niedziela, 3 lipca 2016

Rozdział 42: Przekonasz się.

Justin POV'
- Z jaką sprawą do mnie przychodzicie panowie? - zapytał Kevin idąc w kierunku pokoju, w którym znajdował się cały jego sprzęt.
- Sprawdź nam Jack’a Walker’a.- burknął Chaz
-Już się robi.- chłopak usiadł na skórzanym fotelu i wstukał coś w komputer sprawiając, że laptop uruchomił się ze stanu uśpienia, razem ze wszystkimi innymi urządzeniami. - Dobrze więc... facet jest Amerykaninem? -przytaknąłem opierając się o biurko obok mnie.
-Przedział wiekowy?
- od 18 do 22 lat. -oznajmił Max
-Okey, będziecie w stanie stwierdzić jak wygląda człowiek, którego szukacie? -chłopak obrócił się w naszą stronę, dosłownie na kilka sekund.
- O to nie musisz się martwić. Wiemy doskonale jak wygląda, tyle tylko, że potrzebujemy szerszej wiedzy na jego temat. Wiesz... jego aktualne miejsce zamieszkania, ostatnie miejsca w których był widziany, z kim trzyma. Jesteś bystrym chłopakiem, więc jestem pewien, że jesteś w stanie to dla nas sprawdzić, prawda? - oblizałem usta skanując sylwetkę chłopaka.
Jego zgarbiona postawa, oraz napięta szczęka sugerowały, że nie czuł się 100%owo komfortowo w naszym towarzystwie, pomimo że jak domyślam się, wiedział że pomagając nam i będąc po naszej stronie nie zrobimy mu krzywdy.
- Poza tym jesteś najszybszym sposobem zdobycia informacji. Inne źródła mogłyby być nie trafne i co najgorsze czekalibyśmy na nie o wiele więcej czasu, a aktualnie mamy go bardzo mało. - klepnąłem chłopaka po plecach, przez co ten się wzdrygnął.
-Spokojnie Kevin, jesteś w porządku i póki jesteś po naszej stronie nic Ci nie grozi, więc możesz wyluzować. -zaśmiałem się.
- Okey, powiedźcie mi który to.- chłopak odsunął się od komputera, pozwalając nam zobaczyć kilka zdjęć profilowych wyświetlonych na ekranie.
- Zdecydowanie drugi rząd, trzecie zdjęcie od prawej, co nie chłopaki? - przytaknąłem na słowa Luka.
-Zgadza się, to na pewno on. -Potwierdził jeszcze raz Chris.
- Dobrze, więc... aktualne miejsce zamieszkania: Los Angeles, Wiek: 20 lat, Dom rodzinny:   Los Angeles ( wschodnie wybrzeże), Rodzice: Geogry Walker, Patricia Walker, Rodzeństwo: Sylvia Walker. Chcecie szczegółowe miejsca w których przebywał? - kiwnąłem głową

Kevin uruchomił drugi laptop znajdujący się obok niego, wpisał hasło a następnie włączył potrzebną mu aplikacje, podobną do mapki GPS. Zdjęcie Walkera zamieniło się w kod, który sekundę później chłopak wpisał w aplikacje. Wstukał kilka potrzebnych danych takich jak imię, nazwisko i obszar wyszukiwania i klikną 'SZUKAJ'.
- Ten program jest podłączony do kamer Los Angeles jak i najważniejszych miast w naszym stanie. Wyszuka faceta na wszystkich możliwych kamerach po jego rysach twarzy i zrobi dla nas zdjęcie z najlepszego momentu, kiedy to jego twarz będzie najlepiej widoczna. Jak wiecie w Los Angeles roi się od kamer, więc może to trochę potrwać, a wyników może być całkiem sporo.- wytłumaczył Kevin opierając się o oparcie za nim.
- Jasne, rób co musisz. - mruknął Chaz stając obok mnie.
-Tak zmieniając temat, kiedy przerzuciłeś się na lasery? - zapytałem z czystej ciekawości.
Kevin obrócił się twarzą do mnie i lekko uśmiechnął.
- Ostatnio miałem kilku nie proszonych gości. Kilku kolesi kręciło się ciągle dookoła, więc zainwestowałem w kilka lepszych laserów parzących.- wzruszył ramionami uśmiechając się.
- Nie boisz się, no nie wiem... że ktoś ze swoich, nie wiedząc na co może się tu natknąć, zostanie poszkodowany? - Zapytał Ryan
- Myślałem o tym, więc moi przyjaciele jak najbardziej wiedzą, że muszą mnie najpierw poinformować o swoim przybyciu i to samo jest z moją rodziną. Tyle tylko że moja rodzinka usłyszała nieco inny powód niż wszyscy. Głupio z mojej strony... bo kompletnie zapomniałem o was. Sorry szefie.
 Uwielbiałem kiedy ludzie darzyli mnie szacunkiem, a Kevin jak najbardziej to robił, przez co miał zawsze u mnie wielkiego plusa i gdyby miał jakiekolwiek problemy, bez zastanowienia pomógłbym mu. Może to i dziwne, ponieważ jesteśmy prawie w tym samym wieku a on jak i większość ludzi zachowują się w stosunku do nas, jakbyśmy mieli co najmniej z 40 lat, no ale cóż, szczerość, szacunek i lojalność zawsze popłaca zwłaszcza kiedy jest się w dobrych układach z takimi ludźmi jak my.
Kilka lat temu jeszcze zastanawiało mnie co sądzą o tym chłopcy, no bo spójrzmy prawdzie w oczy, nie każdemu mogłoby pasować że zawsze jest się wysuniętym na drugi plan a to ja jestem postrzegany jako ten najlepszy i najgroźniejszy zarazem. Chłopcy upewnili mnie już kilka razy, że nie maja nic przeciwko, ponieważ sam zapracowałem sobie na taką opinie oraz że jesteśmy drużyną, a w drużynie nie warto kłócić się o takie gówna. Z biegiem czasu to ja zacząłem organizować większość akcji, które zawsze kończyły się powodzeniem, więc chłopcy jednogłośnie stwierdzili abym został kimś w rodzaju szefa pod warunkiem że oni również będą mieli prawo do głosu. I tak zostało do dzisiaj, jesteśmy świetną drużyną i świetnymi przyjaciółmi pomijając kilka popieprzonych sytuacji, które jak najbardziej się zdarzały i zdarzają nadal. No ale nikt nie jest idealny.
- Jest już okay. Nie przejmuj się, co nie chłopaki? - nie musiałem wcale rozglądać się po pomieszczeniu aby wiedzieć że wszyscy mi przytaknęli, ponieważ można było stwierdzić to po ich pomrukach.
- Zobaczmy co my tu mamy.- powiedział Luke wskazując ręką na ekran urządzenia znajdującego się przed nami.
Tak jak mówił Kevin na ekranie pojawiła się duża ilość centymetrowych miniatur, które po kliknięciu powiększały się.
Kevin nacisnął jeszcze kilka guziczków i na ekranie pojawiło się drugie okienko przedstawiające mapę Los Angeles i kilkanaście czerwonych punktów, zaznaczonych na niej. Nie trzeba być jakoś super mądrym aby wiedzieć że czerwone kropki są to miejsca w których uchwyciły go kamery.
- Wygląda na to że koleś przez jakiś czas nie opuszczał LA na krok. - zauważył Max
Kiwnąłem głową i zwróciłem się do chłopaka siedzącego przede mną.
- Pokaż nam te zdjęcia.
Kevin grzecznie zminimalizował mapę i kliknął na pierwsze zdjęcie, które przedstawiało Walkera idącego w kierunku jakiegoś budynku. Było jeszcze kilkanaście innych zdjęć przedstawiających go przed podobnymi budynkami, siedzącego w samochodzie w samotności lub z jakimiś podejrzanymi typkami, ale zdecydowanie najczęściej pojawiającym się zdjęciem było to kiedy facet jechał autem w kierunku obrzeży.
- Spróbuj sprawdzić tych kolesi z którymi jest na zdjęciach i sprawdź gdzie konkretnie jedzie po zrobieniu tych zdjęć.- postukałem palcem w ekran, wskazując na zdjęcia.
-Chwila.-mruknął a następnie wpisał kod w pole poleceń. Na ekranie pojawiły się wszystkie zdjęcia na których Walker rozmawiał z nieznanymi dla nad osobami. Komputer zaznaczył na twarzy każdego  kilka czerwonych punktów łącząc je cienkimi kreskami. Kevin podłączył pod laptopa biały kabel USB który drugą końcówką był podłączony z innym laptopem.
- Nie jestem w stanie wam zagwarantować że odnajdę wszystkich. -powiedział nie przestając stukać w klawiaturę komputera.
- Ilu znajdziesz, tylu będzie.- wzruszyłem ramionami, prostując się.


Dwie godziny później musieliśmy wrócić do domu po mały detonator którego chłopcy niestety zapomnieli zabrać, a nie miałem zamiaru próbować niczego wysadzać ręcznie. Jeszcze mnie nie popierdoliło. Siedziałem w aucie, jak i reszta czekając na Chaza który pobiegł po zapomniany przedmiot. Wydrukowane kartki które otrzymaliśmy od Kevina, jeszcze raz znalazły się w moich rękach abym mógł w spokoju ponownie przeczytać co się na nich znajduje.
-Jestem. - krzyknął Chaz wsiadając do obok zaparkowanego samochodu.
Rzuciłem kartki na siedzenie obok, gdzie obecnie siedział Ryan.
-Trzymaj stary.-mruknąłem odpalając silnik i wyjeżdżając z podjazdu.
Z tego co znalazł Kevin, wiemy że Walker niestety nie działa sam. Znalazł już kilku chętnych, którzy z pewnością zgodzili mu się pomóc w zniszczeniu nas. Tylko cholera, zastanawiałem się jaki problem mają do nas kompletnie obcy ludzie. Nigdy przedtem nie widziałem ich twarzy aż do dzisiaj, chyba że całej naszej szóstce nagle padło na pamięć, a cała jego zgraja ma jakiś powód aby działać z naszym wrogiem który ma świra na punkcie naszego gangu. Jeszcze dziś rano byliśmy pewni że jeśli działa sam nie będzie większego problemu aby go zlikwidować, a tutaj sprawa niestety się nieco komplikuje.
- Więc co... jedziemy tam, tak w biały dzień? - zapytał siedzący z tyłu Max.
-Tak. Żaden z nich prawdopodobnie nie spodziewał się że znajdziemy ich kryjówkę, a tym bardziej że zaatakujemy podczas dnia. Pewnie większość z nich siedzi jeszcze w swoich domach, nie mając zamiaru ruszyć swoich dupsk na obrzeża przez kilka kolejnych godzin. -wyjaśniłem, w między czasie przyspieszając o kilka km/h.
-Będą nieźle zaskoczeni kiedy przyjeżdżając tam natknął się na płonące resztki. Szczerze mówiąc, chciałbym zobaczyć ich reakcje z bliska.- zaśmiał się Ryan.
- Uwierz mi stary ja też, ale niestety szkoda mi czasu na takich skurwieli. Mam lepsze rzeczy do roboty.- mruknąłem wkładając wolną dłoń do kieszeni w poszukiwaniu paczki z tytoniem.
- Tak zdecydowanie Kathe nie może czekać . - zaśmiał się Max.
Spojrzałem na chłopaka we wstecznym lusterku i zmrużyłem oczy, kiedy dostrzegłem że nadal się chichra.
- Radze Ci zamknij się stary, albo przejdziesz się na nogach.- warknąłem przenosząc ponownie wzrok na jezdnie przed nami.
Wyjąłem paczkę z kieszeni a z niej papierosa, który po sekundzie znalazł się pomiędzy moimi wargami. Przypaliłem fajkę zapalniczką i zaciągnąłem się dymem po kilku sekundach wypuszczając go na świeże powietrze. Rzuciłem zapalniczkę oraz resztę papierosów na deskę rozdzielczą i uchyliłem okno po mojej stronie. Nie miałem zamiaru częstować żadnego z chłopaków, ponieważ byłem pewny że każdy z nich ma przy sobie własne papierosy, a nawet jeśli nie, to mają usta, aby się odezwać.

Po prawie godzinnej jeździe dotarliśmy do kompletnego zadupia obrośniętego różnego rodzaju drzewami oraz krzakami. Zaparkowaliśmy samochody pomiędzy drzewami, kilkanaście metrów od niedużego budynku, starając się ukryć najbardziej jak to możliwe w razie jakiś nie planowanych gości. Każdy z nas miał ze sobą czarną kominiarkę i pomimo że słońce było najwyżej na niebie jak to możliwe musieliśmy je założyć, dla własnego bezpieczeństwa. Ludzie mają różne pomysły, ktoś mógłby wybrać się na nieprzemyślany spacer i nas zauważyć, lub któryś z ludzi Walkera idąc prostą drogą do zlikwidowania nas, mógłby zrobić nam kilka zdjęcie i po prostu iść z tym na policje.
- Dobra chłopcy, tak jak się umawialiśmy. Ryan i Luke idą sprawdzić czy budynek jest pusty. Reszta wchodzi od razu kiedy chłopcy dadzą znak w postaci krótkofalówek które mają już przy sobie. Zabijamy wszystkich, bez wyjątku. Wybuch dopiero po sprawdzeniu czy w środku nie ma żadnych rzeczy lub papierów, które mogłyby nam w jakiś sposób kiedyś pomóc. Do dzieła chłopcy.- oblizałem wargi przypominając jeszcze raz najważniejszą cześć planu.
Przyglądałem się przez chwilę dwóm oddalającym się sylwetką, do czasu póki nie zniknęły nam z oczu. Spojrzałem jeszcze raz na krótkofalówkę, którą w ręce trzymał Chaz. Wszyscy czekaliśmy na sygnał, który pozwoliłby nam ruszyć.
Krótkofalówka zaszumiała przez kilka sekund a następnie rozbrzmiał z niej głos Ryana.
- Wygląda na to że teren jest pusty, ale mimo wszystko uważajcie.
-Dobra, dzięki.-mruknął Chaz do metalowego urządzenia, które trzymał w ręce.
- No to zaczynamy, panowie.- oznajmiłem i przeładowałem pistolet , który znajdował się w mojej dłoni.
Dosłownie 5 minut zajęło nam dostanie się do wnętrza zamkniętego budynku. Każdy starał się znaleźć coś pożytecznego w przeciągu 10 minut, aby potem wziąć udział w wysadzaniu.
Budynek był kompletnie pusty, więc mogliśmy poruszać się po nim absolutnie spokojnie. Otwierałem każde możliwe szafki oraz drzwi, ale nie znalazłem nic interesującego oprócz kilku teczek, które oczywiście zabrałem ze sobą i wydostałem się na zewnątrz, gdzie czekał już Chris, Ryan i Luke. Luke pobiegł do samochodu po ładunek wybuchowy oraz detonator aby być już przygotowanym do zdarzenia które nastąpi za kilka minut. Po niedługim czasie na zewnątrz wyszła reszta chłopaków z niedużą skrzynką w rękach oraz torbą.
- Możecie zaczynać.- stwierdził Chaz taszcząc skrzynkę w kierunku samochodów.
Uśmiechnąłem się zadowolony i potarłem ręce biorąc się do pracy.
Odebrałem metalową skrzynkę od  Luka i pobiegłem z nią wgłąb budynku, ustawiając ją mniej więcej w głównym pomieszczeniu.  Uruchomiłem bombę małym czarnym przyciskiem i wróciłem do chłopaków.
-Który chce mieć tą przyjemność z wysadzenia tej meliny? - zapytałem spoglądając na wszystkich po kolei.
- Luke chyba byłby najbardziej uszczęśliwiony, więc możesz dać mu to zrobić, bo inaczej zaraz wydrepcze pod nam dziurę.- przewrócił oczami Max.
- Wiesz co robić.- powiedziałem i cofnąłem się do tyłu najdalej jak to możliwe, co reszta również uczyniła.
-Gotowi? - zapytał Luke bawiąc się małym pilocikiem w swoich rękach.
- Naciskaj to stary.- mruknął Chaz wpatrując się w budynek oddalony od niego o kilkanaście dobrych metrów.
Huk oraz wybuch jaki nastąpił kilka sekund później był dość mocny. Byliśmy raczej przyzwyczajeni do dźwięków które towarzyszyły wybuchom i po jakimś czasie nie sprawiało nam to jakiegoś większego kłopoty, ale ten spowodował grymas na twarzy każdej obecnej tu osoby
- Ja pierdole! To było w chuj mocne! - krzyknął Chris.
- Dobra chłopcy, zbierany się stąd, zanim ktoś się zainteresuje! - oznajmiłem i obróciłem się plecami do płonącego budynku a następnie szybkim krokiem wróciłem do auta. Poczekaliśmy aż każdy zajmie swoje miejsca i dopiero wtedy odjechaliśmy w kierunku  naszego magazynu oddalonego o kilkanaście dobrych kilometrów.

Na miejscu wysiadłem jako pierwszy i idąc w kierunku głównych drzwi po drodze przywitałem się z  Simonem a następnie wpisałem hasło w panelu wyłączając tym alarm. Podszedłem do drzwi i wpisałem drugi kod dzięki któremu odłączyły się wszystkie czujniki a zamki odblokowały. Wszedłem do środka budynku i zapaliłem światło. Chłopcy wnieśli zaraz za mną wszystkie rzeczy jakie udało nam się wyciągnąć z magazynu Walkera.
Chris postawił skrzynkę na stole i przyjrzał jej się przez chwilę.
- Czym to otworzyły chłopaki? - zapytał bawiąc się zamkiem na cyfry.
- Kwas? - zaproponował Max
- Można spróbować.- kiwnąłem głową i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Podszedłem do metalowej szafy i odebrałem klucze od Ryana, które pozwalały zajrzeć do wnętrza metalowej puszki.
Wyjąłem najgroźniejszy kwas i założyłem specjalne rękawiczki, które leżały obok nie dużego pojemnika. Zdjąłem nakrętkę i podszedłem do skrzynki leżącej na stole. Polałem kłódkę kwasem, uważając przy tym na skrzynkę i jej ukryte wnętrze. Schowałem kwas na jego wcześniejsze miejsce i zdjąłem rękawice. Zamknąłem szafę i oddałem klucze Ryan’owi. Przyglądałem się jak kwas przeżera metal aż w końcu kłódka pękła. Użyłem noża leżącego niedaleko do całkowitego zdjęcia kłódki, tak aby nie poparzyć sobie dłoni. Zrzuciłem uszkodzony metal na ziemie i odłożyłem lekko wygięty nóż. Otworzyłem pokrywę skrzynki i zmarszczyłem brwi, kiedy zobaczyłem co znajduje się wewnątrz. Sięgnąłem po pierwszą fotografie przedstawiający Luka i Maxa, druga okazała się być zdjęciem moim i Kate pod budynkiem szkoły. Była cała masa różnych zdjęć, ale te które sprawiły że moja krew zawrzała, leżały prawie że na samym spodzie. Zdjęcia przedstawiały Kate podczas przebierania się, oraz spania. Te ostatnie najprawdopodobniej były robione z jej balkonu. Wrzuciłem zdjęcia do środka skrzyni i z trzaskiem ją zamknąłem.
-  Zabije go, kurwa! - warknąłem zabierając ze ściany najmocniejszy karabin maszynowy z największą ilością naboi.
- Justin uspokój się. Co niby masz zamiar zrobić z tym psycholem? - zapytał Chaz
- Przekonasz się.- uśmiechnąłem się wrednie i szybkim krokiem wyszedłem z magazynu idąc w kierunku samochodu. Wsiadłem do środka, odłożyłem broń na siedzenie obok i zablokowałem wszystkie drzwi, widząc podążających w moim kierunku chłopaków.
- Bieber, nie rozliczaj się z nim na własną rękę! Przemyślimy wszystko razem i razem pozbędziemy się jego żałosnej dupy! - krzyknął Luke
Zignorowałem jego słowa i odpaliłem samochód z piskiem wyjeżdżając na drogę.
Sprawdziłem adres Walkera z kartek które dostałem od Kevina i bez zastanowienia ruszyłem w kierunku jego domu.

Droga minęła szybko, ponieważ wskazówki licznika starały się nie zniżać z prędkością do 120 km/h. Kawałek dalej zawróciłem samochodem i założyłem na twarz kominiarkę. Nie musiałem się martwić, że ktoś spisze numery auta lub zrobi ich zdjęcie, ponieważ tablice akurat w tych samochodach były fałszywe a próba zrobienia zdjęcia, kończyła się na rozmazanych numerach rejestracyjnych. Otworzyłem całkowicie szybę po mojej stronie i zwalniając do najmniejszej prędkości, włączyłem autopilota. Sięgnąłem po broń i wystawiłem karabin przez okno nawet przez sekundę nie wahając się przed strzałem. Kula za kulą opuszczała magazynek. Starałem się kierować broń we wszystkie możliwe miejsca domu, a zwłaszcza w stronę potłuczonych już okien. Kiedy magazynek opustoszał, rzuciłem broń na puste miejsce obok mnie i dodałem gazy wyłączając od razu autopilota. Odetchnąłem głęboko mając nadzieje że to ścierwo poruszało się gdzieś blisko drzwi frontowych co stwierdzałem po zapalonych świetle w domu, a nawet jeśli go nie trafiłem, to ta kupa gówna szybciej niż później i tak pożałuje że się urodziła.

Kiedy wróciłem do domu, wszyscy juz na mnie czekali.
- Co zrobiłeś? - zapytał na wstępie Chris
- Nic takiego.- wzruszyłem ramionami zaciskając szczękę.
- Nie kłam. Rozumiemy dlaczego jesteś wściekły, dlatego mów co zrobiłeś, zanim dowiemy się tego z innego źródła..- dopytywał Luke.
- Tak jakby... rozstrzelałem mu dom.- warknąłem.
- O stary!- zagwizdał Max
- Musisz wyluzować, a ja chyba wiem w jaki sposób- spojrzałem na Luka podnosząc do góry brwi.
- Co znów wymyśliłeś? I nawet nie waż się czepiać Kate, bo skopie Ci dupę.- wysyczałem.
- Nie. Mam coś innego, na pewno wolałbyś aby to ona Cię uspokoiła w wasz własny sposób, ale to też powinno pomóc, jak na razie. Dawno nie brałeś udziału w wyścigach, co powiesz, na dzisiejszy wieczór? - uśmiechnął się i o oparł łokcie na kolanach, spoglądając na mnie.


4 komentarze: