niedziela, 12 marca 2017

Rozdział 81: Już niedługo.



Kathe POV’

Wyszłam ze szkoły kierując się w stronę mojego samochodu, lecz od razu po wejściu na parking dostrzegłam łysego chłopaka, który stał kilka metrów od mojego samochodu. Wzruszyłam ramionami, nie dostrzegając w tym większego zagrożenia i ruszyłam przed siebie. Wyjęłam kluczyki z małej kieszonki mojej torebki i odblokowałam samochód. Podskoczyłam wystraszona, kiedy poczułam dłoń na moim ramieniu i szybko obróciłam się aby stanąć twarzą twarz z osobą która mnie zaczepiła.
Moje serce przyśpieszyło swój rytm, kiedy zorientowałam się że to ten sam chłopak któremu przyglądałam się chwilę wcześniej.
- Cześć.- przywitał się, uśmiechając się szeroko, ukazując przy tym dwa złote zęby.
- Znamy się?- zmarszczyłam brwi, cofając się o krok do tyłu.
- Katherin Jonson, prawda? Jestem przyjacielem Justin’a Bieber’a.- rozejrzałam się dyskretnie po parkingu i odetchnęłam z ulgą, kiedy dostrzegłam, że nie jestem tutaj sama.
Doskonale wiedziałam, że chłopak nie należy do przyjaciół Justin’a, ponieważ znałam ich doskonale i z tego co wiem wszyscy wczoraj wyjechali z miasta.
- Nie, to pomyłka. Przepraszam, ale śpieszy mi się.- uśmiechnęłam się lekko i wsiadłam do samochodu, zamykając od razu za sobą drzwi.
Wzdrygnęłam się kiedy dostrzegłam że twarz nieznajomego przygląda mi się tym razem już z wyraźnym niezadowoleniem. Odłożyłam torebkę na siedzenie pasażera, włożyłam szybko kluczyk do stacyjki i odpaliłam silnik z  piskiem opon wyjeżdżając z miejsca parkingowego.



- Wczorajszego ranka służby San Francisco zostały poinformowane o pożarze jednego z magazynów. Po ugaszeniu ognia w magazynie odnaleziono szczątki 6-ciu osób. Z ustaleń policji wynika że było to zabójstwo wraz z podpaleniem. Na miejscu oprócz straży pożarnej i policji pojawiła się również prokuratura. Niestety jak do tej pory nie odnaleziono żadnych śladów które naprowadziły by tutejsze służby na zabójcę. Mieszkańcy San Francisco zaczynają martwić się o swoje miasto. Przypominając: Trzy dni temu został brutalnie zamordowany sierżant Jack Lamar, który ostatnim czasy był zamieszany w współpracę z tutejszymi gangami. Po dość długim rozpatrywaniu sprawy została ona umorzona z powodu braku dowodów. Z miejsca zabójstwa relacjonowała dla was Alex Carter.- wyłączyłam telewizje ponieważ nic nie wydawało się wystarczająco ciekawe, aby zająć mnie chociaż na kilka minut.
Od wyjazdu Justin'a minęło 10 dni, a ja jak do tej pory rozmawiałam z chłopakiem tylko kilka razy, ponieważ szatyn podobno był bardzo zajęty.
Spojrzałam na zegarek znajdujący się na moim nadgarstku i dostrzegając godzinę 17:40, postanowiłam wyjechać już z domu i udać się w kierunku domu Em, a następnie w stronę galerii handlowej.
Chwyciłam torebkę, która jak do tej pory bezczynnie leżała obok mnie, a następnie wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi na klucz. Wyjęłam z torby kluczyki i wsiadłam do samochodu, zapięłam pas, odpaliłam auto i wyjechałam na ulicę.



Od razu po wejściu z Em do galerii wspólnie stwierdziliśmy że dzisiejszy dzień nie jest odpowiednim na zakupy. Ludzie przepychali się i trącali łokciami, chcąc dostać się do wyznaczonego przez nich celu. Tłumy ludzi opuszczały sklepy i takie same tłumy przechadzały się przez budynek, więc wycofałyśmy się z galerii z zamiarem powrócenia tutaj kiedy indziej.
- Więc co robimy?- zapytała Em, poprawiając torebkę na swoim ramieniu.
- Na początek może jedźmy coś zjeść, co ty na to?- zaproponowałam, szukając już kluczyków.
- Świetny pomysł.- Em przytaknęło szybko.
- Więc MAC czy jakaś knajpka?- zapytałam, nie przestając przerzucać wszystkiego w torebce w poszukiwaniu tej jednej rzeczy.
W głowie nakazałam sobie, aby w domu wyjąć trochę nie potrzebnych rzeczy.
Mimowolnie na moją twarz wpłynął lekki uśmiech, kiedy pod palcami wyczułam metalowy kluczyk. Zapięłam torebkę i spojrzałam na przyjaciółkę od której w dalszym ciągu nie otrzymałam odpowiedzi.
- Niech będzie Mac.- dziewczyna kiwnęła lekko głową i uśmiechnęła się.
Razem ruszyłyśmy w kierunku mojego Audi a następnie wsiadłyśmy do samochodu, kiedy odblokowałam drzwi.


- Ale jestem najedzona.- westchnęła Emilly, opierając się wygodnie o oparcie kanapy.
- Ja też.- przytaknęłam i zaśmiałam się cicho, kiedy dostrzegłam jak dziewczyna delikatnie głaszcze swój brzuch.
- Chyba nie dam rady się ruszyć.- jęknęła, odchylając głowę do tyłu.
- I po co było nam tyle żreć? – oparłam łokieć na stole, a następnie głowę na ręce.
- Może poczekajmy aż trochę nam przejdzie i dopiero później stąd pójdziemy, bo inaczej chyba wyjdę stąd na czworaka, w porządku?- pokiwałam głową, posyłając dziewczynie lekki uśmiech.
- Tak kurewsko chce mi się do toalety, ale martwię się że nie dam rady się ruszyć.- oznajmiłam, przymykając na dosłownie sekundę oczy. – Trudno, muszę tam iść.- wymamrotałam nagle, jakimś cudem podnosząc się do pozycji stojącej. – Zaraz wracam.­ - Kiwnęłam głową i wolnym krokiem, próbując nie zwracać niczyjej uwagi, ruszyłam w kierunku toalety.
Odetchnęłam z ulgą kiedy dostałam się do kabiny i załatwiłam swoje potrzeby, następnie umyłam ręce i już lżejszym krokiem wróciłam do stolika, gdzie w dalszym ciągu moja przyjaciółka miała problem z poruszaniem się.
- Ulżyło mi.- powiedziałam siadając przy stoliku i zrobiłam to chyba troszeczkę za głośno, ponieważ młoda para siedząca przy stoliku po naszej prawej stronie spojrzała na nas dziwnie. Zaczerwieniłam się lekko i odchrząknęłam.
Emilly wlepiła wzrok za okno, śmiejąc się cicho, lecz po chwili ucichła, krzywiąc się lekko.
Wyjęłam z torebki telefon i sprawdziłam czy nie mam żadnych nowych wiadomości lub połączeń, lecz ekran urządzenia był pusty.
- Hej, czy to nie Luke z Chris’em?- zapytała nagle Emilly, lecz nawet nie spojrzałam w wskazane przez nią miejsce, ponieważ było to nie możliwe.
- Nie to nie możliwe, od 10 dni nie ma ich w mieście.
- W takim razie oboje muszą mieć braci bliźniaków. Sama zobacz.- Em kiwnęła brodą w kierunku okna, więc spojrzałam w tamtą stronę.
Zamrugałam powiekami, a następnie zmarszczyłam brwi dokładnie przyglądając się zmierzającym w kierunku budynku chłopakom.
- Cóż za zbieg okoliczności.- oznajmiła Em, spoglądając na mnie.
Mruknęłam coś pod nosem, w dalszym ciągu przyglądając się chłopakom, którzy właśnie weszli do wnętrza McDonald’sa.
- Co tu się, do cholery, wyprawia?- spojrzałam na dziewczynę siedzącą naprzeciwko mnie i oblizałam wargi, które nagle stały się bardzo suche.
- Luke.- powiedziałam nieco głośniej, aby zwrócić uwagę chłopaka, kiedy ten wraz z Chris’em przechodził obok naszego stolika.
Blondyn obrócił się w moją stronę, a następnie szeroko uśmiechnął.
- Kathe.- chłopak podszedł bliżej i nachylił się aby mnie przytulić, to samo zresztą zrobił Chris.
- Dawno Cię nie widzieliśmy. – oznajmił Chris, kiwając głową w kierunku Emilly, która przyglądała im się.
- No właśnie. Słyszałam, że miało nie być was w Los Angeles 12 dni.
- Tak, ale pewne rzeczy załatwiliśmy wcześniej i postanowiliśmy wrócić jak najszybciej.
- Więc od jak dawna jesteście w mieście?- zagryzłam wnętrze policzka, czując lekką irytacje.
- Wróciliśmy w nocy.- oznajmił Luke.
- Aha.- prychnęłam.
- Nie wiedziałaś?- zapytał zdziwiony Chris.
- Nie miałam zielonego pojęcia i prawdopodobnie gdybym was nie spotkała, w dalszym ciągu o niczym bym nie wiedziała.- chłopcy popatrzyli na siebie zdziwieni, a następnie przenieśli spojrzenie na mnie.
- Ty tak serio? Justin nic Ci nie powiedział?
- Kompletnie nic, poza tym że ma coś ważnego do załatwienie i może go nie być 12 dni.- Luke podrapał się po karku, najprawdopodobniej nie wiedząc co powiedzieć.
- Może chociaż wy mi powiecie co było na tyle pilne, że musieliście tak nagle wyjechać, bez konkretnego słowa wyjaśnienia?
- Kathe… słuchaj. Justin powinien wytłumaczyć Ci to wszystko, nie my. Naprawdę musieliśmy pilnie wyjechać i myślę że w pewien sposób Justin próbował Cię chronić, ale nie rozumiem dlaczego nie powiadomił Cię że wracamy, czy że wróciliśmy. Musicie poważnie pogadać tyle mogę Ci powiedzieć.- Chris uśmiechnął się do mnie lekko.
- Co masz na myśli mówiąc, że w pewien sposób mnie chronił? O co tu chodzi?
- Jeśli chcesz wiedzieć coś więcej pogadaj ze swoim chłopakiem.
- W porządku, wiec pojadę razem z wami.- Luke chciał już coś powiedzieć, lecz mu przerwałam. – Nie zmiennie zdania, chce usłyszeć wyjaśnienia, bo powoli mam dość jego tajemnic. Jeśli nasz związek ma polegać na ukrywaniu ważnych spraw, to ja … nieważne, po prostu zamówcie co chcecie, zjedźcie i jedziemy.- oznajmiłam i oparłam się wygodnie o oparcie za mną, nie patrząc już na chłopaków.



Nabrałam powietrza do płuc, kiedy zatrzymałam samochód przed domem chłopaków, uprzednio odwożąc Emilly do jej domu.
Szczerze mówiąc bałam się usłyszeć, co chłopak ma mi do powiedzenia, lecz wolałam usłyszeć nawet najgorszą prawdę niż aby nasz związek opierał się na wiecznych tajemnicach.
Wysiadłam z samochodu i spojrzałam na chłopców, którzy czekali już na mnie przy drzwiach. Zablokowałam samochód i wsunęłam kluczyk do kieszeni, ruszając w stronę Luka i Chris’a.
Od razu po otworzeniu drzwi dało się usłyszeć kompletną ciszę panującą w domu. Weszłam do salonu i jedyną osobę jaką zauważyłam był Justin siedzący plecami do mnie, przeglądając coś na laptopie.
Przysunęłam palec do ust, pokazując tym chłopakom aby byli cicho. Podeszłam cichym krokiem do szatyna i zatrzymałam się za jego plecami, spoglądając przez jego ramię na to co robi. Wstrzymałam powietrze, kiedy na stoliku dostrzegłam kilkanaście moich zdjęć. Zwykłe zdjęcia lub też takie gdzie byłam przekreślona czarnych flamastrem, lub nad moją głową widniał wielki napis „CZAS UCIEKA”. Na stoliku leżały również jakieś płyty oraz kartki z wydrukowaną czcionką. Wysiliłam wzrok, próbując przeczytać co piszę na kartce najbliżej mnie, lecz jedyne co rzuciło mi się w oczy to:
 „ Decyduj Bieber, ty, albo twoja słodka dziewczynka, która w każdej chwili może otrzymać kulkę prosto w czoło od mojego ulubionego snajpera. Czas, Bieber. Do zobaczenia w San Francisco. Masz 16 dni.”
Przeniosłam wzrok na ekran komputera gdzie pokazana była twarz młodego, łysego chłopaka, którego gdzieś już widziałam. Szatyn przełączył na kolejne zdjęcia gdzie znajdowała się 6-stka obcych mi chłopaków a w tle duży, szary magazyn.
Z ust Bieber’a wydobyło się ciche westchnienie. Przyglądałam się temu wszystkiemu w wielkim szoku.
Cofnęłam się o kilka kroków do tyłu, a następnie odchrząknęłam, zwracając tym na siebie uwagę Bieber’a.
Justin obrócił się przez ramię i wciągnął gwałtownie powietrze do płuc kiedy mnie zauważył. Zamknął z hukiem laptopa i w szybkim tempie, zebrał wszystko ze stolika.
- Co ty tu robisz?- zapytał, a następnie przeniósł wzrok na chłopaków, stojących za mną. – Co ona tu, do cholery, robi?
- Nie wściekaj się. Wpadliśmy na nią w Macu i prawdopodobnie gdybyś powiedział jej że wróciliśmy, niż z tego co za chwilę się stanie, nie miało by miejsca.- wzruszył ramionami Luka.
- A co niby, kurwa, ma się stać?- wysyczał chłopak, zaciskając pięści.
- Dziewczyna stoi tu wystarczająco długo, aby zauważyć pewne rzeczy i może to i lepiej, ponieważ nie wiadomo czy dowiedziała by się co działo się podczas kiedy my wyjechaliśmy. Nie sadzę abyś był zadowolony, kiedy to ona ciągle by coś przed tobą ukrywała.- oznajmił Luke, a następnie pociągnąć za koszulkę Chris’a, wycofując się z salonu.
Justin obszedł kanapę i zrobił krok w moją stronę lecz cofnęłam się do tyłu.
Szatyn westchnął i wykonał kolejny krok w moją stronę lecz ponownie się cofnęłam.
- Możesz się, kurwa, zatrzymać?- warknął
- A czy ty posłuchałeś mnie, kiedy prosiłam Cię abyś powiedział mi co się dzieje?!- krzyknęłam.
- Kate.- moje imię wychodzące z pomiędzy jego ust brzmiało prawie jak ostrzeżenie.
- Żadne Kate, Kathe czy Katherin! Chce w tej chwili usłyszeć co, do cholery, się tutaj dzieje?! Dlaczego miałeś moje zdjęcia i listy w których ktoś mi groził?! I dlaczego do cholery wyjechałeś i nawet nie miałeś zamiaru powiedzieć mi, że wróciłeś?! Mam dość tych tajemnic, jasne?! Tyle razy traktowałeś mnie jak kawałek gówna, a ja za każdym razem wybaczałam Ci, od tak…. W ciągu kilku minut, bo jestem w Ciebie ślepo wpatrzona. Kilka twoich słodkich słówek wystarczało, abym Ci wybaczyła, ale wiesz co?! Nie tym razem! Jeśli przez cały nasz pokręcony związek masz zamiar wszystko przede mną ukrywać, to może faktycznie lepiej będzie jeśli to zakończymy! I nawet nie mam już ochoty słuchać twoich wyjaśnień, bo oboje wiemy, że to i tak by niczego nie zmieniło, dalej robiłbyś to samo! - przetarłam ręką mokre policzki i obróciłam się na pięcie wybiegając z domu.
Po drodze wyjęłam kluczyki z kieszeni i odblokowałam samochód wsiadając szybko do środka, lecz niestety nie zdążyłam zablokować drzwi, ponieważ chłopak szarpnął je gwałtownie, otwierając je szeroko.
- Nawet, kurwa, tak nie mów!- warknął, chwytając mój nadgarstek i siłą wyciągnął z samochodu.
- Puść mnie, do cholery, słyszysz! Mam Cię dosyć!- nie przestawałam krzyczeć, lecz Bieber’a nic to nie obchodziło. – Puszczaj!- wrzeszczałam kiedy chłopak przerzucił mnie przez swoje ramie i zaczął wracać ze mną na ramieniu w kierunku domu.
Szarpałam się i kopałam, lecz to wszystko na nic.
Bieber wniósł mnie po schodach do swojego pokoju i zamknął za nami drzwi na klucz, wkładając metal do swojej kieszeni. Rzucił mnie na łóżko i zanim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch, Justin siedział już na moich biodrach, przyszpilając moje dłonie, po obu stronach mojej głowy.
- Puszczaj, dupku!
- Przestań wrzeszczeć!- sam krzyknął, skutecznie mnie uciszając.- A teraz posłuchaj mnie dokładnie.-­ Powiedział tym razem o wiele ciszej.
- Odpowiem Ci na wszystkie pytania, ale do cholery, nigdy przenigdy nie próbuj kończyć z nami w ten sposób, jasne?- warknął. – Widzisz wszystko ze swojej perspektywy, ale nie zdajesz sobie sprawy, że to jedyny sposób, żeby Cię chronić. Gdybym mówił Ci o wszystkim, zawsze wtykałabyś swój nos w sprawy, które nigdy nie powinny Cię obchodzić i w ten sposób narażałabyś siebie jeszcze na większe bezpieczeństwo. – chłopak przerwał przypatrując mi się dokładnie, a kiedy nie odezwałam się słowem, kontynuował. – Od kąt wyszedłem z pierdla dostawałem dziwne listy, w którym nigdy nie było zawarte nic ciekawego, lecz kiedy chłopcy zabili brata Ryan’a, przekaz zszedł na bardziej dokładny, a wraz z nim w każdym liście pojawiało się kilka twoich zdjęć. Dwa normalne i dwa z twoją wyciętą głową, lub zamazaną czarnym markerem. Chcieli kasy, 20 milionów albo Cię zabiją. Śmierć za śmierć, lub kasa za życie. Za tym wszystkim stała ta popieprzona grupa Rogers’a, lecz kiedy go zabiliśmy stracili wszystko, więc co za tym idzie kasę również. Nic nie mówiłem, bo nie chciałem Cię martwić, byłem pewien, że przez cały ten czas ktoś Cię obserwuje, więc nie mogłem sprawić, abyś zawsze obracała się za siebie, ponieważ byłoby to kurewsko podejrzane. Podczas kiedy my wyjechaliśmy aby dorwać, to całą popieprzoną bandę zawsze krok za sobą miałaś dwóch ochroniarzy, którzy mieli Cię chronić i zgaduje, że nawet się nie zorientowałaś. – pokiwałam niepewnie głową. – No właśnie. Słyszałaś o pożarze w San Francisco i zabójstwie tego całego policjanta? – ponownie pokiwałam głową.- Te sześć osób które zginęły to właśnie stary gang brata Ryan’a, a policjant którego zabiliśmy udzielał im wszystkich możliwych informacji na twój i nasz temat. Wróciliśmy w nocy. Chciałem najpierw to wszystko ogarnąć a dopiero później spotkać się z tobą i pogadać, ale jak zwykle sama musiałaś przywlec tutaj swój słodki, mały tyłeczek. Jesteś moim priorytetem i zawsze wszystko co robiłem i będę robił, będzie głownie dla Ciebie. Wiem, że wiele razy traktowałem Cię cholernie źle, ale taki już jestem, a ty doskonale o tym wiesz. Będę próbował mówić Ci jak najwięcej, ale nie zawsze możesz oczekiwać że dowiesz się wszystkiego od razu, pewne rzeczy będę mówił po fakcie dokonanym, ponieważ tak będzie bezpieczniej, a ty musisz to zaakceptować. Teraz jest już za późno, abym pozwolić Ci odejść.- szatyn  oparł swoje czoło o moje, czekając na moją reakcje.
- Jaką mogę mieć pewność, że za tydzień, lub nawet szybciej znowu nie zaczniesz robić ze swojego życia wielkiej tajemnicy?
- Musisz mi zaufać.- mruknął i cmoknął delikatnie mój nos. – Stęskniłem się za tobą i wiem, że ty również.- szarpnęłam prawą dłonią, próbując uwolnić ją z uścisku chłopaka.
- Puść.- mruknęłam i na całe szczęście chłopak posłuchał mnie.
Oplotłam prawą ręką kark szatyna i przyciągnęłam go bliżej siebie.
- Związek przede wszystkim polega na szczerości, więc pamiętaj, że jeśli w naszym tego zabraknie, wszystko może się rozpaść.- Justin puścił poją drugą dłoń i przytulił mnie mocno.
- Wiem, skarbie i przepraszam. Już niedługo odetchniemy od tego wszystkiego. Już niedługo.


____________________________________
DO KOŃCA JUŻ TYLKO 3-4 ROZDZIAŁY!

8 komentarzy:

  1. Ja nie chce końca. Mam nadzieję że będzie druga część tego opowiadania jest świetne. Ciekawe jak na długo będzie spokój. Czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny. Mam nadzieję że się nie rozstaną. Ja nie chce końca. Niech trwa jak najdłużej to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju, ja nie chcę końca ! Ty tak dobrze piszesz ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudny rozdział ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaki koniec nie zgadzam się na koniec

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział ♥♥♥
    Czekam na następny ♡

    OdpowiedzUsuń