wtorek, 21 czerwca 2016

Rozdział 41: Wyluzuj Shawty

Justin POV’

Od 3 godzin niestety byłem już na nogach, przedstawiając chłopakom kilka zmian w planie, który przemyślałem jeszcze raz w nocy. Wszystko musiało być wymyślone i wykonane w jak najbardziej idealny sposób. Pomimo że wszyscy byli zaspani, ponieważ dochodziła dopiero 7 a ja ściągnąłem ich już z łóżek o godzinie 4, starali się dokładnie wszystko zapamiętać, od czasu do czasu rzucając kilka swoich pytań oraz pomysłów.
-Dobra, mamy to. Widzimy się o 9, przygotujcie wszystko co będzie nam potrzebne.-pożegnałem się z każdym męskim uściskiem i ruszyłem na górę, aby obudzić Kate, która jeszcze smacznie spała.
Wszedłem do swojego pokoju a mój wzrok od razu skierował się na drobną dziewczynę zwiniętą w kłębek na moim łóżku. Położyłem się obok niej i szturchnąłem lekko a następnie pochyliłem się w jej stronę i przygryzłem płatek jej ucha. Kathe mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem i wtuliła się w moją klatkę piersiową.
Zaśmiałem się cicho i objąłem ją w tali.
-No dalej Shawty, musisz wstać jeśli chcesz zdążyć na zajęcia.-oznajmiłem szturchając ją lekko.
Dziewczyna z jękiem niezadowolenia otworzyła powoli oczy i od razu przeniosła spojrzenie swoich ciemnych tęczówek na mnie.
-Która godzina?- zapytała cichutko lekko zachrypniętym głosem od snu.
Wyglądała niesamowicie uroczo a jej głos sprawiał, że miałem ochotę przetrzymać ją jeszcze trochę w łóżku, ale niestety nie mogłem, ponieważ dzisiejszego dnia wszystko powinno dziać się tak jak to sobie zaplanowałem a jakiekolwiek spóźnienia mogą spowodować problemy.
-7:15. Wstawaj śpiochu, musimy jeszcze podjechać pod twój dom.-dziewczyna przytaknęła kiwnięciem głowy i z ledwo otwartymi oczami podniosła się z łóżka. Koszulka którą pożyczyłem dziewczynie podwinęła się do góry, ukazując całą długość szczupłych nóg. Niestety nie mogłem nacieszyć się zbyt długo widokiem, ponieważ koszulka opadła na dół od razu gdy dziewczyna stanęła prosto na zimnej podłodze. Kathe szybkim krokiem ruszyła do łazienki a kilka sekund później można było usłyszeć dźwięk zamka w drzwiach.
Byłem już całkowicie ubrany od kilku godzin, więc spokojnie mogłem ruszyć na dół i tam poczekać na dziewczynę.
Zszedłem do salonu w którym świeciło kompletnymi pustkami. Podejrzewałem że chłopcy próbują przespać się jeszcze godzinę, którą ja przeznaczę na bezpieczne odwiezienie mojej dziewczyny pod drzwi domu jak i szkoły. Nie było mowy abym pozwolił się jej samej pałętać po Los Angeles, wiedząc że każdy nasz krok jest dokładnie śledzony przez kolesia który najwyraźniej próbuje nas wystraszyć. Niestety dla niego, to nie pierwszy raz kiedy mamy doczynienia z tak dziecinnymi zagrywkami i nie martwił bym się tym tak, ponieważ każdego można zniszczyć, gdyby nie Kathe. Facet uprowadził ją już raz z pod mojego nosa i za nic kurwa w świecie nie pozwolę aby doszło do tego ponownie.
Otworzyłem drzwi prowadzące na taras i wyszedłem na zewnątrz wyjmując z kieszeni paczkę oraz zapalniczkę. Odpaliłem papierosa i zaciągnąłem się mocno nikotyną a następnie oparłem się o ścianę znajdującą się obok mnie.
Zagryzłem wargę studiując jeszcze raz w głowie list który wczoraj otrzymaliśmy.
Do niedawna jeszcze żywy Hamilton kilkukrotnie próbował uderzyć w nasz czuły punkt, tyle tylko że nigdy go nie znalazł. Walkerowi najwyraźniej się to udało i postanowił uświadomić nas że Kate jest jego nowym celem, przez który dostanie się do nas. Jonhson przez samą znajomość ze mną przeżyła dość sporo trudnych momentów i patrząc pod względem naszej przyszłości i mojej „pracy” będzie zawsze w centrum uwagi moich wrogów, więc muszę kurewsko mocno dbać o to aby za każdym razem zgasić problem w zarodku, gdy tylko taki się pojawi.
Zgniotłem papierosa i wyrzuciłem go przed siebie, kiedy usłyszałem nawoływanie mojego imienia.
Wślizgnąłem się z powrotem do domu i zamknąłem za sobą drzwi balkonowe. Dziewczyna stanęła przede mną w swoich wczorajszych ubraniach i uśmiechnęła się.
-Jestem gotowa, możemy jechać.- oznajmiła i obróciła się na pięcie z zamiarem odejścia, ale powstrzymałem ją.
-Zdaję się, że o czymś zapomniałaś, mała.-mruknąłem spoglądając na nią z góry. Dziewczyna była prawie o głowę ode mnie niższa, co można było zauważyć na pierwszy rzut oka.
-Nie rozumiem o co Ci chodzi.-zmarszczyła nos, patrząc na mnie.
Westchnąłem i zmniejszyłem dystans oddzielający nas od siebie. Złapałem za kark brunetki i pochyliłem się w jej stronę, przyciskając swoje usta do jej. Z pomiędzy warg Kathe wydostał się cichy jęk a po chwili ręce dziewczyny znajdowały się już w moich włosach. Jonhson oddawała pocałunek z takim samym zapałem z jakim ja jej go dawałem.
Odsunąłem się w końcu od miękkich ust dziewczyny i posłałem jej szelmowski uśmiech.
Podszedłem do drzwi frontowych i zamknąłem je na klucz od środka, ponieważ nie chciałem aby ktoś dostał się do domu podczas mojej nieobecności, kiedy chłopcy będą jeszcze spali. Ruszyłem z dziewczyną w kierunku drzwi prowadzących do garażu i również te drzwi zamknąłem za sobą. Chłopcy mają swoje komplety kluczy, więc nie będą mieli żadnego problemu z wydostaniem się z domu, jeśli tego będą potrzebowali.
Odtworzyłem pilotem drzwi garażowe i podszedłem do mojego szarego Ferrari. Nacisnąłem guzik odblokowujący na pilocie i wsiedliśmy do środka. Zaczekałem aż dziewczyna obok mnie zajmie swoje miejsce, zapnie pasy i dopiero wtedy wyjechałem z garażu, nie zapominając nacisnąć jeszcze raz guziku zamykającego drzwi garażu.
-Dlaczego nie zapiąłeś pasów?- usłyszałem pytanie Kathe, kiedy wyjechaliśmy już na jedną z głównych ulic LA.
-Nie lubię ich.-wzruszyłem ramionami skupiając się na drodze przede mną.
-Justin, rozumiem że mogą być nie wygodne, ale naprawdę wolałabym gdybyś je jednak zapiął.- dosłyszalna pewność w głosie dziewczyny, spowodowała że spojrzałem na nią na kilka sekund.
- Nie musisz się bać, jestem świetnym kierowcą kochanie.-powiedziałem z lekkim uśmiechem, kątem oka rejestrując skierowane na moją osobę spojrzenie brunetki.
-Justin do cholery, nie udawaj idioty w porządku? Naprawdę poczułabym się lepiej jeśli zapiął być te głupie pasy. Wiem, że ty możesz być świetnym kierowcą, ale nie każdy mieszkaniec Los Angeles potrafi panować nad kierownicą. Są tysiące różnych wypadków i każdy może dziać się z innego powodu, więc proszę Cię bardzo przeciągnij ten pas przez swoje ciało i się zapnij.- podniosłem do góry brwi uśmiechając się jeszcze szerzej chodź z pewnością dziewczynie siedzącej obok mnie do śmiechu nie było.
-Martwisz się o mnie?- zapytałem chodź z góry znałem odpowiedź.
-Tak do cholery, dlatego proszę zapnij ten pas!- podniosła głos.
-Wyluzuj Shawty, jeśli to Cię uspokoi, to nie ma sprawy.-sięgnąłem po pas i tak jak prosiła dziewczyna zapiąłem go pod drugiej stronie mojego ciała.
Jakkolwiek cholernie dziwnie to zabrzmi z ust kogoś takiego jak ja to, całkiem miłe uczucie wiedzieć, że masz obok siebie kogoś kto naprawdę przejmuje się twoim bezpieczeństwem i próbuje o Ciebie dbać, chodź jesteś samowystarczalny.
Widząc, że pod domem dziewczyny jest zaparkowany samochód jej rodziców, zatrzymałem się kawałek dalej.
-Poczekam tu na Ciebie.- oznajmiłem i wyłączyłem silnik mojego Ferrari.
-Dobrze.-dziewczyna pocałowała mnie w policzek i wysiadła z samochodu idąc w kierunku swojego domu.


Kilkanaście minut później Kate pojawiła się ponownie, ubrana w ciemne jeansy, podarte lekko na udach, białą koszulkę z niedużym rysunkiem słońca w okularach, czarną kurtkę oraz czarne trampki. Włosy dziewczyny były upięte w kucyka a na twarzy znajdował się delikatny makijaż. Z ramienia brunetki zwisała czarna torba, w której najprawdopodobniej znajdywały się potrzebne jej książki.
Zawiozłem Kathe pod budynek szkoły i nastawiłem głowę czekając na jakieś pożegnanie, które będzie potrafiło chodź w małym stopniu poprawić mi dzisiejszy dzień.
-Ty nie idziesz?- zapytała zaskoczona dziewczyna pokazując palcem budynek za nią.
-Nie, dzisiaj kochanie będziesz musiała przetrwać te kilka godzin beze mnie, bo mam coś do załatwienia. Poproś Emilly, aby odwiozła Cię do domu i nie wychodzić nigdzie sama, dobrze?
-W porządku.-wymusiła uśmiech i cmoknęła mnie w usta.
-Co to niby do cholery na być, mała? -zmarszczyłem brwi spoglądając na nią.- Tak nie żegna się dziewczyna ze swoim chłopakiem, wiedząc że prawdopodobnie nie zobaczy go już w ogóle dzisiejszego dnia.
-A od kiedy to nastawiłeś się z takim pozytywnym nastawieniem na związki, co Panie Bieber? -Kathe oparła się o drzwi znajdujące się za nią i spoglądała na mnie z rozbawieniem.
-Od kiedy sam znalazłem się w jednym, więc nie narzekaj Jonhson, tylko pożegnaj się z tatusiem.-dziewczyna zaśmiała się na określenie jakim się nazwałem i nic już nie mówiąc, przycisnęła swoje malinowe wargi do moich. Bez namysłu oddałem pocałunek i na dodatek przejechałem swoim językiem po miękkich wargach dziewczyny.
Oderwaliśmy się od siebie kiedy zaczęło brakować nam powietrza. Kate cmoknęła mnie jeszcze raz w usta i wysiadła z samochodu z szerokim uśmiechem.
- Pa tatusiu.-zaśmiała się jeszcze przed zamknięciem drzwi samochodu i pognała w kierunku szkoły, gdzie przy drzwiach czekała już na nią Emilly.
Odpaliłem samochód i wyjechałem z parkingu na ulicę, udając się w drogę powrotną do domu.


Zaparkowałem Ferrari w garażu, abym nie musiał robić tego później i wszedłem do środka domu, uprzednio otwierając kluczami drzwi. Chłopcy siedzieli już w salonie ubrani w czarne stroje, wiedziałem, że również muszę się przebrać, ponieważ nie zrobiłem tego wcześniej aby nie wzbudzać podejrzeń mojej dziewczyny.
-Za chwilę jestem z powrotem.- Zabrałem ze stolika kluczę i zniknąłem w ciemnym korytarzu.
Nacisnąłem na panel i poczekałem aż ten się otworzy. Otworzyłem drzwi znajdujące się za nim i zbiegłem po kilku schodkach na dół, uprzednio włączając sobie światło. Kolejne drzwi również otworzyłem i zapaliłem kolejny promień światła. Podszedłem do drewnianej szafy znajdującej się na końcu pomieszczenia i z dna drewnianego mebla wyjąłem czarną torbę, która należała do mnie. Zdjąłem z siebie wcześniejsze ubrania i wyjąłem z torby czarne buty, czarne spodnie, czarną koszulkę oraz czarną kominiarkę. Musieliśmy nawet takie niby normalne rzeczy trzymać w tym oto pomieszczeniu, ponieważ gdyby policja postanowiła wbić nam do domu i zrobić niesamowity burdel podczas przeszukiwania, co mają w zwyczaju i co niestety zdarzało się już kilka razy. Jeśli w czyjejś szafie Policja znalazłaby ubrania w które ubrani byliśmy podczas niektórych naszych akcji, to tak jakbyśmy w pewny sposób sami wpakowali się pod nogi glin.
Chwyciłem swoje wcześniejsze ubrania, zamknąłem drzwi, światła oraz panel i wróciłem do salonu, gdzie czekali już na mnie chłopcy. Odłożyłem na jedną z kanap moje wcześniejsze ubrania i schowałem do obecnych spodni telefon.
-Wszyscy gotowi?- zapytałem kucając i zawiązując mocniej sznurówki moich butów.
-Jak najbardziej. Kate jest bezpieczna?
Podniosłem wzrok i popatrzyłem chwilę na Chrisa aż w końcu kiwnąłem głową.
- Jest w szkole, więc raczej nikt jej tam nie zaatakuje.-dokończyłem wiązanie mojego drugiego buta i wyprostowałem się. –Spakowaliście to o co was prosiłem?
-Tak, wszystko jest już w autach.-przytaknął Luke
-Świetnie, więc możemy jechać.-chwyciłem w dłoń czarną kominiarkę oraz kluczyki od jednego z Bentleya i ruszyłem w kierunku drzwi prowadzących do garażu.
-Ja zamykam.- oznajmił Max i zniknął zanim ktokolwiek by zauważył.
Zająłem miejsce kierowcy w jednym z aut, schowałem kominiarkę do schowka i otworzyłem garaż pilotem, który znajdował się w każdym z samochodów. Wyjechałem na podjazd a kilka sekund później obok mnie zaparkował drugi Bentley. Szyby obydwóch samochodów były przyciemniane, wiec nie mogłem zobaczyć kto siedzi za kółkiem drugiego pojazdu. Uchyliłem szybę od swojej strony mając nadzieje że kierowca zrobi to samo. Szyba od strony pasażera opuściła się ukazując twarz Luka.
Kiwnąłem mu głową i wyjąłem z kurki prawie już pustą paczkę papierosów. Wyjąłem jednego i zapaliłem wsuwając filtr między usta i zaciągając się dymem, a resztę schowałem z powrotem do kieszeni.
Chłopcy powoli zaczęli wsiadając do samochodów aż w końcu brakowało tylko Maxa.
Chłopak w końcu pojawił się i wsiadł do samochodu Luka. Przytrzymałem papierosa w ustach i wyjechałem na ulicę, dociskając pedał gazu.
Obok mnie siedział Ryan, natomiast z tyłu Chris, który gwizdał pod nosem jakąś piosenkę. Sięgnąłem dłonią do radia i włączyłem je, chcąc zagłuszyć gwizdanie kumpla.



Godzinę później, przez korki w mieście zaparkowaliśmy samochody pod domem Kevina. Położenie na podjeździe jednej nogi przez Chrisa wystarczyło aby cały system alarmowy chłopaka włączył się a jego dom stał się jeszcze bardziej niedostępną fortecą, teraz otoczoną parzącymi laserami.
-Chris do samochodu i niech żaden nie waży się wysiadać!- wrzasnąłem przez wciąż otwarte okno z mojej strony.
Kevin uwielbiał bawić się technologią i był naprawdę świetnym informatykiem. Większość zabezpieczeń w naszym domu oraz magazynach pochodzi właśnie z jego produkcji. Lasery są czymś czego jeszcze u niego nie spotkałem i już zaczynał podobać mi się ten pomysł. Wybrałem numer chłopaka czekając aż odbierze. Kiedy pierwszym razem mi się nie udało, spróbowałem ponownie.
-Halo.-warknął chłopak do słuchawki na co podniosłem do góry brwi.
-Mi też Cię miło słyszeć Kelvin.- mruknąłem znudzony.
-Ohh…um szefie, tak się składa że nie mogę teraz gadać, bo mam pewien problem. Oddzwonię później, dobra?- w głosie chłopaka wyrażanie można było usłyszeć podenerwowanie.
-Kevin do cholery, masz pięć jebanych minut aby wyłączyć te gówna tak abyśmy mogli w spokoju dostać się do środka, albo sam zlikwiduje te pieprzone lasery, a potem dotrę do Ciebie i żadne twoje zabezpieczenia mnie nie powstrzymają, jasne?- warknąłem zaciskając wolną dłoń na kierownicy.
- Cholera, już się robi. Przepraszam.-kilka sekund później piszczący alarm ucichł a lasery wyłączyły się.
-Otwórz drzwi.- rozłączyłem się, zamknąłem szybę i wysiadłem zabierając ze sobą kluczyki od samochodu i zamykając auto. Całą szóstką ruszyliśmy w stronę otwartych drzwi w których stał już chłopak.



4 komentarze: