niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział 35: Zwariowałaś idiotko?!

Kathe POV'

Mruknęłam nie zadowolona kiedy do moich uszu dotarł irytujący dźwięk budzika. Wciągnęłam kołdrę po samą głowę, chcąc zmniejszyć natężenie dźwięku, który docierał do moich uszu, ale niestety nic to nie dało.
Z jęknięciem zdjęłam z siebie kołdrę i otworzyłam powoli oczy. Wyłączyłam budzik i rozejrzałam się po pokoju. Miejsce obok mnie było puste i zimne, co oznaczało że Justin wyszedł z mojego domu już dość dawno.
Przeciągnęłam się i zamrugałam parę razy.
Z niechęcią opuściłam moje cieplutkie łóżko i podreptałam do garderoby. Stałam tam chwilę, rozglądając się za odpowiednim ubraniem na dziś. Dni stawały się coraz zimniejsze, co oznaczało, że Zimna zaczyna zbliżać się coraz bardziej i pora przerzucić się na cieplejsze ubrania. Owszem czwarta pora roku była piękna. Biały puch pokrywał wszystko dookoła i naprawdę wyglądało to cudownie gdyby nie te kilkanaście stopni w dół, przez które wychodząc na zewnątrz masz wrażenie jakbyś zamknął się w zamrażarce.
W końcu zdecydowałam się na czarne rurki i bordowy sweter. Z szafki na samym dole wyjęłam czarne botki na lekkim obcasie, a z wieszaka czarny płaszcz do kolan, który odłożyłam na łóżku w pokoju. Zabrałam jeszcze świeżą bieliznę i zamknęłam się w łazience.
Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam moje ciało i ubrałam się.
Zrobiłam makijaż składający się z eyelinera, tuszu do rzęs i bezbarwnej pomadki ochronnej.
Rozczesałam moje dość długie włosy i wyprostowałam je, zostawiając rozpuszczone.
Spryskałam się jeszcze moimi ulubionymi perfumami i wróciłem do pokoju aby zabrać torebkę z książkami, telefon i płaszcz.
Zbiegłam na dół i zjadłam śniadanie. Spojrzałam na zegarek kuchenny i zakrztusiłam się herbatą, którą właśnie piłam, ponieważ miałam dokładnie 15 minut na dotarcie do szkoły, a poranne korki w niczym mi nie pomogą. Odstawiłam szklankę na stół i pobiegłam w kierunku korytarza po drodze ubierając płaszcz. Przeklinając pod nosem wróciłam do kuchni i z krzesełka zabrałam torbę. Z małego wieszaka zabrałam klucze i wyszłam zamykając za sobą dom.
Wsiadłam do mojego samochodu i wyjechałam na ulicę dociskając pedał gazu trochę bardziej, niż powinnam.

O 9:04 zaparkowałam samochód na pustym parkingu szkolnym, wysiadłam z samochodu zabierając ze sobą torbę i zablokowałam samochód wrzucając kluczyki do torby.
Byłam już spóźniona 4 minuty na matematykę z moją wychowawczynią.
Biegiem ruszyłam w kierunku mojej szafki, szybko wymieniłam swoje książki na te których dzisiaj potrzebowałam i popędziłam pod klasę 76. Zatrzymałam się dopiero pod drzwiami i wciągnęłam powietrze do płuc, próbując unormować w ten sposób mój przyśpieszony oddech.
Pociągnęłam za klamkę a wszystkie twarze zwróciły się w moim kierunku. Uhh... nie cierpię tego.
-Dzień Dobry i przepraszam za spóźnienie.-powiedziałam i ignorując spojrzenia wszystkich usiadłam na wolnym miejscu obok mojej przyjaciółki.
-Hej.-przywitałam się i wypakowałam z torby potrzebną książkę i zeszyt.
-Cześć. Co się stało, że się spóźniłaś?-mruknęła cicho Emilly tak aby nauczycielka jej nie usłyszała.
-Korki, sama wiesz.
Dziewczyna pokiwała głową rozumiejąc i zaczęła przepisywać wzór, który pojawił się na tablicy, co również uczyniłam.

Po zakończonej pierwszej lekcji ruszyłyśmy w kierunku sali gimnastycznej, gdzie zaraz miała się odbyć nasza druga lekcja czyli wychowanie fizyczne.
Przekroczyliśmy drzwi oddzielające korytarz główny od tego prowadzącego do szatni, siłowni oraz sali i weszłyśmy do pomieszczenia przeznaczonego dla dziewczyn aby się przebrać.
Wyjęłam czysty strój z mojej torby i jęknęłam kiedy poczułam ból w przedramieniu. Podniosłam do góry głowę aby zobaczyć sprawdzę i przysięgam że miałam ochotę krzyknąć i kopnąć dziewczynę stojącą przede mną i tak po prostu opuścił szatnie.
Rozmasowałam bolące miejsce i z wkurzonym wyrazem twarzy wpatrywałam się w Vanesse.
-Czego chcesz?-mruknęłam niezadowolona.
-Pogadać. Chodź.-uśmiechnęła się sztucznie i wyszła przez drzwi prowadzące na korytarz.
Przez chwilę zastanawiałam się czy faktycznie za nią iść, ale ciekawość zwyciężyła. Chciałam wiedzieć, o co chodzi tej dziewczynie tym razem. Nie chętnie opuściłam pomieszczenie i stanęłam obok Vanessy.
-A więc o co chodzi?
-Masz odczepić się od Justina ty mała suko.-warknęła niezadowolona krzyżując swoje ramiona na klatce piersiowej.
-Wo wo wo! Chwila! Daruj sobie wyzywanie mnie, bo jedyną suką jaką tu widzę, jesteś ty. I nie mam cholernego pojęcia o co ci konkretnie chodzi.
Blondynka zmrużyła oczy i mlasnęła niezadowolona ustami, na co się skrzywiłam.
-Nie udawaj głupiutkiej. Bieber jest Mój, a ty trzymaj swoje cholerne łapy jak najdalej od niego! Nie masz u niego żadnych szans, to mnie pragnie!-zarzuciła swoimi blond włosami, przez co musiałam cofnąć się o krok dalej aby nie oberwać nimi w twarz.
Zamrugałam a następnie zacisnęłam usta powstrzymując mój śmiech.
-Co tym razem ubzdurałaś sobie w tym swoim małym móżdżku?-oparłam się o ścianę czekając na jej reakcje.
-Widziałam jak wczoraj opuszczałaś z nim szkołę, więc nie kłam! On należy do mnie i to ja jestem dla niego najważniejsza, więc odwal się od niego karaluchu!-podniosła głos i zaczęła wymachiwać swoimi wypiłowanymi paznokciami pomalowanymi na krwisto czerwony kolor.
-Vanessa, daj spokój. Justin jest dorosły i to jego decyzja z kim się zadaje a z kim nie i myślę, że nie będzie zadowolony, kiedy dowie się że próbujesz układać mu życie, a oby dwie wiemy że potrafi być wybuchowy i porywczy, więc nie wiadomo jak zareaguje.- Ominęłam ją i już chciałam łapać za klamkę od szatni i dokończyć przebieranie się, kiedy poczułam szarpnięcie za włosy do tyłu. Zachwiałam się i upadłam uderzając głową o ścianę. Syknęłam z powodu odczuwalnego bólu tyłka i głowy.
-Zwariowałaś idiotko?!-krzyknęłam próbując się podnieść.
-Powtórzę ostatni raz. Justy jest mój.-kopnęła mnie w łydkę przez co krzyknęłam.
Obie szatnie otworzyły się a ludzie wyszli na korytarz zobaczyć co się dzieje. Nie zauważyłam nawet kiedy ponownie siedziałam na podłodze trzymając się za bolące miejsce, a obok mnie natychmiastowo pojawił się Ryan i Emilly.
Zmarszczyłam lekko brwi widząc chłopaka, ponieważ sądziłam, że skoro Justin ma coś do załatwienia, to pewnie Ryana również nie będzie, ale najwidoczniej się pomyliłam.
Postanowiłam zapytać o to później, ponieważ odczuwalny ból nogi, nie pomagał mi w myśleniu.
-Czy cię do reszty pojebało, kretynko?! Co ty sobie do cholery jasnej wyobrażasz?!-Ryan staną przed Vanessą.
Emilly pomogła mi się podnieść i objęła mnie w tali podtrzymując.
-Nie pozwolę aby taka suka kręciła się wokół mojego Justina! On jest Mój!-zatupała nogą w miejscu jak obrażona dziewczynka.
-Chyba coś ci się kurwa pomyliło! Justin nie jest twój, nigdy nie był i nie będzie! Spójrz na siebie zanim zaczniesz wyzywać kogoś od suk, ponieważ to ty masz opinie najbardziej puszczalskiej. Zgaduje, że mój kumpel spróbował twoich usług, ale to tyle! Żadnych związków, miłości, czy jakiegoś innego gówna, które wymyśliłaś w tej swojej cholernej główce! Czekaj tylko jak Justin dowie się co odpierdalasz, a masz przejebane!- Ryan nie przestawał krzyczeć, przez co mój ból głowy nasilił się jeszcze bardziej.
-To ze mną spędził wczorajszy wieczór, więc nie sądzę abym była mu obojętna.-odpyskowała i uśmiechnęła się złośliwie kiedy zauważyła że Ryan zamilkł a na korytarzu zapanowała cisza. Spojrzała na mnie wypinając dumnie piersi do przodu a ja miło bólu głowy i nogi zaśmiałam się.
Emilly popatrzyła na mnie jakoś dziwnie.
-Wiesz... nie cierpię kłamców, a że cię nienawidzę, sądzę że niczego to nie zmieni, mimo wszystko nie ładnie jest kłamać Vanessa.- oblizałam usta wpatrując się na zmianę w plecy Ryana a twarz Vanessy.
-Nie kłamie.-odpowiedziała pewnie, mimo wszystko byłam pewna w 100% że mnie okłamuje.
-W takim razie. Kiedy dokładnie widziałaś się z Justinem?-przechyliłam głowę na bok przyglądając się blondynce.
Na kilka sekund przeniosła wzrok na ścianę, oblizała wargę i ponownie spojrzała na mnie.
-Około 19.
-To ciekawe, bardzo ciekawe. Ryan czy Justin ma brata bliźniaka?-Chłopak obrócił się w moją stronę marszcząc brwi.
-Nie, nie ma.
-Czyli w takim razie kłamiesz Vanessa, ponieważ Justin był wczoraj ze mną praktycznie cały dzień.-Blondynka otworzyła usta aby coś powiedzieć, ale jej przerwałam.-Nah... i zanim coś powiesz, w nocy też cię nie odwiedził ponieważ z nim rozmawiałam.
Blondynka wkurzona upuściła korytarz a zaraz za nią reszta gapiów. Zostałam tylko ja, Emilly i Ryan.
-Cholera.-mruknął Ryan
-Co się stało?-zapytałam opierając jedną dłoń o ścianę aby utrzymać równowagę.
-Po prostu... Chris wpakował się w cholerne gówno.
-Wiem Ryan i sądzę, że powinien go przeprosić. Justin naprawdę był wkurzony.
-Wiedziałem, cholera, wiedziałem że Justin nie ma nic wspólnego z bzdurami które wygadywał Chris, ale ten frajer uparł się że ma racje. Poruszył tematy którym nie powinien i doskonale wiedział co spowoduje i myślę że gdyby nas tam nie było Justin nie miałby jakichkolwiek pohamowań.-zielonooki przeczesał palcami włosy a następnie spojrzał na mnie.-Jak się czujesz?
-Bywało lepiej. Jestem poobijana i cholernie boli mnie głowa i noga.
-Powie mi ktoś w końcu o co chodzi?-zapytała Emilly nadal mnie przytrzymując.
-Później, w porządku? Najpierw zaprowadźmy ją do pielęgniarki.-Ryan objął mnie z drugiej strony i ruszyliśmy.

6 komentarzy:

  1. Hihi będę chyba pierwsza z komentarzem ;p czeeeekam na kolejne rozdziały <3 bo ten jest boooski ;** miłego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooouuuuu dzieje sie xd dobrzr jej kathe powuedziala

    OdpowiedzUsuń
  3. Suuuupppeeerrr ���� Julia

    OdpowiedzUsuń
  4. Co za idiotka! Mentalna blodnynka!

    OdpowiedzUsuń