Kathe POV’
Zbiegłam gotowa na
dół i przywitałam się z rodzicami, którzy siedzieli przy wyspie kuchennej.
- O której kończysz w
Piątek?- zapytała mama, zerkając na mnie z nad krawędzi filiżanki.
- O 15, a co?- sięgnęłam po jedną
z przygotowanych dla mnie kanapek i wgryzłam się w nią.
- Myślałam, żeby
zaprosić na obiad Ciocię Amy wraz z wujkiem, Cody’m i Ashley- oznajmiła
- Jasne, nie ma
żadnego problemu, ale myślę, że obecność Ashley nie jest tutaj nikomu
potrzebna.- wymamrotałam i zjadłam kolejny kęs kanapki.
- Daj spokój Kathe,
to twoja kuzynka, to że jej nie lubisz, nie znaczy, że będziemy ją pomijać przy
zaproszeniu.- stwierdziła stanowczo.
Zerknęłam na tatę i
przewróciłam oczami, kiedy zauważyłam, że nasza rozmowa, kompletnie go nie
obchodzi.
- Cudownie. –
mruknęłam sarkastycznie pod nosem i sięgnęłam po szklankę z herbatą i
przystawiłam ją do swoich ust.
- Tak w zasadzie…
pomyśleliśmy, że mogłabyś zaprosić Justin’a.- dodała mama na co zakrztusiłam
się herbatą.
- Słucham?!-
krzyknęłam, kiedy przestałam kasłać.
- Jesteście razem i
jest fajnym chłopakiem, więc to żaden problem.- wzruszyła ramionami.
- To, że
przedstawiłam go wam, nie oznacza, że zechce on poznać od razu całą moją
rodzinę!- z hukiem odstawiłam szklankę na blat. -Na dodatek, myślisz że
przyprowadzę go tutaj, jeśli będzie tu ta blond harpia?- zapytałam już nieco
spokojniej.
Mama zaczęła
chichotać, przez co zmarszczyłam brwi. Zaplotłam ramiona na klatce piersiowej i
spojrzałam na nią.
- Jesteś zazdrosna o
własną kuzynkę, kochanie?- zapytała, wciąż śmiejąc się cicho.
Również się
zaśmiałam- dość sztucznie, co dało usłyszeć się od razu.
- Bo widzisz mamo,
dla Ciebie to wciąż mama, słodka Ashley, a dla mnie blond suka, która przy
każdej możliwej okazji próbuje pokazać mi, że jest lepsza. Przy każdym naszym
spotkaniu traktuje mnie jak śmiecia, ale przed wami to złota dziewczyna, bo
nigdy się temu nie przyglądaliście. Chyba zwariowaliście, myśląc że
przyprowadzę tutaj Justin’a i dam jej kolejną szansę, aby spróbowała swoich
kolejnych głupich gierek. Nie ma mowy, a poza tym ta kolacja może nie skończyć
się najlepiej, więc przemyślcie to jeszcze raz. – wyszłam z kuchni, zabrałam
torbę którą pozostawiłam przy schodach w korytarzu i jako pierwsza opuściłam
dom, trzaskając za sobą drzwiami.
Zdenerwowana wsiadłam
do samochodu i oparłam głowę o kierownicę, wzdychając głęboko.
- Po moim trupie.-
mruknęłam.
Naprawdę nie miałabym
nic przeciwko aby ciocia z wujkiem a tym bardziej Cody poznali Justin’a, jeśli
oczywiście mój chłopak zgodziłby się, ale jestem na zdecydowane NIE dla Ashley.
Rzuciłam torbę na
miejsce pasażera, zapięłam pas, odpaliłam silnik i wyjechałam na ulicę,
pamiętając że muszę zatankować auto podczas drogi powrotnej, ponieważ świeciła
się już rezerwa.
Kolejny dzień
nieobecności Justin’a w szkole sprawił, że postanowiłam napisać do niego
wiadomość, ponieważ od Poniedziałku nie widziałam się z nim ani nie
rozmawiałam, ponieważ jak się domyślam był zajęty.
Wyszukałam numer
chłopaka w moim iPhonie i wystukałam wiadomość.
Do: SEXOWNY ^^
Wszystko okay? :)
Schowałam telefon do
kieszeni, upewniając się przed tym czy na pewno jest wyciszony na wibracje. Ruszyłam
korytarzem w kierunku pielęgniarki gdzie od trzeciej godziny lekcyjnej
znajdowała się moja przyjaciółka, ponieważ źle się czuła.
Przeklnełam pod nosem
kiedy na kogoś wpadłam. Złapałam szybko równowagę i wyprostowałam się chcąc
przeprosić, lecz w ostatniej chwili zamknęłam buzię, kiedy zauważyłam kto stoi
przede mną. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem przyglądając się Lilly w
towarzystwie Vanessy.
- Widzę, że ciągnie
swój do swego.- uśmiechnęłam się wrednie i cofnęłam się o krok do tyłu.
- Jak widać wspólny
wróg potrafi połączyć kompletnie dwóch różnych ludzi.- oznajmiła Lilly,
uśmiechając się zadowolona z odpowiedzi.
- Czy ja wiem, czy
takich różnych? W sumie obie macie sukowate charaktery. Powiedziałabym, że mi
przykro ponieważ teraz traktujesz mnie jak swojego wroga, ale nie będę kłamać.-
oblizałam usta i wykonałam krok do przodu z zamiarem ominięcia ich.
- Już uciekasz?-
zatrzymała mnie Lilly, łapiąc za mój łokieć.
Wyszarpałam się i
spojrzałam na nią mrużąc oczy.
- Gówno Cię to
obchodzi.- wysyczałam
- Gdzie Justy?- naszą
wymianę zdań przerwała Vanessa. Przewróciłam oczami i spojrzałam w jej
kierunku.
- Ciebie też to
dotyczy i odpieprz się od niego.- warknęłam i ominęłam je skutecznie, ruszając
szybkim krokiem w kierunku gabinetu pielęgniarki.
Uspokoiłam się lekko
kiedy zauważyłam zmarnowaną przyjaciółkę leżącą na kozetce lekarskiej.
- Nie ma sensu, żeby
się męczyła. Ma gorączkę, raczej nic tu po niej.- oznajmiła pielęgniarka kiedy
mnie zobaczyła, ponieważ wiedziała, że to ja ją tutaj przyprowadziłam i to ja
co jakiś czas zaglądałam aby sprawdzić jak się czuje, ponieważ dziewczyna
silnie upierała się, że nie musi wracać do domu, czego szczerze nie rozumiem,
ponieważ to świetna okazja do urwania się z zajęć.
- W sumie mogłabym
odwiedź ją do domu, jeśli nie jest samochodem.- oznajmiłam patrząc na
trzymającą się za głowę Em.
- Mama mnie
podwiozła, ale naprawdę nie rób sobie kłopotu.- wymamrotała dziewczyna.
- Daj spokój co to za
kłopot.- przewróciłam oczami i spojrzałam na pielęgniarkę.- Mogłaby nas pani
zwolnić?
- Jasne, myślę, że
nie będzie potrzeby abyś wracała już dzisiejszego dnia do szkoły.- pokiwałam
głową i pomogłam podnieść się Emilly do pionu a następnie wymaszerowałam z nią
w kierunku wyjścia po drodze dziękując pielęgniarce.
Zaprowadziłam
dziewczynę do samochodu i upewniłam się, że ostatnimi siłami zapięła pas a
następnie sama zasiadłam za kierownicą. Wcisnęłam torbę za siedzenie i odpaliłam
silnik, wyjeżdżając na ulicę.
- Nie zgadniesz na
kogo dzisiaj wpadłam.- zaczęłam spoglądając kątem oka na dziewczynę, która w
tej właśnie chwili opierała czoło o szybę. Dziewczyna mruknęła coś
niezrozumiałego pod nosem, więc wzięłam to za pozwolenie do kontynuowania. –
Lilly i Vanessa się zaprzyjaźniły. – zaśmiałam się cicho. Dziewczyna obróciła
powoli głowę w moją stronę i popatrzyła niezrozumiale.
- Wpadłam na nie
dzisiaj na korytarzu. Wyglądały jak dwie dobre przyjaciółki.- wzruszyłam ramionami.
Po tym jak przywiozłam
Em do domu, podałam jej znalezione w kuchni leki, poczekałam aż uśnie i
napisałam kartkę dla jej rodziców, informując ich o stanie swojej córki, zostawiając
ją na stole. Zabrałam klucz z wyspy kuchennej dzięki któremu tutaj się dostaliśmy
i zamknęłam nim drzwi. Wsunęłam metal pod drzwiami i wsiadłam do samochodu,
odjeżdżając z posesji Emilly.
Nuciłam piosenkę pod
nosem jadąc przed siebie, aż w pewnym momencie odruchowo spojrzałam w lusterko
wsteczne zauważając czarny terenowy samochód. Skręciłam w prawo i na sekundę
mój wzrok ponownie przeniósł się na lusterko. Zmarszczyłam brwi, kiedy samochód
również skręcił. Przełknęłam nerwowo ślinę, ponieważ w ostatnim czasie stałam się
wyczulona na punkcie takich sytuacji. Wyjęłam telefon z kieszeni i co chwilę
zerkając na ulicę kliknęłam na nawigacje. Wpisałam nazwę ulicy na której znajdował się mój dom i
zaznaczyłam najdłuższą trasę, aby upewnić się czy samochód jadący za mną w
rzeczywistości mnie śledzi. Włożyłam telefon do specjalnego uchwytu
samochodowego, zawieszonego pod szybą i chwyciłam drugą ręką kierownicę,
ściskając ją nerwowo.
Z telefony wydobył
się damski głos nakazując skręcić mi za 20 metrów w lewo, więc
zrobiłam to. Spojrzałam w lusterko wsteczne i przeraziłam się kiedy okazało się,
że samochód w dalszym ciągu jedzie za mną.
Moje serce zaczęło
nienaturalnie szybko bić. Przyśpieszyłam lekko i skręciłam tym razem w prawo, zgodnie
z zaleceniami nawigacji. Co jakiś czas spoglądałam w lusterko wsteczne, mając
nadzieje, że samochód gdzieś skręci, lecz nic takiego się nie stało.
- Cholera.-
przeklnełam i przyśpieszyłam do 100 km/h mając nadzieję, że jakimś cudem uda mi
się zgubić auto jadące za mną, lecz niestety drugi kierowca, cały czas siedział
mi na ogonie.
Moje oczy rozszerzyły
się gwałtownie, kiedy po kolejnym zakręcie okazało się, że wyjeżdżam z miasta.
- Pieprzona
nawigacja!- krzyknęłam.
Moje ręce zaczęły
drżeć a oddech stał się przyśpieszony kiedy samochód po kilku minutach zaczął
zwalniać, aż w końcu całkowicie się zatrzymał i zgasł.
Jak mi się wydaje
czarny Land Rover przejechał obok mnie i zatrzymał się kilka metrów dalej.
Zerknęłam na tablice rejestracyjne i zaśmiałam się histerycznie, kiedy zamiast
nich zobaczyłam przyklejone czarne litery, układające się w napis „DEATH”.
- O Mój Boże, O Mój
Boże.- powtórzyłam i małym guzikiem obok kierownicy zamknęłam wszystkie zamki w
samochodzie. Wyrwałam telefon z uchwytu i schyliłam się, chowając za panelem
samochodowym. Wyszukałam numer Justin’a i przystawiłam telefon do ucha, modląc
się aby odebrał.
- Co tam, skarbie?-
jakaś cześć mnie odetchnęła z ulgą, lecz w dalszym ciągu cała trzęsłam się z
nerwów.
- Musisz mi pomóc.-
oznajmiłam płaczliwym tonem.
- Hej, skarbie! Co
się dzieje, gdzie jesteś?- zapytał a po jego głosie mogłam stwierdzić, że
zaczął się denerwować.
- Ktoś mnie śledził
iii… i on teraz zatrzymał się a mi… mi brakło paliwa.- plątałam się we własnych
słowach.
Z ust chłopaka
wyrwała się wiązanka przekleństw.
- Gdzie jesteś?-
zapytał.
- Nie wiem, gdzieś za
miastem. Proszę, pomóż mi.- po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy.
- Wszystko będzie
dobrze. Włącz lokalizacje w telefonie.- oznajmił stanowczo.
- Jest włączona.-
pociągnęłam nosem.
- Świetnie. Jechałaś
samochodem i ktoś Cię śledził. Brakło Ci paliwa i co dalej?
- Ten samochód
wyminął mój i zatrzymał się kilka metrów przed moim a ja schyliłam się i
schowałam za panelem.- zaszlochałam.
- Wszystko będzie
dobrze. Sprawdź czy ten samochód w dalszym ciągu tam jest.- wychyliłam lekko
głowę i zmarszczyłam brwi. Rozejrzałam się i otworzyłam ze zdziwienia usta,
kiedy zauważyłam samochód zaparkowany dosłownie kilka metrów obok mojego.
Z mojego gardła
wydobył się pisk, kiedy zauważyłam wycelowaną w moją stronę broń.
Rzuciłam się na
siedzenie pasażera w tej samej chwili słysząc dźwięk wystrzału.
Jęknęłam kiedy w mój
bok wbił się hamulec ręczny a sekundę później upadły na mnie odłamki szkła ze stłuczonych
szyb.
Następne co słyszałam
to pisk opon, spowodowanych gwałtownym odjazdem.
Do moich uszu dotarł
krzyk Justin’a ze słuchawki telefonu. Sięgnęłam po telefon który upadł obok
mnie i trzęsącymi dłońmi przyłożyłam go do ucha.
- Proszę, znajdź
mnie.- rozpłakałam się jak małe dziecko.
- Kurwa, kochanie!
Nic Ci nie jest?! Jesteś cała?!- krzyczał do słuchawki.
- Chyba jest w
porządku.- zaszlochałam.
W tle usłyszałam
krzyk któregoś z chłopaków.
- Już po Ciebie jadę, malutka. – oznajmił
chłopak i następne co słyszałam to dźwięk rozłączonego połączenia.
Nie mam pojęcia ile
czasu minęło, ale kiedy usłyszałam gwałtowne hamowanie, moje ciało spięło się a
serce ponownie przyśpieszyło swój rytm.
Podwójne trzaśnięcie
drzwiami, tym bardziej mnie nie uspokoiło.
Ktoś podbiegł do
samochodu.
- Ja pierdole. –
otworzyłam gwałtownie oczy i spojrzałam na szarpiącego się z drzwiami
Justin’em. Chłopak sięgnął ręką do środka i nacisnął guzik przy kierownicy,
odblokowując drzwi a następnie pochylił się nade mną wyciągając mnie z
samochodu. – Nic Ci nie jest?- przyjrzał się mojej twarzy a następnie mojemu
ciału.
Pokręciłam głową.
Bieber delikatnie
postawił mnie na ziemi a następnie mocno przytulił.
- Przysięgam, że
ktokolwiek to był pożałuje wszystkiego co zrobił.- wysyczał i przycisnął mnie
jeszcze bliżej swojego torsu.
Kiedy w końcu się od
siebie odsunęliśmy, zauważyłam, że przy moim samochodzie stoi ktoś jeszcze.
Przeniosłam wzrok na chłopaka, którym okazał się być Ryan. Spojrzałam na
kanister, stojący przy jego nodze.
Chłopak uśmiechnął
się do mnie lekko.
- Zatankuj i zabierz
samochód do nas. Ja zabieram stąd Kathe.- oznajmił Justin.
Ryan pokiwał głową i
sięgnął po kanister.
- Potrzebujesz
pomocy?- zapytał Justin.
- Nie dzięki, stary.
Poradzę sobie. – oznajmił Butler.
Justin złapał
delikatnie moją dłoń i pomógł mi wsiąść do samochodu, a następnie z piskiem
opon ruszył.
Przez całą drogę w
samochodzie panowała całkowita cisza. Wpatrywałam się w szybę a od czasu do
czasu po moich policzkach płynęły łzy. Nie zauważyłam nawet kiedy
dojechaliśmy pod dom chłopaka, dopiero
otwarcie drzwi z mojej strony wybudziło mnie ze stanu zamyślenia. Justin odpiął
mój pas i zanim zdążyłam zareagować w jakikolwiek sposób, nachylił się i wziął
mnie na ręce. Zarzuciłam ręce na szyję chłopaka i wtuliłam się w niego.
Już po przekroczeniu
progu w korytarzu pojawiła się całą czwórka zasypując nas pytaniami.
- Pogadamy później.-
oznajmił Justin i ominął ich ruszając w kierunku schodów.
- Wszystko w
porządku.- dodałam i uśmiechnęłam się, kiedy zauważyłam jak każdy z nich
skanuje moje ciało w poszukiwaniu jakichkolwiek urazów.
Westchnęłam cicho i
mocniej przytuliłam się do Bieber’a kiedy zaczął wchodzić ze mną po schodach. Po
dotarciu do pokoju szatyna, chłopak ułożył mnie delikatnie na łóżku i sam
położył się obok mnie.
- Wiesz kto to był?-
zapytał po krótkiej chwili milczenia.
- Nie mam pojęcia.-
westchnęłam. – Wiem tylko, że na pewno był to Czarny Land Rover z nietypową
tablicą rejestracyjną.
- Co masz na myśli?
- Śmierć. Jego
tablica rejestracyjna miała napis „Śmierć”.- wyjaśniłam.
Bieber zerwał się
gwałtownie z łóżka i wplótł dłonie w swoje włosy, ciągnąc za ich końcówki.
- Wiesz kto to, prawda?-
zapytałam podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Kolejny wróg. –
Oznajmił, zacisnął szczękę i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
Super rozdział!
OdpowiedzUsuńDawaj kolejny <3
OdpowiedzUsuńO kurwa. ..zajebisty rozdział! Nie mogę się doczekać następnego 😘😘
OdpowiedzUsuńMega!
OdpowiedzUsuń