środa, 18 stycznia 2017

Rozdział 70: Żartowałem.



Kathe POV’

Machnęłam dłonią, chcąc pozbyć się denerwującego uczucia, kiedy poczułam łaskotanie na szyj. Przekręciłam się na drugi bok i nie musiałam czekać długo, aż znowu poczułam dziwne smyranie. Jęknęłam niezadowolona i niechętnie otworzyłam oczy. Mój wzrok od razu spoczął na uśmiechniętym chłopaku, kucającym obok mojego łóżka.
- Co ty tu robisz?- zmarszczyłam brwi, a następnie zakryłam głowę kołdrą, chcąc spać dalej.
- Pora wstawać, śpiochu.- Bieber zerwał ze mnie ciepłą kołdrę, przez co wydałam z siebie dziwny dźwięk, kiedy moje ciało zetknęło się z zimnym powietrzem.
-Oddawaj. -wyciągnęłam dłoń w kierunku kołdry, lecz chłopak pokręcił głową i rzucił ją jak najdalej ode mnie, a następnie praktycznie położył się na mnie.
- Złaś, grubasie.- wymamrotałam. Szatyn oparł ciężar ciała na swoich łokciach, przez co dało się znieść jego ciężar.
- Wstawaj, jeśli chcesz jechać do szkoły ze swoim wspaniałym chłopakiem.- przejechał delikatnie nosem po moim policzku, przez co się uśmiechnęłam, bo to łaskotało.
Westchnęłam, aż w końcu pokiwałam głową.
- Okay, wstanę.- chłopak sturlał się obok mnie i kiedy wstawałam klepnął mnie w tyłek.
Nie skomentowałam ruchu szatyna, lecz pognałam w kierunku balkonu aby zamknąć go i pozostawić chodź resztki ciepła w pokoju.
Zabrałam z garderoby czarne jeansy i bluzę w kolorze khaki, ponieważ wiedziałam już, że na dworze nie jest za ciepło.
Przeszłam przez pokój, ignorując rozwalonego Justin’a na moim łóżku i zamknęłam się w łazience.
Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i zwiozłam włosy w kucyk. Zrobiłam lekki makijaż, spryskałam szyję perfumami i wyszłam z pomieszczenia. W pokoju ubrałam na nogi skarpetki i obróciłam się w stronę szatyna, który w dalszym ciągu leżał na moim łóżku z przymkniętymi powiekami.
Przechyliłam głowę na bok, przypatrując się chwilę chłopakowi, aż w końcu rozpędziłam się i wskoczyłam na Bieber’a, przez co ten wydał z siebie głośny jęk.
- No cześć!- uśmiechnęłam się szeroko i zatrzepotałam niewinnie rzęsami.
- Złaś ze mnie, kobieto!- Justin zrzucił mnie delikatnie ze swojego ciała i sam usiadł na mnie podwijając moją bluzę do góry i zaczynając mnie łaskotać.
- Nie, przestań!- zakryłam dłonią usta, ponieważ byłam pewna, że rodzice są jeszcze w domu.
Zaczęłam szarpać się, próbując wyrwać się z uścisku chłopaka, aż w końcu zrzuciłam go na podłogę.
- Cholera.- jęknął i położył się na podłodze, zamykając oczy i prawdopodobnie udając nieżywego.
Zaśmiałam się kręcąc głową i usiadłam na łóżku, szturchając go nogą, kiedy nie zareagował zeskoczyłam z łóżka, uważając przy tym aby go nie nadepnąć.
- Trudno.- mruknęłam i zaczęłam się oddalać, lecz w ostatniej chwili Justin złapał mnie za nogę i pociągnął za nią, przez co straciłam równowagę i upadłam na szatyna.
- Ktoś tu ma wyjątkowo dobry humor.- zaśmiałam się i wstałam, kucając przy chłopaku.
Justin wzruszył ramionami i uśmiechając się, podniósł się na łokciach w górę i cmoknął mnie w usta.
- Mimo, jak bardzo nie chce się stąd ruszać, musimy się zbierać, jeśli nie chcemy się spóźnić.- tym razem to ja cmoknęłam usta chłopaka i wstałam, zabierając swoją torebkę i chowając do niej telefon.
- Za 5 minut na dole?- pokiwałam głową i podeszłam z chłopakiem do balkonu, otwierając drzwi. Upewniłam się czy chłopak bezpiecznie dotarł na ziemię i dopiero wtedy zamknęłam szklaną powierzchnię.
Zbiegłam na dół, założyłam buty w korytarzu i dopiero wkroczyłam do kuchni.
- Dzień Dobry.- przywitałam się z rodzicami
- Już myślałam, że nie wstaniesz.- oznajmiła mama.
- A jednak- zabrałam jabłko ze stołu i obróciłam się na pięcie z zamiarem opuszczenia domu.
- A śniadanie?- zapytała mama, patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Jabłko mi wystarczy, zjem coś w szkole. Nie martw się.- uśmiechnęłam się i wybiegłam z domu, przy okazji wgryzając się w owoc.


Wsiadłam do samochodu Justin’a i odłożyłam swoją torbę na podłogę. Krzyknęłam na chłopaka, kiedy zabrał mi jabłko i wgryzł się w nie, oddając mi połowę mojego śniadania.
Westchnęłam i zapięłam wolną dłonią pas.


Od razu po przekroczeniu progu szkoły zdałam sobie sprawę, że wzrok wszystkim spoczął na mnie i Justin’ie.
Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję.
- Ignoruj to, mała.- szatyn objął mnie ramieniem.
Pokiwałam głową i skręciłam w kierunku mojej szafki, przy której czekała już na mnie moja przyjaciółka. Emilly uśmiechnęła się szeroko na nasz widok i przywitała się ze mną buziakiem w policzek. Wyjęłam z szafki potrzebne książki i zatrzasnęłam metalową szafkę, następnie obracając się w kierunku Em i Justin’a.
- Idę do Ryan’a, jak dobrze pójdzie może zdążę na pierwszą lekcje.- chłopak mruknął okiem i pocałował mnie w usta.
Emilly przechyliła na bok głowę, przyglądając mi się z uśmiechem.
- Jak ja Ci zazdroszczę.- oznajmiła, kiedy Bieber oddalił się na wystarczającą odległość.
- Co masz na myśli?- zarzuciłam torbę na ramie i razem z przyjaciółką ruszyłam w kierunku sali, gdzie miała za kilka minut odbyć się nasza pierwsza lekcja, tego dnia.
- Świata po za tobą nie widzi. –uśmiechnęła się.
- Z wzajemnością.



Odetchnęłam z ulgą, kiedy w całej szkole rozbrzmiał dzwonek, oznaczający zakończenie dzisiejszych lekcji. Spakowałam się i razem z Emilly, opuściłyśmy klasę, nie słuchając dalszych słów nauczyciela. Wpakowałam niepotrzebne książki do szafki i wyszłam z Em przed szkołę, kierując się w stronę parkingu. Uśmiechnęłam się lekko, kiedy dostrzegłam Justin’a opierającego się o swój szary samochód.
- Więc do zobaczenia, wieczorem?- zapytała, na co pokiwałam głową, potwierdzając naszą wcześniejszą umowę.
- Pa.- pomachałam dziewczynie i ruszyłam w kierunku szatyna.
Bieber zauważając mnie, rzucił papierosa na ziemię i przydepnął go butem, a następnie rozłożył swoje ramiona, pozwalając mi się w niego wtulić.
-Cześć.- mruknęłam, przymykając oczy i zaciągając się cudownym zapachem jego perfum.
- Cześć, kochanie.
- Szukałam Cię na lunchu, ale nigdzie Cię nie było.- odsunęłam się od chłopaka.
- Wyskoczyłem na chwilę z Ryan’em do domu, a teraz chodź, chyba że chcesz tu spędzić całe popołudnie.- szatyn uśmiechnął się lekko i obszedł samochód, pochodząc do drzwi kierowcy i wsiadając do środka, więc również to uczyniłam, tyle tylko, że po swojej stronie.
Przewróciłam oczami, kiedy podczas zapinania pasów, poczułam wibracje w kieszeni.
Wyjęłam urządzenie z kieszeni i zmarszczyłam brwi widząc na wyświetlaczu połączenie od mamy.
Przesunęłam palcem po ekranie i przystawiłam telefon do ucha.
- Cześć, mamo.
- Kathe, kochanie, jest gdzieś koło Ciebie Justin?- przez chwilę wpatrywałam się w szybę, nie wiedząc co odpowiedzieć. Obróciłam głowę w kierunku chłopaka, który jak się okazało nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Jest, ale po co Ci Justin?- Bieber podniósł brwi do góry, wyraźnie zaciekawiony.
- W takim razie, daj mi go na chwilkę.- skrzywiłam się, nie mając pojęcia o co chodzi mojej rodzicielce.
Zakryłam drugą dłonią mikrofon i odsunęłam telefon jak najdalej od ust.
- Moja mama chce z tobą pogadać.- oznajmiłam, przypatrując się reakcji chłopaka, która była nad wyraz spokojna.
- Skoro tego chce.- szatyn wzruszył ramionami i wyciągnął w moim kierunku dłoń. Nie pewnie podałam chłopakowi telefon.
- Dzień Dobry, Pani Jonhson.- Bieber mrugnął do mnie okiem.
Jego mina wyraźnie spochmurniała, kiedy moja mama skończyła mówić. – Myślę, że mogę przyjść.- oznajmił po chwili i oparł głowę o kierownicę. – Nie, to nie będzie żaden problem, do zobaczenia.- Szatyn oddał mi telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, gdzie połączenie zostało już przerwane przez moją rodzicielkę.
- Co chciała?- oblizałam usta, zdenerwowana.
- Zaprosiła mnie na sobotnią kolacje.
- Co?!- krzyknęłam i zacisnęłam dłonie w pieści. – Jeśli ma zamiar zrobić, pieprzoną rodzinną kolację, którą uważam od początku za beznadziejny pomysł, to naprawdę się wkurzę. Do cholery, która matka urządza jakieś głupie podchody, żeby zaprosić chłopaka swojej córki na kolacje, bo jej dziecko oznajmiło, że tego nie zrobi?!- zakryłam twarz ręką, nie wierząc w głupotę mojej matki.
- Chwila… czyli twoja mama, już miała w zamiarze zaprosić mnie, tylko ty się nie zgodziłaś?- podniosłam gwałtownie głowę do góry, zdając sobie sprawę jak to zabrzmiało.
Obróciłam się w stronę chłopaka i złapałam jego dłoń.
- Źle to zabrzmiało, ale zacznijmy od tego, co dokładnie powiedziała Ci moja mama?
- No zaprosiła mnie na sobotnią kolacje, coś chyba podobnego jak za pierwszym razem.- sięgnął do kieszeni i wyciągnął paczkę papierosów wraz z zapalniczką.
- Myślę, że to będzie coś innego.- Bieber wykonał ruch ręką, pokazując mi tym, abym kontynuowała, podczas kiedy on odpalał papierosa. – Jakiś czas temu wpadła na pomysł żeby zaprosić na obiad moją ciotkę z wujkiem no i oczywiście ich dzieciaki. Nie miałam z tym jakiegoś większego problemu. Z Cody’m, ich synem dogadywałam się świetnie, natomiast z Ashley, ich głupią córkę mogłabym jakoś znieść przez te kilka godzin. Wszystko świetnie, aż moja mama nie zaproponowała żebym zaprosiła Ciebie. Trochę się z nią posprzeczałam i powiedziałam, że tego nie zrobię, chyba że nie zaprosi Ashley, co oczywiście jej się nie spodobało, bo tak nie wypada, a na koniec stwierdziła, że rozumie mnie, bo Ashley jest jaka jest i mam prawo być o Ciebie zazdrosna.- wydałam z siebie jęk niezadowolenia i oparłam głowę o szybę.
Justin położył swoją dłoń na moim kolanie.
- Więc nie chcesz żebym tam był tylko przez twoją głupią kuzynkę?
- Owszem.- podniosłam gwałtownie głowę.- Pamiętasz tą sytuacje, kiedy pod moim domem stało dziwne auto i zadzwoniłam do Ciebie, abyś to sprawdził?- chłopak pokiwał głową i zaciągnął się papierosem, więc kontynuowałam.- Wtedy właśnie przyjechała do mnie ta rodzinka i ta blond suka, którą określiłeś jako „niezłą”. To właśnie była Ashley,  blondynka której szczerze nienawidzę.- wciągnęłam powietrze do płuc, mając ochotę pojechać do pracy moich rodziców i zrobić im awanturę przy wszystkich ich znajomych, jak bardzo gdzieś mają zdanie własnej córki i jak świetnie wychodzi im planowanie za jej plecami.
- Kochanie…
- Co?!- przerwałam mu gwałtownie, na co chłopak się lekko uśmiechnął.
- Żartowałem.- zmarszczyłam brwi, nie wiedząc co ma na myśli.
-Możesz troszeczkę jaśniej?
- Ashley wcale nie była „niezła”, nawet dobrze jej się nie przyglądałem, cały czas mój wzrok spoczywał na tobie i tym fagasie, który Cię dotykał. Wiem, że zachowywałem się od początku jak kompletny kutas, ale tak naprawdę za każdym razem kiedy Cię widziałem, myślałem tylko o tobie i pieprzeniu Ciebie, nikogo innego.- roześmiałam się na słowa chłopaka.
- Mówisz jak typowy facet, Bieber.
- Może dlatego, że nim jestem.- wzruszył ramionami, uśmiechając się.
- Więc pewnie cieszyłeś się w środku jak dzieciak po dostaniu najlepszego lizaka, kiedy już Ci się udało, co?- przewróciłam oczami.
Justin nachylił się nade mną i przygryzł dolną wargę.
- Owszem, lecz teraz nie sex jest najważniejszy, kiedy mam Ciebie.- wyszeptał do mojego ucha i lekko je przygryzł. – Kocham Cię i nie obchodzi mnie żadna popieprzona Ashley, kochanie.
Bieber odsunął się i w końcu odpalił silnik, wyjeżdżając z parkingu.
Uśmiechnęłam się zadowolona, lecz w głąb siebie i tak wiedziałam, że w dniu kolacji, będę przejmować się wszystkim aż nazbyt.

5 komentarzy:

  1. Niewiem jak Ty to robisz ,ale to jest najlepsze ff jakie w życiu czytałam ,czekam na następny rozdział ,pozdrawaiam

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko...co to ma być. Czemu jej matka to zrobiła. ..biedna Kathe beszie się martwić a ta głupia Ashley pewnie będzie podrywać biebera.. szybowe następny 😍

    OdpowiedzUsuń
  3. Mama Kate zaczęła mnie denerwować ... To spotkie nie zakończy się dobrze , czuje to ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe jak wypadnie ten rodzinny obiad
    Świetny rozdzial ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń