Kathe
POV’
-
Dlaczego mnie pocałowałeś? Mogłeś po prostu odjechać albo z nimi pogadać.-
zagryzłam wargę, przypatrując się leżącemu na łóżku chłopakowi.
- Nie
miałem pieprzonego zamiaru przed nimi uciekać.- otworzył oczy i spojrzał na
mnie poważnie.
- Po
prostu… nie rozumiem, dlaczego akurat mnie pocałowałeś.- podniosłam lekko brwi
do góry, chrząkając nerwowo.
- Nie
mam zamiaru rozmawiać z ludźmi, którzy sami pozbyli się mnie z domu… to było
najlepsze co mogłem zrobić.- zagryzłam wargę, powoli kiwając głową.
-
Mogli zobaczyć przez te jebane kilka minut jak wiele stracili. Nie byli w
stanie poznać mojej dziewczyny, ani brać udziału w moim życiu. To w jaki sposób
Cię pocałowałem sam za siebie świadczył, że jesteś dla mnie kimś ważnym. Jestem
pewny, że matka właśnie ryczy zdając sobie sprawę, że nigdy nie będzie mogła ze
mną pogadać, ani mnie dotknąć, a ojciec próbuje ją pocieszyć, tak naprawdę
zastanawiając się skąd miałem kasę na takie auto. To był pewien rodzaj skopania
im dupy przez ich samych.
Westchnęłam
i podeszłam do łóżka kładąc się obok Justin’a.
- A co
z moimi rodzicami?- zapytałam, starając się zejść z niewygodnego tematu.
- A co
z nimi nie tak?- Justin obrócił się w moją stronę i zarzucił prawą rękę na moje
ciało.
-Musimy
odbyć tą „szczerą rozmowę”.- westchnęłam, przymykając na chwilę oczy.
-
Jutro masz szkołę, a i mi wypadałoby w końcu się tam pojawić, skoro to moje
ostatnie pieprzone miesiące w tym popieprzonym budynku, więc myślę że
najlepszym dniem będzie sobota.- pokiwałam lekko głową i otworzyłam oczy,
przypatrując się szatynowi.
- Tak
właściwie… dlaczego poszedłeś do szkoły? Wiesz… chodzi mi o to, że nie
wyglądasz na osobę która chciałaby się uczyć i wcale nie musiałeś do niej iść,
skoro zaczynałeś wszystko od nowa, w nowym mieście.- złapałam jedną dłonią
koszulkę chłopaka, zaczynając się nią bawić.
- Nie
musiałem iść i nie chciałem tego, ale kiedyś mieliśmy kilka spraw i aby je
rozwiązać ktoś musiał zapisać się do szkoły aby dotrzeć do problemu, którego
rozwiązanie znajdowało się w kilku młodych chłopakach. Poświęciliśmy się z
Ryan’em, a potem na światło dzienne wyszło to czym się zajmujemy i mimo że
praktycznie nie mieliśmy żadnej pozytywnej oceny i same nieobecności to
nauczyciele przepuszczali nas z roku na rok, aby jak najszybciej się nas pozbyć.
Więc w sumie za kilka miesięcy kończę szkołę praktycznie do niej nie chodząc.-
uśmiechnął się.
-
Idiota ma zawsze lżej.- skomentowałam, lecz nieco za późno zorientowałam się co
opuściło moje usta.
- Co
powiedziałaś?- chłopak odsunął się lekko i spojrzał na mnie mrużąc oczy.
- To
znaczy…- zamilkłam nie mając pojęcia jak się wytłumaczyć.
Odsunęłam
się gwałtownie od chłopaka, kiedy jego ręce spoczęły na mojej klatce
piersiowej.
-
Nawet nie waż się mnie łaskotać!- oznajmiłam nieco za głośno.
Zmarszczyłam
brwi kiedy chłopak uśmiechnął się szeroko i jęknęłam kiedy rzucił się na mnie,
przygniatając moje ciało swoim, a następnie złapał moje dłonie i przytrzymał je
nad moją głową.
-Dobra,
przepraszam! Nie jesteś idiotą.- oznajmiłam szybko, zanim Bieber wykonał następny
ruch.
- Za
późno.- Justin wyszczerzył się ponownie i nachylił się nad moją szyją
przejeżdżając po niej nosem, a następnie zaczynając ją całować. Przymknęłam
oczy i westchnęłam zadowolona. Ręce szatyna zjechały powoli w dół po moim
ciele, aż dotarły do moich bioder. Justin wsunął dłonie pod moją koszulkę i
odsunął się zaczynając mnie łaskotać. Zapiszczałam i zaczęłam się szarpać,
próbując uciec od łaskoczącego dotyku chłopaka.
-
Przestań!- krzyknęłam śmiejąc się i kopiąc nogami, próbując zrzucić chłopaka z
mojego ciała, lecz na próżno. - P-proszę, Justin! Przestań!- przymknęłam oczy
czując łzy w kącikach moich oczu, spowodowanych śmiechem.
Bieber
odsunął się i nachylił się nad moją głową, całując mnie w czoło.
-
Kocham Cię.- wymamrotał schodząc z mojego ciała i zajmując pustą stronę łóżka,
znajdującą się po mojej prawej stronie.
Westchnęłam
zadowolona i przetarłam rękoma moją obolałą klatkę piersiową. Przytuliłam się
do boku Justin’a i przymknęłam oczy.
Mój
mózg od razu zaczął przetwarzać wczorajsze wydarzenia, więc wiedziałam że muszę
przerwać tą przyjemną atmosferę panującą między nami, aby porozmawiać z
chłopakiem.
-
Pamiętasz co mówiłeś wczoraj?- zapytałam i odsunęłam się lekko do tyłu, aby móc
widzieć całkowicie jego twarz.
Bieber
pokiwał niepewnie głową.
– Co
miałeś na myśli mówiąc, że niepotrzebnie pchałeś się w popieprzony związek?
–Justin uśmiechnął się lekko i ponownie mnie do siebie przytulił.
- To
było głupie i uwierz żałuje, że to powiedziałem, bo w sumie nawet nie miałem
tego na myśli. Kocham Cię i nic tego nie zmieni. Jestem wdzięczy losowi, że
postawił Cię na mojej drodze i dzięki tobie mogę zaznać chodź odrobinę
normalnego życia i miłości. Nie żałuje że jesteśmy razem i nigdy tego nie
zrobię, rozumiesz?- pokiwałam niepewnie głową. – Pytałem czy rozumiesz.-
chłopak powtórzył wcześniejsze pytanie.
-
Rozumiem.
-
Cieszę się, kochanie.- przytulił mnie mocniej.
-
Będziemy leżeć tu tak do końca dnia?- zapytałam, po raz kolejny zmieniając
temat.
- Moja
kolej żeby zatankować jedno z aut, więc pewnie zrobię to dzisiaj, a potem
porobimy coś razem.- odpowiedział, na co pokiwałam głową.
Leżałam
na łóżku Justin’a przeglądając portale społecznościowe w moim telefonie i od
czasu do czasu lajkując kilka zdjęć. Zablokowałam telefon i odłożyłam go obok siebie,
kiedy nic ciekawego nie zwróciło mojej uwagi. Westchnęłam i oparłam głowę o
poduszkę, lecz wyprostowałam się po kilku minutach, kiedy usłyszałam
zamieszanie na dole. Wstałam z łóżka i zabierając ze sobą telefon zeszłam na
dół, po drodze chowając urządzenie do kieszeni moich spodni.
Zmarszczyłam
brwi i zatrzymałam się gwałtownie na ostatnim schodku, kiedy przede mną
przebiegł Max. Oblizałam wargi i zeskoczyłam z ostatniego stopnia, szybkim
krokiem podążając w kierunku salonu, skąd było słychać resztę chłopców.
-
Zamknij się, wszystko ustaliliśmy. Skoro on jest zdolny do zaatakowania, ja
będą zdolny aby go zabić. Dostał swoje pieprzone ostrzeżenie, ale najwyraźniej
nie wziął go na poważnie.- oznajmił ostro Ryan i schował broń z tyłu, zza pasek
swoich spodni.
- Co
się dzieje?- zapytałam, zwracając tym na siebie uwagę.
-
Justin miał wypadek.- oznajmił Chaz, przez co gwałtownie się spięłam, a moje
nogi ugięły się pod ciężarem mojego ciała i gdyby nie ściana której w porę
zdołałam się złapać, prawdopodobnie upadłabym na podłogę.
Luke
podszedł do mnie szybkim krokiem i podtrzymał mnie w tali.
-
Spokojnie wszystko jest dobrze, a on jest cały.- chłopak uśmiechnął się lekko.
Wypuściłam
drżące powietrze z płuc i przełknęłam nerwowo ślinę, czując pieczenie oczu.
- Co
się stało?- zamrugałam powiekami, przyglądając się każdemu po kolei.
-
Wydaje nam się że to sprawka Rogers’a. Ktoś wjechał w Bentley’a.- wytłumaczył
Chis.
-
Myślałam że go zabiliście. Mówiliście, że wszystko poszło tak jak tego
chcieliście.- pokręciłam głową nic z tego nie rozumiejąc i chwyciłam ramię
Luka, chcąc utrzymać się w pionie.
- Mimo
że Rogers był popieprzonym człowiekiem, to ze względu na Ryan’a nie chcieliśmy
go od razu zabijać. Stwierdziliśmy że jeśli jest mądrym dzieciakiem sam
zrozumie w jakie gówno się pakuje i zrezygnuje, ale najwyraźniej się
pomyliliśmy. Na jego oczach wybiliśmy mu wszystkich ludzi i dostał wyraźne
ostrzeżenie aby się wycofał póki nie jest za późno, ale kurewsko mało sobie z
tego zrobił.- wytłumaczył Chaz.
-
Jedziecie do Justin’a?- spojrzałam na Ryan’a, który pokiwał lekko głowa.
- A
potem zajmiemy się moim popieprzonym bratem.- dodał.
- Jadę
z wami.- oznajmiłam pewnie.
- Nie
Kathe, nie…
- Nie
obchodzi mnie to, chce jechać z wami po Justin’a. Chyba nie myślicie że będę spokojnie
tutaj czekać aż z nim wrócicie?- Ryan westchnął i rozejrzał się dookoła.
- W
porządku. Zrobimy inaczej. Luke pojedziesz z Kathe po Justin’a, a my pojedziemy
od razu zająć się Rogers’em.- wszyscy pokiwali głową zgadzając się i kilka
minut później wszyscy siedzieliśmy już w samochodach.
- Skąd
wiecie że nic mu nie jest?- spojrzałam na Luka, zaciskając palce na moich
kolanach i wpatrując się w przednią szybę.
- To
on nas powiadomił, co się stało.- pokiwałam głową i zacisnęłam powieki, modląc
się aby chłopak naprawdę był cały i zdrowy.
Wciągnęłam
gwałtownie powietrze do płuc kiedy moim oczom ukazał się czarny terenowy
samochód wciśnięty w Bentey’a od strony pasażera.
Aż
dziwne, że nikt się jeszcze tym nie zainteresował.
Wyskoczyłam
z samochodu, nie czekając aż Luka zatrzyma całkowicie auto i pobiegłam w
kierunku Bentey’a. Moje usta drgnęły, kiedy dostrzegłam Justin’a siedzącego na
ziemi, a konkretnie opierającego się plecami o drzwi kierowcy. Podbiegłam do
chłopaka i uklęknęłam przy nim. Moje ciało zaczęło nienaturalnie drżeć kiedy
dostrzegłam że oczy chłopaka są zamknięte, a z jego czoło przez całą twarz
spływa ścieżka krwi. W mojej wyobrażani od razu zaczęły pojawiać się najgorsze
scenariusze. Dotknęłam dłonią policzka chłopaka i zaszlochałam nagle, kiedy ten
nie zareagował.
-
Justin!- krzyknęłam i potrząsnęłam ramieniem chłopaka, lecz bez żadnych
rezultatów.
-
Odsuń się.- oznajmił Luke zza moich pleców. Wykonałam szybko polecenie
chłopaka, ocierając moje mokre policzki. Chłopak nachylił się nad klatką
piersiową szatyna, prawdopodobnie nasłuchując bicia serca. – Żyje. Chwyć jego
nogi i mi pomóż.- chwyciłam dolne koniczyny Justin’a, natomiast Luke złapał
chłopaka pod ramionami i razem udało nam się donieść go do samochodu.
Najdelikatniej jak się dało położyłam jego nogi na twardym podłożu ulicy i
otworzyłam tylne drzwi w samochodzie, następnie pomagając ułożyć Justin’a na
tylnych siedzeniach. Moje ciało nie przestawało się trząść, ale musiałam
powstrzymywać się od płaczu, jeśli naprawdę chciałam pomóc.
-
Wsiadaj.- szybko obiegłam samochód dookoła i zajęłam miejsce pasażera, lecz po
chwili przeniosłam się do tyłu, siadając na podłodze samochodu i łapiąc dłoń
Justin’a.
- Co
teraz?- obróciłam głowę w kierunku Luka, który właśnie z piskiem opon wjeżdżał
na jedną z głównych ulic w Los Angeles.
-
Musimy zawieść go do szpitala, bo nie wiemy jak długo jest nie przytomny.-
oznajmił chłopak.
Popatrzyłam
na zakrwawioną twarz Justin’a i ignorując jego zakrwawione wargi, pochyliłam
się do przodu składając na nich lekki pocałunek.
-
Wszystko będzie dobrze.- oznajmiłam cicho, po chwili wycierając łzy z moich
policzków.
W
połowie drogi do szpitala, usłyszałam ciche jęki dochodzące od strony Justin’a
które sprawiły, że moje serce zaczęło szybciej bić.
-
Jestem przy tobie, skarbie. To ja, Kathe. – chwyciłam dłoń Justin’a i
wpatrywałam się w twarz szatyna, chcąc upewnić się czy moja wyobraźnia nie
próbuje mnie oszukać, ponieważ na twarzy Justin’a nie dostrzegłam żadnych
zmian. Odetchnęłam z ulgą kiedy poczułam lekki uścisk na mojej dłoni. W tej
samej chwili na czole chłopaka pojawiła się lekka zmarszczka.
-
Wszystko będzie dobrze, kochanie. Tylko nie odpływaj.- ponownie złożyłam lekki
pocałunek na jego ustach.
-
Obudził się?- zapytał Luke zza kierownicy.
- Tak,
ale nie otworzył oczu.
Po tym
jak dotarliśmy do szpitala, lekarze oraz pielęgniarki zajęli się Justin’em, a
ja wraz z Luke’em udałam się do recepcji, aby podać kilka najpotrzebniejszych
informacji na temat Justin’a. Jeden z lekarzy rozmawiał przez chwilę z Luke’em,
chcąc dowiedzieć się jak doszło do wypadku, co chłopak wytłumaczył wypadkiem
drogowym, którym niby zajmowała się już policja. Miałam ochotę nawrzeszczeć na
Justin’a, kiedy lekarz oznajmił że tak mocna rana na czole chłopaka jest
przyczyną jego omdlenia i mogło dość do niej podczas wypadku, kiedy Justin
uderzył głową o kierownicę, ponieważ prawdopodobnie nie miał zapiętych pasów, a
ja doskonale wiedziałam, że właśnie tak było.
Następnie
zajęłam wraz z Luke’m wolne krzesła na korytarzu, a już kilkanaście minut
później wrócił do nas ten sam lekarz oznajmując że tomografia głowy, nie
pokazała niczego podejrzanego i zostawią Justin’a na obserwacji do rana, aby
upewnić się czy aby na pewno z chłopakiem jest wszystko okay. Dopiero na sam
koniec dowiedzieliśmy się, że Justin wybudził się już całkowicie i czuje się
już o wiele lepiej, lecz nie można go odwiedzić, ponieważ musi odpoczywać.
-
Zadzwonię do chłopców i powiem im co się dzieje.- pokiwałam głową i oparłam
łokcie na kolanach po chwili opierając na nich podbródek.
- W
porządku.
Schowałam
twarz w dłoniach nie mogąc uwierzyć w nasz cholerny pech. Dlaczego to zawsze
Justyn’owi musiała dziać się największa krzywda. Nie próbuje powiedzieć, że
wolałabym aby inny z chłopców był ranny, ale przerażał mnie fakt, że to zawsze
przydarza się Justin’owi.
Podniosłam
się z niewygodnego krzesła i skierowałam się pod salę Bieber’a. Musiałam go
zobaczyć. Przed wejściem do środka upewniłam się czy w pobliżu nie kręcą się
żadne pielęgniarki i lekarze, a następnie wkroczyłam do środka, zamykając za
sobą po cichu drzwi.
Przełknęłam
nerwowo ślinę, kiedy dostrzegłam Justin’a leżącego na łóżku z zamkniętymi
powiekami i niewielkim opatrunkiem na czole. Przysunęłam krzesło bliżej łóżka i
usiadłam na nim, następnie wsłuchując się w spokojny oddech chłopaka.
Wow dobrze że nic mu się poważniejszego nie stało. Ale mają pecha z jednego problemy w drugi . Mam nadzieje że to się nie długo skończą te ich problemy
OdpowiedzUsuńCudowny znalazłam tego bloga przypadkiem ale się cieszę. Rozdział genialny
OdpowiedzUsuńCudo!
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny?
OdpowiedzUsuń