niedziela, 6 listopada 2016

Rozdział 57: Znowu się spotykamy.



Kathe POV’



Jęknęłam niezadowolona kiedy do moich uszu dotarł hałas. Otworzyłam powoli oczy, lecz od razu tego pożałowałam, kiedy jasne światło poraziło moje oczy. Spróbowałam jeszcze raz i praktycznie zerwałam się z łóżka kiedy zauważyłam dobrze znaną mi pielęgniarkę.

- Dzień Dobry.- mruknęłam i zaczerwieniłam się, przygotowując się na reprymendę ze strony pielęgniarki, ponieważ niemożna spać w łóżkach razem z pacjentami.

- Cześć, kochanie. Jest wszystko dobrze, spokojnie. Wiesz, że nie powinniście tego robić, ale spędzasz tu praktycznie całe dnie i noce, więc myślę że mogę zrobić dla was mały wyjątek.- oznajmiła kobieta, która najczęściej sprawdzała stan zdrowia Justin’a oraz ta sama która kilka dni temu pomogła mi podczas ataku paniki. Starsza Pani posłała mi uśmiech i zabrała się za odczytywanie wyników maszyn podpiętych do Justin’a.

- Dziękuje.- powiedziałam i usiadłam na krześle obok łóżka.

Obserwowałam dokładnie każdy ruch kobiety oraz mimikę jej twarzy, kiedy podeszła do łóżka i zapisała na karcie pacjenta kilka informacji a następnie posłała mi miły uśmiech i obróciła się w kierunku drzwi z zamiarem wyjścia.

- Przepraszam…- zagryzłam wargę, czekając na reakcje kobiety, która już po kilku sekundach stała obrócona twarzą w moją stronę z pytającym wyrazem twarzy.

- Tak, słoneczko?

- Czy z Justin’em wszystko dobrze? – zapytałam i wzięłam duży wdech.

Kobieta uśmiechnęła się i wsunęła swój notes pod lewe ramię.

- Wszystkie wyniki są prawidłowe. Nie masz o co się martwić. Myślę, że jeśli Pan Bieber będzie zdrowiał w takim tempie, dość szybko opuści szpital.- mrugnęła i wyszła z Sali nie oglądając się za siebie.

Odetchnęłam z ulgą i chwyciłam delikatnie dłoń Justin’a uważając przy tym aby go nie obudzić.

- Wszystko będzie dobrze.- mruknęłam bardziej do siebie i pogłaskałam kciukiem dłoń szatyna.





Po raz dziesiąty w ciągu pięciu minut odblokowałam telefon aby sprawdzić widniejącą na nim godzinę. Zaczęłam stukać podeszwą buta o białe płytki znajdujące się w kafejce szpitalnej a następnie wlepiłam wzrok w kark prawdopodobnie 40-letniego mężczyzny przede mną, mając nadzieje, że tym sposobem uda mi się go zmusić do wybrania odpowiedniej kawy dla siebie i swojej żony.

Zagryzłam wargę i wydęłam wargi zastanawiając się czy zrezygnować z kofeiny i wrócić do Justin’a który został sam w sali w dalszym ciągu pogrążony we śnie mimo, że była już godzina 14. Organizm Bieber’a pomimo śpiączki był wyczerpany po przebudzeniu i tak naprawdę dopiero teraz jego ciało regeneruje się we śnie.

Westchnęłam zadowolona, kiedy spostrzegłam że mężczyzna przede mną wyjmuje portfel z kieszeni aby zapłacić za zakupy a następnie opuszcza kilu osobową już kolejkę.

Uśmiechnęłam się do kobiety stojącej za biurkiem i z tym samym uśmiechem zamówiłam dla siebie kawę, którą otrzymałam już 2 minuty później.

Zapłaciłam zadowolona z szybkiej obsługi i szybkim krokiem skierowałam się w kierunku windy, aby jak najszybciej dotrzeć do Sali Justin’a.

Uśmiechnęłam się szeroko po przekroczeniu Sali, kiedy wzrok Bieber’a skrzyżował się z moim.

- Cześć, kochanie.- przywitałam się i podeszłam do łóżka, nachylając się nad chłopakiem i całując jego policzek.

Justin mruknął niezadowolony i wydął lekko wargi wskazując palcem na nie. Przewróciłam oczami, lecz mimo to nachyliłam się ponownie aby złożyć małego całusa w sam środek jego ust.

Usiadłam na krzesełku, schowałam portfel do torebki zawieszonej na krawędzi krzesełka i pociągnęłam łyk kawy z papierowego kubeczka.

- Jak się czujesz?- zapytałam nie spuszczając nawet na sekundę wzroku z twarzy Justin’a.

- Dobrze. A ty kiedy masz zamiar wrócić do domu, zjeść porządny obiad i porządnie się wyspać, co? – zmrużył oczy i oblizał wargi.

- Nie potrzebuje tego.- wzruszyłam ramionami.

- Nie pieprz głupot. Prawdopodobnie wyglądasz gorzej niż ja. Kate do cholery jesteś blada, schudłaś… po prostu widzę że musisz odpocząć. Leżąc tu nie jestem w stanie zaciągnąć Cię siłą do domu, ale jeśli nie zrobisz tego dobrowolnie, zajmą się tym chłopcy.- przygryzłam dolną wargę i nie odezwałam się, przysuwając kubek z ciepłym napojem do ust. – Nie żartuje.- oznajmił ostrzej.

- W porządku. – przewróciłam po raz kolejny oczami i westchnęłam.

- Świetnie. Nie myśl sobie, że chcę się ciebie pozbyć, ale nie chcę Cię widzieć dzisiejszej nocy w szpitalu, jasne?- pokiwałam głową i dopiłam do końca kawę, odstawiając pusty kubek na szafkę obok łóżka.

Siedziałam blisko łóżka dlatego ręka Justin’a, która kilka sekund później wysunęła się z pod szpitalnej kołdry bez problemu dosięgnęła mojego kolana. Justin ścisnął lekko moją nogę a następnie pogłaskał ją kciukiem.





Chciałam czy też nie i tak musiałam wrócić na noc do domu, ponieważ kiedy jakieś trzy godziny temu odmówiłam powrotu do domu. Justin naprawdę mocno się zdenerwował, więc zważając na jego stan zdrowia w końcu się zgodziłam, aby chłopak mógł w spokoju odzyskiwać siły. Tym sposobem aktualnie leżałam na łóżku w moim pokoju ubrana w szare dresy oraz białą, zwykłą koszulkę. Spojrzałam po raz kolejny na zegarek znajdujący się na szafce nocnej i mruknęłam niezadowolona kiedy zauważyłam, że leże w tej pozycji już prawie dwie godziny. Dochodziła 23, lecz mimo to sięgnęłam po telefon na mojej szafce nocnej i kliknęłam na kopertę.

Wybrałam numer Justin’a i wystukałam wiadomość.



Do: SEXOWNY ^^

Wszystko w porządku?



Odpowiedź otrzymałam dość szybko, lecz jej treść niezbyt mnie zadowoliła.



Od: SEXOWNY ^^

Kurwa Kate, kazałem Ci spać!

Masz do cholery odpocząć, albo wypisze się z tego cholernego szpitala i sam osobiście położę Cię spać.



Zanim zdążyłam cokolwiek odpisać, telefon wydał z siebie dźwięk, oznaczający nadejście kolejnej wiadomości.



Od: SEXOWNY ^^

Jest ok.

Nie przejmuj się mną, chociaż przez chwilę i odpocznij. Widzimy się jutro J



Odłożyłam telefon na jego wcześniejsze miejsce, zgasiłam lampkę nocną i położyłam się na łóżku, przykrywając się kołdrą pod samą szyję. Przymknęłam oczy, chociaż próbując usnąć.







W Sobotę pojawiłam się w szpitalu dopiero o godzinie 12, ponieważ mimo ustawionego budzika i tak pospałam nieco dużej. Idąc do sali Justin’a, zauważyłam jego lekarza, więc przyśpieszyłam kroku, doganiając go.

- Przepraszam, Panie Robinson. Mogę zająć Panu chwilkę?- zassałam na sekundę moją dolną wargę.

- Jasne, o co chodzi?

- Chciałabym wiedzieć co ze stanem zdrowia Justin’a. Są jakieś zmiany?- zagryzłam wnętrze policzka, starając się w ten sposób ukryć moje zdenerwowanie.

- Z tego co pamiętam, Pan Bieber przeszedł dzisiejsze badania bardzo dobrze.

- Więc kiedy mniej więcej będzie mógł wrócić do domu?

- Myślę, że za około tydzień. Oczywiście mógłby wrócić do domu o wiele wcześniej, ale tylko wtedy kiedy byłbym pewny, że jest on pod dobrą opieką. Mimo, że rany goją się bez problemowo i szybko to Pan Bieber musi ograniczać ruch przez jakiś czas z powodu postrzału i oddmy.

- Mówił Pan że płuco Justin’a wróciło do poprawnego stanu.- zmarszczyłam brwi, a moje dłonie zaczęły lekko się trząść.

- Tak, płuco wróciło do normalnego stanu, lecz mimo to Pan Bieber musi odpoczywać. Mimo, że wszystko wygląda jak najlepiej, trzeba uważać ponieważ przez jakiś czas pacjent może mieć lekkie problemy z oddychaniem. Potrzeba czasu. W ciągu miesiąca Pan Bieber powinien wrócić w pełni do zdrowia. Wybacz, ale muszę już iść… mam dyżur. – mężczyzna uśmiechnął się lekko i odszedł w nieznanym mi kierunku.



Weszłam do Sali i uśmiechnęłam się, kiedy zauważyłam Justin’a leżącego na łóżku i oglądającego coś w telewizji.

 - Hej.- przywitałam się, zwracając tym na siebie uwagę chłopaka. Pocałowałam szatyna w policzek i usiadłam standardowo na wolnym krześle obok łóżka.

- Nie takiego przywitania się spodziewałem.- mruknął niezadowolony.

Przewróciłam oczami lecz mimo to i tak uśmiechałam się. Nachyliłam się nad łóżkiem chłopaka i złożyłam mały pocałunek na ustach chłopaka.

Justin przytrzymał dłonią mój kark i pogłębił pocałunek wpijając się mocniej w moje usta. Uśmiechnęłam się przez pocałunek i odsunęłam się po chwili nie chcąc zrobić krzywdy chłopakowi, ponieważ jego płuca potrzebują dużej ilości powietrza.

- Tęskniłam za tobą.- mruknęłam i oparłam delikatnie swoje czoło o jego.

- Proszę, proszę i już się nie mogą od siebie odkleić. – wyprostowałam się i obróciłam się słysząc za sobą głos głoś Max’a i ciche śmiechy.

- Odwal się Max.- sykną Justin.

- Ciągle tak samo złośliwy. – zaśmiał się Chris.

- Zamknij się.- warknął Justin.

- Spokój.- zachichotałam i pokręciłam rozbawiona głową.

- Jak się czujesz, stary?- - zapytał Ryan.

- Okay.- odpowiedział.

- Dzień Dobry, Panie Bieber.- do sali weszła pielęgniarka, którą tak bardzo lubiłam.

- Dobry.- odpowiedział Justin.

Pielęgniarka podeszła do łóżka i poprawiła wenflon wkuty w rękę Bieber’a.

- Kiedy zdejmiecie mi to gówno?

- Justin!- skarciłam go.

- No co?- zmarszczył brwi.

- Boli coś Pana?- zapytała pielęgniarka, nie zwracając uwagi na jego wcześniejsze słowa.

Kątem oka widziałam jak chłopaki wycofują się z pomieszczenia.

- Jest dobrze. Może trochę boli mnie głowa i klatka piersiowa, ale już to mówiłem.- pielęgniarka kiwnęła głową, sprawdziła jeszcze coś na nieznanej mi maszynie i wyszła z Sali, żegnając się z nami uśmiechem.

Bieber przesunął się powoli na łóżku i poklepał miejsce obok siebie.

Pokręciłam przecząco głową, nie zgadzając się.

- Wiesz, że nie odpuszczę. – mruknął

- Justin…-zaczęłam, lecz chłopak mi przerwał.

- Nie, Kate mówię poważnie, czuję się dobrze, więc skończcie się nade mną użalać, dobra?- zacisnął szczękę i jeszcze raz poklepał miejsce obok siebie.

Westchnęłam i położyłam się powoli obok chłopaka, uważając przy tym, aby go nie uderzyć.

- Nic mi nie zrobisz. – przewrócił oczami i objął mnie ramieniem.

Przytuliłam się delikatnie do jego ramienia i wtuliłam głowę w zagłębienie jego szyi.





Prawie spadłam z łóżka, kiedy drzwi od Sali otworzyły się. Justin zachichotał i pokręcił rozbawiony głową. Do środka weszło dwóch policjantów a asyście pielęgniarki około 20 lat a uśmiech z twarzy chłopaka, zniknął tak szybko jak się pojawił.

- Dzień Dobry. Aspirant Michael Thompson oraz Sierżant Steven Garson. Mamy do Pana kilka pytań, Panie Bieber.- przełknęłam nerwowo ślinę. – Bardzo bym prosił, aby opuściła Pani salę.- zwrócił się do mnie Thompson.

Kiwnęłam niepewnie głową, pocałowałam Justin’a w policzek szepcząc mu przy tym do ucha ciche „powodzenia”. Wyszłam z Sali wraz z pielęgniarką, usiadłam na plastikowym krzesełku znajdującym się przed salą i odprowadziłam wzrokiem młodą pielęgniarkę.

Westchnęłam głośno i oparłam łokcie o kolana, czekając aż policjanci skończą przesłuchiwać Justin’a. Nie martwiłam się, że chłopak powie coś, lub zrobi coś, czego będzie żałował, ponieważ wiedziałam, że to nie pierwszy raz kiedy ma styczność z policją.





Justin POV’



Zacisnąłem szczękę kiedy drzwi zamknęły się za Kathe i spojrzałem na dwóch, dobrze mi znanym policjantów.

- Cóż, znowu się spotykamy Bieber. -oznajmił Garson z głupim uśmiechem na ustach.

- Przestań pieprzyć, wszyscy tutaj dobrze wiemy, że tylko czekaliście na ten moment, aż znowu będziecie mogli przyczepić się do naszych tyłków. – wysyczałem.

- Zważaj na słowa, ale tak masz rację. Prędzej czy później i tak byśmy się spotkali i dobrze wiesz, że to nie ostatni raz.- stwierdził Thompson.

- Wolałbym jednak później.- przewróciłem oczami.

- Widzisz Bieber, nie tylko robota, której nie możemy wam udowodnić, sprawiła że tutaj jesteś, to też twoja niewyparzona morda. 

- Jeśli dobrze sobie przypominam, spotkanie z czworonożnymi przyjaciółmi, było bardziej miłe. – uśmiechnąłem się szyderczo.

- Nie przeginaj, Bieber.- warknął Garson.

- Nieważne… po prostu róbcie, to po co tutaj przyszliście i wyjdźcie. Mam uczulenie na sierść.

Tym razem zignorowali moje słowa, bo dobrze wiedzieli że ich ostrzeżenia na mnie nie działają.

Garson wyjął mały notatnik oraz długopis z kieszeni i odsunął sobie nieco dalej krzesło, na którym w zwyczaju siadać miała Kathe.

- Więc Bieber… kto Cię tak urządził, co?- zaczął Michael.

- Nie wiem.- wzruszyłem lekko ramionami i oblizałem usta.

- Chyba nie muszę Ci powtarzać, że za składanie fałszywych zeznań, grozi odpowiedzialność karna? Wydaje mi się, że znasz wystarczająco dobrze tą regułkę, a twój lekarz nic niemowie o zanikach pamięci. – facet uśmiechnął się zadowolony z siebie, przez co nabrałem naprawdę dużej ochoty, aby wstać i jebnąć mu w te białe ząbki.

- Może wytłumaczę to wam bardziej szczegółowo, bo jak widać nie rozpoznajecie pojęcia „nie wiem” od „nie pamiętam”. Otóż nie mam pojęcia kto mnie zaatakować, ponieważ nie widziałem jego twarzy, to mam na myśli, mówiąc „nie wiem”. – byłem przekonany, że mój wyraz twarzy mówił sam za siebie: Jesteście Idiotami.

- Nie wymądrzaj się, Bieber. Co robiłeś poza miastem 7 lutego w godzinach wieczornych z Chris'em Benson'em?

Uśmiechnąłem się w myślach, ponieważ musielibyśmy być kompletnymi idiotami, jeśli nie ustalibyśmy wspólnej wersji wydarzeń, wiedząc że policja kręci nam się przy tyłkach.

- Chris chciał kupić nowe auto, wiec z nim pojechałem.- powiedziałem, skupiając swój wzrok na białym szpitalnym suficie.

- Więc co robiliście na pustym parkingu?

- Chcieliśmy wyprostować kości a parking, był pierwszym zjazdem który napotkaliśmy.

- To ciekawe co mówisz Bieber, ale Benson opowiedział nam nieco inną wersje wydarzeń.- przeniosłem wzrok sufitu na faceta.

Gówno prawda- pomyślałem

-Nie wiem, co wam powiedział, może znowu coś źle zrozumieliście. Ja wiem, że jechaliśmy w sprawie auta.

- Jesteś pewien? Masz ostatnią szanse, żeby powiedzieć prawdę.- Thompson zaplótł ramiona na klatce piersiowej.

- Nie potrzebuje twojej szansy, wiem co mówię.- odpowiedziałem już lekko podirytowany.

Do cholery, nie siedzę w tym gównie jeden dzień, żeby nie wiedzieć, że policja lubi mącić.

- Dobrze. Na dzisiaj to tyle, ale oboje wiemy, że jeszcze się zobaczymy.- Thompson uśmiechnął się sztucznie i skinął w kierunku Garson’a.

- Do zobaczenia, Bieber.- mruknął ten drugi i oboje wyszli z Sali.

Zasłoniłem twarz dłońmi, przecierając nimi lekko twarz.

Dosłownie kilka sekund później drzwi otworzyły się ponownie, lecz jakoś średnio mnie to obchodziło.

Łóżko ugięło się lekko pod czyimś ciężarem, więc w końcu zdjąłem ręce z twarzy i westchnąłem przyglądając się Kathe.

- I jak?- zapytała, łapiąc jedną z moich dłoni i splatając ją ze swoją.

- Nie dowiedzieli się niczego konkretnego. Chociaż miałem okazje ich trochę powkurwiać.- uśmiechnąłem się lekko.

Dziewczyna pokręciła rozbawiona głową i ułożyła się powoli obok mnie. Objąłem ją ramieniem i zaciągnąłem się jej słodkim zapachem.

Czasami zastanawiam się naprawdę głęboko, co zrobiłem dobrego, że życie postanowiło postawić na mojej drodze tą małą brunetkę.


6 komentarzy:

  1. Śmiać mi sie chciało jak czytałam ta rozmowę z policjantami xDD ogólnie rozdział super, kathe i Justin sa slodcy, końcówka awwwww😍

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział, czekam na next ��

    OdpowiedzUsuń
  3. To było dobre jak Jus rozmawiał z tymi glinami "Mam uczulenie na sierść" A poza tym cały rozdział był cudowny czekam niecierpliwie na next 😍😍😍

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobre, dobre. Czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń