sobota, 29 października 2016

Rozdział 56: Nie jestem ślepa.



Kathe POV’



Dzisiaj mijał dokładnie 9 dzień odkąd Justin został przywieziony do szpitala, czyli również moja 9 noc spędzona przy łóżku chłopaka. Każdy mój dzień od ponad tygodnia wyglądał tak samo. Przed godziną 8 specjalnie na moją prośbę przyjeżdżał któryś z chłopców i zajmował moje miejsce przy Justin’ie, abym ja w tym czasie mogła jechać do szkoły. Po zakończonych zajęciach wracałam do domu, brałam prysznic, przebierałam się, pakowałam odpowiednie książki na kolejny dzień i wracałam do szpitala, gdzie oprócz nauki spałam z głową na brzegu łóżka Bieber’a lub na małej kanapie w rogu pomieszczenia.

  

O dziwo moi rodzice naprawdę nie mieli nic przeciwko, że całe noce spędzam w szpitalu a Emilly wytrwale mnie wspiera i próbuje pomóc, kiedy na lekcjach odpływam do innego świata.



16 Luty , to dokładnie dzisiejsza data.

Dokładnie dwa dni temu, podczas walentynek obchodziłam swoje 18 urodziny. Nie miałam zamiaru Świętować, jeśli bardzo ważna dla mnie osoba leżała nieprzytomna na łóżku szpitalnym, ale to chyba oczywiste.

Lekarz cały czas powtarzał, że stan zdrowia Justin’a znacznie się poprawił, jego płuco już prawie wróciło do normalnego stanu, a chłopak jest jak na najlepszej drodze do wybudzenia się, ale co z tego, skoro ja nie widzę żadnej różnicy? Oprócz wyblaknięcia jego siniaków, tak że już ledwo je widać, nie zmieniło się nic.



Pewnie zastanawiacie się właśnie, jakim cudem mamy już Luty, a ja ani razu nie wspomniałam o Świętach. Otóż… jasne uwielbiam Święta, ten Świąteczny klimat i prezenty, lecz moi rodzice od jakichś 5 lat ani razu nie wzięli sobie na ten czas wolnego w pracy, aby spędzić ten czas ze swoją jedyną córką.

Nic tylko praca, praca i praca. Jedyne co usłyszałam podczas tych dwóch magicznych dni to  „Wesołych Świąt” i trzaśnięcie drzwiami frontowymi.



Wracając do teraźniejszości aktualnie siedziałam na twardym, plastikowym krześle wpatrując się znudzonym wzrokiem w starszą nauczycielkę, która stała kilkanaście metrów dalej i zawzięcie tłumaczyła jakiś temat, który kompletnie nikogo nie interesował. Ziewnęłam po raz kolejny w ciągu kilku minut i zsunęłam się niżej po krześle następnie opierając głowę o ścianę po mojej lewej. Miałam wrażenie jakby moje powieki w każdej chwili miałyby się zamknąć na kilka dobrych godzin. Ziewnęłam po raz kolejny zwracając tym uwagę Emilly.

- Sądzę że przyda Ci się jeden dzień wolny od szkoły. Wystarczy że prześpisz się trochę dłużej, nawet w szpitalu, bo jak się domyślam nie dam rady przekonać Cię abyś wróciła do domu, prawda?- wyszeptała, uważając przy tym aby nie zostać przyłapaną na rozmawianiu.

- Prawda.- mruknęłam i przetarłam prawą dłonią oczy.

- Za kilka dni to Ciebie będę odwiedzać w szpitalu. Nikomu na zdrowie nie wyjdzie takie przemęczenie i ilość stresu. Musisz odpocząć. – pokiwałam głową, przytakując dziewczynie.

Spojrzałam na zegarek znajdujący się nad tablicą i westchnęłam niezadowolona kiedy zauważyłam że do końca lekcji zostało jeszcze całe 20 minut. W tej samej chwili telefon w mojej kieszeni zawibrował, a ja nie zwracając uwagi czy nauczycielka to zauważy, czy też nie, wyjęłam urządzenie z kieszeni i spojrzałam na ekran na którym pojawiło się imię: „MAX”.

Przysunęłam się bliżej ściany i schowałam się za koleżanką siedzącą ławkę przede mną następnie odbierając połączenie.

- Halo- mruknęłam cicho.

- Wiem, że masz lekcje, ale to ważne. Sądzę, ze powinnaś przyjechać do szpitala. Justin wykonuje od czasu do czasu niewielkie ruchy dłońmi… lekarz mówi, że zaczyna się wybudzać. Pomyślałem, że zadzwonię abyś spokojnie mogła tutaj dotrzeć. To nie jest pewne czy obudzi się już dzisiaj, ale na pewno nastąpi to w ciągu 24 godzin.- oznajmił chłopak a na moim ustach pojawił się lekki uśmiech a ciało od razu się rozbudziło.

- Będę za kilka minut.- oznajmiłam i rozłączyłam się, chowając telefon do kieszeni spodni.

- Co się dzieje?- zapytała cicho zaciekawiona Emilly.

- Muszę jechać do szpitala. Justin prawdopodobnie zaczyna się wybudzać. – oznajmiłam o wiele bardziej szczęśliwsza niż jeszcze kilka minut temu i zaczęłam w pośpiechu pakować książki do torby.

- Boże, to wspaniale.- ucieszyła się dziewczyna i posłała mi szeroki uśmiech.- Powodzenia… napisz mi kiedy coś będzie się działo, odwiedzę was po lekcjach. Rodzice mnie zabiją, jeśli kolejny raz opuściłabym zajęcia w szkole.- przewróciła oczami a ja kiwnęłam głową, rozumiejąc.

- W porządku. Lecę, pa.- oznajmiłam i wybiegłam z klasy ignorując krzyki nauczycielki, abym się zatrzymała.

Wybacz kobieto, ale w tej chwili mam ważniejsze rzeczy na głowie, niż twoje przynudzanie.





25 minut później zatrzymałam się pod budynkiem szpitala. Wysiadłam z auta, zamknęłam je i szybkim krokiem skierowałam się w kierunku budynku. Wjechałam na odpowiednie piętro i wbiegłam do sali Justin’a. Wszystkie spojrzenia skierowały się na moją osobę, więc posłałam wszystkim lekki uśmiech i podeszłam bliżej łóżka.

- Co konkretnie się dzieje?- zapytałam, posyłając wdzięczy uśmiech Max’owi.

- Porusza palcami u rąk a jego puls od czasu do czasu wzrasta.- kiwnęłam głową.

-Najwyższa pora. Cholera, nie uważajcie mnie za jakąś cipę, ale tęsknie za tym skurczybykiem. – oznajmił Chris.

Zajęłam zwolnione przez Chris’a krzesło i ignorując obecność chłopaków, jedną ręką złapałam chłodną dłoń Justin’a, a drugą pogłaskałam jego lekko szorstki policzek. Bandaż który jeszcze kilka dni temu znajdował się na głowie chłopaka, zniknął całkowicie, ukazując bardziej rozcięty łuk brwiowy.

- A co z tym kolesiem, który mu to zrobił?- zapytałam posyłając chłopakom pytające spojrzenie.

- Wyjechał z kraju i będzie miał cholerną niespodziankę kiedy wróci.- odpowiedział Ryan.

- Co zamierzacie?

- Zobaczysz. Wszystko jest już zaplanowane.- oznajmił Luke.

Kiwnęłam głową i przeniosłam ponownie spojrzenie na mojego nieprzytomnego chłopaka.

- Gliny znowu tu były.- westchnęłam w odpowiedzi na słowa Chaz’a.- Te uparte kundle, nie mogą zrozumieć, że ich codzienne przychodzenie, nie sprawi że magicznym sposobem Justin się obudzi. Gadałem z lekarzem, powiedział, że załatwi to, bo pacjent po przebudzeniu, nie może być narażony na stres, więc myślę że jakieś góra 4 dni mały spokoju.

- To dobrze.- nabrałam gwałtownie powietrza do płuc, kiedy poczułam uścisk na mojej ręce.

Po moich policzkach automatycznie zaczęły płynąć łzy szczęścia. Przykryłam drugą ręką nasze złączone dłonie i uśmiechnęłam się.

- No dalej, kochanie. – mruknęłam, przyglądając się jego twarzy. Uścisk na mojej dłoni w żaden sposób nie zelżał, ale mimo to po twarzy Bieber’a nie było widać żadnej zmiany.





Godziny mijały a Justin w dalszym ciągu leżał nieprzytomny.

Cała piątka jakieś 10 minut temu poszła po kawę, ponieważ wszyscy byliśmy już zmęczeni. Wyciągnęłam wolną dłonią telefon z kieszeni i spojrzałam na godzinę. 23:26.

Schowałam urządzenie i oparłam się na jednym łokciu o brzeg łóżka nucąc pod nosem piosenkę Rachel Platten - Stand By You.

Ta piosenka ostatnio stała się moją ulubioną a jej słowa kojarzą mi się z Justin’em.

Westchnęłam i wlepiłam wzrok w jego zamknięte powieki, myśląc że jakimś magicznym sposobem, chłopak nagle otworzy oczy, ale nic z tych rzeczy się nie stało.

Nachyliłam się w jego stronę i musnęłam ustami jego prawy policzek.

- Kocham Cię.- mruknęłam ledwo słyszalnie.

Wiedziałam, że nie miałabym tyle odwagi, aby powiedzieć mu co czuje kiedy jest świadomy, ponieważ zwyczajnie bałam się odrzucenia.

Prawda jest taka, że Justin stał się dla mnie jedną z najważniejszych osób w moim życiu i byłam w stanie zrobić naprawdę dużo aby był szczęśliwy, ponieważ jego szczęście i zdrowie było najważniejsze.

Sama w sumie do niedawna nie byłam pewna czy jest to zauroczenie czy też miłość, ale nieszczęśliwy wypadek upewnił mnie w tym co czuje. Prawdopodobnie nie przeżyłabym, jeśli nie mogłabym go nigdy więcej zobaczyć, usłyszeć jego śmiechu i wtulić się w jego umięśnione ciało.

Byłam pewna jednego: kochałam Justin’a Bieber’a i byłam też tchórzem, który prawdopodobnie nigdy nie odważy powiedzieć mu tego prosto w oczy.

Oblizałam suche wargi i podniosłam wzrok dopiero wtedy kiedy do Sali zaczęli wchodzić chłopcy.

Ryan podał mi kawę, więc zmuszona byłam odsunąć się od Justin’a abym przez przypadek go nie oparzyła. Odsunęłam krzesło troszeczkę do tyłu i oparłam się o oparcie, chwytając obiema dłońmi ciepły kubek.

Chaz podał mi małą papierową folie, więc spojrzałam na niego niezrozumiale.

- To kanapka, musisz coś zjeść. Nie jadłaś nic cały dzień, a nie chcemy żebyś zemdlała z wycieńczenia przy łóżku. Poza tym Justin…

- Okay, dobra Chaz, rozumiem.- przerwałam mu i przytrzymałam ciepły kubek między nogami, abym mogła odpakować kanapkę.





Dochodziła 2 w nocy kiedy przebudziłam się i rozejrzałam po Sali. Chłopcy przenieśli krzesła znajdujące się pod salą do jej wnętrza i obecnie cała piątka spała na nich pod ścianą. Nikt dzisiaj nie miał zamiaru jechać do domu, ponieważ każdy wyczekiwał tylko na ten moment kiedy Justin w końcu otworzy swoje śliczne brązowe oczka. Westchnęłam cicho i ponownie ułożyłam głowę na brzegu łóżka przymykając oczy.



Otworzyłam oczy, czując małe ruchy materaca pod głową i ciche pomruki. Podniosłam głowę do góry i zamrugałam gwałtownie kiedy mój wzrok napotkał lekko wiercące się ciało Justin’a. Przygryzłam wargę kiedy zauważyłam jak jego język zwilża wargi. Maszyna dopiero po chwili zaczęła wydawać z siebie przyśpieszone pikanie co oznaczało przyśpieszenie tętna jak i pracy serca. Tak to jest zdecydowanie ten moment, kiedy Justin się obudzi.

Krzyknęłam imię Chaz’a a kiedy ten nie zareagował spróbowałam z Max’em. Brak odpowiedzi od drugiego chłopaka spowodował, że sięgnęłam po butelkę wody mineralnej stojącej na szafce przy łóżku i zamachnęłam się rzucając nią w Ryan’a. Chłopak jęknął i poderwał się na równe nogi.

- Co jest do cholery?- mruknął przecierając swoje oczy.

- Obudź ich, Justin zaczyna się wybudzać. – spojrzałam na Bieber’a w tym samym momencie kiedy jego oczy zaczęły lekko mrugać. Słyszałam jak za mną Ryan budzi chłopaków, a już po sekundzie wszyscy stali dookoła łóżka.

Uśmiechnęłam się kiedy szatyn w końcu otworzył swoje oczy i zamrugał wpatrując się w sufit. Ścisnęłam jego dłoń, tym samym zwracając na siebie jego uwagę.

- Cześć, kochanie. – mruknęłam i nic na to nie poradzę, że po raz kolejny dzisiejszego dnia, rozpłakałam się.

Bieber uśmiechnął się i chciał coś powiedzieć, ale jego głos i prawdopodobnie ból gardła nie pozwolił mu na to.

- Nic niemów, zaraz przyjdzie lekarz. Wszystko jest dobrze.- posłałam mu najszerszy uśmiech na jaki mnie było stać i wcisnęłam czerwony guzik znajdujący się niedaleko łóżka, który przywoływał zazwyczaj lekarza lub pielęgniarkę.

Justin rozejrzał się po Sali i ścisnął mocniej moją dłoń.

- Kurwa- wychrypiał i zmrużył lekko oczy.

- Tak, cholera. Bieber zdecydowanie do nas wrócił.- zachichotał Luke.

Do Sali wszedł lekarz i podniósł do góry brwi kiedy zobaczył obudzonego Justin’a.

- Witamy Panie Bieber. Nazywam się David Robinson i jestem Pana lekarzem prowadzącym. Jest Pan w szpitalu od prawie dwóch tygodni, dzisiaj mamy 16 lutego godzinę 4:23 rano. Może Pan odczuwać ból gardła, suchość w ustach, ból głowy i klatki piersiowej. Prosił bym aby któryś z Państwa przyniósł od pielęgniarek wodę mineralną i słomkę, ponieważ Panu Bieber’owi na pewno chce się pić.

- Ja pójdę.- oznajmił Luke i od razu ruszył w kierunku wyjścia z Sali.

- No dobrze. Prosiłbym aby odsunęli się Państwo na chwilę od łóżka.- poprosił lekarz posyłając nam miły uśmiech.

Chciałam zabrać dłoń, lecz Justin w odpowiedzi mocniej ścisnął moją dłoń.

- To nie będzie problem jeśli podejdzie Pan z drugiej strony.- wychrypiał szatyn i zacisnął usta wpatrując się w lekarza.

Zagryzłam dolną wargę, zdając sobie sprawę jak okropnie bardzo za nim tęskniłam.

Spojrzałam na doktora….. przypatrując się jego reakcji. Mężczyzna stał na środku sali wpatrując się raz we mnie a raz w Justin’a z podniesioną do góry brwią.

- Jak sobie Pan życzy.- oznajmił poddając się i podchodząc do drugiej strony łóżka. Wyciągnął z kieszeni małą lampkę i zaświecił ją kierując ją w stronę oczu Justin’a.

- Ja pierdole- wychrypiał Bieber, mocniej ściskając moją rękę i przymykając na chwile oczy z powodu ostrego światła.

- Proszę śledzić źródło światła, Panie Bieber. Na tym polega badanie.- Justin westchnął, ale posłusznie wykonał prośbę lekarza.- Okay, poczekamy aż Pański przyjaciel przyniesie wodę i zadam Panu kilka pytań. Jak na zawołanie do Sali wrócił Luke z małą butelką wody mineralnej i różową słomką.

Lekarz odebrał buteleczkę od Luka i podszedł do Justin’a nachylając słomkę w jego stronę. Justin prychnął i zmrużył lekko oczy, wpatrując się w lekarza.

- Dam sobie radę.- mruknął i podniósł do góry lewą dłoń, lecz od razu skrzywił się lekko łapiąc za klatkę piersiową.

- Ja to zrobię.- wzięłam butelkę i pochyliłam się w stronę Justin’a. – Nie marudź, tylko wypij to. Świat się nie zawali, jeśli raz nie zrobisz czegoś sam.- Justin przewrócił oczami ale uchylił lekko wargi. Uśmiechnęłam się i podałam mu słomkę.

Odstawiłam butelkę na szafkę kiedy połowa jej zawartości zniknęła.

- Więc niech Pan postara się opisać, co dokładnie Pana boli.- poprosił lekarz.

- Nic mi nie jest. – burknął szatyn.

Lekarz westchnął i popatrzył na mnie szukając pomocy.

- Bieber do cholery, jesteś tylko człowiekiem i jak każdy normalny człowiek masz prawo odczuwać ból. Więc przez jebane 5 minut, możesz przestać być twardzielem i powiedzieć co Ci jest? Czym szybciej to zrobisz tym szybciej lekarz stąd wyjdzie.- powiedział, lekko już zdenerwowany Ryan.

- Zamknij się.- warknął w jego stronę Justin.

- Przestań do cholery myśleć tylko o sobie, to wtedy się zamknę. Przez pieprzone 10 dni siedzimy tutaj dzień w dzień. Kathe nawet niepamiętna jak to jest spać we własnym łóżku i zjeść coś innego niż jedzenie ze szpitalnego sklepiku. My też się o Ciebie martwimy, do cholery!

- Hej, przestańcie!- krzyknęłam, przerywając ich kłótnie. Justin spojrzał na mnie a następnie na lekarza.

- Może to i nie moja sprawa, ale ten chłopak ma rację. Wszyscy bez wyjątku bardzo się o Pana martwili i jak się domyślam Pańska dziewczyna ma za sobą naprawdę kilkanaście ciężkich dni. Chce usłyszeć tylko co Pana Boli i z mojej strony ma Pan spokój przez kilka dobrych godzin.- wtrącił się lekarz.

- Dobra, zrozumiałem.- Justin mocniej ścisnął moją dłoń a następnie zaczął jeździć po niej kciukiem. – Czuje dziwny ból po lewej stronie klatce piersiowej i boli mnie trochę głowa.

- Dziwny, to znaczy?- zapytał lekarz

- Czuje lekkie kłucie a zarazem takie jakby dziwne pulsowanie.

- W porządku, to normalne, ponieważ przy mówieniu zużywa Pan więcej tlenu a zranione płuco, lekko na tym cierpi.- Justin zmarszczył brwi.

- Tak właściwie co mi jest?

- Został Pan do nas przywieziony z Odmą Otwartą Opłucną jest to rana otwarta w klatce piersiowej. Na skutek wzrostu ciśnienia w klatce piersiowej zapadło się lewe płuco, więc byliśmy zmuszeni do przeprowadzenia w szybkim tempie operacji, ponieważ Odma Otwarta Opłucna jest zagrożeniem dla życia. Założyliśmy opatrunek i drenaż ssący, który podniósł zapadnięte płuco. Oprócz tego stracił Pan dużo krwi, więc zajęliśmy się również tym. Podczas upadku doznał Pan również stłuczenia mózgu i lekkiego uszkodzenia skory głowy. Przyjdę do Pana rano i zabierzemy Pana na badania, mam nadzieję że będzie Pan bardziej skory do współpracy.- lekarz uśmiechnął się i wyszedł.

Justin zamrugał powiekami i rozejrzał się po Sali.

- Twój niedowierzający wzrok mówi sam za siebie, tak stary to wszystko prawda. Nie masz pojęcia ile strachu nam napędziłeś.- mruknął Chris.

- Tak właściwie… pamiętasz co się stało?- zapytał Chaz

- Bardzo. Kurwa. Dokładnie.- warknął chłopak i przeniósł swój wzrok na sufit. – Niech tylko stąd wyjdę a ten kawałek gówna, zobaczy jaki cholerny błąd popełnił, kładąc na mnie swoje brudne łapska.





- Chodź tutaj.- mruknął chłopak i poklepał miejsce obok siebie kiedy chłopcy wyszli z Sali, jadąc załatwić jakąś ważną rzecz, którą najprawdopodobniej ustalili z Justin’em kiedy ja wyszłam do toalety.

- Nie ma mowy. Nie chce zrobić Ci krzywdy.- pokręciłam głową.

- Daj spokój. No dalej, chodź tu.- Bieber przesunął się powoli na krawędź łóżka, lekko się przy tym krzywiąc i starając się zamaskować ból.

- Nie jestem ślepa, Justin. Widzę przecież że Cię boli.

- Tak masz racje. Poświęciłem się, aby zrobić miejsce dla mojej wspaniałej dziewczyny i cholernie mnie to bolało. Ale skoro już to zrobiłem, to chyba nie pozwolisz aby mój ból, był odczuwany na darmo.- wyszczerzył się.

- Jesteś głupi.- westchnęłam.

- Tak, wiem to, a teraz rusz swój seksowny tyłeczek i chodź koło mnie, albo nie pozwolę wykonać na sobie żadnego więcej badania.

- Od kiedy stałeś się takim szantażystą, co?- zmrużyłam lekko oczy.

- Odkąd nie jestem w stanie wciągnąć Cię tu siłą.- mruknął przecierając prawą dłonią swoją twarz.

Zagryzłam dolną wargę i podniosłam się z krzesła. Bardzo, bardzo powoli ułożyłam się obok Justin’a uważając aby nie zrobić mu przy tym krzywdy.

- Od razu lepiej.- mruknął chłopak i objął mnie delikatnie ramieniem.

- Cholernie za tobą tęskniłam. Nie masz pojęcia jak bardzo się bałam. – przymknęłam na chwilę oczy i westchnęłam.

- Ja też tęskniłem, mała. Kto by pomyłam, że uzależnię się od takiego małego, słodkiego tyłeczka. Zawsze wolałem tyłek Nicki Minaj i Kardashian’ek.

- Ej! Gdybyś właśnie nie leżał na łóżku szpitalnym właśnie oberwał byś naprawdę mocno, Bieber.

- Ależ oczywiście, słoneczko. – zachichotał, lecz od razu przestał i odchrząknął masując lewą ręką swoją klatkę piersiową.

- Widzisz? Karma to suka. To za mój tyłek.- oznajmiłam.

- I tak twój tyłek jest najlepszy.- mruknął i zjechał prawą dłonią prosto na mój pośladek. – Nie myśl kochanie, że zapomniałem. Cholera… moja mała dziewczynka jest już pełnoletnia. – wychrypiał.

piątek, 14 października 2016

Rozdział 55: Ufamy Ci.



Kathe POV’

Skrzywiłam się kiedy do moich uszu dotarł irytujący, piskliwy dźwięk. Otworzyłam gwałtownie oczy, podniosłam głowę z nad krawędzi łóżka i wstałam, kiedy uświadomiłam sobie co to oznacza.
Drzwi od Sali otworzyły się gwałtownie a do środka wbiegł lekarz a za nim pielęgniarka.
-Proszę natychmiast opuścić salę.- powiedział na wstępie, podbiegając do Justin’a.
Moje serce znacznie przyśpieszyło a dźwięk mojego przyśpieszonego pulsu odbijał się w mojej głowie. Ręce pociły się a nogi stały się jak z waty. Z przerażenia nie byłam w stanie zrobić nawet kroku do tyłu, nie byłam nawet w stanie brać normalnych oddechów.
-Proszę wyjść z Sali!- krzyknął, lecz ja w dalszym ciągu stałam jak słup na środku pomieszczenia.
- Panie Bell, jeden z kabelków, monitorujących prace serca odłączył się. Pacjent ma się dobrze.- powiedziała pielęgniarka i podłączyła małą przyssawkę do klatki piersiowej Justin’a, a następnie spojrzała na mnie współczująco.
- Jak to się odłączył?- zapytał zdziwiony lekarz
-Nie mam pojęcia jak to się stało.- pielęgniarka około 40 lat wzruszyła ramionami.
- Dobrze w takim razie proszę sprawdzić jeszcze raz dokładnie wszystkie podłączenia urządzeń. ja idę sprawować dalszą cześć dyżuru- oznajmił i wyszedł nawet na mnie nie spoglądając.
Nabrałam powietrza do płuc i kucnęłam starając uspokoić szalejąco bijące serce.
- Wszystko dobrze?- zapytała starsza kobieta poprawiając wenflon wkuty w rękę Justin’a.
Pokiwałam głową, przytakując, mimo że sama nie byłam pewna odpowiedzi, ponieważ naprawdę ciężko było łapać mi oddech.
To mogłaby być ta chwila od której zależy jego życie… gdyby  jego serce faktycznie przestałoby bić, mogłaby go już nigdy więcej nie zobaczyć, nie usłyszeć jego głosu, nie przytulić się do niego.
Pielęgniarka podeszła do mnie i pomogła mi wstać a następnie podprowadziła mnie do krzesła, pomagając mi usiąść. Złapałam się za miejsce, w którym znajdują się płuca, kiedy poczułam w tamtym miejscy ostry ból. Spróbowałam złapać oddech, ale tylko jego niewielka cześć wpłynęła do moich płuc, ponieważ nie byłam w stanie zrobić głębszego wdechu.
-Kochanie musisz się uspokoić. Wszystko jest dobrze. Pan Bieber ma się dobrze, nic mu nie jest. On odpoczywa, nabiera sił, ale nadal jest z nami i zostanie. Myślę że właśnie przeżywasz atak paniki, ale zobacz nie ma do tego już powodu. Skup swój wzrok na jednej wybranej rzeczy i wpatruj się w nią, myśląc o jakichś przyjemnych rzeczach i bierz coraz to większe oddechy, kiedy odczuwalny ból zacznie niknąć.- spuściłam wzrok na podłogę, przyglądając się białym płytką.
Przymknęłam oczy i zaczęłam przypominać sobie wszystkie szczęśliwe chwile z Justin’em i o dziwo po kilku minutach ból zaczął znikać.
Zrobiłam duży wdech i skrzywiłam się lekko, kiedy poczułam lekkie kłocie, ale zignorowałam to. Podniosłam głowę do góry i uśmiechnęłam się lekko do pielęgniarki.
- Już lepiej?- zapytała odwzajemniając mój uśmiech. Przytaknęłam kiwnięciem głowy.
Pielęgniarka uśmiechnęła się ostatni raz i wstała ponownie podchodząc do Justin’a. Sprawdziła jeszcze raz wszystkie kabelki podłączone do jego ciała i opuściła salę, spoglądając na mnie ostatni raz przed wyjściem.
Westchnęłam i podniosłam się z krzesła podchodząc powolnym krokiem do łóżka szatyna.
Zajęłam miejsce na krześle przy łóżku i wyszukałam jego dłoń, splatając nasze palce razem.
Za oknem zaczynało dopiero przejaśniać, co oznaczało, że mogłam przespać nie więcej niż 4-5 godzin.
Wyjęłam telefon z kieszeni aby sprawdzić, czy żaden z chłopców, nie próbował się ze mną kontaktować.
Na wyświetlaczu widniały dwie wiadomości. Jedna od Ryan’a a druga od Max’a.
Kliknęłam najpierw na tą wiadomość od Ryan’a, ponieważ była ona wysłana najpóźniej.

Od: RYAN
Gdyby coś się działo, daj od razu znać.
Jeśli będziesz czegoś potrzebować… dzwoń.

Uśmiechnęłam się smutno i kliknęłam na odpowiedz, mimo iż prawdopodobnie śpią, próbując zebrać siły na dzisiejszy dzień.

Do: RYAN
Nic się nie zmieniło.
Dzięki. :)

Następnie kliknęłam na wiadomość od Max’a.

Od: MAX
Gliny już o wszystkim wiedzą.
Mogą przyjść do was w każdej chwili, bądź gotowa.
Usuń tą wiadomość od razu po przeczytaniu.
Dasz radę, jesteś silną dziewczynką. :)

Tak jak chłopak chciał usunęłam wiadomość i zablokowałam telefon, chowając go do kieszeni. Przetarłam twarz dłońmi i westchnęłam.
Byłam rozbudzona na tyle, że pomimo małej ilości snu, wiedziałam że i tak nie dam rady zasnąć, więc pozostało mi siedzenie przy łóżku Justin’a i podziwianie go, mimo jego zadrapań i siniaków.


Mogło być kilka minut po godzinie 9 rano, kiedy po sali rozniosło się pukanie a już po chwili drzwi uchyliły się ukazując dwóch mężczyzn w mundurach.
Przełknęłam ślinę i zamrugałam szybko powiekami.
- Dzień Dobry. Aspirant Michael Thompson oraz Sierżant Steven Garson. Mamy kilka pytań odnośnie wypadku Pana Justin’a Bieber’a. Jeśli niema nic Pani przeciwko, zajmiemy Pani chwilkę. – kiwnęłam głową, no bo co innego mogłam zrobić.
Przyjrzałam się każdemu z nich, kiedy wchodzili do środka Sali. Obydwoje nie mogli mieć więcej niż 35 lat, każdy z nich był wysoki natomiast Garson wydawał się troszeczkę grubszy. Rysy twarzy każdego z nich wskazywały na to, że mam do czynienia z gliniarzami, którzy mogą być dość twardzi i bezwzględni.
Ukradkiem wciągnęłam dużo powietrza do płuc i spojrzałam na Justin’a, nieco mocniej ściskając jego dłoń.
- Więc zacznijmy… Jak się Pani nazywa?- zapytał Michael. Garson wyjął z kieszeni nieduży notatnik oraz długopis i przygotował się do pisania.
-Katherin Jonhson.
- Ma Pani przy sobie jakiś dokument potwierdzający Pani tożsamość?- pokręciłam przecząco głową. – No dobrze. Mamy nadzieje, że wie Pani iż za składanie fałszywych zeznać grozi odpowiedzialność karna.- kiwnęłam głową.- Czy domyśla się Pani kto mógł zranić Pana Bieber’a?
- Nie mam pojęcia.
- Czy Pan Bieber zamieszany był w jakieś nielegalne interesy?
Oblizałam suche usta i przełknęłam ślinę, ponieważ moje gardło nagle stało się bardzo suche.
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- Czy wie Pani czym zajmuje się Pan Bieber? Nie widziała Pani nigdy żadnych śladów krwi na jego ubraniach, lub jakichś podejrzanych rzeczy w jego domu, typu broń?
-Nie nigdy nie widziałam nic z tych rzeczy. – wiedziałam do czego zmierza ta rozmowa. Myślałam, że w tym wypadku policjanci przyjdą tutaj po to aby nam pomóc, natomiast jak widać, oni chwytają się każdej najmniejszej rzeczy, która pomoże im unieszkodliwić Justin’a, po wybudzeniu się.
- A jakieś niepokojące rzeczy u jego przyjaciół?
- Ma Pan kogoś konkretnego na myśli?- zapytałam lekko mrużąc oczy.
- Chaz Nelson, Chris Benson, Max Foster, Luke Parker, Ryan Butler.
- Nigdy nie widziałam nic podejrzanego.
- Dobre. Nie mamy więcej pytań. Gdyby przypomniało się coś Pani oto nasza wizytówka. – Michael Thompson podał mi kawałek papieru, który niechętnie przyjęłam. – Dziękujemy. Wrócimy, kiedy Pan Bieber się obudzi.
- Do widzenia – mruknęłam i obróciłam się całym ciałem w kierunku Justin’a.
Odgłos otwieranych i zamykanych drzwi sprawił, że odetchnęłam z ulgą.
Wiedziałam jedno, Justin miał racje kiedy mówił, że każdy glina w tym mieście czeka na ich potknięcie. Każdy z nich i każdy z osobna czeka tylko na to, aby mieć dowody, które pogrążą ich na tyle, że z dumnym uśmieszkiem na ustach, będą mogli wepchnąć każdego z nich do więzienia i być wychwalanym, ponieważ udało im się unieszkodliwić największych przestępców Los Angeles, Dragons Death
Pokręciłam szybko głową, chcąc wyrzucić z głowy nieprzyjemne myśli. Nie mam pojęcia co bym zrobiła jeśli Justin i chłopcy trafiliby do więzienia.


Podskoczyłam zaskoczona, kiedy drzwi od Sali otworzyły się gwałtownie. Obróciłam się aby sprawdzić kto przyszedł i odetchnęłam od razu z ulgą, kiedy zauważyłam chłopców.
- I jak?- zapytał Luke
- Bez zmian.- westchnęłam i uśmiechnęłam się smutno. – A co u was?
- Mamy nazwiska wszystkich będących tam wtedy na parkingu z Justin’em i Chris’em, oraz tych, którzy chodź w małym stopniu przyczyniły się do stanu Justin’a. Pożałują tego cholernie bardzo. – Max posłał mi pokrzepiający uśmiech i podszedł bliżej do łóżka Justin’a. – Cholernie bardzo brakuje mi jego docinek i wkurzania się za najmniejsze gówno. – mruknął chłopak i ukucnął przy moim krześle, klepiąc delikatnie jego nogę.
Moje oczy stały się niebezpiecznie mokre, a okrążenie łóżka przez resztę chłopaków i stanięcie po drugiej stronie w niczym mi nie pomagało.
- Ty Popieprzony Dupku jeśli nas słyszysz, zbieraj siły i otwieraj te swoje śliczne oczka, bo Dragons Death, bez kapitana jest gówno warte. – Oznajmił Chaz.
Pierwsze łzy spłynęły po moich policzkach, zacisnęłam wargi starając się powstrzymać szloch. Głowa Chaz’a jak na zawołanie podniosła się nieco wyżej spoglądając na mnie.
- A twoja dziewczyna wypłacze całą wodę ze swojego organizmu i umrze z wycieńczenia, a chyba tego nie chcesz.  – Wytarłam wierzchem dłoni mokre policzki, kiedy wzrok wszystkich spoczął na mnie.
- Hej… mała, nie płacz.- szturchnął mnie Luke.
- Co to?- pociągnęłam nosem i spojrzałam w kierunku Ryan’a. Chłopak wskazywał ręką na szafkę stojącą obok mnie, na której znajdowała się wizytówka Policjantów, którzy dzisiaj mnie odwiedzili.
- Wizytówka.- odpowiedziałam i chwyciłam kawałek papieru, podając mu go.
Butler przeskandował wzrokiem papier i zacisnął szczękę, podając po chwili wizytówkę Chaz’owi.
- Kiedy tutaj byli?- zapytał Chaz
- Jakieś 2 godziny temu.
- Kurwa, czy my zawsze musimy dostawać największe wrzody na dupie?- warknął Chris, kiedy również otrzymał kartkę.
- O co chodzi?- zapytałam, marszcząc brwi.
- Te dwa popieprzone psy próbują nas wpieprzyć do pierdla już trzeci rok z rzędu i w każdej możliwej sytuacji jakimś pieprzonym cudem to zawsze oni są przydzielani do nas kiedy gliny interesuje się nami bardziej niż zazwyczaj. – podsumował Ryan.
Kiwnęłam głową, rozumiejąc ich zdenerwowanie.
- O co pytali?- zaciekawił się Luke.
- Czy wiem kto zrobił to Justin’owi… Czy widziałam kiedyś u was ślady krwi na ubraniach lub broń w domu… Czy wiem czym zajmuje się Justin… No i czy wiem czy Justin jest zamieszany w jakieś nielegalne interesy.
- I co odpowiedziałaś?
- Za każdym razem zaprzeczałam. Chyba nie myślicie, że bym was wkopała. – skrzywiłam się lekko.
- Nie, jasne że nie. Ufamy Ci, bezgranicznie, dlatego o wszystkim wiesz. Justin nas zabije, kiedy dowie się, że wplątujemy Cię w nasz biznes.
- Jak na tą chwilę nie jest w stanie nic wam zrobić.- westchnęłam
- Uwierz, wolelibyśmy żeby się na nas wydzierał, lub rzucił się z pięściami niż leżał tu tak bez życia. – przyznał Max, a reszta przytaknęła na jego słowa.


Dochodziła właśnie godzina 24 a ja musiałam pierwszy raz od ponad 24 godzin jechać do domu, ponieważ moi rodzice dopiero teraz zauważyli, że nie ma mnie w domu.
Światła miasta, męczyły moje i tak już zmęczone oczy, więc naprawdę musiałam uważać, aby nie spowodować żadnego wypadku.
Skręciłam na ulicę prowadzącą do mojego domu i kilka minut później wjeżdżałam już na podjazd mojego domu. Wyjęłam kluczyki ze stacyjki, wysiadłam z auta i zamknęłam je a sekundę później kierowałam się już w kierunku domu.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zmrużyłam lekko oczy kiedy ostre światło z salonu poraziło mnie w oczy.
Nie zdejmując butów, weszłam do salonu i mruknęłam ciche „Cześć” na tyle głośno, aby oboje rodziców obróciło się w moją stronę.
- Matko Boska… dziecko. Gdzie ty byłaś? I jak ty wyglądasz? Wyszłaś tak dzisiaj z domu?- Mama stanęła na równe nogi i zaczęła iść w moim kierunku.
Przewróciłam oczami i cofnęłam się do tyłu kiedy miała zamiar dotknął dłonią mojego policzka.
- Jest w porządku, mamo. Jestem zmęczona.
- Masz podpuchnięte i przekrwione oczy. Brałaś coś?- oblizałam usta, hamując się aby nie wrzasnąć.
- Nie, nic nie brałam. Zamiast zapytać jak każda normalna matka czy nic mi się nie stało, dlaczego wyglądam jak wyglądam i dlaczego nie było mnie w domu ty jak zwykle przejmujesz się bardziej moim wyglądem niż samopoczuciem. Dla twojej wiadomości od wczorajszego wieczoru siedziałam w szpitalu, miło że zauważyliście że nie ma mnie w domu!- krzyknęłam zirytowana i opuściłam salon, wbiegając po schodach do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz, podłączyłam telefon pod ładowarkę, wyjęłam z szafy czyste ubrania, z komody świeżą bieliznę a następnie zamknęłam się w łazience.
Jutro a raczej już dzisiaj była Sobota, co oznaczało że nie muszę iść na żadne zajęcia do szkoły, więc mogę spokojnie spędzić kolejną noc z Justin’em. Nie chciałam zostawiać go na jakieś długie godziny, ponieważ bałam się, że jeśli wrócę, mogę zastać coś co mnie kompletnie zaszokuje lub załamie. Chce wiedzieć co dzieje się z nim w każdej minucie.
Do wanny wlałam dużą ilość ciepłej wody i rozebrałam się do naga. Zanurzyłam się ciepłej wodzie i przymknęłam oczy wzdychając z ulgą.
Poleżałam tak chwilę, aż w końcu zabrałam się za mycie. Wypuściłam wodę z wanny i wyszłam na zimne kafelki, wycierając ciało w ręcznik. Ubrałam na siebie bieliznę i ubrania. Rozczesałam i wysuszyłam włosy a następnie związałam je w koński ogon.
Zmyłam z twarzy resztki makijażu, nawet nie przejmując się moim tragicznym wyglądem, ponieważ miałam o wiele ważniejsze powody do zamartwiania się.
Nałożyłam pod oczy trochę korektora, aby ukryć trochę sine pod oczami. Przecież nie chciałam wystraszyć swoim wyglądem pół szpitala.
Spryskałam się trochę perfumami, założyłam buty i wyszłam z łazienki. Wyjęłam z garderoby czarną kurtkę, która zagwarantuje mi trochę ciepła i założyłam ją na siebie.
Odłączyłam ładowarkę od telefonu i z wspomnianymi wcześniej rzeczami wyszłam z pokoju. Zbiegłam po schodach i ruszyłam w kierunku drzwi frontowych.
- Gdzie idziesz?- zapytała mama
Obróciłam się na pięcie i westchnęłam.
- A jak myślisz?
- Nie wiem, przecież nic mi nie powiedziałaś, więc skąd mam wiedzieć i dlaczego byłaś w szpitalu?
- I właśnie mam zamiar tam wrócić. Dla twojej wiadomości Justin miał wypadek i jest w ciężkim stanie. Nic nie spowoduje, że tam nie pojadę, nie zostawię go tam samego.- oznajmiłam twardo.
Mina mojej mamy gwałtownie zmieniła się w zaskoczenie.
- O Boże! Co mu się stało?
- Skąd mam wiedzieć? Nie było mnie tam.- skłamałam
- A jak on się ma? To coś mocno poważnego?- Cóż jeśli nie byłabym pewna czy moja mama lubi Justin’a, teraz byłabym już pewna.
- Cały czas jest nieprzytomny. Stracił dużo krwi, ma stłuczenie mózgu i Odmę Otwartą Opłucną, przez którą musiał być operowany, jeśli wiesz co to jest.- Mama zakryła usta dłonią.
- Biedny Chłopak! Jasne kochanie, jedź do niego, ja porozmawiam z Ojcem i wszystko mu wyjaśnię. Potrzebujesz czegoś?
- Nie dziękuje, mamo.- już miałam otwierać drzwi, ale w ostatniej chwili przypomniało mi się coś i obróciłam się jeszcze raz w stronę rodzicielki. – Aaaa i przepraszam mamo za tamto i jeszcze raz dziękuje.- posłałam jej lekki uśmiech i wyszłam z domu.