Kathe POV’
Od prawie trzech
godzin siedziałam przed salą operacyjną, nie ruszając się z miejsca i czekając
na kogoś, kto poinformuje mnie o stanie Justin’a.
Wszyscy byliśmy
zmęczeni i wystraszeni, co było widać już na pierwszy rzut oka.
Westchnęłam przecierając
piąstkami spuchnięte od płaczu oczy.
Powstrzymywałam się
od płaczu, jak tylko mogłam, ponieważ bałam się co może mi się przyśnić, jeśli
ponownie zamknę oczy.
Duże metalowe drzwi
znajdujące się przed nami zaczęły się uchylać, przez co przełknęłam nerwowo
ślinę. Odetchnęłam z ulgą kiedy przed nami stanął kompletnie mi obcy lekarz w
śnieżnobiałych spodniach oraz koszulce.
- Wszyscy Państwo
jesteście spokrewnieni z Panem Bieber’em?- mężczyzna około 40 lat uśmiechnął
się do nas miło.
- Jesteśmy dla niego
najbliższymi osobami. – oznajmił Max
Lekarz rozejrzał się
po pomieszczeniu, przypatrując się każdemu po kolei.
- Rozumiem. Nazywam
się David Robinson i będę lekarzem prowadzącym Pana Bieber’a. Operacja przebiegła
pomyślnie. Więcej szczegółów o stanie zdrowia pacjenta udzielę Państwu po dokładnym
badaniu. – odetchnęłam z ulgą, modląc się równocześnie aby wszystko było z nim
w porządku.
- Gdzie go
przenosicie?- zapytał Chris
- Proszę pojechać na
7 piętro i zapytać jednej z pielęgniarek o salę Pana Bieber’a, ponieważ nie
potrafię jak na tą chwilę udzielić
Państwu szczegółowych informacji. Naprawdę muszę już iść. Do widzenia. – kiwnął
nam głową i odszedł w kierunku wyjścia.
Oparłam głowę o ścianę
za mną i przymknęłam na chwilę oczy wzdychając głośno.
- Justin jest silnym
chłopakiem, poradzi sobie.- powiedział Ryan i poklepał mnie po ramieniu.
Przytaknęłam kiwnięciem głowy i
podniosłam się na równe nogi.
- Chodźmy poszukać
tej sali.
- Nareszcie- mruknął
Luke kiedy po kilku pomyłkach pielęgniarki dotarliśmy pod wolną sale.
Usiadłam na jednym z
czterech wolnych krzeseł znajdujących się pod salą.
- Ile to może trwać?-
zapytałam spoglądając po kolei na chłopaków.
- Nie mam pojęcia.-
odpowiedział Chaz a reszta mu przytaknęła.
Rozejrzałam się po
korytarzu i drgnęłam nagle kiedy zauważyłam znajomą twarz. Zamrugałam
powiekami, upewniając się czy aby na pewno dobrze widzę a następnie szybko
obróciłam głowę w bok kiedy wzrok Ciotki spoczął na mojej osobie.
Dosłownie minutę
później mogłam usłyszeć jej głoś tuż obok mnie.
- Kathe, kochanie co
ty tutaj robisz?
Obróciłam głowę w jej
kierunku i uśmiechnęłam się lekko.
- Jezuu, skarbie… co
się dzieje? Dlaczego płakałaś? – pytała zatroskana.
- Nic Ciociu, po
prostu bliska dla mnie osoba znalazła się w ciężkim stanie, ale teraz jest już
chyba okay.
- To dobrze. Gdybyś
potrzebowała pomocy, wiesz gdzie mnie szukać. Pozdrów rodziców.
- Dziękuje. A ty wuja
i Cody’ego. – wymusiłam uśmiech i przeniosłam wzrok za jej plecy, kiedy z
jednej wind dla personelu wyłoniło się szpitalne łóżko z przymocowaną kroplówką
i kilkoma innymi rzeczami, pchane przez dwie pielęgniarki oraz dwóch lekarzy w
tym doktora Robinson'a. Wstałam na równe nogi, nie spuszczając wzroku z
zmierzających w naszym kierunku ludzi. Kątem oka widziałam Ciocię, która przypatrywała
mi się zaciekawiona.
Wstrzymałam powietrze
kiedy łóżko zatrzymało się obok mnie, a nieznany mi lekarz otworzył drzwi od
Sali Justin’a. Moje policzki szybko stały się mokre, kiedy przypatrywałam się
jego zabandażowanej głowie, sinym policzkom i zranionym wargom. Reszta ciała
była przykryta białą kołdrą, ale tyle mi wystarczyło abym kolejny raz
dzisiejszego dnia, rozpłakała się jak małe dziecko.
Zrobiłam kilka dużych
kroków do przodu i delikatnie, uważając aby nie zrobić mu krzywdy, pogłaskałam
jego siny policzek.
- Przepraszam Panią,
ale musimy wwieść pacjenta do Sali- oznajmiła Pielęgniarka
Przeniosłam zamglone
spojrzenie na twarz kobiety i ledwo zauważalnie pokiwałam głową, a następnie
odsunęłam się od szpitalnego łóżka, pozwalając bez problemowo wprowadzić łóżko
do Sali, a następnie sama zrobiłam kilka kroków do przodu.
- Proszę aby Pani jak
na razie została tutaj. Musimy wypełnić, należące do nas zadania, a nie możemy
tego zrobić w Pani obecności. Powiadomimy Państwa kiedy będziecie mogli wejść do
Pacjenta. – powiedział ten drugi lekarz, który towarzyszył Robinson’owi, a
następnie wszedł do pomieszczenia i zamknął mi drzwi przed nosem.
Cofnęłam się do tyłu
i usiadłam na plastikowym krzesełku, chowając twarz w dłoniach.
-Ej… przestań płakać,
teraz już będzie tylko lepiej.- pocieszał mnie Max.
Odsłoniłam twarz i
uśmiechnęłam się pociągając nosem do chłopaka kucającego przede mną.
- Jeśli coś by mu…
- Już jest dobrze.
Ten Idiota, którego i tak wszyscy uwielbiamy, wyliże się z tego szybciej niż
nam się wydaje, więc głowa do góry, musimy tylko troszkę poczekać.- przerwał mi
chłopak i klepnął mnie lekko w kolano.
Przełknęłam gulę w
moim gardle i rozejrzałam się wokół siebie. Chłopcy przyglądali mi się z
lekkimi uśmiechami, jak dla mnie trochę współczującymi. Po Cioci nie było już
śladu, nawet nie zauważyłam kiedy się oddaliła.
Wytarłam mokre
policzki i wyjęłam telefon aby sprawdzić która
jest godzina. 1:07
To aż dziwne, że
żaden z rodziców jeszcze do mnie nie zadzwonił. Prawdopodobnie nawet nie
zauważyli, że niema mnie w domu, jeśli wrócili późno.
Nie miałam powodów
aby denerwować się z tego powodu, ponieważ to oznaczało, że jak na razie nie
będę musiała im się tłumaczyć, ani wyjaśniać co się stało.
Schowałam telefon i
oblizałam suche usta.
- Chciałabyś coś
zjeść, albo się napić?- zapytał Chaz
- Nie dziękuje, nie
dam rady niczego przełknąć. – chłopak kiwnął głową i usiadł obok mnie.
- Masz zamiar iść na
jutrzejsze zajęcia?- zapytał
- Raczej nie będę w
stanie.- wzruszyłam ramionami.
- Nie jest Ci zimno?
- Naprawdę jest
dobrze Chaz, dziękuje Ci za troskę, ale jakoś się trzymam. – uśmiechnęłam się
lekko do chłopaka.
- Wiesz nie chce, żeby twój chłopak skopał nam
tyłki kiedy się obudzi, za to że Cię nie
przypilnowaliśmy. – poklepałam go lekko po plecach.
- Spokojnie, czuje
się dobrze. Nie musisz się martwić o swój tyłek.
- Uff…- chłopak
przetarł czoło, udając że ściera z niego pot. Przytuliłam się lekko do Chaz’a
wprawiając go w lekkie zdezorientowanie.
Byłam wdzięczna, że
pomimo trudnej sytuacji, która również go dotyczy, próbuje mnie rozśmieszyć
oraz martwi się o moje samopoczucie.
-Dziękuje.- mruknęłam
i odsunęłam się od szatyna.
- Nie ma za co, mała.
Nie powinno Cię dziwić, że traktujemy Cię poważnie, tak jakby należysz już do
tego składu. – poczochrał mnie po głowie i wstał podchodząc do Chris’a.
Zmarszczyłam brwi,
nie wiedząc dokładnie co chłopak miał na myśli i nie dane mi było zastanawiać
się nad tym dłużej, ponieważ z Sali obok nas wyszła cała czteroosobowa grupa.
Wszyscy obróciliśmy się twarzami w kierunku
personelu szpitala.
- Mogą już Państwo
wejść, lecz proszę tylko na chwilę. Godziny odwiedzin już dawno się skończyły.-
oznajmił doktor Robinson.
Oczywiście miałam
zamiar poprosić o to abym mogła zostać dłużej, ale to za chwilę.
- Mógłby nam Pan
Doktor powiedzieć, co mu jest?- zagryzłam dolną wargę, kiedy zaczęła
niebezpiecznie drżeć.
Doktor David
westchnął i rozejrzał się.
- Co z najbliższą rodziną pacjenta?- zapytał
doktor ignorując moje wcześniejsze pytanie.
- Justin nie
utrzymuje kontaktu z rodziną. Ma tylko nas.- wyjaśnił Ryan.
- W porządku. Mam
rozumieć, że mogę swobodnie mówić, przy wszystkich Państwu?
- Tak.- przytaknął
Chris.
- Pan Bieber został
do nas przywieziony z Odmą Otwartą Opłucną jest to rana otwarta w klatce
piersiowej. Na skutek wzrostu ciśnienia w klatce piersiowej zapadło się lewe
płuco, więc zostaliśmy zmuszeni do przeprowadzenia w szybkim tempie operacji,
ponieważ Odma Otwarta Opłucna jest zagrożeniem dla życia. Operacja przebiegła
pomyślnie, pacjent podczas operacji raz stracił oddech, na całe szczęście szybko
udało nam się je przywrócić. Założyliśmy opatrunek i drenaż ssący, który
spróbuje podnieść zapadnięte płuco. Oprócz tego Pan Bieber stracił dużo krwi,
więc zajęliśmy się również i tym. Jest też nieduża rana szarpana na prawym ramieniu
spowodowana uderzeniem jakimś narzędziem o tępej krawędzi. Pan Bieber podczas
upadku doznał również stłuczenia mózgu i lekkiego uszkodzenia skory głowy. Na
całe szczęście wygląda na to że ten upadek nie spowodował żadnych poważnych
szkód, co najwyżej Pan Bieber po przebudzeniu może cierpieć na nudności i bóle
głowy. Mimo to dzisiejsza noc będzie najważniejsza dla Pana Bieber'a jak i dla Państwa, ponieważ po tak poważnym uszkodzeniu klatki piersiowej istnieje możliwość zatrzymania akcji serca. To tyle.- wpatrywałam się w lekarza z niedowierzaniem. Ruszyłam w
kierunku drzwi, chcąc jak najszybciej zobaczyć Justin’a.
- Idź na razie sama.-
obróciłam się zdziwiona w kierunku Luka.
- A co z wami?
- My wejdziemy za
chwilę, no dalej… leć. – otworzyłam drzwi i weszłam do środka Sali.
Pomieszczenie nie było
duże, ale również nie jakieś małe. Ściany były koloru beżowego a podłoga
została wyłożona białymi płytkami. Na środku pomieszczenia po lewej stronie,
pod ścianą stało jedno łóżko szpitalne, na którym leżał mój chłopak,
przyłączony do hałasujących maszyn szpitalnych. Na przeciwko łóżka, na ścianie,
znajdował się nieduży telewizor, było również kilka plastikowych krzeseł
wyłożonymi poduszkami. W Sali były jeszcze białe drzwi, prowadzące
prawdopodobnie do łazienki oraz mała beżowa kanapa w rogu pokoju.
Chwyciłam najbliższe
krzesło i przystawiłam je do łóżka po prawej stronie, następnie na nim
siadając. Przełknęłam ślinę, a następnie wstałam i przymknęłam na sekundę oczy.
Odsunęłam powolutku kołdrę z klatki piersiowej szatyna i zamrugałam szybko
powiekami, powstrzymując łzy.
Na jego klatce
piersiowej znajdował się gigantyczny opatrunek, drugi na prawym ramieniu i
oczywiście był jeszcze ten na głowie. Przykryłam chłopaka i usiadłam na
krzesełku wsłuchując się w dźwięk maszyny, która pomagała mu oddychać oraz tej
która monitorowała prace jego serca. Pochyliłam się w stronę szatyna i złożyłam
delikatnego całusa na jego ustach. Wsunęłam dłoń pod kołdrę i odnalazłam jego
dłoń, splatając nasze palce razem.
Po pomieszczeniu
rozniósł się dźwięk otwieranych drzwi, ale nie miałam potrzeby aby się obrócić,
ponieważ wiedziałam, że najpewniej są to chłopcy. Po kilku sekundach obok mnie
stała już cała piątka, która przypatrywała się dokładnie swojemu przyjacielowi.
- Jeśli chcesz możesz
zostać tutaj na noc.- cisze przerwał Luke, obracając się twarzą w moją stronę.
- Nie mogę,
słyszeliście co powiedział lekarz. Nie chce, żeby mnie stąd wywalili. Wolę
posiedzieć z nim tą chwilę, niż żebym nie mogła go w ogóle odwiedzać przez
sprawianie kłopotów. – odpowiedziałam
- Tym się nie
przejmuj. Jest w stanie zrobić dla nas wyjątek i możemy siedzieć przy nim do
kiedy chcemy.- oznajmił Chaz
- Nie chce wiedzieć
co zrobiliście i co mu powiedzieliście, ale starajcie się być mili dla doktora
Robinson’a, bo chyba nikt z nas nie chce, żeby odbiło to się w jakimś stopniu
na leczeniu Justin’a. Rozumiecie?- wszyscy zgodnie pokiwali głowami, więc
posłałam im lekki uśmiech. – Ale jeśli już się zgodził, to posiedzę tu trochę
dużej.
- W porządku. My
pojedziemy do domu i zajmiemy się szukaniem tych kawałków gówien, które mu to
zrobiły. Wrócimy tutaj rano, potrzebujesz czegoś?
Pokręciłam przecząco
głową.
- Aaaa… i jeszcze
jedno. Policja może zjawić się tutaj, chcąc spisać zeznania, bo najpewniej
szpital zawiadomił już te niebieskie wrzody na dupie, więc gdyby o coś pytali,
po prostu powiedź, że nie masz pojęcia co się wydarzyło. My się wszystkich
zajmiemy.
- Zrozumiałam, Ryan.
Udanych poszukiwań. – pomachałam im na do widzenia wolną dłonią i ponownie
skupiłam całą swoją uwagę na Justin’ie.- Jeśli przetrwamy dzisiejszą noc, to przetrwamy wszystko co dalsze.
<3 Kocham! <3
OdpowiedzUsuńNajlepsze 💕
OdpowiedzUsuńKiedy następny? <3
OdpowiedzUsuńSuper <3
OdpowiedzUsuńJejku kocham, pisz szybko następny! Nie moge sie doczekać��
OdpowiedzUsuńAjć!! Chcę już kolejny. Czekam na next.. Płaczę <3 ://
OdpowiedzUsuńPłaczę 😢 chce już next 😍
OdpowiedzUsuń