Kathe POV'
Kiedy przekroczyłam próg
domu, do moich uszu dobiegł głos mamy.
-Dziecko drogie, dlaczego
nie odbierałaś telefonów? Wiesz jak martwiliśmy się z ojcem? Kto
normalny, wychodzi w środku nocy i na dodatek nie odbiera
telefonów?!-krzyknęła, wyrzucając ręce w powietrze.
Nie musiałam czekać
długo, aż do mamy dołączył tata z surowym wyrazem twarzy.
-Musimy porozmawiać młoda
damo.-mruknął zaplatając ramiona na piersi.
Westchnęłam, kiwając
głową.
Obróciłam głowę w
stronę salonu, nie mogąc znieść przeszywającego spojrzenia taty.
Modliłam się, aby żadne z rodziców, nie zobaczyło sinego
policzka.
-Co ty tak właściwie
masz na sobie Katherine?-zapytała mama, opierając rękę na biodrze.
Powstrzymałam odruch
krzyknięcia. Zacisnęłam wargi i spojrzałam na mamę.
-Było mi zimo i brat
Emilly, pożyczył mi kurtkę. A nie odbierałam bo telefon mi się
rozładował.
W pewnym sensie nie
kłamałam, bo telefon naprawdę był rozładowany, ale i tak
wiedziałam, że pójdę do piekła za te wszystkie kłamstwa.
Rodzice wpatrywali się we
mnie przez chwilę, jakby nie wierzyli całkowicie w moje słowa.
-W porządku. Weź
prysznic i zejdź do nas. Choć nie wiem jak bardzo będziesz się
starać, nie unikniesz rozmowy.-powiedział tata i sekundę później
zniknął w salonie a zaraz za nim mama.
Powoli weszłam po
schodach do swojego pokoju i usiadłam na łóżku.
Miałam ochotę wtulić
się w poduszkę i płakać, ale wiedziałam że nie mogę, bo
groziło to interwencją rodziców, a nie chciałam im się dodatkowo
tłumaczyć.
Powolnym krokiem podeszłam
do szafy i wyjęłam z niej luźną czarną bluzę, aby zakryć bandaż
i przetarcia na nadgarstkach, do tego czarne legginsy i bielizna.
Weszłam do łazienki i odłożyłam wybrane ubrania na małą
szafeczkę. Zamknęłam drzwi na klucz i podeszłam do lustra
przyglądając się swojej twarzy. Po makijażu nie było prawie
śladu, co mnie nie dziwi przy takiej ilości płaczu. Wiedziałam,
że po kąpieli moja twarz będzie potrzebowała dużą ilość fluidu
aby zakryć podkrążone oczy i siny policzek. Powoli zdjęłam z
siebie ubrania, sycząc przy tym parę razy z bólu.
Napuściłam wody do
wanny, prawie że po sam brzeg, związałam włosy i powoli zanurzyłam
się w ciepłej cieczy. Zacisnęłam zęby kiedy skóra zaczęła mnie
piec od temperatury wody, ale starałam się to ignorować.
Przejechałam pod wodą
ręką po moich sinych biodrach. Moja dolna warga zaczęła
niebezpiecznie drżeć i wiedziałam, że szybciej niż później i
tak się rozpłacze.
Spojrzałam następnie na
moje nadgarstki i to wystarczyło, aby rozpłakać się całkowicie.
Podciągnęłam kolana pod
samą brodę, starając w ten sposób dodać sobie otuchy.
Po kilku minutach mój
szloch ucichł a ja w końcu zabrałam się do mycia.
Spłukałam pianę z
mojego ciała, wypuściłam wodę i wyszłam z wanny.
Sięgnęłam po duży biały
ręcznik i owinęłam się nim.
Ociągałam się jak
najbardziej mogłam aby rozmowę z rodzicami odbyć jak najpóźniej.
Wytarłam twarz i ciało w
ręcznik a następnie ubrałam się. Rozczesałam włosy i związałam
je w mały koczek.
Z szafki wyjęłam fluid i
zaczęłam rozsmarowywać go na twarzy. Nie używałam zbyt często
tego kosmetyku, bo według mnie kiedy go używałam wyglądałam jak
plastikowa lala. Najczęściej posługiwałam się korektorem, aby
zlikwidować jakieś niedoskonałości.
Popryskałam się moimi
ulubionymi perfumami, wcześniejsze ubrania oprócz kurtki Justina
wrzuciłam do kosza na brudy i wróciłam do pokoju. Z kieszeni
skórzanej kurtki wyjęłam telefon i podłączyłam go do ładowarki.
Kurtkę odłożyłam na moje łóżko i włączyłam telefon. Nie
musiałam czekać długo na pierwsze wiadomości i powiadomienia.
Miałam 15 nieodebranych
połączeń od rodziców, 2 wiadomości od Emilly, która prosiła
żebym do niej zadzwoniła kiedy będę miała wystarczająco siły,
aby z nią pogadać. Wyglądało na to że chłopcy zdążyli ją już
poinformować o moim powrocie, co mnie cieszyło bo nie chciałam aby
kolejna osoba odchodziła od zmysłów, przeze mnie. Była jeszcze
jedna wiadomość od Justina.
Od: SEXOWNY ^^
Napisz kiedy będziesz w
domu.
Uśmiechnęłam się lekko
i kliknęłam na "odpowiedz".
Do: SEXOWNY ^^
Wróciłam, cała i
zdrowa.
Jeszcze raz dziękuje, za
wszystko.
Zablokowałam telefon,
odłożyłam go na szafkę i nabrałam powietrza do płuc.
Podeszłam do drzwi i
otworzyłam je wychodząc na korytarz.
Zeszłam do salonu i
stanęłam za kanapą gdzie siedzieli rodzice cicho o czymś
rozmawiając.
Odchrząknęłam dając im
znać, że jestem już w pokoju, chociaż miałam ochotę stąd uciec.
-Siadaj.-mruknął tata
wskazując fotel obok kanapy.
Podeszłam do wyznaczonego
miejsca a następnie usiadłam.
-Zachowałaś się
nieodpowiedzialnie Kathe i mam nadzieje, że wiesz o tym.-zaczął
tata, ściszając pilotem telewizor.
Pokiwałam głową a
następnie westchnęłam.
-Sama dobrze wiesz, że
rzadko kiedy dostajesz kary, ale razem z mamą stwierdziliśmy, że
tym razem na to zasłużyłaś. Zniknęłaś w środku nocy i nie było
cię przez prawie cały dzień. Dodatkowo nie mogliśmy się do
ciebie dodzwonić, co jak wiesz wcale nie wpływa dobrze na twoją
sytuacje. Przez tydzień chcemy abyś od razu po szkole, wracała do
domu i żadnych wyjść w środku nocy do przyjaciółki, chodź nie
wiem jak bardzo ważne to by się okazało. Dalej będziesz chodzić
do szkoły, a jak dobrze wiemy po Los Angeles kręcą się jacyś
kryminaliści, dlatego telefon zostaje w twoim posiadaniu ze względów
bezpieczeństwa, ale laptop oddajesz nam. Rozumiemy się?-tata
przechylił głowę na bok czekając na jakąś reakcje z mojej
strony.
Spojrzałam na mamę,
która w ciszy siedziała koło mojego ojca i również się we mnie
wpatrywała. Jej oczy były czerwone i podkrążone co oznaczało, że
płakała.
Ponownie westchnęłam.
-Tak rozumiem, tato.
-Świetnie. Mam nadzieje,
że to więcej się nie powtórzy. Musisz zrozumieć kochanie, że
wyjście w środku nocy było ogromnym niebezpieczeństwem i bardzo
nieodpowiedzialne z twojej strony. Wszyscy teraz mówią o tym gangu,
który panuje w naszym mieście. Wystarczyłoby abyś znalazła się
w jakimś nieodpowiednim miejscu i mogliby cię zabić albo porwać.
A tego z twoją matką byśmy sobie nie wybaczyli.
Miałam ochotę pokręcić
głową i zaśmiać się histerycznie na jego słowa. Jeśli kogoś
mam się obawiać to na pewno nie gangu Justina. Prawdopodobnie gdyby
nie ten chłopak, właśnie wąchałabym kwiatki od spodu.
-Rozumiem tato i obiecuje,
że nic takiego więcej się nie wydarzy i przepraszam.-mruknęłam
spuszczając głowę na dół i wpatrując się w moje nogi.
-Okay. Idź do siebie.
Wstałam posłusznie z
fotela i skierowałam się do swojego pokoju. Byłam już na połowie
schodów, kiedy zatrzymał mnie krzyk mojego ojca.
-Nie zapomnij przynieść
nam laptopa!-krzyknął
Przewróciłam oczami i
wbiegłam do swojego pokoju.
Upewniłam się czy aby
na pewno mój laptop pojada hasło i zaniosłam go do salonu, gdzie na
kanapie dalej siedzieli rodzice. Położyłam urządzenie na szklanym
stoliku i wróciłam do swojego pokoju.
Rzuciłam się na łóżko
i od razu tego pożałowałam ponieważ zranione ramie dało o sobie
znać.
Syknęłam cicho i
podniosłam się do pozycji siedzącej.
Nie miałam na nic siły,
a samo myślenie o tym że jutro jest poniedziałek i muszę iść do
szkoły, przyprawiało mnie o ból głowy.
Spojrzałam na zegarek na
szafce nocnej. 18:27.
Sięgnęłam po swój
telefon i wybrałam numer Emilly.
Sprawdziłam czy ładowarka
nadal jest podłączona do telefonu i przyłożyłam telefon do ucha.
Po dwóch sygnałach
mogłam usłyszeć przerażony głos mojej przyjaciółki.
-O Mój Boże! Nic ci nie
jest? Jak się czujesz? Nie masz pojęcia jak się o ciebie bałam!
Ten dupek obiecał, że zadzwonią kiedy tylko cię uratują, ale
gdyby nie Ryan nie miałabym o niczym pojęcia!-krzyczała prosto do
słuchawki, przez co musiałam odsunąć telefon na kilka centymetrów
od mojego ucha.
-Uspokój się Em. Czuje
się dobrze i jestem już w domu.
Mogłam usłyszeć jej
westchnięcie po drugiej stronie słuchawki.
-Przepraszam. Ja po
prostu, strasznie się o ciebie bałam. Jesteś moją najlepsza
przyjaciółką i kiedy widziałam jak jakiś koleś cię wyprowadza
a ty nie zareagowałaś na moje krzyki, strasznie się wystraszyłam.
A potem wszystko działo się tak szybko. Justin stwierdził, że
jestem pijana i kompletnie mnie olał i prawdopodobnie gdybym nie
dopadła Maxa i gdyby nie on prawdopodobnie Bieber nadal
twierdziłby, że oszalałam.
Zmarszczyłam brwi a kilka
części układanki wskoczyło na swoje miejsce. Teraz rozumiałam o
czym mówił Justin, kiedy wyrzucał sobie, że gdyby zareagował
szybciej może coś dałby radę jeszcze zrobić. Ale nie miałam do
niego o to pretensji ani do nikogo innego. Wiem, że kiedy Emilly coś
przerazi lub jest podekscytowana zachowuje się jak obłąkana
psychicznie. Pamiętam nawet jak kiedyś w mieście miał odbyć się
koncert jej ulubionego zespołu a ona wpadła do mojego domu, ledwo
łapiąc powietrze i gestykulując rękami jakby świat właśnie się
kończył.
Dla mnie najważniejsze
było to, że Justin wraz z chłopakami w ogóle postanowili mnie
uratować. Przecież nie byłam nikim ważnym i mogli po prostu
pozostawić mnie na pastwę losu.
-Jest w porządku Emilly.
Dostałam szlaban od rodziców na tydzień, ale myślę że całkowicie
na to zasłużyłam. Gdybym była na ich miejscu prawdopodobnie
umarłabym z przejęcia. Faktycznie, wszystko mogło skończyć się
bardziej dramatycznie, ale na moje szczęście nic takiego się nie
stało. Chłopcy mnie uratowali, za co będę im wdzięczna do końca
życia. A teraz ty się uspokój i nie myśl o wczorajszej nocy,
okay? Jestem cała i zdrowa.
-Może i masz racje. Muszę
się uspokoić bo inaczej moi rodzice zamkną mnie w psychiatryku.
Już pewnie myślą że zwariowałam. Widzimy się jutro w szkole?
Zachichotałam cicho.
-Tak, widzimy się w
szkole. Cześć.-rozłączyłam się i odłożyłam telefon na szafkę
nocną.
Rozejrzałam się po
pokoju w poszukiwaniu mojej torby ze szkoły. Kiedy w końcu
odnalazłam ją wzrokiem, leżącą na fotelu, podniosłam się z
łóżka i podeszłam do niej. Wyjęłam z niej książki i zeszyty,
aby odrobić zadane prace domowe i rozłożyłam się ponownie na
łóżku, zabierając się do pracy.
Około 21 wreszcie mogłam
w spokoju położyć się spać. Odłożyłam torbę z spakowanymi
już książkami i odłożyłam ją na jej wcześniejsze miejsce.
Wybieram z garderoby leginsy do kolan i luźną bluzkę na długi
rękaw. Wiem, że prawdopodobnie będzie mi gorąco, ale nie mogłam
ryzykować, że mogę się zapomnieć i któryś z rodziców zobaczy
bandaż na mojej ręce.
Przebrałam się w wybrane
ubrania i weszłam do łazienki. Zmyłam makijaż i wróciłam do
pokoju. Zgasiłam światło i położyłam się do łóżka.
Otworzyłam powoli oczy
czując coś zimnego na swoim ramieniu, spojrzałam w tamtym kierunku
i z przerażeniem stwierdziłam, że po moim lewym ramieniu przemieszcza
się srebrny nóż. Podniosłam głowę do góry, aby ponownie zobaczyć
obrzydliwą twarz Hamiltona. Mężczyzna usiadł na mnie okrakiem i
zaczął zrywać ze mnie bluzkę. Zaczęłam płakać z przerażenia.
Nie to nie może dziać się jeszcze raz. Nie może! Chwile później
zostaje w samym staniku a David zaczyna całować moją szyje, z
każdym moim szarpnięciem czuje jak ostrze noża wbija się z sekundy
na sekundę bardziej w moje już obolałe ciało. Zaczynam krzyczeć
aż w końcu z mojego gardła wydobywa się wrzask. Ostrze noża
wbija się całkowicie w moje ramie a ja czuje ogromny ból w lewej ręce. Nie mogę nią poruszyć, ani nie mogę tam spojrzeć,
ponieważ Hamilton przytrzymuje swoją ręką moją brodę. Przesuwa
nóż w stronę mojego gardła a ja kwilę cicho prosząc, aby tego
nie robił.
Budzę się gwałtownie
rozglądając się po pokoju. Wzdycham z ulgą, kiedy zdaje sobie
sprawę, że jestem w swoim domu, w swoim pokoju. Przejeżdżam ręką
po mokrym czole a po moim policzku spływa pierwsza łza. Kręcę
głową, a następnie zasłaniam twarz dłońmi. Koszmar, to był
tylko koszmar. Muszę się uspokoić. Spoglądam przez palce na
budzik znajdujący się na szafce nocnej. Pozostało 20 minut do budzika, więc raczej
nie opłaca mi się już zasypiać. Wyłączam budzik już teraz aby
nie musieć tego robić za 20 minut i wstaje z łóżka.
Wchodzę do garderoby i
wyciągam z niej jasne jeansy z lekkimi przetarciami na kolanach, do
tego szarą bluzę z naszywką na piersi w kształcie kosmity. Z
komody zabieram bieliznę i idę do łazienki.
Biorę szybki prysznic,
uważając przy tym aby za bardzo nie zmoczyć bandażu, ponieważ nie
chce aby przesiąknął przez ubranie, a sama nie dam rady zrobić
świeżego.
Zakrywam podkładem siny
policzek, maluje rzęsy, pryskam szyje moimi ulubionymi perfumami i
wychodzę z łazienki. Na nogi zakładam skarpetki i czarno-białe
Nike. Z komody zabieram jeszcze telefon, który chowam do kieszeni
jeansów. Biorę torbę i wychodzę z pokoju.
W kuchni czeka już na
mnie śniadanie, które przygotowała mama. Naleśniki z owocami i
herbata.
Rozejrzałam się w
poszukiwaniu rodzicielki, ale nigdzie jej nie widzę. Pewnie pojechała
już do pracy razem z tatą.Wzruszam ramionami, siadam na jednym ze
stołków, a torbę kładę na ziemi obok moich nóg.
Po zjedzonym śniadaniu,
zabieram torbę z książkami zakładam czarną kurtkę, zabieram
kluczę od auta oraz domu i wychodzę na zewnątrz, zamykając za
sobą drzwi na klucz.
W garażu nie ma już
samochodu rodziców, co utwierdza mnie w przekonaniu, że pojechali
już do pracy. Wsiadam do swojego audi i wyjeżdżam z garażu.
Poczekałam chwilę, aż drzwi garażu zamknął się za mną
całkowicie, poprzez naciśnięcie jednego z guzików w moim
samochodzie i wyjechałam na ulicę.
20 minut później
zaparkowałam samochód na parkingu przed szkołą.
Zabrałam kluczyk ze
stacyjki i wysiadłam z samochodu. Skrzywiłam się lekko, kiedy
poczułam zimny wiatr na swoim ciele i zarzuciłam na głowę kaptur.
Zablokowałam samochód i obróciłam się w kierunku szkoły.
Podskoczyłam i krzyknęłam kiedy dosłownie 5 centymetrów przed
moją twarzą zobaczyłam moją przyjaciółkę. Przymknęłam oczy i
nabrałam powietrza do płuc, chcąc uspokoić szybkie bicie serca.
-O Boże! Przepraszam! Nie
chciałam cię wystraszyć. Wszystko dobrze?-złapała mnie za ramie,
a ja szybko odskoczyłam krzywiąc się.
Emilly zmarszczyła brwi,
przyglądając mi się. Nie chciałam jej martwić, moim rozwalonym
ramieniem.
-Jest okay. Tylko proszę
nie skradaj się tak na drugi raz. Idziemy?
Dziewczyna pokiwała głową
i ruszyła razem ze mną w kierunku szkoły.
Od razu po przekroczeniu
progu, zauważyłam Justina i Ryana stojących opartych o ścianę
razem z kilkoma kumplami ze szkoły.
Uśmiechnęłam się lekko
do Justina, kiedy na mnie spojrzał, ale chłopak szybko odwrócił
wzrok i powiedział coś do Ryana.
Skrzywiłam się lekko
ignorując dziwne uczucie w klatce piersiowej.
Wczoraj przecież było
wszystko dobrze, a nawet lepiej niż dobrze a dzisiaj postanowił
mnie zlewać, jakby nic z rzeczy które wczoraj powiedział nie miały
miejsca?
Ruszyłam się z miejsca
kiedy Emilly szturchnęła mnie w ramie. Razem podeszłyśmy do mojej
szafki aby zabrać resztę potrzebnych mi książek na dzisiejszy
dzień i poszłyśmy na lekcje historii.