poniedziałek, 26 grudnia 2016

Rozdział 64: Nie mogę się doczekać.



Kathe POV’

- Czy Cię do reszty pojebało?!- krzyknęła Vanessa.
Lilly podeszła do dziewczyny szybkim krokiem, widząc co się dzieje i pomogła jej wstać z zimnej podłogi.
Uśmiechnęłam się zadowolona, widząc rozwalony nos dziewczyny, z którego sączyła się krew.
- Posłuchaj mnie uważnie…- mruknęłam podchodząc bliżej dziewczyn.- Nie pozwolę abyś mieszała się w mój związek i cokolwiek będziesz próbowała zdziałać, to i tak w niczym Ci nie pomoże. Justin jest mój, kocham go i może Ci się to nie podobać, ale szczerze mówiąc mam w dupie twoje zdanie. Nigdy nie istniał Justin i Vanessa i nigdy nie będzie istnieć. Niestety muszę Cię zasmucić, ponieważ nie zdobyłam go jak ty to mówisz „dając mu dupy”. Może Cię to zaszokować, ale niektóre dziewczyny również posiadają inteligencje i wewnętrzne piękno, które potrafią sprawić, że chłopak oszaleje na ich punkcie. Więc odpierdol się od nas i daj nam, do cholery, spokój.- wpatrywałam się w twarz Vanessy, nawet na sekundę nie odwracając wzroku.
Blondynka przetarła kolejny raz dłonią, rozwalony nos i szybkim ruchem złapała za moje włosy. Skrzywiłam się czując wbijające się paznokcie w nasadę mojej głowy a sekundę później szczypanie na moim policzku, ponieważ ta suka mnie podrapała.
- Chyba się nie zrozumiałyśmy.- burknęłam i kopnęłam kolanem w brzuch dziewczyny. Ta puściła mnie i zgięła się w pół. Usiadłam na blondynce okrakiem i chwyciłam za jej dłonie, ignorując ludzi zebranych wokół nas.
- Obiło Ci?- krzyknęła Lilly, próbując odciągnąć mnie od jej przyjaciółeczki.
- Spieprzaj, albo i ty dostaniesz.- odpowiedziałam. – Czasami człowiek musi posunąć się do drastycznych sytuacji, aby ktoś raz na zawsze zrozumiał przekaz.
Czułam cholerne szczypanie moich dwóch policzków, lecz starałam się tym w tej chwili nie przejmować.
- Justin. Jest. Mój. Nie wygrasz ze mną, Vanessa.- oznajmiłam i wstałam z dziewczyny, podchodząc do zdziwionej Emilly. Pociągnęłam dziewczynę za rękę i szybkim krokiem skierowałam się w kierunku wyjścia, zanim ktoś z nauczycieli zainteresuje się zaistniałą sytuacją.
- Cholera, wyglądasz strasznie, nie mogłam patrzeć na to jak obrywasz, ale tak strasznie ciężko było mi to przerwać, bo tak bardzo chciałam, żeby ktoś w końcu pokazał Vanessie, gdzie jej miejsce.- oznajmiła Emilly i wyrwała dłoń z mojego uścisku, następnie przytulając mnie.- Nie za dobrze to wygląda.- westchnęła odsuwając się ode mnie na kilka centymetrów i przyglądając się moim policzkom.
Em wyjęła telefon i sekundę później przystawiła go do ucha, odsuwając się kawałek.
- Cześć Ryan, powiedz proszę Justin’owi, aby przyjechał po Kathe do szkoły, to naprawdę bardzo ważne.- rozszerzyłam oczy, ponieważ nie chciałam aby chłopak zobaczył mnie w takim stanie. – Kathe jest trochę poobijana i ranna, więc niech się pośpieszy.- rozłączyła się.
- Coś ty zrobiła?- złapałam się za głowę i zmarszczyłam brwi, kiedy poczułam coś mokrego na mojej lewej dłoni. Skrzywiłam się widząc krew.
- Musisz jechać do domu, to naprawdę nie wygląda za dobrze. Ta suka ma takie pazury, że całkiem ładnie Cię zarysowała.- oznajmiła Emilly.
- Mam chociaż nadzieje, że coś zrozumiała.- westchnęłam, przecierając dłonią ranny policzek.


Dosłownie 5 minut później Justin z piskiem opon zatrzymał się na szkolnym parkingu i naprawdę nie chciałam wiedzieć ile przepisów złamał po drodze. Wysiadł z samochodu trzaskając drzwiami i szybkim krokiem udał się w moją stronę.
Opuściłam głowę, bojąc się jego reakcji, lecz pierwsze co poczułam to jego palce podnoszące mój podbródek do góry.
- Kto Ci to, kurwa, zrobił?- warknął, przyglądając mi się.
- Vanessa.- odpowiedziała za mnie Em.
Bieber wyminął mnie i szybkim tempem udał się w kierunku szkoły. Westchnęłam i łapiąc pod ramię Emilly, ruszyłam za Bieber'em.
Justin zaczepił jakiegoś przypadkowego chłopaka, od razu po wkroczeniu do szkoły i z wściekłością wymalowaną na twarzy ruszył w kierunku toalet, gdzie zgaduje, znajdowała się Vanessa. Wszyscy zgodnie odsuwali mu się z drogi i przyglądali zaciekawieni.
Szatyn mocnym ruchem otworzył drzwi od damskiej łazienki i podszedł do blondynki, przyciskając ją do ściany, obok umywalek.
- Justy, zobacz co ta twoja suka mi zrobiła!- zawołała piskliwym głosem.
Korzystając z okazji podeszłam do lustra i wydęłam niezadowolona usta, widząc trzy szkarłatne linie, z których w niektórych miejscach sączyła się krew i drugi policzek lekko zaczerwieniony po uderzeniu.
- Zajebiście.- mruknęłam, chwytając papier i namaczając go, aby przetrzeć ubrudzoną krwią, skórę.
- Zbliż się jeszcze raz do Kate, zrób jej jakąkolwiek krzywdę, a sprawie że poczujesz na własnej skórze najgorszy ból tego świata. Żywcem potne twoje ciało i podpalę z satysfakcją oglądając całe przedstawienie i słuchając twoich pełnych bólu krzyków. Twój kolejny krok w stronę Kathe lub moją będzie twoim ostatnim.- wysyczał. Przeniosłam wzrok na chłopaka i w tej samej chwili zobaczyłam jak chłopak łapie za ramiona dziewczyny i z całej siły popycha ją na ścianę znajdującą się za nią. Następnie podszedł do mnie szybkim krokiem i ignorując Emilly, która stała przy moim boku, poniósł mnie w stylu Panny Młodej i wymaszerował z łazienki a następnie ze szkoły. Dopiero przy samochodzie postawił mnie na ziemi i jeszcze raz przyjrzał się moim policzkom. Cmokną mnie w czoło, pomógł wsiąść do samochodu, zajął miejsce obok mnie i z piskiem wyjechał na ulicę.


Syknęłam kolejny raz, kiedy chłopak przetarł wacikiem nasączonym środkiem dezynfekującym, mój zraniony policzek.
- No już, chwila.- nakleił na rany cienkie plasterki w mniej więcej odcieniu skóry i pocałował obolałe policzki.
- Tak właściwie, o co poszło?- zapytał chowając apteczkę do szafki.
- Obróciłam się czując klepanie w plecy, a ona w tym czasie mnie uderzyła, mówiąc coś przy tym, że jestem suką, która odbiła jej chłopaka, dając mu dupy. No to co miałam zrobić, oddałam jej, trochę pogadałam a ona pociągnęła mnie za włosy i podrapała jak typowa laska niepotrafiąca się bić. Kopnęłam ją w brzuch i usiadłam na niej jeszcze raz dosadnie tłumacząc pewne kwestie.- wzruszyłam ramionami, jakby nic się nie stało.
- Tak jak bardzo jestem wkurwiony tym co się stało, bo ta suka zrobiła Ci krzywdę, tak samo bardzo jestem z Ciebie dumny.- oznajmił cmokając mój nos, przez co spojrzałam na niego zaskoczona.
- Co?
- Cieszę się że potrafisz się obronić, jeśli jest taka potrzeba. Należało się jej.- ściągnął mnie z szafki, która stała niedaleko umywalki i złapał moją dłoń prowadząc do pokoju. – Ryan za jakąś godzinę powinien odebrać twoje auto, więc jeśli chcesz możesz już dzisiaj wrócić nim do domu.
- Było by świetnie.-pokiwałam lekko głową.
Zeszliśmy razem na dół, gdzie chłopcy siedzieli w salonie nad jakimiś papierami.
- Wyglądasz o wiele lepiej.- oznajmił Chris, szczerząc się.
- Dzięki.-przewróciłam oczami.
- Więc nasz aniołek pokazał pazurki?- zaśmiał się Luke.
- Nie taki aniołek.- mruknął Justin, przez co dostał ode mnie w ramię. – Przecież wiesz, że Cię kocham.- mruknął, po raz kolejny dzisiejszego dnia całując moje czoło.
Chaz zakrztusił się akurat pitym przez niego piwem. Rozejrzałam się po salonie, uśmiechając się lekko z szokowanym min chłopców.
- Co ty powiedziałeś?- zapytał Chaz.- Bo chyba się przesłyszałem.
Justin objął mnie ramieniem i przyciągnął do swojej klatki piersiowej.
- Spierdalaj, dokładnie słyszałeś co powiedziałem.- odpowiedział Bieber.
- Kurwa, nie wierze. Nasz Justin’ek się zakochał.- zaświergotał Max, na co reszta zgodnie zagwizdała.
- Skończcie.- odburknął i usiadł na kanapie, ciągnąc mnie na swoje kolana. – Macie coś nowego?- zapytał zmieniając temat.
- Na razie nic odnoście ich miejsca pobytu. Same mało przydatne gówna.-odpowiedział Chris.
Cieszyłam się, że wszyscy czują się na tyle swobodnie, aby rozmawiać przy mnie o sprawach, dotyczących biznesu.
- Kamera przed domem zarejestrowała w nocy kilka postaci. Telefony poinformowały o ruchu, ale decydującym momentem była próba otworzenia drzwi, więc włączył się alarm. Wysadzili transformator, przez co nie było prądu i prawdopodobnie od razu uciekli. Próbowali nas tylko wystraszyć. –wyjaśnił Chaz.
W pokoju rozniósł się dźwięk dzwoniącego telefonu. Ryan wyjął urządzenie z kieszeni i odebrał, wychodząc z salonu. Wrócił po kilku minutach informując, że mój samochód jest już gotowy do odbioru, więc pojedzie po niego z Max’em.
Wzdrygnęłam się kiedy zimna dłoń Justin’a wsunęła się pod moją koszulkę. Odchyliłam do tyłu głowę, aby spojrzeć na jego twarz na co chłopak posłał mi szeroki uśmiech. Zaczął zataczać kciukiem kółeczka na moim brzuchu, przez co na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Poruszyłam się na jego kolanach, na co szatyn delikatnie wbił paznokcie w mój bok, aby mnie unieruchomić. Zaśmiałam się cicho i wygodnie oparłam się o jego klatkę piersiową, przy okazji poruszać lekko biodrami. Słyszałam jak Justin wciąga powietrze do płuc, a następnie wydmuchuje je prosto na moją szyję.
- Kathe…- zaczął Chris, więc spojrzałam w jego stronę. Mruknęłam coś niezrozumiałego, zachęcając aby kontynuował. – Może potrzebujesz wolnej chaty za 4 dni?- zmarszczyłam brwi, patrząc na niego niezrozumiale.
- Co masz na myśli?
- No wiesz… nie potrzebujesz dopracować prezentu urodzinowego dla Justin’a?- uchyliłam lekko usta i poczułam się naprawdę niesamowicie głupio, ponieważ dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że zapomniałam o urodzinach mojego chłopaka.
- Chyba nie sądzisz, że cokolwiek powiem przy nim.- odpowiedziałam, uśmiechając się lekko i próbując jakoś wybrnąć. W mojej głowie pojawiła się jedna myśl: „Co ja mam mu, do cholery, kupić?”
Byłam w tej chwili naprawdę wdzięczna Chris’owi że rozpoczął ten temat.
Boże, co ze mnie za dziewczyna?!
Zsunęłam się z kolan chłopaka i usiadłam obok niego, wyjmując telefon z kieszeni i wchodząc na stronę jednej z większych galerii handlowych w Los Angeles.
Ignorowałam dalszą rozmowę chłopców na temat Blackness’ów i po kolej wchodziłam na strony sklepów z akcesoriami męskimi, poszukując czegoś odpowiedniego.


Nawet nie zauważyłam kiedy Ryan z Max’em wrócili, więc zdecydowałam wrócić do swojego domu. Pożegnałam się z chłopcami, podziękowałam im i zaciągnęłam Justin'a, za sobą przed dom.
Podeszłam do zaparkowanego przed domem samochodu i odblokowałam go kluczykiem, który znajdował się w mojej dłoni. Wrzuciłam torbę z książkami do wnętrza samochodu i zatrzasnęłam drzwi, opierając się o nie. Złapałam chłopaka za koszulkę, ciągnąc go w swoją stronę. Złączyłam nasze usta, przez co chłopak mruknął zadowolony. Zsunął swoje ręce na moje pośladki i ścisnął je, pogłębiając pocałunek. Bieber uniósł mnie do góry i posadził na masce samochodu, wsuwając lewą dłoń pod moją koszulkę. Wplątałam ręce we włosy szatyna i uśmiechnęłam się przez pocałunek, kiedy usłyszałam jego cichy jęk zadowolenia. Mruknęłam kiedy zęby chłopaka przygryzły lekko moją dolną wargę i odsunęłam się z powodu brakującego w moich płucach powietrza.
- Za co to?- zapytał wpatrując się w moje oczy.
-Za nic. Po prostu cieszę się, że Cię poznałam niezależnie od tego jak bardzo dziwnie zaczynaliśmy.- oznajmiłam na co Justin zaśmiał się cicho i pomógł mi zsiąść z maski samochodu. Przygryzł płatek mojego ucha i zassał je lekko.
- Nie mogę się doczekać, aż będziesz cała moja.- mruknął.
Już miałam zaoponować, że przecież jestem jego, lecz w ostatniej chwili zagryzłam wargi, powstrzymując się, ponieważ domyśliłam się o co chodzi chłopakowi.
- Wiem, że nie możesz.- uśmiechnęłam się i cmoknęłam go ostatni raz w usta a następnie wsiadłam do samochodu. Odpaliłam silnik, pomachałam Justin'owi i ruszyłam w kierunku domu.

2 komentarze:

  1. Super :*** ale się ciesze ze kolejny rozdział tak szybko :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju , końcówka taka słodka 💖 Podoba mi się twój styl, przypadł mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń