poniedziałek, 9 stycznia 2017

Rozdział 67: Dziękuje.



Kathe POV’

Od dobrej godziny wpatrywałam się w śpiącego obok mnie chłopaka, przetwarzając wszystko w mojej głowie.
Westchnęłam cicho, przypominając sobie dzień w którym wpadłam na szatyna, wszystkie jego groźby skierowane w moją stronę i wszystkie sytuacje, w których miałam go serdecznie dosyć. Przymknęłam na chwilkę oczy, kiedy w mojej głowie pojawiły się urywki wszystkich naszych, poważnych rozmów.
To dziwne a zarazem niesamowite jak poznane przez przypadek osoby potrafią namieszać w naszym życiu i mimo, że ten związek nie wydawał się aby kiedykolwiek miał miejsce, to jednak dziękuje Bogu, za to, że dane było mi poznać kogoś tak zagadkowego a jednocześnie niesamowitego, kogoś kogo mogłam pokochać całą sobą.

Nachyliłam się nad policzkiem chłopaka i złożyłam na nim delikatny pocałunek. Zdjęłam z siebie dłonie Bieber’a i wstałam powoli. Wyszłam po cicho z pokoju, uważając przy tym aby się nie potknąć i nie narobić hałasu.
W kuchni nalałam sobie do szklanki soku i usiadłam przy wysepce kuchennej, wpatrując się w światło księżyca przedostające się przez okna, do salonu.
Chciałam aby wszystkie problemy zakończyły się całkowicie, ale wiedziałam że cisza i spokój nie idą w parze ze związkiem z Bieber’em.
Potrzebowałam tylko parę dni, aby spędzić je z chłopakiem, aby chodź na te kilka dni zdjąć z jego ramion ciężar ostatnich miesięcy.
Sięgnęłam po szklankę i pociągnęłam łyk, zimnego soku. Przymknęłam oczy i oparłam głowę o zimne kafelki, znajdujące się na wyspie kuchennej.
Za niecałe 24 godziny Justin będzie obchodził swoje 20* urodziny i postaram się aby przez ten jeden dzień odstresował się chociaż trochę i zapomniał o otaczających go problemach.
Podniosłam gwałtownie głowę do góry kiedy usłyszałam kroki i wpatrywałam się w wejście do salonu, wypatrując zbliżającej się osoby.
Uśmiechnęłam się lekko zauważając Ryan’a. Chłopak zatrzymał się w miejscu, kiedy mnie zauważył, a następnie westchnął i ruszył w moją stronę.
- Też nie możesz spać?- zapytał i otworzył lodówkę, wyciągając z niej ten sam sok, który spożywałam.
- Niestety.- wydęłam niezadowolona wargi i obserwowałam chłopaka, kiedy pociągnął kilka łyków z kartonu i odstawił go na poprzednie miejsce. – Jak się czujesz?- zapytałam po kilku minutach ciszy.
- W jakim sensie?- Ryan spojrzał na mnie i zajął wolne miejsce obok mnie.
- No wiesz… ta sytuacja z twoim bratem.
- No tak, mogłem się domyślić, że o to zapytasz.- zaśmiał się cicho.- Nie mam zamiaru płakać z powodu, że mój przyrodni brat próbuje mnie zniszczyć. Nigdy nie byliśmy blisko, takie jest życie… czasami musimy poświęcić bliskie osoby, które wcale niebyły nam bliskie, jeśli wiesz o co mi chodzi.- pokiwałam głową, rozumiejąc.
- Więc macie zamiar go zabić?
- Nie wiem, Kathe. Dostanie ostrzeżenie, jeśli nic sobie z tego nie zrobi, prawdopodobnie zginie. Taka już robota, trzeba zlikwidować zagrożenie, póki ono nie zlikwiduje nas. On albo my.
- Tak się zastanawiam…- chwyciłam ponownie w dłoń, prawie już pustą szklankę. – Zanim się pojawiłam, też było tak trudno? W sensie, czy z jednego problemu wchodziliście w drugi?
- Zazwyczaj oddzielały je kilkudniowe przerwy, ale mieliśmy już kilka sytuacji, że zmagaliśmy się z kilkoma sprawami na raz. To nic nowego.- pokiwałam głową. – A jak między tobą a Justin’em?
- W porządku. Dogadujemy się.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? No dalej Kathe… jestem przyjacielem Justin’a, ale i również twoim. Wszyscy traktujemy Cię jak członka tego domu, więc spokojnie możesz z nami pogadać.
- Wiem, dziękuje, ale naprawdę jest w porządku. Jasne, zdarza się, że jest chłodny w stosunku do mnie i czasami mam ochotę dać mu porządnie w twarz, bo niczym nie zawinię, a mam wrażenie jakby traktował mnie jak wroga, lecz jest ta druga strona która troszczy się o mnie i pokazuje jak bardzo mnie kocha. Kocham jego całość, nie wybraną prze siebie cześć, którą uważam za tą lepszą.- wzruszyłam ramionami, wpatrując się w swoje palce.
- Świata za sobą nie widzicie.- skomentował.
- Co?- zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na Butler’a.- Posłuchaj mnie uważnie Kathe. Wiem jak Justin się zachowuje i wiem, że potrafi być cholernym kutasem, ale potrafię rozróżnić kiedy odpycha od siebie ludzi, a kiedy próbuje ich chronić, uwierz mi. W jednej sekundzie może zachowywać się jak zakochany chłopczyk a w drugiej jak kompletny dupek, ale zauważ że to drugie ma zazwyczaj miejsce, kiedy w pobliżu pojawia się jakieś zagrożenie. On próbuje Cię chronić, a po prostu nie radzi sobie z tym wszystkim, boi się, że nie będzie mógł Cię ochronić i myśli że odpychanie Cię kiedy pojawiają się problemy sprawi, że będziesz mniej interesować się tym co robi i w ten sposób będziesz bardziej bezpieczna. – chłopak zabębnił palcami o kafelki, zastanawiając się - prawdopodobnie - nad swoimi następnymi słowami.- Dziękuje Ci.- zmarszczyłam brwi, zaskoczona jego słowami.
- Za co niby? Nie zrobiłam nic, w czym bym Ci pomogła.- przechyliłam na bok głowę.
Ryan uśmiechnął się.
- Justin to mój najlepszy przyjaciel, od małego. Po wyrzuceniu nas z domu, on pomagał mi a ja jemu, do czasu. Z miesiąca na miesiąc robiło się coraz gorzej. Nie byłem w stanie mu pomóc, Kathe, bo on nie potrafił pomóc samemu sobie. Ciągłe ataki agresji, niesamowita siła i nieprzewidywalność. Nigdy nie było wiadomo, jaki będzie jego następny ruch. Pod wpływem tego gorszego siebie, był w stanie zabić, każdego kto stanął mu na drodze i choćbym nie wiem jak starał się mu pomóc, nigdy by mi się nie udało. Dziękuje Bogu, że pojawiłaś się w jego życiu, dziewczyno. Myślę że w kryzysowych sytuacjach, już chyba zawsze będzie pojawiał się w nim ten demon, który pomaga mu przetrwać, ale pomagasz mu. Pomagasz mu to wszystko kontrolować. To trochę dziwne widzieć go tak bardzo pochłoniętego dziewczyną, ale cieszę się, cholernie się cieszę, że w końcu jest szczęśliwy, że w końcu napotkał na swojej drodze dziewczynę, dla której jest w stanie oddać życie.- chłopak uśmiechnął się.
Zagryzłam dolną wargę, starając się nie rozpłakać, lecz jedna samotna łza i tak spłynęła po moim policzku. Wytarłam ją szybko i pociągnęłam nosem.
- No weź, nie chciałem, żebyś przeze mnie płakała. Chodź tu.- rozłożył swoje ramiona. Bez wahania wtuliłam się w chłopaka, szepcząc ciche „Dziękuje”.- Zobaczysz będzie tylko lepiej.- potarł moje plecy.
Tkwiliśmy tak w uścisku kilka minut, aż nie usłyszeliśmy głośnego chrząknięcia. Oderwałam się od Ryan’a i popatrzyłam w kierunku salonu. Zagryzłam nerwowo wargę, wpatrując się w Justin’a, lecz szatyn nie odrywał wzroku od swojego przyjaciela.
- Przeszkodziłem wam w czymś?- zapytał, głosem pozbawionym uczuć.
- Tak, właśnie próbowałem odbić Ci dziewczynę.- zażartował Ryan, lecz grobowa mina Justin’a sprawiła że westchnął. – Żartuje, stary, wyluzuj. Tylko rozmawialiśmy. – Ryan poniósł się ze swojego miejsca i odprowadzany wzrokiem przyjaciela zniknął za ścianą.
- O czym rozmawialiście?- zapytał szatyn.
- O jego bracie, o mnie, o tobie.-oparłam się wygodnie o oparcie za mną.
- O mnie, możesz pogadać ze mną. Odpowiem na wszystkie twoje pytania.- oznajmił, zaplatając ramiona na klatce piersiowej.
- Nie zawsze się da.- wzruszyłam ramionami.
- Co to ma znaczyć?- warknął chłopak.
- Właśnie o tym mówię, czasami nie można z tobą pogadać Justin, ponieważ szybko się denerwujesz. Wiem, że masz problemy i naprawdę rozumiem wszystko, ale nie odpychaj mnie, kiedy dostrzegasz problemy, tylko ze mną porozmawiaj.- zeskoczyłam z krzesła i ruszyłam w kierunku chłopaka.
Bieber westchnął i rozłożył ramiona, przyciągając mnie do swojego torsu i obejmując w tali.
- Wiem, że tobie też jest ciężko, skarbie, ale poradzimy sobie z tym wszystkim, porozmawiamy i wyjaśnimy sobie pewne sprawy, ale wszystko na spokojnie. Jest późno i obydwoje potrzebujemy snu, aby odpocząć emocjonalnie od tego wszystkiego, co dzieje się ostatnio. Idziemy spać.- pocałował moje czoło i złapał moją dłoń, ciągnąc na górę.
- Tak w zasadzie, dlaczego się obudziłeś?- zapytałam kiedy znaleźliśmy się już w pokoju chłopaka.
- Bo nie było Cię przy mnie.- wzruszył ramionami.
- Ale przecież prawie na co dzień śpisz sam.
- Tak, ale potrafię rozróżnić kiedy brakuje kogoś przy moim boku, a kiedy śpię sam. Takie zdolności.- cmoknął moje usta i pomógł mi wejść na łóżko, a następnie położył się obok mnie, przykrywając nas kołdrą i przyciągając mnie do swojego torsu.
- Kocham Cię.- wyszeptał proste w moje ucho i mocno przytulił. Uśmiechnęłam się szeroko i wtuliłam w chłopaka.



Przeciągnęłam się z cichym jękiem, blokowana przez umięśnione ramiona Bieber’a. Otworzyłam szerzej oczy, kiedy poczułam coś twardego wbijającego się w mój tyłek. Nie musiałam wcale domyślać się, co to takiego. Spłonęłam czerwienią na policzkach i poruszyłam się niespokojnie, starając się przesunąć bardziej do przodu, co niestety nie udało mi się, ponieważ chłopak się przebudził.
- Gdzie się wybierasz?- wychrypiał.
- Chce wstać.- mruknęłam,
- I nie ma z tym nic wspólnego, mój kutas wbijający się w twój tyłek?- zaśmiał się chrapliwie.
- Justin!- skarciłam go, przez co ten zaczął bardziej się śmiać, na co przewróciłam oczami. Chłopak odsunął się do tyłu i podgiął lekko nogę w kolanie.
- Lepiej?- zapytał po chwili, na co przytaknęłam i wydostałam się z uścisku szatyna.


Przygotowałam śniadanie chłopcom i poprosiłam Justin’a aby odwiózł mnie do domu, ponieważ moi rodzice mogli wrócić w każdej chwili, lub już to zrobili.
Nie musiałam przejmować się, że rodzice znajdą w domu jakiekolwiek ślady włamania lub krwi, ponieważ chłopcy kilkanaście razy upewnili mnie, że dokładnie usunęli wszystkie ślady. Ufałam im, ponieważ robota którą wykonują zazwyczaj oczekuje od nich doskonałości.

-Cholera- mruknęłam niezadowolona kiedy przed moim domem zauważyłam zaparkowane auto rodziców.
- Wiesz już, co im powiesz?- zapytał chłopak, pocierając dłonią moje kolano.

- Nie mam pojęcia. Byłam raczej nastawiona na to, że jeszcze nie wrócili.- westchnęłam.
Chłopak zaczął bębnić palcami o kierownicę.
- Może, coś standardowo związanego z Emilly. Powiedz, że rzucił ją chłopak i od dwóch dni próbujesz ją pocieszyć, a wczoraj zrobiliście sobie babski wieczór.- przechyliłam głowę przyglądając się chłopakowi.- No co?
- Zawsze kłamstwo przychodzi Ci z taką łatwością?- zagryzłam wargę.
- Lata praktyki, kochanie. A teraz leć, jeśli nie chcesz, aby nas zauważyli.- pokiwałam głową i cmoknęłam na pożegnanie chłopaka w usta.
- To wcale, nie stawia Cię w lepszym świetle.- oznajmiłam, zanim wysiadłam z samochodu.
Uważając aby nie narobić hałasu, zamknęłam drzwi i pomachałam Bieber’owi. Skierowałam się w kierunku domu, modląc się w duchu, aby rodzice uwierzyli w kłamstwo, wymyślone przez Justin’a.


____________________________________________________

20* - Kiedyś już wspominałam, że zmieniam wiek Justin'a. Oficjalnie Bieber będzie starszy od głównej bohaterki o 2 lata. :) 



3 komentarze: