niedziela, 29 maja 2016

Rozdział 39: Wrócił

Kathe POV’

Przyjaciele Justin’a jak zwykle przywitali mnie z wielkim entuzjazmem z czego byłam niesamowicie zadowolona. Cieszyłam się że chłopcy mnie akceptują i lubią, bo szczerze mówiąc nie chciałabym mieć zatargu z jednym z najniebezpieczniejszych gangów na całym świecie.
Zajadałam się właśnie kawałkiem pizzy, którą zamówili chłopcy i oglądałam razem z nimi film opowiadający o losach mężczyzny który poszukiwał zabójcy swoich bliskich.
Dochodziła godzina 19 a na dworze z minuty na minutę ściemniało się coraz bardziej. Nie miałam się w sumie czego dziwić ponieważ mamy już prawie Listopad i tak szybko mijający dzień o tej porze, nie jest niczym nadzwyczajnym.
Pogryzłam i połknęłam ostatni kęs pizzy i usiadłam wygodnie na kanapie, opierając głowę o ramie Justina. Chłopak nadal spożywał swój któryś z kolej kawałek, ale mimo to przełożył jedzenie do drugiej ręki a lewą objął mnie w tali.
Przez większość filmu chłopcy dogryzali sobie nawzajem, z czego ciągle się śmiałam. Jak się dowiedziałam Ryan również zaprosił Emilly, ale dziewczyna odmówiła, tłumacząc się wyjazdem z rodziną. Wiedziała że Em kłamie, ponieważ jeszcze dzisiaj marudziła, że zostaje sama w domu i będzie się strasznie nudzić, potem oznajmiła mi że ma zamiar rozpocząć od nowa oglądanie swojego ulubionego serialu, co powinno zająć ją na dobre kilka godzin.
Dziewczyna nadal nie mogła się odnaleźć w towarzystwie chłopaków, więc bardzo dobrze wiedziałam, że to właśnie z ich powodu się tutaj nie pojawiła. Ryan dopiero później napisał dziewczynie, że również tutaj jestem próbując ją namówić, bo najwidoczniej nie tylko ja byłam przekonana że nigdzie nie wyjechała, no ale dziewczyna nie należy do głupich, więc jeśli napisała że wyjechała z rodzicami, nie mogła tak nagle pojawić się w domu chłopaków.

Kilka minut przed 19 film się zakończył, a szatyn siedzący obok mnie praktycznie siłą zaciągnął mnie na górę. Zachichotałam i wbiegłam za nim po schodach. Zamknęłam za nami drzwi, kiedy już znaleźliśmy się w pokoju Biebera , obróciłam się twarzą do chłopaka aby zobaczyć go leżącego na łóżku.
Obeszłam łóżko i położyłam się obok niego na wolnym miejscu, chłopak od razu otulił mnie swoimi ramionami i przyciągnął bliżej.
Może i zabrzmi to ckliwie, ale uwielbiałam leżeć w jego ramionach i mimo jaką pracę wykonywał czułam się przy nim niesamowicie bezpiecznie.
Leżeliśmy tak chwilę, aż głos Justina przerwał ciszę.
-To tak cholernie dziwne.-mruknął.
Zmarszczyłam brwi i obróciłam głowę w stronę chłopaka.
-Co jest dziwne?
-Nigdy nie pomyślałbym że jeszcze kiedykolwiek się zwiąże. No bo popatrz… kto chciałby być z Justin’em Bieber’em najgorszym typem, żyjącym na tym świecie? Myślę że mam cholerne szczęście, że cię poznałem i że mam cię obok.-cały czas wpatrywał się w sufit a jego uścisk na mojej tali zacieśnił się jeszcze bardziej.
-Niektórym ludziom jest pisane się spotkać, niezależnie od tego, gdzie się znajdują po prostu któregoś dnia na siebie wpadają.- uśmiechnęłam się  kiedy usłyszałam śmiech chłopaka.
-Sama to wymyśliłaś? -obrócił twarz w moją stronę.
Przewróciłam oczami i wydęłam wargi udając obrażoną.
-Psujesz chwilę.
Justin westchnął i przyciągnął mnie jeszcze bliżej swojej klatki piersiowej, prawie mnie miażdżąc.
-Nie obrażaj się, kochanie.-wymruczał do mojego ucha. Zagryzłam wargę kiedy przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
-Justin…przestań. -mruknęłam
- Przecież nic nie robię.-pocałował płatek mojego ucha i zajął swoje wcześniejsze miejsce, wpatrując się w moją twarz. Zarumieniłam się i spuściłam wzrok na jego obojczyki.
-Mam cholerną nadzieję, że tego nie spieprzę.- cmoknął mnie w czoło i westchnął.
Podniosłam na niego wzrok i zmarszczyłam brwi.
-Czego nie chcesz spieprzyć?
-Tego związku. Wiesz… tak naprawdę mam te pieprzone 18 lat, ale to jest mój pierwszy prawdziwy związek, w którym chce spróbować. Do tej pory nie liczyło się nic. Mając 15 lat poznałem Chaza i Luka. Byłem w kropce i potrzebowałem pomocy, zawsze mogłem liczyć na Ryana, znaliśmy się praktycznie od przedszkola, on też miał swoje problemy, ale mimo to nie zostawił mnie, wręcz przeciwnie, szedł ze mną krok w krok.  Potem zaczęły się ze mną jeszcze większe problemy, niż były, wiesz… buntowałem się. To było całkiem śmieszne, że kilu nastolatków potrafiło przestraszyć dorosłych ludzi. To było tak zajebiste uczucie…sprawiać, że ludzie omijali cię szerokim łukiem, że bali się do ciebie zagadać, a przecież byliśmy tylko nastolatkami. Zaczęło się niepozornie od kilku kradzieży, rozrób, kilku wrogów aż w końcu banda kilku dzieciaków, chciała się nam sprzeciwić. Do tej pory nie wiem, co dokładnie mieli na celu, w każdym razie po kilku ostrych słowach i kilku ciosach wycofali się. Postanowiliśmy stworzyć jakąś grupę, coś dzięki czemu będziemy postrzegani jak coś więcej niż czwórka nastolatków sprzeciwiających się prawu. Tak powstał gang, potem poznaliśmy Maxa i Chrisa, którzy bez problemu do nas dołączyli. Potrzebowaliśmy jeszcze jakieś nazwy, aż w końcu wymyśliliśmy to co jest teraz. Zaczęliśmy się zajmować grubszymi sprawami i kilka razy policja deptała nam po piętach, ale nigdy nie daliśmy się złapać. Pewnego dnia do domu przyszła policja, byłem pewny że nic na mnie nie mają i dokładnie tak było, ale ojciec był wkurwiony, ponieważ byłem podejrzany o morderstwo. Od kilku dni widział, ze zachowuje się inaczej aż w końcu wywalił mnie z domu. Nie obchodziło go że mam jebane 15 lat i nie mam gdzie się podziać. Mieszkaliśmy niedaleko Los Angeles i razem z chłopakami za pieniądze które zarobiliśmy do tej pory, wynajęliśmy jakiś dom tutaj. Ryan skończył tak jak ja na ulicy, ponieważ jego ojciec był równie surowy co mój. Powodziło nam się całkiem dobrze, a ja skakałem z kwiatka na kwiatek. Zero dziewczyn na stałe, same jednorazowe przygody i tak było aż do momentu kiedy poznałem Ciebie. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że mnie usidliłaś.- zaśmiał się cicho.
-To ma być komplement?- zapytałam niepewnie po jego szokującym wyznaniu.
Wiedziałam, że to nie są wszystkie szczegóły, ale na pewno te najważniejsze dla niego i cholernie bardzo cieszyłam się, że się ze mną nimi podzielił.
-Oczywiście, Shawty. – złożyłam szybkiego całusa na jego policzku i uśmiechnęłam się lekko
Przytuliłam się do niego i objęłam go ramionami, równie mocno co on mnie. Chłopak odsunął się na sekundę i sięgnął jedną ręką po kołdrę na końcu łóżka a następnie przykrył nią naszą dwójkę.
-Jeśli pokaże Ci moją mroczną stronę, prawdziwego siebie… Zostaniesz ze mną i nie uciekniesz?- zapytał ni z tego, ni z owego, chowając swoją twarz w moją szyję. Przełknęłam ślinę zdziwiona jego dzisiejszą wylewnością, ale mimo wszystko cieszyłam się że powoli się otwiera, dla mnie.
-Nie jesteś mroczny Justin, jesteś po prostu zagubiony. Nie wiemy co przyniesie jutro, ale nie ucieknę. Jesteś dla mnie bardzo ważny i zostawienie Ciebie byłoby dużym błędem.-pogłaskałam dłonią jego muskularne plecy.
-A co jeśli nie umiem kochać? -westchnął.
-Każdy człowiek od urodzenia jest zdolny do kochania. Musisz tylko wytrwale ćwiczyć, tak jakbyś dbał o swoje mięśnie. Musisz spróbować zburzyć swoje mury, Justin.
-Dla Ciebie chciałbym zburzyć wszystkie mury, którymi się otoczyłem, ponieważ jesteś tego cholernie warta.-cmoknął moją szyję i odsunął się trochę.
-I ty mówisz, że nie potrafisz być romantyczny.-zaśmiałam się cicho chcąc rozluźnić trochę atmosferę, panującą między nami.
Justin przewrócił oczami i przetoczył się na plecy, ciągnąc mnie za sobą. Wylądowałam na jego klatce piersiowe, twarzą kilka centymetrów nad jego buzią.
Telefon chłopaka zabrzęczał krótko, ale szatyn nie zwrócił na to uwagi.
Zgarnął kosmyk moich włosów za ucho i przyciągnął moją twarz do swojej i mocno pocałował. Odwzajemniłam pocałunek i sapnęłam cicho kiedy poczułam jego zęby na mojej dolnej wardze. Chłopak wślizgnął swój język do środka mojej buzi i zjechał dłońmi w dół moich pleców, masując je lekko.
-Bieber! Chodź tu!- krzyknął Luke z dołu
Justin odsunął się od moich ust i mruknął ciche „kurwa”. Ponownie złączył nasze usta, a kiedy krzyki z dołu powtórzyły się warknął coś i odsunął swoją twarz od mojej aby odkrzyknąć.
-Już Kurwa Idę!- wrzasnął, przez co lekko się skrzywiłam.
Wstaliśmy z łóżka i razem ruszyliśmy na dół.
-Czego chcecie do cholery?- zapytał od razu kiedy przekroczył próg salonu, trzymając mnie za rękę.
-Musisz to zobaczyć.-powiedział Chaz ignorując słowa chłopaka i wskazał dłonią na szklany stolik, na którym coś leżało, ale niestety znajdowałam się za daleko, aby zobaczyć co to.
Justin puścił moją dłoń, okrążył kanapę i stanął nad stolikiem. Widziałam jak mięśnie jego pleców napinają się a on sama lekko się zgarbił.
-Skąd to się tu wzięło do chuja?!- wysyczał nie spuszczając wzroku z czegoś znajdującego się przed nim.
-Co się stało?- zapytałam cicho Chrisa, ponieważ w tej chwili wyglądał najmniej groźnie z nich wszystkich.
-Ktoś przysłał zdjęcia i list.-potarł ręką swoją brodę i wypuścił powietrze z płuc.
-A co znajduje się na tych zdjęciach?- zapytałam niepewnie
Chris obrócił się w moją stronę i lekko skrzywił.
-Ja, Luke, Chaz, Max, Ryan, Justin i… Ty.
-Ja?- podniosłam do góry brwi zaskoczona. Chłopak pokiwał głową.
Zrobiłam kilka małych kroków do przodu aby lepiej widzieć, co znajduje się na stole.
Przełknęłam ślinę kiedy zobaczyłam zdjęcia: Justina wsiadającego do swojego auta, Chłopaków idących w stronę jakiegoś nieznanego mi budynku, zdjęcie Justina trzymającego broń przy skroni jakiegoś faceta i chłopców stojących obok niego i były jeszcze jedno zdjęcie, przedstawiające mnie kiedy wchodziłam do swojego domu.
Zamrugałam powiekami kiedy zauważyłam kątem oka jakiś ruch. Justin sięgnął po białą kartkę, na której były wydrukowane czarne literki i zaczął szybko czytać treść.
- System wyczuł jakiś ruch na podjeździe i na telefonach pojawiła się informacja, więc wyszliśmy zobaczyć co się dzieje. Koperta leżała już pod drzwiami ale niestety ktokolwiek to tutaj przyniósł uciekł przed nami.-wyjaśnił Max. To tłumaczyłoby dźwięk telefonu Justina, kiedy byliśmy na górze. Czasami sama jestem zaszokowana jakim poziomem ochrony dysponują chłopaki i zastanawiam się co jeszcze niezwykłego jest zamontowane w tym domu.
Justin rzucił kartkę na stół i wyszedł szybko przez drzwi tarasowe, przeklinając pod nosem. Myślałam że telefony mieszkańców tego domu, znowu wydadzą z siebie jakiś dźwięk, ponieważ jeśli system jest włączony z przodu domu to zapewne i z tyłu również, ale nie usłyszałam żadnego dziwnego dźwięku.
-Mogę?- zapytałam wskazując ręką na kartę papieru, którą wcześniej czytał mój chłopak.
-Nie jestem pewien czy to dobry pomysł Kate. Będzie lepiej dla Ciebie, jeśli nie będziesz się w to mieszać.-odpowiedział Chaz i zabrał kartkę oraz zdjęcia ze stołu.
Kiwnęła głową i wyszłam za Justinem na zewnątrz. Rozejrzałam się aż w końcu zauważyłam go siedzącego na małej drewnianej ławce pod drzewem, trzymającego między wargami papierosa. Podeszłam do niego i usiadłam na drewnianej ławeczce, obok szatyna.
-Co się dzieje?- położyłam swoją dłoń na jego kolanie i lekko je pomasowałam, chcąc zwrócił na siebie uwagę chłopaka.

-Walker wrócił.-warknął a następnie zaciągnął się mocno papierosem.

7 komentarzy:

  1. Cudowny! Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow brak słów 😍😍😍

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze... Powiem Ci, że znalazłam twoje ff przypadkiem i nie żałuję �� poprzednie ff juz przeczytałam i czytając to.. kurcze ❤ brak słów �� czekam na następny i życzę weny ❤����

    OdpowiedzUsuń
  4. No i sielanka się skończyła 😊

    OdpowiedzUsuń
  5. Cholera Walker wypad, psujesz wszystko!

    OdpowiedzUsuń