piątek, 14 października 2016

Rozdział 55: Ufamy Ci.



Kathe POV’

Skrzywiłam się kiedy do moich uszu dotarł irytujący, piskliwy dźwięk. Otworzyłam gwałtownie oczy, podniosłam głowę z nad krawędzi łóżka i wstałam, kiedy uświadomiłam sobie co to oznacza.
Drzwi od Sali otworzyły się gwałtownie a do środka wbiegł lekarz a za nim pielęgniarka.
-Proszę natychmiast opuścić salę.- powiedział na wstępie, podbiegając do Justin’a.
Moje serce znacznie przyśpieszyło a dźwięk mojego przyśpieszonego pulsu odbijał się w mojej głowie. Ręce pociły się a nogi stały się jak z waty. Z przerażenia nie byłam w stanie zrobić nawet kroku do tyłu, nie byłam nawet w stanie brać normalnych oddechów.
-Proszę wyjść z Sali!- krzyknął, lecz ja w dalszym ciągu stałam jak słup na środku pomieszczenia.
- Panie Bell, jeden z kabelków, monitorujących prace serca odłączył się. Pacjent ma się dobrze.- powiedziała pielęgniarka i podłączyła małą przyssawkę do klatki piersiowej Justin’a, a następnie spojrzała na mnie współczująco.
- Jak to się odłączył?- zapytał zdziwiony lekarz
-Nie mam pojęcia jak to się stało.- pielęgniarka około 40 lat wzruszyła ramionami.
- Dobrze w takim razie proszę sprawdzić jeszcze raz dokładnie wszystkie podłączenia urządzeń. ja idę sprawować dalszą cześć dyżuru- oznajmił i wyszedł nawet na mnie nie spoglądając.
Nabrałam powietrza do płuc i kucnęłam starając uspokoić szalejąco bijące serce.
- Wszystko dobrze?- zapytała starsza kobieta poprawiając wenflon wkuty w rękę Justin’a.
Pokiwałam głową, przytakując, mimo że sama nie byłam pewna odpowiedzi, ponieważ naprawdę ciężko było łapać mi oddech.
To mogłaby być ta chwila od której zależy jego życie… gdyby  jego serce faktycznie przestałoby bić, mogłaby go już nigdy więcej nie zobaczyć, nie usłyszeć jego głosu, nie przytulić się do niego.
Pielęgniarka podeszła do mnie i pomogła mi wstać a następnie podprowadziła mnie do krzesła, pomagając mi usiąść. Złapałam się za miejsce, w którym znajdują się płuca, kiedy poczułam w tamtym miejscy ostry ból. Spróbowałam złapać oddech, ale tylko jego niewielka cześć wpłynęła do moich płuc, ponieważ nie byłam w stanie zrobić głębszego wdechu.
-Kochanie musisz się uspokoić. Wszystko jest dobrze. Pan Bieber ma się dobrze, nic mu nie jest. On odpoczywa, nabiera sił, ale nadal jest z nami i zostanie. Myślę że właśnie przeżywasz atak paniki, ale zobacz nie ma do tego już powodu. Skup swój wzrok na jednej wybranej rzeczy i wpatruj się w nią, myśląc o jakichś przyjemnych rzeczach i bierz coraz to większe oddechy, kiedy odczuwalny ból zacznie niknąć.- spuściłam wzrok na podłogę, przyglądając się białym płytką.
Przymknęłam oczy i zaczęłam przypominać sobie wszystkie szczęśliwe chwile z Justin’em i o dziwo po kilku minutach ból zaczął znikać.
Zrobiłam duży wdech i skrzywiłam się lekko, kiedy poczułam lekkie kłocie, ale zignorowałam to. Podniosłam głowę do góry i uśmiechnęłam się lekko do pielęgniarki.
- Już lepiej?- zapytała odwzajemniając mój uśmiech. Przytaknęłam kiwnięciem głowy.
Pielęgniarka uśmiechnęła się ostatni raz i wstała ponownie podchodząc do Justin’a. Sprawdziła jeszcze raz wszystkie kabelki podłączone do jego ciała i opuściła salę, spoglądając na mnie ostatni raz przed wyjściem.
Westchnęłam i podniosłam się z krzesła podchodząc powolnym krokiem do łóżka szatyna.
Zajęłam miejsce na krześle przy łóżku i wyszukałam jego dłoń, splatając nasze palce razem.
Za oknem zaczynało dopiero przejaśniać, co oznaczało, że mogłam przespać nie więcej niż 4-5 godzin.
Wyjęłam telefon z kieszeni aby sprawdzić, czy żaden z chłopców, nie próbował się ze mną kontaktować.
Na wyświetlaczu widniały dwie wiadomości. Jedna od Ryan’a a druga od Max’a.
Kliknęłam najpierw na tą wiadomość od Ryan’a, ponieważ była ona wysłana najpóźniej.

Od: RYAN
Gdyby coś się działo, daj od razu znać.
Jeśli będziesz czegoś potrzebować… dzwoń.

Uśmiechnęłam się smutno i kliknęłam na odpowiedz, mimo iż prawdopodobnie śpią, próbując zebrać siły na dzisiejszy dzień.

Do: RYAN
Nic się nie zmieniło.
Dzięki. :)

Następnie kliknęłam na wiadomość od Max’a.

Od: MAX
Gliny już o wszystkim wiedzą.
Mogą przyjść do was w każdej chwili, bądź gotowa.
Usuń tą wiadomość od razu po przeczytaniu.
Dasz radę, jesteś silną dziewczynką. :)

Tak jak chłopak chciał usunęłam wiadomość i zablokowałam telefon, chowając go do kieszeni. Przetarłam twarz dłońmi i westchnęłam.
Byłam rozbudzona na tyle, że pomimo małej ilości snu, wiedziałam że i tak nie dam rady zasnąć, więc pozostało mi siedzenie przy łóżku Justin’a i podziwianie go, mimo jego zadrapań i siniaków.


Mogło być kilka minut po godzinie 9 rano, kiedy po sali rozniosło się pukanie a już po chwili drzwi uchyliły się ukazując dwóch mężczyzn w mundurach.
Przełknęłam ślinę i zamrugałam szybko powiekami.
- Dzień Dobry. Aspirant Michael Thompson oraz Sierżant Steven Garson. Mamy kilka pytań odnośnie wypadku Pana Justin’a Bieber’a. Jeśli niema nic Pani przeciwko, zajmiemy Pani chwilkę. – kiwnęłam głową, no bo co innego mogłam zrobić.
Przyjrzałam się każdemu z nich, kiedy wchodzili do środka Sali. Obydwoje nie mogli mieć więcej niż 35 lat, każdy z nich był wysoki natomiast Garson wydawał się troszeczkę grubszy. Rysy twarzy każdego z nich wskazywały na to, że mam do czynienia z gliniarzami, którzy mogą być dość twardzi i bezwzględni.
Ukradkiem wciągnęłam dużo powietrza do płuc i spojrzałam na Justin’a, nieco mocniej ściskając jego dłoń.
- Więc zacznijmy… Jak się Pani nazywa?- zapytał Michael. Garson wyjął z kieszeni nieduży notatnik oraz długopis i przygotował się do pisania.
-Katherin Jonhson.
- Ma Pani przy sobie jakiś dokument potwierdzający Pani tożsamość?- pokręciłam przecząco głową. – No dobrze. Mamy nadzieje, że wie Pani iż za składanie fałszywych zeznać grozi odpowiedzialność karna.- kiwnęłam głową.- Czy domyśla się Pani kto mógł zranić Pana Bieber’a?
- Nie mam pojęcia.
- Czy Pan Bieber zamieszany był w jakieś nielegalne interesy?
Oblizałam suche usta i przełknęłam ślinę, ponieważ moje gardło nagle stało się bardzo suche.
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- Czy wie Pani czym zajmuje się Pan Bieber? Nie widziała Pani nigdy żadnych śladów krwi na jego ubraniach, lub jakichś podejrzanych rzeczy w jego domu, typu broń?
-Nie nigdy nie widziałam nic z tych rzeczy. – wiedziałam do czego zmierza ta rozmowa. Myślałam, że w tym wypadku policjanci przyjdą tutaj po to aby nam pomóc, natomiast jak widać, oni chwytają się każdej najmniejszej rzeczy, która pomoże im unieszkodliwić Justin’a, po wybudzeniu się.
- A jakieś niepokojące rzeczy u jego przyjaciół?
- Ma Pan kogoś konkretnego na myśli?- zapytałam lekko mrużąc oczy.
- Chaz Nelson, Chris Benson, Max Foster, Luke Parker, Ryan Butler.
- Nigdy nie widziałam nic podejrzanego.
- Dobre. Nie mamy więcej pytań. Gdyby przypomniało się coś Pani oto nasza wizytówka. – Michael Thompson podał mi kawałek papieru, który niechętnie przyjęłam. – Dziękujemy. Wrócimy, kiedy Pan Bieber się obudzi.
- Do widzenia – mruknęłam i obróciłam się całym ciałem w kierunku Justin’a.
Odgłos otwieranych i zamykanych drzwi sprawił, że odetchnęłam z ulgą.
Wiedziałam jedno, Justin miał racje kiedy mówił, że każdy glina w tym mieście czeka na ich potknięcie. Każdy z nich i każdy z osobna czeka tylko na to, aby mieć dowody, które pogrążą ich na tyle, że z dumnym uśmieszkiem na ustach, będą mogli wepchnąć każdego z nich do więzienia i być wychwalanym, ponieważ udało im się unieszkodliwić największych przestępców Los Angeles, Dragons Death
Pokręciłam szybko głową, chcąc wyrzucić z głowy nieprzyjemne myśli. Nie mam pojęcia co bym zrobiła jeśli Justin i chłopcy trafiliby do więzienia.


Podskoczyłam zaskoczona, kiedy drzwi od Sali otworzyły się gwałtownie. Obróciłam się aby sprawdzić kto przyszedł i odetchnęłam od razu z ulgą, kiedy zauważyłam chłopców.
- I jak?- zapytał Luke
- Bez zmian.- westchnęłam i uśmiechnęłam się smutno. – A co u was?
- Mamy nazwiska wszystkich będących tam wtedy na parkingu z Justin’em i Chris’em, oraz tych, którzy chodź w małym stopniu przyczyniły się do stanu Justin’a. Pożałują tego cholernie bardzo. – Max posłał mi pokrzepiający uśmiech i podszedł bliżej do łóżka Justin’a. – Cholernie bardzo brakuje mi jego docinek i wkurzania się za najmniejsze gówno. – mruknął chłopak i ukucnął przy moim krześle, klepiąc delikatnie jego nogę.
Moje oczy stały się niebezpiecznie mokre, a okrążenie łóżka przez resztę chłopaków i stanięcie po drugiej stronie w niczym mi nie pomagało.
- Ty Popieprzony Dupku jeśli nas słyszysz, zbieraj siły i otwieraj te swoje śliczne oczka, bo Dragons Death, bez kapitana jest gówno warte. – Oznajmił Chaz.
Pierwsze łzy spłynęły po moich policzkach, zacisnęłam wargi starając się powstrzymać szloch. Głowa Chaz’a jak na zawołanie podniosła się nieco wyżej spoglądając na mnie.
- A twoja dziewczyna wypłacze całą wodę ze swojego organizmu i umrze z wycieńczenia, a chyba tego nie chcesz.  – Wytarłam wierzchem dłoni mokre policzki, kiedy wzrok wszystkich spoczął na mnie.
- Hej… mała, nie płacz.- szturchnął mnie Luke.
- Co to?- pociągnęłam nosem i spojrzałam w kierunku Ryan’a. Chłopak wskazywał ręką na szafkę stojącą obok mnie, na której znajdowała się wizytówka Policjantów, którzy dzisiaj mnie odwiedzili.
- Wizytówka.- odpowiedziałam i chwyciłam kawałek papieru, podając mu go.
Butler przeskandował wzrokiem papier i zacisnął szczękę, podając po chwili wizytówkę Chaz’owi.
- Kiedy tutaj byli?- zapytał Chaz
- Jakieś 2 godziny temu.
- Kurwa, czy my zawsze musimy dostawać największe wrzody na dupie?- warknął Chris, kiedy również otrzymał kartkę.
- O co chodzi?- zapytałam, marszcząc brwi.
- Te dwa popieprzone psy próbują nas wpieprzyć do pierdla już trzeci rok z rzędu i w każdej możliwej sytuacji jakimś pieprzonym cudem to zawsze oni są przydzielani do nas kiedy gliny interesuje się nami bardziej niż zazwyczaj. – podsumował Ryan.
Kiwnęłam głową, rozumiejąc ich zdenerwowanie.
- O co pytali?- zaciekawił się Luke.
- Czy wiem kto zrobił to Justin’owi… Czy widziałam kiedyś u was ślady krwi na ubraniach lub broń w domu… Czy wiem czym zajmuje się Justin… No i czy wiem czy Justin jest zamieszany w jakieś nielegalne interesy.
- I co odpowiedziałaś?
- Za każdym razem zaprzeczałam. Chyba nie myślicie, że bym was wkopała. – skrzywiłam się lekko.
- Nie, jasne że nie. Ufamy Ci, bezgranicznie, dlatego o wszystkim wiesz. Justin nas zabije, kiedy dowie się, że wplątujemy Cię w nasz biznes.
- Jak na tą chwilę nie jest w stanie nic wam zrobić.- westchnęłam
- Uwierz, wolelibyśmy żeby się na nas wydzierał, lub rzucił się z pięściami niż leżał tu tak bez życia. – przyznał Max, a reszta przytaknęła na jego słowa.


Dochodziła właśnie godzina 24 a ja musiałam pierwszy raz od ponad 24 godzin jechać do domu, ponieważ moi rodzice dopiero teraz zauważyli, że nie ma mnie w domu.
Światła miasta, męczyły moje i tak już zmęczone oczy, więc naprawdę musiałam uważać, aby nie spowodować żadnego wypadku.
Skręciłam na ulicę prowadzącą do mojego domu i kilka minut później wjeżdżałam już na podjazd mojego domu. Wyjęłam kluczyki ze stacyjki, wysiadłam z auta i zamknęłam je a sekundę później kierowałam się już w kierunku domu.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zmrużyłam lekko oczy kiedy ostre światło z salonu poraziło mnie w oczy.
Nie zdejmując butów, weszłam do salonu i mruknęłam ciche „Cześć” na tyle głośno, aby oboje rodziców obróciło się w moją stronę.
- Matko Boska… dziecko. Gdzie ty byłaś? I jak ty wyglądasz? Wyszłaś tak dzisiaj z domu?- Mama stanęła na równe nogi i zaczęła iść w moim kierunku.
Przewróciłam oczami i cofnęłam się do tyłu kiedy miała zamiar dotknął dłonią mojego policzka.
- Jest w porządku, mamo. Jestem zmęczona.
- Masz podpuchnięte i przekrwione oczy. Brałaś coś?- oblizałam usta, hamując się aby nie wrzasnąć.
- Nie, nic nie brałam. Zamiast zapytać jak każda normalna matka czy nic mi się nie stało, dlaczego wyglądam jak wyglądam i dlaczego nie było mnie w domu ty jak zwykle przejmujesz się bardziej moim wyglądem niż samopoczuciem. Dla twojej wiadomości od wczorajszego wieczoru siedziałam w szpitalu, miło że zauważyliście że nie ma mnie w domu!- krzyknęłam zirytowana i opuściłam salon, wbiegając po schodach do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz, podłączyłam telefon pod ładowarkę, wyjęłam z szafy czyste ubrania, z komody świeżą bieliznę a następnie zamknęłam się w łazience.
Jutro a raczej już dzisiaj była Sobota, co oznaczało że nie muszę iść na żadne zajęcia do szkoły, więc mogę spokojnie spędzić kolejną noc z Justin’em. Nie chciałam zostawiać go na jakieś długie godziny, ponieważ bałam się, że jeśli wrócę, mogę zastać coś co mnie kompletnie zaszokuje lub załamie. Chce wiedzieć co dzieje się z nim w każdej minucie.
Do wanny wlałam dużą ilość ciepłej wody i rozebrałam się do naga. Zanurzyłam się ciepłej wodzie i przymknęłam oczy wzdychając z ulgą.
Poleżałam tak chwilę, aż w końcu zabrałam się za mycie. Wypuściłam wodę z wanny i wyszłam na zimne kafelki, wycierając ciało w ręcznik. Ubrałam na siebie bieliznę i ubrania. Rozczesałam i wysuszyłam włosy a następnie związałam je w koński ogon.
Zmyłam z twarzy resztki makijażu, nawet nie przejmując się moim tragicznym wyglądem, ponieważ miałam o wiele ważniejsze powody do zamartwiania się.
Nałożyłam pod oczy trochę korektora, aby ukryć trochę sine pod oczami. Przecież nie chciałam wystraszyć swoim wyglądem pół szpitala.
Spryskałam się trochę perfumami, założyłam buty i wyszłam z łazienki. Wyjęłam z garderoby czarną kurtkę, która zagwarantuje mi trochę ciepła i założyłam ją na siebie.
Odłączyłam ładowarkę od telefonu i z wspomnianymi wcześniej rzeczami wyszłam z pokoju. Zbiegłam po schodach i ruszyłam w kierunku drzwi frontowych.
- Gdzie idziesz?- zapytała mama
Obróciłam się na pięcie i westchnęłam.
- A jak myślisz?
- Nie wiem, przecież nic mi nie powiedziałaś, więc skąd mam wiedzieć i dlaczego byłaś w szpitalu?
- I właśnie mam zamiar tam wrócić. Dla twojej wiadomości Justin miał wypadek i jest w ciężkim stanie. Nic nie spowoduje, że tam nie pojadę, nie zostawię go tam samego.- oznajmiłam twardo.
Mina mojej mamy gwałtownie zmieniła się w zaskoczenie.
- O Boże! Co mu się stało?
- Skąd mam wiedzieć? Nie było mnie tam.- skłamałam
- A jak on się ma? To coś mocno poważnego?- Cóż jeśli nie byłabym pewna czy moja mama lubi Justin’a, teraz byłabym już pewna.
- Cały czas jest nieprzytomny. Stracił dużo krwi, ma stłuczenie mózgu i Odmę Otwartą Opłucną, przez którą musiał być operowany, jeśli wiesz co to jest.- Mama zakryła usta dłonią.
- Biedny Chłopak! Jasne kochanie, jedź do niego, ja porozmawiam z Ojcem i wszystko mu wyjaśnię. Potrzebujesz czegoś?
- Nie dziękuje, mamo.- już miałam otwierać drzwi, ale w ostatniej chwili przypomniało mi się coś i obróciłam się jeszcze raz w stronę rodzicielki. – Aaaa i przepraszam mamo za tamto i jeszcze raz dziękuje.- posłałam jej lekki uśmiech i wyszłam z domu.


7 komentarzy: