sobota, 10 grudnia 2016

Rozdział 61: Pomóż mi.



Kathe POV’

Zbiegłam gotowa na dół i przywitałam się z rodzicami, którzy siedzieli przy wyspie kuchennej.
- O której kończysz w Piątek?- zapytała mama, zerkając na mnie z nad krawędzi filiżanki.
- O 15, a co?- sięgnęłam po jedną z przygotowanych dla mnie kanapek i wgryzłam się w nią.
- Myślałam, żeby zaprosić na obiad Ciocię Amy wraz z wujkiem, Cody’m i Ashley- oznajmiła
- Jasne, nie ma żadnego problemu, ale myślę, że obecność Ashley nie jest tutaj nikomu potrzebna.- wymamrotałam i zjadłam kolejny kęs kanapki.
- Daj spokój Kathe, to twoja kuzynka, to że jej nie lubisz, nie znaczy, że będziemy ją pomijać przy zaproszeniu.- stwierdziła stanowczo.
Zerknęłam na tatę i przewróciłam oczami, kiedy zauważyłam, że nasza rozmowa, kompletnie go nie obchodzi.
- Cudownie. – mruknęłam sarkastycznie pod nosem i sięgnęłam po szklankę z herbatą i przystawiłam ją do swoich ust.
- Tak w zasadzie… pomyśleliśmy, że mogłabyś zaprosić Justin’a.- dodała mama na co zakrztusiłam się herbatą.
- Słucham?!- krzyknęłam, kiedy przestałam kasłać.
- Jesteście razem i jest fajnym chłopakiem, więc to żaden problem.- wzruszyła ramionami.
- To, że przedstawiłam go wam, nie oznacza, że zechce on poznać od razu całą moją rodzinę!- z hukiem odstawiłam szklankę na blat. -Na dodatek, myślisz że przyprowadzę go tutaj, jeśli będzie tu ta blond harpia?- zapytałam już nieco spokojniej.
Mama zaczęła chichotać, przez co zmarszczyłam brwi. Zaplotłam ramiona na klatce piersiowej i spojrzałam na nią.
- Jesteś zazdrosna o własną kuzynkę, kochanie?- zapytała, wciąż śmiejąc się cicho.
Również się zaśmiałam- dość sztucznie, co dało usłyszeć się od razu.
- Bo widzisz mamo, dla Ciebie to wciąż mama, słodka Ashley, a dla mnie blond suka, która przy każdej możliwej okazji próbuje pokazać mi, że jest lepsza. Przy każdym naszym spotkaniu traktuje mnie jak śmiecia, ale przed wami to złota dziewczyna, bo nigdy się temu nie przyglądaliście. Chyba zwariowaliście, myśląc że przyprowadzę tutaj Justin’a i dam jej kolejną szansę, aby spróbowała swoich kolejnych głupich gierek. Nie ma mowy, a poza tym ta kolacja może nie skończyć się najlepiej, więc przemyślcie to jeszcze raz. – wyszłam z kuchni, zabrałam torbę którą pozostawiłam przy schodach w korytarzu i jako pierwsza opuściłam dom, trzaskając za sobą drzwiami.
Zdenerwowana wsiadłam do samochodu i oparłam głowę o kierownicę, wzdychając głęboko.
- Po moim trupie.- mruknęłam.
Naprawdę nie miałabym nic przeciwko aby ciocia z wujkiem a tym bardziej Cody poznali Justin’a, jeśli oczywiście mój chłopak zgodziłby się, ale jestem na zdecydowane NIE dla Ashley.
Rzuciłam torbę na miejsce pasażera, zapięłam pas, odpaliłam silnik i wyjechałam na ulicę, pamiętając że muszę zatankować auto podczas drogi powrotnej, ponieważ świeciła się już rezerwa.


Kolejny dzień nieobecności Justin’a w szkole sprawił, że postanowiłam napisać do niego wiadomość, ponieważ od Poniedziałku nie widziałam się z nim ani nie rozmawiałam, ponieważ jak się domyślam był zajęty.
Wyszukałam numer chłopaka w moim iPhonie i wystukałam wiadomość.

Do: SEXOWNY ^^
Wszystko okay? :)

Schowałam telefon do kieszeni, upewniając się przed tym czy na pewno jest wyciszony na wibracje. Ruszyłam korytarzem w kierunku pielęgniarki gdzie od trzeciej godziny lekcyjnej znajdowała się moja przyjaciółka, ponieważ źle się czuła.
Przeklnełam pod nosem kiedy na kogoś wpadłam. Złapałam szybko równowagę i wyprostowałam się chcąc przeprosić, lecz w ostatniej chwili zamknęłam buzię, kiedy zauważyłam kto stoi przede mną. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem przyglądając się Lilly w towarzystwie Vanessy.
- Widzę, że ciągnie swój do swego.- uśmiechnęłam się wrednie i cofnęłam się o krok do tyłu.
- Jak widać wspólny wróg potrafi połączyć kompletnie dwóch różnych ludzi.- oznajmiła Lilly, uśmiechając się zadowolona z odpowiedzi.
- Czy ja wiem, czy takich różnych? W sumie obie macie sukowate charaktery. Powiedziałabym, że mi przykro ponieważ teraz traktujesz mnie jak swojego wroga, ale nie będę kłamać.- oblizałam usta i wykonałam krok do przodu z zamiarem ominięcia ich.
- Już uciekasz?- zatrzymała mnie Lilly, łapiąc za mój łokieć.
Wyszarpałam się i spojrzałam na nią mrużąc oczy.
- Gówno Cię to obchodzi.- wysyczałam
- Gdzie Justy?- naszą wymianę zdań przerwała Vanessa. Przewróciłam oczami i spojrzałam w jej kierunku.
- Ciebie też to dotyczy i odpieprz się od niego.- warknęłam i ominęłam je skutecznie, ruszając szybkim krokiem w kierunku gabinetu pielęgniarki.

Uspokoiłam się lekko kiedy zauważyłam zmarnowaną przyjaciółkę leżącą na kozetce lekarskiej.
- Nie ma sensu, żeby się męczyła. Ma gorączkę, raczej nic tu po niej.- oznajmiła pielęgniarka kiedy mnie zobaczyła, ponieważ wiedziała, że to ja ją tutaj przyprowadziłam i to ja co jakiś czas zaglądałam aby sprawdzić jak się czuje, ponieważ dziewczyna silnie upierała się, że nie musi wracać do domu, czego szczerze nie rozumiem, ponieważ to świetna okazja do urwania się z zajęć.
- W sumie mogłabym odwiedź ją do domu, jeśli nie jest samochodem.- oznajmiłam patrząc na trzymającą się za głowę Em.
- Mama mnie podwiozła, ale naprawdę nie rób sobie kłopotu.- wymamrotała dziewczyna.
- Daj spokój co to za kłopot.- przewróciłam oczami i spojrzałam na pielęgniarkę.- Mogłaby nas pani zwolnić?
- Jasne, myślę, że nie będzie potrzeby abyś wracała już dzisiejszego dnia do szkoły.- pokiwałam głową i pomogłam podnieść się Emilly do pionu a następnie wymaszerowałam z nią w kierunku wyjścia po drodze dziękując pielęgniarce.

Zaprowadziłam dziewczynę do samochodu i upewniłam się, że ostatnimi siłami zapięła pas a następnie sama zasiadłam za kierownicą. Wcisnęłam torbę za siedzenie i odpaliłam silnik, wyjeżdżając na ulicę.
- Nie zgadniesz na kogo dzisiaj wpadłam.- zaczęłam spoglądając kątem oka na dziewczynę, która w tej właśnie chwili opierała czoło o szybę. Dziewczyna mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, więc wzięłam to za pozwolenie do kontynuowania. – Lilly i Vanessa się zaprzyjaźniły. – zaśmiałam się cicho. Dziewczyna obróciła powoli głowę w moją stronę i popatrzyła niezrozumiale.
- Wpadłam na nie dzisiaj na korytarzu. Wyglądały jak dwie dobre przyjaciółki.- wzruszyłam ramionami.


Po tym jak przywiozłam Em do domu, podałam jej znalezione w kuchni leki, poczekałam aż uśnie i napisałam kartkę dla jej rodziców, informując ich o stanie swojej córki, zostawiając ją na stole. Zabrałam klucz z wyspy kuchennej dzięki któremu tutaj się dostaliśmy i zamknęłam nim drzwi. Wsunęłam metal pod drzwiami i wsiadłam do samochodu, odjeżdżając z posesji Emilly.
Nuciłam piosenkę pod nosem jadąc przed siebie, aż w pewnym momencie odruchowo spojrzałam w lusterko wsteczne zauważając czarny terenowy samochód. Skręciłam w prawo i na sekundę mój wzrok ponownie przeniósł się na lusterko. Zmarszczyłam brwi, kiedy samochód również skręcił. Przełknęłam nerwowo ślinę, ponieważ w ostatnim czasie stałam się wyczulona na punkcie takich sytuacji. Wyjęłam telefon z kieszeni i co chwilę zerkając na ulicę kliknęłam na nawigacje. Wpisałam nazwę  ulicy na której znajdował się mój dom i zaznaczyłam najdłuższą trasę, aby upewnić się czy samochód jadący za mną w rzeczywistości mnie śledzi. Włożyłam telefon do specjalnego uchwytu samochodowego, zawieszonego pod szybą i chwyciłam drugą ręką kierownicę, ściskając ją nerwowo.
Z telefony wydobył się damski głos nakazując skręcić mi za 20 metrów w lewo, więc zrobiłam to. Spojrzałam w lusterko wsteczne i przeraziłam się kiedy okazało się, że samochód w dalszym ciągu jedzie za mną.
Moje serce zaczęło nienaturalnie szybko bić. Przyśpieszyłam lekko i skręciłam tym razem w prawo, zgodnie z zaleceniami nawigacji. Co jakiś czas spoglądałam w lusterko wsteczne, mając nadzieje, że samochód gdzieś skręci, lecz nic takiego się nie stało.
- Cholera.- przeklnełam i przyśpieszyłam do 100 km/h mając nadzieję, że jakimś cudem uda mi się zgubić auto jadące za mną, lecz niestety drugi kierowca, cały czas siedział mi na ogonie.

Moje oczy rozszerzyły się gwałtownie, kiedy po kolejnym zakręcie okazało się, że wyjeżdżam z miasta.
- Pieprzona nawigacja!- krzyknęłam.
Moje ręce zaczęły drżeć a oddech stał się przyśpieszony kiedy samochód po kilku minutach zaczął zwalniać, aż w końcu całkowicie się zatrzymał i zgasł.
Jak mi się wydaje czarny Land Rover przejechał obok mnie i zatrzymał się kilka metrów dalej. Zerknęłam na tablice rejestracyjne i zaśmiałam się histerycznie, kiedy zamiast nich zobaczyłam przyklejone czarne litery, układające się w napis „DEATH”.
- O Mój Boże, O Mój Boże.- powtórzyłam i małym guzikiem obok kierownicy zamknęłam wszystkie zamki w samochodzie. Wyrwałam telefon z uchwytu i schyliłam się, chowając za panelem samochodowym. Wyszukałam numer Justin’a i przystawiłam telefon do ucha, modląc się aby odebrał.
- Co tam, skarbie?- jakaś cześć mnie odetchnęła z ulgą, lecz w dalszym ciągu cała trzęsłam się z nerwów.
- Musisz mi pomóc.- oznajmiłam płaczliwym tonem.
- Hej, skarbie! Co się dzieje, gdzie jesteś?- zapytał a po jego głosie mogłam stwierdzić, że zaczął się denerwować.
- Ktoś mnie śledził iii… i on teraz zatrzymał się a mi… mi brakło paliwa.- plątałam się we własnych słowach.
Z ust chłopaka wyrwała się wiązanka przekleństw.
- Gdzie jesteś?- zapytał.
- Nie wiem, gdzieś za miastem. Proszę, pomóż mi.- po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy.
- Wszystko będzie dobrze. Włącz lokalizacje w telefonie.- oznajmił stanowczo.
- Jest włączona.- pociągnęłam nosem.
- Świetnie. Jechałaś samochodem i ktoś Cię śledził. Brakło Ci paliwa i co dalej?
- Ten samochód wyminął mój i zatrzymał się kilka metrów przed moim a ja schyliłam się i schowałam za panelem.- zaszlochałam.
- Wszystko będzie dobrze. Sprawdź czy ten samochód w dalszym ciągu tam jest.- wychyliłam lekko głowę i zmarszczyłam brwi. Rozejrzałam się i otworzyłam ze zdziwienia usta, kiedy zauważyłam samochód zaparkowany dosłownie kilka metrów obok mojego.
Z mojego gardła wydobył się pisk, kiedy zauważyłam wycelowaną w moją stronę broń.
Rzuciłam się na siedzenie pasażera w tej samej chwili słysząc dźwięk wystrzału.
Jęknęłam kiedy w mój bok wbił się hamulec ręczny a sekundę później upadły na mnie odłamki szkła ze stłuczonych szyb.
Następne co słyszałam to pisk opon, spowodowanych gwałtownym odjazdem.
Do moich uszu dotarł krzyk Justin’a ze słuchawki telefonu. Sięgnęłam po telefon który upadł obok mnie i trzęsącymi dłońmi przyłożyłam go do ucha.
- Proszę, znajdź mnie.- rozpłakałam się jak małe dziecko.
- Kurwa, kochanie! Nic Ci nie jest?! Jesteś cała?!- krzyczał do słuchawki.
- Chyba jest w porządku.- zaszlochałam.
W tle usłyszałam krzyk któregoś z chłopaków.
 - Już po Ciebie jadę, malutka. – oznajmił chłopak i następne co słyszałam to dźwięk rozłączonego połączenia.


Nie mam pojęcia ile czasu minęło, ale kiedy usłyszałam gwałtowne hamowanie, moje ciało spięło się a serce ponownie przyśpieszyło swój rytm.
Podwójne trzaśnięcie drzwiami, tym bardziej mnie nie uspokoiło.
Ktoś podbiegł do samochodu.
- Ja pierdole. – otworzyłam gwałtownie oczy i spojrzałam na szarpiącego się z drzwiami Justin’em. Chłopak sięgnął ręką do środka i nacisnął guzik przy kierownicy, odblokowując drzwi a następnie pochylił się nade mną wyciągając mnie z samochodu. – Nic Ci nie jest?- przyjrzał się mojej twarzy a następnie mojemu ciału.
Pokręciłam głową.
Bieber delikatnie postawił mnie na ziemi a następnie mocno przytulił.
- Przysięgam, że ktokolwiek to był pożałuje wszystkiego co zrobił.- wysyczał i przycisnął mnie jeszcze bliżej swojego torsu.
Kiedy w końcu się od siebie odsunęliśmy, zauważyłam, że przy moim samochodzie stoi ktoś jeszcze. Przeniosłam wzrok na chłopaka, którym okazał się być Ryan. Spojrzałam na kanister, stojący przy jego nodze.
Chłopak uśmiechnął się do mnie lekko.
- Zatankuj i zabierz samochód do nas. Ja zabieram stąd Kathe.- oznajmił Justin.
Ryan pokiwał głową i sięgnął po kanister.
- Potrzebujesz pomocy?- zapytał Justin.
- Nie dzięki, stary. Poradzę sobie. – oznajmił Butler.
Justin złapał delikatnie moją dłoń i pomógł mi wsiąść do samochodu, a następnie z piskiem opon ruszył.


Przez całą drogę w samochodzie panowała całkowita cisza. Wpatrywałam się w szybę a od czasu do czasu po moich policzkach płynęły łzy. Nie zauważyłam nawet kiedy dojechaliśmy  pod dom chłopaka, dopiero otwarcie drzwi z mojej strony wybudziło mnie ze stanu zamyślenia. Justin odpiął mój pas i zanim zdążyłam zareagować w jakikolwiek sposób, nachylił się i wziął mnie na ręce. Zarzuciłam ręce na szyję chłopaka i wtuliłam się w niego.
Już po przekroczeniu progu w korytarzu pojawiła się całą czwórka zasypując nas pytaniami.
- Pogadamy później.- oznajmił Justin i ominął ich ruszając w kierunku schodów.
- Wszystko w porządku.- dodałam i uśmiechnęłam się, kiedy zauważyłam jak każdy z nich skanuje moje ciało w poszukiwaniu jakichkolwiek urazów.
Westchnęłam cicho i mocniej przytuliłam się do Bieber’a kiedy zaczął wchodzić ze mną po schodach. Po dotarciu do pokoju szatyna, chłopak ułożył mnie delikatnie na łóżku i sam położył się obok mnie.
- Wiesz kto to był?- zapytał po krótkiej chwili milczenia.
- Nie mam pojęcia.- westchnęłam. – Wiem tylko, że na pewno był to Czarny Land Rover z nietypową tablicą rejestracyjną.
- Co masz na myśli?
- Śmierć. Jego tablica rejestracyjna miała napis „Śmierć”.- wyjaśniłam.
Bieber zerwał się gwałtownie z łóżka i wplótł dłonie w swoje włosy, ciągnąc za ich końcówki.
- Wiesz kto to, prawda?- zapytałam podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Kolejny wróg. – Oznajmił, zacisnął szczękę i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.

4 komentarze: