niedziela, 26 lutego 2017

Rozdział 79: Dla Ciebie



Kathe POV’



Wpatrywałam się w chłopaka marszcząc lekko brwi.

- A co z moimi rodzicami?- Justin uśmiechnął się lekko i potrząsnął głową.

- Nie to miałem na myśli. Kiedy już skończy się okres szkolny, wybierzmy się na małe wakacje. Ty, ja i chłopcy. Co o tym myślisz?

- Dobry pomysł.- kiwnęłam głową.

Odsunęłam się od chłopaka, a następnie zeszłam z niego, kładąc się obok. Kilka sekund później bez pukania do pokoju wkroczyła mama, zostawiając na moim łóżku ręcznik dla chłopaka.

- Gdyby Justin czegoś potrzebował, wiesz gdzie mnie szukać.- oznajmiła, a następnie wyszła.

 - Więc gdzie chcesz wyjechać?

- To będzie niespodzianka.- Justin objął mnie ramieniem i przysunął mnie do swojej klatki piersiowej.







Rano Justin musiał jechać do siebie, ponieważ pojawił się jakiś niewielki problem, lecz chłopcy nie chcieli niczego ruszać, póki nie będą w całym składzie.

Moja mama za każdym razem kiedy tylko zeszłam na dół powtarzała, że polubiła Justin’a i ma nadzieję, że nie wyjdzie z tego nic złego, bo szczerze by się zawiodła.

Za kilka minut miałam spotkać się z Emilly aby urządzić sobie babski wieczór, który swoją drogą ostatnio urządziłyśmy bardzo dawno temu.

- Mamo, wychodzę!- krzyknęłam i nie czekając na odpowiedź wyszłam na zewnątrz i wsiadłam do Audi.

Po drodze do domu dziewczyny, zatrzymałam się w sklepie i kupiłam duże opakowanie ciastek oraz M&M’sy.

Kilka minut po wyznaczonym czasie zaparkowałam przed domem dziewczyny i wysiadłam z auta, zabierając torebkę, kupione w sklepie rzeczy i skierowałam się w stronę drzwi, po drodze zamykając samochód.

Zadzwoniłam dzwonkiem i po chwili drzwi otworzyły się ukazując mamę Emilly.

- Dzień Dobry, Pani Smith.- uśmiechnęłam się,

- Cześć, Kathe. Emilly jest u siebie, wejdź.- podziękowałam i zdjęłam buty w korytarzu, a następnie powędrowałam do pokoju dziewczyny.

Zapukałam w drewnianą powierzchnię lecz nie czekając na odpowiedź dziewczyny, wparowałam do środka.

- Hej.- oznajmiłam przyglądając się leżącej na łóżku dziewczynie, która na mój widok wstała i podeszła aby mnie przytulić. Odwzajemniłam uścisk i kiedy odsunęłyśmy się już od siebie podniosłam torebkę do góry.

- Mam coś dobrego. – oznajmiłam i wcisnęłam torebkę w ręce dziewczyny, zajmując miejsce na wygodnym łóżku.

- Masz dobry humor, więc pewnie kolacja się udała.- pokiwałam entuzjastycznie głową.

- Owszem. Pozwolili mu nawet zostać na noc, a co najlepsze aby spał ze mną w jednym łóżku.

- To świetnie.- Emilly uśmiechnęła się szeroko i wypakowała kupione przez ze mnie rzeczy.

- Więc co oglądamy?- zapytałam, odkładając moją torebkę, którą przez cały ten czas trzymałam w dłoni, na podłogę przy łóżku.

- Może jakąś komedie. Co powiesz na „Sąsiedzi”?

- Jasne.- przytaknęłam głową i poprawiłam się na łóżku przyjmując jak najwygodniejszą pozycje.



Podczas  oglądania filmu w pokoju rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu, informujący o nowej wiadomości. Wychyliłam się po za łóżko i rozpięłam torebkę szukać w niej telefonu. Kiedy już znalazłam urządzenie odblokowałam je i odczytałam wiadomość.



Od: SEXOWNY ^^

Kocham Cię ;)



Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech i w sumie byłam lekko zaskoczona, ponieważ Justin nigdy nie wysłał do mnie takiej typu wiadomości od tak sobie.

Kliknęłam na pole tekstowe, aby odpisać chłopakowi,



Do: SEXOWNY  ^^

Ja tez Cię Kocham, Justin :*



Postanowiłam w końcu zmienić nazwę kontaktu chłopaka i zastanawiając się przez chwile w końcu zapisałam go pod nazwą „Mój Skarb” ponieważ na nic lepszego nie miałam pomysłu.

- Przestań się szczerzyć do tego telefonu.- zaśmiała się Emilly.

Zablokowałam urządzenie i odłożyłam je na szafkę nocną dziewczyny.

- Sorki.- mruknęłam, nie przestając się uśmiechać, a następnie całą swoją uwagę przeniosłam na laptopa z odtwarzanym filmem.







Wróciłam dość późno do domu, więc nic dziwnego, że miałam straszny kłopot aby wstać poniedziałkowego ranka do szkoły, ale jakimś cudem udało się.

Z lekko zmrużonymi oczami, wkroczyłam do szkoły, rozglądając się od razu za moją przyjaciółką lub chłopcami. Kiedy nie dostrzegłam nikogo z nich, ruszyłam do swojej szafki aby zabrać stamtąd potrzebne książki, a następnie ruszyłam korytarzem w kierunku klasy gdzie miała odbyć się moja pierwsza lekcja.

Pisnęłam kiedy poczułam dłoń na moim nadgarstku, a następnie zostałam przyciśnięta do ściany. Odetchnęłam z ulgą kiedy zorientowałam się kto mnie zaatakował.

- Zwariowałeś? – wymamrotałam, wciągając powietrze do płuc, aby uspokoić nieco zbyt szybki rytm serca.

- Na twoim punkcie, kochanie.- wyszczerzył się.

- Tandeta do Ciebie nie pasuje, Bieber.- zaśmiałam się i odepchnęłam go lekko od siebie. – Ale jeśli chcesz coś wiedzieć… - nachyliłam się nad uchem chłopaka i delikatnie je ugryzłam. – Ja też nie jestem w stanie normalnie funkcjonować przy tobie.- odsunęłam się i uśmiechnęłam, następnie odchodząc od chłopaka.







Podczas długiej przerwy, tak jak to w zwyczaju miałyśmy razem z Emilly, skierowałyśmy się w stronę stołówki. Obie wzięłyśmy po jakiejś sałatce i zajęłyśmy nasze stałe miejsce przy stoliku. Otworzyłam opakowanie i chwyciłam w dłoń widelec zaczynając jeść.

- Przypomnij mi aby następnym razem wygonić Cię z mojego domu przed 12.- oznajmiła Em, opierając głowę na ręce.

- Możesz być pewna, że sama następnym razem się zwinę.- oznajmiłam, wzdychając.

Poczułam wibracje w kieszeni i niechętnie wyjęłam urządzenie z telefonu.

Oblizałam usta kiedy dostrzegłam wiadomość od Justin’a, a następnie rozejrzałam się po stołówce, nigdzie nie dostrzegając chłopaka.

Kliknęłam na wiadomość, aby ją odczytać.



Od: Mój Skarb

Zejdź do piwnicy.



Do: Mój Skarb

Po co? Poza tym nikt nie ma tam wstępu.



Nie musiałam czekać długo na odpowiedź.



Od: Mój Skarb

Chyba zapominasz kochanie, że jestem Justin Bieber i nie potrzebuje pozwolenia.



Przewróciłam oczami i spojrzałam na przyjaciółkę, która przyglądała mi się.

Głupio mi było ponownie zostawiać ją samą.

- Jeśli to Justin to możesz do niego iść. Nie obrażę się, spokojnie. Lubię go i chce żeby układało wam się jak najlepiej. – Emilly uśmiechnęła się i kiwnęła głową w kierunku wyjścia.

- Jesteś najlepszą przyjaciółką na Świecie. Kocham Cię.- wstałam ze swojego miejsca, pocałowałam dziewczynę w policzek i chwyciłam moje niedokończone jedzenie, wyrzucają je do kosza.

- Widzimy się na lekcji.- oznajmiłam, odwzajemniając uśmiech dziewczyny. Chwyciłam moją torbę, postawioną obok krzesła i ruszyłam w kierunku wyjścia ze stołówki.

Przez chwilę zastanawiałam się gdzie znajduję się piwnica, ponieważ nigdy tam nie byłam aż w końcu w mojej głowie zaświeciło się zielone światełko. Skręciłam w prawą stronę i podeszłam do planu budynku, powieszonego na ścianie. Prześledziłam go dokładnie aż odnalazłam pomieszczenie z napisem „Piwnica”. Skierowałam się w wyznaczone miejsce i rozejrzałam się po korytarzu kiedy zatrzymałam się przed szarymi drzwiami z napisem „Wstęp Zabroniony”.

Kiedy nie dostrzegłam nikogo, otworzyłam szybko drzwi i weszłam do środka.

Westchnęłam niezadowolona, kiedy po zamknięciu drzwi znalazłam się w kompletnie ciemnym pomieszczeniu. Wyjęłam z kieszeni telefon i zapaliłam lampę, oświetlając sobie drogę. Rozejrzałam się po pustym pomieszczeniu i skierowałam się w kierunku schodów po prawej stronie. Zeszłam po nich powoli i zatrzymałam się przed następnymi drzwiami. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Zatrzęsłam się kiedy uderzył we mnie powiew zimnego powietrza,

Co ja tu do choler robię?- pomyślałam, idąc przed siebie.

- Justin, jesteś tutaj?- zapytałam rozglądając się dookoła.

Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka kiedy nie dostałam odpowiedzi. Zaczęłam się zastanawiać czy chłopak rzeczywiście tutaj jest, ale w takim razie po co mnie tutaj ściągał?

Pisnęłam kiedy zatrzymałam się dosłownie centymetr przed dużą, ohydną pajęczyną.

- Fuj.- mruknęłam i wycofałam się do tyłu. W tym samym czasie poczułam duże dłonie na moich biodrach, przez co pisnęłam.

- Spokojnie, to tylko ja.- oznajmił chłopak.

- Ty naprawdę dzisiaj oszalałeś! Dlaczego do cholery, nie odezwałeś się kiedy Cię wołałam?-obróciłam się na pięcie, oświetlając sobie postać Justin’a.

- Może troszeczkę chciałem Cię przestraszyć.

- Jesteś nienormalny.- wymamrotałam. – Po co mnie tutaj ściągnąłeś?

- Chce Ci coś pokazać. Nie denerwuj się, kochanie.- Justyn odebrał ode mnie latarkę i złapał moją dłoń ciągnąc mnie w lewo a następnie na sam tył pomieszczenia.

Zatrzymaliśmy się nagle, a Justin skierował źródło światła przed nas. Spojrzałam w tamtym kierunku i zamrugałam powiekami, kiedy dostrzegłam całą popisaną oraz pomalowaną ścianę.

- Wow. To wygląda…. Świetnie.

- Jak widzisz, nie jesteśmy pierwszymi osobami, które tu weszły, ale od jakiegoś czasu drzwi do piwnicy były szczególnie bardzo zabezpieczone, lecz to nic co mogłoby mnie powstrzymać, przed wejściem tutaj.

Kiwnęłam głową i podeszłam bliżej ściany, przyglądając jej się. Jako pierwsze dostrzegłam narysowanego chłopaka oraz dziewczynę, trzymających się za ręce. Nad ich głowami było narysowane wielkie serce a w nim:

 „Michael i Rachel

Szkolne Zauroczenie Które Przerodziło Się W Prawdziwą Miłość”

- To słodkie.- oznajmiłam, śledząc wzrokiem inne podpisy.

- Jeśli chcesz możemy zostawić też coś od siebie.- spojrzałam na chłopaka zaskoczona.

- Naprawdę?- Justin kiwnął głową i wyjął z kieszeni marker.

- Co chcesz napisać?

- Nie mam pojęcia. Wymyśl coś.- uśmiechnęłam się przenosząc wzrok ponownie na ścianę.

Chłopak podszedł do ściany i rozejrzał się po niej prawdopodobnie szukając jakiegoś wolnego miejsca.

- Ach jebać to… zaczniemy coś nowego. Przytrzymaj.- Chłopak podał mi telefon i obrócił głowę w moją stronę, uśmiechając się a następnie podszedł do czystej ściany obok.

Przyglądałam się dokładnie każdemu ruchowi ręki Justin’a, lecz nie mogłam za wiele zobaczyć, ponieważ chłopak zasłaniam mi to co robił, swoim ciałem.

Minęło kilkanaście minut zanim chłopak się odsunął. Przeniosłam od razu wzrok na ścianę i wciągnęłam gwałtownie powietrze, czytając i oglądając to co stworzył chłopak.

„Chce śnić o tym, co ty.

Iść, tam gdzie idziesz.

Mam jedynie jedno życie.

I chce je przeżyć z Tobą.

Chce spać, tam gdzie ty.

Złączyć się z twoją duszą,

Jedyna rzecz, którą chce w życiu to z Tobą…

Chce je tylko przeżyć z Tobą.

Tylko przeżyć z Tobą”



Obok tekstu było narysowane duże serce a w nim napisane : Kocham Cię Kathe! Już na Zawsze Twój Justin!



- Więc potrafisz być romantyczny?- spojrzałam na Justin’a próbując ukryć łzy znajdujące się w moich oczach.

- Dla Ciebie.- odpowiedział chłopak i podszedł do mnie aby mnie przytulić.




niedziela, 19 lutego 2017

Rozdział 78: Pamiętaj.



5 DNI PÓŹNIEJ

Kathe POV’

Justin bez problemu opuścił szpital poniedziałkowego ranka i oboje darowaliśmy sobie kolejny dzień szkoły. Przez kolejne cztery dni pojawialiśmy się w budynku szkoły razem. Wtorkowego wieczoru wróciłam do mojego rodzinnego domu.


Aktualnie był Piątkowy wieczór, a ja leżałam w swoim pokoju, oglądając na laptopie „Legion Samobójców”. Starałam się nie myśleć o jutrzejszej kolacji, lecz naprawdę kiepsko mi to wychodziło, ponieważ co chwilę moją zaprzątały okropne myśli, przedstawiające wszystkie możliwe scenariusze zakończenia jutrzejszego wieczoru i prawie żaden z nich nie zakończył się szczęśliwie.
Wyłączyłam film, a następnie laptopa którego zatrzasnęłam z hukiem i odstawiłam go na biurko. Zabrałam piżamę oraz świeżą bieliznę i zamknęłam się w łazience, aby wziąć otrzeźwiający prysznic, który chodź przez chwilę zrelaksuje moje ciało.

Po prysznicu, ubrałam się, wykonałam resztę niezbędnych czynności i wskoczyłam do łóżka. Westchnieniem zadowolona i ułożyłam głowę na poduszce, nie musiałam czekać długo aż moje ciało i umysł poddały się całkowicie snu.


- Kate, wstawaj! Pojedziesz ze mną do sklepu!- wzdrygnęłam się i jęknęłam, nakrywając głowę kołdrą, kiedy do mojego pokoju wparowała mama, krzycząc jak dla mnie o wiele za głośno, niż było potrzeba. – Wstawaj, jest prawie południe!
Mruknęłam coś niezrozumiałego pod nosem, ponieważ jej argument, zdecydowanie mnie nie przekonał.
- Jeśli chcesz aby kolacja wypadła dobrze, to nie denerwuj mnie i wstań. To tobie powinno na tym najbardziej zależeć, nie mnie.- niechętnie odkryłam głowę i spojrzałam zaspanym wzrokiem na rodzicielkę która stała w drzwiach, podpierając się po bokach.
- W porządku. Daj mi kilka minut.- wymamrotałam i zsunęłam nogi z łóżka, kilka sekund później stając na zimnych panelach.
Mama wyszła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi, przez co zacisnęłam wargi.
Powędrowałam do garderoby, skąd wyciągnęłam spodnie w kolorze zgniłej zieleni, biały T-shirt, a do tego czarną ramoneskę. Ubrałam się w wybrane ubrania, założyłam na stopy białe, krótkie skarpetki oraz czarne Nike.
W łazience związałam włosy w kucyk, zrobiłam lekki makijaż, spryskałam szyję perfumami i w drodze na dół zabrałam z mojego pokoju telefon, chowając urządzenie do kieszeni jeansów.
- Jestem gotowa.- oznajmiłam, opierając się o wyspę kuchenną, za którą paradowała mama.
- Weź kluczyki, pojedziemy twoim samochodem.- oznajmiła, obracając głowę w moją stronę przez ramię.
Westchnęłam już z lekka zirytowana i wróciłam do pokoju, zabierając moją czarną torebkę w której znajdowały się najpotrzebniejsze dokumenty oraz kluczyki, a następnie wróciłam na dół.
- Teraz możemy już jechać?- zapytałam, oblizując dolną wargę i przechylając głowę na bok.
- Tak.- rodzicielka obróciła się w moją stronę, a następnie ominęła mnie, zabierając z krzesełka przy wyspie kuchennej swoją torebkę i ruszyła w stronę wyjścia, co również uczyniłam.


- Zwolnij.- zacisnęłam ręce na kierownicy i zmniejszyłam nacisk na pedał gazu, kiedy po raz kolejny w ciągu kilkunastu minut z ust mojej rodzicielki wydobyło się to samo słowo.
- Mamo jedziemy 80 km/h, to naprawdę nie jest prędkość wyścigowa. Jeździsz tak codziennie z tatą.- wyjaśniłam, starając się nie krzyknąć kiedy usłyszałam za sobą trąbienie, a następnie obok mnie przemknął czerwony mustang.
Spojrzałam na licznik prędkości i sama miałam ochotę się wytrąbić kiedy dostrzegłam zaledwie 60 km/h.
Kto normalny jeździ 60 km/h w Los Angeles Audi R8?
- Wiem, ale mam wrażenie jakby ten samochód jechał jakoś o wiele szybciej.- przewróciłam oczami, słysząc wytłumaczenie rodzicielki.
- Cóż, myślę że będziesz musiała to jakoś przeżyć, bo ludzie zaczynają mnie wyśmiewać.- wzruszyłam ramionami i przyśpieszyłam do 90 km/h, kątem oka spoglądając na mamę, która złapała się drzwi.
Chciałabym zobaczyć jej reakcje, kiedy to Justin siedziałby za kierownicą.


Po naprawdę ciężkich 3 godzinach zakupów w końcu wróciłyśmy do domu.
- Myślę, że rozsądnym posunięciem będzie, jeśli kolejnym razem pojedziemy waszym autem.- oznajmiłam, a następnie wbiegłam na górę aby odłożyć do pokoju moje rzeczy.
Skorzystałam jeszcze z toalety a następnie wróciłam do rodzicielki aby jej pomóc.
- O której wraca tata?- zapytałam.
- Około 16 powinien być. Godzina 18 na pewno odpowiada Justin’owi?
- Tak, nie musisz się tym martwić. – uśmiechnęłam się lekko i zabrałam się za krojenie papryki.


Kiedy zegarek wybił godzinę 17 przełożyłam mięso do naczynia żaroodpornego, które po chwili wstawiłam do piekarnika, ustawiając odpowiedni czas.
- Idę wziąć prysznic.- powiedziałam i nie czekać na reakcje rodzicielki, która właśnie doprawiała surówkę, uciekłam na górę.
Skrzywiłam się kiedy wbiegając na korytarz znajdujący się na piętrze, zderzyłam się z tatą.
- Przepraszam.- wymamrotałam, rozmasowując moje bolące czoło.
- Mam zamiar dogadać się z Justin’em, więc nie musisz próbować mnie zabić.- zażartował. Zaśmiałam się krótko i ominęłam go, kierując się do pokoju.

Po kilku minutach bezsensownego stania w garderobie i przyglądaniu się ubraniom, w końcu zdecydowałam się na czarne rurki oraz kremową koszulę. Wygodnie i w miarę elegancko.
Z komody zabrałam świeżą bieliznę i zamknęłam się w łazience. Wyjęłam z kieszeni telefon i odłożyłam go na szafkę. Zdjęłam z siebie ubrania, a następnie wskoczyłam pod prysznic. Umyłam szybko głowę oraz ciało i opuściłam kabinę, uprzednio zakręcając wodę. Wytarłam ciało w miękki ręcznik, a następnie owinęłam się nim w tali. Rozczesałam włosy i wysuszyłam je. Po kilku sekundach zamyślenia, postanowiłam zrobić lekkie loki, lecz najpierw ubrałam się. Zrobiłam lekki makijaż, popsikałam szyję perfumami, wrzuciłam niepotrzebne ubrania do kosza i zabrałam telefon odkładając go w pokoju na szafkę nocną. Założyłam jeszcze na nogi czarne balerinki i wyszłam z pokoju.
Zatrzymałam się w połowie schodów kiedy do moich uszu dotarł dźwięk rozmowy i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybym nie rozpoznała głosu Justin’a.
Wciągnęłam powietrze do płuc a następnie wypuściłam je, powoli schodząc na dół.
Przełknęłam ślinę, kiedy stanęłam na kafelkach w korytarzu a potem wkroczyłam do salonu, gdzie przy stole siedzieli już moi rodzice wraz z moim chłopakiem.
- Cześć.- przywitałam się zwracając tym uwagę szatyna.
Chłopak obrócił głowę w moją stronę, uśmiechnął się szeroko a następnie wstał od stołu, podchodząc do mnie, aby mnie przytulić.
- Cześć, kochanie.- wymruczał prosto do mojego ucha, a następnie przygryzł je lekko, korzystając z okazji, że stoi plecami do moich rodziców.
Odsunęłam się od Justin’a, ponieważ nagle stało mi się naprawdę gorąco. Chwyciłam dużą dłoń chłopaka i razem zajęliśmy miejsca przy stole.
- Dogadujecie się.- stwierdziłam, spoglądając raz na tatę, raz na mamę.
- Obiecaliśmy, że spróbujemy to wszystko zaakceptować, więc staramy się dotrzymać obietnicy. Pomijając te wszystkie sytuacje, Justin’a wydaje się być miłym chłopakiem.- podniosłam lekko do góry lewą brew, lecz nie skomentowałam tego.
- Cieszę się.- oblizałam dolną wargę, nie wiedząc co innego mogłabym powiedzieć.
- Więc skoro już dołączyłaś to zjedźmy, a potem porozmawiamy.- powiedziała mama i jako pierwsza sięgnęła po jedną z głównych potraw.



- Więc Justin…- zaczął tata, spoglądając przez chwilę na moją mamę. Odruchowo złapałam dłoń Justin’a pod stołem i ścisnęłam ją. Widziałam, że moi rodzice również są zdenerwowani, a tata o wiele bardziej próbuje się pilnować aby nie powiedzieć niczego nieodpowiedniego. Z jednej strony było to dość zabawne, ponieważ przy pierwszym spotkaniu Justin’a był strasznie wścibski, a teraz wiedząc kim tak naprawdę jest mój chłopak starał się hamować najbardziej jak tylko mógł i myślę, że mogło to być spowodowane jakimś rodzajem strachu.- Nie masz już żadnych problemów z policją?- Justin ścisnął lekko moją dłoń i oblizał dolną wargę.
- Wszystko się wyjaśniło.
- To wspaniale. Wiem, że to nie moja sprawa, ale ze względu że spotykasz się z moim jedynym dzieckiem… zamierzasz znaleźć sobie pracę? Taką normalną.- tata przeniósł spojrzenie najpierw na mnie a następnie na Justin’a.
Szatyn uśmiechnął się lekko i westchnął, opierając się wygodnie o krzesło.
- Jak na tą chwilę mam wystarczająco pieniędzy i nie muszę szukać pracy. Może kiedyś, ale nie teraz.
- Więc dalej masz zamiar zabijać ludzi?
- Tato…- skarciłam go i przełknęłam nerwowo ślinę, kiedy zauważyłam że ciało Justin’a spięło się.
- Zadałem tylko pytanie, Kathe i chce poznać odpowiedź, jeśli to nie problem. Obiecałem że spróbuje was zaakceptować, więc to zrobię, mimo wszystko. Żadnych tajemnic. - Tata uśmiechnął się do mnie lekko i oparł łokieć na stole.
- Nie zabijam ludzi dobrych, lecz tych którzy na to zasłużyli. Nic nie dzieje się bez powodu.-wyjaśnił Bieber ignorując poprzednie słowa mojego ojca.
- Możemy o tym nie rozmawiać?- posłałam mamie błagające spojrzenie, milcząco prosząc ją aby mnie poparła.
- To pytanie powinien zadać mój mąż, lecz może ja to zrobię.- mama uśmiechnęła się lekko. – Traktujesz związek z Kathe poważnie? To nie jest żadna przygoda?
- Nie, nie jest.- Justin odpowiedział od razu, bez chwili zawahania. – Kocham ją.
Na moich policzkach pojawiły się lekkie rumieńce oraz uśmiech, więc spuściłam głowę w dół aby nikt w pomieszczeniu tego nie zauważył.
- Pamiętaj chłopcze, że jeśli ją skrzywdzisz to ja skrzywdzę Ciebie, twoją własną bronią i nic mnie nie powstrzyma.- oznajmił nagle tata. – Moją najważniejszą kwestię mamy za sobą, ale na poważnie… ja nie żartuje.
- Więc chyba mogę spać spokojnie.- Głowa szatyna obróciła się w moją stronę, a następnie chłopak nachylił się w moją stronę cmokając moje czoło.
Ponownie spłonęłam czerwienią, lecz tym razem spojrzałam na rodziców. Oboje uśmiechali się, lecz przechylona w bok głowa rodzicielki uświadamiała mnie, że to ona jest bardziej zachwycona.
- Jest jeszcze jedna sprawa…- zaczął ponownie tata. Justin odsunął się ode mnie i zajął swoją wcześniejszą pozycje. – Kathe opowiedziała nam trochę o tym dlaczego to robisz, lecz nie ukrywam oboje z żoną chcielibyśmy abyś lepiej nam to wyjaśnił. Grając w otwarte karty, lubię Cię Justin i naprawdę wolałbym abyśmy się dogadali, więc będzie lepiej jeśli będziemy wobec siebie szczerzy.
- Co chcielibyście wiedzieć?- wiedziałam że Justin’owi nie najłatwiej było o tym mówić i naprawdę doceniałam fakt, że jest w stanie zrobić to dla mnie.
- Może zacznijmy od początku. To prawda, że rodzice wyrzucili Cię z domu?
Justin przetarł wolną dłonią usta a następnie zacisnął lekko wargi.
- Prawda. Byłem problemowych dzieciakiem i pewnego razu brat mojego najlepszego przyjaciela doniósł na nas policji. Mój ojciec wyrzucił mnie od razu po wizycie policji. Tak naprawdę od tego wszystko się zaczęło. Musiałem sobie jakoś radzić, więc poszedłem najprostszą drogą, która doprowadziła mnie do tego miejsca w którym jestem.- oznajmił szatyn.
Zaczęłam gładzić kciukiem dłoń Justin’a, próbując pokazać mu tym gestem że cały czas jestem obok niego.
- Co do kwestii waszego poznania? Opowiedzieliście nam prawdziwą wersje?- tym razem głos zabrała mama.
Zaśmiałam się cicho.
- Może teraz to ja odpowiem.- oznajmiłam i uśmiechnęłam się do mamy. – Część ze szkołą jest prawdziwa. Wpadłam na niego podczas wychodzenia z sali gimnastycznej i trochę się posprzeczaliśmy. Potem mieliśmy jeszcze kilka nie miłych spotkań i sama nie wiem kiedy, ale znaleźliśmy wspólny język, chodź Justin trochę się opierał.- zaśmiałam się i spojrzałam na szatyna, który spojrzał na mnie z podniesioną w górę lewą brwią. – No co?
- Przecież nic nie mówię.



Nasza rozmowa trwała jeszcze prawie 4 godziny i zdecydowanie nie było niekomfortowo.
Justin wstał od stołu kiedy nadeszła pora aby wrócił do domu i wyciągnął dłoń w stronę mojego ojca, aby się pożegnać.
- Jest późno, jeśli chcesz możesz tutaj zostać.- oznajmiła nagle mama i spojrzała na ojca, który nie wydawał się aby miał coś przeciwko.
Uśmiechnęłam się szeroko, ponieważ to był definitywny fakt, że moi rodzice lubią Justin’a i mimo że jest niebezpiecznym człowiekiem, mają do niego zaufanie. Miałam ochotę skakać ze szczęścia jak mała dziewczynka.
Justin również wydawał się być zaskoczony propozycją moich rodziców, przez co spojrzał w moim kierunku z podniesionymi w gorę brwiami. Kiwnęłam lekko głową, więc chłopak ponownie przeniósł wzrok na moich rodziców.
- Jeśli to nie problem.
- Oczywiście, że nie. Domyślam się również, że to nie będzie pierwszy raz kiedy będziecie spać razem w jednym łóżku, więc nie będę was rozdzielać do innych pokoi.
- Drzwi mają zostać otwarte i jeśli usłyszę jakikolwiek podejrzany dźwięk, obiecuje wam, że wparuje wam do pokoju.- oznajmił nagle tata, przerywając mamie.
Zaśmiałam się i kiwnęłam głową.
- Jasne, tato. – przewróciłam oczami, nie przestając się śmiać.
-Możecie iść do siebie. Przyniosę Ci zaraz ręcznik, Justin.
- Dziękuje.- chłopak kiwnął głową i złapał moją dłoń, wycofując się z salonu w kierunku schodów.
Od razu po wejściu do pokoju chłopak położył się na moim łóżku a ja zamknęłam za nami drzwi, podbiegłam następnie do chłopaka i rzuciłam się na niego.
- Cholera.- jęknął szatyn, lecz chwycił dłońmi moje biodra abym nie spadła.
- Kocham Cię.- oznajmiłam, uśmiechając się szeroko.
- Ja też Cię kocham, mała.- Justin złożył pocałunek na mojej szyj i przygryzł lekko pocałowaną wcześniej skórę.
Odchyliłam na bok głowę, nie przestając się uśmiechać, a następnie przysunęłam swoją twarz do twarzy chłopaka. Zagryzłam lekko dolną wargę i nie musiałam czekać długa aż usta Justin’a złączyły się z moimi. Odwzajemniłam pocałunek, delikatnie przygryzając dolną wargę chłopaka. Jęknęłam cicho, kiedy poczułam język Justin’a we wnętrzu swoich ust, więc dołączyłam i swój. Jedna dłoń szatyna wsunęła się pod moją koszulę, delikatnie masując moje plecy. Usiadłam wygodnie na biodrach chłopaka, nawet na chwilę nie rozłączając naszych ust. Druga dłoń Justin’a zsunęła się na moje udo i ścisnęła je lekko. Poruszyłam się delikatnie na biodrach chłopaka, przez co ten nagle sapnął. Odsunęłam się na chwilę od Bieber’a aby napełnić nasze płuca nową dawką powietrza a następnie ponownie połączyłam nasze usta.
-Kathe…- wymamrotał chłopak odsuwając się na kilka milimetrów, przez co jego wargi w dalszym ciągu dotykały moich. Mruknęłam pod nosem, dając mu tym znać, aby kontynuował. – Wyjedźmy stąd.



piątek, 10 lutego 2017

Rozdział 77: Wszystko będzie dobrze.



Kathe POV’
- Dlaczego mnie pocałowałeś? Mogłeś po prostu odjechać albo z nimi pogadać.- zagryzłam wargę, przypatrując się leżącemu na łóżku chłopakowi.
- Nie miałem pieprzonego zamiaru przed nimi uciekać.- otworzył oczy i spojrzał na mnie poważnie.
- Po prostu… nie rozumiem, dlaczego akurat mnie pocałowałeś.- podniosłam lekko brwi do góry, chrząkając nerwowo.
- Nie mam zamiaru rozmawiać z ludźmi, którzy sami pozbyli się mnie z domu… to było najlepsze co mogłem zrobić.- zagryzłam wargę, powoli kiwając głową.
- Mogli zobaczyć przez te jebane kilka minut jak wiele stracili. Nie byli w stanie poznać mojej dziewczyny, ani brać udziału w moim życiu. To w jaki sposób Cię pocałowałem sam za siebie świadczył, że jesteś dla mnie kimś ważnym. Jestem pewny, że matka właśnie ryczy zdając sobie sprawę, że nigdy nie będzie mogła ze mną pogadać, ani mnie dotknąć, a ojciec próbuje ją pocieszyć, tak naprawdę zastanawiając się skąd miałem kasę na takie auto. To był pewien rodzaj skopania im dupy przez ich samych.
Westchnęłam i podeszłam do łóżka kładąc się obok Justin’a.
- A co z moimi rodzicami?- zapytałam, starając się zejść z niewygodnego tematu.
- A co z nimi nie tak?- Justin obrócił się w moją stronę i zarzucił prawą rękę na moje ciało.
-Musimy odbyć tą „szczerą rozmowę”.- westchnęłam, przymykając na chwilę oczy.
- Jutro masz szkołę, a i mi wypadałoby w końcu się tam pojawić, skoro to moje ostatnie pieprzone miesiące w tym popieprzonym budynku, więc myślę że najlepszym dniem będzie sobota.- pokiwałam lekko głową i otworzyłam oczy, przypatrując się szatynowi.
- Tak właściwie… dlaczego poszedłeś do szkoły? Wiesz… chodzi mi o to, że nie wyglądasz na osobę która chciałaby się uczyć i wcale nie musiałeś do niej iść, skoro zaczynałeś wszystko od nowa, w nowym mieście.- złapałam jedną dłonią koszulkę chłopaka, zaczynając się nią bawić.
- Nie musiałem iść i nie chciałem tego, ale kiedyś mieliśmy kilka spraw i aby je rozwiązać ktoś musiał zapisać się do szkoły aby dotrzeć do problemu, którego rozwiązanie znajdowało się w kilku młodych chłopakach. Poświęciliśmy się z Ryan’em, a potem na światło dzienne wyszło to czym się zajmujemy i mimo że praktycznie nie mieliśmy żadnej pozytywnej oceny i same nieobecności to nauczyciele przepuszczali nas z roku na rok, aby jak najszybciej się nas pozbyć. Więc w sumie za kilka miesięcy kończę szkołę praktycznie do niej nie chodząc.- uśmiechnął się.
- Idiota ma zawsze lżej.- skomentowałam, lecz nieco za późno zorientowałam się co opuściło moje usta.
- Co powiedziałaś?- chłopak odsunął się lekko i spojrzał na mnie mrużąc oczy.
- To znaczy…- zamilkłam nie mając pojęcia jak się wytłumaczyć.
Odsunęłam się gwałtownie od chłopaka, kiedy jego ręce spoczęły na mojej klatce piersiowej.
- Nawet nie waż się mnie łaskotać!- oznajmiłam nieco za głośno.
Zmarszczyłam brwi kiedy chłopak uśmiechnął się szeroko i jęknęłam kiedy rzucił się na mnie, przygniatając moje ciało swoim, a następnie złapał moje dłonie i przytrzymał je nad moją głową.
-Dobra, przepraszam! Nie jesteś idiotą.- oznajmiłam szybko, zanim Bieber wykonał następny ruch.
- Za późno.- Justin wyszczerzył się ponownie i nachylił się nad moją szyją przejeżdżając po niej nosem, a następnie zaczynając ją całować. Przymknęłam oczy i westchnęłam zadowolona. Ręce szatyna zjechały powoli w dół po moim ciele, aż dotarły do moich bioder. Justin wsunął dłonie pod moją koszulkę i odsunął się zaczynając mnie łaskotać. Zapiszczałam i zaczęłam się szarpać, próbując uciec od łaskoczącego dotyku chłopaka.
- Przestań!- krzyknęłam śmiejąc się i kopiąc nogami, próbując zrzucić chłopaka z mojego ciała, lecz na próżno. - P-proszę, Justin! Przestań!- przymknęłam oczy czując łzy w kącikach moich oczu, spowodowanych śmiechem.
Bieber odsunął się i nachylił się nad moją głową, całując mnie w czoło.
- Kocham Cię.- wymamrotał schodząc z mojego ciała i zajmując pustą stronę łóżka, znajdującą się po mojej prawej stronie.
Westchnęłam zadowolona i przetarłam rękoma moją obolałą klatkę piersiową. Przytuliłam się do boku Justin’a i przymknęłam oczy.
Mój mózg od razu zaczął przetwarzać wczorajsze wydarzenia, więc wiedziałam że muszę przerwać tą przyjemną atmosferę panującą między nami, aby porozmawiać z chłopakiem.
- Pamiętasz co mówiłeś wczoraj?- zapytałam i odsunęłam się lekko do tyłu, aby móc widzieć całkowicie jego twarz.
Bieber pokiwał niepewnie głową.
– Co miałeś na myśli mówiąc, że niepotrzebnie pchałeś się w popieprzony związek? –Justin uśmiechnął się lekko i ponownie mnie do siebie przytulił.
- To było głupie i uwierz żałuje, że to powiedziałem, bo w sumie nawet nie miałem tego na myśli. Kocham Cię i nic tego nie zmieni. Jestem wdzięczy losowi, że postawił Cię na mojej drodze i dzięki tobie mogę zaznać chodź odrobinę normalnego życia i miłości. Nie żałuje że jesteśmy razem i nigdy tego nie zrobię, rozumiesz?- pokiwałam niepewnie głową. – Pytałem czy rozumiesz.- chłopak powtórzył wcześniejsze pytanie.
- Rozumiem.
- Cieszę się, kochanie.- przytulił mnie mocniej.
- Będziemy leżeć tu tak do końca dnia?- zapytałam, po raz kolejny zmieniając temat.
- Moja kolej żeby zatankować jedno z aut, więc pewnie zrobię to dzisiaj, a potem porobimy coś razem.- odpowiedział, na co pokiwałam głową.


Leżałam na łóżku Justin’a przeglądając portale społecznościowe w moim telefonie i od czasu do czasu lajkując kilka zdjęć. Zablokowałam telefon i odłożyłam go obok siebie, kiedy nic ciekawego nie zwróciło mojej uwagi. Westchnęłam i oparłam głowę o poduszkę, lecz wyprostowałam się po kilku minutach, kiedy usłyszałam zamieszanie na dole. Wstałam z łóżka i zabierając ze sobą telefon zeszłam na dół, po drodze chowając urządzenie do kieszeni moich spodni.
Zmarszczyłam brwi i zatrzymałam się gwałtownie na ostatnim schodku, kiedy przede mną przebiegł Max. Oblizałam wargi i zeskoczyłam z ostatniego stopnia, szybkim krokiem podążając w kierunku salonu, skąd było słychać resztę chłopców.
- Zamknij się, wszystko ustaliliśmy. Skoro on jest zdolny do zaatakowania, ja będą zdolny aby go zabić. Dostał swoje pieprzone ostrzeżenie, ale najwyraźniej nie wziął go na poważnie.- oznajmił ostro Ryan i schował broń z tyłu, zza pasek swoich spodni.
- Co się dzieje?- zapytałam, zwracając tym na siebie uwagę.
­- Justin miał wypadek.- oznajmił Chaz, przez co gwałtownie się spięłam, a moje nogi ugięły się pod ciężarem mojego ciała i gdyby nie ściana której w porę zdołałam się złapać, prawdopodobnie upadłabym na podłogę.
Luke podszedł do mnie szybkim krokiem i podtrzymał mnie w tali.
- Spokojnie wszystko jest dobrze, a on jest cały.- chłopak uśmiechnął się lekko.
Wypuściłam drżące powietrze z płuc i przełknęłam nerwowo ślinę, czując pieczenie oczu.
- Co się stało?- zamrugałam powiekami, przyglądając się każdemu po kolei.
- Wydaje nam się że to sprawka Rogers’a. Ktoś wjechał w Bentley’a.- wytłumaczył Chis.
- Myślałam że go zabiliście. Mówiliście, że wszystko poszło tak jak tego chcieliście.- pokręciłam głową nic z tego nie rozumiejąc i chwyciłam ramię Luka, chcąc utrzymać się w pionie.
- Mimo że Rogers był popieprzonym człowiekiem, to ze względu na Ryan’a nie chcieliśmy go od razu zabijać. Stwierdziliśmy że jeśli jest mądrym dzieciakiem sam zrozumie w jakie gówno się pakuje i zrezygnuje, ale najwyraźniej się pomyliliśmy. Na jego oczach wybiliśmy mu wszystkich ludzi i dostał wyraźne ostrzeżenie aby się wycofał póki nie jest za późno, ale kurewsko mało sobie z tego zrobił.- wytłumaczył Chaz.
- Jedziecie do Justin’a?- spojrzałam na Ryan’a, który pokiwał lekko głowa.
- A potem zajmiemy się moim popieprzonym bratem.- dodał.
- Jadę z wami.- oznajmiłam pewnie.
- Nie Kathe, nie…
- Nie obchodzi mnie to, chce jechać z wami po Justin’a. Chyba nie myślicie że będę spokojnie tutaj czekać aż z nim wrócicie?- Ryan westchnął i rozejrzał się dookoła.
- W porządku. Zrobimy inaczej. Luke pojedziesz z Kathe po Justin’a, a my pojedziemy od razu zająć się Rogers’em.- wszyscy pokiwali głową zgadzając się i kilka minut później wszyscy siedzieliśmy już w samochodach.
- Skąd wiecie że nic mu nie jest?- spojrzałam na Luka, zaciskając palce na moich kolanach i wpatrując się w przednią szybę.
- To on nas powiadomił, co się stało.- pokiwałam głową i zacisnęłam powieki, modląc się aby chłopak naprawdę był cały i zdrowy.


Wciągnęłam gwałtownie powietrze do płuc kiedy moim oczom ukazał się czarny terenowy samochód wciśnięty w Bentey’a od strony pasażera.
Aż dziwne, że nikt się jeszcze tym nie zainteresował.
Wyskoczyłam z samochodu, nie czekając aż Luka zatrzyma całkowicie auto i pobiegłam w kierunku Bentey’a. Moje usta drgnęły, kiedy dostrzegłam Justin’a siedzącego na ziemi, a konkretnie opierającego się plecami o drzwi kierowcy. Podbiegłam do chłopaka i uklęknęłam przy nim. Moje ciało zaczęło nienaturalnie drżeć kiedy dostrzegłam że oczy chłopaka są zamknięte, a z jego czoło przez całą twarz spływa ścieżka krwi. W mojej wyobrażani od razu zaczęły pojawiać się najgorsze scenariusze. Dotknęłam dłonią policzka chłopaka i zaszlochałam nagle, kiedy ten nie zareagował.
- Justin!- krzyknęłam i potrząsnęłam ramieniem chłopaka, lecz bez żadnych rezultatów.
- Odsuń się.- oznajmił Luke zza moich pleców. Wykonałam szybko polecenie chłopaka, ocierając moje mokre policzki. Chłopak nachylił się nad klatką piersiową szatyna, prawdopodobnie nasłuchując bicia serca. – Żyje. Chwyć jego nogi i mi pomóż.- chwyciłam dolne koniczyny Justin’a, natomiast Luke złapał chłopaka pod ramionami i razem udało nam się donieść go do samochodu. Najdelikatniej jak się dało położyłam jego nogi na twardym podłożu ulicy i otworzyłam tylne drzwi w samochodzie, następnie pomagając ułożyć Justin’a na tylnych siedzeniach. Moje ciało nie przestawało się trząść, ale musiałam powstrzymywać się od płaczu, jeśli naprawdę chciałam pomóc.
- Wsiadaj.- szybko obiegłam samochód dookoła i zajęłam miejsce pasażera, lecz po chwili przeniosłam się do tyłu, siadając na podłodze samochodu i łapiąc dłoń Justin’a.
- Co teraz?- obróciłam głowę w kierunku Luka, który właśnie z piskiem opon wjeżdżał na jedną z głównych ulic w Los Angeles.
- Musimy zawieść go do szpitala, bo nie wiemy jak długo jest nie przytomny.- oznajmił chłopak.
Popatrzyłam na zakrwawioną twarz Justin’a i ignorując jego zakrwawione wargi, pochyliłam się do przodu składając na nich lekki pocałunek.
- Wszystko będzie dobrze.- oznajmiłam cicho, po chwili wycierając łzy z moich policzków.


W połowie drogi do szpitala, usłyszałam ciche jęki dochodzące od strony Justin’a które sprawiły, że moje serce zaczęło szybciej bić.
- Jestem przy tobie, skarbie. To ja, Kathe. – chwyciłam dłoń Justin’a i wpatrywałam się w twarz szatyna, chcąc upewnić się czy moja wyobraźnia nie próbuje mnie oszukać, ponieważ na twarzy Justin’a nie dostrzegłam żadnych zmian. Odetchnęłam z ulgą kiedy poczułam lekki uścisk na mojej dłoni. W tej samej chwili na czole chłopaka pojawiła się lekka zmarszczka.
- Wszystko będzie dobrze, kochanie. Tylko nie odpływaj.- ponownie złożyłam lekki pocałunek na jego ustach.
- Obudził się?- zapytał Luke zza kierownicy.
- Tak, ale nie otworzył oczu.


Po tym jak dotarliśmy do szpitala, lekarze oraz pielęgniarki zajęli się Justin’em, a ja wraz z Luke’em udałam się do recepcji, aby podać kilka najpotrzebniejszych informacji na temat Justin’a. Jeden z lekarzy rozmawiał przez chwilę z Luke’em, chcąc dowiedzieć się jak doszło do wypadku, co chłopak wytłumaczył wypadkiem drogowym, którym niby zajmowała się już policja. Miałam ochotę nawrzeszczeć na Justin’a, kiedy lekarz oznajmił że tak mocna rana na czole chłopaka jest przyczyną jego omdlenia i mogło dość do niej podczas wypadku, kiedy Justin uderzył głową o kierownicę, ponieważ prawdopodobnie nie miał zapiętych pasów, a ja doskonale wiedziałam, że właśnie tak było.
Następnie zajęłam wraz z Luke’m wolne krzesła na korytarzu, a już kilkanaście minut później wrócił do nas ten sam lekarz oznajmując że tomografia głowy, nie pokazała niczego podejrzanego i zostawią Justin’a na obserwacji do rana, aby upewnić się czy aby na pewno z chłopakiem jest wszystko okay. Dopiero na sam koniec dowiedzieliśmy się, że Justin wybudził się już całkowicie i czuje się już o wiele lepiej, lecz nie można go odwiedzić, ponieważ musi odpoczywać.
- Zadzwonię do chłopców i powiem im co się dzieje.- pokiwałam głową i oparłam łokcie na kolanach po chwili opierając na nich podbródek.
- W porządku.

Schowałam twarz w dłoniach nie mogąc uwierzyć w nasz cholerny pech. Dlaczego to zawsze Justyn’owi musiała dziać się największa krzywda. Nie próbuje powiedzieć, że wolałabym aby inny z chłopców był ranny, ale przerażał mnie fakt, że to zawsze przydarza się Justin’owi.
Podniosłam się z niewygodnego krzesła i skierowałam się pod salę Bieber’a. Musiałam go zobaczyć. Przed wejściem do środka upewniłam się czy w pobliżu nie kręcą się żadne pielęgniarki i lekarze, a następnie wkroczyłam do środka, zamykając za sobą po cichu drzwi.
Przełknęłam nerwowo ślinę, kiedy dostrzegłam Justin’a leżącego na łóżku z zamkniętymi powiekami i niewielkim opatrunkiem na czole. Przysunęłam krzesło bliżej łóżka i usiadłam na nim, następnie wsłuchując się w spokojny oddech chłopaka.