koniec.
-Jeśli czekasz na moje przeprosiny, nie doczekasz się ich Kate. Ponieważ nie żałuje. Zawsze dla was liczyły się własne tyłki. Jesteście siebie warte. Dwie pieprzone suki, które nie potrafią zauważyć co dzieje się wokół ich. Mam was dosyć. Od dłuższego czasu miałam. Może i teraz się niczego nie obawiasz, ale szybciej niż później i tak zostaniecie zakopane żywcem lub też martwe pod ziemią.
Zignorowałam dziwne kłucie w sercu. Zawsze myślałam że jesteśmy we trzy świetnie zgrane, ale chyba jednak się myliłam. Lilly była dla mnie równie ważna co Emilly, dlatego nie miałam pojęcia dlaczego tak myśli. Jasne, że było mi przykro, ale nie mogłam dać po sobie tego pokazać.
-Wszystko dobrze?
Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na Justina, który wpatrywał się we mnie.
Kiwnęłam głową.
-Jest w porządku Justin, dzięki.
Lilly próbowała mnie ominąć ale zatrzymał ją głos Justina.
- Role się odwróciły. Karma to suka i pamiętaj że pożałujesz tego iż kiedykolwiek się urodziłaś. Będę cieszył się każdą sekundą, przypatrując się z zadowoleniem, jak z wielkim bólem umierasz na moich oczach, ty mała kłamliwa dziwko.-Justin wysyczał cicho, tak abyśmy tylko my to usłyszały i uśmiechnął się diabelnie. Gdybym bała się go tak jak kiedyś prawdopodobnie cofnęłabym się i zwiała stąd jak najdalej.
Widziałam jak krtań Lilly porusza się, kiedy przełyka nerwowo ślinę. Szybkim krokiem ruszyła do wyjścia i opuściła stołówkę. Bieber rozejrzał się po pomieszczeniu, i wszyscy jak na zawołanie obrócili się do swoich stolików robiąc tym ogromny hałas kiedy przysunęli swoje krzesła do stolików.
Podeszłam do krzesła na którym siedziałam wcześniej i usiadłam na nim wzdychając. Ten dzień był do dupy.
Rano Justin zachowywał się jakby wczorajszy dzień, wcale nie miał miejsca a żadne słowa nie opuściły jego ust, przez co poczułam się zraniona. Dowiedziałam się że jedna z moich przyjaciółek mnie nienawidzi i tak jakby odsunęła się ode mnie tylko po to abym ja umarła a ona mogła żyć. Bieber przyszedł z pomocą a teraz zachowywał się jakby wcale nie był kolejną osobą która potraktowała mnie dzisiejszego dnia jak gówno. Chłopak usiadł koło mnie i położył swoją dużą dłoń na moim kolanie.
-Chcesz się zerwać?-zapytał
Podniosłam głowę, przypatrując się jego twarzy. Próbowałam odczytać z niej jego jakiekolwiek uczucia, ale to tak jakbym wgapiała się w kamień.
-Jeszcze godzinę temu, kompletnie mnie ignorowałeś.-mruknęłam i rozejrzałam się po sali. Dopiero teraz zauważyłam, że Emilly z Ryanem gdzieś zniknęli.
-Wyjaśnimy sobie wszystko za chwilę. Tylko chodź ze mną, okay?
Podniosłam się z krzesła na którym siedziałam, chwyciłam swoją niedokończoną sałatkę i pusty kartonik po soku i podeszłam do kosza aby to wyrzucić. Wróciłam do stolika przy którym nadal stał Justin. Zgarnęłam swoją torbę i założyłam ją na ramie.
-A więc chodźmy.-powiedziałam kiwając lekko głową.
Może faktycznie nie najlepszym pomysłem było zostanie na pozostałych lekcjach, ponieważ prawdopodobnie nic by mi to nie dało. Nie miałam już siły aby siedzieć przez 45 minut na twardych krzesłach i wysłuchiwać ględzenia nauczycieli, ponieważ nawet jeśli bym się poświęciła i tak wyszła bym z lekcji nie mając pojęcia o czym była.
Wyjściem ewakuującym wydostaliśmy się ze szkoły, tak aby nikt z dyżurujących nauczycieli nas nie zauważył. Raczej wątpiłam w to, aby Justin przejmował się nauczycielami, co oznaczało, że musiał wychodzić akurat z tej strony, ze względu na mnie. No chyba, że miał swój własny powód.
Dostaliśmy się na parking. Chłopak zatrzymał się i obrócił w moją stronę.
-Masz samochód, prawda?-zapytał
Potwierdziłam skinięciem głowy.
-W porządku. Więc, pojedziesz za mną. Odprowadzimy twój samochód pod twój dom, a następnie przesiądziesz się do mojego auta, jasne?
-Ok.
Miałam dość już w swoim życiu tych kilku niewiadomych, nad którymi ciągle się zastanawiałam.
Chciałam wiedzieć na czym stoję, i wiedziałam że odpowiedzi które mnie interesują mogę dostać tylko dzięki rozmowie z Justinem.
Obróciłam się na pięcie i ruszyłam do swojego samochodu. Odblokowałam przyciskiem auto i wsiadłam do środka.

Kilka minut później znajdowałam się na ulicy, jadąc za szarym Ferrari w kierunku mojego domu.

____________________________________________

Czas zacząć rozkręcać tą akcje. 
Cóż czytając wasze komentarze, chciałabym wam przekazać, że pisze to fanfiction ponieważ lubię to co robię i piszę to w własny sposób w własnym tempie. Nie każdy rozdział zawiera szczegółowe opisy jakiś błahostek,  w niektórych pojawiają się one dlatego, iż rozdziały są krótkie i staram się je uratować w jakiś sposób i rozszerzam opis. Cieszcie się tym co wam daje, ponieważ moja wena zaczyna się wyczerpywać i muszę poważnie się zastanowić jak napisać następny rozdział.
Pozdrawiam x