piątek, 30 grudnia 2016

Rozdział 65: Uważaj na siebie.



Kathe POV’





Po zakończonych Piątkowych zajęciach pojechałam do jednej z największych galerii handlowych w Los Angeles, gdzie spotkałam się z Emilly i wybrałam prezent dla Justin’a, który mogłam odebrać dopiero w Sobotę popołudniu. Em zaciągnęła mnie jeszcze do kilku innych sklepów i spędziliśmy w każdym z nich prawie po 20 minut, więc cieszyłam się niemiłosiernie kiedy wróciłam do domu i z westchnieniem ulgi upadłam na swoje łóżko.



Rodzice przy śniadaniu poinformowali mnie, że wrócą dzisiaj trochę wcześniej z pracy aby spakować się na wyjazd służbowy do San Francisco, ponieważ wcześniej nie mieli na to czasu.

Tym razem jako jedni z kilku reprezentantów firmy jadą uzgodnić jakieś ważne warunki umowy z bardzo bogatym człowiekiem.



Spojrzałam na zegarek znajdujący się na mojej szafce nocnej i wcale nie zdziwiłam się widząc godzinę 20:50. Zdecydowanie zakupy zajęły nam o wiele więcej, czasu niż się spodziewałam.

Odłożyłam do garderoby dwie torby, które przytargałam ze sobą z galerii i zeszłam na dół, w celu przygotowania sobie kolacji.

Powędrowałam z przygotowanym już jedzeniem do salonu i włączyłam telewizor szukając czegoś ciekawego. Uśmiechnęłam się zadowolona kiedy odnalazłam dopiero zaczynający się „The Choice”. Ułożyłam się wygodnie i sięgnęłam po pierwszą przygotowaną przeze mnie kanapkę.



Byłam prawie w połowie filmu kiedy usłyszałam trzask drzwi frontowych i głos mamy, krzyczący że idą się pakować, bo inaczej spóźnią się na samolot.

Dosłownie 30 minut później obydwoje stali już przede mną, żegnając się.

- O której macie samolot? – zapytałam

- 23:40.- odblokowałam telefon i spojrzałam na godzinę. 22:20.

- No to faktycznie, musicie się śpieszyć jeśli chcecie w spokoju przejść odprawę.- przytuliłam ich ostatni raz i odprowadziłam do drzwi.

- Pamiętaj żeby zamknąć za nami, na klucz.- przypomniał tata.

- Wiem. Miłej Podroży.- uśmiechnęłam się do nich.

- Uważaj na siebie!- krzyknęła mama zatrzymując się przy drzwiach samochodu a następnie wsiadła do niego. Pomachałam im, zamknęłam drzwi na klucz i wróciłam do salonu aby skończyć oglądanie filmu.



Kilka minut przed pierwszą w nocy, w końcu położyłam się do łóżka ze zmarszczoną skórą palców, przez zza długie przesiadywanie w wannie.

Przytuliłam głowę do poduszki i przymknęłam powieki.





- Kurwa.- mruknęłam i zakryłam kołdrą głowę, chcąc uciszyć, cichy, denerwujący odgłos.

Zajęło mi mniej więcej dwie minuty, zorientowanie się, że coś jest nie tak. Wciągnęłam gwałtownie powietrze do płuc i odkryłam głowę nasłuchując dźwięku. Zdecydowanie to prawda, że człowiek w ciągu nocy jest bardziej wyczulony na nawet najcichsze hałasy. Przełknęłam ślinę i postanowiłam to sprawdzić. Powoli wstałam z łóżka i cicho otworzyłam drzwi od pokoju, wychodząc na korytarz. Na palcach zaczęłam schodzić po schodach, lecz w połowie ich zatrzymałam się zaczynając trząść się z nerwów, kiedy zlokalizowałam dźwięk. Wpatrywałam się przez chwilę w drzwi frontowe, lecz szybko wróciłam na górę. Zamknęłam drzwi od pokoju na klucz, zabrałam telefon z szafki nocnej i powędrowałam do garderoby, zamykając za sobą drzwi. Nie mając pojęcia co robić, trzęsącymi się dłońmi, wybrałam numer Justin’a i przystawiłam telefon do ucha.

- No dalej.- mruknęłam, modląc się w myślach aby odebrał.

-Halo- odezwał się po kilku sygnałach, zachrypniętym głosem.

- Justin.. ktoś próbuje dostać się do domu.- byłam coraz bliższa płaczu, lecz starałam się powstrzymywać.

- Kathe… A co z twoimi rodzicami?

- Wyjechali do San Francisco.

- Kurwa… Masz gdzie się schować, albo jakoś uciec z domu?- zapytał a w tle było już słychać dźwięk krzątania się.

- Nie mam innego wyjścia.- pierwsze łzy spłynęły po moich policzkach.

- Gdzie obecnie jesteś?- zapytał. W tle było słychać głośne pikanie a już po chwili głosy chłopców, pytających co się dzieje. Chłopak oznajmił, że ktoś próbuje włamać się do mojego domu, a następnie skupił całą swoją uwagę na rozmowie ze mną. – Słyszysz mnie?

- Tak. Jestem w garderobie.

- Jest tam jakieś miejsce, gdzie możesz się schować?- Podświetliłam sobie pomieszczenie telefonem, rozejrzałam się dookoła i ponownie przystawiłam telefon do ucha mrucząc ciche „TAK”.

- Więc schowaj się, a my już jedziemy. Wycisz telefon i nie wychodź póki nie przyjdę po Ciebie, jasne?

- Tak.- odpowiedziałam.

- Wszystko będzie dobrze. Kocham Cię.- nie dane było mi odpowiedzieć, ponieważ chłopak już się rozłączył. Wyciszyłam telefon i podświetlając sobie drogę, ponieważ pomieszczenie było kompletnie ciemne, na kolanach weszłam pod okrągły wieszak z ubraniami i doczołgałam się na sam koniec, następnie zasłaniając się jak najdłuższymi ubraniami.





Zacisnęłam oczy, kiedy usłyszałam dość głośny hałas z dołu i głośne kroki, na korytarzu.

- Obiecuje być grzeczną dziewczynką, tylko proszę, żeby mnie nie znaleźli.- wyszeptałam i już dosłownie sekundę później mogłam usłyszeć obce głosy wydobywające się z mojego pokoju.

- I gdzie ona jest?

- Musi gdzieś tu być, Thomas mówił, że nie wychodziła z domu.- oznajmił ktoś inny.

- Jeśli ten idiota znowu coś przegapił, obiecuje że własnoręcznie poderżnę mu gardło. Sprawdźcie tamte drzwi.- oblizałam nerwowo usta, kiedy światło w garderobie zaświeciło się. Zacisnęłam powieki, odmawiając w myślach przeróżne modlitwy.

- Pusto, szefie.- światło zgasło, a drzwi zamknęły się. Odetchnęłam z ulgą i cieszyłam się, że ktokolwiek to był nie postanowił dokładnie wszystkiego przeszukać. Nie ukrywajmy garderoba na pierwszy rzut oka, nie wygląda na żaden labirynt.

- Ta mała suka, musi gdzieś tu być, chyba że mają tu jakieś pieprzone ukryte wyjście. Sprawdźcie resztę pomieszczeń, bo Rogers nas zabije, jeśli jej nie przywieziemy.- tym razem usłyszałam trzask drzwi od pokoju.





Po około 5 minutach usłyszałam głośny trzask drzwi na dole i krzyki. Odetchnęłam z ulgą rozpoznając głos chłopców.

- Dzięki Bogu.- westchnęłam, nasłuchując.

Zagryzłam wargę słysząc otwierające się drzwi od mojego pokoju a następnie te od garderoby. Światło zapaliło się a cichy głos Justin’a sprawił, że na kolanach wyszłam z ukrycia.

- Wszystko w porządku?- chłopak podszedł do mnie. Zignorowałam dziwnie wyglądającą broń w jego ręku i przytuliłam się do jego klatki piersiowej.

- Wszystko dobrze.- mruknęłam w jego szyję.

- Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy i poczekaj na mnie w pokoju.- chłopak pocałował mnie w czoło i szybkim krokiem wyszedł z pokoju, poprawiając broń w swojej dłoni.





Minęło ponad pół godziny od kąt Bieber wyszedł z pokoju. Postanowiłam sprawdzić co się dzieje, więc chwyciłam małą, podręczną torbę i ubrana w normalne ubrania wyszłam z pokoju. Zatrzymałam się przy schodach słysząc hałasy i wzięłam głęboki oddech powoli schodząc na dół. Zatrzymałam się w połowie schodów, zasłaniając wolną ręką buzię i wpatrując się w prawdopodobnie, martwe ciało leżące na podłodze. Jako pierwszy zauważył mnie Max i zagwizdał, zwracając uwagę reszty i z kwaśną miną wykonał ruch ręką, każąc mi tym zejść na dół. Stojąc na korytarzu zauważyłam młodego, nieprzytomnego chłopaka, przywiązanego do krzesła. Podskoczyłam wystraszona, kiedy przy moim boku nie wiadomo skąd pojawił się Justin.

- Kazałem Ci czekać na górze.- warknął.

Wpatrywałam się przez chwilę w niego, nie wiedząc co powiedzieć, aż spuściłam wzrok na swoje buty. – Wiecie co robić. Za godzinę jestem.- oznajmił oschle i wyszedł z domu, nawet na mnie nie patrząc.

- Idź za nim.- oznajmił Ryan i uśmiechnął się lekko.

Westchnęłam i wyszłam przed dom, rozglądając się po okolicy. Skierowałam się w stronę ulicy, zgadując że właśnie tam jest zaparkowany samochód chłopaka, a raczej dwa Bentley’e.

Skierowałam się do pierwszego z nich zauważając uchyloną szybę od strony kierowcy i wsiadłam na miejsce pasażera, kładąc torbę na swoich kolanach.

Spojrzałam na Justin’a który wpatrywał się w domy po swojej stronie i palił papierosa.

- Co się dzieje?- zapytałam cicho wpatrując się przed siebie. Chłopak machnął dłonią uciszając mnie, wyrzucił niedopałek przez okno, które od razu zamknął i odpalił samochód wycofując na ulicę.



Przez całą drogę do domu chłopców w samochodzie panowała niezręczna cisza, więc cieszyłam się kiedy chłopak zaparkował pod domem i wysiadł z samochodu, czekając na mnie przy drzwiach. Kiedy do niego dotarłam chłopak otworzył drzwi, wstukał kod i zamknął je za nami.

- Czuj się jak u siebie, tylko nie próbuj nigdzie wychodzić, bo dom będzie zamknięty na cztery spusty.- oznajmił i wbiegł po schodach do góry, minutę później zbiegając na dół i chowając coś za swoją koszulkę.

- Kiedy wrócisz?- zapytałam przyglądając się chłopakowi.

- Jak załatwię kilka spraw.- mruknął, zaciskając szczękę i podszedł do mnie wolnym krokiem. – Uważaj na siebie.- dotknął dłonią mojego policzka i kciukiem zahaczył o moją dolną wargę a następnie odsunął się, wpisał kod zabezpieczający dom i wyszedł patrząc ostatni raz na mnie przez ramię. Słyszałam dźwięk przekręcającego klucza w drzwiach i stałam na środku korytarza, puki nie usłyszałam dźwięku odjeżdżającego samochodu.

- Co jeszcze nam się przydarzy?- zapytałam samą siebie i powoli wdrapałam się po schodach do pokoju chłopaka.

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Rozdział 64: Nie mogę się doczekać.



Kathe POV’

- Czy Cię do reszty pojebało?!- krzyknęła Vanessa.
Lilly podeszła do dziewczyny szybkim krokiem, widząc co się dzieje i pomogła jej wstać z zimnej podłogi.
Uśmiechnęłam się zadowolona, widząc rozwalony nos dziewczyny, z którego sączyła się krew.
- Posłuchaj mnie uważnie…- mruknęłam podchodząc bliżej dziewczyn.- Nie pozwolę abyś mieszała się w mój związek i cokolwiek będziesz próbowała zdziałać, to i tak w niczym Ci nie pomoże. Justin jest mój, kocham go i może Ci się to nie podobać, ale szczerze mówiąc mam w dupie twoje zdanie. Nigdy nie istniał Justin i Vanessa i nigdy nie będzie istnieć. Niestety muszę Cię zasmucić, ponieważ nie zdobyłam go jak ty to mówisz „dając mu dupy”. Może Cię to zaszokować, ale niektóre dziewczyny również posiadają inteligencje i wewnętrzne piękno, które potrafią sprawić, że chłopak oszaleje na ich punkcie. Więc odpierdol się od nas i daj nam, do cholery, spokój.- wpatrywałam się w twarz Vanessy, nawet na sekundę nie odwracając wzroku.
Blondynka przetarła kolejny raz dłonią, rozwalony nos i szybkim ruchem złapała za moje włosy. Skrzywiłam się czując wbijające się paznokcie w nasadę mojej głowy a sekundę później szczypanie na moim policzku, ponieważ ta suka mnie podrapała.
- Chyba się nie zrozumiałyśmy.- burknęłam i kopnęłam kolanem w brzuch dziewczyny. Ta puściła mnie i zgięła się w pół. Usiadłam na blondynce okrakiem i chwyciłam za jej dłonie, ignorując ludzi zebranych wokół nas.
- Obiło Ci?- krzyknęła Lilly, próbując odciągnąć mnie od jej przyjaciółeczki.
- Spieprzaj, albo i ty dostaniesz.- odpowiedziałam. – Czasami człowiek musi posunąć się do drastycznych sytuacji, aby ktoś raz na zawsze zrozumiał przekaz.
Czułam cholerne szczypanie moich dwóch policzków, lecz starałam się tym w tej chwili nie przejmować.
- Justin. Jest. Mój. Nie wygrasz ze mną, Vanessa.- oznajmiłam i wstałam z dziewczyny, podchodząc do zdziwionej Emilly. Pociągnęłam dziewczynę za rękę i szybkim krokiem skierowałam się w kierunku wyjścia, zanim ktoś z nauczycieli zainteresuje się zaistniałą sytuacją.
- Cholera, wyglądasz strasznie, nie mogłam patrzeć na to jak obrywasz, ale tak strasznie ciężko było mi to przerwać, bo tak bardzo chciałam, żeby ktoś w końcu pokazał Vanessie, gdzie jej miejsce.- oznajmiła Emilly i wyrwała dłoń z mojego uścisku, następnie przytulając mnie.- Nie za dobrze to wygląda.- westchnęła odsuwając się ode mnie na kilka centymetrów i przyglądając się moim policzkom.
Em wyjęła telefon i sekundę później przystawiła go do ucha, odsuwając się kawałek.
- Cześć Ryan, powiedz proszę Justin’owi, aby przyjechał po Kathe do szkoły, to naprawdę bardzo ważne.- rozszerzyłam oczy, ponieważ nie chciałam aby chłopak zobaczył mnie w takim stanie. – Kathe jest trochę poobijana i ranna, więc niech się pośpieszy.- rozłączyła się.
- Coś ty zrobiła?- złapałam się za głowę i zmarszczyłam brwi, kiedy poczułam coś mokrego na mojej lewej dłoni. Skrzywiłam się widząc krew.
- Musisz jechać do domu, to naprawdę nie wygląda za dobrze. Ta suka ma takie pazury, że całkiem ładnie Cię zarysowała.- oznajmiła Emilly.
- Mam chociaż nadzieje, że coś zrozumiała.- westchnęłam, przecierając dłonią ranny policzek.


Dosłownie 5 minut później Justin z piskiem opon zatrzymał się na szkolnym parkingu i naprawdę nie chciałam wiedzieć ile przepisów złamał po drodze. Wysiadł z samochodu trzaskając drzwiami i szybkim krokiem udał się w moją stronę.
Opuściłam głowę, bojąc się jego reakcji, lecz pierwsze co poczułam to jego palce podnoszące mój podbródek do góry.
- Kto Ci to, kurwa, zrobił?- warknął, przyglądając mi się.
- Vanessa.- odpowiedziała za mnie Em.
Bieber wyminął mnie i szybkim tempem udał się w kierunku szkoły. Westchnęłam i łapiąc pod ramię Emilly, ruszyłam za Bieber'em.
Justin zaczepił jakiegoś przypadkowego chłopaka, od razu po wkroczeniu do szkoły i z wściekłością wymalowaną na twarzy ruszył w kierunku toalet, gdzie zgaduje, znajdowała się Vanessa. Wszyscy zgodnie odsuwali mu się z drogi i przyglądali zaciekawieni.
Szatyn mocnym ruchem otworzył drzwi od damskiej łazienki i podszedł do blondynki, przyciskając ją do ściany, obok umywalek.
- Justy, zobacz co ta twoja suka mi zrobiła!- zawołała piskliwym głosem.
Korzystając z okazji podeszłam do lustra i wydęłam niezadowolona usta, widząc trzy szkarłatne linie, z których w niektórych miejscach sączyła się krew i drugi policzek lekko zaczerwieniony po uderzeniu.
- Zajebiście.- mruknęłam, chwytając papier i namaczając go, aby przetrzeć ubrudzoną krwią, skórę.
- Zbliż się jeszcze raz do Kate, zrób jej jakąkolwiek krzywdę, a sprawie że poczujesz na własnej skórze najgorszy ból tego świata. Żywcem potne twoje ciało i podpalę z satysfakcją oglądając całe przedstawienie i słuchając twoich pełnych bólu krzyków. Twój kolejny krok w stronę Kathe lub moją będzie twoim ostatnim.- wysyczał. Przeniosłam wzrok na chłopaka i w tej samej chwili zobaczyłam jak chłopak łapie za ramiona dziewczyny i z całej siły popycha ją na ścianę znajdującą się za nią. Następnie podszedł do mnie szybkim krokiem i ignorując Emilly, która stała przy moim boku, poniósł mnie w stylu Panny Młodej i wymaszerował z łazienki a następnie ze szkoły. Dopiero przy samochodzie postawił mnie na ziemi i jeszcze raz przyjrzał się moim policzkom. Cmokną mnie w czoło, pomógł wsiąść do samochodu, zajął miejsce obok mnie i z piskiem wyjechał na ulicę.


Syknęłam kolejny raz, kiedy chłopak przetarł wacikiem nasączonym środkiem dezynfekującym, mój zraniony policzek.
- No już, chwila.- nakleił na rany cienkie plasterki w mniej więcej odcieniu skóry i pocałował obolałe policzki.
- Tak właściwie, o co poszło?- zapytał chowając apteczkę do szafki.
- Obróciłam się czując klepanie w plecy, a ona w tym czasie mnie uderzyła, mówiąc coś przy tym, że jestem suką, która odbiła jej chłopaka, dając mu dupy. No to co miałam zrobić, oddałam jej, trochę pogadałam a ona pociągnęła mnie za włosy i podrapała jak typowa laska niepotrafiąca się bić. Kopnęłam ją w brzuch i usiadłam na niej jeszcze raz dosadnie tłumacząc pewne kwestie.- wzruszyłam ramionami, jakby nic się nie stało.
- Tak jak bardzo jestem wkurwiony tym co się stało, bo ta suka zrobiła Ci krzywdę, tak samo bardzo jestem z Ciebie dumny.- oznajmił cmokając mój nos, przez co spojrzałam na niego zaskoczona.
- Co?
- Cieszę się że potrafisz się obronić, jeśli jest taka potrzeba. Należało się jej.- ściągnął mnie z szafki, która stała niedaleko umywalki i złapał moją dłoń prowadząc do pokoju. – Ryan za jakąś godzinę powinien odebrać twoje auto, więc jeśli chcesz możesz już dzisiaj wrócić nim do domu.
- Było by świetnie.-pokiwałam lekko głową.
Zeszliśmy razem na dół, gdzie chłopcy siedzieli w salonie nad jakimiś papierami.
- Wyglądasz o wiele lepiej.- oznajmił Chris, szczerząc się.
- Dzięki.-przewróciłam oczami.
- Więc nasz aniołek pokazał pazurki?- zaśmiał się Luke.
- Nie taki aniołek.- mruknął Justin, przez co dostał ode mnie w ramię. – Przecież wiesz, że Cię kocham.- mruknął, po raz kolejny dzisiejszego dnia całując moje czoło.
Chaz zakrztusił się akurat pitym przez niego piwem. Rozejrzałam się po salonie, uśmiechając się lekko z szokowanym min chłopców.
- Co ty powiedziałeś?- zapytał Chaz.- Bo chyba się przesłyszałem.
Justin objął mnie ramieniem i przyciągnął do swojej klatki piersiowej.
- Spierdalaj, dokładnie słyszałeś co powiedziałem.- odpowiedział Bieber.
- Kurwa, nie wierze. Nasz Justin’ek się zakochał.- zaświergotał Max, na co reszta zgodnie zagwizdała.
- Skończcie.- odburknął i usiadł na kanapie, ciągnąc mnie na swoje kolana. – Macie coś nowego?- zapytał zmieniając temat.
- Na razie nic odnoście ich miejsca pobytu. Same mało przydatne gówna.-odpowiedział Chris.
Cieszyłam się, że wszyscy czują się na tyle swobodnie, aby rozmawiać przy mnie o sprawach, dotyczących biznesu.
- Kamera przed domem zarejestrowała w nocy kilka postaci. Telefony poinformowały o ruchu, ale decydującym momentem była próba otworzenia drzwi, więc włączył się alarm. Wysadzili transformator, przez co nie było prądu i prawdopodobnie od razu uciekli. Próbowali nas tylko wystraszyć. –wyjaśnił Chaz.
W pokoju rozniósł się dźwięk dzwoniącego telefonu. Ryan wyjął urządzenie z kieszeni i odebrał, wychodząc z salonu. Wrócił po kilku minutach informując, że mój samochód jest już gotowy do odbioru, więc pojedzie po niego z Max’em.
Wzdrygnęłam się kiedy zimna dłoń Justin’a wsunęła się pod moją koszulkę. Odchyliłam do tyłu głowę, aby spojrzeć na jego twarz na co chłopak posłał mi szeroki uśmiech. Zaczął zataczać kciukiem kółeczka na moim brzuchu, przez co na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Poruszyłam się na jego kolanach, na co szatyn delikatnie wbił paznokcie w mój bok, aby mnie unieruchomić. Zaśmiałam się cicho i wygodnie oparłam się o jego klatkę piersiową, przy okazji poruszać lekko biodrami. Słyszałam jak Justin wciąga powietrze do płuc, a następnie wydmuchuje je prosto na moją szyję.
- Kathe…- zaczął Chris, więc spojrzałam w jego stronę. Mruknęłam coś niezrozumiałego, zachęcając aby kontynuował. – Może potrzebujesz wolnej chaty za 4 dni?- zmarszczyłam brwi, patrząc na niego niezrozumiale.
- Co masz na myśli?
- No wiesz… nie potrzebujesz dopracować prezentu urodzinowego dla Justin’a?- uchyliłam lekko usta i poczułam się naprawdę niesamowicie głupio, ponieważ dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że zapomniałam o urodzinach mojego chłopaka.
- Chyba nie sądzisz, że cokolwiek powiem przy nim.- odpowiedziałam, uśmiechając się lekko i próbując jakoś wybrnąć. W mojej głowie pojawiła się jedna myśl: „Co ja mam mu, do cholery, kupić?”
Byłam w tej chwili naprawdę wdzięczna Chris’owi że rozpoczął ten temat.
Boże, co ze mnie za dziewczyna?!
Zsunęłam się z kolan chłopaka i usiadłam obok niego, wyjmując telefon z kieszeni i wchodząc na stronę jednej z większych galerii handlowych w Los Angeles.
Ignorowałam dalszą rozmowę chłopców na temat Blackness’ów i po kolej wchodziłam na strony sklepów z akcesoriami męskimi, poszukując czegoś odpowiedniego.


Nawet nie zauważyłam kiedy Ryan z Max’em wrócili, więc zdecydowałam wrócić do swojego domu. Pożegnałam się z chłopcami, podziękowałam im i zaciągnęłam Justin'a, za sobą przed dom.
Podeszłam do zaparkowanego przed domem samochodu i odblokowałam go kluczykiem, który znajdował się w mojej dłoni. Wrzuciłam torbę z książkami do wnętrza samochodu i zatrzasnęłam drzwi, opierając się o nie. Złapałam chłopaka za koszulkę, ciągnąc go w swoją stronę. Złączyłam nasze usta, przez co chłopak mruknął zadowolony. Zsunął swoje ręce na moje pośladki i ścisnął je, pogłębiając pocałunek. Bieber uniósł mnie do góry i posadził na masce samochodu, wsuwając lewą dłoń pod moją koszulkę. Wplątałam ręce we włosy szatyna i uśmiechnęłam się przez pocałunek, kiedy usłyszałam jego cichy jęk zadowolenia. Mruknęłam kiedy zęby chłopaka przygryzły lekko moją dolną wargę i odsunęłam się z powodu brakującego w moich płucach powietrza.
- Za co to?- zapytał wpatrując się w moje oczy.
-Za nic. Po prostu cieszę się, że Cię poznałam niezależnie od tego jak bardzo dziwnie zaczynaliśmy.- oznajmiłam na co Justin zaśmiał się cicho i pomógł mi zsiąść z maski samochodu. Przygryzł płatek mojego ucha i zassał je lekko.
- Nie mogę się doczekać, aż będziesz cała moja.- mruknął.
Już miałam zaoponować, że przecież jestem jego, lecz w ostatniej chwili zagryzłam wargi, powstrzymując się, ponieważ domyśliłam się o co chodzi chłopakowi.
- Wiem, że nie możesz.- uśmiechnęłam się i cmoknęłam go ostatni raz w usta a następnie wsiadłam do samochodu. Odpaliłam silnik, pomachałam Justin'owi i ruszyłam w kierunku domu.

niedziela, 25 grudnia 2016

Rozdział 63: On jest mój.



Kathe POV'

Siedziałam wtulona w Justin’a na kanapie, w salonie od ponad godziny. Na zegarze widniała godzina 3 rano, ale nikt z nas nie miał zamiaru iść spać.
Po tym, jak zamknęłam się w tym dziwnym pomieszczeniu minęło dobre pół godziny, aż w końcu Justin po mnie przyszedł.
Cieszyłam się cholernie bardzo, że nikomu nie stała się krzywda.

- Więc jesteśmy wspólnego zdania, że to robota Blackness’ów, bo wiadomo że Walker niebyły w stanie zrobić w pojedynkę takiego zamieszania, ale do cholery czego mogą chcieć?- Luke usiadł prosto i przeczesał dłonią swoje włosy, prawdopodobnie zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Nie są stąd, więc moim zdaniem jedyne na czym może im zależeć to nasze tereny. Prawdopodobnie chcą rozszerzyć swoje działania.- odpowiedział Chaz.
Poprawiłam się na kolanach Justin’a, przyciskając bardziej głowę do jego klatki piersiowej i wsłuchując się równocześnie w bicie serca szatyna, jak i rozmowę chłopców.
- I najszybszym sposobem będzie pozbycie się nas.- dokończył Max.
- Ale dlaczego rozpoczęli wszystko od Kathe?- zapytał Ryan.
Poczułam jak ciało szatyna gwałtownie się napina. Chłopak objął mnie mocniej w tali, przez co westchnęłam zadowolona.
- Zniszczymy ich szybciej, zanim, kurwa, wykonają jakikolwiek krok.- warknął Justin.- W ciągu 24 godzin musimy mieć wszystkie najważniejsze informacje na ich temat a potem pomyślimy od czego zacząć.
- A co z Walker’em?- zapytał Chris.
Justin przez chwilę się nie odzywał a kiedy już to zrobił na moim ciele pojawiła się gęsia skóra, z powodu pojawiających się w mojej głowie wyobrażeń.
- Kevin zadzwoni do Walkera i poprosi o spotkanie. Zamiast niego pojawimy się my i pozbędziemy się kolejnego problemu. Pozbycie się Blackness’ów jest od dzisiaj naszym priorytetem i nie będę bawił się w jakieś jebane podchody. Na dzisiaj to tyle, byłoby najlepiej jeśli o 6 rano wszyscy byliby na nogach.- Justin podniósł się do góry i podtrzymał mnie, abym nie upadła.
Pożegnałam się z chłopcami i ruszyłam z chłopakiem na górę.
Po wkroczeniu do pokoju chłopak zamknął za nami drzwi i pociągnął mnie za rękę w stronę łóżka, usiadł na nim i wciągnął mnie na swoje kolana, obejmując mnie w tali.
- Nie pozwolę aby ktokolwiek Cię skrzywdził.- warknął i przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej, przytulając mocno.
- Wiem, Justin, wiem.-oddałam uścisk i wtuliłam głowę w jego szyję.
- Kocham Cię.- gwałtownie odsunęłam się od chłopaka i z ogromnym uśmiechem na ustach oparłam swoje czoło o jego.
Justin zaśmiał się widząc moją minę i cmoknął mnie w usta.
- Ja też Cię kocham.- powiedziałam, wzdychając zadowolona.
Nigdy nie pomyślałabym, że dwa słowa z ust chłopaka mogą za każdym razem sprawiać tyle radości i przyjemnych uczuć.
- Idziesz do szkoły?- zapytał po chwili ciszy.
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się lekko, na co Bieber westchnął.
- W porządku. Odwiozę Cię, a teraz idziemy spać, chyba że chcesz aby ludzie w szkole widząc Cię, pomyśleli jak bardzo wymęczyłem Cię w nocy.- wyszczerzył się na co przewróciłam oczami.
- Tak, jasne.- zaśmiałam się i zeszłam z kolan chłopaka. Zdjęłam buty i wgramoliłam się pod zimną kołdrę, nie mając sił się rozbierać.
- Jeszcze zobaczysz. Przekonasz się o tym, szybciej niż myślisz.- uśmiechnął się i kilka sekund później dołączył do mnie, również nie fatygując się ze zdjęciem ubrań.
Wtuliłam się w ciało chłopaka i odchyliłam głowę lekko do tyłu, aby pocałować jego szczękę.


Mruknęłam i mimowolnie odchyliłam głowę w bok, kiedy poczułam ciepłe pocałunki składane na mojej szyi, które schodziły coraz niżej. Otworzyłam niechętnie oczy i uchyliłam się bardziej w bok, a następnie spojrzałam na nachylającego się nade mną chłopaka.
- Dzień Dobry.- uśmiechnął się pokazując swoje białe ząbki.
Szatyn był już ubrany w świeże ubrania i pachniał męskich żelem pod prysznic.
- Która godzina?- zapytałam a następnie odchrząknęłam, słysząc swoją chrypkę.
- 8, jeśli nie chcesz się spóźnić do szkoły, to wstawaj.- cmoknął mnie ostatni raz w szyję i wstał idąc w kierunku drzwi. Przechodząc przez próg, obrócił głowę w moją stronę.
- Śniadanie będzie na ciebie czekać na dole.- oznajmił i zniknął.
Przetarłam piąstkami oczy i z wielką niechęcią podniosłam się z łóżka. Podeszłam do torby, którą przywiozłam tutaj wczoraj, ze swojego domu. Zabrałam potrzebne mi rzeczy i zamknęłam się z nimi w łazience.

Już schodząc po schodach, dało się poczuć niezidentyfikowany, przyjemny zapach. Skierowałam się do kuchni i przechodząc przez salon przywitałam się krótkim „Dzień Dobry” z chłopcami. Zatrzymałam się zdziwiona w progu kuchni, a następnie podeszłam cicho do obróconego do mnie plecami chłopaka i objęłam go w pasie. Justin nawet nie drgnął, przez co wydęłam lekko wargi, niezadowolona.
- Skarbie, robiąc to co robię mam całkiem dobrze wyczulony słuch i doskonale słyszałem twoje „Dzień Dobry”.- zaśmiał się i obrócił się do mnie przodem.
Zerknęłam przez jego ramię i uśmiechnęłam się.
- A jednak umiesz gotować?- podniosłam do góry brwi, przyglądając się przepysznie wyglądającemu omletowi.
- Czasami trzeba.- wzruszył ramionami.
Odsunęłam się od Bieber’a i zaplotłam ramiona na piersi.
- Czasami trzeba... zjeść coś innego niż pizza, wiesz o tym co nie?
- Jasne, przecież są jeszcze frytki i hamburgery.- wyszczerzył się.
- Wiesz o co mi chodzi.- przewróciłam oczami.
- Już dobra, rozumiem.- uśmiechnął się i podał mi talerz z jedzeniem oraz sztuczce a drugą porcje wziął dla siebie. Usiedliśmy przy blacie kuchennym i w ciszy zajadaliśmy się przepysznym omletem. Cholera, sama nie wiem, czy potrafiłabym zrobić lepszy.


Po zjedzonym śniadaniu Justin odwiózł mnie do szkoły, ponieważ mój samochód dopiero od jakieś godziny znajdował się u mechanika. Pożegnałam się z chłopakiem całując go w usta i poprosiłam aby na siebie uważał, ponieważ doskonale wiedziałam o jego planach na dzisiejsze popołudnie.



Justin POV’


-Jesteś pewny, że to dobry pomysł? Nie lepiej spotkać się wieczorem?- zapytał Chris, kiedy parkowałem samochód kilkanaście metrów, przed jakimś minimalnym magazynem.
- Stary, wyluzuj. Mimo jak bardzo mylnie wygląda Walker, to ma jednak coś tej inteligencji i zdecydowanie zauważyłby, że coś jest nie tak, kiedy Kevin zaproponowałby spotkanie w zupełnych ciemnościach. Nikt się tu nie kręci, więc nie musisz się cykać.- oznajmiłem.
- Nie cykam się.- zaprzeczył. – Po prostu, kurwa, nie mam zamiaru oglądać was wszystkich na spacerniaku.
- Dobra, jesteście gotowi?- zapytałem Ryan’a, Max’a no i Chris’a, kiedy drugi samochód, zaparkował obok nas.
„Zdecydowanie” „Jasne” „O tak”- odpowiedzieli chórem, na co pokiwałem zadowolony głową.
Wysiadłem jako pierwszy z samochodu i delikatnie zamknąłem drzwi, aby nie narobić niepotrzebnego hałasu, co na całe szczęście reszta również uczyniła. Wszyscy upewnili się czy mają ze sobą broń i skierowaliśmy się do wnętrza magazynu, gdzie miał czekać na nas już Walker.

Przekląłem cicho, kiedy przez nieduże okienko, zauważyłem trzech innych facetów, stojących obok Walker’a.
- Co jest?- zapytał cicho Luke.
- Skurwiel ma towarzystwo.- warknąłem i wyciągnąłem broń zza paska, a następnie najdelikatniej jak potrafiłem odbezpieczyłem ją i przeładowałem.
Skórzane rękawiczki, które znajdowały się na naszych dłoniach, nieco utrudniały robotę, ale czego się nie robi, żeby nie musieć sprzątać później tego całego syfu.
- Kurwa, stary.- westchnąłem wpatrując się raz w Max’a, a raz w okienko przez które było widać Walker’a. Na całe szczęście żaden z nich, niczego nie usłyszał.
- Kurwa, wiesz, że tej spluwy nie da się cicho przeładować.- wytłumaczył.
- Dobra. Wchodzimy na trzy.- oznajmiłem i odliczyłem, a następnie wszyscy zgodnie wparowaliśmy do pomieszczenia z wyciągniętymi przed siebie brońmy.
Ludzie Walker’a zareagowali nieco później, lecz po chwili cztery pistolety, było wycelowanych w naszą trójkę.
-Proszę, proszę, cóż za zaszczyt.- zaśmiał się Walker.- Zgaduje, że Kevin raczej się nie pojawi.- westchnął, udając niezadowolonego.
- Zdecydowanie ludzie, którzy są wobec nas lojalni, żyją o wiele dłużej.- uśmiechnąłem się wrednie, ignorując jego poprzednie słowa.
- Gówno mnie to obchodzi.- zaśmiał się.
- A być może powinno.- oblizałem usta.
Dosłownie przez kilka sekund, dało się zauważyć zmieszanie na twarzy Walker’a, ale nie potrwało to długo.
- Co masz na myśli?- zapytał podchodząc o krok bliżej z wycelowaną w moją stronę bronią.
- Carter, otrzymał już swoją karę.- Walker wciągnął gwałtownie powietrze do płuc- Niezły z ciebie wspólnik, przyjaciel czy chuj wie kto, że nawet nie zauważyłeś jego zniknięcia.
- Co zrobiliście?- zmrużył oczy.
- Za górami, za lasami, istnieje kilka świetnie ukrytych, Amerykańskich jezior. Twój koleżka, prawdopodobnie właśnie pływa na dnie, jednego z nich.- uśmiechnąłem się wrednie. – Chcesz usłyszeć, morał tej bajeczki? Otóż wbijanie pieprzonego noża w nasze plecy i pieprzone zjednoczenie z wrogiem, zazwyczaj kończą się takim chujowym zakończeniem.- uśmiechnąłem się diabelnie, kiedy zauważyłem otwierające się drzwi za plecami Walker’a. Minutę później Ryan, Chaz oraz Chris przyciskali spluwy do łbów koleżków Walker’a. Wystarczyła sekunda nieuwagi chłopaka i po chwili moja broń, również znalazła się przy jego czaszce.
- Widzisz… to naprawdę w chuj męczące, kiedy musisz pozbyć się pieprzonego, zimnego ciała, praktycznie za każdym razem paprzącego krwią, a fakt że jest was tu czterech daje nam więcej roboty, co nie jest fajne, ale Walker mam całkiem niezłą propozycje, twoi kumple nie mają takiej szansy wyboru.- uśmiechnąłem się nieszczerze do wystraszonej trójki przytrzymywanej przez moich chłopców. – Wolisz umrzeć tu i teraz, czy chcesz abym pomęczył cię trochę, aż umrzesz z powodu bólu a następnie zaciągnę Cię do lasu i pozbędę wrzucając do cholernie głębokiego jeziorka. Co wybierasz?
- Pieprz się, Bieber.
- Już gdzieś to słyszałem.- przewróciłem oczami.- Skoro nie skorzystasz, to wybieram sam za Ciebie. Do zobaczenia w piekle.- zaśmiałem się diabelsko i odsunąłem kawałek, naciskając spust.
Obserwowałem jak ciało chłopaka opada bezwładnie na podłogę a następie kiwnąłem do chłopców. Po pomieszczeniu rozniosło się kilka wystrzałów. Podrapałem policzek i westchnąłem.
- Zbieramy się, Panowie.- oznajmiłem, kierując się w stronę wyjścia.



Kathe POV’

- Jeszcze godzina i weekend!- oznajmiła uśmiechnięta Emilly, opierając się o swoją szafkę na korytarzu.
- Hej, to że ty masz jutro dentystę, nie oznacza, że wszyscy mają dzień wolny od zajęć.- mruknęłam niezadowolona.
- Aaa tak, racja. Dasz radę.- poklepała mnie po ramieniu. – A tak ogólnie jak układa Ci się z Justin’em?
- Ogólnie… dobrze, bardzo dobrze.- wzruszyłam ramionami i posłałam jej lekki uśmiech.
- To cudownie. Tak w ogóle, kiedy on albo Ryan mają zamiar pojawić się w szkole?
- Nie mam pojęcia… teraz mają kilka spraw do załatwienia.- Emilly pokiwała głową.

Podskoczyłam wystraszona kiedy poczułam lekkie klepanie w moje plecy. Obróciłam się aby zobaczyć kto stoi za mną i w tej samej chwili poczułam całkiem mocne uderzenie w policzek.
- Kurwa.- usłyszałam za sobą głos Emilly.
- Jesteś bezwartościową suką, która odbija czyichś chłopaków!  Zostaw Justin’a w spokoju, to że dajesz mu dupy nie sprawi, że będziecie wspaniałą parą! On jest mój, dziwko! Jest mój! – zamachnęła się kolejny raz, lecz w porę odsunęłam się na bok.
Uśmiechnęłam się szyderczo i zanim zdążyłam dobrze pomyśleć moja pięść zderzyła się z twarzą Vanessy.

sobota, 17 grudnia 2016

Rozdział 62: Przepraszam.



Kathe POV’

Opuściłam pokój dopiero kiedy usłyszałam krzyki Justin’a. Powoli zeszłam po schodach na dół, przy okazji przysłuchując się słowom chłopaka.
- Mogą próbować dobrać się do nas, ale nie mają pieprzonego prawa zbliżać się do niej! – wrzasnął przez co lekko podskoczyłam.
- Skąd masz pewność, że to oni?- zapytał Chris.
Mimo, że byłam oddalona o dobre kilka metrów, mogłam usłyszeć dziwny dźwięk wydobywający się z gardła Justin’a.
- A znasz kurwa jakiś inny pieprzony gang, który bawi się w popieprzone ozdóbki, które na każdy możliwy sposób pokazują z kim ludzie mają do czynienia?! – w salonie na chwilę zapanowała cisza. – Nie?! A widzisz, bo ja znam tylko jeden i jest nim Blackness!
Niepewnie weszłam do salonu i przełknęłam ślinę, kiedy zauważyłam wyprostowaną sylwetkę Justin’a stojącą nad chłopcami. Zerknęłam na jego zaciśnięte w pięści dłonie i oblizałam nerwowo usta.
Najpierw spojrzeli na mnie chłopcy, siedzący praktycznie naprzeciwko mnie i ich wzrok mówił sam za siebie „nie powinno Cię tu być”. Chciałam się już wycofać, lecz było już za późno, ponieważ Justin gwałtownie obrócił się w moją stronę i wywarczał coś niezrozumiałego pod nosem.
- Justin uspokój się, nic co się dzieje nie jest jej winą, więc daruj sobie, zanim zrobić coś czego będziesz żałował.- oznajmił Luke, stając w mojej obronie.
- Zamknij mordę!- drgnęłam wystraszona, słysząc krzyk Bieber’a.
Zaczęłam cofać się do tyłu kiedy Justin szybkim krokiem ruszył w moją stronę. Na sekundę nasze oczy się spotkały i byłam przerażona ich czernią. Sama nie wiem kiedy zaczęłam uciekać w kierunku schodów, a następnie zamknęłam się w łazience Justin’a.
Usiadłam w rogu łazienki i zaczęłam płakać, kiedy Justin zaczął uderzać w drzwi łazienki, krzycząc przy tym.
- Wyłaś stamtąd! Nie masz pieprzonego prawa zamykać się przede mną w moim pieprzonym domu!
Podciągnęłam kolana pod brodę i objęłam je ramionami, bujając się w przód i tył.
Usłyszałam lekkie zamieszanie po drugiej stronie, lecz krzyki Justin’a nawet przez sekundę nie zmniejszyły się.
- To kurwa, moja pieprzona dziewczyna, więc zamknij mordę i nie rozkazuj mi! Co myślisz, że masz jakąś szansę pieprzenia jej?! Otóż myślisz się kurwa, bo chociaż jeden twój krok w jej stronę spowoduje że wpakuje ci cały pieprzony magazynek w łeb!- zaczęłam płakać jeszcze bardziej, nie mogąc złapać oddechu przez szloch. Krzyknęłam kiedy drzwi gwałtownie runęły na podłogę.
Schowałam głowę między kolana i przycisnęłam plecy do ściany za mną.
- Proszę, nie rób mi krzywdy!- krzyknęłam nie przestając bujać się w przód i w tył.
Brak jakichkolwiek krzyków a wręcz całkowita cisza, sprawiły że podniosłam lekko głowę do góry.
Spojrzałam niewyraźnym wzrokiem na postacie stojące w framudze drzwi a następnie przetarłam dłonią twarz. Przeniosłam ponownie wzrok w kierunku chłopaków i zaszlochałam kiedy zauważyłam wpatrującego się we mnie Justin’a. Jego kolor oczu nadal pozostał czarny, lecz wydawał się spokojniejszy.
Szarpnął się gwałtownie przez co wystraszona drgnęłam.
- Puść mnie kutasie!- krzyknął w kierunku Chris'a, który trzymał go za ramię. Chłopak niepewnie puścił go.
Bieber ruszył w moją stronę przez co zapłakałam głośno i ponownie schowałam głowę między nogi.
- Cholera jasna…- wymamrotał Justin i następne co poczułam to dłoń wsuwającą się pod moje kolana a drugą spoczywającą na mojej tali. Uniosłam się do góry przez co ponownie krzyknęłam. Justin przytulił mnie mocno do swojej klatki piersiowej i to sprawiło, że byłam pewna, że nic mi już nie grozi.
Niepewnie spojrzałam na jego twarz i w tym samym momencie on spojrzał na mnie. Jego oczy były odrobinę jaśniejsze, lecz w dalszym ciągu to niebyły te oczy, którym kolor tak bardzo uwielbiałam.
Bieber jako pierwszy odwrócił wzrok.
- Wypierdalajcie stąd.- warknął do chłopaków a po kilku sekundach w pokoju już nikogo nie było, oprócz nas.
Justin delikatnie położył mnie na łóżku i podszedł do niezamkniętych drzwi i trzasnął nimi, zamykając je a następnie wrócił do mnie i położył się obok na łóżku, przyciągając mnie do swojego boku.
- Przepraszam, przepraszam…- mamrotał co jakiś czas.
Pociągnęłam ostatni raz nosem i westchnęłam głęboko, chcąc unormować niespokojny oddech.
- Przepraszam, Kathe. Ja… cholera. Ja nigdy nie zrobiłbym Ci krzywdy, nigdy. Tam w salonie… chciałem tylko podejść do ciebie, najwyżej krzyczał bym, ale nigdy, przenigdy bym Cię nie uderzył. – oznajmił i przejechał ręką po moich włosach.
- Ale… goniłeś mnie.
- Bo zaczęłaś uciekać i najbardziej zirytowało mnie to, że moja własna dziewczyna zamknęła się przede mną w łazience. Chciałem do cholery, tylko żebyś otworzyła te drzwi a bezsensowne komentarze chłopaków, jeszcze bardziej mnie wkurwiały. Chciałem Cię zobaczyć, więc wyważyłem te pieprzone drzwi i to co zauważyłem mnie zszokowało. Kurwa, kochanie nie chciałem żebyś się mnie bała. Nigdy nie zrobię Ci krzywdy i chce żebyś o tym pamiętała. Chodź nie wiem jak bardzo wściekły był, nigdy nie sprawie Ci bólu i jeśli będziesz miała kiedyś taką potrzebę możesz to sprawdzić, a jeśli Cię skrzywdzę pozwolę Ci odejść.- przytulił mnie jeszcze mocniej do siebie.
Przymknęłam na kilka sekund oczy i zaciągnęłam się zapachem jego perfum. Sama teraz nie wiedziałam, kto bardziej przeżywa to zdarzenie… Ja czy Justin?
Wsunęłam dłoń  pod koszulkę na jego plecach i zaczęłam delikatnie gładzić go po nich.
Po kilku minutach podniosłam się do pozycji siedzącej, ponieważ było mi niewygodnie. Justin spojrzał na mnie marszcząc brwi. Uśmiechnęłam się do niego kiedy zauważyłam jego naturalny kolor oczu i poklepałam swoje kolana. Chłopak ułożył swoją głowę na moich udach i westchnął zadowolony kiedy wplotłam palce w jego włosy i zaczęłam masować skórę jego głowy.
- Przepraszam.- powtórzył.
-Jest już dobrze.- oznajmiłam nie przestając masować jego głowy.
Siedzieliśmy w kompletnej ciszy przez kilkanaście minut. Wpatrywałam się w ścianę, w dalszym ciągu nie przestając bawić się jego włosami, dopiero głośny wdech Justin’a sprawił że spojrzałam na chłopaka.
- Hej…-mruknęłam, chcąc zwrócił na siebie uwagę szatyna, lecz nie udało mi się.
Uśmiechnęłam się lekko, kiedy uświadomiłam sobie, że chłopak zasnął.
Nie miałam pojęcia jak mam się wydostać, tak żeby go nie obudzić.
-Trudno…-mruknęłam sama do siebie i delikatnie uniosłam jego głowę do góry, a następnie delikatnie wysunęłam się z pod spodu, stając na równe nogi przy łóżku.
Sięgnęłam po koc leżący na drugim końcu łóżka i przykryłam nim szatyna.
Westchnęłam i nachyliłam się nad jego policzkiem, całując go.
- Kocham Cię.- mruknęłam i po cichu wyszłam z pokoju, schodząc na dół.


Wszyscy obrócili się w moją stronę od razu po przekroczeniu progu salonu.
- Jak tam?- zapytał Chris, uśmiechając się lekko.
- W porządku.- odwzajemniłam uśmiech.
- Gdzie Justin?- zapytał, tym razem Ryan.
-Śpi.- chłopcy pokiwali zgodnie głowami i przenieśli swoją uwagę na telewizje, gdzie leciał jakiś debilny Talk Show.
Zgaduje, że nikt nie zwrócił na to nawet uwagi, ponieważ wszyscy byli pochłonięci własnymi myślami.

Zajęłam wolne miejsce obok Luka i oparłam się o kanapę, wzdychając cicho.
- Nie możesz go zostawić.- oznajmił Chaz.
Przeniosłam na niego wzrok i zmarszczyłam brwi. Chłopak wpatrywał się w podłogę, wystukując palcem na swoim kolanie, jakiś nieznany dla mnie rytm.
- O czym mówisz?
- On Cię potrzebuje, Kathe.- spojrzał na mnie poważnie. Zamrugałam powiekami, oblizując nerwowo usta.- Justin Cię potrzebuje.- wyjaśnił, chociaż doskonale wiedziałam o kogo mu chodzi.
- Nie mam zamiaru go zostawić, Chaz. Dlaczego tak pomyślałeś?
- Zachował się dzisiaj agresywnie, a wiem jak dziewczyny reagują na takie zachowanie. Nie mówię, że jesteś taka sama, bo nie jesteś, ale wiem też, że przestraszyłaś się, a niekiedy to wystarcza aby dziewczyna uciekła. Justin wciąż jest agresywnym chłopakiem.Względem wszystkich innych będzie bezdusznym dupnie, ale przy tobie to mały zagubiony chłopczyk i jestem wręcz pewny, że cokolwiek dzisiaj chciał zrobić, jego intencją nie było sprawienie Ci bólu. Nie potrafię zrozumieć, jego toku myślenia, ale widać, że mu na tobie zależy i prawdopodobnie boi się tego wyznać, ale stałaś się już dużą częścią jego życia. – uśmiechnęłam się na ostatnie słowa Chaza, ponieważ chłopak nie miał pojęcia o naszych ostatnich wyznaniach względem siebie. Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć odezwał się Ryan.
- To zadziwiające jak zareagował na twój widok, tam w łazience. Niby próbowaliśmy go uspokoić, bo wpadł w cholerny szał, ale twój widok był dla niego jak kubeł lodowatej wody, wylanej prosto na głowę. Nie mam pojęcia co robisz Kathe, ale cokolwiek to jest nie przestawaj, ponieważ nawet jego wewnętrzny demon nie potrafi Cię skrzywdzić, a to już naprawdę bardzo wiele.
- Naprawdę chłopcy nie mam zamiaru go zostawić. Wiem co przeżywał i zdaję sobie sprawę, że może mieć gorsze chwilę, a przez robotę którą się zajmujecie zawsze są jakieś problemy. Nie oczekuje, a właściwie nie chce, aby stał się nagle milutkim misiem, ponieważ to zniszczy was, wasz gang, wszystko co osiągnęliście. Musicie być twardzi, a czasami kompletnie bezduszni i ja to wszystko naprawdę rozumiem, bo to jest wasz własny sposób na przetrwanie. Cokolwiek się stanie nie zostawię go, jedyna rzecz jaka jest w stanie mnie od niego odepchnąć to on sam i…niewierność. To ostatnie jest zdecydowanie jedyną rzeczą, której nie byłabym mu w stanie wybaczyć.- wzruszyłam ramionami.
- Jesteś naprawdę świetną dziewczyną.- podsumował Max.
- Dzięki.- zarumieniłam się lekko.- Więc… powicie mi kim byli tamci ludzie? No iii... co z moim autem?
- Samochód zostanie u nas. Odprowadzę go jutro do naszego zaufanego znajomego i wymieni Ci szyby.- stwierdził Ryan.
- Dzięki. Mam rozumieć, że nie dostanę odpowiedzi na pierwsze pytanie?- chłopcy zgodnie zaprzeczyli, kręcąc głową na „Nie”.
- W zasadzie, byłoby świetnie, jeśli zostałabyś tutaj na noc. Któryś z nas podwiózłby Cię do domu, po kilka najpotrzebniejszych rzeczy.- zaproponował Chaz.
- A co z moimi rodzicami?- zapytałam
- Wciśnij im typowy kit o projekcie. To chyba normalne i w miarę realne.
- Projekt robi się w kilka godzin.- mruknęłam.
- Wymyśl coś. Powiedz, że to coś naprawdę trudnego.
- W porządku.- kiwnęłam głową.
Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer mamy, a następnie przystawiłam telefon do ucha. Nabrałam powietrza dotłuc, kiedy usłyszałam pierwszy sygnał i już kilka sekund później w słuchawce rozbrzmiał głos rodzicielki.
- Cześć, kochanie.- przywitała się.
- Cześć, mamo. Słuchaj, mam do Ciebie prośbę. Muszę zrobić projekt z koleżanką na jutrzejsze zajęcia o którym kompletnie zapomniałam i myślę że zajmie nam to kilka dobrych godzin, aby wszystko dopracować, bo nauczyciel jest naprawdę wymagający. Pomyślałam, że mogłabym zostać u niej na noc i wróciłabym do domu po jutrzejszych zajęciach. Co ty na to?
- Nie widzę żadnych przeciwwskazań, jeśli jej rodzice wyrazili na to zgodę.
- Tak, jasne. Zgodzili się.- przytaknęłam szybko.
- W takim razie, w porządku. A co to za koleżanka?
- Natalie. Myślę, że jej nie znasz.- powiedziałam pierwsze, lepsze imię, które nasunęło mi się na myśl.
- Racja. Muszę kończyć. Widzimy się jutro. Pa, Kathe.- rozłączyła się.
Odetchnęłam z ulgą i schowałam telefon do kiszeni.
- I co?- zapytał Max
- W porządku, zgodziła się.- wzruszyłam ramionami, uśmiechając się lekko.
- Powiem Ci, że jestem zdziwiony faktem z jaką łatwością to zrobiłaś.- oznajmił Max.
- Daj spokój. To nie jest coś czym chciałabym się chwalić. To moi rodzice i nie czuje się jakoś wspaniale, okłamując ich.- westchnęłam.- No dobra. Kto zawiezie mnie do domu?
- Mogę ja.- Ryan poniósł się z kanapy, więc również to zrobiłam i ruszyłam za nim w kierunku drzwi frontowych.


Po powrocie do domu chłopców, po Justin’ie w dalszym ciągu nie było śladu, więc myślę, że szatyn w dalszym ciągu śpi.
- A i jeszcze jedno.- zatrzymał mnie Ryan, kiedy zaczęłam kierować się z niewielką torbą w kierunku schodów.- Torebka z twojego samochodu leży w korytarzu.
Kiwnęłam głową i jeszcze raz podziękowałam chłopakowi, a następnie skierowałam się na górę.
Uśmiechnęłam się, kiedy po otworzeniu drzwi zauważyłam śpiącego Bieber’a. Odłożyłam torbę w kąt pokoju i podeszłam do chłopaka kładąc się obok niego. Przytuliłam się do pleców szatyna i przymknęłam oczy.


Podniosłam się gwałtownie do pozycji siedzącej rozglądając się wystraszonym wzrokiem po pokoju. Justin spadł z łóżka i w ciągu kilku sekund wybiegł z pokoju. Skrzywiłam się słysząc ostry dźwięk roznoszący się po całym domu. Na dworze było całkowicie ciemno a ja nie miałam pojęcia co się dzieje. Dźwięk nawet odrobinę nie ucichł, a z dołu dało się usłyszeć krzyki chłopaków. Przełknęłam wystraszona ślinę, zdając sobie sprawę, że przecież alarm nie włączył się tak po prostu. Do pokoju wpadało światło księżyca oraz światło z korytarza, przez otwarte drzwi, które pozostawił za sobą Justin. Stanęłam na równe nogi przy łóżku a następnie krzyknęłam wystraszona kiedy usłyszałam okropny huk gdzieś z zewnątrz a następnie światło w całym domu zgasło.
- Cholera, cholera, cholera.- powtarzałam, zaczynając się trząś. Bałam się nawet zejść na dół, ponieważ nie wiedziałam co mogę tam zastać, lecz następną rzeczą o której pomyślałam był Justin. Wyjęłam telefon z kieszeni i oświetlając sobie drogę na miękkich nogach wyszłam z pokoju. Ostry dźwięk w tej samej chwili ucichł. Zanim zdążyłam dotrzeć do schodów światło zapaliło się. Wyłączyłam lampkę w telefonie i powolnym krokiem zaczęłam schodzić na dół, aż dotarłam do korytarza. Przy otwartych drzwiach frontowych, opierając się o ścianę stał Max z bronią w ręku, przyglądając się kompletnej ciemności panującej na zewnątrz. Byłam zdziwiona ponieważ na ulicy w dalszym ciągu nie było prądu. Chłopcy prawdopodobnie mieli zamontowany jakiś dodatkową prądownice, czy coś podobnego. Max przeklną pod nosem kiedy mnie zauważył.
- Chodź tu.- wskazał za siebie, więc grzecznie wykonałam jego polecenie i stanęłam za jego plecami.
- Co się dzieje?- zapytałam trzęsącym się głosem.
- Ktoś nas atakuje.- mruknął.- Chłopcy to sprawdzają.
- A ty dlaczego tutaj stoisz?
- Skoro są na zewnątrz, jest większe prawdopodobieństwo, że ktokolwiek to jest będzie próbował dostać się do domu a otwarte drzwi go zachęcą. Tak jakby pilnuje domu jak i widzę stąd całkiem nieźle co dzieje się przed nim, więc pilnuje również aby nikt nie zaszedł chłopaków od tyłu.- wyjaśnił.
- Nie jesteś bardziej narażony na atak?- zmarszczyłam brwi.
- Owszem, ale od zawsze kierujemy się zasadom „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Posłuchaj mnie uważnie, Kathe. Pobiegnij do tego ciemnego korytarza obok salonu i naciśnij panel na środku, po lewej stronie i odsuń go. Masz wejść do środka i zasunąć go za sobą. W środku są schody i światło, więc zaświeć je, po prawej stronie i uważaj żeby się nie potknąć. Nie wychodź stamtąd dopóki ktoś z nas po ciemnie nie przyjdzie, a teraz zmykaj.- oznajmił a ja biegiem udałam się w wyznaczone miejsce. Schowałam się w opisane miejsce i zapaliłam światło. Zmarszczyłam brwi kiedy zobaczyłam duże, metalowe drzwi na dole, lecz nie to było teraz najważniejsze. Usiadłam na jednym ze schodków i modliłam się aby żadnemu z chłopców nie stała się krzywda.