Justin POV’
Po tym jak odwiozłem
Kathe do domu, wróciłem do siebie. W salonie czekali już na mnie chłopcy z
niezbyt ciekawymi wyrazami twarzy.
- Co jest?- zapytałem
opadając na wolne miejsce na kanapie, obok Chaz’a.
- Dzwonił Kevin.-
odezwał się jako pierwszy Ryan.
Wykonałem ruch ręką,
pokazując tym aby kontynuował. – Skontaktował się z nim niejaki Josh Carter-
zacisnąłem wargi i wciągnąłem gwałtownie powietrze przez nos.
- Co chciał?
–warknąłem.
- Zapytał czy jest
możliwość wyśledzenia nas przez kamery miasta. Oferował całkiem niezłą sumkę,
ale wiadomo, że Kevin jest lojalnym chłopakiem i odmówił, mówiąc że nie
posiada odpowiedniego sprzętu do takiej roboty. Zaproponował mu nawet
sfinansowanie zakupu, ale chłopak odmówił, tłumacząc że włamanie do kamer
miasta jest praktycznie niemożliwe, co wszyscy tutaj wiemy, że jest kompletną
bzdurą.- wytłumaczył Luke.
- Coś jest
zdecydowanie nie tak, Carter od tak sobie nie stanął by przeciwko nam. Najpierw
ta akcja z twoim postrzeleniem a teraz to.- stwierdził Chris i sięgnął po piwo
stojące na szklanym stoliku.
Wyjąłem z kieszeni
telefon i wybrałem numer chłopaka. Po kilku sygnałach w telefonie w końcu
rozbrzmiał głos Kevin’a.
- Cześć, szefie.-
przywitał się.
- Cześć Kevin. Mam
dla Ciebie robotę.- zacząłem
- O co chodzi?
- Dasz radę znaleźć
mi wszystkie możliwe informacje na temat Josh’a Carter’a do jutra rano?-
zapytałem.
- Tak właściwie, już
zacząłem go sprawdzać.- oznajmił na co podniosłem do góry brwi zdziwiony. Tak,
temu chłopakowi zdecydowanie należała się jakaś nagroda.
- I co masz?
- Jak na razie nic
ważnego. Miejsce urodzenia, rodzice, rodzeństwo, poprzednie miejsce
zamieszkania.
- Dobra, jak
znajdziesz coś konkretnego daj znać, w porządku?
- Jasna sprawa,
szefie.- oznajmił.
- Dzięki.- mruknąłem
i rozłączyłem się.
- Więc, co robimy?-
zapytał Max.
- Czekamy na
informacje od Kevin’a a potem dopadniemy tego małego kutasa. Chyba nie
myśleliście, że odpuszczę skurwielowi, który miał czelność mnie postrzelić.
Jego wyjazd z kraju nie sprawił, że zapomniałem o tym całym gównie.- warknąłem.
- I pomyśleć, że
sukinsyn jeszcze dwa miesiące temu z nami współpracował.- dodał Chaz, kręcąc
przy tym głową.
-Zostawiając na
chwilę ten temat… jak podobał się prezent Kathe?- zapytał Ryan, opierając
łokcie na swoich kolanach.
- Chyba było
dobrze.-wzruszyłem ramionami.
-Chyba?- dopytywał
Chaz
- Dobra kurwa, ponoć
jej się podobało, więc to dobrze, nie?- mruknąłem. Przed moimi oczami pojawiło
się jej wygięte ciało, przeżywające falę orgazmu. Oblizałem usta i przeniosłem
wzrok na chłopaków. – Na dzisiaj wystarczy. Poczekamy na jakieś konkrety i
jeśli trzeba będzie, jutro ustalimy jakiś plan działania.- oznajmiłem i
podniosłem się z kanapy. – Któryś z was wybiera się gdzieś jeszcze dzisiaj?-
krzyknąłem z korytarza.
Wszyscy zgodnie zaprzeczyli,
więc zamknąłem drzwi frontowe i włączyłem wszystkie alarmy a następnie
skierowałem się na górę.
Rzuciłem się na łóżko
i przetarłem twarz dłońmi. Przymknąłem na chwilę oczy i sam nie wiem kiedy
usnąłem.
Obudził mnie dźwięk
mojego telefonu. W pokoju było już całkowicie jasno, a słońce padało prosto na
ścianę równoległą z moim łóżkiem. Wyciągnąłem telefon z kieszeni, przejechałem
palcem po wyświetlaczu i nie patrząc na ekran przystawiłem urządzenie do ucha.
- Halo.-mruknąłem do
słuchawki z doskonale słyszalną chrypką, która zawsze towarzyszyła mi po
przebudzeniu.
- Cześć szefie,
obudziłem Cię?- w telefonie rozbrzmiał głos Kevin’a.
- Jest w porządku.-
przetarłem twarz prawą dłonią. – Co dla mnie masz?
- Josh Carter
współpracuje z Jack’iem Walker’em.- moje ciało napięło się gwałtownie.
- Co kurwa?-
warknąłem do słuchawki.
- Dotarłem do filmu z
przed domu Carter’a gdzie witają się przyjaźnie a następnie Walker przekazuje
mu jakąś sporą kopertę. Jest jeszcze kilka innych rzeczy…
- Będę u ciebie za
maksimum godzinę.- warknąłem przerywając chłopakowi i rozłączając się.
Rzuciłem telefon na
wolne miejsce obok mnie i zerwałem się z łóżka, szybkim krokiem podchodząc do
szafy. Wybrałem pierwsze lepsze ubrania, które okazały się jasnymi jeans’ami z
lekkimi przetarciami na kolanach oraz biały T-shirt. Z komody zabrałem świeżą
parę bokserek oraz skarpetki i zamknąłem się w łazience. Rozebrałem się i
wskoczyłem pod prysznic, pozwalając spłynąć zimnej wodzie po moim napiętym
ciele. Oparłem ramiona o kafelki i przymknąłem oczy nie wierząc w zaistniałą
sytuacje.
Nie toleruje skurwieli, którzy wbijają mi nóż
w plecy, po tym jak starałem się im pomóc, a już zwłaszcza kiedy bratają się z
moim wrogiem.
Wziąłem głęboki
oddech i zabrałem się za mycie. Zakręciłem kurek i wyszedłem z kabiny,
wycierając ciało w duży czarny ręcznik. Ubrałem się w świeże ubrania a te stare
wrzuciłem do zapełnionego już kosza. Założyłem białe Nike i opuściłem łazienkę.
Zabrałem z pokoju telefon chowając go do kieszeni spodni i zbiegłem na dół. W salonie
przed telewizorem siedzieli już Luke z Max’em.
- Gdzie jedziesz?-
zapytał Luke zauważając mnie zabierającego kluczyki z komody, które zostawiłem
tam po powrocie od Kathe.
- Do Kevin’a.-
wysyczałem, nie mają humoru. Chłopcy popatrzyli na siebie a następnie zgodnie
stwierdzili, że jadą ze mną.
Nacisnąłem klamkę na
drzwi, które okazały się zamknięte.
- Nikt jeszcze nie
wychodził.- oznajmił Max i wpisał kod wyłączający alarmy. Otworzyłem drzwi i
wyszedłem na zewnątrz. Odblokowałem samochód i wsiadłem do środka czekając na
chłopaków, którzy pojawili się w samochodzie dwie minuty później.
Odpaliłem silnik i z
piskiem opon wyjechałem na ulicę.
O 11:23 zaparkowałem
samochód przed domem chłopaka, wysiadłem na zewnątrz jako ostatni i
zablokowałem auto. Szybkim krokiem ruszyłem w kierunku drzwi wejściowych i
dotarłem do nich wraz z chłopakami bez żadnego problemu. Zapukałem i nie
musiałem czekać długo, aż Kevin mi otworzy.
- Cześć.-przywitał
się i wpuścił nas do środka prowadząc do odpowiedniego pomieszczenia. Sięgnął
po dwie wydrukowane kartki na których znajdywały się najważniejsze informacje
odnośnie Carter’a.
- Pokaż mi to po co
tutaj jestem.- oznajmiłem szorstko.
Kevin zignorował mój
chłodny ton i odpalił filmik przedstawiający dom w jakiejś bogatej dzielnicy a
przed nim Carter’a i Walker’a w męskim uścisku niczym dwoje najlepszych
przyjaciół. Po odklejeniu się od siebie Walker podał dużą kopertę Josh’owi i
pożegnał się z nim uściskiem dłoni. Chłopak włączył drugi filmik na którym
rozpoznałem dwóch skurwieli, którzy kilkanaście dni temu próbowali wraz z
Carter’em mnie zlikwidować. Oczywiście nie zabrakło również Walker’a oraz
samego Carter’a.
Warknąłem zirytowany
i prześledziłem wzrokiem kartki, które trzymałem w dłoniach.
Uśmiechnąłem się
zadowolony, kiedy odnalazłem interesującą mnie rzecz.
- Kawał dobrej
roboty.- poklepałem Kevin’a po plecach i obróciłem się do Luke i Max’a. –
Zbieramy się panowie. Mamy dzisiaj robotę do wykonania.- uśmiechnąłem się
wrednie, wyobrażając sobie wszystkie możliwe sposoby ukarania Josh’a.
Po pół godzinie
ponownie byliśmy w domu. Usiadłem na kanapie w salonie i jeszcze raz
przejrzałem karki, które spoczywały w moich dłoniach. Dopracowałem plan w
myślach, zwołałem resztę chłopaków na dół, aby przedstawić im zaistniałą
sytuację i plan działania.
Zbliżała się północ.
Upewniliśmy się, że wszystkie potrzebne rzeczy znajdują się w bagażnikach
samochodów i rozdzieliliśmy się. Luke, Chaz, Ryan oraz Chris pojechali po
Carter’a, natomiast Ja z Max’em pojechaliśmy do jednego z naszych pustych
magazynów, gdzie przygotowaliśmy wszystko.
Wyszedłem na
zewnątrz, wyjąłem papierosy z kieszeni i odpaliłem jednego zaciągając się jego
dymem. Rozejrzałem się po kompletnie ciemnej okolicy, ponieważ magazyn był
oddalony od miasta o dobre 10 kilometrów, co zajmowało dodatkową godzinę
jazdy, jeśli miasto nie było zakorkowane, co na całe szczęście o tej godzinie
jest o wiele bardziej prawdopodobne. Wyjąłem z kieszeni mojej czarnej kurki telefon
i sprawdziłem godzinę. 2:04. Jeśli wszystko poszło tak jak ustaliliśmy, powinni
się tu za niedługo pojawić.-pomyślałem i zaciągnąłem się papierosem, chowając
telefon do kieszeni.
Usłyszałem ciche
szmery i zbliżające się kroki. Poczułem obecność Max’a obok siebie, ponieważ
nie było możliwe zobaczenie go, ubranego na czarno o tej porze. Światło
wewnątrz magazynu, było zgaszone, aby nie przyciągnąć uwagi, żadnego
ciekawskiego człowieka. Ludzie potrafią znaleźć się wszędzie, nie zależnie od
godziny i miejsca. Zaciągnąłem się ponownie papierosem i skupiłem wzrok na żarzącej
się końcówce.
- Co masz zamiar
zrobić?- zapytał Max, po krótkiej ciszy.
- Zabić go.-
oznajmiłem oblizując usta.
- Wiem to. Mam na
myśli twoje głębsze plany. Nie ściągał byś go tutaj tylko i wyłącznie po to aby
go tak po prostu zabić. Nie dlatego trzymamy ten magazyn pusty.- uśmiechnąłem
się lekko, mimo że chłopak nie mógł tego zauważyć.
- Podoba mi się twój
tok rozumowania.- oznajmiłem, rzucając niedopałek na ziemię i zadeptując go
butem.
- Nie znam Cię od
wczoraj, Justin. Wszyscy dobrze wiemy, że kiedy ktoś zalezie Ci za skórę, nie
masz żadnych skrupułów.
- I tym razem nie
będzie inaczej.- uśmiechnąłem się diabelsko, kiedy dostrzegłem światła
zbliżającego się samochodu.- Zapal światło.- mruknąłem do chłopaka.
Chwilę później lekka
poświata wydobyła się na zewnątrz, mimo zasłoniętych okien.
- Zemsta, zawsze
smakuje najlepiej. – mruknąłem i oblizałem suche usta.
Na mojej twarzy
pojawił się zadowolony uśmiech kiedy przypatrywałem się nieprzytomnej sylwetce
Carter’a. Kiwnąłem głową w stronę Chris’a. Chłopak uderzył pięścią w bok twarzy
nieprzytomnego faceta. Po kilku sekundach w pomieszczeniu dało się usłyszeć ciche,
jęki bólu. Nie musiałem czekać długo aż zmęczony wzrok Josh’a padnie na moją
osobę. Uśmiechnąłem się nieszczerze. Oczy Carter’a rozszerzyły się lekko a sam
zaczął po chwili szarpać się i próbując uwolnić z uścisku liny.
Zacmokałem
niezadowolony ustami i wyjąłem nóż z kieszeni podrzucając go kilka razy w górę.
- I znowu się
spotykamy, Carter. Mam nadzieję, że nie tęskniłeś za bardzo.- uśmiechnąłem się
wrednie i zdjąłem z siebie czarną kurtkę podając ją Max’owi. Podwinąłem moją
czarną koszulkę w górę i zaprezentowałem gojącą się ranę po postrzale. – To było naprawdę głupie posunięcie z twojej
strony. Chyba nie poznałeś nas wystarczająco dobrze, aby sądzić, że Cię nie
dopadniemy. Widzisz… Walker nie zawsze będzie mógł Ci pomóc.- podszedłem bliżej
niego i zerwałem szybkim ruchem taśmę z jego ust.
- On…on mnie do tego
zmusił. Ja… ja Nie chciałem. Nie zabijaj mnie, proszę.- usłyszałem prychnięcie
od strony Luka.
- Naprawdę, nie
poprawiasz swojej sytuacji, kłamiąc nam w żywe oczy. Doskonale widziałem filmik
na którym witasz się przyjaźnie z Walker’em i moi chłopcy, są w stanie
potwierdzić moje słowa.- skinąłem w kierunku Max’a.
Chłopak podszedł w
kierunku Carter’a i rzucił kilkoma wydrukami z kamer prosto w jego twarz. Josh
rozbieganym wzrokiem skanował karki, które upadły na podłogę. Westchnął,
prawdopodobnie zdając sobie sprawę, że nie ma nic na swoją obronę.
Zacisnąłem pięść i
uderzyłem wolną dłonią prosto w jego nos. Po pokoju rozniósł się dźwięk
oznajmujący złamanie. Następnie uderzyłem prosto w jego oko, na co w odpowiedzi
syknął.
- Jak długo z nim
współpracujesz?- wysyczałem
Carter w odpowiedzi
splunął prosto przed moje nogi.
- Zły ruch, kolego.- zaśmiałem
się i uderzyłem z całej siły w jego szczękę.
Josh zacisnął mocno
powieki.
-No nie mów, że
będziesz płakać.-powiedziałem, śmiejąc się.
-Pieprz się Bieber. -warknął
Uwolniłem jedną nogę
Carter’a z uścisku liny i pociągnąłem ją mocno do góry, a w pomieszczeniu znowu
rozniósł się odgłos pękających kości, ale szczerze… gówno mnie to obchodzi.
Carter głośno
krzyknął a ja ponownie się zaśmiałem.
-Jeśli będziesz
bardziej przychylny i zaczniesz odpowiadać na moje pytania, zabije Cię w mniej
okrutny sposób.-uśmiechnąłem się złośliwie.
Josh zacisnął mocno
powieki i próbował się wydostać ale nic z tego.
- I tak mnie
zabijesz, więc gówno Ci powiem.- oznajmił przez zaciśnięte zęby.
Pokręciłem
niezadowolony głową.
- Trochę frajdy,
przyda nam się wszystkim.- oznajmiłem i wystawiłem nóż w kierunku chłopaków.
Jako pierwszy
podszedł Chaz, odebrał ode mnie nóż i wbił gow jego nogę.
Carter krzyknął
głośno. Oparłem się zadowolony o ścianę i wpatrywałem się w materiał jego
spodni, który z sekundy na sekundę, coraz bardziej przesiąkał krwią.
- Dobra, cholera,
kurwa, powiem wam, tylko przestańcie!- wykrzyczał. Chaz odsunął się i również
oparł się o ścianę.
- No więc, na co
kurwa liczysz?- zapytał Chris.
Carter wciągnął
powietrze do płuc i z bólem spojrzał na swoją złamaną i zranioną nogę.
- Walker zapłacił mi
pół miliona dolców, za donoszenie mu… na was. Zgodziłem się. Dwa miesiące temu
złożył mi propozycje… miałem się z tobą spotkać, Bieber iii… zabić Cię, ale jak
widać… nie udało się.- oznajmił, krzywiąc się z bólu.
- Więc ile z nim
współpracujesz?- zapytał Ryan.
- 5 miesięcy.-
mruknął
- To nie stawia Cię w
żądnym stopniu w lepszej sytuacji.- oznajmił Ryan.
Kiwnąłem głową i
odebrałem od Chaz’a nóż.
Moja klatka piersiowa
unosiła się nie równo, oczy zapewne były już ciemne, jak zwykle gdy jestem
wkurwiony, a żyły na mojej szyj były przerażająco widoczne.
Wbiłem nóż w drugą
nogę Carter’a i zacząłem nim obracać. Krzyknął jeszcze głośniej niż wcześniej.
- To dopiero
początek, kolego.- stwierdziłem, uśmiechając się diabelnie.
Wytarłem ręce w białą
szmatę i wrzuciłem ją na niewielkie palenisko, poczekałem aż wszystko spłonie a
następnie ruszyłem w kierunku chłopaków, aby pomóc im spakować pomocne nam w
uśmierceniu Carter’a rzeczy.
- Zniszczyliśmy
wszystko?- zapytał Max. Kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się zadowolony, wrzucając
ostatnią torbę do bagażnika.
- Na pewno nigdzie
nie ma żadnego odcisku?- zapytałem, ruchem głowy wskazując na torby.
- Wyczyściliśmy
wszystko dwa razy, środki i rękawice już dawno spłonęły.- wyjaśnił Chris.
Każdy zajął swoje
miejsce w pojazdach a następnie ruszyliśmy w drogę powrotną.
____________________________
Dzisiaj rozdział z perspektywy Justin'a. Przepraszam, że brakuje w nim Kathe, ale chciałam przypomnieć wam, że Kochany Justin to wciąż Niebezpieczny Justin.
Tylko pytanie... czy mi się to udało?
Chciałam oszczędzić, wam drastyczniejszych wątków, bo nigdy nie wiadomo jak ludzie na nie zareagują, więc resztę pozostawiłam waszej wyobraźni. :)
Szkoda ze Käthe nie ma
OdpowiedzUsuńSuper rozdział!
OdpowiedzUsuńFajny :)
OdpowiedzUsuńSwietny rozdzial <3 Justin potrafi byc okrutny to mu trzeba przyznac ....
OdpowiedzUsuńKurcze czy tylko ja mam wrazenie ze po tej akcji będą jakies klopoty ze cos przeoczyli ... ;/
Mega! <3
OdpowiedzUsuńRozdział super wyszedł ci spoko a z resztą ja uwielbiam czytać takie rozdziały z perspektywy Justina.
OdpowiedzUsuńOstry nasz justin...no no...i dobrze wsumie ze go zabili..jeszcze ten drugi został do sprzatniecia 😊
OdpowiedzUsuń