wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział 43: Jestem tutaj z tobą.

Kathe POV’

Czwartkowe zajęcia w szkole były naprawdę męczące a powrót do domu był moim zbawieniem na które czekałam cały dzisiejszy dzień. Aktualnie leżałam w swoim cieplutkim łóżeczku słuchając muzyki przez słuchawki. Dopiero suche usta oraz gardło spowodowały, że postanowiłam w końcu wstać i zejść na dół po coś do picia. Odłożyłam słuchawki wraz z telefonem na stolik nocny i wyszłam z pokoju następnie zbiegając po schodach.
Rodzice wrócili dzisiejszego dnia o wiele wcześniej z pracy, więc nie zdziwiłam się widząc ich w salonie oglądających jakiś program. Bez spowodowania jakiegoś większego hałasu dostałam się do kuchni i nalałam sobie do szklanki soku pomarańczowego i od razu przechyliłam szklankę do ust, biorąc kilka łyków. Spojrzałam na zegar kuchenny i zdziwiłam się kiedy zobaczyłam godzinę 22:43.
No, trochę się zasiedziałam.
Dopiłam resztę soku i umyłam szklankę wstawiając ją do szafki.
Postanowiłam iść do salonu i posiedzieć kilka minut z rodzicami, ponieważ nie sądzę abym miała do tego okazję przez kilka kolejnych dni.
Usiadłam na fotelu oddalonym od kanapy jakieś pół metra.
Głowy obojga rodziców zwróciły się w moją stronę, więc posłałam im lekki uśmiech.
-Nie śpisz jeszcze?- zapytała mama.
-Chciało mi się pić, więc…-wzruszyłam ramionami a następnie przeniosłam swój wzrok na ekran telewizora.- Co oglądacie?
-Nic ciekawego, właściwie właśnie mam zamiar przełączyć to gówno.-oznajmił tata i sięgnął ręką po pilot leżący na stoliku nocnym.
Kiwnęłam głową i podniosłam się z kanapy chcąc iść do łazienki póki tata szuka czegoś ciekawego.
-Zaraz wracam.-oznajmiłam i zniknęłam na schodach.
Załatwiłam się szybko w łazience znajdującej się w moim pokoju i po drodze zabrałam telefon z mojej szafki nocnej.
Z powrotem zajęłam moje wcześniejsze miejsce w salonie i skrzywiłam się lekko kiedy zdałam sobie sprawę że tata przełączył na jakiś film dokumentalny, ale postanowiłam tego nie komentować, ponieważ i tak nie zostanę tutaj długo.
-Jak w pracy?- zapytałam chcąc rozpocząć rozmowę.
-W porządku, dużo pracy tak jak zwykle. Jutro mamy w firmę konferencja w której nie musimy brać udziału i niczego przygotowywać, więc skorzystaliśmy z okazji i wróciliśmy szybciej do domu. A jak w szkole?- mama zdawała się być jakoś mało zainteresowana dokumentem opowiadającym o piłce nożnej, nie to co tata, który zdecydowanie całą swoją uwagę przekazał ekranowi znajdującemu się przed nim.
-Ciężko, wiesz… nauczyciele nie odpuszczają nam nawet odrobinkę, a fakt że materiał który właśnie przerabiamy nie należy do najlżejszych, w niczym nie pomaga.- zrobiłam niezadowoloną minę i westchnęłam opierając się o oparcie fotela.
-Jesteś bystra, więc sobie poradzisz. A jak twoje towarzystwo? Poznałaś kogoś nowego?
-Tak, jest kilka nowych osób, które są całkiem fajne.- odpowiedziałam.
Oczywiście miałam na myśli tylko i wyłącznie chłopaków, z którymi dogadywałam się całkiem dobrze. To nic, że połowa z nich nie chodzi do mojej szkoły.
Przypomnienie sobie o chłopcach, spowodowało że w mojej głowie od razu pojawiły się myśli o Justinie. Zastanawiałam się co właśnie robi i jak minął mu dzień, ponieważ nie miałam z nim kontaktu odkąd pożegnaliśmy się pod szkołą, a ja już za nim tęskniłam. Miałam ogromną nadzieje, że jutro nie będzie miał żadnej ‘rzeczy’ którą będzie musiał zrobić i pojawi się na zajęciach.
-To świetnie. Cieszę się że się zaaklimatyzowałaś.- z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos mamy, a ja posłałam jej tylko uśmiech i pokiwałam głową.
-A co u Emilly? Nadal trzymacie się razem?- mama zadała kolejne pytanie z uśmiechem na ustach.
-Tak, nadal jesteśmy nierozłączne. –odwzajemniłam jej uśmiech.
-Dobrze mieć kogoś znajomego w nowej szkole, a tym lepiej jeśli jest to przyj…-mama nie zdążyła dokończyć ponieważ przerwało jej przekleństwo taty.
Obydwie obróciłyśmy głowę w jego stronę, aby zobaczyć jego zmarszczone brwi i wzrok nadal przyklejony do telewizora. Również spojrzałam na ekran i zmarszczyłam brwi kiedy zobaczyłam duży niebieski pasek w dole ekranu, zakrywający kawałek widoku na ruchliwą ulicę Los Angeles, która była pokazana z góry.
Zamrugałam powiekami kiedy po raz kolejny przeczytałam napis w dole telewizora.
„POLICJA ZAWIADOMIONA O NIELEGALNYCH WYŚCIGACH.”
- Około 30 minut temu, policja otrzymała zgłoszenie o nielegalnych wyścigach odbywających się przy ulicach Flovera oraz Greenlight. Uczestnicy całego zdarzenia, niestety zdążyli uciec z miejsca w stronę głównej ulicy Los Angeles, co utrudnia pracę policji ze względu na inne pojazdy. Wiemy, że jak na chwilę obecną policjantom nie udało się zatrzymać żadnego z uczestników. Mamy obraz z naszego helikoptera, który przypatruje się bliżej sytuacji.-głos kobiety ucichł, a ja wpatrywałam się w obraz ruchliwej ulicy. Zdecydowanie dało się zauważyć kilkanaście czerwono niebieskich świateł oraz tysiące innych samochodów. Można było też zobaczyć pojazdy, które za wszelką cenne próbowały wyprzedzić inne samochody i byłam pewna, że ich kierowcy zdecydowanie próbują uciec przed schwytaniem.
-Dlaczego nie dziwi mnie to że policja nie może ich złapać? Czy oni kiedykolwiek wykonali coś całkowicie idealnie, tak aby mieszkańcy byli z nich zadowoleni? Nie wydaje mi się.-marudził mój tata
Helikopter najwyraźniej zniżył się odrobinę na dół, ponieważ samochody były wyraźniejsze i zdecydowanie większe.
Dopiero po kilku minutach mój wzrok przykuło coś dziwnego. Pokręciłam głową ponieważ zdecydowanie to nie może być to o czym myślę, przecież LA jest dużym miastem, mającym kilkadziesiąt milionów mieszkańców, więc nie powinnam przejmować się każdym szarym Ferrari. Zrelaksowałam się i dalej przyglądałam się pościgowi.
Mlasnęłam niezadowolona kiedy zobaczyłam znajome Lamborghini podjeżdżające do szarego Ferrari.
Zdecydowanie, coś tu kurna nie gra.
Sięgnęłam po swój telefon, który leżał na fotelu obok mnie i wyszukałam w kontaktach numer do Emilly.
Mruknęłam ciche ‘dobranoc’ do rodziców i wyszłam z salonu, następnie biegnąc na górę, do swojego pokoju.
Wybrałam numer przyjaciółki i wyszłam na balkon, stukając palcami w balustradę. Mruknęłam zadowolona kiedy usłyszałam głos przyjaciółki po drugiej stronie.
-Obudziłam Cię?- zapytałam zagryzając swoją dolną wargę.
-Nie, właśnie skończyłam brać prysznic. Co tam?
-Więc nie ma z tobą Ryana?- zapytałam prostując się.
-Nie, nie ma. Nie miałam z nim dzisiaj kontaktu, a czemu pytasz?- mogłam usłyszeć po tonie jej głosu, że zaczynała się denerwować. Wróciłam do pokoju, zamykając za sobą wolną ręką balkon i włączyłam telewizor przełączając na odpowiedni kanał.
-Włącz telewizje.- mruknęłam siadając na swoim łóżku.
-No dobra i co dalej?
Podałam Em kanał na który ma przełączyć a następnie kazałam dokładnie wpatrywać jej się w pojazdy uciekające przed policją.
-Nie widzę tutaj niczego Kathe. Mogłabyś mi powiedzieć co się dzieje, proszę?- dziewczyna westchnęła do słuchawki.
-Przypatrz się dobrze i powiedź czy nie oszalałam. Ty też widzisz Ferrari i Lamborghini, które są identyczne niczym te Justin’a i Ryan’a?- postukałam w swoje kolano i wzięłam drżący oddech.
-Nie, nic nie wi… czekaj, czekaj. Widzę to! Cholera. Myślisz, że to mogą być oni?
-Nie mam pojęcia Emilly, ale jeśli tak to cholernie się na nich zawiodłam. Wiem że Justin kiedyś brał w tym udział ale od dłuższego czasu nikt z nich o tym nie wspominał.
-Może powinniśmy to sprawdzić? Zadzwonię do Ryana, co ty na to?
-Jasne, myślę że to Okey. Zadzwonię za chwilę.
-Nie! Pożyczę telefon mamy, nie rozłączaj się.- usłyszałam szum w słuchawce a następnie ciche stukanie.- Wezmę Cię na głośnik, w porządku?
Przytaknęłam a chwile później usłyszałam głośny sygnał, jak myślę wydobywający się z drugiego telefonu, co oznaczało że Em dzwoni do Ryana z głośnika.
-Przepraszam Cię kochanie, ale nie mogę rozmawiać, oddzwonię niedługo, w porządku? -chłopak najwyraźniej chciał się rozłączyć ale Emilly powstrzymała go.
-A co takiego robisz, że nie możesz rozmawiać, kochanie?- zdecydowanie mogłam usłyszeć że ton jej głosu stał się nieco ostrzejszy.
-Umm…naprawdę to nie jest odpowiednia chwila. Pogadamy później, obiecuje.
-Cóż… mówisz, że rozmowa przez telefon kiedy prowadzi się samochód uciekając przed policją, jest aż tak trudne?!- warknęła.
Wyjęłam z garderoby czarne adidasy oraz granatową kurtkę i założyłam ją na siebie.
-Kurwa Em, cholera wytłumaczę Ci to później, jeśli nie chcesz odwiedzać mnie w pierdlu.
Wsłuchiwałam się w ich rozmowę, nie odzywając się ani słowem.
-Jasne. Chce Ci tylko powiedzieć, że z tego co widzę za jakieś 300 metrów po waszej prawej będzie zjazd którym możecie dojechać na moją ulice. Cześć.-  powiedziała i rozłączyła się następnie chwytając telefon przez który rozmawiała ze mną i przełączyła na normalny tryb.
-Oni to do cholery, naprawdę zrobili.- mruknęła wkurzona.
-Wiem. Myślę, że skorzystają z twojego pomysłu, więc jeśli Ci to nie przeszkadza, mogę do Ciebie wpaść na kilka minut?
-Wpadaj. Zdecydowanie będzie mi raźniej się na nich wściekać, razem z tobą. Wiesz… może i nie jesteśmy jeszcze razem, ale jestem cholernie wkurzona. Czasami jest takim idiotą.-wydała z siebie poirytowany jęk.
- Będę u Ciebie za jakieś 5 do 7 minut. Do zobaczenia.-rozłączyłam się nie czekając na jej odpowiedź.
Zabrałam z mojej torby kluczę od domu, które mogą mi się później przydać i zgasiłam światło w pokoju. Otworzyłam drugi raz dzisiejszego dnia drzwi balkonowe, które przymknęłam zaraz za mną i schowałam telefon oraz klucze do kieszeni kurtki. Z westchnięciem przerzuciłam nogi za balustradę. Podeszłam bliżej gałęzi i skoczyłam, mając nadzieję, że przy tym się nie zabije. Na całe szczęście chwyciłam dłońmi najbliższą gałąź, zwisając nogami na dół. Od ziemi dzieliła mnie jeszcze spora odległość, więc zeskoczenie na dół, zdecydowanie odpadało. Drugą dłonią chwyciłam się kolejnej gałęzi i zeszłam po drzewie odrobinę na dół, powtórzyłam moją czynność jeszcze kilka razy aż w końcu udało mi się bezpiecznie wylądować na ziemi. Schodzenie po drzewie, zdecydowanie nie było łatwą rzeczą, więc naprawdę dziwiłam się że Justinowi udaje się to z taką łatwością.
Biegiem ruszyłam w stronę domu Emilly, który nie był jakoś specjalnie daleko.


Zdyszana zatrzymałam się pod domem przyjaciółki i oparłam dłonie na kolanach. Nigdzie nie widziałam sportowych samochodów, więc pewnie chłopcy nie zdążyli jeszcze przyjechać. Wyjęłam telefon z kurtki i napisałam sms do Emilly.

Do: EM :*
Jestem pod twoim domem. X

Minutę później Emilly wyszła ze swojego domu ubrana w grubą bluzę.
-Myślisz że tu przyjadą?- zapytała dziewczyna wzdychając.
-Mam nadzieje, że tak. To była całkiem prosta droga, aby udało im się uciec, więc myślę że z niej skorzystają. Zastanawiam się co powinnam powiedzieć Justinowi, bo jestem pewna, że to on się ścigał, czy też miał zamiar to robić.-potarłam swoje czoło a następnie jęknęłam kucając.- Co mu to daje, że wsiądzie w samochód i dociśnie pedał do podłogi? Wiadomo, że pieniądze nie są czymś, czego potrzebuje, ponieważ ma ich wystarczająco, przez to czym się zajmują, no ale na Boga…przecież to niebezpieczne.
-Będziemy miały okazje dowiedzieć się tego za minutę.- mruknęła
Podniosłam na nią głowę, aby zobaczyć że kiwa w kierunku ulicy. Również tam spojrzałam w tamtym kierunku aby zobaczyć trzy pary oddalonych świateł.
-Twoi rodzice są w domu?- zapytałam wstając.
-Tak, śpią.
-Może odsuniemy się bardziej z pod twojego domu, aby ich nie obudzić, co?- zaproponowałam.
Emilly zgodziła się i pociągnęła mnie za ramię w lewą stroną oddalając nas tym samym od jej domu.
Zatrzymałyśmy się kawałek dalej a samochody, zwolniły obok nas, po chwili całkowicie się zatrzymując.
Nie zdziwiłam się kiedy zobaczyłam również Maxa, Luka, Chaza i Chrisa wysiadających z trzeciego samochodu.
Całkowity komplecik.
Ryan oraz Luke byli pierwszymi którzy wysiedli z samochodów a po chwili zrobiła to cała reszta.
-Kurwa.-nie musiałam się wysilać aby usłyszeć przekleństwo wydobywające się z ust Justin’a, kiedy mnie zobaczył.
- Tak mi też miło Cię widzieć, kochanie. -warknęłam.
-Czemu po nią zadzwoniłaś?- zignorował moje słowa i zwrócił się do Emilly.
Przysięgam, że przez kilka sekund miałam ochotę do niego podejść i go uderzyć.
Co to do cholery miało znaczyć?!
-Dla twojej wiadomości Bieber, to twoja dziewczyna zadzwoniła do mnie. Gdybyś nie wiedział, wasze dwa cudowne autka, było całkiem nieźle widać z kamer helikoptera, które pewnie nadal nagrywają dla telewizji.- obroniła się mrużąc oczy a następnie obróciła się do Ryana.
Wzrok wszystkich padł na mnie z wyjątkiem Emilly, która nadal wpatrywała się uporczywie w Ryana, który starał się udawać, że tego nie widzi aż w końcu westchnął i obrócił się twarzą do dziewczyny a następnie do niej podszedł.
Justin również ruszył w moją stronę ale zrobiłam kilka kroków do tyłu. Szatyn zatrzymał się marszcząc brwi.
-Nie chce z tobą rozmawiać, przyszłam tylko i wyłącznie aby uświadomić Ci że jesteś idiotą, który kurwa myśli, że jest kotem mającym siedem głupich żyć! Cześć Em.- burknęłam i odwróciłam się na pięcie idąc w kierunku domu.
Zrobiłam dosłownie 5 kroków, kiedy poczułam uchwyt na ramieniu. Justin stanął przede mną z gniewnym wyrazem twarzy. Otworzył usta aby coś powiedzieć, ale powstrzymałam go.
-Nie waż się na mnie krzyczeć, czy prawić mi morałów jak mam się zachowywać w stosunku do Ciebie, ponieważ mam to gdzieś. Mogę się założyć, że biorąc udział w wyścigu, nie pomyślałeś nawet przez sekundę o tym co by się stało, jeśli coś by nie wypaliło, co jeśli roztrzaskał byś się Bóg wie gdzie i na czym, co jeśli zgarnęła by Cię policja. Nie pomyślałeś o tym co ja bym czuła, kiedy bym Cię straciła!- krzyknęłam nie zwracając uwagi na to że łzy płyną po moich policzkach. –Jesteś idiotą, a teraz możesz mnie puścić.- spróbowałam wyszarpać swoje ramie z jego uścisku ale nic z tego.
-Nie, nie mogę.-warknął a następnie przytulił mnie mocno, blokując moje ręce, które utknęły pod jego ramionami.
-Puść mnie Justin, mówię całkowicie serio.- pociągnęłam nosem i zacisnęłam powieki, powstrzymując się w ten sposób aby mu nie ulec.
-Oczywiście, że o tobie pomyślałem. Jesteś w mojej głowie w każdej minucie. Wyścigi są czymś, co mnie odstresowuje, kochanie. Robię to już dość długo i nigdy nic się nie wydarzyło, plus jestem dobrym kierowcą a ty o tym wiesz. Jestem tutaj z tobą, cały i tylko twój, a teraz nie płacz.-mruknął do mojego ucha i pochylił się aby pocałować moje czoło.- Nikt nigdy się o mnie nie martwił, a wiem że ty właśnie to robisz i to jest cholernie dobre uczucie, ale obiecuje że nic mi się nie stanie, ponieważ muszę być całkowicie żywy, aby się tobą opiekować.
Westchnęłam i oparłam moją głowę o jego klatkę piersiową.
Odsunął się lekko i podniósł kciukiem oraz palcem wskazującym mój podbródek do góry, tak abym mógł widzieć moją twarz.
- Cholernie nie lubię tego, kiedy płaczesz.- pochylił się i musnął moje wargi, swoimi.-Troszkę się stęskniłem.-wyszeptał prosto do mojego ucha.
-Troszkę?- zapytałam oblizując zaschnięte wargi i wciąż pociągając nosem.
-Troszkę bardzo, kochanie. –po raz drugi musnął moje wargi.- Chodź, pożegnany się i wrócimy do Ciebie, żeby pogadać, dobra?
Pokiwałam głową i odsunęłam się od niego.
Justin złapał moją dłoń i przyciągnął bliżej swojego boku a następnie ruszył w kierunku grupy oddalonej od nas o kilka kroków.



3 komentarze: