piątek, 10 lutego 2017

Rozdział 77: Wszystko będzie dobrze.



Kathe POV’
- Dlaczego mnie pocałowałeś? Mogłeś po prostu odjechać albo z nimi pogadać.- zagryzłam wargę, przypatrując się leżącemu na łóżku chłopakowi.
- Nie miałem pieprzonego zamiaru przed nimi uciekać.- otworzył oczy i spojrzał na mnie poważnie.
- Po prostu… nie rozumiem, dlaczego akurat mnie pocałowałeś.- podniosłam lekko brwi do góry, chrząkając nerwowo.
- Nie mam zamiaru rozmawiać z ludźmi, którzy sami pozbyli się mnie z domu… to było najlepsze co mogłem zrobić.- zagryzłam wargę, powoli kiwając głową.
- Mogli zobaczyć przez te jebane kilka minut jak wiele stracili. Nie byli w stanie poznać mojej dziewczyny, ani brać udziału w moim życiu. To w jaki sposób Cię pocałowałem sam za siebie świadczył, że jesteś dla mnie kimś ważnym. Jestem pewny, że matka właśnie ryczy zdając sobie sprawę, że nigdy nie będzie mogła ze mną pogadać, ani mnie dotknąć, a ojciec próbuje ją pocieszyć, tak naprawdę zastanawiając się skąd miałem kasę na takie auto. To był pewien rodzaj skopania im dupy przez ich samych.
Westchnęłam i podeszłam do łóżka kładąc się obok Justin’a.
- A co z moimi rodzicami?- zapytałam, starając się zejść z niewygodnego tematu.
- A co z nimi nie tak?- Justin obrócił się w moją stronę i zarzucił prawą rękę na moje ciało.
-Musimy odbyć tą „szczerą rozmowę”.- westchnęłam, przymykając na chwilę oczy.
- Jutro masz szkołę, a i mi wypadałoby w końcu się tam pojawić, skoro to moje ostatnie pieprzone miesiące w tym popieprzonym budynku, więc myślę że najlepszym dniem będzie sobota.- pokiwałam lekko głową i otworzyłam oczy, przypatrując się szatynowi.
- Tak właściwie… dlaczego poszedłeś do szkoły? Wiesz… chodzi mi o to, że nie wyglądasz na osobę która chciałaby się uczyć i wcale nie musiałeś do niej iść, skoro zaczynałeś wszystko od nowa, w nowym mieście.- złapałam jedną dłonią koszulkę chłopaka, zaczynając się nią bawić.
- Nie musiałem iść i nie chciałem tego, ale kiedyś mieliśmy kilka spraw i aby je rozwiązać ktoś musiał zapisać się do szkoły aby dotrzeć do problemu, którego rozwiązanie znajdowało się w kilku młodych chłopakach. Poświęciliśmy się z Ryan’em, a potem na światło dzienne wyszło to czym się zajmujemy i mimo że praktycznie nie mieliśmy żadnej pozytywnej oceny i same nieobecności to nauczyciele przepuszczali nas z roku na rok, aby jak najszybciej się nas pozbyć. Więc w sumie za kilka miesięcy kończę szkołę praktycznie do niej nie chodząc.- uśmiechnął się.
- Idiota ma zawsze lżej.- skomentowałam, lecz nieco za późno zorientowałam się co opuściło moje usta.
- Co powiedziałaś?- chłopak odsunął się lekko i spojrzał na mnie mrużąc oczy.
- To znaczy…- zamilkłam nie mając pojęcia jak się wytłumaczyć.
Odsunęłam się gwałtownie od chłopaka, kiedy jego ręce spoczęły na mojej klatce piersiowej.
- Nawet nie waż się mnie łaskotać!- oznajmiłam nieco za głośno.
Zmarszczyłam brwi kiedy chłopak uśmiechnął się szeroko i jęknęłam kiedy rzucił się na mnie, przygniatając moje ciało swoim, a następnie złapał moje dłonie i przytrzymał je nad moją głową.
-Dobra, przepraszam! Nie jesteś idiotą.- oznajmiłam szybko, zanim Bieber wykonał następny ruch.
- Za późno.- Justin wyszczerzył się ponownie i nachylił się nad moją szyją przejeżdżając po niej nosem, a następnie zaczynając ją całować. Przymknęłam oczy i westchnęłam zadowolona. Ręce szatyna zjechały powoli w dół po moim ciele, aż dotarły do moich bioder. Justin wsunął dłonie pod moją koszulkę i odsunął się zaczynając mnie łaskotać. Zapiszczałam i zaczęłam się szarpać, próbując uciec od łaskoczącego dotyku chłopaka.
- Przestań!- krzyknęłam śmiejąc się i kopiąc nogami, próbując zrzucić chłopaka z mojego ciała, lecz na próżno. - P-proszę, Justin! Przestań!- przymknęłam oczy czując łzy w kącikach moich oczu, spowodowanych śmiechem.
Bieber odsunął się i nachylił się nad moją głową, całując mnie w czoło.
- Kocham Cię.- wymamrotał schodząc z mojego ciała i zajmując pustą stronę łóżka, znajdującą się po mojej prawej stronie.
Westchnęłam zadowolona i przetarłam rękoma moją obolałą klatkę piersiową. Przytuliłam się do boku Justin’a i przymknęłam oczy.
Mój mózg od razu zaczął przetwarzać wczorajsze wydarzenia, więc wiedziałam że muszę przerwać tą przyjemną atmosferę panującą między nami, aby porozmawiać z chłopakiem.
- Pamiętasz co mówiłeś wczoraj?- zapytałam i odsunęłam się lekko do tyłu, aby móc widzieć całkowicie jego twarz.
Bieber pokiwał niepewnie głową.
– Co miałeś na myśli mówiąc, że niepotrzebnie pchałeś się w popieprzony związek? –Justin uśmiechnął się lekko i ponownie mnie do siebie przytulił.
- To było głupie i uwierz żałuje, że to powiedziałem, bo w sumie nawet nie miałem tego na myśli. Kocham Cię i nic tego nie zmieni. Jestem wdzięczy losowi, że postawił Cię na mojej drodze i dzięki tobie mogę zaznać chodź odrobinę normalnego życia i miłości. Nie żałuje że jesteśmy razem i nigdy tego nie zrobię, rozumiesz?- pokiwałam niepewnie głową. – Pytałem czy rozumiesz.- chłopak powtórzył wcześniejsze pytanie.
- Rozumiem.
- Cieszę się, kochanie.- przytulił mnie mocniej.
- Będziemy leżeć tu tak do końca dnia?- zapytałam, po raz kolejny zmieniając temat.
- Moja kolej żeby zatankować jedno z aut, więc pewnie zrobię to dzisiaj, a potem porobimy coś razem.- odpowiedział, na co pokiwałam głową.


Leżałam na łóżku Justin’a przeglądając portale społecznościowe w moim telefonie i od czasu do czasu lajkując kilka zdjęć. Zablokowałam telefon i odłożyłam go obok siebie, kiedy nic ciekawego nie zwróciło mojej uwagi. Westchnęłam i oparłam głowę o poduszkę, lecz wyprostowałam się po kilku minutach, kiedy usłyszałam zamieszanie na dole. Wstałam z łóżka i zabierając ze sobą telefon zeszłam na dół, po drodze chowając urządzenie do kieszeni moich spodni.
Zmarszczyłam brwi i zatrzymałam się gwałtownie na ostatnim schodku, kiedy przede mną przebiegł Max. Oblizałam wargi i zeskoczyłam z ostatniego stopnia, szybkim krokiem podążając w kierunku salonu, skąd było słychać resztę chłopców.
- Zamknij się, wszystko ustaliliśmy. Skoro on jest zdolny do zaatakowania, ja będą zdolny aby go zabić. Dostał swoje pieprzone ostrzeżenie, ale najwyraźniej nie wziął go na poważnie.- oznajmił ostro Ryan i schował broń z tyłu, zza pasek swoich spodni.
- Co się dzieje?- zapytałam, zwracając tym na siebie uwagę.
­- Justin miał wypadek.- oznajmił Chaz, przez co gwałtownie się spięłam, a moje nogi ugięły się pod ciężarem mojego ciała i gdyby nie ściana której w porę zdołałam się złapać, prawdopodobnie upadłabym na podłogę.
Luke podszedł do mnie szybkim krokiem i podtrzymał mnie w tali.
- Spokojnie wszystko jest dobrze, a on jest cały.- chłopak uśmiechnął się lekko.
Wypuściłam drżące powietrze z płuc i przełknęłam nerwowo ślinę, czując pieczenie oczu.
- Co się stało?- zamrugałam powiekami, przyglądając się każdemu po kolei.
- Wydaje nam się że to sprawka Rogers’a. Ktoś wjechał w Bentley’a.- wytłumaczył Chis.
- Myślałam że go zabiliście. Mówiliście, że wszystko poszło tak jak tego chcieliście.- pokręciłam głową nic z tego nie rozumiejąc i chwyciłam ramię Luka, chcąc utrzymać się w pionie.
- Mimo że Rogers był popieprzonym człowiekiem, to ze względu na Ryan’a nie chcieliśmy go od razu zabijać. Stwierdziliśmy że jeśli jest mądrym dzieciakiem sam zrozumie w jakie gówno się pakuje i zrezygnuje, ale najwyraźniej się pomyliliśmy. Na jego oczach wybiliśmy mu wszystkich ludzi i dostał wyraźne ostrzeżenie aby się wycofał póki nie jest za późno, ale kurewsko mało sobie z tego zrobił.- wytłumaczył Chaz.
- Jedziecie do Justin’a?- spojrzałam na Ryan’a, który pokiwał lekko głowa.
- A potem zajmiemy się moim popieprzonym bratem.- dodał.
- Jadę z wami.- oznajmiłam pewnie.
- Nie Kathe, nie…
- Nie obchodzi mnie to, chce jechać z wami po Justin’a. Chyba nie myślicie że będę spokojnie tutaj czekać aż z nim wrócicie?- Ryan westchnął i rozejrzał się dookoła.
- W porządku. Zrobimy inaczej. Luke pojedziesz z Kathe po Justin’a, a my pojedziemy od razu zająć się Rogers’em.- wszyscy pokiwali głową zgadzając się i kilka minut później wszyscy siedzieliśmy już w samochodach.
- Skąd wiecie że nic mu nie jest?- spojrzałam na Luka, zaciskając palce na moich kolanach i wpatrując się w przednią szybę.
- To on nas powiadomił, co się stało.- pokiwałam głową i zacisnęłam powieki, modląc się aby chłopak naprawdę był cały i zdrowy.


Wciągnęłam gwałtownie powietrze do płuc kiedy moim oczom ukazał się czarny terenowy samochód wciśnięty w Bentey’a od strony pasażera.
Aż dziwne, że nikt się jeszcze tym nie zainteresował.
Wyskoczyłam z samochodu, nie czekając aż Luka zatrzyma całkowicie auto i pobiegłam w kierunku Bentey’a. Moje usta drgnęły, kiedy dostrzegłam Justin’a siedzącego na ziemi, a konkretnie opierającego się plecami o drzwi kierowcy. Podbiegłam do chłopaka i uklęknęłam przy nim. Moje ciało zaczęło nienaturalnie drżeć kiedy dostrzegłam że oczy chłopaka są zamknięte, a z jego czoło przez całą twarz spływa ścieżka krwi. W mojej wyobrażani od razu zaczęły pojawiać się najgorsze scenariusze. Dotknęłam dłonią policzka chłopaka i zaszlochałam nagle, kiedy ten nie zareagował.
- Justin!- krzyknęłam i potrząsnęłam ramieniem chłopaka, lecz bez żadnych rezultatów.
- Odsuń się.- oznajmił Luke zza moich pleców. Wykonałam szybko polecenie chłopaka, ocierając moje mokre policzki. Chłopak nachylił się nad klatką piersiową szatyna, prawdopodobnie nasłuchując bicia serca. – Żyje. Chwyć jego nogi i mi pomóż.- chwyciłam dolne koniczyny Justin’a, natomiast Luke złapał chłopaka pod ramionami i razem udało nam się donieść go do samochodu. Najdelikatniej jak się dało położyłam jego nogi na twardym podłożu ulicy i otworzyłam tylne drzwi w samochodzie, następnie pomagając ułożyć Justin’a na tylnych siedzeniach. Moje ciało nie przestawało się trząść, ale musiałam powstrzymywać się od płaczu, jeśli naprawdę chciałam pomóc.
- Wsiadaj.- szybko obiegłam samochód dookoła i zajęłam miejsce pasażera, lecz po chwili przeniosłam się do tyłu, siadając na podłodze samochodu i łapiąc dłoń Justin’a.
- Co teraz?- obróciłam głowę w kierunku Luka, który właśnie z piskiem opon wjeżdżał na jedną z głównych ulic w Los Angeles.
- Musimy zawieść go do szpitala, bo nie wiemy jak długo jest nie przytomny.- oznajmił chłopak.
Popatrzyłam na zakrwawioną twarz Justin’a i ignorując jego zakrwawione wargi, pochyliłam się do przodu składając na nich lekki pocałunek.
- Wszystko będzie dobrze.- oznajmiłam cicho, po chwili wycierając łzy z moich policzków.


W połowie drogi do szpitala, usłyszałam ciche jęki dochodzące od strony Justin’a które sprawiły, że moje serce zaczęło szybciej bić.
- Jestem przy tobie, skarbie. To ja, Kathe. – chwyciłam dłoń Justin’a i wpatrywałam się w twarz szatyna, chcąc upewnić się czy moja wyobraźnia nie próbuje mnie oszukać, ponieważ na twarzy Justin’a nie dostrzegłam żadnych zmian. Odetchnęłam z ulgą kiedy poczułam lekki uścisk na mojej dłoni. W tej samej chwili na czole chłopaka pojawiła się lekka zmarszczka.
- Wszystko będzie dobrze, kochanie. Tylko nie odpływaj.- ponownie złożyłam lekki pocałunek na jego ustach.
- Obudził się?- zapytał Luke zza kierownicy.
- Tak, ale nie otworzył oczu.


Po tym jak dotarliśmy do szpitala, lekarze oraz pielęgniarki zajęli się Justin’em, a ja wraz z Luke’em udałam się do recepcji, aby podać kilka najpotrzebniejszych informacji na temat Justin’a. Jeden z lekarzy rozmawiał przez chwilę z Luke’em, chcąc dowiedzieć się jak doszło do wypadku, co chłopak wytłumaczył wypadkiem drogowym, którym niby zajmowała się już policja. Miałam ochotę nawrzeszczeć na Justin’a, kiedy lekarz oznajmił że tak mocna rana na czole chłopaka jest przyczyną jego omdlenia i mogło dość do niej podczas wypadku, kiedy Justin uderzył głową o kierownicę, ponieważ prawdopodobnie nie miał zapiętych pasów, a ja doskonale wiedziałam, że właśnie tak było.
Następnie zajęłam wraz z Luke’m wolne krzesła na korytarzu, a już kilkanaście minut później wrócił do nas ten sam lekarz oznajmując że tomografia głowy, nie pokazała niczego podejrzanego i zostawią Justin’a na obserwacji do rana, aby upewnić się czy aby na pewno z chłopakiem jest wszystko okay. Dopiero na sam koniec dowiedzieliśmy się, że Justin wybudził się już całkowicie i czuje się już o wiele lepiej, lecz nie można go odwiedzić, ponieważ musi odpoczywać.
- Zadzwonię do chłopców i powiem im co się dzieje.- pokiwałam głową i oparłam łokcie na kolanach po chwili opierając na nich podbródek.
- W porządku.

Schowałam twarz w dłoniach nie mogąc uwierzyć w nasz cholerny pech. Dlaczego to zawsze Justyn’owi musiała dziać się największa krzywda. Nie próbuje powiedzieć, że wolałabym aby inny z chłopców był ranny, ale przerażał mnie fakt, że to zawsze przydarza się Justin’owi.
Podniosłam się z niewygodnego krzesła i skierowałam się pod salę Bieber’a. Musiałam go zobaczyć. Przed wejściem do środka upewniłam się czy w pobliżu nie kręcą się żadne pielęgniarki i lekarze, a następnie wkroczyłam do środka, zamykając za sobą po cichu drzwi.
Przełknęłam nerwowo ślinę, kiedy dostrzegłam Justin’a leżącego na łóżku z zamkniętymi powiekami i niewielkim opatrunkiem na czole. Przysunęłam krzesło bliżej łóżka i usiadłam na nim, następnie wsłuchując się w spokojny oddech chłopaka.

4 komentarze:

  1. Wow dobrze że nic mu się poważniejszego nie stało. Ale mają pecha z jednego problemy w drugi . Mam nadzieje że to się nie długo skończą te ich problemy

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny znalazłam tego bloga przypadkiem ale się cieszę. Rozdział genialny

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy kolejny?

    OdpowiedzUsuń