Kathe POV’
Przekręciłam zamek w
drzwiach i weszłam do środka, trzaskając za sobą drewnianą powierzchnią.
Światła w całym domu były zapalone co uważałam za dziwne, ponieważ o tej porze
oboje rodziców powinno być w pracy.
- Mamo?! Tato?!-
krzyknęłam zrzucając w tym samym czasie torbę z mojego ramienia, prosto na
zimną podłogę.
Zmarszczyłam brwi,
kiedy nie dostałam żadnej odpowiedzi. Przez chwilę nasłuchiwałam jakichkolwiek
dźwięków, lecz w domu panowała kompletna cisza.
Przełknęłam nerwowo
ślinę, kiedy dostrzegłam ślady ubłoconych butów, prowadzące na górę.
Z lekkim wahaniem
wykonałam pierwszy krok do przodu i wspięłam się po schodach na piętro. Drzwi
od sypialni rodziców były uchylone, więc ruszyłam w tamtym kierunku. Popchnęłam
dłonią białe drewno aby ukazać więcej pokoju, a następnie szybko zakryłam
dłonią usta.
W moich oczach
natychmiastowo zebrały się łzy, które równo szybko spłynęły po moich policzkach.
Sama nie wiem kiedy zaczęłam krzyczeć i upadłam na kolana przyglądając się śladom krwi kilka kroków przede mną. Nie mogłam podnieść głowy wyżej i ponownie
spojrzeć na martwe ciała moich rodziców. Zaczęłam uderzać dłońmi o podłogę, nie
przestając płakać i krzyczeć.
- Mam dla Ciebie coś
jeszcze.- przymknęłam oczy kiedy usłyszałam głos za moimi plecami. Obróciłam
głowę do tyłu spoglądając rozmazanym wzrokiem na zakapturzoną postać, której
twarzy niestety nie mogłam dostrzec. Drzwi od pokoju znajdującego się po
drugiej stronie sypialni moich rodziców były szeroko otwarte.
- Proszę, nie…-
wyszeptałam spoglądając na nieprzytomnego chłopaka przywiązanego do krzesła. –
Proszę… nie rób mu krzywdy.- zaszlochałam.
- Nie tym razem.-
oznajmiła nieznana mi postać, a następnie wyciągnęła zza siebie broń,
wcelowując nią w Justin’a.
- Nie!- krzyknęłam,
próbując wstać z zimnej podłogi, lecz moje ciało odmawiało posłuszeństwa. –
Proszę, zostaw go!- wpatrywałam się w szatyna, mając nadzieje że chłopaka nagle
się obudzi i uwolni, uciekając przed wycelowaną w niego bronią.
Pisnęłam, kiedy
usłyszałam pierwszy strzał, a potem zaczęłam wrzeszczeć wraz z opuszczającymi
magazynek kulami, przeszywającymi klatkę piersiową mojego ukochanego.
- Nie! Nie! Nie! Nie!
Zerwałam się
gwałtownie z łóżka, zajmując na nim pozycje siedzącą. Pierwsze co poczułam po
przebudzeniu to mocne i szybkie bicie mojego serca. Całe moje ciało było
przepełnione przerażeniem i strachem. Moja piżama była w tej chwili niczym moja
druga skóra, dokładnie przylegająca do mojego ciała. Oblizałam suche usta i
skrzywiłam się czując na nich słonawy posmak. Przetarłam dłonią policzki i
zmarszczyłam brwi zauważając że moja dłoń jest mokra od płaczu.
- Spokojnie, Kathe… to
tylko sen, głupi koszmar.- wymamrotałam sama do siebie, próbując w ten sposób
się uspokoić, lecz to w niczym nie pomagało.
Pokręciłam głową i
wstałam z łóżka, wychodząc z pokoju i udając się do sypialni rodziców.
Uchyliłam lekko drzwi i odetchnęłam z ulgą, kiedy do moich uszu dotarło lekkie
pochrapywanie mojego ojca. Zamknęłam drzwi i wróciłam do swojego pokoju, po drodze
do łóżka zapalając światło.
Zabrałam z szafki
nocnej telefon i wyszukałam w urządzeniu numer Justin’a, przez chwilę
zastanawiając się czy powinnam zadzwonić, mimo późnej godziny.
Odetchnęłam głęboko,
aż w końcu kliknęłam na numer i przyłożyłam telefon do ucha.
Wolałam upewnić się
czy z chłopakiem również jest wszystko w porządku.
Po kilku sygnałach w
słuchawce w końcu rozległ się zachrypnięty głos. Odetchnęłam głęboko, przecierając
wolną dłonią moją wilgotną twarz.
- Przepraszam, że Cię
obudziłam.- oznajmiłam kiedy w słuchawce po raz kolejny rozbrzmiał zniecierpliwiony
głos Justin’a , ponieważ chłopak prawdopodobnie nie spojrzał kto do niego
dzwoni.
- Kathe… Coś się
stało? – tym razem chłopak wydał się o wiele bardziej rozbudzony.- Dlaczego
masz taki smutny ton głosu?
- Wszystko dobrze, po
prostu miałam koszmar.- oznajmiłam, wzdychając cicho.
- Chcesz żebym
przyjechał?
- Nie, teraz jest już
wszystko dobrze. Jeszcze raz przepraszam, że Cię obudziłam. Dobranoc, Justin.
Kocham Cię.- nie czekając na odpowiedz chłopaka, rozłączyłam się.
Odłożyłam telefon
obok siebie na łóżko i wstałam udając się do łazienki. Musiałam wziąć szybki,
zimny prysznic, aby oczyścić mój umyśl z resztek nieprzyjemnego snu oraz
odświeżyć się.
Zrzuciłam z siebie
piżamę, oraz bieliznę i odkręciłam wodę w kabinie prysznicowej, nie czekając aż
wodna stanie się odpowiednia.
Skrzywiłam się kiedy
chłodna woda uderzyła w moje ciało, lecz z sekundy na sekundę ciesz stawała się
cieplejsza.
Po kilku minut
bezsensownego stania pod prysznicem, w końcu zakręciłam strumień wody i wyszłam
z kabiny. Wytarłam dokładnie ciało w miękki ręcznik i założyłam na siebie tylko
bieliznę. Przepocone ubrania wrzuciłam do kosza. Wróciłam do pokoju, zgasiłam
światło i ułożyłam się wygodnie na łóżku, wzdychając cicho.
Następnego dnia
Justin nie pojawił się w szkole oraz nie kontaktował się ze mną, co sprawiało
że wpadałam w paranoje i doskonale wiedziałam, że jest ona zapoczątkowana
koszmarem.
Aktualnie siedziałam
w swoim pokoju rozmawiając przez telefon z Emilly na temat Lilly.
- Teraz wygląda
niczym rasowa dziwka.- podsumowała Em, przez co mimowolnie się zaśmiałam. – No
nie mów, że się ze mną nie zgadzasz. Przecież… cholera na pewno faceci składają
jej propozycje kiedy idzie przez miasto i wcale nie zdziwiłabym się jeśli na
wszystkie z ochotą by się zgadzała. Pewnie jest już rozklepana, jak samochód
mojej babci po 20-stu latach użytkowania.- zaśmiałam się ponownie, kładąc się
na łóżku z powodu bólu brzucha, spowodowanego śmiechem.
- Może już pełni rolę
matki burdelowej.- podsumowałam, nie przestając się śmiać.
- Hej myślę, że
mogłaby sobie tak dorabiać, może nawet zna się z tą twoją kuzynką… jak jej
było?
- Ashley.-
odpowiedziałam.
- No właśnie… Ashley.
Z niej też jest niezła dziwka. Może obie dorabiają jako burdel mamy.
Miałam odpowiedzieć
właśnie dziewczynie, lecz rozmowę przerwało mi pukanie do drzwi, a następnie ukazała
mi się głowa taty, który wychylił się zza framugi.
- Poczekaj chwilę,
tata coś chce.- oznajmiłam do telefonu a następnie odsunęłam urządzenie od
twarzy, spoglądając na ojca. – Co się stało?
- Wiem, że jest
późno, ale przyszedł Justin i cóż… zachowuje się trochę dziwnie.- oznajmił,
przez co o mało nie spadłam z łóżka, podczas wstawania.
- Co masz na myśli
mówiąc „dziwnie”?
- Bardzo chce z tobą
pogadać i mam wrażenie że gdybym się nie zgodził sam by tutaj wparował, ale
chciałem najpierw sprawdzić czy nie śpisz.
- Okay, powiedź mu
żeby tutaj przyszedł.
- W porządku, ale nie
siedźcie długo.
- Jasne, tato.-
pokiwałam głową i ponownie przystawiłam telefon do ucha. – Słuchaj Em,
przepraszam, ale muszę kończyć. Justin przyszedł i chce pogadać.
- Jasna sprawa. Do
zobaczenia w szkole, przyjaciółko.-odpowiedziała Emilly.
- Dobranoc,
przyjaciółko.- powiedziałam, a następnie rozłączyłam się.
Dosłownie sekundę
później do pokoju wszedł szatyn, zamykając za sobą drzwi.
- Stało się coś?- zmarszczyłam
brwi, siadając na łóżku i klepiąc wolne miejsce obok siebie.
Chłopak spojrzał
przez ułamek sekundy na łóżko, lecz nie zajął wyznaczonego przeze mnie miejsca.
Rozglądał się po całym pokoju, byle by nie utrzymać kontaktu wzrokowego ze mną.
– Justin, co się dzieje? Widzę, że jesteś podenerwowany.- wstałam z łóżka i
wykonałam kilka kroków w kierunku Bieber’a.
Złapałam delikatnie
szczękę szatyna i skierowałam jego twarz w swoją stronę.
- O co chodzi?- z ust
szatyna, wydobyło się ciche westchnięcie.
- Będziemy musieli na
trochę wyjechać.- oznajmił nagle chłopak, spoglądając na moją twarz.
Cofnęłam się nagle,
zdziwiona nowymi informacjami.
- Co? Dlaczego?
- To nic wielkiego,
po prostu musimy załatwić z chłopakami kilka rzeczy i chciałem Cię uprzedzić,
żebyś się nie martwiła.
- Nie martwiła? Nie
sądzisz, że na to już trochę za późno? Nie miałam z tobą kontaktu przez cały
dzień, nie odpisałeś na żadnego z moich sms’ow, a w każdym z nich dosadnie
napisałam, że się martwię.
- Nie sprawdzałem
telefonu. Przepraszam.- Justin oblizał dolną wargę i przybrał poważny wyraz
twarzy.
- Mam wrażenie że nie
mówisz mi wszystkiego. Jesteś tak jakby… trochę podenerwowany. – przechyliłam
lekko głowę w lewą stronę, przyglądając się dokładnie twarzy chłopaka i
szukając na niej jakichkolwiek uczuć, lecz niestety nie dostrzegłam niczego
konkretnego.
- Mówiłem już że to
nic. Nie musisz się martwić.- oznajmił chłopak już nieco ostrzejszym tonem
głosu, niż dotychczas.
- W porządku,
przepraszam że to nie jest takie łatwe i mimo wszystko się martwię. – cofnęłam
się do tyłu, ponieważ mimowolnie zrobiło mi się przykro.
Justin przeklną pod
nosem i podszedł do mnie, łapiąc moją twarz w swoje dłonie.
- Nie zaprzątaj
niczym swojej ślicznej główki. Wrócę zanim się zorientujesz.- chłopak przyłożył
usta do mojego czoła.
- Oboje doskonale
wiemy jak skończył się twój ostatni wyjazd. – oznajmiłam smutno, zamykając
oczy i skupiając się na zapachu chłopaka.
- Tym razem będzie
inaczej.
- Ile Cię nie będzie?
- Do dwóch tygodni.-
otworzyłam gwałtownie oczy i ponownie się odsunęłam.
- Justin naprawdę
jeśli coś się dzieje, chce znać prawdę. Jeśli to naprawdę byłoby nic takiego,
nie wyjeżdżał byś na 14 dni.
- To kilka spraw
którymi musimy się zając, kawałek stąd.- oznajmił poważnie.
- Więc skoro to „nic
takiego”, to dlaczego nie powiesz mi po prostu dlaczego wyjeżdżasz? Chce poznać
prawdziwy powód.
- Kathe, cholera… nie
naciskaj. Wytłumaczę Ci wszystko, ale nie teraz.
- Więc czyli to
jednak coś większego? Wiem doskonale, że naciskam, ale do cholery, martwię się,
a ty nie potrafisz tego zrozumieć! To ty wylądowałeś już dwa razy w szpitalu i
jeśli będzie kolejny raz, lub co gorsze wydarzy się coś straszniejszego, nie
dam rady, jasne?- poczułam jak moje oczy zaczynają niebezpiecznie piec.
- Muszę wyjechać, ale
obiecuje że będę uważał. Tym razem wszyscy będą razem ze mną, nic się nie
wydarzy.- szatyn podszedł do mnie i w końcu mnie przytulił, schylając się i
wtulając głowę w moją szyje. Oddałam uścisk wtulając się w klatkę piersiową
chłopaka.
- Kiedy wyjeżdżacie?-
wymamrotałam
- Jutro rano.-
pokiwałam niechętnie głową. – Muszę iść.- chłopak odsunął się ode mnie i
podniósł palcem wskazującym moją brodę w górę, a następnie złączył nasz usta w
pocałunku. Prawą dłoń ułożyłam na policzku chłopaka, oddając pocałunek który z
sekundy na sekundę stawał się coraz gwałtowniejszy, aż do momentu kiedy nasze
płuca zaczęły piec z powodu braku powietrza. – Kocham Cię i nie pozwolę aby coś
Ci się stało.- Justin pocałował moje czoło, cmoknął ostatni raz moje usta i
wyszedł z pokoju.
Choćbym nie wiem ile
razy powtarzał mi abym się nie martwiła, ja i tak będą to robić, ponieważ
doskonale wiem że za tym wszystkim kryje się coś głębszego.
Ale mnie wystraszyłaś na początku już myślałam że to prawda a to tylko głupi sen. Czuje pierwszy kryzys w ich związku. Mam nadzieję że nie robi Justin żadnych głupot. Już odliczam dni do kolejnego rozdziału
OdpowiedzUsuńJa już chce następny ! <3
OdpowiedzUsuńCudowny♥ czekam na kolejny ♥♥
OdpowiedzUsuńCzuje ze cos złego sie wydarzy :c
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział 😘😘
Coś czuje że akcja znowu się rozkręca. Mam nadzieję że nie szykuję się rozstanie bo będę zawiedziona oni muszą być razem koniec i kropka :-)
OdpowiedzUsuńO kurde...chce juz next!
OdpowiedzUsuń