sobota, 3 grudnia 2016

Rozdział 60: To dopiero początek.





Justin POV’



Po tym jak odwiozłem Kathe do domu, wróciłem do siebie. W salonie czekali już na mnie chłopcy z niezbyt ciekawymi wyrazami twarzy.

- Co jest?- zapytałem opadając na wolne miejsce na kanapie, obok Chaz’a.

- Dzwonił Kevin.- odezwał się jako pierwszy Ryan.

Wykonałem ruch ręką, pokazując tym aby kontynuował. – Skontaktował się z nim niejaki Josh Carter- zacisnąłem wargi i wciągnąłem gwałtownie powietrze przez nos.

- Co chciał? –warknąłem.

- Zapytał czy jest możliwość wyśledzenia nas przez kamery miasta. Oferował całkiem niezłą sumkę, ale wiadomo, że Kevin jest lojalnym chłopakiem i odmówił, mówiąc że nie posiada odpowiedniego sprzętu do takiej roboty. Zaproponował mu nawet sfinansowanie zakupu, ale chłopak odmówił, tłumacząc że włamanie do kamer miasta jest praktycznie niemożliwe, co wszyscy tutaj wiemy, że jest kompletną bzdurą.- wytłumaczył Luke.

- Coś jest zdecydowanie nie tak, Carter od tak sobie nie stanął by przeciwko nam. Najpierw ta akcja z twoim postrzeleniem a teraz to.- stwierdził Chris i sięgnął po piwo stojące na szklanym stoliku.

Wyjąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer chłopaka. Po kilku sygnałach w telefonie w końcu rozbrzmiał głos Kevin’a.

- Cześć, szefie.- przywitał się.

- Cześć Kevin. Mam dla Ciebie robotę.- zacząłem

- O co chodzi?

- Dasz radę znaleźć mi wszystkie możliwe informacje na temat Josh’a Carter’a do jutra rano?- zapytałem.

- Tak właściwie, już zacząłem go sprawdzać.- oznajmił na co podniosłem do góry brwi zdziwiony. Tak, temu chłopakowi zdecydowanie należała się jakaś nagroda.

- I co masz?

- Jak na razie nic ważnego. Miejsce urodzenia, rodzice, rodzeństwo, poprzednie miejsce zamieszkania.

- Dobra, jak znajdziesz coś konkretnego daj znać, w porządku?

- Jasna sprawa, szefie.- oznajmił.

- Dzięki.- mruknąłem i rozłączyłem się.

- Więc, co robimy?- zapytał Max.

- Czekamy na informacje od Kevin’a a potem dopadniemy tego małego kutasa. Chyba nie myśleliście, że odpuszczę skurwielowi, który miał czelność mnie postrzelić. Jego wyjazd z kraju nie sprawił, że zapomniałem o tym całym gównie.- warknąłem.

- I pomyśleć, że sukinsyn jeszcze dwa miesiące temu z nami współpracował.- dodał Chaz, kręcąc przy tym głową.

-Zostawiając na chwilę ten temat… jak podobał się prezent Kathe?- zapytał Ryan, opierając łokcie na swoich kolanach.

- Chyba było dobrze.-wzruszyłem ramionami.

-Chyba?- dopytywał Chaz

- Dobra kurwa, ponoć jej się podobało, więc to dobrze, nie?- mruknąłem. Przed moimi oczami pojawiło się jej wygięte ciało, przeżywające falę orgazmu. Oblizałem usta i przeniosłem wzrok na chłopaków. – Na dzisiaj wystarczy. Poczekamy na jakieś konkrety i jeśli trzeba będzie, jutro ustalimy jakiś plan działania.- oznajmiłem i podniosłem się z kanapy. – Któryś z was wybiera się gdzieś jeszcze dzisiaj?- krzyknąłem z korytarza.

Wszyscy zgodnie zaprzeczyli, więc zamknąłem drzwi frontowe i włączyłem wszystkie alarmy a następnie skierowałem się na górę.

Rzuciłem się na łóżko i przetarłem twarz dłońmi. Przymknąłem na chwilę oczy i sam nie wiem kiedy usnąłem.



Obudził mnie dźwięk mojego telefonu. W pokoju było już całkowicie jasno, a słońce padało prosto na ścianę równoległą z moim łóżkiem. Wyciągnąłem telefon z kieszeni, przejechałem palcem po wyświetlaczu i nie patrząc na ekran przystawiłem urządzenie do ucha.

- Halo.-mruknąłem do słuchawki z doskonale słyszalną chrypką, która zawsze towarzyszyła mi po przebudzeniu.

- Cześć szefie, obudziłem Cię?- w telefonie rozbrzmiał głos Kevin’a.

- Jest w porządku.- przetarłem twarz prawą dłonią. – Co dla mnie masz?

- Josh Carter współpracuje z Jack’iem Walker’em.- moje ciało napięło się gwałtownie.

- Co kurwa?- warknąłem do słuchawki.

- Dotarłem do filmu z przed domu Carter’a gdzie witają się przyjaźnie a następnie Walker przekazuje mu jakąś sporą kopertę. Jest jeszcze kilka innych rzeczy…

- Będę u ciebie za maksimum godzinę.- warknąłem przerywając chłopakowi i rozłączając się.

Rzuciłem telefon na wolne miejsce obok mnie i zerwałem się z łóżka, szybkim krokiem podchodząc do szafy. Wybrałem pierwsze lepsze ubrania, które okazały się jasnymi jeans’ami z lekkimi przetarciami na kolanach oraz biały T-shirt. Z komody zabrałem świeżą parę bokserek oraz skarpetki i zamknąłem się w łazience. Rozebrałem się i wskoczyłem pod prysznic, pozwalając spłynąć zimnej wodzie po moim napiętym ciele. Oparłem ramiona o kafelki i przymknąłem oczy nie wierząc w zaistniałą sytuacje.

 Nie toleruje skurwieli, którzy wbijają mi nóż w plecy, po tym jak starałem się im pomóc, a już zwłaszcza kiedy bratają się z moim wrogiem.

Wziąłem głęboki oddech i zabrałem się za mycie. Zakręciłem kurek i wyszedłem z kabiny, wycierając ciało w duży czarny ręcznik. Ubrałem się w świeże ubrania a te stare wrzuciłem do zapełnionego już kosza. Założyłem białe Nike i opuściłem łazienkę. Zabrałem z pokoju telefon chowając go do kieszeni spodni i zbiegłem na dół. W salonie przed telewizorem siedzieli już Luke z Max’em.

- Gdzie jedziesz?- zapytał Luke zauważając mnie zabierającego kluczyki z komody, które zostawiłem tam po powrocie od Kathe.

- Do Kevin’a.- wysyczałem, nie mają humoru. Chłopcy popatrzyli na siebie a następnie zgodnie stwierdzili, że jadą ze mną.

Nacisnąłem klamkę na drzwi, które okazały się zamknięte.

- Nikt jeszcze nie wychodził.- oznajmił Max i wpisał kod wyłączający alarmy. Otworzyłem drzwi i wyszedłem na zewnątrz. Odblokowałem samochód i wsiadłem do środka czekając na chłopaków, którzy pojawili się w samochodzie dwie minuty później.

Odpaliłem silnik i z piskiem opon wyjechałem na ulicę.



O 11:23 zaparkowałem samochód przed domem chłopaka, wysiadłem na zewnątrz jako ostatni i zablokowałem auto. Szybkim krokiem ruszyłem w kierunku drzwi wejściowych i dotarłem do nich wraz z chłopakami bez żadnego problemu. Zapukałem i nie musiałem czekać długo, aż Kevin mi otworzy.

- Cześć.-przywitał się i wpuścił nas do środka prowadząc do odpowiedniego pomieszczenia. Sięgnął po dwie wydrukowane kartki na których znajdywały się najważniejsze informacje odnośnie Carter’a.

- Pokaż mi to po co tutaj jestem.- oznajmiłem szorstko.

Kevin zignorował mój chłodny ton i odpalił filmik przedstawiający dom w jakiejś bogatej dzielnicy a przed nim Carter’a i Walker’a w męskim uścisku niczym dwoje najlepszych przyjaciół. Po odklejeniu się od siebie Walker podał dużą kopertę Josh’owi i pożegnał się z nim uściskiem dłoni. Chłopak włączył drugi filmik na którym rozpoznałem dwóch skurwieli, którzy kilkanaście dni temu próbowali wraz z Carter’em mnie zlikwidować. Oczywiście nie zabrakło również Walker’a oraz samego Carter’a.

Warknąłem zirytowany i prześledziłem wzrokiem kartki, które trzymałem w dłoniach.

Uśmiechnąłem się zadowolony, kiedy odnalazłem interesującą mnie rzecz.

- Kawał dobrej roboty.- poklepałem Kevin’a po plecach i obróciłem się do Luke i Max’a. – Zbieramy się panowie. Mamy dzisiaj robotę do wykonania.- uśmiechnąłem się wrednie, wyobrażając sobie wszystkie możliwe sposoby ukarania Josh’a.



Po pół godzinie ponownie byliśmy w domu. Usiadłem na kanapie w salonie i jeszcze raz przejrzałem karki, które spoczywały w moich dłoniach. Dopracowałem plan w myślach, zwołałem resztę chłopaków na dół, aby przedstawić im zaistniałą sytuację i plan działania.





Zbliżała się północ. Upewniliśmy się, że wszystkie potrzebne rzeczy znajdują się w bagażnikach samochodów i rozdzieliliśmy się. Luke, Chaz, Ryan oraz Chris pojechali po Carter’a, natomiast Ja z Max’em pojechaliśmy do jednego z naszych pustych magazynów, gdzie przygotowaliśmy wszystko.

Wyszedłem na zewnątrz, wyjąłem papierosy z kieszeni i odpaliłem jednego zaciągając się jego dymem. Rozejrzałem się po kompletnie ciemnej okolicy, ponieważ magazyn był oddalony od miasta o dobre 10 kilometrów, co zajmowało dodatkową godzinę jazdy, jeśli miasto nie było zakorkowane, co na całe szczęście o tej godzinie jest o wiele bardziej prawdopodobne. Wyjąłem z kieszeni mojej czarnej kurki telefon i sprawdziłem godzinę. 2:04. Jeśli wszystko poszło tak jak ustaliliśmy, powinni się tu za niedługo pojawić.-pomyślałem i zaciągnąłem się papierosem, chowając telefon do kieszeni.

Usłyszałem ciche szmery i zbliżające się kroki. Poczułem obecność Max’a obok siebie, ponieważ nie było możliwe zobaczenie go, ubranego na czarno o tej porze. Światło wewnątrz magazynu, było zgaszone, aby nie przyciągnąć uwagi, żadnego ciekawskiego człowieka. Ludzie potrafią znaleźć się wszędzie, nie zależnie od godziny i miejsca. Zaciągnąłem się ponownie papierosem i skupiłem wzrok na żarzącej się końcówce.

- Co masz zamiar zrobić?- zapytał Max, po krótkiej ciszy.

- Zabić go.- oznajmiłem oblizując usta.

- Wiem to. Mam na myśli twoje głębsze plany. Nie ściągał byś go tutaj tylko i wyłącznie po to aby go tak po prostu zabić. Nie dlatego trzymamy ten magazyn pusty.- uśmiechnąłem się lekko, mimo że chłopak nie mógł tego zauważyć.

- Podoba mi się twój tok rozumowania.- oznajmiłem, rzucając niedopałek na ziemię i zadeptując go butem.

- Nie znam Cię od wczoraj, Justin. Wszyscy dobrze wiemy, że kiedy ktoś zalezie Ci za skórę, nie masz żadnych skrupułów.

- I tym razem nie będzie inaczej.- uśmiechnąłem się diabelsko, kiedy dostrzegłem światła zbliżającego się samochodu.- Zapal światło.- mruknąłem do chłopaka.

Chwilę później lekka poświata wydobyła się na zewnątrz, mimo zasłoniętych okien.

- Zemsta, zawsze smakuje najlepiej. – mruknąłem i oblizałem suche usta.





Na mojej twarzy pojawił się zadowolony uśmiech kiedy przypatrywałem się nieprzytomnej sylwetce Carter’a. Kiwnąłem głową w stronę Chris’a. Chłopak uderzył pięścią w bok twarzy nieprzytomnego faceta. Po kilku sekundach w pomieszczeniu dało się usłyszeć ciche, jęki bólu. Nie musiałem czekać długo aż zmęczony wzrok Josh’a padnie na moją osobę. Uśmiechnąłem się nieszczerze. Oczy Carter’a rozszerzyły się lekko a sam zaczął po chwili szarpać się i próbując uwolnić z uścisku liny.

Zacmokałem niezadowolony ustami i wyjąłem nóż z kieszeni podrzucając go kilka razy w górę.

- I znowu się spotykamy, Carter. Mam nadzieję, że nie tęskniłeś za bardzo.- uśmiechnąłem się wrednie i zdjąłem z siebie czarną kurtkę podając ją Max’owi. Podwinąłem moją czarną koszulkę w górę i zaprezentowałem gojącą się ranę po postrzale.  – To było naprawdę głupie posunięcie z twojej strony. Chyba nie poznałeś nas wystarczająco dobrze, aby sądzić, że Cię nie dopadniemy. Widzisz… Walker nie zawsze będzie mógł Ci pomóc.- podszedłem bliżej niego i zerwałem szybkim ruchem taśmę z jego ust.

- On…on mnie do tego zmusił. Ja… ja Nie chciałem. Nie zabijaj mnie, proszę.- usłyszałem prychnięcie od strony Luka.

- Naprawdę, nie poprawiasz swojej sytuacji, kłamiąc nam w żywe oczy. Doskonale widziałem filmik na którym witasz się przyjaźnie z Walker’em i moi chłopcy, są w stanie potwierdzić moje słowa.- skinąłem w kierunku Max’a.

Chłopak podszedł w kierunku Carter’a i rzucił kilkoma wydrukami z kamer prosto w jego twarz. Josh rozbieganym wzrokiem skanował karki, które upadły na podłogę. Westchnął, prawdopodobnie zdając sobie sprawę, że nie ma nic na swoją obronę.

Zacisnąłem pięść i uderzyłem wolną dłonią prosto w jego nos. Po pokoju rozniósł się dźwięk oznajmujący złamanie. Następnie uderzyłem prosto w jego oko, na co w odpowiedzi syknął.

- Jak długo z nim współpracujesz?- wysyczałem

Carter w odpowiedzi splunął prosto przed moje nogi.

- Zły ruch, kolego.- zaśmiałem się i uderzyłem z całej siły w jego szczękę.

Josh zacisnął mocno powieki.

-No nie mów, że będziesz płakać.-powiedziałem, śmiejąc się.

-Pieprz się Bieber. -warknął

Uwolniłem jedną nogę Carter’a z uścisku liny i pociągnąłem ją mocno do góry, a w pomieszczeniu znowu rozniósł się odgłos pękających kości, ale szczerze… gówno mnie to obchodzi.

Carter głośno krzyknął a ja ponownie się zaśmiałem.

-Jeśli będziesz bardziej przychylny i zaczniesz odpowiadać na moje pytania, zabije Cię w mniej okrutny sposób.-uśmiechnąłem się złośliwie.

Josh zacisnął mocno powieki i próbował się wydostać ale nic z tego.

- I tak mnie zabijesz, więc gówno Ci powiem.- oznajmił przez zaciśnięte zęby.

Pokręciłem niezadowolony głową.

- Trochę frajdy, przyda nam się wszystkim.- oznajmiłem i wystawiłem nóż w kierunku chłopaków.

Jako pierwszy podszedł Chaz, odebrał ode mnie nóż i wbił gow jego nogę.

Carter krzyknął głośno. Oparłem się zadowolony o ścianę i wpatrywałem się w materiał jego spodni, który z sekundy na sekundę, coraz bardziej przesiąkał krwią.

- Dobra, cholera, kurwa, powiem wam, tylko przestańcie!- wykrzyczał. Chaz odsunął się i również oparł się o ścianę.

- No więc, na co kurwa liczysz?- zapytał Chris.

Carter wciągnął powietrze do płuc i z bólem spojrzał na swoją złamaną i zranioną nogę.

- Walker zapłacił mi pół miliona dolców, za donoszenie mu… na was. Zgodziłem się. Dwa miesiące temu złożył mi propozycje… miałem się z tobą spotkać, Bieber iii… zabić Cię, ale jak widać… nie udało się.- oznajmił, krzywiąc się z bólu.

- Więc ile z nim współpracujesz?- zapytał Ryan.

- 5 miesięcy.- mruknął

- To nie stawia Cię w żądnym stopniu w lepszej sytuacji.- oznajmił Ryan.

Kiwnąłem głową i odebrałem od Chaz’a nóż.

Moja klatka piersiowa unosiła się nie równo, oczy zapewne były już ciemne, jak zwykle gdy jestem wkurwiony, a żyły na mojej szyj były przerażająco widoczne.

Wbiłem nóż w drugą nogę Carter’a i zacząłem nim obracać. Krzyknął jeszcze głośniej niż wcześniej.

- To dopiero początek, kolego.- stwierdziłem, uśmiechając się diabelnie.





Wytarłem ręce w białą szmatę i wrzuciłem ją na niewielkie palenisko, poczekałem aż wszystko spłonie a następnie ruszyłem w kierunku chłopaków, aby pomóc im spakować pomocne nam w uśmierceniu Carter’a rzeczy.

- Zniszczyliśmy wszystko?- zapytał Max. Kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się zadowolony, wrzucając ostatnią torbę do bagażnika.

- Na pewno nigdzie nie ma żadnego odcisku?- zapytałem, ruchem głowy wskazując na torby.

- Wyczyściliśmy wszystko dwa razy, środki i rękawice już dawno spłonęły.- wyjaśnił Chris.



Każdy zajął swoje miejsce w pojazdach a następnie ruszyliśmy w drogę powrotną.



____________________________

Dzisiaj rozdział z perspektywy Justin'a. Przepraszam, że brakuje w nim Kathe, ale chciałam przypomnieć wam, że Kochany Justin to wciąż Niebezpieczny Justin.
Tylko pytanie... czy mi się to udało?
Chciałam oszczędzić, wam drastyczniejszych wątków, bo nigdy nie wiadomo jak ludzie na nie zareagują, więc resztę pozostawiłam waszej wyobraźni. :)

7 komentarzy:

  1. Szkoda ze Käthe nie ma

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietny rozdzial <3 Justin potrafi byc okrutny to mu trzeba przyznac ....
    Kurcze czy tylko ja mam wrazenie ze po tej akcji będą jakies klopoty ze cos przeoczyli ... ;/

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział super wyszedł ci spoko a z resztą ja uwielbiam czytać takie rozdziały z perspektywy Justina.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostry nasz justin...no no...i dobrze wsumie ze go zabili..jeszcze ten drugi został do sprzatniecia 😊

    OdpowiedzUsuń