sobota, 17 grudnia 2016

Rozdział 62: Przepraszam.



Kathe POV’

Opuściłam pokój dopiero kiedy usłyszałam krzyki Justin’a. Powoli zeszłam po schodach na dół, przy okazji przysłuchując się słowom chłopaka.
- Mogą próbować dobrać się do nas, ale nie mają pieprzonego prawa zbliżać się do niej! – wrzasnął przez co lekko podskoczyłam.
- Skąd masz pewność, że to oni?- zapytał Chris.
Mimo, że byłam oddalona o dobre kilka metrów, mogłam usłyszeć dziwny dźwięk wydobywający się z gardła Justin’a.
- A znasz kurwa jakiś inny pieprzony gang, który bawi się w popieprzone ozdóbki, które na każdy możliwy sposób pokazują z kim ludzie mają do czynienia?! – w salonie na chwilę zapanowała cisza. – Nie?! A widzisz, bo ja znam tylko jeden i jest nim Blackness!
Niepewnie weszłam do salonu i przełknęłam ślinę, kiedy zauważyłam wyprostowaną sylwetkę Justin’a stojącą nad chłopcami. Zerknęłam na jego zaciśnięte w pięści dłonie i oblizałam nerwowo usta.
Najpierw spojrzeli na mnie chłopcy, siedzący praktycznie naprzeciwko mnie i ich wzrok mówił sam za siebie „nie powinno Cię tu być”. Chciałam się już wycofać, lecz było już za późno, ponieważ Justin gwałtownie obrócił się w moją stronę i wywarczał coś niezrozumiałego pod nosem.
- Justin uspokój się, nic co się dzieje nie jest jej winą, więc daruj sobie, zanim zrobić coś czego będziesz żałował.- oznajmił Luke, stając w mojej obronie.
- Zamknij mordę!- drgnęłam wystraszona, słysząc krzyk Bieber’a.
Zaczęłam cofać się do tyłu kiedy Justin szybkim krokiem ruszył w moją stronę. Na sekundę nasze oczy się spotkały i byłam przerażona ich czernią. Sama nie wiem kiedy zaczęłam uciekać w kierunku schodów, a następnie zamknęłam się w łazience Justin’a.
Usiadłam w rogu łazienki i zaczęłam płakać, kiedy Justin zaczął uderzać w drzwi łazienki, krzycząc przy tym.
- Wyłaś stamtąd! Nie masz pieprzonego prawa zamykać się przede mną w moim pieprzonym domu!
Podciągnęłam kolana pod brodę i objęłam je ramionami, bujając się w przód i tył.
Usłyszałam lekkie zamieszanie po drugiej stronie, lecz krzyki Justin’a nawet przez sekundę nie zmniejszyły się.
- To kurwa, moja pieprzona dziewczyna, więc zamknij mordę i nie rozkazuj mi! Co myślisz, że masz jakąś szansę pieprzenia jej?! Otóż myślisz się kurwa, bo chociaż jeden twój krok w jej stronę spowoduje że wpakuje ci cały pieprzony magazynek w łeb!- zaczęłam płakać jeszcze bardziej, nie mogąc złapać oddechu przez szloch. Krzyknęłam kiedy drzwi gwałtownie runęły na podłogę.
Schowałam głowę między kolana i przycisnęłam plecy do ściany za mną.
- Proszę, nie rób mi krzywdy!- krzyknęłam nie przestając bujać się w przód i w tył.
Brak jakichkolwiek krzyków a wręcz całkowita cisza, sprawiły że podniosłam lekko głowę do góry.
Spojrzałam niewyraźnym wzrokiem na postacie stojące w framudze drzwi a następnie przetarłam dłonią twarz. Przeniosłam ponownie wzrok w kierunku chłopaków i zaszlochałam kiedy zauważyłam wpatrującego się we mnie Justin’a. Jego kolor oczu nadal pozostał czarny, lecz wydawał się spokojniejszy.
Szarpnął się gwałtownie przez co wystraszona drgnęłam.
- Puść mnie kutasie!- krzyknął w kierunku Chris'a, który trzymał go za ramię. Chłopak niepewnie puścił go.
Bieber ruszył w moją stronę przez co zapłakałam głośno i ponownie schowałam głowę między nogi.
- Cholera jasna…- wymamrotał Justin i następne co poczułam to dłoń wsuwającą się pod moje kolana a drugą spoczywającą na mojej tali. Uniosłam się do góry przez co ponownie krzyknęłam. Justin przytulił mnie mocno do swojej klatki piersiowej i to sprawiło, że byłam pewna, że nic mi już nie grozi.
Niepewnie spojrzałam na jego twarz i w tym samym momencie on spojrzał na mnie. Jego oczy były odrobinę jaśniejsze, lecz w dalszym ciągu to niebyły te oczy, którym kolor tak bardzo uwielbiałam.
Bieber jako pierwszy odwrócił wzrok.
- Wypierdalajcie stąd.- warknął do chłopaków a po kilku sekundach w pokoju już nikogo nie było, oprócz nas.
Justin delikatnie położył mnie na łóżku i podszedł do niezamkniętych drzwi i trzasnął nimi, zamykając je a następnie wrócił do mnie i położył się obok na łóżku, przyciągając mnie do swojego boku.
- Przepraszam, przepraszam…- mamrotał co jakiś czas.
Pociągnęłam ostatni raz nosem i westchnęłam głęboko, chcąc unormować niespokojny oddech.
- Przepraszam, Kathe. Ja… cholera. Ja nigdy nie zrobiłbym Ci krzywdy, nigdy. Tam w salonie… chciałem tylko podejść do ciebie, najwyżej krzyczał bym, ale nigdy, przenigdy bym Cię nie uderzył. – oznajmił i przejechał ręką po moich włosach.
- Ale… goniłeś mnie.
- Bo zaczęłaś uciekać i najbardziej zirytowało mnie to, że moja własna dziewczyna zamknęła się przede mną w łazience. Chciałem do cholery, tylko żebyś otworzyła te drzwi a bezsensowne komentarze chłopaków, jeszcze bardziej mnie wkurwiały. Chciałem Cię zobaczyć, więc wyważyłem te pieprzone drzwi i to co zauważyłem mnie zszokowało. Kurwa, kochanie nie chciałem żebyś się mnie bała. Nigdy nie zrobię Ci krzywdy i chce żebyś o tym pamiętała. Chodź nie wiem jak bardzo wściekły był, nigdy nie sprawie Ci bólu i jeśli będziesz miała kiedyś taką potrzebę możesz to sprawdzić, a jeśli Cię skrzywdzę pozwolę Ci odejść.- przytulił mnie jeszcze mocniej do siebie.
Przymknęłam na kilka sekund oczy i zaciągnęłam się zapachem jego perfum. Sama teraz nie wiedziałam, kto bardziej przeżywa to zdarzenie… Ja czy Justin?
Wsunęłam dłoń  pod koszulkę na jego plecach i zaczęłam delikatnie gładzić go po nich.
Po kilku minutach podniosłam się do pozycji siedzącej, ponieważ było mi niewygodnie. Justin spojrzał na mnie marszcząc brwi. Uśmiechnęłam się do niego kiedy zauważyłam jego naturalny kolor oczu i poklepałam swoje kolana. Chłopak ułożył swoją głowę na moich udach i westchnął zadowolony kiedy wplotłam palce w jego włosy i zaczęłam masować skórę jego głowy.
- Przepraszam.- powtórzył.
-Jest już dobrze.- oznajmiłam nie przestając masować jego głowy.
Siedzieliśmy w kompletnej ciszy przez kilkanaście minut. Wpatrywałam się w ścianę, w dalszym ciągu nie przestając bawić się jego włosami, dopiero głośny wdech Justin’a sprawił że spojrzałam na chłopaka.
- Hej…-mruknęłam, chcąc zwrócił na siebie uwagę szatyna, lecz nie udało mi się.
Uśmiechnęłam się lekko, kiedy uświadomiłam sobie, że chłopak zasnął.
Nie miałam pojęcia jak mam się wydostać, tak żeby go nie obudzić.
-Trudno…-mruknęłam sama do siebie i delikatnie uniosłam jego głowę do góry, a następnie delikatnie wysunęłam się z pod spodu, stając na równe nogi przy łóżku.
Sięgnęłam po koc leżący na drugim końcu łóżka i przykryłam nim szatyna.
Westchnęłam i nachyliłam się nad jego policzkiem, całując go.
- Kocham Cię.- mruknęłam i po cichu wyszłam z pokoju, schodząc na dół.


Wszyscy obrócili się w moją stronę od razu po przekroczeniu progu salonu.
- Jak tam?- zapytał Chris, uśmiechając się lekko.
- W porządku.- odwzajemniłam uśmiech.
- Gdzie Justin?- zapytał, tym razem Ryan.
-Śpi.- chłopcy pokiwali zgodnie głowami i przenieśli swoją uwagę na telewizje, gdzie leciał jakiś debilny Talk Show.
Zgaduje, że nikt nie zwrócił na to nawet uwagi, ponieważ wszyscy byli pochłonięci własnymi myślami.

Zajęłam wolne miejsce obok Luka i oparłam się o kanapę, wzdychając cicho.
- Nie możesz go zostawić.- oznajmił Chaz.
Przeniosłam na niego wzrok i zmarszczyłam brwi. Chłopak wpatrywał się w podłogę, wystukując palcem na swoim kolanie, jakiś nieznany dla mnie rytm.
- O czym mówisz?
- On Cię potrzebuje, Kathe.- spojrzał na mnie poważnie. Zamrugałam powiekami, oblizując nerwowo usta.- Justin Cię potrzebuje.- wyjaśnił, chociaż doskonale wiedziałam o kogo mu chodzi.
- Nie mam zamiaru go zostawić, Chaz. Dlaczego tak pomyślałeś?
- Zachował się dzisiaj agresywnie, a wiem jak dziewczyny reagują na takie zachowanie. Nie mówię, że jesteś taka sama, bo nie jesteś, ale wiem też, że przestraszyłaś się, a niekiedy to wystarcza aby dziewczyna uciekła. Justin wciąż jest agresywnym chłopakiem.Względem wszystkich innych będzie bezdusznym dupnie, ale przy tobie to mały zagubiony chłopczyk i jestem wręcz pewny, że cokolwiek dzisiaj chciał zrobić, jego intencją nie było sprawienie Ci bólu. Nie potrafię zrozumieć, jego toku myślenia, ale widać, że mu na tobie zależy i prawdopodobnie boi się tego wyznać, ale stałaś się już dużą częścią jego życia. – uśmiechnęłam się na ostatnie słowa Chaza, ponieważ chłopak nie miał pojęcia o naszych ostatnich wyznaniach względem siebie. Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć odezwał się Ryan.
- To zadziwiające jak zareagował na twój widok, tam w łazience. Niby próbowaliśmy go uspokoić, bo wpadł w cholerny szał, ale twój widok był dla niego jak kubeł lodowatej wody, wylanej prosto na głowę. Nie mam pojęcia co robisz Kathe, ale cokolwiek to jest nie przestawaj, ponieważ nawet jego wewnętrzny demon nie potrafi Cię skrzywdzić, a to już naprawdę bardzo wiele.
- Naprawdę chłopcy nie mam zamiaru go zostawić. Wiem co przeżywał i zdaję sobie sprawę, że może mieć gorsze chwilę, a przez robotę którą się zajmujecie zawsze są jakieś problemy. Nie oczekuje, a właściwie nie chce, aby stał się nagle milutkim misiem, ponieważ to zniszczy was, wasz gang, wszystko co osiągnęliście. Musicie być twardzi, a czasami kompletnie bezduszni i ja to wszystko naprawdę rozumiem, bo to jest wasz własny sposób na przetrwanie. Cokolwiek się stanie nie zostawię go, jedyna rzecz jaka jest w stanie mnie od niego odepchnąć to on sam i…niewierność. To ostatnie jest zdecydowanie jedyną rzeczą, której nie byłabym mu w stanie wybaczyć.- wzruszyłam ramionami.
- Jesteś naprawdę świetną dziewczyną.- podsumował Max.
- Dzięki.- zarumieniłam się lekko.- Więc… powicie mi kim byli tamci ludzie? No iii... co z moim autem?
- Samochód zostanie u nas. Odprowadzę go jutro do naszego zaufanego znajomego i wymieni Ci szyby.- stwierdził Ryan.
- Dzięki. Mam rozumieć, że nie dostanę odpowiedzi na pierwsze pytanie?- chłopcy zgodnie zaprzeczyli, kręcąc głową na „Nie”.
- W zasadzie, byłoby świetnie, jeśli zostałabyś tutaj na noc. Któryś z nas podwiózłby Cię do domu, po kilka najpotrzebniejszych rzeczy.- zaproponował Chaz.
- A co z moimi rodzicami?- zapytałam
- Wciśnij im typowy kit o projekcie. To chyba normalne i w miarę realne.
- Projekt robi się w kilka godzin.- mruknęłam.
- Wymyśl coś. Powiedz, że to coś naprawdę trudnego.
- W porządku.- kiwnęłam głową.
Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer mamy, a następnie przystawiłam telefon do ucha. Nabrałam powietrza dotłuc, kiedy usłyszałam pierwszy sygnał i już kilka sekund później w słuchawce rozbrzmiał głos rodzicielki.
- Cześć, kochanie.- przywitała się.
- Cześć, mamo. Słuchaj, mam do Ciebie prośbę. Muszę zrobić projekt z koleżanką na jutrzejsze zajęcia o którym kompletnie zapomniałam i myślę że zajmie nam to kilka dobrych godzin, aby wszystko dopracować, bo nauczyciel jest naprawdę wymagający. Pomyślałam, że mogłabym zostać u niej na noc i wróciłabym do domu po jutrzejszych zajęciach. Co ty na to?
- Nie widzę żadnych przeciwwskazań, jeśli jej rodzice wyrazili na to zgodę.
- Tak, jasne. Zgodzili się.- przytaknęłam szybko.
- W takim razie, w porządku. A co to za koleżanka?
- Natalie. Myślę, że jej nie znasz.- powiedziałam pierwsze, lepsze imię, które nasunęło mi się na myśl.
- Racja. Muszę kończyć. Widzimy się jutro. Pa, Kathe.- rozłączyła się.
Odetchnęłam z ulgą i schowałam telefon do kiszeni.
- I co?- zapytał Max
- W porządku, zgodziła się.- wzruszyłam ramionami, uśmiechając się lekko.
- Powiem Ci, że jestem zdziwiony faktem z jaką łatwością to zrobiłaś.- oznajmił Max.
- Daj spokój. To nie jest coś czym chciałabym się chwalić. To moi rodzice i nie czuje się jakoś wspaniale, okłamując ich.- westchnęłam.- No dobra. Kto zawiezie mnie do domu?
- Mogę ja.- Ryan poniósł się z kanapy, więc również to zrobiłam i ruszyłam za nim w kierunku drzwi frontowych.


Po powrocie do domu chłopców, po Justin’ie w dalszym ciągu nie było śladu, więc myślę, że szatyn w dalszym ciągu śpi.
- A i jeszcze jedno.- zatrzymał mnie Ryan, kiedy zaczęłam kierować się z niewielką torbą w kierunku schodów.- Torebka z twojego samochodu leży w korytarzu.
Kiwnęłam głową i jeszcze raz podziękowałam chłopakowi, a następnie skierowałam się na górę.
Uśmiechnęłam się, kiedy po otworzeniu drzwi zauważyłam śpiącego Bieber’a. Odłożyłam torbę w kąt pokoju i podeszłam do chłopaka kładąc się obok niego. Przytuliłam się do pleców szatyna i przymknęłam oczy.


Podniosłam się gwałtownie do pozycji siedzącej rozglądając się wystraszonym wzrokiem po pokoju. Justin spadł z łóżka i w ciągu kilku sekund wybiegł z pokoju. Skrzywiłam się słysząc ostry dźwięk roznoszący się po całym domu. Na dworze było całkowicie ciemno a ja nie miałam pojęcia co się dzieje. Dźwięk nawet odrobinę nie ucichł, a z dołu dało się usłyszeć krzyki chłopaków. Przełknęłam wystraszona ślinę, zdając sobie sprawę, że przecież alarm nie włączył się tak po prostu. Do pokoju wpadało światło księżyca oraz światło z korytarza, przez otwarte drzwi, które pozostawił za sobą Justin. Stanęłam na równe nogi przy łóżku a następnie krzyknęłam wystraszona kiedy usłyszałam okropny huk gdzieś z zewnątrz a następnie światło w całym domu zgasło.
- Cholera, cholera, cholera.- powtarzałam, zaczynając się trząś. Bałam się nawet zejść na dół, ponieważ nie wiedziałam co mogę tam zastać, lecz następną rzeczą o której pomyślałam był Justin. Wyjęłam telefon z kieszeni i oświetlając sobie drogę na miękkich nogach wyszłam z pokoju. Ostry dźwięk w tej samej chwili ucichł. Zanim zdążyłam dotrzeć do schodów światło zapaliło się. Wyłączyłam lampkę w telefonie i powolnym krokiem zaczęłam schodzić na dół, aż dotarłam do korytarza. Przy otwartych drzwiach frontowych, opierając się o ścianę stał Max z bronią w ręku, przyglądając się kompletnej ciemności panującej na zewnątrz. Byłam zdziwiona ponieważ na ulicy w dalszym ciągu nie było prądu. Chłopcy prawdopodobnie mieli zamontowany jakiś dodatkową prądownice, czy coś podobnego. Max przeklną pod nosem kiedy mnie zauważył.
- Chodź tu.- wskazał za siebie, więc grzecznie wykonałam jego polecenie i stanęłam za jego plecami.
- Co się dzieje?- zapytałam trzęsącym się głosem.
- Ktoś nas atakuje.- mruknął.- Chłopcy to sprawdzają.
- A ty dlaczego tutaj stoisz?
- Skoro są na zewnątrz, jest większe prawdopodobieństwo, że ktokolwiek to jest będzie próbował dostać się do domu a otwarte drzwi go zachęcą. Tak jakby pilnuje domu jak i widzę stąd całkiem nieźle co dzieje się przed nim, więc pilnuje również aby nikt nie zaszedł chłopaków od tyłu.- wyjaśnił.
- Nie jesteś bardziej narażony na atak?- zmarszczyłam brwi.
- Owszem, ale od zawsze kierujemy się zasadom „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Posłuchaj mnie uważnie, Kathe. Pobiegnij do tego ciemnego korytarza obok salonu i naciśnij panel na środku, po lewej stronie i odsuń go. Masz wejść do środka i zasunąć go za sobą. W środku są schody i światło, więc zaświeć je, po prawej stronie i uważaj żeby się nie potknąć. Nie wychodź stamtąd dopóki ktoś z nas po ciemnie nie przyjdzie, a teraz zmykaj.- oznajmił a ja biegiem udałam się w wyznaczone miejsce. Schowałam się w opisane miejsce i zapaliłam światło. Zmarszczyłam brwi kiedy zobaczyłam duże, metalowe drzwi na dole, lecz nie to było teraz najważniejsze. Usiadłam na jednym ze schodków i modliłam się aby żadnemu z chłopców nie stała się krzywda.

3 komentarze: