Kathe POV'
Mruknęłam nie zadowolona
kiedy do moich uszu dotarł irytujący dźwięk budzika. Wciągnęłam
kołdrę po samą głowę, chcąc zmniejszyć natężenie dźwięku,
który docierał do moich uszu, ale niestety nic to nie dało.
Z jęknięciem zdjęłam z
siebie kołdrę i otworzyłam powoli oczy. Wyłączyłam budzik i
rozejrzałam się po pokoju. Miejsce obok mnie było puste i zimne,
co oznaczało że Justin wyszedł z mojego domu już dość dawno.
Przeciągnęłam się i
zamrugałam parę razy.
Z niechęcią opuściłam
moje cieplutkie łóżko i podreptałam do garderoby. Stałam tam
chwilę, rozglądając się za odpowiednim ubraniem na dziś. Dni
stawały się coraz zimniejsze, co oznaczało, że Zimna zaczyna
zbliżać się coraz bardziej i pora przerzucić się na cieplejsze
ubrania. Owszem czwarta pora roku była piękna. Biały puch pokrywał
wszystko dookoła i naprawdę wyglądało to cudownie gdyby nie te
kilkanaście stopni w dół, przez które wychodząc na zewnątrz
masz wrażenie jakbyś zamknął się w zamrażarce.
W końcu zdecydowałam się
na czarne rurki i bordowy sweter. Z szafki na samym dole wyjęłam
czarne botki na lekkim obcasie, a z wieszaka czarny płaszcz do
kolan, który odłożyłam na łóżku w pokoju. Zabrałam jeszcze
świeżą bieliznę i zamknęłam się w łazience.
Wzięłam szybki prysznic,
wysuszyłam moje ciało i ubrałam się.
Zrobiłam makijaż
składający się z eyelinera, tuszu do rzęs i bezbarwnej pomadki
ochronnej.
Rozczesałam moje dość
długie włosy i wyprostowałam je, zostawiając rozpuszczone.
Spryskałam się jeszcze
moimi ulubionymi perfumami i wróciłem do pokoju aby zabrać torebkę
z książkami, telefon i płaszcz.
Zbiegłam na dół i
zjadłam śniadanie. Spojrzałam na zegarek kuchenny i zakrztusiłam
się herbatą, którą właśnie piłam, ponieważ miałam dokładnie
15 minut na dotarcie do szkoły, a poranne korki w niczym mi nie
pomogą. Odstawiłam szklankę na stół i pobiegłam w kierunku
korytarza po drodze ubierając płaszcz. Przeklinając pod nosem
wróciłam do kuchni i z krzesełka zabrałam torbę. Z małego
wieszaka zabrałam klucze i wyszłam zamykając za sobą dom.
Wsiadłam do mojego
samochodu i wyjechałam na ulicę dociskając pedał gazu trochę
bardziej, niż powinnam.
O 9:04 zaparkowałam
samochód na pustym parkingu szkolnym, wysiadłam z samochodu
zabierając ze sobą torbę i zablokowałam samochód wrzucając
kluczyki do torby.
Byłam już spóźniona 4
minuty na matematykę z moją wychowawczynią.
Biegiem ruszyłam w
kierunku mojej szafki, szybko wymieniłam swoje książki na te
których dzisiaj potrzebowałam i popędziłam pod klasę 76.
Zatrzymałam się dopiero pod drzwiami i wciągnęłam powietrze do
płuc, próbując unormować w ten sposób mój przyśpieszony
oddech.
Pociągnęłam za klamkę
a wszystkie twarze zwróciły się w moim kierunku. Uhh... nie
cierpię tego.
-Dzień Dobry i
przepraszam za spóźnienie.-powiedziałam i ignorując spojrzenia
wszystkich usiadłam na wolnym miejscu obok mojej przyjaciółki.
-Hej.-przywitałam się i
wypakowałam z torby potrzebną książkę i zeszyt.
-Cześć. Co się stało,
że się spóźniłaś?-mruknęła cicho Emilly tak aby nauczycielka
jej nie usłyszała.
-Korki, sama wiesz.
Dziewczyna pokiwała głową
rozumiejąc i zaczęła przepisywać wzór, który pojawił się na
tablicy, co również uczyniłam.
Po zakończonej pierwszej
lekcji ruszyłyśmy w kierunku sali gimnastycznej, gdzie zaraz miała
się odbyć nasza druga lekcja czyli wychowanie fizyczne.
Przekroczyliśmy drzwi
oddzielające korytarz główny od tego prowadzącego do szatni,
siłowni oraz sali i weszłyśmy do pomieszczenia przeznaczonego dla
dziewczyn aby się przebrać.
Wyjęłam czysty strój z
mojej torby i jęknęłam kiedy poczułam ból w przedramieniu.
Podniosłam do góry głowę aby zobaczyć sprawdzę i przysięgam że
miałam ochotę krzyknąć i kopnąć dziewczynę stojącą przede mną
i tak po prostu opuścił szatnie.
Rozmasowałam bolące
miejsce i z wkurzonym wyrazem twarzy wpatrywałam się w Vanesse.
-Czego chcesz?-mruknęłam
niezadowolona.
-Pogadać.
Chodź.-uśmiechnęła się sztucznie i wyszła przez drzwi prowadzące
na korytarz.
Przez chwilę
zastanawiałam się czy faktycznie za nią iść, ale ciekawość
zwyciężyła. Chciałam wiedzieć, o co chodzi tej dziewczynie tym
razem. Nie chętnie opuściłam pomieszczenie i stanęłam obok
Vanessy.
-A więc o co chodzi?
-Masz odczepić się od
Justina ty mała suko.-warknęła niezadowolona krzyżując swoje
ramiona na klatce piersiowej.
-Wo wo wo! Chwila! Daruj
sobie wyzywanie mnie, bo jedyną suką jaką tu widzę, jesteś ty. I
nie mam cholernego pojęcia o co ci konkretnie chodzi.
Blondynka zmrużyła oczy
i mlasnęła niezadowolona ustami, na co się skrzywiłam.
-Nie udawaj głupiutkiej.
Bieber jest Mój, a ty trzymaj swoje cholerne łapy jak najdalej od
niego! Nie masz u niego żadnych szans, to mnie pragnie!-zarzuciła
swoimi blond włosami, przez co musiałam cofnąć się o krok dalej
aby nie oberwać nimi w twarz.
Zamrugałam a następnie
zacisnęłam usta powstrzymując mój śmiech.
-Co tym razem ubzdurałaś
sobie w tym swoim małym móżdżku?-oparłam się o ścianę czekając
na jej reakcje.
-Widziałam jak wczoraj
opuszczałaś z nim szkołę, więc nie kłam! On należy do mnie i to
ja jestem dla niego najważniejsza, więc odwal się od niego
karaluchu!-podniosła głos i zaczęła wymachiwać swoimi
wypiłowanymi paznokciami pomalowanymi na krwisto czerwony kolor.
-Vanessa, daj spokój.
Justin jest dorosły i to jego decyzja z kim się zadaje a z kim nie
i myślę, że nie będzie zadowolony, kiedy dowie się że próbujesz
układać mu życie, a oby dwie wiemy że potrafi być wybuchowy i
porywczy, więc nie wiadomo jak zareaguje.- Ominęłam ją i już
chciałam łapać za klamkę od szatni i dokończyć przebieranie
się, kiedy poczułam szarpnięcie za włosy do tyłu. Zachwiałam
się i upadłam uderzając głową o ścianę. Syknęłam z powodu
odczuwalnego bólu tyłka i głowy.
-Zwariowałaś
idiotko?!-krzyknęłam próbując się podnieść.
-Powtórzę ostatni raz.
Justy jest mój.-kopnęła mnie w łydkę przez co krzyknęłam.
Obie szatnie otworzyły
się a ludzie wyszli na korytarz zobaczyć co się dzieje. Nie
zauważyłam nawet kiedy ponownie siedziałam na podłodze trzymając
się za bolące miejsce, a obok mnie natychmiastowo pojawił się
Ryan i Emilly.
Zmarszczyłam lekko brwi
widząc chłopaka, ponieważ sądziłam, że skoro Justin ma coś do
załatwienia, to pewnie Ryana również nie będzie, ale
najwidoczniej się pomyliłam.
Postanowiłam zapytać o
to później, ponieważ odczuwalny ból nogi, nie pomagał mi w
myśleniu.
-Czy cię do reszty
pojebało, kretynko?! Co ty sobie do cholery jasnej wyobrażasz?!-Ryan staną przed Vanessą.
Emilly pomogła mi się
podnieść i objęła mnie w tali podtrzymując.
-Nie pozwolę aby taka suka
kręciła się wokół mojego Justina! On jest Mój!-zatupała nogą
w miejscu jak obrażona dziewczynka.
-Chyba coś ci się kurwa
pomyliło! Justin nie jest twój, nigdy nie był i nie będzie!
Spójrz na siebie zanim zaczniesz wyzywać kogoś od suk, ponieważ
to ty masz opinie najbardziej puszczalskiej. Zgaduje, że mój
kumpel spróbował twoich usług, ale to tyle! Żadnych związków,
miłości, czy jakiegoś innego gówna, które wymyśliłaś w tej
swojej cholernej główce! Czekaj tylko jak Justin dowie się co
odpierdalasz, a masz przejebane!- Ryan nie przestawał krzyczeć,
przez co mój ból głowy nasilił się jeszcze bardziej.
-To ze mną spędził
wczorajszy wieczór, więc nie sądzę abym była mu
obojętna.-odpyskowała i uśmiechnęła się złośliwie kiedy
zauważyła że Ryan zamilkł a na korytarzu zapanowała cisza.
Spojrzała na mnie wypinając dumnie piersi do przodu a ja miło bólu
głowy i nogi zaśmiałam się.
Emilly popatrzyła na mnie
jakoś dziwnie.
-Wiesz... nie cierpię
kłamców, a że cię nienawidzę, sądzę że niczego to nie zmieni,
mimo wszystko nie ładnie jest kłamać Vanessa.- oblizałam usta
wpatrując się na zmianę w plecy Ryana a twarz Vanessy.
-Nie kłamie.-odpowiedziała
pewnie, mimo wszystko byłam pewna w 100% że mnie okłamuje.
-W takim razie. Kiedy
dokładnie widziałaś się z Justinem?-przechyliłam głowę na bok
przyglądając się blondynce.
Na kilka sekund przeniosła
wzrok na ścianę, oblizała wargę i ponownie spojrzała na mnie.
-Około 19.
-To ciekawe, bardzo
ciekawe. Ryan czy Justin ma brata bliźniaka?-Chłopak obrócił się
w moją stronę marszcząc brwi.
-Nie, nie ma.
-Czyli w takim razie
kłamiesz Vanessa, ponieważ Justin był wczoraj ze mną praktycznie
cały dzień.-Blondynka otworzyła usta aby coś powiedzieć, ale jej
przerwałam.-Nah... i zanim coś powiesz, w nocy też cię nie
odwiedził ponieważ z nim rozmawiałam.
Blondynka wkurzona
upuściła korytarz a zaraz za nią reszta gapiów. Zostałam tylko
ja, Emilly i Ryan.
-Cholera.-mruknął Ryan
-Co się stało?-zapytałam
opierając jedną dłoń o ścianę aby utrzymać równowagę.
-Po prostu... Chris
wpakował się w cholerne gówno.
-Wiem Ryan i sądzę, że
powinien go przeprosić. Justin naprawdę był wkurzony.
-Wiedziałem, cholera,
wiedziałem że Justin nie ma nic wspólnego z bzdurami które
wygadywał Chris, ale ten frajer uparł się że ma racje. Poruszył
tematy którym nie powinien i doskonale wiedział co spowoduje i
myślę że gdyby nas tam nie było Justin nie miałby jakichkolwiek
pohamowań.-zielonooki przeczesał palcami włosy a następnie
spojrzał na mnie.-Jak się czujesz?
-Bywało lepiej. Jestem
poobijana i cholernie boli mnie głowa i noga.
-Powie mi ktoś w końcu o
co chodzi?-zapytała Emilly nadal mnie przytrzymując.
-Później, w porządku?
Najpierw zaprowadźmy ją do pielęgniarki.-Ryan objął mnie z
drugiej strony i ruszyliśmy.